niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział XXI

    Kawa, którą Anella piła po raz pierwszy, okazała się być całkiem smacznym napojem. W jej strona nie pijało się jej zbyt często i teraz tego żałowała. Dziewczyna szybko opróżniła kubek i od razu poczuła się lepiej. Zadziwiające. Miała wrażenie, jakby ktoś użył na niej magii.
    Chociaż kawa poprawiła jej samopoczucie, dziewczyna wolałaby, żeby Ean wrócił. W jego obecności czuła się lepiej, bardziej bezpiecznie. A teraz zostawił ją samą z ludźmi, których ledwo znała.
    Oprócz Sandra, ale w jego obecności nie czuła się zbyt komfortowo. W dodatku za każdym razem, kiedy na niego patrzyła, przypominała sobie o Dealli.
    Dealla. Nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Nie zasłużyła na śmierć. Anella zamrugała, próbując pozbyć się łez napływających jej do oczu i skuliła się, oddychając głęboko.
    — Wszystko w porządku? — zapytał Sander, kładąc jej dłoń na ramieniu.
    — Tak — wymamrotała, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Zerknęła na dwie kobiety, ale żadna z nich nawet na nią nie spojrzała. Były pochłonięte cichą rozmową w języki, który nie brzmiał jak eański.
    — Na pewno? — upewnił się Sander. — Możemy porozmawiać, jak chcesz.
    Wolałabym, żebyś znów użył swojej magii, pomyślała, kręcąc głową. Dlaczego tego nie robił? Może szkoda było mu jej tracić... I wtedy przyszło jej do głowy, że może to Sander potrzebował rozmowy.
    — A co z tobą? — zapytała niepewnie. — Wszystko w porządku?
    Uśmiechnął się pogodnie.
    — Tak, oczywiście. Czemu miałoby nie być?
    Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jak w ogóle mógł powiedzieć coś takiego? W ciągu ostatniego dnia wydarzyło się tyle złego... Jakim cudem to na niego nie wpłynęło?
    — Przecież... — zawahała się. Westchnęła. — Przecież... — Nie potrafiła się wysłowić. — Dealla nie żyje — wyszeptała w końcu. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu. — Nie obchodzi cię to?
    — Oczywiście, że mnie obchodzi — odparł. — Dealla była moją przyjaciółką. Ale wydaje mi się, że nie chciałaby, żebym załamywał się nad jej śmiercią. Chciałaby, żebym żył dalej, tak, jak wcześniej.
    Zastanowiła się nad jego słowami. Przypuszczała, że miał rację — Dealla nie chciałaby, żeby się zamartwiali. Ale świadomość tego wcale nie sprawiła, że Anella poczuła się lepiej. Dealla nie żyła. Jak można zachowywać się, jakby to się nie stało?
    Każdy radzi sobie inaczej, pomyślała. Nie powinnam go oceniać. Żeby odpędzić ponure myśli rozejrzała się i zamarła.
    Jej wzrok padł na Ajsię i Nemaih. Kobiety nadal pochłonięte były rozmową, ale w pewnym momencie Ajsia pochyliła się i, ku zaskoczeniu Anelli, pocałowała Nemaih prosto w usta.
    Dziewczyna szybko odwróciła się. Co się właśnie stało? Czy Ajsia właśnie pocałowała Nemaih? Dlaczego zrobiła coś takiego? Przecież obie były kobietami... Może to taki zwyczaj tam, skąd pochodzą? Nie mogła wyobrazić sobie innego wyjaśnienia. Zerknęła na Sandra, ale on najwyraźniej niczego nie zauważył. Będzie musiała zapytać o to Eana...
    Gdzie on w ogóle był? Mijało coraz więcej czasu, a ani on, ani Steen nie wracali. Zaczynała martwić się coraz bardziej i miała nadzieję, że nic im się nie stało. Straciła już Deallę i Evasa. Nie chciała stracić też ich dwóch. Nie zniosłaby tego.
    Drzwi do sypialni otworzyły się i wyszła zza nich Erass. Kobieta miała potargane włosy i lekko podkrążone oczy, ale przywitała się ze wszystkimi z uśmiechem.
    — Dzień dobry. Ajsia, Nemaih, dobrze was widzieć.
    Ajsia skinęła głową, Nemaih odpowiedziała lekkim uśmiechem.
    — Ciebie również. Wszystko w porządku?
    — Tak — odparła Erass, rozglądając się. Podeszła do stołu i zerknęła na leżące na nim magiony. — Gdzie pan Ean?
    — Wyszedł gdzieś ze Steenem — odpowiedziała Ajsia.
    — I co? — zapytał Reod, wchodząc do pomieszczenia. — Wymyślił już coś?
    — Powiedział, że będziemy walczyć — wtrącił się Sander. — Ale nie z Dannelem, tylko z jego ludźmi. Pozbędziemy się tylu, ilu się da.
    Reszta pokiwała głowami z zadowoleniem, ale Anella nie była taka pewna. Nie chciała już walczyć. Nie chciała też, żeby inni walczyli. Ale wiedziała, że było to konieczne. Dannel musiał zostać powstrzymany za wszelką cenę.

    Miasto wydawało się nienaturalnie ciche. Zazwyczaj panował w nim spokój, bo było duże, a nie mieszkało w nim wielu ludzi, ale teraz było to niepokojące. Tak, jakby Oreall nie podobało się to, co się w nim działo.
    Zupełnie tak, jak wcześniej w bibliotece, pomyślał Gillen. Ona też wydawała się być nieprzyjaźnie nastawiona, choć, oczywiście, nie było to możliwe. Coś, co nie jest żywe, nie może mieć uczuć. Nie dało się jednak zignorować tej ciężkiej atmosfery.
    Choć na jasnoniebieskim niebie nie dało się dostrzec ani jednej chmury, a mocno świecące słońce powoli wznosiło się coraz wyżej, panował przejmujący chłód, potęgujący wrogą atmosferę.
    Mimo panującej wokół pustki, Gillen cieszył się, że Evas zdecydował pozostać w ukryciu. Nie czułby się dobrze, będąc na widoku. W końcu nie wiadomo, kto obserwował ulice. A ktoś robił to na pewno, tego Gillen był pewien.
    — Chodźmy — wyszeptał Evas.
    Chłopak szybko przemknął przez ulicę, kryjąc się w kolejnej alejce. Gillen podążył za nim, nieco niezdarnie. Potknął się, ale udało mu się zachować równowagę. Dołączył do Evasa.
    Towarzystwo chłopaka tylko trochę poprawiało jego nastrój. Evas nigdy nie był przyjemnym kompanem, a po tym, co zrobił z Saruttem... Nie musiał go zabijać, a zrobił to bez wahania. Gillen nie wiedział, co o tym myśleć. Przerażało go to.
    Evas nie raczył poinformować go o tym, co zamierzał. Najpewniej nawet nie chciał zabierać go ze sobą, ale Gillen wolał nie zostawać sam. Wolał już towarzystwo Evasa, nieważne, jak bardzo nieprzyjemne było.
    Jeszcze kilka razy przemknęli wąskimi uliczkami, aż wreszcie Gillen zorientował się, dokąd zmierzali. Do biblioteki.
    — To chyba nie jest dobry pomysł — odważył się wyszeptać.
    Evas posłał mu ostre spojrzenie, pod wpływem którego Gillen wzdrygnął się. Powstrzymał chęć, żeby przeprosić — nie miał powodu tego robić. Jego obiekcja miała przecież sens.
    — Nie zamierzam tam wchodzić — powiedział Evas. — Chcę tylko poobserwować.
    Gillen odetchnął z ulgą, ale tylko częściowo. Nadal nie podobał mu się pomysł jakiegokolwiek zbliżenia się do biblioteki. Ktoś na pewno uważnie obserwował jej otoczenie.
    Kiedy wreszcie dotarli do okolic biblioteki, panowała w nich taka sama pustka, jak wszędzie indziej. Może Sarutt jednak kłamał?, pomyślał Gillen, ale zaraz potrząsnął głową. Nie, w bibliotece musiał ktoś być, choćby po to, by zastawić tam pułapkę na Evasa.
    Przez chwilę po prostu czaili się w cieniu, w milczeniu. Gillen miał wrażenie, jakby zaraz miał zamarznąć. Z minuty na minutę zdawało się robić coraz chłodniej. Nienaturalnie zimno.
    Evas również musiał to zauważyć — a raczej poczuć — bo rozejrzał się uważnie, mrużąc oczy. Gillen również spróbował dojrzeć cokolwiek, ale nikogo w ich pobliżu nie widział. Kto mógł to zrobić? Czy jakiś mag manipulował powietrzem, sprawiając, żeby stawało się chłodniejsze? A może ktoś wytwarzał to zimno? Gillen nie miał pojęcia.
    — Co się dzieje? — wyszeptał najciszej, jak potrafił.
    Evas gestem nakazał mu zachować ciszę, więc Gillen posłusznie zamilkł. Jego serce przyspieszyło tempo swojego bicia. Niedobrze, pomyślał chłopak. Oby nikt nas nie zauważył. Nie wątpił, by Evas był w stanie pokonać wrogiego maga, ale wolałby, żeby do konfrontacji nie doszło. Mógłby przypadkiem ucierpieć.
    — Jest — Evas odezwał się nagle ledwo słyszalnie. — Tam. — Wskazał na dach jednej z kamienic, na której rzeczywiście ktoś stał.
    Z tej odległości Gillen nie był w stanie dostrzec zbyt wiele, nawet wytężając wzrok do granic możliwości. Sylwetka wydawała mu się kobieca, ale nie potrafił stwierdzić, do kogo należała.
    Zerknął kątem oka na Evasa, który wciąż uważnie wpatrywał się w kobietę. Co zamierzał zrobić? Przewrócić kamienicę, na której stała? Czy nie przyciągnęłoby to zbyt wiele uwagi? W bibliotece z pewnością usłyszeliby to.
    Już chciał wyrazić swoje zdanie na głos, kiedy dostrzegł coś innego. Alejką na przeciwko nich, dokładnie przy kamienicy, na której stała kobieta, ktoś się zbliżał. Nie myśląc o tym, co robi, trzepnął Evasa w ramię i wskazał mu tę osobę palcem.
    — Patrz.
    Przez chwilę obaj wpatrywali się w zbliżającą się sylwetkę, niewątpliwie należącą do mężczyzny. Wreszcie, w tym samym czasie, rozpoznali, do kogo należała.
    — Steen — powiedzieli równocześnie.
    Co on tu robi?, zastanowił się Gillen. Przecież chyba nie ma zamiaru zaatakować Dannela? Sam nie dałby mu rady. Może to Ean miał jakiś plan, który wymagał obecności Steena w tym miejscu...
    Mężczyzna zatrzymał się nagle i rozejrzał uważnie. Gillen zastanowił się, czy nie powinien dać mu jakiegoś sygnału, świadczącego o ich obecności, ale stwierdził, że zostawi tę decyzję Evasowi. Nie chciał popełnić jakiegoś głupiego błędu.
    — Chodź — mruknął Evas i wycofał się głębiej w uliczkę. — Idziemy do niego. Może wreszcie dowiem się, co się dzieje.
    Ostrożnie chowając się za kamienicami, okrążyli bibliotekę, żeby dołączyć do Steena. Na szczęście, mężczyzna nie zmienił swego miejsca pobytu — cały czas kucał w tej samej alejce, uważnie wpatrując się w bibliotekę.
    — Steen — zawołał cicho Evas, podchodząc bliżej.
    Mężczyzna wzdrygnął się gwałtownie, wstał i obrócił, gotowy do ataku. Kiedy zobaczył ich, zamarł.
    — Evas? — w jego głosie pobrzmiewały niepewność i niedowierzanie. — Gillen? Nie mogę uwierzyć, że żyjecie!
    — Ja też nie — przyznał Gillen, oddychając z ulgą. Jeśli Steen żył, to może reszta również. Może udało im się uciec Dannelowi. Miał taką nadzieję.
    — Co tu robisz? — zapytał Evas, zniżając głos.
    — Ean wysłał mnie, żebym zorientował się, co się dzieje w mieście. Wiecie może coś?
    — Dannel zwołuje swoich zwolenników — powiedział Evas. — Wziął sobie bibliotekę, jako siedzibę. Poza tym, bądź cicho. Nie jesteśmy sami, jeśli jeszcze tego nie poczułeś.
    Steen rozejrzał się uważnie, więc Gillen wskazał mu palcem dach kamienicy, przy której stali. Mężczyzna zmrużył oczy, próbując dostrzec, kto na nim stał.
    — Co niby miałbym poczuć? — wyszeptał.
    — To zimno — odparł ze zdziwieniem Gillen. — Nie czujesz tego?
    — Ach, mówisz o tym? Poczekajcie chwilę...
    Evas i Gillen wymienili niepewne spojrzenia. Przez chwilę nic się nie działo, a potem nagle chłopak poczuł ciepło, oplatające go ze wszystkich stron. Aż westchnął, gdy przeszły go dreszcze. Po chwili jednak poczuł się zdecydowanie lepiej.
    — Dziękuję — wyszeptał, oddychając głęboko. — Jak to zrobiłeś?
    Steen otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Evas wtrącił się, zanim zdążył to zrobić.
    — Nieważne. Mamy inne problemy.
    Choć ton jego wypowiedzi nie należał do najmilszych, Gillen musiał się z nim zgodzić.
    — Kto to jest? — zapytał Steen, zerkając w górę. Ze swojej pozycji nie byli w stanie dostrzec, kto przebywał na dachu.
    — Nie wiem. — Evas wzruszył ramionami. — Jakiś Mag Tworzący. Zaraz się przekonamy.
    Zanim Gillen zdążył zapytać, co miał na myśli, gdzieś w oddali rozległ się huk. Ziemia zadrżała lekko, ale po zaledwie kilku sekundach ustabilizowała się.
    Przez chwilę siedzieli nieruchomo. Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, przez który Gillen wzdrygnął się gwałtownie. Na szczęście, udało mu się zachować ciszę. Na ulicę wkroczyła kobieta, szybkim krokiem — niemal biegiem — kierując się do biblioteki. Po jej długich nogach i jasnych, powiewających na wietrze włosach, wywnioskował, że była to Sanna.
    Nie zdążyła dobiec do schodów — nagle przed nią wyrosła wysoka ściana. Kobieta zatrzymała się i obróciła w poszukiwaniu zagrożenia.
    Evas zaczął się podnosić, zapewne chcąc wyjść jej na spotkanie, ale Steen powstrzymał go, kładąc mu dłoń na ramieniu i lekko kręcąc głową.
    — Ja pójdę — szepnął. — Powinienem sobie z nią poradzić. Ty się lepiej jeszcze nie pokazuj. Gillen — zwrócił się do niego — ty trzymaj się z tyłu. Jeśli będzie coś się działo, uciekaj do Szarej Wieży.
    Do Szarej Wieży? Gillen zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, ale nie protestował. Steen wiedział lepiej, co robić.
    Mężczyzna pewnym siebie krokiem wstąpił na dziedziniec przed biblioteką. Sanna zauważyła go natychmiast i na chwilę wyraźnie zesztywniała. Zaraz jednak przybrała bardziej zrelaksowaną pozę. Powiedziała coś, czego Gillen nie dosłyszał.
    Steen nie odpowiedział. Zamiast tego kucnął i przyłożył dłonie do ziemi. Spod jego palców wytrysnął lód, który natychmiast zaczął pokrywać otoczenie. Sanna zdążyła jednak uskoczyć z jego drogi, unikając zamarznięcia.
    Odpowiedziała atakiem — z jej dłoni wystrzeliły sznury, gotowe opleść i zadusić Steena. I chociaż zdołały go schwytać, natychmiast zostały przecięte ostrzem, które pojawiło się znikąd.
    Steen chwycił je, zanim zdążyło opaść na ziemię i skierował w stronę Sanny. Nie zaatakował jednak, czekał na jej ruch.
    Sanna zrobiła kilka kroków w tył, póki nie zatrzymała jej ściana. W jej dłoni również zmaterializowało się ostrze, jednak ona także nie atakowała. Oboje stali i wpatrywali się w siebie nawzajem.
    W końcu Sanna zaatakowała, rzucając się z nożem w stronę Steena. Mężczyzna ledwo zdążył zrobić unik, ale podciął ją i upadła na ziemię. Natychmiast jednak znów zerwała się na nogi ze wściekłością wypisaną na twarzy, doskonale widoczną nawet z tej odległości.
    Sanna znów rzuciła się na Steena i przez chwilę siłowali się. Ich ostrza opadły na ziemię i znikły. W końcu mężczyźnie udało się unieruchomić kobietę. Zacisnął jej palce na gardle.
    Nie zaczął jej jednak dusić — spod jego palców znów wydobył się lód, pokrywając skórę kobiety. Chociaż walczyła — uderzała Steena i kopała go — nie puścił jej, dopóki cała nie została zamrożona. Dopiero wtedy cofnął się i wrócił do nich, nie zaszczycając swego dzieła spojrzeniem. Wyglądał na zawstydzonego.
    — Zostawisz ją tak? — zapytał Evas powątpiewająco. — Powinieneś ją roztrzaskać na kawałki. Albo spalić.
    Gillen prawie wzdrygnął się, słysząc z jaką obojętnością chłopak to powiedział. Steen zaś posłał mu ciężkie spojrzenie.
    — Nie lubię zabijać — powiedział. — Nie robię tego, o ile nie jest to konieczne. A teraz chodźmy.
    Evas przewrócił oczami.
    — Mogę zabić ją za ciebie, jeśli się boisz.
    Steen posłał mu ostre spojrzenie.
    — Nie. Idziemy — rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    — A może by gdzieś ją przenieść? — zasugerował Gillen. — Chyba lepiej nie zostawiać jej tak na widoku. Dannel od razu zorientuje się, że coś się tu działo.
    Evas pokiwał głową, najwyraźniej zgadzając się z nim. Steen westchnął, ale zawrócił. Chwycił blok lodu i przytaszczył go do najbliższej kamienicy, otworzył drzwi i wstawił go do środka. Następnie dołączył do nich.
    — Idziemy.
    Dotarcie do Szarej Wieży nie było łatwe i zajęło im trochę czasu. Nadal musieli zachowywać ostrożność i poruszać się w cieniach budynków, przemykając wąskimi, rzadko uczęszczanymi uliczkami. Na szczęście, nie natknęli się na nikogo z ludzi Dannela. Najwyraźniej mężczyzna nie wysyłał jeszcze swoich popleczników, by patrolowali miasto.
    W Szarej Wieży Steen zaprowadził ich na samą górę, do pomieszczenia na jej szczycie. Dla Gillena wyglądał on jak zwykły pokój — miał łóżko, biurko, szafę, regały z książkami i wszystko inne, niezbędne do życia. Panował w nim zaskakujący porządek.
    Na łóżku rozgościł się Ean, przeglądając jakąś książkę bez większego zainteresowania. Kiedy weszli do środka, podniósł wzrok. W jego oczach na chwilę zalśniło niedowierzanie, a chwilę potem jego twarz rozjaśnił uśmiech. Odłożył książkę i zerwał się na równe nogi.
    — Żyjecie? — zawołał uradowany. — Nie mogę w to uwierzyć. O rany.
    Przez chwilę wyglądał, jakby miał zamiar ich wszystkich uściskać, ale szybko zebrał się w sobie i spoważniał.
    — Dobrze. Zbierajmy się i znikajmy stąd jak najszybciej.
    Podszedł do ściany — tej, której nie zasłaniały regały — i ponaglił ich ruchem dłoni.
    — Chodźcie. Będę musiał przeprowadzać was pojedynczo. Gillen, ty pierwszy.
    Gillen niepewnie podszedł bliżej. Ean posłał mu szybki uśmiech i chwycił go za ramię.
    — To będzie nieprzyjemne — ostrzegł, a potem zrobił krok naprzód, ciągnąc go za sobą.
    Gillen wziął głęboki wdech i to okazało się być dobrą decyzją, kiedy wstąpili w przejście. Ogarnęło go uczucie, jak gdyby zewsząd otaczała go woda, wdzierając się do oczu, uszu, nosa i ust. Kiedy miał wrażenie, że dłużej nie wytrzyma, że utonie, wszystko nagle się skończyło.
    Oddychając ciężko, niemal zgiął się w pół. Dopiero po chwili dotarło do niego zimno, panujące... Gdzie właściwie byli?
    Nawet wytężając wzrok do granic możliwości, Gillen nie był w stanie dostrzec niczego poza ciemnością. Wzdrygnął się lekko, kiedy Ean dotknął jego ramienia.
    — Wszystko w porządku? — zapytał z troską.
    Gillen jeszcze raz odetchnął głęboko i pokiwał głową.
    — Tak — udało mu się wydusić.
    — Dobrze. Ja muszę wrócić po resztę. Zaraz będę z powrotem — zapewnił go i po chwili zniknął.
    Miał nadzieję, że Ean się pospieszy i wróci szybko. Bo ta ciemność z każdą sekundą zdawała się pogłębiać. Kto wie, co się w niej czaiło...
    Przejście znów się otworzyło, tym razem Ean przyprowadził ze sobą Evasa i zaraz znów zniknął. Oddychając ciężko, Evas oparł się o jedną z kamiennych ścian. Gillen obserwował go przez chwilę w milczeniu.
    — Wszystko w porządku? — zapytał w końcu niepewnie.
    — Tak — warknął chłopak w odpowiedzi. Rozejrzał się. — Gdzie my, kurwa, jesteśmy?
    — Nie wiem — odparł szczerze.
    — Czemu jest tu tak cholernie ciemno? I mokro? Ja pierdolę, gdzie on polazł?
    — Strasznie marudzisz — mruknął Gillen, tylko po to, żeby nie zapadła cisza. Nie podobała mu się ta ciemność. Towarzystwo Evasa poprawiało to tylko nieznacznie.
    — „Maruda” to moje drugie imię — odparł Evas, zaskakując go. Nie wydawał się osobą skorą do żartów.
    Przejście otworzyło się i pojawili się Ean ze Steenem. Ten drugi natychmiast przywołał światło i ocieplił powietrze, sprawiając, że reszta odetchnęła z ulgą.
    — Świetnie — powiedział Ean. — Chodźmy.
    Szli szybkim krokiem, ale dojście do końca kamiennego korytarza i tak zabrało im kilka minut. Gillen odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie zobaczył ścianę, kończącą go. Miał nadzieję, że za nią dostanie szansę na odpoczynek. Wyczekiwał tego z niecierpliwością.    

    Kiedy Ean wreszcie wrócił, Anella niemal rozpłakała się z ulgi. Tak bardzo się bała! Na szczęście, wyglądało na to, że nic nie stało się ani jemu, ani Steenowi. W dodatku przyprowadził ze sobą Gillena i Evasa.
    — Evas! — zawołała cicho, zrywając się. Żył! Czuła się, jakby wydarzył się jakiś cud. Była przekonana, że zginął. Miała ochotę go uściskać.
    Chłopak skinął jej głową, trzymając się z tyłu. Nie wszedł głębiej do mieszkania, zatrzymał się przy drzwiach i rozejrzał niepewnie. Anella zawahała się przez chwilę, ale podeszła do niego.
    — Wszystko w porządku? — zapytała cicho.
    — Tak — odparł, nie zaszczycając jej spojrzeniem. Wpatrywał się w przestrzeń przed sobą.
    Nie wyglądał na zbyt skorego do rozmowy. Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Westchnęła cicho, postanawiając go dłużej nie męczyć. Wróciła na swoje miejsce na sofie.
    — W porządku — odezwał się Ean, więc spojrzała na niego. Stał na środku pokoju, uśmiechając się. — Jak wszyscy widzicie, okazało się, że jeszcze nie straciliśmy Evasa. W związku z tym, bezpośrednia walka z Dannelem nadal jest możliwa.
    Oczy wszystkich zwróciły się w stronę Evasa. Chłopak zagryzł usta i spuścił wzrok. Anelli zrobiło się go szkoda. Wiedziała, że nie lubił znajdować się w centrum uwagi. Wyraźnie nie czuł się komfortowo.
    Ean również musiał to zauważyć, bo zmienił odrobinę temat.
    — Oczywiście, nie zrobimy tego. Będziemy trzymać się poprzedniego planu — atakować popleczników Dannela, dopóki nie zostanie sam. Wtedy zaatakujemy i jego.
    Anella pokiwała głową, tak samo, jak reszta. Nadal nie podobała jej się perspektywa walki, ale wiedziała, że była ona konieczna. Miała jednak nadzieję, że uda jej się zminimalizować własny udział. Zdawała sobie sprawę, że było to myślenie egoistyczne, ale nie potrafiła inaczej. Nienawidziła się za to. Była tchórzem.
    — Wszystko w porządku? — zapytał Sander, widząc jej zatroskany wyraz twarzy.
    Zmusiła się do uśmiechu.
    — Tak — odparła cicho i nieszczerze.
    Poklepał ją pokrzepiająco po ramieniu.
    — Nie martw się, wszystko będzie dobre — powiedział pogodnie.
    Chciałaby w to uwierzyć.
    Rozległo się prychnięcie. Anella rozejrzała się, w celu znalezienia jego źródła. Okazał się nim Gillen, stojący nieopodal i pijący kawę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, uniósł pytająco brew.
    — Jakiś problem? — zapytał.
    — Nie — odparła, spuszczając wzrok. Nie chciała wdawać się z nim w kłótnię.
    — Gillen! — zawołał uradowany Sander, nie zwracając uwagi na ich wcześniejsze słowa. — Martwiłem się o ciebie! Co się stało? Chodź, siadaj! — Przysunął się bliżej Anelli, żeby zrobić mu miejsce na sofie. Dziewczyna zaczerwieniła się.
    Gillen wahał się przez chwilę, aż w końcu westchnął i usiadł obok Sandra.
    — Dannel chciał użyć mnie jako zakładnika, czy coś w tym stylu — wyjaśnił. — Ale chyba nie zdążył. Evas pomógł mi uciec. — Skinął głową w stronę chłopaka, ale ten nie zauważył, zbyt zajęty wpatrywaniem się w podłogę.
    — To dobrze — powiedział Sander. — Naprawdę martwiłem się, że coś wam się stało.
    Nie sprawiałeś takiego wrażenia, pomyślała Anella, ale przygryzła wargę, nie odzywając się. Nie chciała go urazić — nie miała przecież na myśli nic złego. Przecież nie każdy okazywał smutek, płacząc i wpadając w chandrę, jak ona.
    — Dlaczego Dannel was oszczędził? — zapytała Nemaih, podchodząc bliżej. Dopiero teraz Anella zauważyła dziwny akcent, z jakim mówiła kobieta.
    Gillen wzruszył ramionami.
    — Jak już mówiłem, chyba chciał użyć mnie jako zakładnika albo przynęty. Ale pojęcia nie mam, dlaczego nie zabił Evasa. Nie, żebym żałował, że tego nie zrobił — zapewnił szybko.
    Anella westchnęła. Wzięła jedną z poduszek, leżących na sofie, i przytuliła ją do piersi. Była zmęczona. Najchętniej wróciłaby do domu, choć zdawała sobie sprawę, jak bardzo niedorzeczne było to pragnienie.
    — Wszystko dobrze? — zapytała Nemaih.
    Anella zaczynała mieć już dość tego pytania. Zacisnęła usta i pokiwała głową.
    — Co za paskudna sytuacja — westchnęła kobieta smutno. — Choć nie jest tak źle, jak trzy lata temu.
    Anella spróbowała sobie wyobrazić sytuację podczas pierwszego buntu Dannela. Musiało być okropnie. O wiele gorzej, niż teraz. Tyle osób wtedy zginęło... Miała nadzieję, że nie dojdzie do tego po raz drugi. Przerażała ją perspektywa, że tak się stanie.
    — Chciałbym znaleźć się jak najdalej stąd — mruknął Gillen cicho. — Nie możemy opuścić miasta?
    — I gdzie byśmy poszli? Wrócili do domów? — Nemaih zmarszczyła brwi z niezadowoleniem. — Zapomnij. Nigdy tam nie wrócę — w jej głosie pobrzmiewał gniew.
    — Ja też nie — wymamrotała Anella pod nosem, choć przypuszczała, że jej powody mogły być inne. 
    Wiele oddałaby, żeby móc to zrobić. Żeby zostawić to miasto za sobą i zapomnieć o wszystkim, co ją spotkało. Ściskało ją w piersi za każdym razem, kiedy myślała o swoich rodzicach i młodszej siostrze. Tęskniła za nimi. 
    Nemaih spojrzała na nią dziwnie. Anella poczuła się nieswojo.
    — Nie możesz wrócić prawda? — zapytała kobieta. Nie czekając na odpowiedź, dodała: — Skąd ty właściwie jesteś? Z Ethei?
    — Nie — zaprzeczyła i pokręciła głową. — Z Elenei. I nie mogę wrócić, zostałam wygnana.
    Nemaih pokiwała głową z zamyśleniem.
    — Cóż, ja niby wrócić mogę, ale nie chcę.
    Anella zmarszczyła brwi.
    — Skąd jesteś?
    — Z Urshanu — odparła kobieta. — Traktują tam magów całkiem dobrze, ale... — Westchnęła i pokręciła głową. — To dłuższa historia.
    Sander rozpromienił się.
    — Mamy dużo czasu! Siadaj i opowiadaj!
    Nemaih przez chwilę wyglądała, jakby chciała odmówić, w końcu jednak zdecydowała się opowiedzieć swoją historię.
    Pochodziła z okolic jednego z miast w Urshanie — Lennilu. Jej rodzina nie należała do bogatych. Posiadali niewielkie gospodarstwo i żyli z uprawy roli. Oprócz rodziców, Nemaih miała też młodszego brata — Choryera. Cała rodzica bardzo go kochała i opiekowała się nim, szczególnie, kiedy zachorował. Wydali całe swoje oszczędności na leki dla niego, ale to nie pomogło. Chłopiec zmarł, a oni skończyli bez pieniędzy i, wkrótce potem, bez dachu nad głową. Wreszcie udało im się znaleźć lokum w Lennilu, gdzie wszyscy zostali zatrudnieni w miejscowej fabryce zabawek. Ale to nie były szczęśliwe czasy — pieniądze, które tam zarabiali, nie wystarczały im.
    Dodatkowo, Nemaih opowiadała, rodzice nienawidzili jej. Z jej słów wynikało, że zawsze tak było. Nigdy nie udawało jej się sprostać ich wymaganiom. Miarka przebrała się, kiedy odrzuciła zaloty pewnego chłopaka — syna właściciela fabryki, któremu przypadła do gustu. Podczas awantury, która wtedy wybuchła, na jaw wyszły magiczne zdolności Nemaih.
    Początkowo jej rodzice byli przeszczęśliwi — wreszcie coś się układało. Ale Nemaih szybko dała im do rozumienia, że nie pozwoli się wykorzystywać. I tak opuściła Lennil i wyruszyła w podróż do Oreall. Miała wtedy dziewiętnaście lat.
    — Teraz mam prawie czterdzieści — powiedziała. — I nie żałuję swojej decyzji.
    Przy tym, co przeszła Nemaih, problemy Anelli wydały jej się błahe. Ona nie straciła nikogo z rodziny, dobrze dogadywała się z rodzicami. Im nigdy nie przyszłoby na myśl, żeby wykorzystać jej magiczne zdolności.
    — Przykro mi — mruknęła dziewczyna, nie wiedząc, co powiedzieć.
    Nemaih wzruszyła ramionami.
    — Niepotrzebnie. Jestem tu szczęśliwsza, niż kiedykolwiek byłam tam. Chociaż w obecnej sytuacji...
    Anella westchnęła. Opowieść kobiety sprawiła, że niemal zapomniała o sytuacji, w jakiej się znajdowali. Niemal. Wątpiła, by zdołała całkowicie się zrelaksować.
    — A co z wami? Jakieś historie? Ja się swoją podzieliłam.
    Anella pokręciła głową i skuliła się. Nie chciała opowiadać nikomu swojej historii. Nie komuś dopiero poznanemu, nawet jeśli Nemaih wydawała jej się sympatyczna. W ogóle nie chciała myśleć o przykrych sprawach. Wolałaby coś weselszego.
    — Ja nie mam o czym opowiadać — stwierdził Gillen, wzruszając ramionami i uśmiechając się cierpko. — Nawet, gdybym chciał.
    — A ty, Sander? — Nemaih zwróciła się do niego.
    Mężczyzna otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale wtrącił się ktoś inny.
    — Wybaczcie, że przerywam waszą przyjazną pogawędkę... — Ean uśmiechnął się czarująco. — Ale muszę na chwilę pożyczyć Gillena. Jeśli nie macie nic przeciwko, oczywiście.
    Chłopak natychmiast zerwał się i poszedł gdzieś za mężczyzną. Anella westchnęła. Co Ean tak właściwie planował?

    Gillen posłusznie podążył za Eanem na korytarz, a potem do jednych z drzwi. Nie miał pojęcia, czego mężczyzna od niego chciał, ale nie zadawał pytań. Zapewne i tak nie miałoby to sensu — gdyby Ean chciał, to by mu powiedział, a przynajmniej z takiego założenia wychodził chłopak.
    Ean otworzył jedne z drzwi i gestem nakazał Gillenowi iść za nim.
    Kamienne ściany długiego pomieszczenia zastawione zostały półkami, na których ustawiono szklane flakoniki, pełne jakiejś cieczy. Było ich niezliczenie wiele. Wzbudzały niepokojące wrażenie. Gillenowi chwilę zajęło zorientowanie się, czym była ciecz.
    — To czysta magia? — zapytał, chcąc się upewnić.
    — Tak — Ean potwierdził jego przypuszczenia. — Ostrożnie — ostrzegł.
    Gillen, który i tak trzymał się blisko drzwi, teraz niemal do nich przywarł. Słyszał o czystej magii. Wiedział, co robiła. Nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Czemu Ean go tu przyprowadził? I skąd on to wszystko wziął?
    Mężczyzna podszedł do jednej z półek i ostrożnie wziął jeden z flakoników.
    — To nasz drugi skład — powiedział. — Pierwszy znajduje się przy mieszkaniu Steena i, obawiam się, dostał się w ręce Dannela. O ile go znalazł. — Uśmiechnął się lekko i wyciągnął rękę z flakonikiem w stronę Gillena. — Proszę, to dla ciebie.
    Gdyby mógł, chłopak cofnąłby się jeszcze bardziej. Gwałtownie pokręcił głową.
    — Nie ma mowy — wykrztusił. — Nie wezmę tego.
    Ean westchnął.
    — Nie bój się, nic ci się nie stanie. Tylko się nie oblej. — Gillen ostrożnie przyjął od niego flakonik. Dłonie mu drżały i bał się, że w każdej chwili go upuści. Podejrzewał, że nie skończyłoby się to zbyt dobrze. — Daję ci to, bo nie chcę, żebyś był całkiem bezbronny. Gdyby ktoś cię zaatakował, możesz go tym po prostu oblać. Działa doskonale, zapytaj Anellę.
    Anellę? Gillen prawie prychnął. A co ona mogła o tym wiedzieć? Pokiwał jednak głową i ostrożnie włożył flakonik do kieszeni. Byle tylko go nie zgnieść, pomyślał. To nie skończyłoby się ciekawie.
    Rozległ się odgłos szybkich kroków i po chwili w pomieszczeniu pojawił się Steen. Nie zwrócił na Gillena uwagi.
    — Chodź. Ktoś znowu chce wejść do miasta — zwrócił się do Eana.
    Twarz mężczyzny rozjaśnił uśmiech.
    — Nareszcie! Zaczynałem się już martwić! — Poklepał Gillena po ramieniu. — Chodźmy.

-----------------------------------

Szczęśliwych Świąt i wesołego Nowego Roku! Czy jakoś tak.

13 komentarzy:

  1. Nowy rozdział, a mnie nikt nie poinformował ?! Nieładnie.. :(, no ok, żale na bok. Wszyscy razem! No, to teraz zacznie się planowanie na całego :) Rozdział spodobał mi się.

    Wesołych i pogodnych świąt !! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, wybacz. Cały czas jakoś zapominam, że miałam powiadamiać o nowych rozdziałach :D

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. OK, jestem, choć nie wiem, czy napiszę wszystko co bym chciała :P po peirwsze dlatego, że opowiadanie ma już 21 rozdziałow, a po drugie dlateog, że nie za dobrze się czuję.
    Ogólnie Twoja historia z pewnością wciąga. podoba mi się zamysł, że magia istnieje, ale większość ludzi się jej boi, nie popiera i że magowie są w pewnym sensie stygmatyzowani (niemal w każdym kraju). podoba mi się pomysł, że tej magii ubywa (choć nie do końca rozumiem mechanizmu, bo teraz to już naprawdę wielu boahterów użyło mnóstwo magii, a jakoś nadal ją posiadaja). No in czemu nie można by jej pobrać z tej czystej, skoro ta Ellain uważa, że jest to możliwe i zabrała Mikkela na Wielkie Pustkowie, aby ją zdobyć? POdoba mi się, że każdy bohater jest różny i że każdy ma i wady, i zalety (choć o ich wyglądzie jest za mało, na począkubyło więcej, teraz ci nowsi nie zawsze się wyróżniają). podoba mi sie podział magii w Twoim świecie i że dokładnie przemyślałaś, kto co może.
    wydaje mi się, że wprowdzenie powinno byc nieco dłuższe. NIe wiem, czu nie powinnaś zacząć od tego, jak Anella zosgtała zmuszona do podróży do Oreallu. Chyba byłoby lpeiej, lepiej czułoby się tę konieczność ucieczki, tę niesprawiedliwość, a i więcej mogłabyś napisać choćby o prawach w róznych państwach (bo tego np. mi brakuje. tak samo jak informacji o językach: oni wszyyscy zdają się znać któryś z nich, bo w końcu wszyscy się dogadują, ale niektórzy znają też inne... Wiec jak to jest, w jakim jezyku się porozumiwają?). Ponadto taka scena, w której brat Anelli psuje jej życie byłaby naprawde niezła. Swoją drogą fascynuje mnie, jak ona mogła zdobyć tego narzeczonego. Chyba rodzice to zaaranżowali, bo szczerze wątpię, zeby sama miała na to dowagę. Ona naprawdę się mocno boi. Ale wydaje mi sie że to głownie z powodu niewiedzy, braku doswiadczenia. tak naprawde widać, że w obliczu niebezpieczeństwa swojego czy osób, na której jej zależy, jest gotowa stanać do walki. To mi się w niej podoba.
    Własciwie to sporo osób tutaj sie dosć boi. Na przykład w trio Anella, Sander i D (nie pamietam jej imienia, przepraszam) zupełnie nie było żadnego lidera i to już chyba lekko przesadziłaś xD wydaje mi sie, że to Ean powinien ich podobierać. w ogóle z niego to dość dziwny przywódca. NIby mądry, niby wpływajacy na uczucia, niby planujacy, ale jakoś tak nie do końca... władczy. I faktycznie zastanawiam się, czy Evas nie ma racji co do jego przeszłości... NIe zdziwiłoby mnie to specjalnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już jestesmy przy Evasie - to z pewnością jedna z najciekawszych postaci w Twoim opowiadaniu. począwszy od samego pojawienia sie chłopaka, aż do teraz. w życiu bym się nie spodziewała, że będzie aż tak młody. I tak nieprzyjemny w obyciu. Ale to taka maska. On sobie zupełnie nie radzi, a podejrzewam, że zdrada Danella i jego siostry tylko pogłębiła jego brak umiejętnosci społecznych. Im bardziej przeklina i im bardziej jest nieprzyjemny, tym trudniej jest mu panować nad emocjami. Zabi tego S... dlatego, że czuł sie sfrustrowany tm,że nie potrafi zniszczyć Danella. Zdecydowanie musi spróbować panować nad emocjami...
      A co do Danella... podoba mi sie to, że nie o końca w tym opowiadaniu jest podział na dobrych i zlych. Ean wcale nie jest krystaliczny, podejrzewm, że duzo skrywa, a Dannell... n cóz, Danell chyba ma jednak te chore poglądy, ale nie wiem, czy on faktycznie jest zdolny do takiej rewolty. To bardziej teoretyk. Zbyt emocjonalny, zbyt agresywny, zbyt niepanujacy nad emcjami, tak myślę. gdy napisałaś dlaczego MIkkel za nim poszedł, wszystko nabrało sensu. Choć nie wiem, czy Mikkelowi to się uda, to na penwo dobrz,e że próbuje go pilnoać. Za to Balla jest po prostu szalona, jak nic kojarzy mi się z Bellatriks z HP, po porstu wypisz wymaluj, ale w jakiś sposob ją lubię, bo to taki typowy, dobrze wykreowany zły charakter, pewny siebie itd. Ale się cieszyłam, jak ta L (nowa magiczna dziewczyna) ją wykiwała, ją też od razu polubiłam. Fexa nie, bo teraz nie mogę mu tak łatwo zaufać, to taki typ, że nie ma kręgosłupa na mój gust...
      Jest jeszcze G. z pewnością istnieje poważny powód, dla którego jego magia nie daje znaku życia w praktyce. podejrzewam, że może dlatego, że jest tym magiem piąego rodzaju, jak Galla. On też jest trocę zbyt bojaźliwy, to już lekka przesada.
      Chciałam jeszcze napisać o Orreallu. Czasem się trochę gubię w topografii i tych wszystch przejściach. Jak sie ma Szara Wieżą do miasta? ma początku mnie się wydawało, że o musi być poza granicami maista, skoro Danellowi udało sie tam dostać, by uwolnić Ellain, ale po lekturze ost rozdziałow zmieniłam zdanie. po drugie brakowało mi na poczatku dłuższgo opisy życia czarodziejów w mieście: kto się czym zajmuje, czy jest jakaś szkoła, w ogóle jakby nie było dzieci itd... Trochę tego brakowało

      Usuń
    2. Niemniej jako całokształt opowiadnie z pewnością jest dobre i widać, że wszystko przemyślałas. W chwili obecnej najbardziej mnie chyba nurtuje, dlaczego Dannel zamiast zabić Evasa, zabrał go do swojego starego domu? Myślę,że może mieć sentyment do przyjaciela... To z pewnością nie było mąre, ale ja tam osobiscie bardzo się cieszę. A i wogóle ta wojna wydaje mi się trochę dziwna, bo jeśli niektórzy nie chjcą zabijać, to jak chcą wygrać, jeśli beda atakowani (no. Steen)? odczywiscie ja jestem za tym, żeby to załatwić polubownie, ale nie wiem, czy z kimś takim jak Dannel się da.
      Zapraszam Cię serdecznie na mój blog: niezaleznosc-hp.blogspot.com oraz na ocenialnię, którą założyłam: konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com :) przepraszam za wszystkie literówki i sporo chaosu, ale jestem naprawdę zmęczona

      Usuń
    3. Dziękuję ślicznie za tak długi komentarz ;*
      No to po kolei...
      Co do magii - ubywa jej i dla magów, którzy żyją dłużej, jest to oczywiste. W dawnych czasach magowie mogli dosłownie wszystko. Teraz ich zdolności są znacznie bardziej ograniczone. A co do samej utraty - im bardziej skomplikowaną i szczegółową rzecz się robi, tym więcej jej ubywa. To znaczy, że na przykład rozwalenie ściany zabiera znacznie mniej magii niż otworzenie drzwi.
      Kiedyś robiono eksperymenty, próbując właśnie pobrać magię z czystej magii, ale nie skończyło się to zbyt dobrze, bo dotykanie czystej magii ma... Bolesne skutki :D Co zresztą widać po Mikkelu. A Ellain... Cóż, ona żyje nadzieją, że zdoła ją odzyskać, wybierając się na Pustkowie. Czy jej się uda... To się jeszcze okaże :D
      Starałam się, żeby każdy z bohaterów czymś się wyróżniał :D A co do wyglądu... Cóż, padły zarzuty, że opisy są zbyt szczegółowe, ja sama też tak uważam, dlatego teraz skupiam się głównie na najbardziej charakterystycznych cechach, tych, które widać na pierwszy rzut oka.
      A mi się właśnie wydawało, że wprowadzenie jest zbyt długie i może znudzić ;) Nie chciałam też dokładnie pokazywać sceny, w której brat Anelli ją zdradza ani jego motywacji, bo na to czas przyjdzie później.
      Co do języka, którym się posługują - jest nim eański. To taki jakby odpowiednik naszego angielskiego - właściwie wszyscy go znają, w mniejszym lub większym stopniu.
      Narzeczonego Anella zdobyła właśnie dzięki rodzicom. Sama na pewno nie byłaby w stanie ^^
      Ean ich nie podobierał, bo to w sumie miała być szybka, całkowicie bezpieczna wyprawa. A że skończyło się inaczej... Można to też widzieć jako jego błąd, bezmyślność nawet. W końcu każdy popełnia błędy.
      A Ean... Fakt, nie zachowuje się jak przywódca. Głównie dlatego, że jest dość stary, a w Oreall od dawna nie było żadnego poważnego konfliktu. Podczas buntu Dannela też miał problemy :D Więc przez te wszystkie lata pokoju trochę "zardzewiał" :D Co do jego przeszłości... Hm... RAFO :D

      Usuń
    4. Cieszę się, że Evas jest najciekawszą postacią, właśnie taki był mój zamiar :D Jest bardzo skomplikowany i czasami naprawdę ciężko mi się go pisze, bo bardzo muszę się pilnować, żeby czasem nie przesadzić.
      Cieszę się, że rozumiesz Dannela. To znaczy, że rozumiesz, że on wcale nie nadaje się na przywódcę. Niby zdołał poprowadzić za sobą ludzi, ale to głównie dlatego, że ci i tak byli już sfrustrowani sytuacją i tylko czekali, aż pojawi się ktoś, kto nie będzie bał się otwarcie tego wyrazić. A Dannel się odważył i doprowadzić do buntu. Ale to jeszcze nie czyni z niego kompetentnego przywódcy :D
      Ach, Balla. Kolejna ciężka do pisania postać. Mam z nią ten sam problem, co z Evasem - nie chcę przesadzić. Mam nadzieję, że mi się udaje i czasami (choć rzadko) widać jej bardziej ludzką stronę (choćby przez jej uczucia względem Dannela).
      Lonnie to postać, która powstała przypadkiem, w ogóle jej nie planowałam i teraz próbuję jakoś znaleźć jej miejsce :D
      A Fex... Cóż, raczej nie jest postacią do polubienia. Choć, z drugiej strony - to tylko dzieciak. Jest przerażony tym, co się dzieje, dlatego ciągle zmienia strony, chcąc być wśród wygranych. Chyba można go zrozumieć, nawet jeśli nie pochwalać jego czynów. Wszystko zależy od tego, jak się na to spojrzy ^^
      Gillen... Tak, istnieje ważny powód, dla którego nie może używać magii, choć jeszcze trochę czasu minie, zanim się okaże, dlaczego. A co do jego bojaźliwości... To nie ten sam tym strachu, co w przypadku Anelli. On jest po prostu tchórzem, ona zaś... Cóż, do najodważniejszych nie należy, ale potrafi się w razie czego postawić. Gillen zaś nie.
      Szara Wieża znajduje się w Oreall, co było mówione od początku, ale rozumiem, że się człowiek może pogubić ^^ Muszę opracować jakąś mapkę miasta, ale lenistwooo... :D
      Samo Oreall jest dość niedopracowane, przyznaję. Wielu kwestii nie przemyślałam i jest już za późno na ich naprawianie. Pozostaje liczyć tylko na to, że w drugiej wersji uda mi się to poprawić ^^
      Dlaczego Dannel nie zabił Evasa zostanie wyjaśnione w następnym rozdziale.
      Owszem, niektórzy nie chcą zabijać i nie będą tego robić, o ile nie stanie się to konieczne. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba... Raczej się nie zawahają ^^ Poza tym, wszyscy (może oprócz Anelli) rozumieją, że Dannel koniecznie musi zginąć, że inaczej nie da rozwiązać się tego konfliktu. Co nie znaczy, że im się to podoba.

      Jeszcze raz ślicznie dziękuję za komentarz, uwielbiam takie rozbudowane :D
      A na "niezależność" z pewnością zajrzę, nawet ją zaobserwowałam, żeby nie zapomnieć. Nie mogę tylko obiecać, że stanie się to w najbliższej przyszłości, ale zajrzę na pewno, obiecuję ^^

      Pozdrawiam^^

      Usuń
  3. Twój blog - Opowieść z Miasta Magii - został właśnie wylosowany na Blog Miesiąca - Styczeń w kategorii Fantasy / Przygodowe !

    Będzie on dumnie reklamowany na Katalogowym Świecie przez okrągły miesiąc, w bocznej kolumnie

    szablonu.
    Blog zostanie również wpisany do zakładki Blogi Miesiąca gdzie pozostanie na stałe,

    można w niej zostawiać również komentarze. Dodatkowo w kategoriach w których jest

    zapisany, pod opisem pojawi się dopisek o wyróżnieniu oraz blog zostanie dodany do

    specjalnej kategorii "Blog Miesiąca".

    Pozdrawiam, gratuluję i życzę weny!
    Założyciel i główny administrator, Emily.

    OdpowiedzUsuń
  4. A już się miałam pytać, gdzie te wątki homo! :D Nie to, że jakoś bardzo mi ich brakuje, tylko byłam ciekawa czy czasem nie zrezygnowałaś z tego pomysłu xD I powiem szczerze, że po przeczytaniu (na samym początku mojej przygody z tym blogiem) informacji o LGBT byłam pewna, że tutaj będzie się działo coś mocniejszego i bardziej… pruderyjnego. Dobrze, że jednak zdecydowałam się czytać, bo samo pocałowanie Nemaih przez Ajsię jakoś mnie nie odpycha ;D

    Nadal jestem bardzo ciekawa czemu ktoś taki jak Gillen jest dla Eana tak ważny. Odnoszę wrażenie, że nie chodzi tutaj o zwykłą sympatię, tylko jakieś drugie dno. Szkoda, że na razie nie umiem tego rozszyfrować ;(

    Jak bohater zostawia swojego wroga przy życiu chociaż mógł go zabić (jak Steen tę kobietę) to zawsze się zastanawiam czy w następnej scenie ten „ocalony” nie wbije mu noża w plecy xD Taka dobroć i miłosierdzie to jednak niebezpieczne sprawy :D

    „Na łóżku rozgościł się Ean, przeglądając jakąś książkę bez większego zainteresowania (..)
    — Żyjecie? — zawołał uradowany. — Nie mogę w to uwierzyć. O rany” – nie no Ean mnie rozwala xD
    „ Co Ean tak właściwie planował?” – no też się zastanawiam :D

    Wygląda na to, że wszyscy najważniejsi bohaterowie są już razem. Ciekawa jestem, co Ean dalej wymyśli i czy zdołają zwyciężyć z Danellem. Ale podoba mi się to, że są komplikacje, że bohaterowie rozdzielają się, a potem odszukują. Dzięki temu opowiadanie naprawdę wciąga ;)

    Czekam na kolejny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrezygnować, nie zrezygnowałam. Ale ogólnie wątki miłosne to się u mnie toczą z prędkością ślimaka, więc jeszcze trochę czasu minie, zanim coś w tę stronę zacznie się dziać :D W końcu bohaterowie mają teraz inne sprawy na głowie, nie romanse :D Nic mnie tak nie wkurza w książkach, jak wątki miłosne, które nagle spychają wszystko inne na dalszy plan i bohaterka zastanawia się, czy jej ukochany ją kocha, w momencie, w którym powinna ratować świat...
      Tak poza tym, to spokojnie, poza pocałunki to raczej nie wyjdzie. Seksów pisać nie planuję :D
      Owszem, nie chodzi o zwykłą sympatię. Ma to drugie dno. A jakie? To się jeszcze okaże... :D
      Też mam zawsze takie wrażenie :D I zawsze mam ochotę wrzeszczeć na takie bohatera "Ty idioto! Zabij, póki możesz! Nie odwracaj się, bo wstanie i cię zabije!" :D
      Cóż, staram się, żeby bohaterowie nie mieli zbyt łatwo... Teraz, kiedy są razem, jest dobrze. Ale jak długo to potrwa? ;)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Nie wiem, czy na pewno jestem na tym rozdziale, bo tak trochę w dziwnym momencie skończyłam, bo akurat miałam wizytę u dentysty - nieważne zresztą.
    W wielu aspektach zaskoczyłaś mnie i uważam, że to opowiadanie naprawdę dobre czyta się jednym ciągiem, czyli jak normalną książke. Miałam przerwę i przez to nie pamiętałam wielu rzeczy.
    Nie mniej, rozdziały były świetne, jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy. I tylko takie pytanko, bo nie wiem czy już pytałam: ile to opowiadanie ma mieć rozdziałów?
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za miłe słowa ;* A co do pytania - nie mam pojęcia, szczerze mówiąc. Piszę bez podziału na rozdziały, dzielę dopiero wtedy, kiedy publikuję. A do końca jeszcze droga daleka... :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Ja to zawsze planuję, ile mniej więcej będzie miało opowiadanie, ale ja mam fioła na punkcie liczb...
      Ale to fajnie, że będzie długie opowiadanie. Życzę wytrwałości w pisaniu! - to jest chyba najważniejsze. Jak ostatnio czyściłam spam to z ponad 40 zaproszeń na blogi usunęłam 35, bo zablokowane, nie ma itd.

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony