tag:blogger.com,1999:blog-66786840421662510802024-03-13T15:58:21.110+01:00Opowieść z Miasta Magiikudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.comBlogger103125tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-3170051040030859182018-12-03T19:39:00.001+01:002018-12-03T19:39:14.270+01:00UwagaNowe rozdziały Miasta Magii nie będą ukazywały się na tym blogu. Wszystko będzie na moim Wattpadzie. Uznałam, że na blogu i tak nikt tego nie czyta (a jeśli czyta, to w ogóle nie daje znaku życia, więc dla mnie wychodzi na to samo), więc nie ma sensu publikowanie tu tego. Bloga nie usunę, ale nic nowego prawdopodobnie już na nim się nie pojawi.<br />
<br />
<a href="https://www.wattpad.com/user/kudikot" target="_blank">Mój wattpad.</a>kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-37354102893381998662018-11-25T12:37:00.002+01:002018-11-25T12:39:25.951+01:00Miasto Magii - Rozdział XLIII „Lonnie”<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
— Nie podoba mi się to — powiedział Steen, kilkanaście minut później, kiedy sytuacja uspokoiła się nieco. <br />Większość przyjęła fakt, że Evas przeżył, z niemałym szokiem. Zasypali biednego chłopaka gradem pytań i uratowała go dopiero Siella, która stwierdziła, że wymagał pomocy medyka i odciągnęła go do innego pomieszczenia. <br />— Mi też nie, ale tym zajmę się później. Większość jest nie tyle niezadowolona, co po prostu sfrustrowana. Chcą coś robić. — Ean po części ich rozumiał. Bezczynne siedzenie w takiej sytuacji mogło doprowadzić człowieka do szaleństwa. <br />— To nie daje im prawa do tak jawnej niesubordynacji. <br />Ean uśmiechnął się blado. <br />— Nie. Ale nie przejmuj się tym teraz, mój drogi. Mamy teraz ważniejsze problemy.<br />Garon wciąż nie wrócił i Ean zaczynał myśleć, że już się nie pojawi. Evas twierdził, że mężczyzna bardzo rwał się do walki. Jeśli postanowił zaatakować Dannela sam, z pewnością był już martwy. <br />Rux podeszła wcześniej do Eana i zażądała — wciąż miała czelność czegoś od niego żądać — żeby poszli go uratować, ale odmówił jej. Nie miał zamiaru ryzykować życia, kolejnych osób, by uratować jedną. Kobieta nie przyjęła tego najlepiej, widział to po jej oczach, ale powstrzymała się od wyzwisk i odeszła z dumnie uniesioną głową. Ean kazał Ajsii ją pilnować, nie chciał, żeby zrobiła coś głupiego, na przykład poszła sama na ratunek. <br />— Co zamierzasz? — zapytał Steen. <br />— Jeśli Dannel wciąż jest w bibliotece, możemy go otoczyć. — Z podziemi były w końcu dwa wyjścia, jedno do biblioteki i drugie do Szarej Wieży. — Biblioteka jest duża i łatwo w niej się ukryć. Możemy atakować i eliminować ludzi Dannela pojedynczo, aż wreszcie zostanie sam. I wtedy posłać na niego Evasa. — Ale nie samego. Poprzednio Evas nalegał, że sam da radę Dannelowi, drugi raz jednak Ean nie pozwoli mu na działanie w pojedynkę. — Jest też Balla. Dannel bardzo o nią dba, a przynajmniej tak się wydaje. Gdyby udało nam się ją pojmać…<br />— Moglibyśmy użyć jej jako zakładniczki — dokończył Steen, kiwając głową. <br />— Tak. — Ean miał przeczucie, że Evasowi się to nie spodoba, ale to nie od tu dowodził. Będzie musiał się z tym jakoś pogodzić. <br />— Więc? Jak ich podzielisz? — Wskazał na osoby zgromadzone w pokoju. <br />Ean zabrał się za dzielenie. Musiał stworzyć dwie grupy — jedną, która zaatakuje Dannela od środka i drugą, która zaatakuje z zewnątrz i go tam uwięzi. Jego ludzie nie będą mieli żadnej drogi ucieczki. <br />Wtedy Ean pomyślał o czymś innym. <br />— Mam pomysł — oświadczył Steenowi. — Ale ci się nie spodoba. <br />Steen uniósł brwi. <br />— Mów. <br />— Możemy wysadzić bibliotekę w powietrze. <br />Steen zbladł. <br />— Nie. <br />Ean westchnął. <br />— Uwierz mi, nie podoba mi się to równie mocno, co tobie. Ale pomyśl o tym…<br />— Proszę cię, nie rób tego. — Steen zabrzmiał niemal błagalnie. <br />— Moglibyśmy zabić ich wszystkich za jednym zamachem. Nawet Dannela. <br />Jedna, silna, stworzona magicznie bomba zabiłaby wszystkich obecnych w bibliotece. Nic by z niej nie pozostawiła. Czy naprawdę mogli to zrobić? Ean pomyślał o wszystkich ludziach Dannela. Niektórzy z nich byli młodzi i podatni na wpływy, a przypadek Sarutta Jourassa pokazywał, że niektórzy mogli być po prostu szantażowani. Czy Ean mógł skazać ich wszystkich na śmierć? <br />Przypomniał sobie, jak Ellain nazywała go potworem, za każdym razem, gdy go widziała. Jak on sam się kiedyś za takiego uważał, zanim zrozumiał, że, być może, nie wszystko to, co wydarzyło się w przeszłości, było jego winą. <br />Ale tym razem cała wina spadłaby na niego. Śmierć tych wszystkich ludzi… To byłby świadomy czyn. Nie byłoby ucieczki przed wyrzutami sumienia. Nie byłby w stanie żyć sam ze sobą. <br />Westchnął ciężko i spojrzał Steenowi prosto w oczy. <br />— Nie zrobię tego. Nie mogę.<br />Steen odetchnął z ulgą. <br />— Dziękuję. <br />Potraktujmy to jako opcję ostateczną, pomyślał jednak Ean, nie wyrzucając pomysłu ze swojej głowy całkowicie. <br /><br />*<br /> Minęło trochę czasu, zanim wszyscy byli gotowi. Ean z niejakim zaskoczeniem odkrył, że pociły mu się dłonie. Choć starał się nie okazywać tego na zewnątrz, wewnątrz był jednym wielkim kłębkiem nerwów. <br /> Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już dziś to się skończy. Wojna z Dannelem zostanie rozwiązana. Oczywiście, to nie będzie koniec problemów. <br /> Wciąż trzeba było znaleźć Ellain. Sama myśl o niej sprawiała, że Eana przechodziły dreszcze. Gdzie była? Co planowała? Na pewno jakąś zemstę — wielokrotnie o niej mówiła, gdy Ean ją odwiedzał. Znalezienie kobiety powinno być priorytetem, ale niestety, wtrącił się Dannel, atakując Oreall. <br />Ean nie mógł teraz się tym zamartwiać. Musiał zachować zimną krew i nie pozwolić, by kierowały nim emocje. Co okazało się trudne, kiedy przyszło mu podzielić ludzi na dwie grupy. <br />Logiczną decyzją było, żeby Steen poprowadził pierwszą z nich — tą, która zajmie się atakiem od wewnątrz. W końcu był bibliotekarzem i znał bibliotekę lepiej niż własną kieszeń. Steen sam mu to wytknął, a Ean musiał się z nim zgodzić. Nie znaczy to jednak, że mu się to podobało. <br />Zrobił to jednak. Z zaciśniętymi zębami przydzielił Steenowi jego własny oddział i wysłał do biblioteki. <br />— Uważaj na siebie. Nie będę się żegnał — zastrzegł. — To nigdy nie przynosi nic dobrego. <br />Steen uśmiechnął się, co stanowiło rzadki widok, ale szybko spoważniał. <br />— Będę uważał, nie każdy z nas jest lekkomyślnym idiotą. A ty masz się stąd nie ruszać. Nawet nie waż się zbliżać do jakiejkolwiek walki. <br />Ean westchnął. Steen naprawdę powinien przestać traktować go jak dziecko. <br />— Nie zamierzam. Zaprowadzę ich do Szarej Wieży i wracam tutaj. Muszę przecież przypilnować reszty. Kiedy ostatnio zostawiłem ich samych, nie skończyło się to za dobrze. <br />Steen pokiwał głową i obejrzał się przez ramię na swój „oddział”. Niektórzy wyglądali na naprawdę zniecierpliwionych i Ean mógł mieć tylko nadzieję, że żadne z nich nie zrobi czegoś pochopnego i głupiego. <br />— Dobra. Idę. Jeśli dowiem się, że gdzieś pod moją nieobecność łaziłeś, to osobiście skopię ci tyłek. <br />Ean zaśmiał się. <br />— Idź już. — Ugryzł się w język, zanim mógłby powiedzieć coś, co zabrzmiałoby jak pożegnanie i odprowadził Steena i jego ludzi wzrokiem, dopóki nie zniknęli w ciemnym korytarzu. <br />Obrócił się w stronę drugiego oddziału i prawie podskoczył. Nie zauważył, kiedy podkradł się do niego Evas, ale chłopak stał tuż obok. Obmył twarz i ręce z krwi Sarutta i nawet wyczyścił ubranie. <br />— Też chcę iść — oznajmił. <br />Ean westchnął. <br />— Powinieneś odpocząć.<br />Walka z Dannelem z pewnością go wykończyła, nawet jeśli nie chciał tego przyznać, a poza tym Siella twierdziła, że wciąż męczyły go efekty uboczne magii jednostkowej. <br />Oczywiście, Evas nie chciał tego słuchać. Był na to zbyt uparty. <br />— Odpocząłem. Chcę iść. <br />— To nie jest dobry pomysł… <br />— Dlaczego? — przerwał mu Evas. — Uważa pan, że się nie przydam? Że poradzicie sobie beze mnie? <br />Oczywiście, że chodziło o urażoną dumę. Albo może o chęć odzyskania reputacji. Ludzie nie przyjęli najlepiej tego, że znów przegrał z Dannelem. Pokładali w nim nadzieje, a on ich zawiódł. <br />— Nie jesteś jedynym magiem w Oreall, Evas. <br />— Nie, ale jestem najlepszy. — W jego głosie nie było arogancji, po prostu stwierdzał fakt. — A pan zamierza zostawić mnie z dzieciakami. <br />Sam jesteś prawie dzieckiem, pomyślał Ean, przyglądając się mu. Evas miał dwadzieścia lat, ale zdecydowanie na to nie wyglądał i, czasem, nie zachowywał się tak. Bycie magiczną anomalią robiło dziwne rzeczy z ludźmi.<br />— Możesz mnie za to winić? Teraz sam zachowujesz się jak dziecko. <br />Wiedział, że to zirytuje go jeszcze bardziej i miał rację. Policzki Evasa poczerwieniały z gniewu i przez chwilę chłopak sprawiał wrażenie, jakby chciał powiedzieć coś niezbyt miłego. Powstrzymał się jednak. Wziął głęboki wdech. <br />— Proszę? — Brzmiało to tak, jakby to słowo ledwo przeszło mu przez gardło i pewnie tak było. Evas rzadko o coś prosił. Głos mu nieco zadrżał, kiedy kontynuował: — Nie chcę tu siedzieć bezużytecznie. Chcę się na coś przydać. <br />Naprawę jest zdesperowany, pomyślał Ean. <br />— Siella twierdzi…<br />— W dupie mam, co twierdzi Siella — warknął chłopak, gwałtownie zmieniajac ton. — Sam wiem lepiej, jak się czuję. <br />Ean znów westchnął. Już wcześniej zastanawiał się nad tym, czy wykorzystać jakoś Evasa. Miał zamiar użyć go dopiero, kiedy Dannel zostanie sam, bez swoich ludzi, ale skoro chłopak tak nalegał…<br />— W porządku. Ajsia będzie dowodziła drugą grupą, masz się słuchać wszystkich jej rozkazów. Jeśli się dowiem, że złamałeś lub zignorowałeś jakikolwiek z nich, już nigdy nie zbliżysz się do żadnej walki, rozumiesz? — Ean nie miał tak naprawdę zamiaru odsunąć Evasa od walk, nie mógł sobie na to pozwolić, ale tego chłopak nie musiał wiedzieć.<br />Choć i tak chyba się domyślił, bo nie wyglądał na przekonanego. Przewrócił nawet oczami i Ean nie pierwszy raz pomyślał, że ktoś powinien nauczyć tego chłopaka odrobiny szacunku. <br />— W porządku, rozumiem. Możemy już iść? <br />— Tak, chodźmy. Ludzie się niecierpliwią. <br />Grupa, którą tymczasowo prowadził Ean, a którą dowodzić miała Ajsia, była znacznie większa od grupy Steena. Ale Ean i tak nie wykorzystał wszystkich dostępnych magów. <br />W podziemiach zostawił, oczywiście, dzieci i młodych poniżej dwudziestego roku życia, chorych i ciężarne kobiety, a także większość niemagicznych i kilkoro magów, żeby wszystkiego pilnowali. Magia większości z nich nie nadawała się do walki, ale byli i tacy, którzy walczyć potrafili. Zawsze lepiej być ostrożnym i przygotowanym na każdą ewentualność. <br />Przejście do Szarej Wieży było tak nieprzyjemne jak zawsze, ale Ean przyjął je lepiej niż reszta. Pierwszą przeprowadził Erass, która była Jednostkowcem i zostawił ją, by przeszukała więzienie, a sam wrócił po Ajsię. <br />Kiedy znów, wraz z kobietą, pojawił się w dawnej celi Ellain, nie mógł nie zauważyć, że Erass nieco zbladła i wyglądała na zaniepokojoną. <br />— Ktoś tu jest — potwierdziła jego przypuszczenia. <br />Czyli Dannel nie zostawił wieży bez straży. Tylko dlaczego? Czyżby przypuszczał, że gdzieś tu może być przejście? A może uznał ją za jeden z ważniejszych punktów w mieście, nad którymi powinien utrzymać kontrolę? <br />— Ilu ich jest? Możesz powiedzieć, kto? <br />Jeśli Dannel tu był, to cały plan mógł legnąć w gruzach. <br />Erass zmarszczyła brwi. <br />— To tylko jedna osoba. Zupełnie nie kojarzę tej magii. Nie wiem, kto to może być. <br />— Jesteś w stanie ją zlokalizować? — zapytała Ajsia. <br />Erass przechyliła głowę i zamknęła oczy, marszcząc nos. <br />— Wydaje mi się… Chyba gdzieś na dole. Nie przy wejściu… W jakiejś celi? — Potrząsnęła głową i otworzyła oczy. — Nie mam pojęcia, przepraszam. <br />— Nie przepraszaj i tak dużo zrobiłaś. Przyprowadzę resztę i zajmiemy się szukaniem. — Nie mogli przecież tak tego zostawić. <br /><br />*<br />Koniec końców, to Erass była tą, która znalazła tajemniczą osobę. Zawołała Eana do jednej z cel umieszczonych na dole. Jej wyraz twarzy był ciężki do odczytania, Ean nawet nie próbował tego zrobić. <br />— Znalazłam ją. To jakaś dziewczyna — powiedziała Erass. — Jest magiem, ale zupełnie jej nie rozpoznaję. Ale nie pamiętam wszystkich ludzi Dannela, to może być jedna z nich. — Wzruszyła ramionami, choć nie wyglądała, jakby wierzyła w to, co mówi. <br />Ean zmarszczył brwi. Dziewczyna, będąca magiem, zamknięta w celi, nie przez niego… Przez jedną, przerażającą chwilę, pomyślał, że to Ellain. Że Dannel przyprowadził ją z powrotem do miasta i ukrył tutaj, żeby Ean ją znalazł. Żeby mogła zaatakować z zaskoczenia. <br />Ale to nie miało sensu, a Erass wspomniałaby, gdyby magia dziewczyny była wyjątkowo silna. <br />Więc Ean włożył rękę do kieszeni i ścisnął flakonik z czystą magią, który wziął na wszelki wypadek, i wszedł do celi, przygotowany na atak. <br />I atak faktycznie nastąpił. Gdy tylko mężczyzna otworzył drzwi, rzuciła się na niego drobna istotka, chaotycznie okładając go pięściami i krzycząc. Ean cofnął się gwałtownie, niemal wpadając na Erass i istotka zamarła nagle. <br />Istotnie była to młoda, drobna dziewczyna. Stała, oddychając ciężko, z dłońmi wciąż zaciśniętymi w pięści i uniesionymi do ataku. Miała rozczochrane, brązowe włosy i dziki wyraz w jasnozielonych oczach. Sądząc po opalonej skórze, pochodziła z Osnei albo Sarlanu. <br />Nie poruszała się, tylko jej oczy, rozszerzone ze strachu, latały na przemian z Eana na Erass. Kobieta musiała unieruchomić ją swoją magią, za co Ean był jej wdzięczny. <br />— Wszystko w porządku? — zapytała Ajsia, podchodząc do nich. <br />— Tak — odparł Ean, prostując się i otrzepując koszulę. Odgarnął włosy z czoła i posłał nieznajomej dziewczynie swój najbardziej czarujący uśmiech. — Witaj. Kim jesteś? <br />Dziewczyna przez chwilę milczała. <br />— Zostawcie mnie w spokoju — powiedziała wreszcie drżącym głosem. — Wynoście się stąd. <br />Ean zastanowił się.<br />— Tak, to chyba dobry pomysł. Możecie iść — zwrócił się do Ajsii i Erass. — Kontynuujcie z planem. <br />Erass zawahała się. <br />— Jest pan pewien? A jeśli znowu pana zaatakuje?<br />Ean zmierzył dziewczynę wzrokiem. Była naprawdę niska i drobna, wyglądała, jakby mocniejszy podmuch wiatru mógłby złamać ją na pół. <br />— Wydaje mi się, że sobie z nią poradzę. Poza tym, już mnie nie zaatakuje, prawda? — Posłał dziewczynie kolejny uśmiech. — Puść ją, Erass, robimy przez ciebie złe wrażenie. <br />— To ona zaczęła — mruknęła kobieta, ale puściła dziewczynę. <br />Ta opuściła niepewnie pięści. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że niemal rozmywały się w oczach. Biedactwo, pomyślał Ean. Jest taka przerażona. <br />— Idziemy — powiedziała Ajsia i kobiety wycofały się.<br />Ean wszedł do celi i zamknął za sobą drzwi. Dziewczyna wycofała się na drugi koniec pomieszczenia i tak bardzo przycisnęła do kamiennej ściany, jakby chciała w nią wniknąć. Wpatrywała się w Eana z mieszanką przerażenia, wściekłości i nienawiści. <br />Mężczyzna westchnął. To nie będzie łatwe, pomyślał. Miał nadzieję, że Steen nie zabije go później za to, że nie wrócił od razu do kryjówki. Obecność tej dziewczyny była nieprzewidzianą komplikacją, którą będzie musiał mu wybaczyć. <br />— Nazywam się Ean — powiedział łagodnie mężczyzna. — Nie musisz się mnie bać, jestem zupełnie nieszkodliwy. — Wypróbował kolejny uśmiech, ale ten również nie zadziałał. — Jak masz na imię? <br />Dziewczyna zmarszczyła brwi. <br />— On wspomniał o jakimś Eanie — powiedziała niepewnie. — Chodziło o ciebie? <br />Ean zamrugał. <br />— Prawdopodobnie. Kto o mnie wspomniał? <br />Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę i objęła się ramionami. <br />— Ten rudy. Wysoki taki.<br />— Dannel?<br />— Chyba tak się nazywał, nie wiem. — Wzruszyła ramionami. <br />— To on cię tu zamknął?<br />— Tak. — Zamrugała, jakby chcąc odpędzić łzy. <br />— Skrzywdził cię? <br />Dziewczyna spojrzała mu w twarz. <br />— Zamknął mnie tutaj — powiedziała i była to wystarczająca odpowiedź. — On… on jest magiem. Ty pewnie też. Wszyscy tutaj jesteście magami — brzmiała, jakby za chwilę miała się rozpłakać, ale wzięła głęboki wdech i uspokoiła się nieco. — To jest Miasto Magii — wyszeptała, jakby dopiero teraz to do niej dotarło. <br />— Owszem — potwierdził Ean. — Przykro mi, ale wygląda na to, że jesteś jedną z nas. <br />Wściekłość znów wstąpiła na jej twarz. <br />— Nie jestem jedną z was! — warknęła dziewczyna. — Nigdy nie będę! Nie jestem z magiem, nie mogę nim być! — W jej głosie pobrzmiewała wyraźna panika. <br />Ean powstrzymał westchnienie. Tak, ta dziewczyna niewątpliwie stanowiła trudny przypadek. Prezentowała sobą najgorszy możliwy obraz nowego maga — takiego, który nie chciał zaakceptować prawdy o tym, kim był. Następne tygodnie będą dla tej dziewczyny wyjątkowo trudne, ale w końcu zaakceptuje siebie — zawsze tak to się kończyło. <br />— Wiem, że to, co się wydarzyło, jest dla ciebie szokiem. Może być trudne do zaakceptowania. Ale lepiej będzie, jeśli po prostu spojrzysz prawdzie w oczy. Jesteś magiem. Tego nie zmienisz. Możesz uciekać, unikać używania swoich mocy, ale magia nadal krąży w twoich żyłach. Nie pozbędziesz się jej. <br />Dziewczyna spojrzała na niego i przełknęła ślinę. <br />— Nie chcę tu być. Chcę wrócić do domu. <br />Ean złagodniał. <br />— Skąd jesteś? Z Osnei? <br />Skinęła głową. <br />— W takim razie zaufaj mi, bezpieczniejsza będziesz w Oreall. Możesz odejść, jeśli chcesz. Dannel cię uwięził, ale ja mogę cię uwolnić. Wypuścić z miasta. Jeśli naprawdę tego chcesz, zrobię to. — Uśmiechnął się delikatnie. <br />Na twarzy dziewczyny malowało się zarówno niedowierzanie, jak i podejrzliwość. <br />— Tak po prostu pozwolisz mi odejść? <br />— Oczywiście. Ale musisz ze mną współpracować. Na przykład zdradzić mi swoje imię. <br />Zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła wzrok. Milczała. Ean westchnął ciężko. <br />— Posłuchaj mnie. Wiem, że jest ci ciężko. Właśnie odkryłaś, że jesteś magiem i trafiłaś do Miasta Magii w sam środek wojny. To z pewnością nie pomaga. Ale musisz coś zrozumieć. Jeśli chcesz się stąd wydostać, musisz ze mną współpracować. Jeśli chcesz się nad tym w zastanowić w spokoju, w porządku. Zostawię cię samą ze swoimi myślami. Ale mam bardzo dużo na głowie. Nie wiem, czy będę pamiętał, że tu jesteś. <br />Dziewczyna wyraźnie zbladła, przerażona perspektywą spędzenia reszty swojego życia, zapomniana w tej celi. <br />— Nazywam się Lonnie — powiedziała wreszcie, kiedy Ean już odwracał się do wyjścia. <br />Mężczyzna obrócił się i uśmiechnął szeroko. <br />— Widzisz? To nie było takie trudne. Pomyślności, Lonnie. Bardzo miło mi cię poznać. Nawet jeśli nie podzielasz tego uczucia. Jak już mówiłem, nazywam się Ean. Jestem przywódcą tego miasta. <br />Wbiła w niego nieprzyjemne spojrzenie. <br />— Wypuścisz mnie teraz? <br />— Teraz? Kiedy właśnie zaczęliśmy ze sobą rozmawiać?<br />— Powiedziałeś, że mnie wypuścisz, jak powiem ci swoje imię.<br />— Nie. Powiedziałem, że wypuszczę cię, jeśli będziesz ze mną współpracować. Myślisz, że chodziło mi tylko o twoje imię, Lonnie? <br />Dziewczyna przełknęła ślinę i zadrżała. Ean natychmiast skarcił się w duchu. Powinien zejść trochę z tonu, dziewczyna i tak była już wystarczająco przerażona. Ale od początku wyczuwał, że bycie łagodnym w jej przypadku na nic się nie zda. Ta dziewczyna nie była Anellą. Musiał być z nią stanowczy. <br />— Czego jeszcze chcesz? <br />— Rozmowy. Opowiedz mi, jak się tu znalazłaś. <br />Lonnie przygryzła wargę i wbiła wzrok w podłogę. <br />— Nie spiesz się, mamy czas — dodał Ean. <br />Spiorunowała go wzrokiem. A potem, niechętnie, zaczęła opowiadać:<br />— To przez tą dziewczynę. Teklandkę. Balla, czy jakoś tak jej było. Przyszła… — Lonnie urwała i zaczęła jeszcze raz. — Prowadzimy z dziadkami gospodę. Ta dziewczyna tam przyszła. Szukała pokoju na jedną noc. Potem zaczął się do niej przystawiać jakiś obleśny sukinsyn, widziałam, jak szedł za nią po schodach, więc poszłam za nim. Chciałam jej pomóc, ale okazało się, że wcale mojej pomocy nie potrzebowała. Bo okazało się, że jest magiem. — Zacisnęła zęby. — Gdybym wiedziała, w życiu nie próbowałabym jej pomóc. Zabiła tego chłopaka i próbowała zabić mnie, ale wtedy… — Lonnie znów urwała i już nie kontynuowała. <br />— Użyłaś magii — dokończył Ean, kiwając głową. — Co zrobiłaś? <br />— Ja… Ja… Ona, ta dziewczyna, użyła magii i chciała chyba uderzyć we mnie stołem. Próbowałam się osłonić, wyciągnęłam ręce i… — Przełknęła ślinę. — I stół się zatrzymał. Nic nie zrobiłam! Sam się zatrzymał! <br />— Ale coś poczułaś. <br />Lonnie pokiwała gwałtownie głową. <br />— To musi być jakaś pomyłka — powiedziała cicho. — Nie mogę być magiem. Nie jestem taka jak wy. <br />Ean westchnął. <br />— Lonnie, nikt nie jest „taki jak my”. Spędzisz trochę czasu wśród magów i zrozumiesz, że każdy z nas jest inny, a historie, które o nas słyszałaś, sa fałszywe.<br />— Gówno prawda. Potrafisz mi to udowodnić. <br />— Musiałabyś stąd wyjść. Pójść ze mną. Poznać innych magów i przekonać się na własnej skórze, że mówię prawdę. <br />To ją zdenerwowało. <br />— Próbujesz mnie namówić, żebym poszła z tobą! — warknęła. — Nigdzie nie idę, masz mnie stąd wypuścić. Chcę wrócić do domu. <br />— Wrócisz, obiecuję. Jak już mówiłem, w Oreall jesteś znacznie bardziej bezpieczna niż na zewnątrz, ale rozumiem, jeśli naprawdę nie zechcesz tu zostać. Jest tylko jedna rzecz, którą musisz zrobić, zanim cię wypuszczę. Musisz opanować swoją magię i nauczyć się nią władać. <br />Lonnie otworzyła szeroko oczy, po raz kolejny blednąc.<br />— Nie. Nie będę używać magii, nie chcę stać się taka jak wy… <br />— Jeśli nie nauczysz się nad nią panować, po wyjściu stąd możesz przez przypadek kogoś zranić. Kogoś, kogo kochasz. Możesz nawet go przez przypadek zabić. Chcesz tego? <br />Lonnie spuściła wzrok, ale po jej napiętych ramionach Ean widział, że nie opuściła jej jeszcze wola walki. Będą z nią problemy, pomyślał. Może faktycznie lepiej będzie pozwolić jej odejść. <br />— Nie.<br />— W takim razie musisz ze mną pójść, przykro mi. Pocieszę cię, że miejsce, w które się udajemy, jest trochę przyjemniejsze. <br />— Nie chcę iść do innych magów — zaprotestowała dziewczyna. — Nie chcę ich spotykać. <br />Ean zamknął oczy i odetchnął głęboko. Ta dziewczyna była naprawdę uparta. Rozumiał, dlaczego się tak zachowuje, potrafił postawić się na jej miejscu, ale i tak pomału zaczynał tracić cierpliwość. <br />— W porządku. Nie musisz nikogo spotykać. Ale chodź ze mną na górę, tam nikogo nie ma. Jest tam tylko duża cela, znacznie wygodniejsza niż ta. Prawie jak pokój, naprawdę. Będziemy mogli sobie usiąść i porozmawiać jak cywilizowani ludzie. Co ty na to? <br />Nieufność natychmiast powróciła do jej spojrzenia i Ean nie mógł nie pomyśleć o tym, jak bardzo ta dziewczyna przypominała Anellę i jednocześnie była zupełnie inna. Ciekawe, czy by się dogadały… To mógłby być początek wielkiej przyjaźni lub ogromna katastrofa, Ean nie potrafił zdecydować. <br />— Lonnie — powiedział, kiedy dziewczyna nie zareagowała. — Czego się obawiasz? Gdybym chciał cię skrzywdzić, mógłbym to równie dobrze zrobić teraz. Mogę cię też tu zostawić, nie zapominaj o tym. <br />— Dobra! Dobra, w porządku, pójdę z tobą! — niemal wykrzyknęła. — Nie musisz mi grozić — warknęła. <br />Ean uśmiechnął się. <br />— Nie chcę ci grozić, ale mnie do tego zmuszasz. Chodźmy w takim razie, skoro wreszcie zdecydowałaś się mi choć trochę zaufać. <br />— Chciałbyś — mruknęła, ale posłusznie poszła za nim do starej celi Ellain. kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-13524533203856931632018-11-18T13:04:00.002+01:002018-11-18T13:04:55.166+01:00Miasto Magii - Rozdział XLII „Korytarz" Steen był pierwszym, który zauważył stojącą w oddali postać.
Nagle chwycił Eana za ramię, zatrzymując go i wyrywając z jego gardła
krótki, zduszony okrzyk. <br />
— Ktoś tam jest — powiedział, wskazując na wprost. <br />
Wszyscy
— czyli Ean, Steen, Gillen, Sander i Ajsia — się zatrzymali. Skończyli
właśnie przygotowywać prowizoryczny szpital — odwalili kawał dobrej
roboty, Ean był z nich dumny — i wracali do głównych pomieszczeń, żeby
zacząć przenosić chorych. <br />
Ean zmrużył oczy i wreszcie dostrzegł
to, co zauważył Steen. W oddali, w nikłym świetle dawanym przez kolumny,
majaczyła postać o niewielkich rozmiarach. Z tej odległości Ean widział
tylko jej niewyraźne kontury. <br />
<i>Czy to </i>jej <i>sprawka?,</i>
zastanowił się Ean. Wydawało się to prawdopodobne, ale z drugiej
strony… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie zrobiła. Zazwyczaj wysyłała
głosy, nie obrazy. <br />
— Ktoś pewnie po prostu wyszedł się przejść —
powiedział Ean, starannie maskując obawy. — I zignorował mój zakaz. —
Pokręcił głową i westchnął. Może faktycznie tak było i postać nie miała
nic wspólnego z nią. <br />
Ale i tak wyglądała przerażająco. <br />
— Hej! — krzyknął Steen. — Wracaj do pokoi! Nie powinieneś wychodzić bez powodu!<br />
Ruszył pierwszy, Ean nawet nie próbował go wyprzedzić, nie chciał się niepotrzebnie kłócić. <br />
Postać nie zareagowała, zupełnie jakby nie słyszała, że się zbliżają. <br />
Sander jako pierwszy rozpoznał, z kim mają do czynienia. <br />
—
To Evas — stwierdził z zaskoczeniem w głosie. — Hej, Evas! — zawołał i
nagle ruszył biegiem w jego stronę, zanim Ean miałby w ogóle szansę go
zatrzymać. <br />
To faktycznie był Evas, Ean rozpoznał go, kiedy
zbliżył się jeszcze bardziej. Chłopak stał na środku korytarza,
zadzierając głowę i przyglądając się jednej z kolumn. Nie, stwierdził po
chwili Ean. On się jej nie przyglądał, tylko wpatrywał się w nią tępo,
jakby umysłem był w zupełnie innym miejscu. Ubranie, dłonie, a nawet
część twarzy pokrywała mu krew, ale nie wyglądał na rannego. <br />
Nie zareagował w żaden sposób, kiedy Sander do niego podbiegł. <br />
— O cholera — mruknął gdzieś z tyłu Gillen. — To faktycznie on. <br />
— Nie sądziłam, że przeżył — powiedziała cicho Ajsia. — Wszystko z nim w porządku?<br />
Ean
zbliżył się ostrożnie, nie odczuwając jeszcze radości z tego, że Evas
przeżył walkę z Dannelem. Chłopak wciąż stał w bezruchu, nie mrugając.
Tylko jego klatka piersiowa unosiła się z każdym oddechem. <br />
<i>Mówi do niego</i>, pomyślał Ean.<i> Niech to szlag.</i> Naprawdę nie chciał, żeby inni byli tego świadkami.<br />
— Evas? — powiedział cicho, nachylając się ku niemu. Pstryknął mu palcami przed oczami i potrząsnął delikatnie za ramię. <br />
Evas
wzdrygnął się gwałtownie i zamrugał. Spojrzał na Eana, jakby dopiero
teraz zdał sobie sprawę z jego obecności. Pewnie tak właśnie było. Ean
zaniepokoił się. Jak głęboko weszła do jego umysłu?<br />
— Wszystko w porządku? — zapytał. <br />
Evas pokiwał głową, wciąż nieco rozkojarzony. <br />
— Co się stało? — Miał nieco zachrypnięty głos. <br />
— Dziwnie się zachowywałeś — powiedział Sander. — W ogóle nie reagowałeś, tylko stałeś i gapiłeś się w górę. <br />
Eanowi
nie umknęło to, jak wymienił spojrzenia z Gillenem. Czyli do nich też
mówiła. Cudownie. Właśnie tego się obawiał. Miał tylko nadzieję, że nie
zrobiła nic więcej. <br />
— Ja… <br />
— Uderzyłeś się w głowę? —
przerwał mu Ean, zanim Evas mógłby powiedzieć jakieś mało przekonujące
kłamstwo albo, co gorsza, prawdę. <br />
Spojrzał mu porozumiewawczo w oczy. Evas zawahał się, a potem skinął głową. <br />
— Ja… Tak. — Odchrząknął. — Wcześniej, kiedy walczyłem z Dannelem. Ale już w porządku, nic mi nie jest — dodał szybko. <br />
Rozejrzał się i chyba dopiero zauważył, ile osób było wokół, bo jego policzki zaróżowiły się nieco. <br />
—
To się jeszcze okaże — stwierdził Ean. — Ktoś cię musi obejrzeć. I
musisz się umyć. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteś cały we krwi. <br />
— Nie jest moja. <br />
— Całe szczęście, bo gdyby była, pewnie byś już nie żył. Ale czyja w takim razie jest? <br />
— Sarutta Jourassa. Użył na mnie magii, żebym był nieprzytomny, po tym jak… — urwał. <br />
<i>Jak przegrałem walkę z Dannelem,</i>
dopowiedział sobie w myślach Ean. Czyli Sarutt Jourass nie żył. Szkoda.
Anella i Sander twierdzili, że to on pomógł im uciec i że tak naprawdę
był po ich stronie. Czy było to prawdą, nie wiedział i już się nie
dowie. <br />
— Jak przeżyłeś? Myśleliśmy, że Dannel cię zabił — powiedział Gillen, krzyżując ręce na piersi. — Czemu tego nie zrobił? <br />
Podejrzliwy jak zawsze. Ean niemal się uśmiechnął. <br />
— A co? — warknął Evas. — Żałujesz, że tego nie zrobił? <br />
— Spokój, chłopaki! — zawołał Sander. — Czy to ważne, jak przeżył? Najważniejsze, że w ogóle żyje!<br />
Zwrócił
się w stronę Evasa z szerokim uśmiechem i przez chwilę wyglądał, jakby
miał zamiar go uściskać, ale powstrzymało go jedno groźne spojrzenie. <br />
— Porozmawiamy o tym później — powiedział Ean. — Chodźmy już stąd. <br />
Poczuł delikatny dotyk w swoim umyśle i delikatny, kobiecy głos. <i>Ean…</i><br />
<i>Odpieprz się</i>. Nie mogła go usłyszeć, ale i tak odczuł niemałą satysfakcję.<br />
Steen
znów ruszył przodem, a Ean pozwolił, by wszyscy go wyprzedzili i po
chwili został w tyle sam z Evasem. Szli powoli, nie spiesząc się, choć
Ean jak najchętniej znalazłby się jak najdalej od tego korytarza. <br />
— Ten głos — odezwał się Evas. — Wie pan coś o tym, prawda? To nie dlatego, że uderzyłem się w głowę? <br />
— A uderzyłeś? — Ean uniknął pytania. <br />
— No… — Evas zawahał się. — Nie. Dannel mnie uderzył. Metalową rurą. <br />
Ean skrzywił się ze współczuciem. <br />
— Czyli faktycznie ktoś cię musi obejrzeć. Takie urazy bywają naprawdę niebezpieczne. <br />
Evas prychnął. <br />
— Nic mi nie jest. <br />
— To się jeszcze okaże. — Ean nie chciał się kłócić. — Rozmawiałeś z tym głosem? <br />
— Nie. Mówiła do mnie, ale nie mogłem jej odpowiedzieć. <br />
— Co mówiła?<br />
Może tylko gadała bzdury. Może nie powiedziała nic konkretnego. Ean musiał trzymać się tej nadziei. <br />
— Powiedziała… — Evas zmarszczył brwi. — Że mogę być wystarczająco silny. Że muszę do niej przyjść. Kim ona jest? <br />
Musiała wyczuć, że Evas jest anomalią. <i>Próbuje się uwolnić</i>,
pomyślał Ean z niezadowoleniem. Nie mogło jej się udać — był tylko
jeden sposób na to, by ją uwolnić. Ale dreszcz niepokoju i tak przebiegł
po plecach Eana, kiedy mężczyzna spojrzał w ciemny korytarz. Sam fakt,
że próbowała się znaczył, że od teraz musiał zachować szczególną
ostrożność. <br />
— Więźniem — odpowiedział. — Bardzo niebezpiecznym. <br />
Evas zmarszczył brwi. <br />
— Bardziej od tej całej… Ellain? <br />
Ean skinął głową. <br />
—
O wiele. — Jeśli uda jej się uciec, jeśli ktoś ją uwolni, wszyscy
zginą. Ale tego Ean nie powiedział. I tak mieli już wystarczająco wiele
zmartwień. — Ale nie musisz się nią teraz przejmować. Opowiedz mi
lepiej, co stało się po twojej walce z Dannelem. <br />
Zmarszczka na
czole chłopaka pogłębiła się, ale chłopak nie naciskał dalej w kwestii
uwięzionej kobiety. Zamiast tego odpowiedział:<br />
— Chciałbym
wiedzieć. Nie wiem, czemu mnie nie zabił. Straciłem przytomność, Jourass
pilnował, żebym się nie obudził. Ale kiedy w końcu się obudziłem, byłem
w mieszkaniu Steena. Doszedłem do siebie, poszedłem do biblioteki,
zabiłem Jourassa, spotkałem Anida i…<br />
Ean zamarł. <br />
— Anida? — powtórzył. <br />
— No tak. Garona Anida. Był w bibliotece. Powiedział, że pan go wysłał.<br />
Serce Eana zaczęło bić szybciej. Niedobrze, cholernie niedobrze. <br />
— Nie wysyłałem nikogo — powiedział cicho i przyspieszył, żeby dogonić, a potem przegonić resztę. <br />
Kazał
im przecież nie ruszać się z miejsca, nie wychodzić nigdzie. Dlaczego
Garon Anid postanowił zignorować rozkaz? Musiało stać się coś złego. Coś
bardzo, bardzo złego. Ale w takim razie dlaczego nie posłali po niego,
tylko wysłali Garona na zewnątrz? To nie miało sensu i tylko jeszcze
bardziej zaniepokoiło Eana. <br />
Z impetem otworzył drzwi do
pomieszczenia nazywanego przez wszystkich „centrum dowodzenia”. Nie
wiedział, co spodziewał się zastać, ale na pewno nie to. <br />
Wszystko
wyglądało… normalnie. Nikt nie wydawał się pilnie potrzebować pomocy,
ludzie rozmawiali ze sobą swobodnie, nic nie odbiegało od normy. Ean nie
dał się zwieść. Pewnym krokiem ruszył w stronę Sonhy, kobiety, której
tymczasowo powierzył dowodzenie. <br />
Ludzie rozstępowali się przed
nim, robiąc mu przejście. Atmosfera ze swobodnej zmieniła się w cięższą,
bardziej napiętą. Tak, niewątpliwie coś się stało. Tylko co? <br />
— Sonha — powiedział, podchodząc do kobiety. <br />
Spojrzała mu prosto w oczy. Jej twarz nie zdradzała niczego. <br />
— Wrócił pan. Pokoje szpitalne są już przygotowane?<br />
— Tak. Wszystko w porządku? Nic się nie stało pod moją nieobecność? <br />
Na twarzy Sonhy nie drgnął nawet mięsień, kiedy odparła:<br />
— Nie, wszystko w porządku.<br />
Ean uniósł brew. <br />
—
Czyżby? Nie wydaje mi się. Czy mogłabyś mi wyjaśnić, dlaczego złamałaś
mój rozkaz i wysłałaś kogoś na zewnątrz? Wyraźnie powiedziałem, że nikt
ma stąd nie wychodzić bez mojej zgody. <br />
Sonha zbladła nieco, ale
zachowała kamienny wyraz twarzy. Zerknęła w stronę drzwi, gdzie stali
Ajsia i Steen. Evas, na szczęście, jeszcze się nie pokazał. Dobrze, Ean
musiał najpierw rozmówić się z Sonhą, a chłopak, gdyby wszedł do środka,
ściągnąłby całą uwagę na siebie. <br />
— Ja… — Sonha zawahała się. — On nalegał. Mówił, że musimy coś zrobić. <br />
—
I miał rację — wtrąciła się kolejna osoba. — Nie możemy siedzieć tu
bezczynnie i czekać, aż Dannel nas znajdzie i wszystkich pozabija. <br />
To
była Rux, nowa żona Garona. Podeszła do Sonhy i położyła jej dłoń na
ramieniu. Była prawie tak wysoka jak Ean, miała krótkie włosy i
ciemnobrązową skórę. Posłała Eanowi nieprzyjazne spojrzenie i mężczyzna
zrozumiał, że to ona stała za tym wszystkim. Ona i Garon, niewątpliwie.
Mężczyzna nigdy nie lubił Eana i nie krył się z tym szczególnie. <br />
Ean westchnął w duchu. <i>Co za bałagan...,</i> pomyślał. <br />
— Miałem plan, a teraz, być może, wszystko zrujnowaliście. <br />
—
Gówno miałeś, a nie plan, przyznaj się — prychnęła Rux, patrząc na
niego wyzywająco. — Cały twój plan opierał się na Evasie, a teraz, kiedy
on zginął, nagle nie wiesz, co robić. <br />
— Mylisz się — powiedział
Ean ze spokojnym chłodem. — Nie sądzisz, że głupotą byłoby opierać cały
plan na jednej osobie i nie mieć nic innego? Miejcie do mnie trochę
zaufania, jestem waszym przywódcą. <br />
— Przywódcą, który doprowadził do wojny — wtrącił się Reod, podchodząc bliżej. <br />
Jego
żona, Erass, położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc go powstrzymać, ale on
strącił ją. Kobieta posłała Eanowi przepraszające spojrzenie. <br />
— Sądziłem, że to Dannel do niej doprowadził — powiedział chłodno Ean. <br />
— A kto mu na to pozwolił? — warknął Reod. <br />
—
Możemy się teraz nie kłócić? — W głosie Sonhy pobrzmiewały błagalne
tony. — Proszę? Wysłaliśmy Garona na zewnątrz, bo sam nalegał. I tak by
pewnie poszedł. Miał tylko sprawdzić, czy coś się dzieje w bibliotece i
wrócić. Nie kazałam mu nikogo atakować ani nic w tym stylu.<br />
— To wciąż złamanie mojego rozkazu. Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. Ufałem ci, Sonho. Zawiodłaś mnie. <br />
Kobieta
spuściła wzrok. Wyglądała na naprawdę skruszoną, ale Ean nie kupował
tego całkowicie. Rozejrzał się. Niektórzy unikali jego wzroku, inni
patrzyli mu w twarz wyzywająco. <i>Ilu jeszcze?</i>, pomyślał.<i> Jak wielu jest niezadowolonych?</i> Musiał coś z tym zrobić, bo sytuacja mogła stać się niebezpieczna, a i tak mieli już sporo problemów. <br />
—
Co zrobisz? Zamkniesz nas tutaj i zakażesz wychodzić? — zapytała
prześmiewczo Rux. — Już to zrobiłeś, ale chyba coś ci nie wyszło. <br />
Ean znów westchnął, tym razem na głos. Naprawdę nie chciał tego robić, ale musiał je jakoś ukarać. <br />
—
Nie. Kiedy wszystko wróci do normy i wyjdziemy na powierzchnię, odsunę
was od sprawowanych funkcji. Znajdę wam coś bardziej odpowiedniego. To
samo czeka Garona, kiedy wróci. — <i>Jeśli wróci</i>, dodał w myślach. —
Ale do tego czasu muszę się zadowolić zmniejszeniem waszych racji
żywnościowych o połowę. I twoich również — zwrócił się do Reoda. <br />
— Za co?! — zaprotestował mężczyzna. <br />
— Za brak szacunku. Jestem waszym przywódcą. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie.<br />
Reod
wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo i zapadła pełna napięcia
cisza. Ean pozwolił, by przeciągnęła się przez kilka sekund, a potem
uśmiechnął się:<br />
— Czy mogę uznać ten problem za rozwiązany? Bo przyszedłem tu z dobrą wiadomością. Evas żyje. <br />
Wokół zapanował chaos. <br />
--------------------------<br />
Początkowo rozdział miał być połączony z kolejnym, ale uznałam, że wtedy będzie zbyt długi i rozdzieliłam je na dwa osobne. <br />
Dobre wieści - skończyłam Miasto Magii! Dzisiaj napisałam ostatni rozdział! Jutro zabieram się za Królową Pustkowia ^^<br />
Do opublikowania zostało mi jeszcze 13 rozdziałów :D <br />
Następny rozdział - nadal Ean. kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-6380365157226081782018-11-14T21:30:00.002+01:002018-11-14T21:30:39.914+01:00Miasto Magii - Rozdział XLI „Poczucie winy”<div style="text-align: justify;">
Dannel z żalem wpatrywał się w ciało Sarutta, czując rosnące poczucie winy. Nie powinien zostawiać go samego z Evasem. Co prawda, chłopak nie powinien był się w ogóle obudzić, ale tak się stało i teraz Sarutt był martwy. Dannel nienawidził tracić swoich ludzi, szczególnie, kiedy ich śmierć była jego winą. <br /> Powinienem był zabić Evasa, kiedy tylko miałem szansę, pomyślał. Ale tego nie zrobił. Nie potrafił, co odkrył z niejakim zaskoczeniem. Owszem, byli kiedyś przyjaciółmi, ale to była przeszłość. Teraz byli wrogami, a Dannel nigdy nie miał problemów z ich zabijaniem. Aż do teraz. <br /> Być może była to wina tego cholernego Umysłowca, Sandra. Próbował namieszać mu w głowie, Dannel to czuł, ale był pewien, że mu się nie udało. Najwyraźniej jednak się mylił i teraz jego ludzie za to płacili. Dannel zaczynał coraz bardziej żałować, że nie zabił Sandra zamiast tej dziewczyny, Dealli. Był on zdecydowanie bardziej kłopotliwy. <br /> Jeszcze go dopadnę, pomyślał. <br /> — Co tu się stało? — zapytała Balla, podchodząc bliżej. <br />— Ktoś go zabił — odparł Dannel, nie będąc w stanie powstrzymać irytacji. — Przecież to oczywiste. <br />Czy powinien jej powiedzieć, że to sprawka Evasa? Nie, nie przy wszystkich. Lepiej, żeby nie wiedzieli, że Evas przeżył. <br />— Ale kto? <br />— Nie wiem! — warknął Dannel i Balla aż cofnęła się o krok. Mężczyzna natychmiast poczuł wyrzuty sumienie, które jednak znikły bez śladu, kiedy przypomniał sobie to, co wcześniej zrobiła dziewczyna. — Ktoś na pewno. Ealily! <br />— Tak? — Ciemnowłosa kobieta przestała się rozglądać i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. <br />— Przeszukaj bibliotekę. Sprawdź, czy ktokolwiek to zrobił, jest jeszcze tutaj.<br /> Kobieta skinęła głową i zamknęła oczy, marszcząc ze skupieniem czoło. Przez chwilę wszyscy wpatrywali się w nią w milczeniu, pełni napięcia. Wreszcie Ealily odezwała się:<br /> — Nadal tu są. Jest ich dwoje.<br /> Dwoje? Czyli Evas miał pomocnika. A może nawet nie był w to zamieszany? Może nadal leżał nieprzytomny w mieszkaniu Steena? Nie, na pewno się obudził, magia Sarutta opuściła jego ciało z chwilą śmierci jej właściciela.<br /> — Możesz stwierdzić, kto to?<br /> Ealily pokręciła głową.<br /> — Nie. Wiem tylko, że jedno z nich jest znacznie silniejsze od drugiego.<br /> Jest bezużyteczna, pomyślał Dannel, zaciskając usta w wąską linię. Nie potrafi nawet rozpoznać magii Evasa. Sarutt był od niej znacznie potężniejszy. Był zdecydowanie najsilniejszym Jednostkowcem po stronie Dannela, włączając w to Mikkela.<br /> — W takim razie idź to sprawdzić — polecił Dannel tonem nieznoszącym sprzeciwu.<br /> Ealily zawahała się przez chwilę, a potem pokiwała głową. Oddaliła się między regały i wkrótce zniknęła z pola widzenia.<br /> Dannel wiedział, że nie powinien posyłać jej samej. Nie, jeśli gdzieś tam czaił się Evas. Ale, z drugiej strony, nawet gdyby wysłał pięcioro, nie poradziliby sobie z Evasem, więc może nie powinien się aż tak przejmować. Przynajmniej minimalizował straty. <br /> Niemal nienawidził się za takie myślenie. <br /> — Co zrobimy z ciałem? — zapytała cicho Mirin.<br /> Dannel westchnął.<br /> — Przenieśmy je. Nie możemy mu jeszcze wyprawić pogrzebu, ale przynajmniej ukryjmy ciało. Sarutt zasługuje na trochę szacunku.<br /> Przenieśli ciało do mieszkania Steena i ułożyli je na tej samej sofie, na której wcześniej leżał Evas. Dannel zignorował ukłucie niepokoju, które poczuł na ten widok. Teraz dostał już potwierdzenie swoich obaw — Evas żył i był gdzieś tam, gotowy zaatakować ponownie.<br /> Jeśli to, co wyczuwała Ealily było prawdą, Evas wciąż z jakiegoś powodu był w bibliotece. Dlaczego? Przecież mógł uciec. Ale postanowił zostać i skryć się gdzieś wśród regałów. Czy zamierzał ponownie zaatakować? To byłoby głupotą, Dannel i jego ludzie mieli przewagę, ale jeśli Evas był zdesperowany…<br /> Nie powinienem zostawiać ich samych, pomyślał Dannel o swoich ludziach, którzy zostali w bibliotece. Chwycił za koc i przykrył nim ciało Sarutta. <br /> — Idziemy — powiedział. <br /> Skierował się do wyjścia za resztą, ale powstrzymała go dłoń na ramieniu. <br /> — Zaczekaj — powiedziała cicho Balla. — Możemy porozmawiać? <br /> — Teraz? — Dannel zerknął na nią i uniósł brwi. — To nie może zaczekać? <br /> Balla spuściła wzrok i na ten widok irytacja mężczyzny nieco zelżała. <br /> — Ja tylko… Chciałam zapytać, czy dalej jesteś na mnie zły. <br /> Dannel westchnął ciężko. To naprawdę nie był czas na taką rozmowę. Ale Balla, sądząc po jej zaciętym wyrazie twarzy, nie zamierzała tak łatwo odpuścić. <br /> — Ballo… Jestem zły, owszem. Złamałaś mój rozkaz. <br /> — Przecież przeprosiłam! <br /> Dannel obejrzał się przez ramię i zniżył głos, choć zostali już sami. <br /> — Tak, ale mam wrażenie, że twoje przeprosiny nie były do końca szczere. Tak samo jak twoje wyjaśnienie. Jeśli powiesz mi, co naprawdę się stało, wybaczę ci. <br /> Spojrzała mu w oczy. Jej własne wydawały się większe i ciemniejsze niż zazwyczaj. I błyszczały, jakby od łez. <br /> Tak bardzo przejmuje się tym, że jestem na nią zły?, zdziwił się Dannel. Balla nigdy nie zdawała się przejmować niczym tak bardzo. Owszem, zdawał sobie sprawę, że większość z tego była tylko maską, ale jednak… <br /> — Ja… — odchrząknęła, zamrugała i odwróciła wzrok. Na jej blade policzki wpłynął ledwo widoczny rumieniec. — Nie chciałam złamać twojego rozkazu. Nigdy nie chciałam cię rozczarować — mówiła cicho, niemal szeptem. — Wróciłam, bo wiedziałam, że nie jestem im potrzebna. Poradzą sobie beze mnie. Chciałam być u twojego boku. Miałam przeczucie, że coś planujesz i możesz mnie potrzebować. — Wzięła głęboki wdech. — I tęskniłam za tobą. <br /> Ach, więc o to chodziło. Dannel poczuł, jak jego serce mięknie i uśmiechnął się delikatnie. <br /> — Och, Ballo. — Westchnął, a potem objął ją i przytulił. <br /> Nigdy wcześniej tego nie zrobił i poczuł, jak Balla zamiera, a potem rozluźnia się nieznacznie. Wymamrotała coś, co zabrzmiało jak przeprosiny, tym razem znacznie bardziej szczere. Dannel nie mógł pozostać na nią dłużej zły. <br /> Mógłby tak stać przez wieczność. Lubił trzymać Ballę w swoich ramionach. Ale była ona dla niego za młoda, a jego największym rywalem był jej brat. To nie był odpowiedni czas. Ale może, za kilka lat, kiedy wszystko już się ułoży...<br /> — Odesłałem cię, bo chciałem, żebyś była bezpieczna — powiedział cicho. — Nie chciałem ryzykować, że coś ci się stanie. Dlatego byłem taki zły, że wróciłaś.<br /> Balla odsunęła się od niego, a on jej na to pozwolił. Na powrót przywołała swój chłodny wyraz twarzy, ale policzki wciąż miała bardziej rumiane, niż zazwyczaj. <br /> — Potrafię o siebie zadbać — powiedziała z lekkim nadąsaniem. — Wiesz o tym.<br /> Dannel uśmiechnął się szeroko. <br /> — Wiem. Ale wolałem być ostrożny. Wybaczysz mi? <br /> Prychnęła. <br /> — Chyba nie mam wyboru. <br /><br />*<br /> Ealily wciąż nie wróciła, co Dannel odebrał za zły znak. Widział zmartwienie na twarzach swoich ludzi i przeklął swoją wcześniejszą irytację. Powinien był posłać z kobietą kogoś jeszcze. Nie miał wątpliwości, co się stało. Evas ją dopadł. <br /> Pytanie tylko, co zamierzał zrobić teraz. Czy zmierzał w ich kierunku? A może schował się gdzieś i czekał, aż Dannel przyśle kogoś jeszcze? <br /> — Lily nie żyje, prawda? — zapytała Mirin, mówiąc wreszcie to, o czym niewątpliwie wszyscy myśleli. <br /> — Prawdopodobnie. — Dannel nie widział sensu w kłamaniu. — Ale nie zaszkodzi sprawdzić. Barret? — zwrócił się do młodego Jednostkowca. <br /> Chłopak spuścił wzrok. <br /> — Już sprawdziłem i wyczułem tylko jedną osobę — powiedział. — Ale to chyba nie Ealily. Nie kojarzę tej magii. <br /> Tylko jedna osoba? A co się stało z drugą, którą wyczuwała Ealily? Czy kobiecie udało się ją zabić? <br /> — Jesteś w stanie wyczuć jej siłę? <br /> Barret pokręcił głową. <br /> — Wydaje mi się, że jest silniejsza niż moja, ale nie jestem pewien. Nie jest tak silna jak twoja. <br /> Czyli to nie był Evas. Dannel powinien odetchnąć z ulgą, ale zamiast tego zaniepokoił się jeszcze bardziej. Gdzie w takim razie podziewał się ten chłopak? Uciekł? Ale dokąd? Sharret i Ealamus pilnowali wejścia, nie mógł więc wymknąć się tamtędy. <br /> Chyba że ich zabił. <br /> — Sprawdź przy drzwiach, czy Sharret i Ealamus jeszcze żyją — polecił. <br /> Barret sztywno skinął głową. <br /> — Żyją. To też już sprawdziłem. <br /> Mądry chłopak, jakim cudem Dannel nie zauważył tego wcześniej? <br /> — Dobra robota — pochwalił go mężczyzna i uśmiechnął się, choć wcale nie czuł się szczęśliwy. <br /> Gdzie jesteś, Evas? Gdzie on się podział? Czy z biblioteki było jeszcze jakieś inne wyjście, o którym Dannel nie wiedział? Niedobrze, cholernie niedobrze. Musiał je jak najszybciej znaleźć, ale nie chciał rozdzielać swoich ludzi. <br /> — Jesteś w stanie określić kierunek, z którego wyczuwasz tę obcą magię? — zapytał Barreta. <br /> Chłopak zawahał się, a potem wskazał ręką na prawo. <br /> — Chyba stamtąd, ale nie jestem pewien, jaka jest odległość. <br /> — To chyba bez znaczenia — powiedział. Wyciągnął przed siebie dłoń. Nad nią zmaterializowała się kula światła. — Myślicie, że ogień go wykurzy?<br /> To nie był prawdziwy ogień — to kosztowałoby Dannela zbyt wiele magii — lecz substancja go przypominająca. Równie gorąca i śmiertelnie niebezpieczna, szczególnie w bibliotece, miejscu, które wydawało mu się wyjątkowo łatwopalne. <br /> Ludzie Dannela — wszyscy, oprócz Balli — cofnęli się o kilka kroków, a mężczyzna uśmiechnął się. <br /> — Trzymaj się z tyłu, jeśli chcesz za mną iść — powiedział do dziewczyny. <br /> Skinęła głową. <br /> — Uważaj na siebie. <br /> Wstąpił między półki, z Ballą tuż za nim. <br /> I w tym momencie w ich stronę pomknął jeden z regałów. Zatrzymał się nagle, a Balla cofnęła się o kilka kroków, wyciągając przed siebie ręce. To ona go zatrzymała, ale sądząc po jej zmarszczonym czole, przeciwnik był od niej znacznie silniejszy i dziewczyna nie wytrzyma długo. <br /> Więc Dannel stworzył ścianę tuż przed regałem. Balla odetchnęła z ulgą. <br /> — Dziękuję. <br /> — Dobra robota. Wszystko w porządku? <br /> — Tak, skup się na walce. <br /> Dannel zaśmiał się i rozejrzał. Wciąż nie widział tego, kto ich zaatakował. Czy był blisko, czy może trzymał się na dystans? Jeśli miał choć trochę rozumu, powinien wiedzieć, że z Twórcami walczyło się na odległość. <br /> Kątem oka Dannel zauważył ruch za jednym z regałów i zareagował, tworząc kolejną ścianę, zanim ten zdążył ruszyć w ich stronę. <br /> — Kogo my tu mamy? — zawołał Dannel. — No dalej, pokaż się, nie bądź tchórzem. <br /> Regał bezsilnie obijał się o ścianę, ale ta ani drgnęła. <br /> — To jedyne, na co cię stać? — Dannel nie przestawał prowokować. <br /> A potem zlikwidował ścianę i uskoczył z drogi regału, który uderzył w inny, po przeciwnej stronie. Sądząc po hałasie, przewróciło się kilka z nich. Dannel wyszczerzył zęby w uśmiechu. <br /> Atakujący nie zdążył się cofnąć i ukryć — Dannel utworzył wokół niego przezroczyste ściany, więżąc go w środku. Wreszcie mógł przyjrzeć się przeciwnikowi. <br /> Był to mężczyzna w średnim wieku, z Ehailandu, sądząc po śniadej karnacji. Z jego ciemnych oczu biła czysta wściekłość, widoczna nawet z odległości. Dannel nie pamiętał jego imienia. Garen? Garott? Jakoś tak, to nie miało teraz znaczenia. <br /> — Bawisz się ze mną? — warknął mężczyzna, kiedy zorientował się, że nie ma jak uciec. Nie mógł sięgnąć magią poza niewidoczne ściany, a przynajmniej tak przypuszczał Dannel, był na to za słaby. — Nie pierdol się, pokaż, na co cię stać. <br /> — Skoro tak ładnie prosisz… — Dannel nie zamierzał zabijać tego mężczyzny, chyba że będzie to konieczne, ale mógł wyciągnąć z niego kilka informacji. <br /> Posłał w stronę mężczyzny kulę ognia. Zatrzymała się ona na ścianie, ale na twarzy przeciwnika i tak po raz pierwszy pojawił się strach. Dannel pozwolił, by ogień znikł po kilku sekundach. <br /> — Mogę zrobić z tobą to, co robią z magami na Teklandzie — powiedział, podchodząc bliżej. — Mogę sprawić, że spłoniesz żywcem. Ale możesz też odpowiedzieć na kilka pytań i wyjść stąd żywy. <br /> Mężczyzna, trzeba było mu to przyznać, nie był tchórzem. Spojrzał Dannelowi prosto w oczy bez śladu wcześniejszego strachu. <br /> — Pierdol się — warknął. <br /> Podłoga zadrżała pod stopami Dannela i mężczyzna zachwiał się, ale odzyskał równowagę. Czyli jednak może sięgnąć poza ściany, pomyślał. Nie jest aż taki słaby. <br /> — Nieładnie — powiedział tonem, którym mówi się do dziecka. — A ja ci oferuję taki korzystny układ... <br /> — Wsadź sobie ten układ w dupę. <br /> Dannel westchnął. Samą gadaniną nic nie wskóra, mężczyzna był uparty i najwyraźniej nie dbał o własne życie. <br /> Dannel zrobił dziurę w niewidocznej ścianie — niewielką, taką, żeby móc włożyć w nią rękę. Uwięziony mężczyzna spróbował się cofnąć, ale nie miał wystarczająco miejsca i Dannel chwycił go za szyję, podduszając lekko. <br /> — Próbowałem być miły — powiedział cicho, wytwarzając ciepło wokół swojej dłoni. <br /> Mężczyzna wrzasnął i szarpnął się w tył, Dannel pozwolił mu na to, puszczając go. Na jego szyi od razu pojawiły się czerwone pęcherze. <br /> — Trochę parzy, nie? — zapytał beztrosko Dannel. — Chcesz trochę zimnej wody? Może lodu? Pomogę ci, ale najpierw odpowiedz na kilka pytań. <br /> — Spierdalaj — wychrypiał mężczyzna. Choć jego twarz wykrzywiona była bólem, nadal się nie poddawał. Był zaskakująco wytrzymały. <br /> — Gdzie jest reszta? — zapytał Dannel. — Gdzie się chowają? Gdzie jest Ean? Czy w bibliotece jest ktoś jeszcze? — Zniżył głos, żeby Balla go nie usłyszała i zadał ostatnie pytanie: — Gdzie jest Evas? No dalej — powiedział już normalnie. — To nie są trudne pytania. Jak się trochę wysilisz, to z pewnością dasz radę odpowiedzieć na chociaż jedno z nich. <br /> Mężczyzna po prostu wpatrywał się w niego gniewnie. Na jego twarzy ból mieszał się z wściekłością.<br /> — Sufit! — krzyknęła nagle Balla i Dannel zareagował natychmiast<br /> Sufit pękł nagle i na Dannela posypałby się gruz, gdyby mężczyzna w ostatniej chwili nie wytworzył tarczy. Pokręcił głową z udawanym rozczarowaniem, choć był pod coraz większym wrażeniem. Ten mężczyzna naprawdę był silniejszy niż wcześniej przypuszczał. <br /> — Zaraz naprawdę mnie wkurzysz — powiedział Dannel, mrużąc oczy. — Lepiej mnie nie prowokuj. <br /> Przyłożył dłoń do dziury w niewidzialnej ścianie i stworzył ogień, który błyskawicznie wypełnił niewielką przestrzeń. Mężczyzna wrzasnął ogłuszająco, kiedy dosięgnęły go płomienie. Dannel skrzywił się i odwołał ogień. <br /> Mężczyzna, pokryty oparzeniami, osunął się na podłogę. Wyglądał obrzydliwie, a w powietrzu unosiła się woń spalonego ciała. Dannel starał się nie przyglądać mu zbyt długo. <br /> — Nie martw się — powiedział, siląc się na beztroski ton i próbując zignorować rosnące mdłości. Za nim, Balla zrobiła kilka kroków w tył i zasłoniła twarz. — Zaraz przestanie być tak gorąco. <br /> Temperatura spadła gwałtownie, kiedy Dannel wytworzył chłód. Nawet on go odczuł, kiedy na niemal nieprzytomnym mężczyźnie zaczęły osadzać się kryształki lodu. Zaczął trząść się gwałtownie, nie panując nad własnym ciałem. <br /> Dannel pozwolił by trwało to chwilę, ale w końcu zimno stało się niemal nie do zniesienia, więc odwołał je. Wycofał też niewidzialne ściany, trzymające mężczyznę w klatce — już raczej nie stanowił zagrożenia — i kucnął przy nim. <br /> — Żyjesz jeszcze? <br /> W odpowiedzi mężczyzna otworzył jedno oko. Dannel uśmiechnął się. <br /> — Świetnie. To jak, pogadamy sobie teraz? Zmieniłeś już zdanie? <br /> Mężczyzna wymamrotał coś, co brzmiało jak: „Prędzej wyrucham własną matkę”. <br /> Dannel westchnął i zerknął na Ballę, która wyglądała bladziej niż zwykle. Pokręcił głową. <br /> — Co za beznadziejny przypadek — stwierdził. — Jak myślisz, powinienem skrócić jego cierpienia?<br /> Przez chwilę wyglądała, jakby chciała się zgodzić, ale potem na jej twarz wstąpiły wątpliwości. Zmarszczyła brwi i zacisnęła usta w cienką linię, patrząc mu w oczy. Wreszcie pokręciła głową. <br /> — Nie — powiedziała cicho. — Myślę, że jeśli odpowiednio go zmotywujesz, w końcu powie nam to, czego chcemy się dowiedzieć. <br /> Zaskoczyła go tym. Nie spodziewał się, że będzie popierać tortury, szczególnie że jeszcze przed chwilą wyglądała, jakby chciała zwymiotować. Próbuje udawać twardą, żeby mi się przypodobać?, pomyślał Dannel. Nie musiała tego robić, ale jej tego nie powiedział. Zamiast tego uśmiechnął się. <br /> — Wiesz co? Masz rację. Gdybym wiedział, że będziesz dawać mi tak dobre rady, wcale bym cię nie odsyłał. Może to ty powinnaś być moją prawą ręką, nie Mikkel. <br /> Widząc, jak dziewczyna rozluźnia się, a z jej twarzy znika obrzydzenie, Dannel obrócił się z powrotem do leżącego na podłodze mężczyzny i westchnął w duchu. W takim tempie czeka go jeszcze długi dzień…</div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-78481189826546330942018-11-02T12:59:00.000+01:002018-11-02T12:59:09.495+01:00Miasto Magii - Rozdział XL „Rozmowa z kapitanem” Pierwszy raz stało się to trzeciego dnia ich podróży, a raczej
trzeciej nocy. Dzielili ze sobą kajutę, nic dziwnego, że w końcu doszło
do czegoś więcej. <br />
<div dir="ltr">
Mikkel zawsze miał słabość do
pięknych kobiet, a Ellain niewątpliwie zaliczała się do urodziwych.
Jednak po każdej wspólnej nocy, mężczyzna nie mógł oprzeć się wrażeniu,
że popełniał błąd. Że to wszystko zmierzało w niebezpiecznym kierunku. </div>
<div dir="ltr">
Nic nie wiedział o Ellain, co nie powinno go aż tak niepokoić — w
końcu zazwyczaj nie znał zbyt dobrze kobiet, z którymi sypiał. Ale teraz
było inaczej. Ellain nie była nieznajomą poznaną w barze. Nie mógł tak
po prostu zniknąć z jej życia. </div>
<div dir="ltr">
Powinien trzymać się na
dystans, nie zbliżać się do niej tak bardzo. Ale nie potrafił, sam nie
wiedział dlaczego. Nie podobało mu się to. </div>
<div dir="ltr">
— Widzę, że nie śpisz. — Usłyszał głos Ellain. — Widzę, jak się marszczysz. O czym tak myślisz?</div>
<div dir="ltr">
Ellain
nigdy dotąd nie budziła się pierwsza, ale kiedy Mikkel otworzył oko,
stała na środku ich ciasnej kajuty, ubrana i uśmiechnięta. </div>
<div dir="ltr">
— Dzień dobry — powiedział, ignorując jej pytanie. — Wyglądasz pięknie. </div>
<div dir="ltr">
Ellain prychnęła. </div>
<div dir="ltr">
—
Nie wątpię. Brudna koszula i zbyt ciasne spodnie to zapewne najnowszy
krzyk mody po drugiej stronie oceanu. Wstawaj, leniu. Mamy robotę. </div>
<div dir="ltr">
Kapitan
statku, Karam, który łaskawie zgodził się zabrać dodatkowych pasażerów,
nie kłamał, mówiąc, że będą musieli pracować. Nie dawał im ani chwili
wytchnienia, ciągle znajdując nowe zajęcia. Mikkel, który do tej pory
nigdy nie postawił nogi na statku, już drugiego dnia przysiągł sobie, że
nigdy więcej tego nie powtórzy. </div>
<div dir="ltr">
Ellain za to
zachowywała się, jakby była w swoim żywiole i Mikkel zastanawiał się,
czy w swoim poprzednim życiu — przed uwięzieniem — często pływała
statkami. Nie pytał — i tak by mu nie powiedziała. Wciąż unikała rozmów
na temat swojej przeszłości. </div>
<div dir="ltr">
— Czemu wstałaś tak wcześnie? — zapytał Mikkel, podnosząc się. </div>
<div dir="ltr">
Ellain podniosła z podłogi jego koszulę i rzuciła nią w niego. </div>
<div dir="ltr">
—
Już ci mówiłam, głuptasie. Mamy robotę. Musimy rozmówić się z
kapitanem. — Kiedy wciąż patrzył na nią bez zrozumienia, przewróciła
oczami. — Za dwa dni statek dotrze do Aztarru, ale my się tam przecież
nie wybieramy. Chcemy płynąć dalej. </div>
<div dir="ltr">
<i>Ty chcesz</i>,
pomyślał Mikkel, ale nie powiedział tego na głos. Z każdą pokonaną milą
niebezpiecznie zbliżali się do tajemniczego kontynentu, zwanego Wielkim
Pustkowiem. Ellain miała nadzieję znaleźć tam sposób na odzyskanie
swojej magii, Mikkel zaś najchętniej trzymałby się jak najdalej od tego
miejsca. Nie miał jednak wyboru, nie mógł przecież zostawić Ellain
samej. </div>
<div dir="ltr">
— I jak zamierzasz przekonać kapitana, żeby
zabrał nas na Pustkowie? — zapytał Mikkel, ubierając się. — Nikt o
zdrowych zmysłach nawet nie zbliża się do tego miejsca. </div>
<div dir="ltr">
Niewielu
przeżyło wyprawę na Wielkie Pustkowie, a ci, którym udało się wrócić,
umierali wkrótce potem. Przed śmiercią opowiadali o niekończącej się
pustyni, jaką ponoć stanowiło Pustkowie, i o czystej magii, pływającej
swobodnie w powietrzu. </div>
<div dir="ltr">
— My się tam wybieramy — przypomniała mu Ellain, dźgając go palcem w ramię. </div>
<div dir="ltr">
<i>Tak</i>,
pomyślał Mikkel. Ale ja robię to dlatego, że muszę, a ty nie masz do
końca zdrowych zmysłów. Uśmiechnął się słabo, mając nadzieję, że jego
myśli nie są wypisane na jego twarzy. </div>
<div dir="ltr">
— Tak, masz rację — powiedział tylko. </div>
<div dir="ltr">
* </div>
<div dir="ltr">
Kapitan
jak zawsze skrzywił się, kiedy ich zobaczył. Był starszym, siwiejącym
mężczyzną po pięćdziesiątce i zazwyczaj wyglądał na niezadowolonego,
szczególnie kiedy widział Mikkela. Najwyraźniej nie przepadał za
Omianami. </div>
<div dir="ltr">
Ellain uśmiechnęła się do niego tym swoim
olśniewającym uśmiechem i powiedziała coś po eggosku. Kapitan
odpowiedział jej, krzywiąc się jeszcze bardziej. </div>
<div dir="ltr">
Mikkel
westchnął w duchu. Po co w ogóle tu był, skoro zamierzali rozmawiać w
języku, którego nie rozumiał? Już chciał powiedzieć to Ellain, kiedy
ktoś wpadł na niego z impetem. </div>
<div dir="ltr">
Mikkel zachwiał się
nieco, ale udało mu się utrzymać równowagę. Zerknął w dół i napotkał
spojrzenie szeroko otwartych, brązowych oczu, należących do córki
kapitana, Karry. Mikkela nawet nie zdziwiło, że ośmiolatka wstała o tak
wczesnej godzinie. Całymi dniami pałętała się po statku, pełna
nieskończonej energii niczym Ellain, i była najsłodszym dzieckiem, jakie
Mikkel kiedykolwiek spotkał.</div>
<div dir="ltr">
Kapitan powiedział coś do niej po aztarrsku. W odpowiedzi dziewczynka nadęła policzki i pokazała mu język. </div>
<div dir="ltr">
—
Jeśli nie chodzi o pracę, to po co tu przyszliście? — kapitan zwrócił
się do Mikkela i Ellain po eańsku. Mówił w tym języku całkiem dobrze,
choć jego akcent był niemal niezrozumiały. </div>
<div dir="ltr">
— Za dwa dni powinniśmy dotrzeć do Aztarru — powiedziała Ellain. </div>
<div dir="ltr">
— Zgadza się. </div>
<div dir="ltr">
—
Cóż, problem w tym, że ja i mój przyjaciel — położyła dłoń na ramieniu
Mikkela i ścisnęła je lekko — mamy nieco inny cel podróży. Chcemy
popłynąć trochę dalej. </div>
<div dir="ltr">
Kapitan zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi. </div>
<div dir="ltr">
— To nie jest mój problem. W Larridzie znajdziecie sobie inny statek. Nie będę zbaczał dla was z kursu. </div>
<div dir="ltr">
Ellain uśmiechnęła się szeroko. </div>
<div dir="ltr">
— Nawet nie zapytał się pan, gdzie chcemy płynąć! A co, jeśli mam korzystną propozycję? </div>
<div dir="ltr">
Mężczyzna
zmierzył ją wzrokiem. Mikkel obserwował tę wymianę zdań z rosnącym
niepokojem. Do czego zmierzała Ellain? Co chciała osiągnąć? Póki co,
jedynie nastawiła do nich kapitana Karama jeszcze bardziej
nieprzychylnie. </div>
<div dir="ltr">
— Nie obchodzi mnie, gdzie chcecie się
dostać. Zabieram was do Larridy, cieszcie się, że w ogóle zgodziłem się
na to — powiedział ostro kapitan tonem, który nie zachęcał do dyskusji. </div>
<div dir="ltr">
Ale Ellain najwyraźniej nie zamierzała tak łatwo rezygnować. </div>
<div dir="ltr">
—
Pana córeczka bardzo nas lubi. — Wskazała na dziewczynkę, która wciąż
trzymała się blisko Mikkela i, tak jak on, przyglądała się tej rozmowie z
zaciekawieniem. — Na pewno chciałaby, żebyśmy zostali tu dłużej.
Prawda, Oro? </div>
<div dir="ltr">
Dziewczynka uśmiechnęła się, zapewne nie
rozumiejąc pytania, ale reagując na swoje imię. Ellain kucnęła przed nią
i położyła jej dłonie na ramionach, patrząc prosto w jej szeroko
otwarte oczy. Powiedziała coś po eggosku. </div>
<div dir="ltr">
Dziewczynka —
Ora — przechyliła głowę i zamrugała, chyba wciąż nie rozumiejąc. Ellain
westchnęła i obróciła się z powrotem w stronę kapitana, ciągnąc Orę
tak, by dziewczynka stanęła między nimi. </div>
<div dir="ltr">
— Panie
kapitanie — powiedziała Ellain — jesteśmy panu bardzo wdzięczni za
okazaną nam pomoc. Bez pana być może nigdy nie dopłynęlibyśmy tak
daleko. Ale my musimy dostać się jeszcze dalej. Proszę nas zabrać na
Wielkie Pustkowie. </div>
<div dir="ltr">
Kapitan przez chwilę przyglądał się
jej w milczeniu, jakby czekając na to, że kobieta się roześmieje i
powie, że to tylko żart. Kiedy tak się nie stało, mężczyzna przeniósł
wzrok na Mikkela, który tylko sztywno skinął głową. </div>
<div dir="ltr">
—
Wielkie Pustkowie? Jesteście szaleńcami, oboje! Powinienem wyrzucić was
za burtę! — Zmrużył oczy i spojrzał na dłonie Ellain, wciąż spoczywające
na ramionach Ory. — Puść moją córkę.</div>
<div dir="ltr">
Ellain uśmiechnęła się słodko i groźnie jednocześnie. Mikkel zamarł. Chyba nie zamierzała…?</div>
<div dir="ltr">
— Proszę się nie martwić. Ora jest naprawdę słodka, nie chciałabym robić jej krzywdy. Proszę zabrać nas na Wielkie Pustkowie. </div>
<div dir="ltr">
— Ellain… — wtrącił się Mikkel, ale uciszyła go machnięciem ręki. </div>
<div dir="ltr">
— Cicho. Pozwól mi się tym zająć. To jak, panie kapitanie? Umowa stoi?</div>
<div dir="ltr">
Karam zacisnął usta w cienką linię. </div>
<div dir="ltr">
— Jeśli cokolwiek zrobisz mojej córce, ty i twój… towarzysz skończycie za burtą. Już ja o to zadbam. </div>
<div dir="ltr">
Ellain westchnęła. </div>
<div dir="ltr">
—
Nie byłabym taka pewna. Ale widzę, że nie chce pan dyskutować. W
porządku, chciałam załatwić to po dobroci. Mikkel — zwróciła się nagle
do niego. — Zmuś go. </div>
<div dir="ltr">
— Co? </div>
<div dir="ltr">
— Zmuś go — powtórzyła Ellain. — Możesz to zrobić, prawda? </div>
<div dir="ltr">
Czy
mógł? W teorii, tak. Mógłby użyć swojej magii na kapitanie, zmusić go
do pokierowania statku na Wielkie Pustkowie, ale w praktyce… Magia
Jednostkowa nie kontrolowała umysłów, jedynie ciała. Mikkel musiałby
utrzymywać nad nim kontrolę cały czas, a podróż na Pustkowie mogłaby
zająć wiele tygodni. Nie starczyłoby mu magii. </div>
<div dir="ltr">
Nie wspominając już o tym, że po prostu nie mógł zrobić czegoś takiego. To byłoby zwyczajnie złe. </div>
<div dir="ltr">
Pokręcił głową. </div>
<div dir="ltr">
— Nie mogę. Nie przez cały czas. </div>
<div dir="ltr">
Ellain pokiwała głową, jakby po części spodziewała się takiej odpowiedzi. </div>
<div dir="ltr">
— W porządku. W takim razie załatwimy to inaczej. </div>
<div dir="ltr">
— Owszem, załatwimy — warknął kapitan, a potem dodał coś po aztarrsku. Sięgnął po swój pistolet i zamarł. </div>
<div dir="ltr">
Mikkel dosięgnął go pierwszy, posyłając w jego stronę swoją magię. Panika przemknęła przez twarz mężczyzny. </div>
<div dir="ltr">
— Wyciągnij ten pistolet — powiedział cicho Mikkel, czując się z tym źle. — I daj go mi. </div>
<div dir="ltr">
Kapitan
bez słowa, sztywnymi ruchami, wykonał polecenie. Mikkel niezręcznie
chwycił broń. Nigdy wcześniej nie trzymał jej w dłoniach, ale uznał, że
lepiej, jeśli to on będzie ją miał, nie Ellain. </div>
<div dir="ltr">
— Wy… Jesteście magami — wykrztusił kapitan. </div>
<div dir="ltr">
Ellain uśmiechnęła się promiennie. </div>
<div dir="ltr">
— Owszem. Czy teraz będzie pan grzecznie słuchał naszych poleceń? </div>
<div dir="ltr">
Kapitan Karam zerknął w stronę Mikkela, wciąż trzymającego jego broń i zbladł.</div>
<div dir="ltr">
— Ja… Zabiorę was na to przeklęte Pustkowie. Ale załodze się to nie spodoba. </div>
<div dir="ltr">
<i>Ma rację</i>, pomyślał Mikkel, zerkając na Ellain. <i>Zabiją nas. Czy na to też ma jakiś plan? </i>Niemal obawiał się, że miała. </div>
<div dir="ltr">
—
Założę się, że nie. — Ellain nie przestawała się uśmiechać. — Ale to
już nasz problem, prawda? Proszę ustawić kurs na Wielkie Pustkowie.
Chodź, Mikkel. Ty też, Ora. Spędzisz trochę czasu z ciocią Ellain i
wujkiem Mikkelem, co? </div>
<div dir="ltr">
Pociągnęła za sobą dziewczynkę.
Mikkel poszedł za nimi, rozglądając się nie pewnie. Jego serce biło
szybciej, niż zwykle. Nie podobało mu się to. Nic w ich obecnej sytuacji
mu się nie podobało. </div>
<div dir="ltr">
Powiedział to Ellain, ale ona tylko się roześmiała. </div>
<div dir="ltr">
—
Nie martw się, Mike. Przecież nie zrobię krzywdy dziecku. Za kogo ty
mnie masz? Musiałam tylko jakoś przekonać naszego drogiego kapitana. Nie
martw się — powtórzyła. </div>
<div dir="ltr">
Mikkel nie był pewny, czy jej wierzył, ale nie miał wyboru. Musiał jej zaufać. </div>
<div dir="ltr">
— Oni nas zabiją, Ellain. — Czuł na sobie wrogie spojrzenie kapitana. Niedługo cała załoga zostanie nastawiona przeciwko nim. </div>
<div dir="ltr">
— Nie odważą się, mamy przecież dziewczynkę. Poza tym, ufam, że nas obronisz, Mike. Zaczniesz od zabrania im wszystkim broni.</div>
-----------------------------<br />
NaNoWriMo2018 czas zacząć! W
planach mam dokończenie MM i zaczęcie drugiej części, Królowej
Pustkowia. Zobaczymy, jak to będzie ^^<br />
Następny rozdział - Dannel, czyli powrót do głównej akcji. kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-86442197643023230312018-10-27T13:57:00.002+02:002018-10-27T13:57:30.201+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXIX „Garon Anid” Dannel nie zauważył ich. Evas przyglądał się, jak mężczyzna
podchodzi do ciała Jourassa i kuca przy nim, nie zważając na kałuże krwi
dookoła. Nie powiedział nic, ale zacisnął usta w cienką linię,
niewątpliwie hamując przekleństwa. Evas niemal uśmiechnął się z
satysfakcją. <br />
<div dir="ltr">
— Co tu się stało? — zapytał kolejny znajomy głos i tym razem serce w piersi Evasa niemal zamarło. </div>
<div dir="ltr">
To była Balla.</div>
<div dir="ltr">
Podeszła do Dannela, uważając, by nie wdepnąć w krwawe plamy na podłodze. Evas nie widział jej od miesięcy
— nic się nie zmieniła. Dalej była drobna i sprawiała wrażenie delikatnej
— fałszywe wrażenie, które zaburzał nieco ten pełen wyższości wyraz twarzy. Na sam jego widok w Evasie zagotowało się od gniewu.</div>
<div dir="ltr">
<i>Oboje są tutaj</i>, pomyślał chłopak, czując jak jego serce zaczyna bić coraz szybciej. <i>Mógłbym to zakończyć, tu i teraz</i>.
Tak długo czekał na tę chwilę — na moment, w którym wreszcie będzie
mógł się zemścić na swojej siostrze. A teraz ona tutaj była. Zaledwie
kilka kroków od niego.</div>
<div dir="ltr">
Dannel go zdradził i to bolało. Ale to, co zrobiła Balla
— zdrada popełniona przez nią
— była jeszcze gorsza. Niewybaczalna. Ta mała suka zasługiwała na śmierć. </div>
<div dir="ltr">
<i>Ale nie teraz.</i>
Evas zmusił się do zachowania spokoju. Nie mógł ich teraz zaatakować.
Wokół ciała Jourassa pojawiało się coraz więcej ludzi Dannela. Pamiętał
twarz każdego z nich, nawet jeśli imion już nie. Gdyby zaatakował,
przegrałby. Choć z osobna nikt z nich nie stanowił wyzwania, razem
mogliby być dość niebezpieczni. Evas nie mógł tak zaryzykować.</div>
<div dir="ltr">
Musiał się wycofać. Nie chciał, ale nie miał innego wyjścia.</div>
<div dir="ltr">
Ostrożnie
wypuścił wstrzymywany oddech i klepnął Garona w ramię, nakazując mu iść
za sobą. Musieli stąd znikać, zanim jakiś Jednostkowiec wyczuł ich
obecność. Dannel nie był aż tak głupi
— z pewnością wkrótce otrząśnie się po tym, co przed chwilą zobaczyć i
nakaże komuś ze swoich ludzi przeszukać bibliotekę. Evas i Garon musieli
z niej zniknąć, zanim to się stanie. </div>
<div dir="ltr">
— Gdzie idziemy? — zapytał cicho Garon. </div>
<div dir="ltr">
Biblioteka
była na tyle duża, że bez problemów mogli się w niej ukryć i pozostać
niezauważonymi, ale i tak warto było zachować ciszę. </div>
<div dir="ltr">
— Musimy powiadomić Eana, że Dannel sprowadził swoich ludzi. </div>
<div dir="ltr">
Garon milczał przez chwilę. </div>
<div dir="ltr">
— Dobrze cię zrozumiałem? Chcesz się wycofać? Pojebało cię?
— Brzmiał, jakby ledwo hamował swoje wzburzenie. </div>
<div dir="ltr">
Evas zatrzymał się i obrócił w stronę mężczyzny. </div>
<div dir="ltr">
— Co innego mamy zrobić? Mają przewagę!
— Z trudem powstrzymał się od podniesienia głosu. </div>
<div dir="ltr">
Anid spojrzał na niego dziwnie, marszcząc krzaczaste brwi. </div>
<div dir="ltr">
— Boisz się? Ty? — Prychnął. — Kto by pomyślał… </div>
<div dir="ltr">
Na policzki Evasa wpłynęły rumieńce gniewu. </div>
<div dir="ltr">
—
Nie boję się — syknął. — Po prostu nie jestem głupi. To ciebie
pojebało, jeśli myślisz, że możemy z nimi wygrać. Jak niby sobie to
wyobrażasz, co? Zaatakuję Dannela, a reszta będzie się grzecznie
przyglądać i nie przeszkadzać?</div>
<div dir="ltr">
Anid westchnął. </div>
<div dir="ltr">
— Ja odwrócę ich uwagę, ty zaatakujesz Dannela. Proste. — Wzruszył ramionami. — Chyba sobie poradzisz, co? </div>
<div dir="ltr">
Evas
wpatrywał się w niego przez chwilę, zastanawiając się, czy mężczyzna
robi sobie z niego jaja. Nie mógł mówić poważnie. Nikt nie jest aż tak
głupi. </div>
<div dir="ltr">
Niestety, wyglądało na to, że Garon Anid naprawdę był idiotą. Evas nie zamierzał przez niego ginąć. </div>
<div dir="ltr">
— Rób, co chcesz. Ja nie mam zamiaru dać się zabić… — urwał, nasłuchując. Wydawało mu się, czy ktoś się zbliżał? </div>
<div dir="ltr">
Garon też musiał to usłyszeć, bo obrócił głowę w kierunku dźwięku. </div>
<div dir="ltr">
<i>Znaleźli nas,</i>
pomyślał Evas. Dannel wysłał jakiegoś Jednostkowca, żeby przeszukał
bibliotekę. Ale coś tu nie miało sensu. Evas wyraźnie słyszał zbliżające
się kroki. Czy Jednostkowiec nie zamaskowałby ich odgłosu, żeby zbliżyć
się niezauważonym? </div>
<div dir="ltr">
Evas zrozumiał, co się dzieje w
ostatniej chwili. Obrócił się na pięcie, chwytając magią najbliższy
regał i posłał go prosto na czającą się tam kobietę. Upadła na podłogę z
jękiem, a Evas pozwolił, by przysypały ją książki. Nie zabiło jej to —
jeszcze nie. </div>
<div dir="ltr">
Evas przyjrzał się kobiecie, jej czarnym
włosom rozsypanym po podłodze i umięśnionym ramionom, kiedy wzmociona
własną magią zaczęła odrzucać przysypujące ją książki na bok. Pamiętał
ją, nawet jeśli nie jej imię. </div>
<div dir="ltr">
— Ealily — odezwał się Garon, podchodząc bliżej. — Znam ją. </div>
<div dir="ltr">
Evas pokiwał głową, ale sam pozostał na swoim miejscu. Zbliżanie się do Jednostkowców było głupotą. </div>
<div dir="ltr">
Evas
przez chwilę pustym wzrokiem wpatrywał się w Ealily, a potem sięgnął
magią do książek, wzdychając w duchu. Zaczynało go to już naprawdę
męczyć. </div>
<div dir="ltr">
Zwiększył nacisk książek. Ealily szarpnęła się i
spróbowała je zrzucić, ale Evas uczynił je zbyt ciężkimi nawet dla
niej. I nie przestawał. Kobieta wciąż usiłowała walczyć. Naprawdę nie
cierpię Jednostkowców, pomyślał chłopak, przywołując jeszcze jedną
książkę z regału obok. Była gruba i ciężka nawet bez pomocy jego magii,
ale i tak jej do niej dodał. A potem ją puścił. </div>
<div dir="ltr">
Książka opadła na głowę Ealily z nieprzyjemnym plaskiem, obryzgując krwią wszystko dookoła. </div>
<div dir="ltr">
— Obrzydliwe — mruknął Garon, zerkając na Evasa. — Nie mogłeś zrobić tego w jakiś czystszy sposób? </div>
<div dir="ltr">
— Pierdol się — warknął Evas. — Następną sam załatwisz. Idziemy. </div>
<div dir="ltr">
Garon nie poszedł za nim.</div>
<div dir="ltr">
— Ciągle chcesz się wycofać? </div>
<div dir="ltr">
— Tak — powiedział Evas, nie obracając się. </div>
<div dir="ltr">
— Dobra, niech ci będzie. Bądź tchórzem i się wycofaj. </div>
<div dir="ltr">
Chłopak zatrzymał się, ale nadal nie spojrzał na Anida. Wiedział, co mężczyzna próbował osiągnąć. Chciał go sprowokować. </div>
<div dir="ltr">
<i>Nie jestem tchórzem,</i> pomyślał Evas, zaciskając dłonie w pięści. </div>
<div dir="ltr">
—
Nie uciekam. Idę powiedzieć Eanowi, co się stało — powiedział powoli,
starając się zachować spokój. — Przyprowadzę więcej osób. Żebyśmy mieli
większe szanse.</div>
<div dir="ltr">
Niemal słyszał pełen wyższości uśmieszek w głosie Garona, kiedy ten powiedział:</div>
<div dir="ltr">
— Niech będzie. Zaczekam tu. Przypilnuję, żeby Dannel nigdzie nie uciekł. </div>
<div dir="ltr">
— Świetnie — mruknął Evas. </div>
<div dir="ltr">
Oddalił się, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że popełnia błąd. </div>
---------------------------------<br />
Najkrótszy rozdział ever.
Teraz żałuję, że nie połączyłam go z poprzednim, ale nie miałam pojęcia,
że wyjdzie aż tak krótki. Przepraszam.<br />
Przepraszam też za to, że
tak długo nie było nowego rozdziału. Ten miałam już prawie w całości
napisany, ale na drugim laptopie i zapomniałam go wrzucić na dysk, zanim
pojechałam na weekend do domu -.- <br />
Następny rozdział - Mikkel, czyli odpoczywamy od głównej akcji. kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-30212091948155821432018-10-13T15:16:00.002+02:002018-10-13T15:16:31.375+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXVIII „Nieufność”<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Evas obudził się, z zaskoczeniem stwierdzając, że nie był martwy. Kiedy jednak spróbował się poruszyć, zrozumiał, że wolałby taki być, bo jego głowę przeszył ból nie do opisania.<br />Evas otworzył oczy i natychmiast je zamknął, oślepiony przez światło. Syknął cicho przez zaciśnięte zęby. Co mu się stało? Nie potrafił sobie przypomnieć, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że powinien być martwy.<br />Poczekał, aż zawroty głowy uspokoiły się i ponownie otworzył oczy.<br />Nad sobą widział jasny, idealnie biały sufit bez żadnej skazy, więc od razu zrozumiał, że nie był w swoim mieszkaniu. Leżał na wąskiej sofie i prawie spadł, kiedy spróbował się obrócić. Jego ciało zaprotestowało, ale Evas zdusił jęk i usiadł.<br />Przez chwilę nie kojarzył miejsca, w którym się znalazł. Niewątpliwie był to czyjś salon, na jego środku stał niewysoki stolik, otoczony dwoma sofami i czterema fotelami. Każdą z czterech ścian zakrywały regały z książkami.<br />To mieszkanie Steena, domyślił się Evas, ale to nie wyjaśniało, co tu robił.<br />I wtedy zrozumiał. Ból głowy, luki w pamięci, uczucie, że powinien być martwy... Użyto na nim magii jednostkowej.<br />Przypomniał sobie walkę z Dannelem i jęknął żałośnie, z powrotem opadając na sofę. Przegrał. Okazał się słaby, nie poradził sobie. Był taki żałosny. Teraz z pewnością mieszkańcy Oreall go znienawidzą.<br />O ile ktokolwiek jeszcze żyje, pomyślał ponuro Evas. Zawiódł wszystkich, ale przede wszystkim samego siebie.<br />Ale jakimś cudem jeszcze żył? Dlaczego? Czemu Dannel go nie zabił? Coś mu przeszkodziło? Ktoś? Ta myśl powinna go ucieszyć, ale sprawiła tylko, że Evas poczuł się jeszcze bardziej żałośnie. Nie chciał zawdzięczać komuś swojego życia. Czy naprawdę był tak żałosny, że nie potrafił sobie poradzić z jedną walką?<br />Zmusił się do tego, żeby wstać, ignorując mdłości. Jeśli chciał się dowiedzieć, co stało się po jego walce z Dannelem, musiał stąd wyjść, a nie leżeć i użalać się nad sobą, choć wydawało mu się to lepszą alternatywą niż stawienie czoła niewątpliwie wściekłym mieszkańcom Oreall. <br />W mieszkaniu Steena był wcześniej tylko raz, kiedy miał do załatwienia sprawę u Eana, ale pamiętał, jak dostać się do biblioteki. Jego kroki tłumił gruby dywan, ale Evas i tak przemierzył salon skradając się na palcach. Wyszedł na korytarz, długi i jasno oświetlony, na którego końcu znajdowało się wyjście. <br />Zachowywał się najciszej jak potrafił, nie wiedząc, kto czeka na niego po drugiej stronie. Przelał swą magię w drzwi i im również nakazał zachować ciszę — nie zaskrzypiały, kiedy uchylił je lekko i zerknął do biblioteki.<br />Przy biurku Steena, odwrócony tyłem do drzwi, siedział mężczyzna nie będący bibliotekarzem. Evas rozpoznał go od razu, choć ten odwrócony był do niego plecami. Sarutt Jourass. Na jego widok chłopak zaklął w myślach i wycofał się, zamykając szybko drzwi. <br />Czyli jednak Dannel, pomyślał Evas, czując jak jego serce zaczyna bić szybciej. To nie miało sensu. Dlaczego go nie zabił? Co go powstrzymało? <br />Może to samo, co powstrzymało ciebie, powiedział zdradliwy głosik w jego głowie. Nie był w stanie cię zabić, bo byłeś jego przyjacielem. Ale to nie miało sensu. Dannel nie był taki. Nie oszczędziłby jego życia tylko dlatego, że kiedyś się przyjaźnili.<br />Ale to samo ktoś mógłby powiedzieć o Evasie, a jednak... Chłopak potrząsnął głową. To nie był czas na takie rozważania. Musiał się stąd wydostać.<br />Nie wiedział, czy z mieszkania Steena było jakieś inne wyjście na zewnątrz, musiał więc przejść przez bibliotekę. Co mogłoby oznaczać kłopoty, gdyby był w niej Dannel.<br />Evas ponownie wyjrzał z mieszkania i przez chwilę stał tak w ciszy, czekając. Sarutt nie ruszał się ze swojego miejsca, ale co chwilę rozglądał się nieco nerwowo. Wydawało się, że poza nim, w bibliotece nie było nikogo, a przynajmniej nie w pobliżu.<br />Sarutt musiał wyczuć, że jest obserwowany, bo drgnął niespokojnie i obejrzał się. Jego wzrok padł na stojącego w drzwiach Evasa i mężczyzna zbladł.<br />— E-evas — zająknął się, zrywając się na równe nogi tak szybko, że aż przewrócił krzesło. — Nie myślałem, że tak szybko się obudzisz.<br />Evas zastanowił się szybko. Sarutt był magiem jednostkowym, niewątpliwie to on ponosił winę za ten okropny ból głowy. Chłopak zmarszczył brwi. Dlaczego mężczyzna nie dopilnował, by się nie obudził? <br />Evas nie odpowiedział.<br /> — Miałem... miałem zamiar za chwilę cię obudzić — Sarutt nie przestawał mówić, słowa lały się z jego ust nieprzerwanym strumieniem. — I tak kończy mi się już magia, ale bałem się, że... — urwał, przełknął ślinę i zaczął od nowa: — Dannel dopiero wyszedł, chciałem poczekać aż bardziej się oddali... <br /> To nie miało sensu. Irytacja Evasa, potęgowana przez ból głowy, tylko wzrosła. <br /> — Gdzie poszedł Dannel? Co tu się w ogóle odpierdala? — Skrzyżował ręce na piersi i wbił w Jourassa wzrok. <br />Sarutt wzniósł ręce w obronnym geście i cofnął się o krok. <br />— Dannel wyszedł. Nie ma go tu. Musisz uciekać, zanim wróci.<br />Evas zmarszczył brwi.<br />— Czemu mi pomagasz? Nagle ci się odwidziało i stoisz po mojej stronie? — Nie kupował tego. <br />— Od początku byłem po waszej stronie! — Jourass podniósł głos i szybko znów go ściszył. Nachylił się nieco ku Evasowi, ale chłopak pozostał w miejscu. Zbliżanie się do Jednostkowca byłoby wyjątkowo głupim pomysłem. — Po prostu… Udawałem. Że jestem po jego stronie. <br />— Po prostu udawałeś — powtórzył chłodno Evas, coraz mniej mu wierząc. <br />Sarutt pokiwał gwałtownie głową. <br />— Tak! Pomogłem im uciec, Sandrowi i tym dziewczynom! Nie wierzysz mi, to ich zapytaj! <br />Evas zmrużył oczy. <br />— Pomogłeś im uciec? Kiedy ich ostatnio widziałem, byli w towarzystwie Dannela. I było ich tylko dwoje. <br />Mężczyzna zbladł. <br />— No… Próbowałem im pomóc. Naprawdę. Udało im się uciec, po twojej walce z Dannelem, naprawdę! <br />i dokąd poszli?, zastanowił się Evas. Czy wiedzieli o podziemnej kryjówce? Może ukrywali się gdzieś w Oreall? A może zrobili to, co najrozsądniejsze, czyli opuścili miasto? <br />Albo Dannel ich zabił, a Jourass kłamał. To wydawało się Evasowi najbardziej logiczne. <br />— Nie wierzę ci — powiedział, patrząc jak Jourass blednie jeszcze bardziej, a jego zielone oczy robią się niemal okrągłe ze strachu. Nie byłby taki przerażony, gdyby mówił prawdę, pomyślał chłopak. — Gdzie jest Dannel? <br />— Poszedł… poszedł wpuścić pozostałych do miasta.<br />Świetnie. <br />— Wie, jak to zrobić? <br />— Chyba nie, ale powiedział, że coś wymyśli. <br />Evas miał nadzieję, że mu się nie uda. Niemal uśmiechnął się na myśl o wściekłym Dannelu, stojącym przed magionami i nie wiedzącym, co z nimi zrobić. <br />— W porządku. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? <br />Sarutt zastanawiał się przez chwilę i w końcu pokręcił głową. <br />— Nie, ale… Mogę informować cię o kolejnych ruchach Dannela. Szpiegować dla ciebie. Tylko musisz stąd uciekać, Dannel może niedługo wrócić. <br />Evas prychnął. Szpiegować dla niego? Czy Jourass myślał, że był aż taki głupi? Nie miał zamiaru ufać komuś takiemu jak on. Nie, najbezpieczniej byłoby się go pozbyć. <br />— Nie potrzebuję twojej pomocy. <br />Jourass otworzył szerzej oczy. <br />— Jesteś pewien? Naprawdę mogę pomóc! Mogę szpiegować…<br />— Dla Dannela — przerwał mu Evas. <br />Może się mylił, ale nie zamierzał ryzykować. <br />— N—nie... Ja nie... Nie jestem szpiegiem Dannela! — wykrzusił. — Przysięgam! Nawet nie jestem po jego stronie! Naprawdę!<br />— Problem w tym, że ci nie wierzę — powiedział spokojnie Evas.<br />Jourass próbował protestować, ale Evas już go nie słuchał. Rozejrzał się i jego wzrok padł na pióro do pisania leżące na biurku Steena. Sięgnął do niego magią. <br />Wzniosło się w powietrze nie wydając żadnego dźwięku i poleciało w stronę Jourassa. Mężczyzna zauważył je w ostatniej chwili, ale nie zdążył zareagować, zanim wbiło mu się w gardło. <br />Krew trysnęła na wszystkie strony, a Jourass zachwiał się i upadł. Wciąż jeszcze żył, wierzgając na podłodze i plamiąc wszystko czerwoną cieczą. Evas westchnął. Jednostkowcy bywali czasem ciężcy do zabicia. <br />Podszedł bliżej, kucnął przy Jourassie i chwycił za pióro. Mężczyzna spojrzał na niego z niemym błaganiem w oczach, ale chłopak zignorował je. Nie wyciągnął pióra — wepchnął je głębiej i przeciągnął nim w poprzek szyi Jourassa, podcinając mu gardło. <br />Mężczyzna znieruchomiał wreszcie, pustym wzrokiem wpatrując się w sufit. Evas odetchnął i wytarł zakrwawioną rękę o spodnie, zanim zorientował się, że i tak jest cały we krwi, więc nie ma to sensu.<br />Nagle poczuł się zmęczony — być może magia Jourassa wciąż nie opuściła zupełnie jego ciała. Usiadł ciężko na podłodze i wbił wzrok w trupa. Mam dość, pomyślał. Pieprzyć to wszystko. Pieprzyć Dannela i całą resztę. <br />Co by się stało, gdyby teraz zrezygnował? Gdyby po prostu poddał się i opuścił Oreall? Zaszył się gdzieś z dala od ludzi i wreszcie miałby święty spokój? Od dawna już o tym nie myślał, a teraz ta perspektywa wydawała się bardziej kusząca niż kiedykolwiek wcześniej. <br />Nie był nic winien mieszkańcom Oreall. Nie obchodziło go, czy Dannel ich wszystkich pozabija. Większości z nich nawet nie znał, choć oni wszyscy wiedzieli, kim był. Niewątpliwie przeklinaliby go, gdyby uciekł, ale co go to obchodziło? <br />Naprawdę mogę odejść, uświadomił sobie Evas. I tak wszyscy myślą, że Dannel mnie zabił. Tylko on wie, że tego nie zrobił. <br />Wyobraził sobie reakcję Dannela na jego ucieczkę. Wystarszyłby się? A może ucieszył. Rozbawiłoby go to? Z pewnością uznałby Evasa za tchórza, który ucieka od problemów, zamiast stawić im czoła. <br />Na samą tę myśl w Evasie zagotowało się od gniewu. Nie był tchórzem, nikt nie miał prawda tak go nazywać… Ale to znaczyło, że nie mógł odejść. Bo to naprawdę byłaby ucieczka. Musiał znów zmierzyć się z Dannelem. <br />Już miał wstawać, kiedy coś usłyszał. Zamarł, obawiając się najgorszego, ale to nie był Dannel. Dźwięk nie dobiegał nawet ze strony wejścia, tylko z boku, spomiędzy regałów. Evas obrócił się w tamtą stronę, przygotowując się do ataku. <br />Pomiędzy regałami stał wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i jasnobrązowej skórze. Wpatrywał się w Evasa z osłupieniem, jakby nie wierzył, że go widzi.<br />— Evas? Ja pierdolę, ty żyjesz?<br />— Anid — powiedział chłopak, wreszcie rozpoznając w mężczyźnie Garona Anida. Wstał i podszedł bliżej. — Co tu robisz?<br />— Ean wysłał mnie na zwiad… — Pokręcił głową. — Kurwa, nawet nie masz pojęcia, jak nas wystraszyłeś. Myśleliśmy, że nie żyjesz. Czemu Dannel cię nie zabił? <br />— Chciałbym wiedzieć — odparł Evas i uświadomił sobie, że mógł zapytać o to Jourassa. Teraz już jednak było na to za późno. — Dannela tu nie ma, był tu tylko on. — Wskazał na ciało. — Ale się nim zająłem. <br />Anid przyjrzał się mu, niewątpliwie zauważając krew plamiącą jego ubrania i uśmiechnął się krzywo. <br />— Właśnie widzę, dobra robota. Chyba powinniśmy… — urwał. — Co to?<br />Evas też to usłyszał — brzmiało jak kroki i to więcej, niż jednej osoby. Chłopak szybko schował się pomiędzy regałami obok Garona. <br />— Sarutt? To my. — Głos bez wątpienia należał do Dannela.</div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-84999202896675221012018-10-08T17:54:00.002+02:002018-10-08T17:55:41.659+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXVII „Puste miasto”<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Miasto było puste, choć wydawało się to niemożliwe. <br /> — Jak? — pytał Dannel. — Jak to możliwe? Gdzie oni wszyscy się schowali?<br />Sarutt pokręcił głową i spuścił wzrok. <br />— Nie wiem… Nikogo nie wyczuwam. Ani jednej osoby, poza nami. <br />Przecież nie mogli wszystkich ewakuować, kiedy walczył z Evasem. Musieli to zrobić wcześniej. Ale skąd wiedzieli, że się tu pojawię? Dannel nie potrafił tego zrozumieć. <br />Fex, pomyślał nagle. Ten przeklęty dzieciak. To on poinformował go, że Evasa nie ma w mieście. To on namówił go na przybycie tutaj i zaatakowanie. Niech to szlag. Dannel miał ochotę coś rozwalić, ale powstrzymał się. Zacisnął dłonie w pięści. Dałem się oszukać pieprzonemu gówniarzowi. <br />Nie, to nie był plan Fexa. Za tym musiał stać Ean. Wszystko sobie pięknie obmyślił… A Dannel powinien był się tego domyślić. Powinien być bardziej podejrzliwy. Mikkel nie dałby się tak oszukać, pomyślał. Ale Mikkela tu nie było, nie wiedział nawet, co Dannel planował. <br />Choć odesłał go dla jego własnego bezpieczeństwa, teraz Dannel żałował, że to zrobił. Potrzebuję cię, Mike, pomyślał. A przynajmniej twojego mózgu. <br />Opuszczona biblioteka sprawiała upiorne wrażenie, choć Dannel starał się nie okazywać strachu. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że spomiędzy regałów zaraz coś na niego wyskoczy. W dodatku ta atmosfera… Wydawała się niemal wroga, choć było to niedorzecznie. To tylko książki, mówił sobie Dannel. Nie mogą być wrogo nastawione. <br />— Sprawdź jeszcze raz — polecił Saruttowi, nie przestając chodzić wokół biurka. Denerwował się coraz bardziej.<br />Sarutt zacisnął usta w cienką linię, usiłując ukryć własną irytację.<br />— Sprawdzałem już trzy razy — powiedział. — Tutaj nikogo nie ma. Albo… — urwał.<br />Dannel tracił już cierpliwość. <br />— Albo? — warknął. <br />— Albo ukrywa ich jakiś Jednostkowiec silniejszy ode mnie. <br />No tak, pomyślał Dannel. Świetnie. Równie dobrze Ean mógł stać gdzieś obok, ale jeśli ukrywał go jakiś potężny Jednostkowiec, był całkowicie niezauważalny. I jak tu się nie denerwować? <br />Może o to chodziło Eanowi. Chciał wyprowadzić go z równowagi. Dannel nie mógł mu na to pozwolić. Musiał zachować spokój za wszelką cenę, ale musiał też pozostać czujny i przygotowany na atak w każdej chwili. <br />Czeka mnie bezsenna noc, pomyślał niezadowolony i zwrócił się do Sarutta:<br />— Nie możesz tego jakoś wyczuć?<br />Mężczyzna pokręcił głową. <br />— Nie mam tyle magii. Już mi się kończy, muszę oszczędzać. Może gdybym…<br />— Nie — przerwał mu Dannel, zanim zdążył dokończyć myśl. — Chyba że chcesz zginąć. <br />Sarutt przełknął ślinę, najwyraźniej obierając to jako groźbę. Ale to nie była groźba, Dannel po prostu stwierdzał fakt. Czemu miałby grozić komuś, kto stał po jego stronie?<br />O ile Sarutt faktycznie po niej stał. Dannel zaczynał mieć ku temu wątpliwości. W końcu mężczyzna pozwolił uciec Sandrowi i tej dziewczynie, a przynajmniej nie próbował ich powstrzymać. Dannel nie mógł też zapomnieć o tej zwyczajnej, ludzkiej kobiecie, w której kiedyś Sarutt się kochał. Nie powinien mu zbytnio ufać, choć w tym momencie nie miał większego wyboru. <br />Zastanawiał się, gdzie podział się Fex. Chłopak zniknął, kiedy Dannel walczył z Evasem. Pewnie uciekł, schował się, a może nawet opuścił Oreall. Tym lepiej dla niego — gdyby Dannel go złapał, musiałby zabić go za zdradę, choć był tylko dzieciakiem. Dannel nie miał w zwyczaju zabijać dzieci. <br />Odetchnął głęboko, zatrzymał się wreszcie i przeczesał palcami włosy. <br />— Dobra. Nie marnujmy czasu. Chodźmy po resztę. <br />Jego plan wkradnięcia się do Oreall po cichu i zabicia Eana zawiódł, ale to nie znaczyło, że Dannel zamierzał się tak po prostu poddać. Musiał kontynuować, nawet jeśli sprawy nie układały się po jego myśli. <br />Sarutt zawahał się. <br />— Wiesz, jak ich wpuścić?<br />— Nie mam pojęcia — przyznał z niechęcią Dannel. — Wymyślę coś, to nie może być takie trudne. Chodźmy. <br />Ale Sarutt wciąż się wahał. <br />— Może powinienem zostać? W razie gdyby…<br />Dannel zastanowił się. Zostawianie tu Sarutta byłoby ryzykowne. Nie mógł mu w pełni ufać. Ale nie miał wyboru. Skinął głową, jednocześnie posyłając mężczyźnie groźne spojrzenie. <br />— Chyba nie muszę ci mówić, co się stanie, jeśli mnie zdradzisz?<br />Sarutt pobladł lekko i pokręcił głową. <br />— Nie musisz się martwić — powiedział. — Nie jestem głupi.<br />Dannel zmrużył oczy.<br />— Oby. <br /><br />*<br /><br /> Księżyc oświetlał mu drogę przez plac, nie przesłaniały go żadne chmury. Wiatr również zniknął bez śladu, a w powietrzu unosił się nikły zapach deszczu, który już dawno przestał padać. Pogoda w Oreall była zmienna jak zawsze. <br /> Dannel szedł szybkim krokiem, uważnie rozglądając się na boki. Wśród budynków ktoś z łatwością mógłby się ukryć i zaatakować go w najmniej oczekiwanym momencie. Dannel nie wzniósł jednak swojej niewidocznej tarczy, kosztowała go ona zbyt wiele magii. W dodatku nie mógłby się z nią poruszać tak szybko, bo musiałby ją przesuwać przy każdym kroku. <br /> Nikt go nie zaatakował, co nieco zdziwiło Dannela. Spodziewał się, że Ean będzie chciał wykorzystać okazję i to, że Dannel znalazł się sam, ale nic takiego się nie stało. W spokoju przeszedł przez plac i dotarł do budynku Bramy Głównej. <br /> Może Ean uznał, że atakowanie go nie ma sensu. W końcu nikt nie był w stanie stawić mu czoła. Nikt oprócz Evasa, ale o nim akurat Dannel nie chciał myśleć. Nienawidził tego, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Gdyby tylko Evas przejrzał na oczy i stanął po jego stronie, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. <br /> Ale Evas był ślepy, tak jak i reszta mieszkańców Oreall. Czy oni nie widzieli własnego cierpienia? Nie obchodziło ich, co robią z nimi niemagiczni? Wydawało się, że akceptują swój los, że nie zamierzają walczyć o poprawę. <br /> Dannel jednak nigdy nie zamierzał być pokorny. Niemagiczni próbowali wmówić wszystkim, że to magowie byli tymi złymi, podczas gdy prawdziwymi potworami byli oni. Zasługiwali na cierpienie za to, jak ich traktowali. Dannel zamierzał osobiście ukarać ich wszystkich. <br /> Budynek Bramy Głównej był pusty. Tym razem jednak Dannel zostawił przy drzwiach niewidzialną ścianę, bo ktoś mógłby zaatakować go, kiedy będzie zajęty wpuszczaniem do Oreall swoich ludzi. <br /> Na magionach migały kropki, oznaczające magów. Kilkoro stało pod wejściem, czekając aż Dannel ich wpuści. Ale najpierw musiał odgadnąć, jak to zrobić.<br /> Dotknął jednej z migających kropek i przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, kiedy poczuł obcą magię. Cóż, nie taką obcą. Uśmiechnął się, rozpoznając osobę, do której należała.<br /> — Cześć, Mirin — powiedział do magionu, choć kobieta nie mogła go usłyszeć. — Zaraz cię wpuszczę, muszę tylko odkryć jak. <br />Pewnie powinien był zapytać o to Fexa, kiedy ten wpuścił go do miasta, ale wtedy nie przyszło mu nawet do głowy, że dzieciak mógłby go zdradzić. Teraz Dannel czuł się jak idiota, bo powinien był coś takiego przewidzieć. Teraz musiał radzić sobie sam. <br />Zaczął od przeszukania szuflad biurka i w jednej z nich znalazł grubą księgę. Wyciągnął ją i położył na blacie. Z nadzieją otworzył ją, spodziewając się, że w środku znajdzie jakieś instrukcje. <br />Ale strony były puste. <br />Dannel zaklął i oparł się chęci rzucenia książką. Mogła mu się przydać, w końcu bez powodu tu nie leżała. Z frustracją przewracał jej strony. Już miał się poddać i naprawdę rzucić księgę w kąt, kiedy coś zauważył. <br />Pochylił się nad stronicami. Czy mu się wydawało, czy były na nich jakieś smugi? Może to jakieś pismo? Dannel zmrużył oczy i niemal wsadził nos w książkę, próbując cokolwiek zauważyć. Nie, to nie był tekst. <br />Palcem przejechał po jednej ze smug i wtedy strona nagle zabłyszczała. Mężczyzna cofnął się i wzniósł wokół siebie swoją tarczę, w razie gdyby okazało się, że uruchomił jakiś mechanizm zabezpieczający. Ale nic się nie stało. Strona po prostu błyszczała przez chwilę, a potem zmatowiała. <br />Dannel przez chwilę jeszcze stał nieruchomo, a potem ostrożnie podszedł do biurka. Na pozór nic się nie zmieniło, książka wciąż wyglądała tak samo. Dannel podniósł ją, żeby uważniej jej się przyjrzeć. Co się właśnie wydarzyło?<br />— Hej! — krzyknął nagle ktoś za jego plecami.<br />Dannel obrócił się gwałtownie, przygotowany na atak, ale to była tylko Mirin. Najwyraźniej udało jej się przejść. Podniosła się z podłogi i odgarnęła z twarzy czarne włosy. Uważnie przyjrzała się Dannelowi swoimi skośnymi oczami i skrzywiła się. <br />— Masz krew na twarz — powiedziała. <br />— Wiem — odparł mężczyzna, choć dopiero teraz sobie o niej przypomniał. <br />— Twoja? <br />— Chyba tak. To nic poważnego. Wystąpiły pewne komplikacje, ale nic, czym musiałabyś się w tej chwili martwić. <br />Kobieta prychnęła, ale nic więcej nie powiedziała. I dobrze. Dannel przestał zwracać na nią uwagę i znów skupił się na księdze. Najwyraźniej strona, która błyszczała wcześniej, uruchomiła mechanizm pozwalający wpuszczać ludzi do miasta. Czyli, żeby wpuścić resztę, musiał po prostu powtórzyć proces… Było znacznie łatwiej, niż przypuszczał. <br />— Ilu was jest? — zapytał, patrząc na migające na magionie kropki.<br />Mirin stanęła u jego boku. <br />— Kilka osób. Nie wszyscy. <br />Dannel pokiwał głową. Przynajmniej to wyszło zgodnie z planem. <br />— Dannel… — Mirin zawahała się, kiedy na nią spojrzał. <br />— O co chodzi? <br />— O Ballę. Jest wśród osób, które czekają na wejście. Wiem, że ją odesłałeś. Próbowałam pytać, co tu robi, ale nie chciała mi powiedzieć. — W jej głos wkradła się irytacja. <br />Ale Dannel ledwo jej słuchał. Balla. Dlaczego tu była? Przecież odesłał ją razem z Mikkelem, żeby jej również zapewnić bezpieczeństwo… Dlaczego wróciła? Nigdy wcześniej nie sprzeciwiała się jego rozkazom, wręcz przeciwnie, wykonywała je bez zawahania. <br />Coś musiało się stać, uznał Dannel, ledwo kryjąc swój niepokój. Czy była ranna? A może coś stało się Mikkelowi? Była z nimi Ellain — która dla Dannela wciąż pozostawała jedną wielką niewiadomą — może to ona coś zrobiła? Jeśli tak, Dannel się z nią policzy. <br />Zaczął dotykać palcami migających na magionie kropek, poszukując magii Balli. Musiał wpuścić ją pierwszą i upewnić się, że nic jej się nie stało. <br />— Jest coś jeszcze — powiedziała Mirin z wahaniem. <br />Dannel obrócił się w jej stronę. <br />— Co? <br />— My… Spotkałyśmy przypadkiem nowego maga. Młodą dziewczynę. Nie chciała z nami współpracować, ale i tak ją tu przyprowadziłyśmy. <br />Dannel zamarł. Nowy mag? Tego się nie spodziewał. Czy mógł być to szpieg, wysłany przez Eana? Dannel nie mógł wykluczyć takiej możliwości. Musiał zachować ostrożność. Nie ufać tej dziewczynie, niezależnie od tego, kim była.<br />— Zajmę się tym — powiedział i wrócił do poszukiwania magii Balli. Najpierw ona, potem ten nowy mag. Wszystko po kolei. <br />Znalazł wreszcie to, czego szukał i natychmiast sięgnął po książkę. Od razu przyłożył palec do tej samej kartki, co wcześniej. Strona zabłyszczała i zmatowiała po kilku sekundach. Dannel odetchnął. Z niejakim zażenowaniem zauważył, że drżą mu ręce, więc wepchnął je do kieszeni, zanim Mirin mogłaby to zauważyć. <br />Balla pojawiła się po niedługiej chwili, tak jak Mirin lądując na podłodze. Przejście z gracją do Oreall było niemal niemożliwe, ale blade policzki dziewczyny i tak poczerwieniały. Dannel pomógł jej się podnieść i niemal siłą zmusił się, żeby puścić jej dłoń, kiedy już stanęła na nogach. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Na szczęście, nie wyglądała na ranną. <br />— Balla. Cóż za niespodzianka — powiedział, uśmiechając się. <br />Kąciki jej ust wygięły się lekko w górę, ale dziewczyna nie pozwoliła sobie na pełny uśmiech. Rzadko to robiła. <br />— Dannel — odparła po prostu. <br />— Co tu robisz? — Miał ochotę wypytać ją o wszystko, ale powstrzymał się, nie chcąc okazać, jak bardzo jej obecność go zmartwiła. — Gdzie zgubiłaś Mikkela, Sannę i Ellain?<br />Zawahała się. <br />— Rozdzieliliśmy się — przyznała wreszcie, spuszczając wzrok. — Uznałam, że nie będą potrzebować mojej pomocy. A potem wpadłam na Mirin, która powiedziała mi, że postanowiłeś zaatakować Oreall. — Głos jej zadrżał od tłumionej wściekłości.<br />Dannel zacisnął szczękę, czując jak w nim również budzi się gniew. Jak w ogóle śmiała być na niego zła, podczas gdy sama zignorowała jego rozkaz? Nie mógł w to uwierzyć. Myślał, że coś się stało, a tymczasem ona tak po prostu… zlekceważyła jego polecenia. <br />Ugryzł się w język, zanim powiedziałby coś, czym mógłby naprawdę ją urazić. <br />— Zignorowałaś mój rozkaz, Ballo — powiedział cicho. — Jeszcze nigdy nie byłem tobą tak rozczarowany. <br />Dziewczyna zamrugała i spojrzała na niego z niedowierzaniem. <br />Dannel zaś odwrócił się i zajął wpuszczaniem do Oreall reszty. Z Ballą porozmawia później, kiedy już przejdzie mu gniew. Będzie musiał ją jakoś ukarać za to, co zrobiła, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie chciał jej przecież skrzywdzić. <br />Wpuszczał po kolei kolejne osoby, cały czas ignorując Ballę, aż wreszcie niewielkie pomieszczenie zrobiło się bardzo ciasne. Nowy mag był wśród tych osób. <br />Dziewczyna okazała się całkiem niepozorna. Była drobna, niemal jak dziecko, więc mordercze spojrzenie jej zielonych oczu nie zrobiło na Dannelu większego wrażenia. Jeśli ta dziewczyna faktycznie była nowym magiem, to jeszcze nie potrafiła korzystać ze swoich zdolności. <br />— Czyli ty tu dowodzisz — powiedziała z południowym akcentem, patrząc na Dannela. <br />Mężczyzna uśmiechnął się. <br />— Owszem. Nazywam się Dannel, a ty? <br />Dziewczyna prychnęła i nie odpowiedziała. Zrobiła to za nią Mirin:<br />— Nazywa się Lonnie. — Posłała jej zirytowane spojrzenie. — I jest cholernie wkurzająca. <br />— Lonnie, Lonnie… — powtórzył Dannel, zastanawiając się. — Co by tu z tobą zrobić… Widzisz, nie możemy ci w pełni zaufać. Nie wiem, czy wiesz, ale jesteśmy w trakcie wojny. Lepiej być ostrożnym, zgodzisz się ze mną? <br />Uśmiechnął się do niej, ale dziewczyna nie złagodniała nawet na chwilę. Dannel westchnął i przeczesał palcami włosy. <br />— Nie ułatwiasz mi tego, dziewczyno. Wiem, co z tobą zrobimy. Chodźmy. Sharret — zwrócił się do potężnego, barczystego mężczyzny — pilnuj jej. Idziemy do Szarej Wieży. <br />Dannel szedł szybkim krokiem, wciąż rozglądając się za niebezpieczeństwem. Spodziewał się ataku w każdej chwili i kazał swoim ludziom zachować czujność. Ale wokół wciąż nie było śladu po wrogu. Gdzie oni wszyscy się podziali? <br />Balla dołączyła do niego na przedzie, ale ignorował ją, dopóki sama się nie odezwała. <br />— Dlaczego mnie odesłałeś? — zapytała cicho. — Przecież mogłam ci pomóc. <br />— Później o tym porozmawiamy — odparł. — Czemu zignorowałaś mój rozkaz? <br />— Przepraszam — mruknęła, a Dannel nie potrafił stwierdzić, czy skrucha w jej głosie była szczera. — Po prostu… Ellain mnie irytowała. Nie mogłam z nią wytrzymać. Uznałam, że Mikkel i Sanna sobie poradzą, a oni się ze mną zgodzili. Więc wróciłam. Spotkałam Mirin, a ona powiedziała mi, gdzie jesteś. <br />Dannel pokiwał głową i zerknął na Ballę. Patrzyła pod nogi i kuliła się nieco. Wyglądała na naprawdę skruszoną. <br />Dannel westchnął ciężko. <br />— Już dobrze, nie gniewam się. — Tylko trochę skłamał, ale Balla rozluźniła się.<br /><br />*<br /><br />Zostawili Lonnie w jednej z cel na pierwszym piętrze Szarej Wieży. Dannel nawet nie zdziwił się, widząc, że więzienie również opustoszało. Widok ten jednak sprawił, że mężczyzna poczuł się niepewnie. Ean musiał planować coś naprawdę wielkiego, skoro wypuścił nawet przestępców. <br />Starając się nie okazywać zdenerwowania, Dannel pokierował swoich ludzi do biblioteki. Wciąż zachowywali czujność, ale mężczyzna zaczynał podejrzewać, że Ean wcale nie zamierzał zaatakować ich z zaskoczenia. Cokolwiek planował, nie chodziło o to. <br />W bibliotece panowała upiorna wręcz cisza, przerywana tylko krokami kilkunastu osób. <br />— Sarutt? To my — zawołał Dannel.<br />Nie doczekał się odpowiedzi. Biblioteka wydawała się pusta. <br />Dannela przeszedł dreszcz. Nie podobało mu się to. Coś było nie tak. <br />Kiedy dotarł do biurka bibliotekarza, odkrył, co się stało. <br />Sarutt Jourass leżał na podłodze w kałuży własnej krwi i niewątpliwie był martwy. kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-28750103250256608972018-10-05T12:44:00.001+02:002018-10-05T12:44:20.363+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXVI „Kobieta w pokoju”<div style="text-align: justify;">
Gillen bardzo się starał, żeby nie pokazywać po sobie, jak bardzo irytowało go, że musiał siedzieć z dzieciakami. Nie chodziło o dzieci same w sobie — one akurat mu nie przeszkadzały — ale sam fakt, że musiał ukrywać się razem z nimi, był uwłaczający. <br />Gillen zawsze czuł się bezużyteczny, a teraz nawet Ean przestał udawać, że taki nie był. Owszem, dał mu rewolwer, ale nawet nie pokazał mu, jak z niego strzelać. Gillen musiał nauczyć się tego od jednego z niemagicznych, a i tak nie wychodziło mu najlepiej. <br />A potem Ean skierował go tutaj, do jednego z pomieszczeń pełnego dzieci. Niektóre były magami, inne niemagicznymi, w każdym wieku — od niemowląt po prawie dwudziestolatków. Ean nie pozwalał walczyć nikomu, kto nie ukończył dwudziestego roku życia, niezależnie od jego siły. <br />Gillen nie znał swojej daty urodzenia, ale był pewien, że dwudziestkę już dawno miał za sobą. Był potężnym magiem, równie dobrze mógłby mieć już sto lat. Ale Ean nie chciał tego słuchać, stwierdził, że to nie miało znaczenia i odesłał Gillena. <br />Wyglądało na to, że obawiał się o jego bezpieczeństwo bardziej, niż o wszystkich innych, nawet Steena. Co to znaczyło? Gillen bał się o tym myśleć. To mogło mieć coś wspólnego z duszą Henreta, która mogła być zamknięta gdzieś w jego ciele… Naprawdę nie chciał się nad tym zastanawiać. Evas powiedział mu, żeby się tym nie przejmował, ale co taki Evas mógł wiedzieć? Poza tym, on już nie żył, więc to, co kiedyś mówił, już się nie liczyło. <br />To była najgorsza wiadomość tego dnia — informacja o porażce Evasa. Wcześniej nastroje nie były takie złe, ale kiedy pojawili się Sander i ta nowa, Anella, przekazując wszystkim złe wieści, atmosfera gwałtownie pogorszyła się. <br />Gillen dziwnie czuł się ze świadomością, że wszyscy zginą — zabici przez Dannela i jego ludzi, lub uwięzieni tutaj, gdy skończą im się zapasy. Dziwnie i bezużytecznie. Nie chciał walczyć, nie spieszyło mu się do umierania, ale nie podobało mu się takie bezczynne siedzenie. <br />Nie tylko jemu. Słyszał narzekania wokół siebie. Niektórzy sądzili, że nadawali się do walki, w końcu byli niewiele młodsi od Evasa. Gillen nawet nie próbował zrozumieć, czemu tak palili się do walk. <br />Zamiast tego postanowił cieszyć się tym, że Sander żył. Pojawił się tylko na chwilę, razem ze Stace i Anellą, żeby przekazać wieści, a potem odszedł, zostawiając dziewczyny. Żadna z nich nie miała jeszcze dwudziestki, a poza tym, Stace zajmowała się dzieciakami, więc powinny siedzieć tutaj, a nie w „centrum dowodzenia”, jak zaczęto nazywać drugi zestaw identycznych pokoi. <br />Wieść o śmierci Dealli, która towarzyszyła w misji Sandrowi i Anelli, rozeszła się szybko i dotarła do Gillena zaledwie po kilku minutach. <br />Czyli zginął ktoś jeszcze, pomyślał chłopak z żalem. Znał Deallę, choć niezbyt dobrze. Zawsze wydawała się taka miła. Nie zasługiwała na śmierć.<br />Gillen wbił wzrok w Anellę. Dziewczyna siedziała na skraju jednego z materaców, skulona i owinięta kocem. Wpatrywała się w podłogę pustym wzrokiem i przedstawiała sobą obraz prawdziwego nieszczęścia. Ale Gillen tego nie kupował. <br />To nie mógł być zbieg okoliczności. Dannel zaatakował zaraz po tym, jak Anella przybyła do Oreall, a teraz jakimś cudem grupa wysłana na bezpieczną misję wpada na niego i ginie jedna osoba… Coś tu śmierdziało, a Gillen najwyraźniej był jedynym, który to czuł. <br />Czy Eanowi przyszło do głowy, że Anella mogła być zdrajczynią? Że mogła szpiegować dla Dannela? Zapewne tak, przecież mężczyzna nie był głupi. Ale mógł być zaślepiony. Zdawał się bardzo lubić Anellę. Albo tylko udawał, żeby zmylić jej czujność. <br />Gillen sam już nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Może się mylił — miał nadzieję, że się mylił. Anella faktycznie wydawała się nieszkodliwa, jak powiedział Evas, ale wszystkie te zbiegi okoliczności wskazywały na jej połączenie z Dannelem. <br />A może po prostu jestem zazdrosny, pomyślał z niezadowoleniem Gillen. Tylko ślepiec nie zauważyłby, że ta Sander i ta dziewczyna mieli się ku sobie. Ale jeśli faktycznie chodziło tylko o zazdrość, to Gillen byłby jeszcze bardziej żałosny, niż mu się wydawało. <br />A czy to ważne, czemu jestem podejrzliwy?, Gillen prychnął w myślach, jakby kłócił się sam ze sobą. Z tą dziewczyną jest coś nie tak. Musiał porozmawiać o tym z Eanem.<br />Wstał i utorował sobie drogę do wyjścia, uważając, żeby nie zdeptać żadnego z pałętających się wokół dzieci. Zatrzymali go strażnicy przy drzwiach. Obaj byli niemagicznymi, ale ze swoimi strzelbami wyglądali groźnie. <br />— Dokąd idziesz? — zapytał jeden z nich, ten, który wcześniej pokazywał Gillenowi, jak się strzela. <br />— Muszę porozmawiać z panem Eanem.<br />— Nie powinieneś mu przeszkadzać. Czy to coś ważnego? <br />Gillen zawahał się i skinął głową. <br />— Tak. <br />Strażnicy przepuścili go i Gillen wyszedł na korytarz. Nie lubił tego miejsca, przyprawiało go o ciarki. Za każdym razem, kiedy tędy przechodził, czuł się, jakby ktoś go obserwował. W tych ciemnościach mogło ukrywać się wszystko… <br />Szybko przeszedł do „centrum dowodzenia”, nie rozglądając się na boki.<br />Wewnątrz panował nie mniejszy gwar niż w kryjówce dzieciaków, ale przynajmniej nikt nie kręcił się pod nogami, ryzykując, że zostanie zdeptany. Eana nigdzie nie było widać, ale Gillen wypatrzył Sandra. Zawahał się i podszedł do niego. <br /> — Cześć — powiedział. — Dobrze widzieć cię żywego. Słyszałem, co się stało. <br />Sander uśmiechnął się smutno, co zupełnie do niego nie pasowało. <br />— Tak… Biedna Dealla, nie zasłużyła na to. <br />Korciło go, żeby wypytać, co dokładnie się stało, ale tego nie zrobił. Nie chciał jeszcze bardziej psuć humoru Sandra, każąc mu rozpamiętywać te niewątpliwie strasznie chwile, a poza tym wydawało mu się to niezbyt taktowne. <br />Westchnął.<br />— To straszne, co się stało. I chyba pokazuje, że Dannel niezbyt się zmienił i dalej jest gotów pozabijać nas, żeby osiągnąć cel. — Pokręcił głową. — Ale cieszę się, że tobie nic nie jest. <br />Sander podrapał się w tył głowy i uśmiechnął z zakłopotaniem. <br />— Tak, chyba znowu miałem szczęście. — Znowu, bo już kiedyś, kilka miesięcy temu, kiedy Dannel się zbuntował, Sander stanął do walki z nim i przeżył bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. — Albo jestem niezniszczalny. — Zaśmiał się, ale bez większego humoru. <br />Gillen uśmiechnął się blado. <br />— Mam nadzieję. <br />Rozmawiali jeszcze przez chwilę, ale Eana nadal nigdzie nie było widać. W końcu Gillen zapytał o niego Sandra. <br />— Wyszedł gdzieś ze Steenem i Ajsią — odparł mężczyzna. — Minąłem się z nimi w drzwiach. <br />Świetnie, pomyślał Gillen, z niezadowoleniem krzyżując ręce na piersi. Teraz musiał sobie gdzieś pójść, kiedy ja muszę z nim porozmawiać. Nie powinien tak myśleć, Ean z pewnością robił coś ważnego, ale Gillen chciał mieć już to z głowy. Może gdyby podzielił się z nim swoimi podejrzeniami, przestałyby go tak dręczyć. <br />— Coś się stało? <br />Gillen pokręcił głową. <br />— Nie, chciałem tylko o czymś z nim porozmawiać, ale skoro go tu nie ma i chyba nieprędko wróci…<br />— Możemy go poszukać — zasugerował Sander. — To coś ważnego? <br />Gillen zawahał się. Może powinien powiedzieć Sandrowi o swoich podejrzeniach, ostrzec go, żeby był ostrożny przy Anelli, ale obawiał się, że zabrzmi to po prostu, jakby był zazdrosny. <br />— Nie, nie, to tylko taka głupota… Naprawdę, nic, czym musiałbyś się przejmować — dodał, widząc, że Sander otwiera usta, by zacząć go wypytywać. — To może zaczekać. <br />Albo i nie. Jeśli miał rację i Anella faktycznie była zdrajczynią, równie dobrze mogła już poinformować Dannela i właśnie w tym momencie mógł on zmierzać do ich kryjówki, gotów ich wszystkich pozabijać… Gillena aż przeszedł dreszcz, kiedy chłopak wyobraził sobie tą masakrę. <br />Musiał porozmawiać z Eanem jak najszybciej, żeby uspokoić swój niepokój. <br />Kto będzie wiedział, gdzie on jest?, zastanowił się, rozglądając się po pokoju. Jego wzrok padł na Nemaih, żonę Ajsii, rudowłosą kobietę siedzącą na kanapie. Ona będzie wiedzieć, uznał i podszedł do niej. Ajsia musiała jej powiedzieć, gdzie idą. <br />— Poszli przygotować jeszcze jeden zestaw pokoi — powiedziała Nemaih, kiedy ją o to zapytał. — W końcu trochę tu tłoczno.<br />Gillen nie mógł się nie zgodzić. Jeszcze jeden zestaw pokoi z pewnością się przyda. Chłopak podziękował kobiecie za pomoc i wrócił do Sandra. <br />— Poszli przygotować jeszcze jeden pokój — wyjaśnił mu, zanim mężczyzna zdążył zapytać. — I dobrze. Przyda nam się. <br />— Idziemy ich poszukać? <br />Gillen zawahał się. Nie uśmiechała mu się perspektywa wychodzenia w ten ciemny, przyprawiający o dreszcze korytarz, ale musiał znaleźć Eana i porozmawiać z nim jak najszybciej. <br />— Chyba nie mamy wyjścia… <br />Sander pokiwał głową i zamknął oczy. <br />— Poczekaj — powiedział. <br />Przez chwilę Gillen nie rozumiał, o co chodziło, ale domyślił się po skupionym wyrazie twarzy Sandra. Komunikował się z Eanem za pomocą magii umysłowej. Chłopak skrzywił się. Magia. Tak bardzo ułatwiała życie. Dlaczego wciąż nie mógł jej używać? Co było z nim nie tak? I dlaczego zawsze musiał o tym myśleć, kiedy ktoś przy nim z niej korzystał?<br />Często zastanawiał się, jakim typem maga był. Manipulatorem jak Evas, Twórcą jak Dannel, Umysłowcem jak Ean i Sander, a może Jednostkowcem, jak ten irytujący dzieciak, Fex? Pewnie nigdy się tego nie dowie… <br />— Piąte drzwi po prawej — powiedział nagle Sander, wyrywając go z zamyślenia. — Tak powiedział pan Ean. Powiedział, że możemy przyjść, jeśli chcemy, bo przyda im się pomoc. <br />— No to chodźmy. <br />Piąte drzwi po prawej, pomyślał Gillen, wychodząc na korytarz. Na szczęście, nie było to za daleko, zaledwie kilkanaście kroków stąd. I dobrze, bo chłopakowi nie uśmiechała się perspektywa spacerowania tym mrocznym korytarzem. <br />Chłopak pozwolił, by Sander poszedł przodem. Mężczyzna uszedł zaledwie kilka kroków i zatrzymał się nagle. Gillenowi serce podskoczyło do gardła. <br />— Słyszysz to? — wyszeptał Sander. <br />Gillen zmarszczył brwi i wsłuchał się w ciszę. Nic nie słyszał. Nawet odgłosów rozmów, które przecież powinny dobiegać z zajmowanych przez ludzi z Oreall pokojów. To było dziwne i niepokojące. Czemu wcześniej nie zwrócił na to uwagi?<br />— Nie — odpowiedział Sandrowi równie cicho. — Coś się stało? <br />Sander potrząsnął głową. <br />— Wydawało mi się tylko, że kogoś słyszałem…<br />— Może to tylko pan Ean — rzucił Gillen, starając się brzmieć nonszalancko. — Idziemy?<br />Ale po chwili to Gillen się zatrzymał. Wytężył słuch. Czy w oddali ktoś nucił? To tylko pan Ean, powiedział sobie chłopak, ale to nie mógł być on bo głos niewątpliwie należał do kobiety. W takim razie Ajsia, postanowił chłopak, ale Ajsia była poważną kobietą, która raczej nie nuciłaby przy pracy. <br />— Chodź — powiedział cicho Sander, chwytając go za ramię i ciągnąc za sobą. — Nie zwracajmy na to uwagi.<br />Gillen w myślach przyznał mu rację. To pewnie nic takiego. Tylko coś im się wydawało. Nawet nie wierzył w swoje zapewnienia. <br />Dotarli do piątych drzwi, które nie wyróżniały się niczym od pozostałych. Były wielkie, zbudowane z drewnianych desek, wilgotnych, ale nie zniszczonych. Ean powinien je jakoś oznaczyć, inaczej niedługo wszyscy się pogubią. <br />Sander nie wszedł od razu, tylko zapukał. Poczekali chwilę, ale nie padła żadna odpowiedź, więc zrobił to jeszcze raz, tym razem mocniej. Dźwięk poniósł się echem po korytarzu i Gillen aż zadrżał. Czy mu się tylko wydawało, czy ciemność faktycznie zaczęła się zbliżać?<br />Nie chciał tu dłużej przebywać. Przekręcił klamkę i otworzył drzwi gwałtownym pchnięciem. <br />W środku nie było Eana, Steena ani Ajsii. Pomieszczenie nie przypominało też innych, które widział Gillen. Jasne światło, bijące od drewnianych ścian i podłogi, aż kłuło w oczy. Pośrodku znajdowało się łóżko — wielkie łoże z baldachimem, zajmujące większość miejsca. <br />A na nim leżała kobieta. Spała albo była nieprzytomna. Zmarszczki, znaczące jej twarz i śnieżnobiałe włosy, rozrzucone na poduszce świadczyły o sędziwym wieku nieznajomej. Wyglądała niegroźnie i krucho, jak starsze osoby mają w zwyczaju, ale nawet z tej odległości Gillen wyczuwał jej potężną magię. <br />— Kto to? — zapytał cicho Sander, przekrzywiając głowę. Zrobił krok do przodu i wstąpił do pokoju.<br />Idiota!, pomyślał Gillen i wyciągnął rękę, chcąc chwycić go za ramię i odciągnąć. Ale napotkał przeszkodę. Zmarszczył brwi i spróbował jeszcze raz, bezskutecznie. Bariera?, pomyślał. Ale dlaczego Sander mógł przez nią przejść, a on nie?<br />— Co ty robisz? — syknął Gillen, patrząc, jak Sander ostrożnie podchodzi do śpiącej kobiety. Czy on postradał zmysły? Co będzie, jeśli ona się obudzi? Kim ona w ogóle jest?<br />Czemu w ogóle się tym przejmował? Niech Sander robi, co chce. Przecież nic złego nie mogło przyjść z patrzenia. Nikogo to nie krzywdziło. Nie musiał się niczym martwić...<br />Coś było nie tak. Ktoś był w jego umyśle, próbował sterować jego myślami. Gillen potrząsnął głową, choć wiedział, że to nic nie da. <br />Czy on też jest pod jej kontrolą?, pomyślał Gillen, patrząc jak Sander przygląda się nieprzytomnej. Cholera, warknął chłopak w myślach. Nie mógł go przecież zostawić. Czy powinien pobiec po pomoc? A może po prostu kogoś zawołać?<br />Nie, niepotrzebnie. Nie działo się nic złego. A Sander już wycofywał się. Kiedy tylko znalazł się na korytarzu, ostrożnie zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko. Wzdrygnął się.<br />— Wszystko w porządku? — zapytał Gillen. Jego głos zadrżał lekko.<br />— Tak — odparł Sander i posłał mu szybki, chwiejny uśmiech. — Chodźmy stąd, dobrze?<br />Gillen z ochotą przystał na tę propozycję. Cofnęli się o kilka kroków. Chłopak znów usłyszał niepokojące nucenie i teraz był już pewien, że dobiegało z pokoju kobiety. <br />— Co to, do cholery, było?<br />— Nie mam pojęcia — przyznał Sander. — Ale to... Ona... Weszła do mojej głowy. Mówiła mi, co czuję. Sterowała moimi myślami. To nie było przyjemne.<br />— Magia umysłowa? — zapytał Gillen, otwierając szerzej oczy i patrząc na niego.<br />— Chyba tak. — Wzruszył ramionami. — Ale bardzo silna. Ja czegoś takiego nie potrafię. Zwalczyłem ją swoją magią, ale nawet nie wiem jak. Nie powinienem móc zrobić czegoś takiego. Przecież była ode mnie silniejsza...<br />— I całe szczęście, że ci się udało — mruknął Gillen. — Nad resztą zastanowimy się później. Nie mówmy nic innym.<br />Wydawało mu się to najlepszym wyjściem, Ean z pewnością by się wściekł, gdyby dowiedział się, że poszli nie tam, gdzie im kazał… Ale czy to na pewno były myśli Gillena? Może to ta kobieta na niego wpływała? A może tylko chciała, żeby tak myślał? <br />Oszaleć można, pomyślał Gillen, potrząsając lekko głową. Nie mógł ufać nawet swoim myślom. Cieszył się, że tak potężni Umysłowcy już nie istnieli. Świat wyglądałby znacznie gorzej, gdyby tacy jak ta kobieta wciąż chodzili po Urthei. <br />Ale skoro tak potężni magowie już dawno wyginęli, kim była ta kobieta? Musiała być niezwykle stara, starsza nawet od Eana… Gillen bał się zbyt długo nad tym zastanawiać. <br />— Chodźmy stąd — powiedział i ruszył przed siebie, by po chwili zorientować się, że nie wiedział, gdzie iść. <br />Korytarz był prosty, ale długi i ciemny, a wszystkie drzwi wyglądały tak samo. Gdzie było „centrum dowodzenia”? Gdzie kryjówka dzieciaków? <br />— Cholera — mruknął pod nosem. — Wiesz, gdzie iść? <br />Sander pokręcił głową. <br />— Wszystko tu wygląda tak samo. Ale mogę spróbować zawołać pana Eana... <br />Gillen zastanowił się i wzruszył ramionami. <br />— Dobra. W razie czego, powiemy mu, że pomyliłeś liczbę drzwi. Albo strony. <br />Sander uśmiechnął się. Najwyraźniej nie miał nic przeciwko zwalaniu całej winy na niego. Zamknął oczy i przybrał skupiony wyraz twarzy. Skrzywił się lekko. <br />Kilkanaście kroków dalej, drzwi po ich lewej otworzyły się i wyjrzał zza nich Ean. Gillen odetchnął z ulgą. Podbiegli do niego. <br />— Przepraszam! — zawołał Sander. — Zapomniałem, czy mówił pan o pięciu czy o piętnastu drzwiach!<br />Ean przyjrzał się im uważnie i zatrzymał wzrok na Gillenie. Zmarszczył lekko brwi, a chłopak przełknął ślinę. Miał nadzieję, że nie widać było po nim, co się przed chwilą wydarzyło. <br />— Wszystko w porządku?<br />Gillen wzruszył ramionami.<br />— Tak, tylko… — Obejrzał się przez ramię. — Ten korytarz przyprawia mnie o gęsią skórkę. <br />Ean uśmiechnął się blado. <br />— Rozumiem doskonale, o czym mówisz. Chodźcie.<br />Pomieszczenie oświetlało kilka jasny kul umieszczonych w kamiennym suficie. Wyglądało jak wszystkie pozostałe — przestronne, niemal puste i nieprzyjazne. Zamiast materaców stało tu jednak kilkanaście łóżek, przypominających szpitalne. Przygotowują miejsce dla rannych, zrozumiał Gillen. <br />Ean odesłał Sandra, żeby ten pomógł Ajsii i Steenowi, sam zaś zaprowadził Gillena do sąsiedniego pomieszczenia, całkowicie zastawionego drewnianymi skrzyniami, ułożonymi w nieładzie. <br />— To leki — powiedział. — Między innymi. Niektóre mogą być przestarzałe, ale nie mamy w chwili obecnej dostępu do szpitala, więc będą musiały wystarczyć. <br />Gillen pokiwał głową, mierząc wzrokiem stos skrzyni, ciągnący się po sufit. Miał pomóc przy rozładowywaniu? Czy Ean nie mógł wziąć do tego zadania kogoś silniejszego, jak choćby Steena? <br />Ale Eanowi najwyraźniej nie o to chodziło, bo powiedział, zniżając głos:<br />— Na pewno nic się nie stało, Gillen? Wyglądasz blado.<br />Cholera. On wie, pomyślał Gillen. Domyślił się, co się stało. Może więc powinien powiedzieć mu prawdę… Nie, nie mógł. Nie wiedział dlaczego, ale po prostu nie mógł. Wtedy stałoby się coś złego, czuł to całym sobą. <br />— Zawsze jestem blady — odpowiedział, jak zawsze, kiedy ktoś mu to wytykał. — Po prostu… Stresuję się, to wszystko. Boję się, jak ta cała wojna się skończy. — W zasadzie, nie kłamał. Naprawdę się tym stresował. <br />Spuścił wzrok, żeby Ean nie mógł nic z niego wyczytać, a potem przypomniał sobie, że mężczyzna był przecież Umysłowcem i potrafił w każdej chwili odczytać jego myśli. Czy zrobił to? Jeśli tak, nie dał po sobie tego poznać. <br />— Nie martw się — powiedział łagodnie, kładąc Gillenowi dłoń na ramieniu i ściskając je opiekuńczo. — Obiecuję, że niedługo wszystko się skończy. <br />Gillen uśmiechnął się krzywo. <br />— Udam, że panu wierzę. <br />Ean zaśmiał się lekko. <br />— W porządku, niech będzie. Więc? Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać? <br />Racja. Anella. Przez tą dziwną kobietę wszystko zupełnie wyleciało mu to z głowy. <br />— No… Tak. — Nie wiedział, jak zacząć. — Zastanawiałem się tylko, czy pan coś zauważył…<br />Ean pokiwał głową, zachęcając go do kontynuowania. <br />— Chodzi o tą dziewczynę, Anellę — Gillen mówił dalej, nie patrząc mężczyźnie w oczy. — Wydaje mi się… podejrzana. <br />— Anella? Podejrzana? Dlaczego? <br />Gillen potrząsnął głową. <br />— Po prostu… Wydaje mi się, że wszystkie ostatnie kłopoty zaczęły się, jak tylko pojawiła się w mieście. Dannel zaatakował kilka dni później, a teraz jedna z osób, które poszły z nią na misję zginęła, a Anelli nic nie jest… — Głupio to brzmi, uznał, kiedy tylko te słowa opuściły jego usta. Chyba faktycznie był po prostu paranoikiem.<br />Ean westchnął ciężko. <br />— Fizycznie może nic jej nie jest, ale psychicznie bardzo ucierpiała. Nie jestem pewien, czy zdoła się z tego pozbierać. Mam nadzieję, że nie rozmawiałeś z nią o swoich… podejrzeniach. <br />Gillen potrząsnął głową. Czyli Ean nie potraktował go poważnie… Powinien się tego spodziewać i siedzieć cicho. <br />— Nic nie zrobiłem — zapewnił. — Chciałem najpierw z panem porozmawiać. <br />Ean uśmiechnął się lekko. <br />— Cieszę się. Wiesz, że nie jestem głupcem. Sprawdzam każdego, kto pojawia się w Oreall i, uwierz mi, Anella nie stanowi dla nas zagrożenia. To, co wydarzyło się, od czasu jej przybycia do miasta, to naprawdę tylko zbieg okoliczności. Rozumiesz?<br />— Tak, ja tylko… Martwiłem się. — Teraz naprawdę czuł się jak idiota. — Przepraszam.<br />Ean złagodniał nieco.<br />— Nie przepraszaj. To dobrze, że zauważasz takie rzeczy. Kto wie, może kiedyś natrafisz na prawdziwego szpiega. Ale Anellę zostaw w spokoju. Ta dziewczyna przechodzi teraz ciężkie chwile. <br />— Jak my wszyscy — mruknął pod nosem Gillen.</div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-41865821336333881932018-09-28T13:44:00.001+02:002018-09-28T13:44:45.064+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXV „Rozpacz”<div dir="ltr" id="docs-internal-guid-e3f68e3d-7fff-733d-8371-7c1c9278b2f9" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">To tylko sen, pomyślała Anella, bo przecież nie mogła być to rzeczywistość. Czuła się, jakby śniła. Wokół niej panował chaos, ludzie mówili coś, ale nie rozumiała ich słów. Ktoś okrył ją kocem, ktoś dał jej coś do picia, ale ona nadal miała wrażenie, jakby wcale jej tam nie było. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Może umarła. Lepiej byłoby, gdyby umarła. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Ledwo pamiętała, co działo się po walce z Dannelem. Sander odciągnął ją stamtąd, cały czas coś mówiąc, ale do niej nie docierały jego słowa, przed oczami wciąż miała bezwładne ciało Evasa i Dannela stojącego nad nim. Sander zaciągnął ją do biblioteki, gdzie ktoś (Steen?), na nich czekał. Bibliotekarz zaprowadził ich do piwnicy, a potem było jakieś przejście, długi korytarz i… </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">I znalazła się tutaj. W tym śmierdzącym stęchlizną pomieszczeniu, na niewygodnej kanapie, z setką ludzi dookoła. Słyszała płacz, słyszała śmiech i zwyczajne rozmowy, ale nic nie mogło przywrócić jej do rzeczywistości. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Ktoś kucnął przed nią i delikatnie położył dłonie na jej kolanach. Niemal nie poczuła jego dotyku. Mówił coś, spokojnym, kojącym głosem. Zmusiła się, żeby nieobecny wzrok skupić na jego twarzy. Ean. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Anello? Słyszysz mnie? Rozumiesz, co do ciebie mówię? Zamrugaj, jeśli nie możesz mówić.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Przez chwilę wpatrywała się w jego oczy nieprzytomnie, a potem mrugnęła. Mężczyzna odetchnął. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Dobrze. Świetnie. Czujesz się już lepiej? Może chcesz się położyć? Albo pobyć chwilę sama? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Nie. Nie. Nie mogła zostać sama, nie mogła, wtedy wszystko by do niej wróciło, przypomniałaby sobie, co stało się z Deallą i Evasem, że oni nie żyli i…</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Ean musiał wyczytać z jej twarzy, o czym myślała. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— W porządku, w porządku — powtórzył cicho, biorąc jej dłoń i ściskając ją lekko. — Będę przy tobie, dobrze? Nie zostawię cię. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Co się jej stało? — zapytał ktoś. — Uderzyła się w głowę?</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie, to tylko szok — odparł Ean, nie odrywając wzroku od jej twarzy. — Przejdzie jej. Mam nadzieję — dodał ciszej, ale Anella i tak to usłyszała. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-left: 36pt; margin-top: 0pt; text-align: justify;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Zaczynało docierać do niej coraz więcej i wcale jej się to nie podobało. Musiała </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">wydać jakiś dźwięk, bo nagle Ean siedział obok niej i obejmował ją ramionami, gładząc delikatnie po plecach. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Cii… Już dobrze, już dobrze… Jesteś bezpieczna, wszystko będzie dobrze.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie — jęknęła, choć bardziej przypominało to skrzek. Ukryła twarz w jego ramieniu.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Chciała objąć go mocniej. Chciała też powiedzieć mu, żeby się odpieprzył, jak niewątpliwie zrobiłby Evas…</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Evas…</span><span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;"> </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Znów jęknęła. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Zobaczysz — powiedział cicho Ean. — Byliśmy już w o wiele gorszych sytuacjach i wychodziliśmy z nich cało. Teraz też tak będzie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Ale oni nie żyją. Dealla i Evas. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Biedna Dealla, która niczym nie zasłużyła sobie na śmierć. Biedna Dealla, która była tak bezinteresownie miła, która od razu potraktowała ją jak przyjaciółkę, która była od niej młodsza i miała jeszcze całe życie przed sobą… Dlaczego to akurat ona musiała zginąć? Dlaczego Dannel nie mógł wybrać mnie? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Wolałaby być martwa. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Może mogę jakoś pomóc? — zapytał ktoś i tym razem Anella rozpoznała ten głos. Sander. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Tak, pomyślała. Sander naprawdę mógłby jej pomóc. Użyłby swojej magii, żeby poczuła się lepiej. To był świetny pomysł i już otwierała usta, żeby wyrazić zgodę, kiedy Ean powiedział:</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie. Doceniam twoje chęci, Sander, ale lepiej, żeby poradziła sobie z tym sama. Twoja magia nie będzie działać na nią wiecznie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Rozumiała, co miał na myśli, mimo to jakaś jej część znienawidziła go za to. Anella odsunęła się od niego, wciąż nieco drżąc i otarła twarz z łez. Nawet nie wiedziała, że płakała. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Nie spojrzała na Sandra, już i tak była wystarczająco upokorzona, że widział ją w takim stanie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Proszę — powiedziała, patrząc Eanowi prosto w oczy. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Mężczyzna pokręcił lekko głową. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— To twoja decyzja, więc jeśli tego chcesz, Sander może to zrobić. Ale zastanów się, czy warto. Potem będziesz się czuła jeszcze gorzej. Wierz mi, mówię z doświadczenia. — Uśmiechnął się słabo. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella pokiwała głową i przygryzła wargę, wbijając wzrok w swoje dłonie. Miała na nich krew, dopiero teraz ją zauważyła. Do kogo należała? Do niej? Nie pamiętała, żeby została ranna, dlatego przyjrzała się im dokładniej. Pokrywały je niewielkie rozcięcia, skóra popękała w kilku miejscach. Nawet nie czuła bólu. Przez chwilę Anella nie wiedziała, skąd wzięły się te rany, a potem przypomniała sobie…</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Niewidoczna ściana utworzona przez Dannela, żeby ją uwięzić. Anella przypomniała sobie, jak desperacko uderzała w nią pięściami — wystarczająco mocno, by popękała jej skóra — kiedy ten potwór zabijał Deallę…</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Przypomniała sobie krew na bruku i bezwładne ciało dziewczyny, z twarzą tak zmiażdżoną, że aż nierozpoznawalną… </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella zgięła się wpół, gdy żołądek podszedł jej do gardła, ale udało jej się powstrzymać wymioty. Ean ostrożnie dotknął jej pleców. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— W porządku? Chciałabyś, żeby obejrzał cię lekarz?</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie — wydyszała, ciągle mając przed oczami te okropne obrazy. Krew Dealli, jej bezwładne ciało, uśmiech Dannela… Bezsilność. Krew na jej dłoniach. — Muszę… — Co musiała? — Muszę… Umyć dłonie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Może gdyby pozbyła się z nich krwi, byłoby jej łatwiej o tym wszystkim zapomnieć. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Zaprowadzę ją — zaoferował Sander i Ean nie zaprotestował. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella wstała i na drżących nogach wyszła z Sandrem na korytarz. Mężczyzna obejmował ją ramieniem i, w innych okolicznościach, taka bliskość z pewnością by ją zawstydziła. Teraz jednak była jej potrzebna, inaczej Anella chyba rozpadłaby się na kawałki jak uderzona kamieniem szyba. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella po raz pierwszy przyjrzała się dziwnemu korytarzowi. Był skąpany w niemal całkowitej ciemności, jedyne, nikłe światło dawały wysokie kolumny, ciągnące się bez końca w górę. Mimo wywołującego dreszcze wyglądu, panowało tu dziwnie kojące ciepło. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Co to za miejsce? — szepnęła Anella, czując, że musi mówić cicho. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie mam pojęcia — odparł Sander zupełnie swobodnie. — Jesteśmy chyba gdzieś pod ziemią. Zapytaj pana Eana, on będzie wiedział. Tędy. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Zaprowadził ją do sąsiednich drzwi. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Pomieszczenie było ciemniejsze niż korytarz, oświetlało je tylko jedno światło, umieszczone w kamiennym suficie. Również ściany i podłogę zbudowano z kamienia, teraz pokrytego wilgocią. Anella stawiała kroki ostrożnie, starając się nie poślizgnąć. Na środku pomieszczenia znajdował się olbrzymi basen, wypełniony po brzegi wodą. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie ma tu bieżącej wody — powiedział Sander. — Wszystko bierzemy stąd. Pan Ean mówi, że są jeszcze dwa takie pomieszczenia. Ale i tak powinniśmy oszczędzać. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Czy ta woda jest zdatna do użytku? — Anella przyjrzała się jej z wątpliwością. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Sander wzruszył ramionami. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Pan Ean mówi, że jest w porządku. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">W takim razie chyba musimy mu zaufać, pomyślała Anella, wciąż niezbyt przekonana. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Sander puścił ją, chwycił metalowe naczynie leżące przy drzwiach i nabrał do niego wody. Podał je Anelli, która opłukała zakrwawione dłonie i, po chwili wahania, wytarła je w spódnicę, która i tak była już brudna. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Sander delikatnie wziął jej dłoń i przyjrzał się jej. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Boli? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie — odparła, rumieniąc się. Chyba wreszcie odzyskała przytomność umysłu na tyle, żeby poczuć zawstydzenie. — To nic takiego. — Zwalczyła chęć, żeby wyrwać dłoń z jego uścisku. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Sander uśmiechnął się. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— To dobrze. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— A… A tobie nic nie jest? — Czemu wcześniej o to nie zapytała? Była taką egoistką, przejmowała się tylko sobą!</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie, nic mi się nie stało. Trochę boli mnie noga, ale Siella ją obejrzała i powiedziała, że to tylko stłuczenie.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella odetchnęła z ulgą. Gdyby coś stało się Sandrowi… Wolała o tym nie myśleć. Straciła już dwie osoby, które lubiła. Deallę zaczynała uważać za przyjaciółkę. Evas, mimo ciężkiej osobowości, również nie był taki zły. Ale oni odeszli. Zostali jej tylko Sander i Ean, a nawet nie mogła mieć pewności, że przeżyją najbliższe dni. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Anella… — Sander zawahał się. — Wydaje mi się, że Evas mógł przeżyć — wypalił nagle. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, kompletnie nie spodziewała się tych słów. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Jak? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Próbowałem powstrzymać Dannela, żeby go nie zabijał, użyłem na nim trochę magii. No wiesz, przypomniałem mu, że kiedyś byli przyjaciółmi i tak dalej. Przez chwilę działało. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella bała się mieć nadzieję. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— I… myślisz, że twoja magia nadal na niego działa?</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Sander pokręcił głową z żalem. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie, jesteśmy za daleko. Straciłem z nim połączenie zaraz po tym, jak tu przeszliśmy. Ale może się udało. Mam nadzieję. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Może podziałało na tyle długo, żeby Evas zdążył odzyskać przytomność. Może żył. Może już dawno pokonał Dannela i zastanawiał się, gdzie oni wszyscy się podziali. Pewnie się wściekał. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella uśmiechnęła się słabo, ale do oczu napłynęły jej łzy. Nie mogła tak myśleć. Nie mogła pozwolić sobie nawet na odrobinę nadziei, bo rozczarowanie zabiłoby ją, tego była pewna. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Ja też mam nadzieję — powiedziała cicho, spuszczając wzrok. — Możemy… już iść? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Zawsze unikała tłumów, wolała ciszę i spokój, ale teraz doprowadzało ją to do szaleństwa. Potrzebowała ludzi dookoła, słyszeć ich rozmowy. Nie chciała być sama. Poza tym, to pomieszczenie sprawiało upiorne wrażenie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Wyszli na korytarz i wtedy Anella zamarła. Coś było nie tak. Nie potrafiła stwierdzić jednak co. Coś jakby unosiło się w powietrzu, jakiś szmer, głos, woń… Sander też zamarł i zesztywniał. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Co…</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Też to czujesz? — szepnęła Anella i zadrżała, choć nie było zimno. Objęła się ramionami i spojrzała w ciemny, niekończący się korytarz. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Coś tam jest, pomyślała. Nie zbliżało się, ale dziewczyna miała wrażenie, że próbowało ją przyciągnąć. Serce biło jej coraz szybciej, jakby zaraz miało wyskoczyć z jej piersi, zaczynało kręcić jej się w głowie… </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Magia — powiedziała, nagle rozumiejąc. — To magia, prawda? — Ale jeśli faktycznie była to magia, Anella nigdy wcześniej takiej nie czuła. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie wiem. — Sander zacisnął dłoń na jej ramieniu. — Chodźmy.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Drzwi po drugiej stronie korytarza otworzyły się. Anella wydała zduszony okrzyk i cofnęła się gwałtownie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Serce Anelli zatrzymało się, kiedy zobaczyła, kto wychodzi z pomieszczenia naprzeciwko. O nie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Sander, Anella, cześć. Nie wiedziałam, że już wróciliście. Gdzie Dea? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Stace, przyjaciółka Dealli. Ona nie wie, uświadomiła sobie Anella i jej oczy mimowolnie wypełniły się łzami. Myśli, że Dealla wróciła z nami. Czemu nikt jej nie powiedział? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella i Sander wymienili spojrzenia. Nie chciała tego mówić. Nie chciała uświadamiać Stace, że jej przyjaciółka nie żyje. Ledwo potrafiła o tym myśleć, nie przeszłoby jej to przez gardło. Znów by się załamała. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Sander, na szczęście, uratował ją od tego nieprzyjemnego zadania.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Ona… Wpadliśmy na Dannela. Próbowaliśmy mu uciec, ale… — Pokręcił głową. — Nie udało jej się. Tak mi przykro. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella pierwszy raz słyszała, żeby mówił z takim smutkiem. Spuściła wzrok i dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na Stace. Dziewczyna pobladła wyraźnie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie żyje?</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella skinęła głową i skuliła się odruchowo. Czy Stace znienawidzi ją za to, że nie zdołała jej uratować? Nie winiłaby jej za to, przecież sama siebie też nienawidziła. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Dannel ją zabił?</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Tak. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Pieprzony skurwysyn — szepnęła Stace i zamknęła oczy. Wzięła kilka głębokich wdechów. — Gdzie jest jej ciało? </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Sander i Anella spojrzeli po sobie. Dziewczyna pomyślała o ciele Dealli, wciąż leżącym pod murami Oreall i przeszedł ją dreszcz. Czy ktoś je znalazł? Co z nim zrobił? Nawet nie chciała myśleć, co mogliby zrobić ludzie z ciałem maga. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Stace wpatrywała się w nich uważnie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— Nie mieliśmy jak jej pochować — przyznał Sander. — Musieliśmy ją zostawić w Eluteanie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Stace pokiwała głową i zacisnęła usta tak mocno, że aż zbielały jej wargi. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">— W porządku… W porządku, odzyskamy je. Porozmawiam z Eanem. Zapewnimy jej należyty pochówek. — Gdyby nie to, że przy ostatnim słowie zadrżał jej głos, wydawałaby się całkowicie opanowana. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">I tak dobrze się trzymała. Anella znała Deallę znacznie krócej niż ona, a przeżyła jej śmierć o wiele dotkliwiej. Może po prostu była słaba. Sander przecież też nie wyglądał na załamanego, wydawał się tylko trochę przygnębiony. Jak oni to robią?, zastanawiała się dziewczyna. Jak mogą tak żyć? Zazdrościła im. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Stace pewnym krokiem skierowała się do pokoi, w których siedzieli wszyscy, Sander i Anella podążyli za nią. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella po raz pierwszy przyjrzała się ich kryjówce — wcześniej była zbyt pochłonięta własnym załamaniem nerwowym, żeby to zrobić. Pomieszczenie było duże, rozmiarami większe od mieszkania Anelli i, pomimo kamiennych ścian i podłogi, panowało w nim przyjemne ciepło. Na podłodze leżały dziesiątki materacy, a na każdym z nich siedziały co najmniej dwie osoby. Starą kanapę, stojącą pośrodku, również obsiedli ludzie, niemal siedząc na sobie. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Było ciasno, ale Stace bez problemu utorowała sobie drogę do Eana, który stał przy drzwiach po przeciwnej stronie pomieszczenia i rozmawiał ze Steenem i jakąś wysoką, chudą kobietą. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella nie podeszła bliżej. To Stace powinna się tym zająć, pomyślała. Ja nie mam prawa się wtrącać. Czy w ogóle mogła nazywać siebie przyjaciółką Dealli? Stace z pewnością nie pozwoliłaby jej tak zginąć, a przynajmniej pomściłaby jej śmierć.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Anella nie zrobiła nic i zaczynało jej to ciążyć coraz bardziej.</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;"> -----------------------------------------</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;">Rozdział o tydzień spóźniony, nie będę wymyślać żadnych wymówek, powiem tylko, że bardzo nie chciało mi się go poprawiać xd</span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;"> </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify; text-indent: 36pt;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;"><br /></span></div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-83504350647559142132018-09-14T14:13:00.001+02:002018-09-14T14:13:40.928+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXIV „Mailan”<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;"></span> Ellain uwielbiała pociągi. To cudowny wynalazek, pomyślała, wystawiając głowę przez okno przedziału, w którym jechali. Targane przez wiatr włosy wpadały jej do oczu, w których wezbrały jej łzy. Ellain miała wrażenie, że zaraz urwie jej głowę, ale nie przestawała się uśmiechać. <br /> To było takie cudowne. Nie mogła powstrzymać okrzyku radości. Dawno nie czuła się tak żywa. Żałowała, że pociągi nie istniały, zanim została uwięziona. O ile łatwiejsze byłoby życie, gdyby już kiedyś mogła tak szybko podróżować! <br /> To nie jedyne, co w międzyczasie wynaleziono. Po wyjściu na wolność — cóż, po ucieczce — Ellain odkryła wiele cudownych rzeczy, które wcześniej wydawały jej się niemożliwe. Automobile, elektryczność, kanalizacja, tyle dziwnych maszyn... Świat stawał się coraz wspanialszy. Chyba nigdy nie zrozumie w pełni działania tego wszystkiego. <br />Jednego nie pojmowała zupełnie. Ludzie. Zwykli, niemagiczni ludzie. Byli wszędzie i wydawali się tacy… normalni. Szczęśliwi. Jak do tego doszło?, myślała za każdym razem, kiedy kogoś widziała. Przecież przegraliśmy. To nie miało sensu. <br />Mogła zapytać o to Mikkela, ale nie chciała. Gdyby ujawniła zbyt dużo na temat swojej przeszłości… Kto wie, jak by zareagował. Poza tym, nie była gotowa, żeby o tym mówić. Najchętniej o wszystkim by zapomniała. <br />Mogłaby to zrobić. Wsiąść w jakiś pociąg i pojechać gdzieś daleko, gdzie nic nie przypominałoby jej o przeszłości. Znaleźć sobie jakieś uczciwe zajęcie i mieć święty spokój do końca życia. Kusiła ją perspektywa spokojnego życia. <br />Kiedyś, obiecała sobie. Kiedy to wszystko się już skończy. Ale najpierw Ean musiał zapłacić za to, co jej zrobił. <br />Kiedy na horyzoncie zaczęły pojawiać się zarysy budynków, Ellain wycofała się z okna. Nie dojeżdżali jeszcze do celu — Mikkela i ją czekała jeszcze dłuższa droga. <br />Ellain zerknęła na mężczyznę — spał, skulony na siedzeniu. Uśmiechnęła się, przypominając sobie jego reakcję, gdy powiedziała mu, co planuje. Dawno się tak nie uśmiała. Teraz już na pewno miał ją za szaloną, ale był zbyt miły, żeby powiedzieć jej to w twarz. <br />Ellain nie obchodziło, co o niej myślał. Potrzebowała go — był magiem, choć dość słabym, władał jedynie magią jednostkową. To i tak więcej, niż w tym momencie miała ona. Poza tym, cieszyło ją czyjeś towarzystwo. Po czterystu latach spędzonych samej w tej przeklętej wieży, Ellain miała dość samotności. A Mikkela lubiła — był miły i przystojny, nawet z tą okropną blizną i przepaską na oku. <br />Przebudził się, kiedy pociąg się zatrzymał. Zamrugał i nieprzytomnie spojrzał na wpatrującą się w niego Ellain. <br />— Już jesteśmy? — zapytał zaspanym głosem. <br />Ellain uśmiechnęła się. <br />— Przed nami jeszcze daleka droga, kochany — powiedziała. — Śpij. Obudzę cię, kiedy dotrzemy na miejsce. <br />Pokiwał głową, zamknął oczy i znów odpłynął. Ellain westchnęła. Ile dałaby za to, żeby móc zasnąć z taką łatwością…<br /><br />*<br /> Do celu dojechali nad ranem, kiedy słońce powoli wschodziło. Ellain nie spała całą noc, mimo to nie czuła się zmęczona. Wręcz przeciwnie, ogarnęła ją ekscytacja. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już niedługo mogła odzyskać swoją magię. A wtedy… <br /> Wtedy wszystkie jej problemy się rozwiążą. <br /> Portowe miasto, do którego przyjechali, nazywało się Mailan. <br /> — Jest dość popularne wśród turystów — powiedział Mikkel, co wyjaśniało wszystkich tych ludzi na dworcu. <br />Tłum przerzedził się, kiedy wyszli na ulice. Wciąż było bardzo wcześnie, większość ludzi spała, tylko niektórzy zmierzali już do pracy — głównie byli to pracownicy fabryk. <br />— Opowiedz mi o tym mieście — powiedziała Ellain, rozglądając się.<br />Podobało jej się tu. Budynki nie przytłaczały swoimi rozmiarami — były wysokie, ale <br />smukłe. I stare, zapewne jeszcze z czasów młodości Ellain, ale jakoś przetrwały, nie zostały zniszczone. Całe miasto, a przynajmniej ta jego część, którą widziała teraz kobieta, było jasne, zadbane i niezatłoczone. No i nie śmierdziało, co było chyba największą jego zaletą. <br />— To miasto nastawione na turystów — powiedział Mikkel. — Z tego, co wiem, zachowało się tu sporo budynków sprzed Upadku. Raj dla badaczy historii, jak mówią. Ja… — Pokręcił głową. — Nie wiem o nim zbyt wiele. Nigdy tu nie byłem. <br />— Ale to ważne miasto, a ty jesteś Onviańczykiem — wytknęła mu. — Powinieneś interesować się swoim krajem. <br />Mikkel uniósł brwi. <br />— Sarlańczykiem, nie Onviańczykiem. Onvia już dawno upadła. <br />Ellain zupełnie o tym zapomniała. Widziała przecież mapy — wielkie imperium, które kiedyś tworzyła Onvia, teraz stanowiło dwa osobne państwa — Sarlan i Orlan. Ale wciąż mówili w tym samym języku — omiańskim — którego Ellain nie znała zbyt dobrze. Kolejny powód, dla którego potrzebowała Mikkela. <br />— Wyleciało mi to z głowy. — Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła Mikkela pod ramię. — Masz ochotę pozwiedzać? <br />— Ellain… — Westchnął. — Myślałem, że ci się spieszy. <br />— Bo to prawda. Ale mogę poświęcić trochę czasu na zwiedzanie. Podoba mi się tu. Chodźmy na rynek. <br />Nie dała mu szans na protest, pociągnęła go mocno, idąc przed siebie. Nawet nie wiedziała, gdzie iść, zdawała się na swój instynkt. <br />Koniec końców, nie dotarli do rynku, tylko zabłądzili gdzieś pomiędzy kamienicami, gdzie uliczki stawały się ciaśniejsze. To już się Ellain nie podobało. Lubiła otwarte miejsca i dużo wolnych przestrzeni, a to… Za bardzo przypominało jej więzienie. <br />Objęła się ramionami, choć wcale nie było zimno i popatrzyła na Mikkela. <br />— Miałeś rację, to głupi pomysł. Tylko straciliśmy czas. Zaprowadź nas do portu.<br />Mężczyzna westchnął. Jeśli się niecierpliwił, nie dał po sobie tego poznać. <br />— Nie wiem, gdzie jest port, Ellain. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. <br />Ellain uśmiechnęła się szeroko. <br />— Naprawdę się zgubiliśmy? Świetnie! To będzie wspaniała przygoda! <br />Mikkel jęknął, kiedy znów pociągnęła go za sobą, ale nie protestował. Ellain pamiętała (mniej-więcej) drogę, którą wcześniej przeszli, dlatego dojście do punktu wyjścia nie zajęło im aż tak dużo czasu. A stamtąd droga do portu okazała się całkiem prosta. <br />Zanim jednak tam dotarli, zatrzymali się w jakiejś gospodzie, żeby coś zjeść. Ellain nigdy nie przepadała za rybami i owocami morza, ale nie jadła ich od tak dawna — od czterystu lat! — że prawie się popłakała, czując ich zapach. <br />Mikkel z trwogą przyglądał się, jak wydaje kolejne monety, aż w końcu zmusiła się, żeby przestać. Wątpiła, żeby w dalszej drodze były im potrzebne jakieś pieniądze, ale nie chciała martwić Mikkela jeszcze bardziej.<br />Choć starała się to zignorować, nie potrafiła nie zauważyć nieprzyjaznych spojrzeń, rzucanych im przez innych ludzi. Wyczuwają, że jesteśmy magami?, zastanowiła się, a potem zapytała o to Mikkela. <br />Rozejrzał się dyskretnie i na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, w którym nie było rozbawienia. <br />— Nie wydaje mi się, żeby o to chodziło. Z tego, co słyszałem, ludzie na wybrzeżu są bardziej religijni niż w środku kontynentu. Po prostu nie patrzą tu na mieszane związki zbyt przychylnie. <br />Ellain pokiwała głową i uśmiechnęła się szeroko. <br />— Związki? — Sugestywnie poruszyła brwiami. — Czy my jesteśmy w związku, Mike? Wiesz, nie miałabym nic przeciwko… Często doskwiera mi samotność, szczególnie w nocy… Miło byłoby mieć jakiegoś urodziwego kompana, który dotrzymałby mi towarzystwa w łóżku. <br />Mikkel wpatrywał się w nią przez chwilę, a potem pokręcił głową, tym razem z wyraźnym rozbawieniem. <br />— Czasem nie potrafię stwierdzić, czy jesteś poważna, czy żartujesz — powiedział. <br />Zrobiła oburzoną minę. <br />— No wiesz! Teraz mnie uraziłeś! Oczekuję kolejnego talerza krewetek w ramach przeprosin! <br />— Ja… W porządku… — W jego głos wkradła się niepewność. Naprawdę nie wiedział, czy się obraziła, czy tylko żartowała. <br />I dobrze, pomyślała Ellain, krzyżując ręce na piersiach i piorunując mężczyznę wzrokiem. Tak jest ciekawiej. <br />Zjadła kolejny talerz krewetek, choć była już pełna i miała wrażenie, jakby zaraz miała pęknąć. Musiała tyle jeść, jeśli chciała odzyskać swe krągłe kształty sprzed uwięzienia. Tyle lat w zamknięciu sprawiło, że znacznie straciła na wadze i, choć wciąż pozostawała niezaprzeczalnie kobieca i atrakcyjna, chciała odzyskać to, co utraciła.<br />— Więc — powiedział Mikkel, kiedy wreszcie wyszli na zewnątrz — myślałem nad tym, gdzie się wybierzemy. Wydaje mi się, że możemy znaleźć jakiś statek na Ostatnie Wyspy… <br />Ostatnie Wyspy były, zgodnie z nazwą, najdalszymi zakątkami zamieszkanymi przez ludzkość. Dalej nie było już nic — tylko Martwy Ocean i Wielkie Pustkowie. Ich cel. <br />— Nie — przerwała mu Ellain, przyspieszając i wyprzedzając go. — Płyniemy prosto na Pustkowie. <br />Dogonił ją. <br />— Ellain. Nikt nie zabierze nas na Pustkowie — mówił jak do małego dziecka i teraz naprawdę miała ochotę się obrazić. — Próbowałem wyjaśnić ci to wcześniej. Nawet na Ostatnich Wyspach będzie ciężko kogoś znaleźć… <br />— Zostaw to mi, Mike. Daj mi godzinę, a znajdę nam statek, który zabierze nas wprost do celu. <br />*<br /> Znalazła wreszcie idealny statek, który niewielkimi rozmiarami przypominał bardziej dużą łódź. Jego załoga najwyraźniej szykowała się do drogi, krzątając się po pokładzie. Wszyscy jej członkowie mieli ciemną skórę i wyglądali podobnie. Musieli być spokrewnieni. <br /> Ellain podeszła bliżej, żeby lepiej się przyjrzeć i wtedy zauważyła coś, co wcześniej przeoczyła. Przy starszym, siwiejącym mężczyźnie stała mała, może ośmioletnia dziewczynka w jasnoczerwonej sukience. Mogła być córką lub wnuczką mężczyzny. Przyglądała się Ellain szeroko otwartymi, ciemnymi oczami. <br /> Ellain uśmiechnęła się olśniewająco. <br /> — Dzień dobry — powiedziała w swoim najlepszym omiańskim. Nie wiedziała, jak zapytać o ich kurs, dlatego postanowiła improwizować. Wskazała na ich łódź. — Gdzie? Szukam… transport. <br /> Mężczyzna przez chwilę przyglądał jej się, marszcząc brwi. Zaczęła już myśleć, że jej nie zrozumiał, kiedy odpowiedział. <br /> — Aztarr. <br /> Świetnie. Uśmiech Ellain poszerzył się. <br /> — Możemy z wami? Ja i mój… towarzysz. <br />Zmarszczka na czole kapitana pogłębiła się. <br />— Nie jesteśmy przystosowani do dodatkowych pasażerów — powiedział po<br />eggosku. <br />— Ah, więc mówi pan po eggosku! — wykrzyknęła zadowolona Ellain. — To<br />wspaniale, tak będzie o wiele łatwiej. — Nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz używała swego ojczystego języka do rozmowy z kimś innym niż ze sobą. Wciąż jednak go pamiętała. — Nie musi się pan niczym przejmować. Ja i mój przyjaciel potrafimy o siebie zadbać. Weźmiemy własne zapasy. I zapłacimy. — Uśmiechnęła się najmilej jak potrafiła. <br />Kapitan zastanawiał się przez chwilę. Dziewczynka pociągnęła go za rękaw i coś do niego powiedziała, pokazując na Ellain. Mówiła po aztarrsku, dlatego kobieta nic z tego nie zrozumiała.<br />Aztarr… Nigdy tam nie była. Kilka niewielkich wysepek, określanych tą nazwą, <br />dawniej należało do Eggos. Wygląda jednak na to, że wyrwały się spod władzy większego państwa i zyskały niepodległość. Kolejne, co się zmieniło… <br />Chciałaby kiedyś popłynąć na Aztarr — ponoć było tam pięknie. Teraz jednak nie zamierzała tego robić — ta łódź miała zabrać ją jeszcze dalej, choć kapitan jeszcze o tym nie wiedział. <br />Mężczyzna westchnął. <br />— Być może znajdę dla was miejsce, jeśli zapłacicie i będziecie pracować. To gdzie ten pani towarzysz?<br />— Zawołam go! — powiedziała Ellain i pobiegła przekazać Mikkelowi dobre wieści. <br /><span style="background-color: transparent; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: 12pt; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap; white-space: pre;"></span></div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-86999944043166959542018-09-04T13:18:00.003+02:002018-09-04T13:18:53.814+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXIII „Pomoc”<div style="text-align: justify;">
Dannel zignorował wszystkie ataki Anelli, powodując jeszcze większą frustrację dziewczyny. W jej żyłach gotował się gniew. Chciała krzyczeć, zmusić Dannela, żeby spojrzał jej w twarz i odpowiedział za to, co zrobił.<br /> „Zabiłeś moją przyjaciółkę. Walcz ze mną! Zapłać za swoje czyny, potworze!” — chciała wykrzyczeć, ale nie potrafiła. Gdy spróbowała się odezwać, głos jej się złamał i zamilkła. Brzmiała żałośnie. <br /> Nie czuła się tak, jak bohaterki książek, które czytała — one zawsze wiedziały, co zrobić, żeby zwrócić uwagę złoczyńcy, jakich użyć słów, jak go pokonać. W porównaniu z nimi była niczym. <br /> Na chwilę obecną musiało to jednak wystarczyć. <br /> Ciemność wokół nich zaczęła się pogłębiać, nawet niewyraźne zarysy budynków zostały przez nią pochłonięte, a z nieba zniknęły gwiazdy i księżyc. Anella bardzo chciałaby wierzyć, że zostały po prostu zasłonięte przez chmury, ale nie była tak głupia. <br />Ta ciemność nie była naturalna. <br />Jedynym światłem był jasny punkt po drugiej stronie rzeki, ale i on zniknął po kilku sekundach. <br />— Czyli tam się ukrywa — powiedział cicho Dannel. — Dobrze. Sarutt, zaprowadź mnie do niego. A ty zajmij się nimi, Fex. <br />Odszedł. Anella nie widziała tego, ale słyszała jego kroki, niemal zagłuszone przez szaleńcze bicie jej serca. Miała nadzieję, że Sarutt zaprowadzi Dannela prosto do rzeki i ten potwór się w niej utopi.<br />Przez chwilę stali w zupełnej ciszy, podczas gdy Dannel i Sarutt oddalali się. Przez ciemność, która nagle zapadła, Anella straciła wolę walki, czując się mała i przytłoczona. <br />Ale otrząsnęła się, kiedy tylko odezwał się Fex:<br />— Musicie uciekać — powiedział niemal szeptem. — Teraz macie szansę. <br />Tak, pomyślała Anella. Powinniśmy uciekać. Ale zamiast tego, powiedziała:<br />— Nie, nie możemy. <br />— Anella… — Sander brzmiał prawie błagalnie. Delikatnie dotknął jej ramienia. — Powinniśmy iść. Nic tutaj nie zdziałamy. <br />— No właśnie — przytaknął Fex. <br />Anella zacisnęła dłonie w pięści. <br />— Musimy pomóc Evasowi. <br />— Evas sobie poradzi! — Fex niemal podniósł głos, ale chyba powstrzymał się w ostatniej chwili. — Jest silny, silniejszy niż wy. Będziecie mu tylko przeszkadzać. <br />Może i miał rację, ale Anelli i tak nie podobał się pomysł zostawienia Evasa samemu sobie. Każda pomoc mogła mu się przydać. <br />Sander milczał przez chwilę, a potem się odezwał:<br />— Kiedy ostatnio Evas i Dannel walczyli, Evas prawie zginął… Ja, tak jakby, uratowałem mu życie — brzmiał na zakłopotanego. — Gdyby nie to, że wtrąciłem się do ich walki, pewnie by już nie żył… <br />Anella nie przypominała sobie, by wcześniej o tym mówił. To do niego pasowało — nie lubił się chwalić swoimi osiągnięciami, nawet jeśli chodziło o uratowanie komuś życia. <br />— W takim razie chodźmy — szepnęła. W ciemnościach odnalazła dłoń Sandra i ścisnęła ją lekko. — Proszę? <br />— Dobra. — Usłyszała uśmiech w jego głosie. — Chodźmy go uratować. <br />Fex jęknął. <br />— To samobójstwo! On was zabije, powinniście uciekać…! — Prychnął. — Róbcie, co chcecie. Nie moja wina, jak dacie się zabić. <br />— Musisz iść z nami — powiedziała Anella. — Proszę. Musisz zaprowadzić nas do Dannela. Nie musisz walczyć. Po prostu zaprowadź nas tam. <br />Wciąż nie miała pojęcia, jak będą walczyć w tej absolutnej ciemności. Jakoś damy radę, pomyślała. Najwyżej zginiemy. <br />Fex jeszcze przez chwilę protestował, a potem zgodził się tak nagle, że Anella zaczęła zastanawiać się, czy czasem nie chciał ich zdradzić. Albo zaprowadzić jak najdalej od Dannela. <br />A może to po prostu Sander użył na nim swojej magii. <br />To okropne, co robimy, uświadomiła sobie. Powinna czuć się z tym źle, ale to nie był na to czas. Dopiero, kiedy Dannel zginie, pozwoli sobie, żeby dopadły ją wyrzuty sumienia. Gdyby pozwoliła im na to teraz, całkiem by się załamała. <br />To wszystko dla Dealli, pomyślała, ruszając za Fexem. Pomszczę ją. <br />Wokół nich panowała cisza, miasto zdawało się całkowicie opustoszałe. Gdzie podziali się wszyscy ludzie?, zastanawiała się Anella. Zapewne się ukryli, kiedy pojawiła się ta przerażająca ciemność — ona zrobiłaby to samo, gdyby nie znajdowała się w samym jej środku. <br />Słyszała tylko kroki swoje i swoich towarzyszy, a także szum rzeki, gdy przechodzili po moście. Poczuła mdłości, kiedy wyobraziła sobie, jak stawia źle jeden krok i wpada do zimnej, nieprzyjaznej wody. Trzymała się tak blisko Fexa, że niemal deptała mu po piętach. <br />Nagle gdzieś przed nimi, w tej ciemności, rozbłysło jasne światło. Anella przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła, odkryła, że znów mogła widzieć świat dookoła. Wciąż było ciemno, ale teraz potrafiła rozróżnić kontury budynków. Jasne światło nie zgasło, oświetlając dwie postaci. <br />Evas i Dannel. <br />Anella obserwowała ich walkę, czując, jak serce podchodzi jej do gardła. Co robić, jak mu pomóc? Nie miała pojęcia — nagle przejął ją strach, że zrobi coś nie tak, że przez przypadek skrzywdzi Evasa, a nie Dannela… <br />Odetchnęła głęboko, mruganiem odpędzając łzy, które stanęły jej w oczach. W porządku, w porządku. Dasz radę, powiedziała sobie. Po prostu coś zrób. Nie stój bezczynnie. <br />Zdeterminowana, żeby zrobić cokolwiek, spojrzała w stronę Dannela i Evasa i wtedy stało się coś dziwnego. Mężczyzna osunął się na kolana. Z tej odległości wyglądał, jakby się dusił. Chwilę potem to samo dopadło Evasa. <br />— O nie — wyszeptał Sander. — Niedobrze. Evas manipuluje powietrzem. Zabije się, jeśli nie przestanie. <br />Anella zamarła. Manipulacja powietrzem? Coś takiego w ogóle było możliwe? <br />Zginą, pomyślała. Obaj zginą. I choć chciała śmierci Dannela, nie mogła pozwolić, by Evas poświęcił siebie w tym celu. Nie. To byłoby… złe. Nie można wymagać od nikogo poświęceń. Znów poczuła ochotę do płaczu. <br />Podeszła kilka kroków bliżej, nawet się nad tym nie zastanawiając. Sander próbował ją powstrzymać, ale strząsnęła jego dłoń ze swojego ramienia. Zamknęła oczy i sięgnęła do powietrza. Udało jej się to z zaskakującą łatwością. <br />Odepchnęła jego część w stronę walczących i przez chwilę była pewna, że jej się udało. A potem nagle straciła kontrolę, powietrze rozproszyło się i uciekło. Anella upadła na kolana, desperacko próbując przywołać choć odrobinę — płuca płonęły jej żywym ogniem, twarz robiła się coraz bardziej sina. Przez przerażającą chwilę Anella była pewna, że to już koniec. <br />I wtedy usłyszała głos dobiegający z daleka: „Wycofaj się. Puść powietrze, bo zginiesz.” Nie wiedziała, czy to były jej myśli, czy ktoś do niej mówił, czy może to Sander użył swojej magii. <br />Skupiła się, choć wiele ją to kosztowało i puściła. Powietrze natychmiast wróciło na swoje miejsce, a Anella osunęła się na bruk, oddychając ciężko. Gardło drapało ją tak bardzo, że wątpiła, czy jeszcze kiedykolwiek zdoła coś przełknąć. <br />Sander podbiegł do niej i pomógł jej się podnieść. Stanęła na drżących nogach i pozwoliła, by ją przytulił. <br />— Wszystko w porządku?<br />Pokiwała głową, niezdolna się odezwać. <br />— Chodźmy stąd. — Mężczyzna pociągnął ją delikatnie za sobą. <br />— Nie… Musimy… — Anella jęknęła. Mówienie bolało. — Evas… <br />Obejrzała się przez ramię, w porę, żeby zobaczyć, jak chłopak upada pod ciosem Dannela. <br />— Nie! — Nie miała nawet siły krzyknąć, ale i tak rzuciła się w tamtą stronę. <br />Sander powstrzymał ją, prawdopodobnie znów ratując jej życie. <br />— Teraz ja spróbuję — powiedział łagodnie. <br />Pokiwała głową i pociągnęła nosem. Łzy rozmazywały obraz przed jej oczami. Evas, pomyślała. Nie może być martwy. On żyje, prawda? Czuła się jak głupie małe dziecko, potrzebujące zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. <br />Dannel stał nad Evasem. Zdawał się tylko wpatrywać w jego nieprzytomne ciało — a może Evas już nie żył? Mężczyzna nie poruszał się przez dłuższą chwilę. Co robił? Czy Sander coś mu zrobił? Anella miała nadzieję, że tak. I że to bolało. <br />Wreszcie pozwoliła, żeby Sander ją odciągnął. </div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-30528027683767994102018-08-25T11:35:00.001+02:002018-08-25T11:35:29.192+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXII „Evas i Dannel”<div style="text-align: justify;">
Evas zmierzył krytycznym spojrzeniem ostatnią z świetlno-magicznych bomb, zastanawiając się nad jej użyciem. Wyglądała jak zwykła, kamienna kula, nieco większa od dłoni, ale promieniowała jasnym światłem. Bomby te bywały naprawdę przydatne i potrafiły siać potężne zniszczenia, ale nie w starciu z kimś, kto w przeciągu kilku sekund mógł stworzyć wokół siebie tarczę. <br /> Evas liczył na to, że w zetknięciu z bombą tarcza Dannela ulegnie zniszczeniu, ale tak się nie stało. Najwyraźniej naprawdę nic nie było w stanie jej przełamać, jak podejrzewał już wcześniej. <br /> Walka z kimś, kto potrafił osłonić się przed niemal każdym atakiem, była naprawdę uciążliwa. <br /> Evas po raz kolejny zmusił cały plac do drżenia i wytężył wzrok. Z tej odległości ledwo widział pięć sylwetek stojących na środku Placu Galli, ale Dannela rozpoznał bez problemu. Musiał go tylko go siebie zwabić… <br /><i> Użyje Anelli i Sandra jako zakładników</i>, pomyślał Evas. Na szczęście, niezbyt go to obchodziło. Chociaż całkiem ich lubił, pokonanie Dannela było ważniejsze niż ratowanie ich życia. <i>Tym razem nie zawiodę. Nic mnie nie powstrzyma. </i><br /> Wolał nawet nie myśleć, jak zareagowaliby mieszkańcy Oreall, gdyby znów nie udało mu się zabić Dannela. Znienawidziliby go zupełnie. <br /><i> No dalej, chodź tutaj,</i> pomyślał ponaglająco Evas, wpatrując się w Dannela. Może powinien mu się ujawnić? Wtedy niewątpliwie by go przyciągnął… <br /> Nawet jeśli Dannel domyślił się już, z kim ma do czynienia, z pewnością nie mógł go dostrzec. Evas był po drugiej stronie rzeki, ukrywając się na dachu jednej z kamienic. Fex, który niewątpliwie towarzyszył Dannelowi — zgodnie z planem — mógłby go wyczuć i zdradzić jego położenie, ale miał tego nie robić. O ile, oczywiście, nie postanowi zdradzić. Evas uważał, że powierzenie temu gówniarzowi tak ważnego zadania było wyjątkowo ryzykowne. <br /> Któryś z towarzyszy Dannela zaatakował go — Evas nie widział, kto konkretnie, ale niemal uśmiechnął się. Tak, w oddali ktoś niewątpliwie walczył. Evas podniósł ostatnią z świetlno-magicznych bomb i zawahał się. Czy atak rozproszył Dannela wystarczająco, żeby jego tarcza osłabła? <br /> I wtedy Evas coś zauważył. Ciemność wokół niego stała się jakby głębsza, bardziej nieprzenikniona. Sylwetki Dannela i reszty zniknęły, pochłonięte przez nią, tak jak gwiazdy i księżyc, będący głównym źródłem światła.<br /> <i>Cholera</i>, pomyślał Evas. Nienawidził tej sztuczki. Natychmiast nakazał bombie zgasnąć, ale nie posłuchała go od razu — w końcu to nie on ją stworzył. Kiedy wreszcie jej blask zniknął, Evas był już pewien, że Dannel zauważył jego źródło. <br /> Niech to szlag. Evas wepchnął bombę do kieszeni i ruszył w stronę zejścia z dachu. Poruszał się wolniej, niż by tego pragnął, ale musiał uważać, jeśli nie chciał przez przypadek spaść i się zabić. Byłoby naprawdę głupio zginąć, zanim jeszcze walka rozpoczęła się na dobre. <br /> Nie wiedział, w którą stronę iść. Nic nie widział i, prócz szumu rzeki i coraz szybszego bicia własnego serca, również nic nie słyszał. Czy Dannel się zbliżał? Czy stał już gdzieś obok niego, naśmiewając się z jego nieporadności i czekając, by zadać ostateczny cios. <br /> Evas zacisnął dłonie w pięści i wziął głęboki wdech. <i>Uspokój się</i>, powiedział sobie. Myśl racjonalnie. W tej ciemności, Dannel był tak samo ślepy jak on. Gdyby wytworzył jakieś światło, natychmiast zdradziłby swoją pozycję. Evas nie mógł pozwolić, żeby pochłonęła go panika. To z pewnością było celem Dannela. <br /> Ale nie mógł ukryć tego, że ręce mu lekko drżały. Bał się. Obawiał się spotkania z Dannelem. Tego, że znowu zawiedzie. Tego, że zginie. Chciałby, żeby ktoś go zapewnił, że sobie poradzi, że wszystko będzie w porządku, ale w pobliżu nie było nikogo. <br /> To było pomysłem Evasa, przy którym chłopak upierał się do końca. Ean chciał posłać z nim kogoś jeszcze, ale Evas doskonale wiedział, że dodatkowa osoba — nawet po jego stronie — tylko by mu zawadzała. Wolał działać sam. <br /> Otrząsnął się. Musiał pozbyć się tej ciemności, to na tym powinien się skupiać. Ale najpierw trzeba było znaleźć jej krawędź. Idąc ostrożnie, uważając, by na nic nie wpaść, Evas dotarł do ciemnej kopuły. Nie potrafił nie być pod wrażeniem jej rozmiarów. Widywał je już wcześniej, ale nigdy o takich rozmiarach. <br /> Położył dłonie na jej powierzchni i sięgnął do niej swoją magią. Od razu napotkał opór — manipulowanie przedmiotami wytworzonymi przez Twórców było niemal niemożliwe dla zwykłego Manipulatora.<br /> Ale Evas nie był zwykłym magiem. Był anomalią. <br /> Skrzywił się, czując jak magia Dannela blokuje mu dostęp do kopuły. Uparcie napierał jednak coraz bardziej, nie poddając się, aż wreszcie poczuł, jak magia Dannela zaczyna się cofać, pozwalając mu…<br /> Skupił się na tym tak bardzo, że w ostatniej chwili usłyszał kroki. Nie zdążył zareagować, poczuł tępy ból z boku głowy i, zanim się zorientował, leżał na ziemi. Natychmiast poderwał się na nogi, ale kolejny cios — tym razem w żołądek — pchnął go na kopułę. <br /><i> Niech to szlag</i>, pomyślał Evas, starając się zignorować bolesne pulsowanie w głowie.<br /> — Co za niespodzianka — powiedział Dannel beztrosko. — Powiedziano mi, że nie ma cię w mieście. Miło cię widzieć.<br /> — Powiedziałbym to samo, gdybym mógł cię zobaczyć — warknął Evas. Nie był w nastroju na pogawędki. <br /> Dannel zaśmiał się. Evas wciąż nie mógł go dostrzec. Jak został zlokalizowany? To musiała być robota Jednostkowca. Wyczuł go i poprowadził Dannela prosto do niego… <br /><i> Ten pieprzony dzieciak za to zapłaci,</i> pomyślał Evas. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął zgaszoną świetlno-magiczną bombę. Osłonił oczy i uruchomił ją. <br /> Dannel przeklął, oślepiony nagłym blaskiem. Rozproszył się, kopuła ciemności zniknęła. Evas zatoczył się do tyłu, odzyskał równowagę i odskoczył. Z Twórcami nie walczyło się z bliskiej odległości. <br /> Nie posłał bomby w stronę Dannela, mężczyzna z pewnością otoczył się niewidzialną tarczą. Mimo to, nie wyłączył jej — choć kopuła zniknęła, księżyc przysłoniły chmury i wokół panowała ciemność. Świetlista kula dawała przynajmniej trochę światła, a Evas nie mógł walczyć na ślepo. Mniej magii tracił, jeśli widział przedmioty, które kontrolował. Jeszcze mniej, jeśli ich dotykał. <br /> Dannel stał kilka kroków od niego i uśmiechał się lekko, jakby coś go śmieszyło. Sam fakt, że podchodził do tej walki tak beztrosko, jakby spodziewał się łatwego zwycięstwa, sprawił, że w Evasie zapłonęła żądza mordu. <i>Zobaczymy, kto będzie uśmiechał się za chwilę,</i> pomyślał. <br /> Musiał zniszczyć jego tarczę, dostać się do środka. Wciąż miał jedną bombę, mógł jej użyć, ale byłoby to marnotrawstwem. Nie, zamiast tego magią sięgnął do bruku pod stopami i wyrwał z niego kilkanaście kostek. Posłał je w stronę Dannela, a potem następne i kolejne… Wszystkie zatrzymały się na niewidzialnej ścianie, nie naruszając jej. <br /> Długie ostrze wystrzeliło nagle z dłoni Dannela. Evas osłonił się w ostatniej chwili, przyzywając drzwi pobliskiej kamienicy, by służyły mu za tarczę. Ostrze nie zdołało się przez nie przebić. Evas odetchnął i cofnął się o krok. <br /> A przynajmniej spróbował. Wpadł na coś i nawet nie musiał się oglądać, żeby wiedzieć, że Dannel zamknął go w niewidzialnej klatce. <br /> <i>Idiota</i>, pomyślał Evas. Właśnie dlatego nie chciał pokazywać się Dannelowi — wiedział, że stanie się coś takiego.<br /> Poruszył się i coś zachlupotało. Spojrzał w dół. Pod jego nogami zbierała się woda — i było jej coraz więcej. <i>Cholera</i>, pomyślał Evas, czując, jak jego serce bije coraz szybciej. Naprawdę nie lubił wody. I Dannel o tym wiedział. <i>Chce mnie utopić? </i>To było okrutne, nawet jak na niego. <br /> Dannel podszedł bliżej, zatrzymując się przy krawędzi niewidzialnej ściany. Woda sięgała już Evasowi do kolan. <br /> — Nie musimy walczyć — powiedział mężczyzna. Ostrze, które wcześniej stworzył, zmieniło się w metalową rurę, którą nonszalancko oparł o ramię. — Nie chcę cię zabijać. Byliśmy przyjaciółmi. Nadal moglibyśmy nimi być. Stań po mojej stronie i zapomnijmy o tym wszystkim. — Gestem wskazał na otoczenie. <br /> — Zrób mi przysługę — warknął Evas. — Wsadź sobie tą rurę w dupę.<br /> Dannel westchnął ciężko. <br /> — Naprawdę mi przykro, Evas, ale nie pozostawiasz mi wyboru…<br /> Wody pod nogami chłopaka znów zaczęło przybierać i wtedy Evas zrobił coś niewiarygodnie ryzykownego i głupiego. <br /> Sięgnął po powietrze. Kontrolowanie żywiołów było trudne, niemal niemożliwe, ale on był zdesperowany i nie zamierzał pozwolić, by Dannel go utopił. <br /> Tak naprawdę nie mógł w pełni manipulować powietrzem. Wyrywało się spomiędzy uścisku jego magii jak szalone, tworząc coraz silniejszy wiatr, ale wreszcie Evasowi udało się je dobrze chwycić. Pociągnął je w swoją stronę. <br /> I wtedy wyrwało mu się i poleciało gdzieś w bok. Efekt był natychmiastowy i najpierw dosięgnął Dannela. <br /> Mężczyzna opadł na kolana, kaszląc i krztusząc się. Bezskutecznie usiłował wziąć wdech, ale powietrze uciekało od niego. Jego twarz powoli stawała się sina, zaś on sam się dusił.<br /> Nie minęło nawet kilka sekund, a to samo dopadło Evasa. W płucach nagle zabrakło mu powietrza, chłopak zachwiał się i opadł na kolana. Odruchowo spróbował wziąć wdech, ale poskutkowało to tylko palącym uczuciem w płucach. Przed oczami mu pociemniało, magia wymknęła się spod kontroli. Usiłował ją schwytać, ale nie potrafił się skupić, umiał myśleć jedynie o tym, że zaraz zginie, że się udusi, że tak oto skończy się jego życie...<br /> Nagły przypływ powietrza zaskoczył go. Evas wziął głęboki wdech i zamroczony spojrzał na Dannela. Mężczyzna też wyglądał, jakby był w stanie oddychać.<br /> Ale ten stan nie trwał długo. Zanim Evas zorientował się, co właściwie się stało, powietrze znikło tak nagle, jak się pojawiło. Tym razem jednak udało mu się utrzymać powietrze w płucach, nie wypuszczając go od razu na zewnątrz.<br /> Zakrył sobie dłonią usta i nos, żeby zmusić się do jak najdłuższego wstrzymania oddechu. Dannel tego nie zrobił — nie zdążył. Evas przyglądał mu się, trwając w bezruchu i niemal modląc się, żeby zdołał wytrzymać.<br /><i> Jeszcze chwilę</i>, pomyślał desperacko, patrząc, jak jego dawny przyjaciel purpurowieje na twarzy, bezsilnie próbując wziąć oddech. <i>Jeszcze tylko chwilę. Wytrzymasz.</i><br /> Dannel spojrzał na niego, w jego oczach pojawiło się nieme błaganie o pomoc. Albo o litość. Evas zawahał się. <i>Nie</i>, powiedział sobie. <i>Nie. Nie ulitujesz się nad nim. Zasługuje na śmierć. Zdradził cię.</i><br /><i> Ale był też przyjacielem</i>, pomyślał Evas. <i>Jedynym, jakiego miałem.</i> Nikt inny nie był mu tak bliski, przy nikim innym nie czuł się tak swobodnie, nie mógł być sobą. Nikogo innego tak nie lubił. Niczyja zdrada — nawet Balli — nie dotknęła go tak mocno.<br /> <i>Cholera</i>, pomyślał Evas. <i>Cholera</i>. Puścił swoją magię, uwalniając powietrze z jej uchwytu, pozwalając mu wrócić na swoje miejsce. Evas wziął głęboki, rozpaczliwy wdech, gdy tylko go dosięgnęło, i natychmiast rozkaszlał się. W głowie mu wirowało i przez chwilę miał problemy z zachowaniem przytomności.<br /> <i>Żyję</i>, pomyślał, ale nie było w tym ulgi. Łzy upokorzenia napłynęły mu do oczu. <i>Zawiodłem</i>. <i>Nie dałem rady, nie zabiłem go. Jestem za słaby</i>. Miał nadzieję, że nikogo nie było w pobliżu, że nikt nie stał się świadkiem jego porażki. Jak miał teraz spojrzeć w oczy komukolwiek z miasta? Miał tylko jedno zadanie — zabicie Dannela — i po raz kolejny nie zdołał go wykonać. Był żałosny.<br /> Wziął głęboki wdech i spróbował podnieść się na drżących nogach, ale zaraz opadł z powrotem na ziemię. Czuł się okropnie — nie tylko z powodu zawrotów głowy i palącego uczucia w płucach, ale też dlatego, że zawiódł.<br /> Nawet nie spojrzał w stronę Dannela od razu i to okazało się być błędem. Mężczyzna znacznie szybciej niż on doszedł do siebie. Stanął i chwiejnym krokiem podszedł do niego. Kiedy Evas podniósł wzrok, zobaczył jego uśmiech, ale poza tym, nie wyglądał on zbyt dobrze.<br /> Mimo to, najwyraźniej był w stanie użyć magii. Metalowa rura znów zmaterializowała się w jego dłoni. Uniósł ją, gotowy do ciosu.<br /> <i>Cholera</i>, pomyślał Evas. Fala chwilowej paniki przepłynęła przez niego, spróbował zerwać się na nogi — za szybko, świat poczerniał mu przed oczami, a on sam upadł do tyłu. Spróbował przyzwać swoją magię, ale bezskutecznie, nie potrafił zapanować nad strachem, który chwilowo go ogarnął.<br /> Usiłował zablokować cios, ale jego reakcja była zbyt wolna. Rura uderzyła go z boku głowy.<br /> Pierwszy przyszedł tępy ból. A chwilę potem ciemność. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-----------------------------------</div>
<div style="text-align: justify;">
Następny rozdział - Anella</div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-18471311682725827982018-08-17T12:59:00.002+02:002018-08-17T12:59:19.617+02:00Miasto Magii - Rozdział XXXI „Nienawiść”<div style="text-align: justify;">
Anella nie sądziła, że kiedykolwiek mogłaby nienawidzić kogoś bardziej, niż swojego zdradzieckiego brata, ale myliła się. Nie, teraz, kiedy patrzyła na plecy Dannela, jej wnętrze wręcz płonęło. <br />Chciała, żeby zginął równie okrutną śmiercią, co Dealla. Chciała, żeby cierpiał, żeby krzyczał, żeby błagał o litość. Chciała zabić go własnoręcznie. <br />Powinno ją to przerazić. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Jakaś jej część brzydziła się jej, ale w tym momencie była ona tak niewielka, że niemal nieznacząca. Anelli nie obchodziło nic, poza chęcią zemsty. <br />Kiedy myślała o Dealli, czuła dziwną pustkę. Przypominała sobie jej ciało, leżące na bruku, ze zmiażdżoną głową i nie potrafiła poczuć… czegokolwiek. Wszystko to wydawało jej się nierzeczywiste. Jakby miała zły sen, z którego nie mogła się obudzić. Nawet nie chciała się budzić, bo wiedziała, że wtedy wszystkie uczucia powrócą do niej ze zdwojoną siłą.<br />Jej ciało poruszało się samowolnie, idąc za Dannelem. Anella nawet nie próbowała z tym walczyć — to Sarutt, który odzyskał przytomność po śmierci Dealli, użył na niej i Sandrze swojej magii. Najwyraźniej nie zamierzał im znów pomagać. Jego też nienawidziła — gdyby nie zaproponował, żeby spróbowali uciec, Dealla wciąż mogłaby żyć. <br />Anella nie mogła obrócić głowy, żeby spojrzeć na Sandra idącego u jej boku, ale wyczuwała jego smutek. To wydawało się niewłaściwe. Sander, zawsze taki radosny i pełen życia, nie powinien być smutny. Nie pasowało to do niego. Kolejny powód, żeby nienawidzić Dannela. <br />Anella nie rozpoznawała chłopaka, który wpuścił ich do miasta i była zbyt zmęczona, żeby zastanawiać się, dlaczego to zrobił. Zapewne Ean mu kazał, pomyślała tylko i znów odpłynęła, wyobrażając sobie, jak mogłaby zabić Dannela, żeby zadać mu jak najwięcej cierpienia. <br />Do przytomności przywróciło ją znajome imię, wypowiedziane przez chłopaka, który ich wpuścił. Gorączkowo opowiadał coś Dannelowi, jąkając się przy tym i drżąc na całym ciele. Wyraźnie czegoś się obawiał. <br />— Evasa nie ma w mieście — mówił. — Ean go gdzieś wysłał, żeby sprawdził… Żeby coś sprawdził. Tak jak wcześniej mówiłem. <br />Evasa nie było w Oreall? Anella poczuła, jakby jej serce nieco się zapadło. Evas mógł być ich jedyną nadzieją, na pokonanie Dannela. Jeśli go nie było, kto im pomoże? <br />Ean, pomyślała. Ean jest w mieście, Ean na pewno ma jakiś plan, uratuje nas. A potem przypomniała sobie, że to Ean wysłał ją na tę misję i poczuła, że może jego też trochę nienawidzi. <br />Ale najbardziej nienawidziła samej siebie, bo to przecież ona chciała wyjechać z miasta. To ona namówiła Eana, żeby ją gdzieś wysłał i to ona zabrała ze sobą Deallę. Więc może to ona była najgorsza z nich wszystkich. To moja wina, pomyślała, czując jak w jej oczach wzbierają łzy. To wszystko moja wina. <br />— Widzę, że masz zakładników — powiedział chłopak, patrząc na nią i na Sandra. — Co z nimi zrobisz? <br />Dannel zerknął na nich z dziwnym wyrazem twarzy, którego Anella nie potrafiła odczytać. Nawet nie próbowała się domyślać, co znaczyło to spojrzenie. <br />— Zabierz mnie do Eana — powiedział, nie odpowiadając na pytanie chłopaka. — Porozmawiam sobie z nim. Pewnie jest w bibliotece? <br />Chłopak pokiwał szybko głową. <br />— Tak… Pewnie tak. Pewnie się zdziwi, jak cię zobaczy. — Uśmiechnął się, ale jego usta zadrżały. <br />Coś jest nie tak, pomyślała Anella. Chłopak zachowywał się dziwnie. Naprawdę był poddenerwowany, bał się czegoś. Podejrzane. Czy Dannel też to zauważył? Jeśli tak, nie dał po sobie tego poznać. <br />— Zapewne — powiedział z tajemniczym uśmiechem. — Chodźmy, zanim ktoś zorientuje się, że tu jesteśmy. Jak tam twoja magia, Sarutt? Dasz radę ich jeszcze utrzymać?<br />— Dam radę. W razie czego Fex mi pomoże, prawda?<br />— Tak — wyjąkał chłopak, zerkając na Anellę i natychmiast odwracając wzrok. <br />Anella zdołała obrócić głowę lekko w stronę Sarutta — czyżby wpływ jego magii na nią zelżał nieco? Pomóż nam, pomyślała błagalnie. Proszę. Uwolnij nas. Teraz już nie bała się śmierci i nie wahała się. Gdyby Sarutt ją uwolnił, bez namysłu rzuciłaby się na Dannela. Może to dlatego ją trzymał, żeby nie zrobiła czegoś głupiego i się nie zabiła. <br />Wyszli na zewnątrz, Dannel i chłopak przodem, Anella i Sander za nimi, Sarutt zaś pilnował tyłów.. Po przeciwnej stronie Placu Galli stał potężny budynek biblioteki. W oczach Anelli zalśniły łzy. Biblioteka, pomyślała. Miejsce, które powoli stawało się dla niej drugim domem. Czy je również wkrótce znienawidzi? <br />Niedawno musiał padać deszcz, sądząc po kałużach. Anella nawet nie próbowała ich omijać, szła sztywno przed siebie, wpatrując się w bibliotekę. Wkrótce przemokły jej buty i pomyślała, że pewnie się rozchoruje. O ile pożyje wystarczająco długo. Histeryczny śmiech naparł na jej usta, ale nie wydostał się na zewnątrz — Sarutt odebrał im możliwość mówienia. <br />Nie dotarli do biblioteki. Byli już w połowie placu, kiedy ziemia pod ich stopami zadrżała. Anella zachwiała się i poleciała na Sandra, który też ledwo utrzymał równowagę. Trzęsienie ziemi?, pomyślała dziewczyna, rozglądając się. <br />Dannel, który bez problemu utrzymał się na nogach, chyba tak nie myślał. <br />— Wygląda na to, że ktoś nas zauważył — powiedział. — Fex?<br />— Tak? <br />— Czy ktoś mógł nas zauważyć? <br />Chłopak zawahał się. <br />— Być może… Jeśli Ean ma dodatkowy magion, pilnujący wejścia… Mógłby zauważyć, że tu jesteś…<br />Dannel przeklął i rozejrzał się. <br />— A chciałem uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi — westchnął. — No cóż… Pokaż się, tchórzu! — krzyknął nagle, aż Anella się wzdrygnęła. <br />I zorientowała się, że nie powinna móc tego zrobić, tak samo, jak Sander nie powinien móc wciąż jej podtrzymywać. Zerknęła na Sarutta, który wpatrywał się w przestrzeń, zaciskając usta w cienką linię. Czyżby…? Spróbowała poruszyć ręką i nie napotkała żadnego oporu.<br />Puścił ich. Zrobił to przypadkiem, czy celowo? Nie potrafiła tego stwierdzić, ale wiedziała, że to jej szansa. Mogła uciekać. Mogła zaatakować Dannela. Wbiła wzrok w plecy mężczyzny i postąpiła krok do przodu. <br />Powstrzymał ją Sander, delikatnie łapiąc ją za ramię. Kiedy spojrzała w jego stronę, pokręcił lekko głową. Anella poczuła nieprzyjemny szum w głowie i przeszedł ją dreszcz. Teraz wiedział już, co to oznacza. <br />Nie teraz, usłyszała w myślach głos Sandra. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i przez sekundę wszystko wydawało się być w porządku, ale wrażenie to szybko zniknęło, zastąpione złością. <br />Chciała się z nim kłócić, wyjaśnić, że nie mają czasu do stracenia, że muszą korzystać z okazji, ale nagle ochłonęła. Gniew, gotujący się w jej żyłach, przygasł, a Anella niemal zachwiała się. Rozluźniła się i posłała Sandrowie spojrzenie pełne wdzięczności.<br />Rozumiała, dlaczego chciał zaczekać. Gdyby teraz zaatakowali Dannela lub spróbowali uciec, zginęliby. Nie mieli z nim szans. Ale gdyby osoba kryjąca się w ciemnościach odwróciłaby jego uwagę… Anella przełknęła ślinę. To mogłoby się udać. Musieli spróbować. <br />Ziemia zadrżała ponownie, ale tym razem dziewczyna zachowała równowagę. <br />Dannel prychnął i powiedział coś pod nosem do Fexa. Chłopak pokiwał gwałtownie głową, a Anella przyjrzała mu się. Dałabym mu radę, pomyślała. Mogłabym go pokonać. Teraz, kiedy działała na nią magia Sandra, myśli te były obrzydliwe i sprawiały, że czuła się jak okropny człowiek. Tego wymagała od niej sytuacja.<br />Fex zadrżał na całym ciele i wskazał ręką na rzekę. <br />— Na drugim brzegu — powiedział. <br />— Jesteś w stanie stwierdzić, kto to? <br />Chłopak zawahał się. <br />— Nie. <br />Kłamie, pomyślała Anella. Dlaczego? Jest po naszej stronie? Nawet nie śmiała o tym marzyć. <br />Dannel obrócił się w kierunku wskazywanym przez Fexa i w tym momencie z ciemności wyleciało coś świecącego, z zawrotną prędkością pędząc w ich stronę. Zatrzymało się nagle na niewidzialnej ścianie i wybuchło oślepiającym światłem. <br />Anella krzyknęła i osłoniła twarz dłońmi. Nic nie widziała, ale poczuła dym, <br />wciskający się jej do gardła i zakaszlała. Nie zorientowała się, że upadła, dopóki czyjaś ręka pociągnęła ją w górę. <br />— Teraz, szybko! — ponaglił ją Sander i Anella podniosła się na drżące nogi.<br />Co to było?, pomyślała, ale nie było czasu na zastanawianie się. Dannel był rozproszony. Musieli uciekać. Albo atakować. <br />Podejmując decyzję pomiędzy jednym krokiem a drugim, Anella zatrzymała się i napełniła magią kostki bruku pod stopami. Nie chciały się poruszyć, ale kiedy pociągnęła mocniej, wyskoczyły i pomknęły w stronę Dannela. <br />I one również zatrzymały się na niewidzialnej ścianie, którą mężczyzna się otoczył. Zerknął w stronę Anelli. Jego wzrok wyraźnie mówił: „Darowałem ci życie raz. Nie prowokuj mnie.”<br />Anella niemal się zawahała i uległa Sandrowi, który usiłował ją odciągnąć. Wyrwała mu się jednak. Nie, pomyślała, stając prosto i patrząc Dannelowi w twarz. Nie będę uciekać. Nie będę tchórzem. <br />Dannel uśmiechnął się, jakby usłyszał jej myśli i bardzo go one rozbawiły. <br />— Zajmij się nią, Sarutt — rzucił od niechcenia. <br />Anella i Sarutt spojrzeli po sobie. Nie rób tego, pomyślała dziewczyna i w tym momencie mężczyzna rzucił się w jej stronę. <br />Zareagowała niemal instynktownie, poruszając wznosząc kostki bruku pod jego stopami. Mężczyzna potknął się i wylądował na ziemi. Poruszył ustami, nie wydając dźwięku: „Uciekaj. Teraz macie szansę.”<br />Anella potrząsnęła głową i posłała kolejne kostki w stronę Dannela. Wszystkie rozbiły się na niewidzialnej ścianie. <br />Usłyszała świst i zobaczyła kolejną świetlistą kulę lecącą w ich kierunku. Tym razem zdążyła odwrócić się i osłonić twarz, żeby znów nie oślepnąć. Ziemia zatrzęsła się, nie tylko z powodu wybuchu. Kiedy Anella do niej sięgnęła, wyczuła znajomą magię. <br />Evas, pomyślała i uśmiechnęła się. Jednak jest w mieście. <br />Musiała mu pomóc. </div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-18378128539225564742018-08-12T12:12:00.003+02:002018-08-12T12:12:36.516+02:00Miasto Magii - Rozdział XXX „Szalony Kot”<div data-p-id="73234f4bc4522e35fdd31e916538f8b7" style="text-align: justify;">
Niedopowiedzeniem byłoby
stwierdzenie, że Balla była zirytowana. Nie, ją roznosiła furia.
Najgorsze było jednak to, że dziewczyna sama nie wiedziała, na kogo była
taka wściekła. <br /> Nie potrafiła znaleźć Ellain. Nawet nie
wiedziała, gdzie zacząć jej szukać. Odwiedziła już dwa najbliższe
miasta, ale po kobiecie nie było nigdzie śladu. Musiała udać się w inną
stronę, stwierdziła Balla z niemałym zawodem. Liczyła, że to ona ją
znajdzie. <br /> Nie wiedząc, co ze sobą począć, Balla uznała, że
najlepiej będzie wrócić. Żałowała, że nie miała żadnego kontaktu z
Mikkelem i Sanną — może oni radzili sobie lepiej od niej. Byle tylko
znaleźli Ellain, myślała. Byle tylko Dannel o niczym się nie dowiedział.
Byłby zawiedziony, a tego by nie zniosła. <br />Balla postanowiła udać
się do Erealth, miasta na granicy Osnei z Sarlanem. Było piękne, pełne
zabytkowych budynków z potężnymi kopułami, górującymi nad okolicznymi
kamienicami. Balla lubiła piękne rzeczy, patrzeć na nie i posiadać je na
własność. Teraz jednak nie zbliżała się do centrum miasta.<br />Pozostała
na przedmieściach, gdzie skierowała się do miejsca, które doskonale
znała. Gospoda „Szalony Kot" znajdowała się w przyjemniejszej dzielnicy,
co ją cieszyło. Wolała nie zapuszczać się do bardziej zaniedbanych
rejonów miasta, nie z obawy o własne bezpieczeństwo — była przecież
magiem — a ze względów na wszechobecny bród i smród. <br />„Szalony Kot"
znajdował się jednak w miejscu, na które nie mogła narzekać, pomiędzy
zadbanymi kamieniczkami nie dorównującymi tymi w centrum. Okolica
przypominała Balli trochę Oreall, może dlatego więc dziewczyna tak ją
lubiła. <br />Gospoda stanowiła częste miejsce spotkań ludzi Dannela,
dlatego właśnie Balla się tam udała. Niezbyt rozumiała, dlaczego Dannel
wybrał akurat to miejsce, w końcu pełno było tu niemagicznych, ale nie
miała w zwyczaju kwestionować jego decyzji. Na pewno miał swoje powody. <br />W
środku było dość tłoczno, w końcu zbliżał się już wieczór. W powietrzu
unosił się zapach alkoholu i Balla nie mogła powstrzymać grymasu
niezadowolenia, jaki wstąpił na jej twarz. Nienawidziła pijanych
niemagicznych jeszcze bardziej od tych trzeźwych. Mimo to, nie wyszła, a
skierowała się do baru. <br />Za nim stała dziewczyna, którą Balla
zaczynała już kojarzyć, bo widziała ją tu kilkakrotnie. Dziewczyna była
typową Osneanką — niska i drobna, o śniadej karnacji i brązowych
włosach. Była chyba córką albo wnuczką właścicieli, jak poinformował
Ballę kiedyś Mikkel. Nie, żeby ją to szczególnie obchodziło. <br />Dziewczyna
zmierzyła Ballę nieufnym spojrzeniem. Miała wąskie, zielone oczy, które
zawsze spoglądały na świat z wrogością, co Balla zdążyła już dawno
zauważyć. Nie przejęła się tym. Nawet, jeśli ta dziewczyna coś
podejrzewała, nie mogła nic jej zrobić. <br />— Co podać?<br />— Na razie
nic — odparła Balla, rozglądając się. Poza barmanką, nie widziała nikogo
znajomego. Niedobrze. Liczyła, że spotka tutaj kogoś ze swoich. <br />Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i odeszła obsłużyć kogoś innego. <br />Upłynęło
zaledwie kilka minut, a ktoś przysiadł się do Balli. Zmierzyła go
wzrokiem. Chłopak był młody, może kilka lat starszy od niej. Uśmiechał
się przyjaźnie. Balla nie znała go.<br />— Mogę się przysiąść? — zapytał i, nie czekając na odpowiedź, usiadł obok niej. — Napijesz się czegoś? <br />Balla przewróciła oczami.<br />— Nie. <br />—
Na pewno? Cóż, twoja strata. Poproszę jedno ciemne — zwrócił się do
barmanki, a potem znów skupił się na Balli. — Jestem Leass, a ty? <br />Posłała mu chłodne spojrzenie i nie odpowiedziała. Najwyraźniej go tym nie zraziła, bo gadał dalej:<br />— Wygląda na to, że znalazłaś się daleko od domu. Jesteś z Północy? <br />—
Nie jestem zainteresowana — odparła i zacisnęła mocno usta, modląc się o
cierpliwość. Nie mogła nic zrobić temu chłopakowi, bo wydałoby się, że
jest magiem. — Odpuść sobie. <br />— Daj spokój, chciałem tylko porozmawiać.<br />Dotknął lekko jej ramienia, ale Balla strzepnęła je dość brutalnie. <br />—
Jeszcze raz mnie dotkniesz, a tego pożałujesz — warknęła przez
zaciśnięte zęby. Żałowała, że nie zamówiła niczego do picia. Z
przyjemnością wylałaby to temu idiocie na twarz. <br />— Zostaw ją w
spokoju — powiedziała nagle barmanka, stawiając przez Leassem kufel piwa
z taką siłą, że część napoju się wylała. — Wyraźnie powiedziała ci, że
nie jest zainteresowana. Bierz swoje piwo i idź stąd. <br />Chłopak
wyraźnie chciał zaprotestować, otworzył już usta, ale zamknął je po
chwili, zapewne uznając, że nie warto wdawać się w kłótnie. Chwycił
swoje piwo, rzucił na bar dwie monety i odszedł. <br />Barmanka zwróciła się do Balli:<br />— Wszystko w porządku? Nie naprzykrzał ci się za bardzo? — Jej wcześniejsza nieufność najwyraźniej zniknęła. <br />Balla
zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem. Tylko tego brakowało — żeby jakiś
żałosny niemagiczny musiał ją ratować przed idiotami! <br />— Poradziłabym sobie — odparła wyniośle. <br />Cała serdeczność dziewczyny wyparowała. <br />— Nie ma za co — prychnęła i odeszła. <br />Balla
siedziała jeszcze przez chwilę. Tym razem nikt jej nie zaczepiał, choć
nie mogła obyć się wrażeniu, że ktoś cały czas się w nią wpatrywał.
Starała się tym nie przejmować. Zamówiła szklankę wody i wypiła ją,
ziewając co chwilę. <br />Całe to podróżowanie zmęczyło ją. Nie lubiła
tego — wolała życie w wygodzie, a nie tułaczkę po całym kraju, śpiąc w
gospodach albo, co gorsza, w namiotach. Musiała trochę odpocząć.
Uznając, że i tak nie znajdzie transportu gdzieś dalej, wynajęła pokój
na jedną noc i poszła na górę. <br />Pokoik, który dostała, był skromny —
zbyt skromny, jak na jej standardy. Czy wszystkie tutaj tak wyglądały,
czy może to sprawka tej jędzowatej barmanki? Oprócz niewygodnego,
twardego łóżka, pustej szafy i stołu z dwoma krzesłami nie było w nim
nic innego. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Balla spróbowała
otworzyć okno, ale udało jej się to dopiero z pomocą magii. Naprawdę nie
rozumiała, czemu Dannel tak lubił to miejsce.<br />Przebrała się właśnie w
koszulę nocną, kiedy ktoś natarczywie zapukał do drzwi. Otworzyła drzwi
i zirytowała się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła, że to ten chłopak z
wcześniej, Leass. <br />— Czego chcesz? Powiedziałam, żebyś...<br />Nie dał
jej dokończyć. Chwycił ją brutalnie, zatkał usta dłonią, zanim zdążyła
krzyknąć i siłą wprosił się do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. <br />Balla
momentalnie oprzytomniała, całe jej wcześniejsze zmęczenie zniknęło bez
śladu. Jeśli ten idiota miał ją za jakieś bezbronne dziewczę, grubo się
pomylił.<br />Jego ręce zaczęły błądzić po jej ciele, ale Balla nie
traciła czasu na próbę wyrwania się. Zamiast tego, sięgnęła magią po
najbliższą rzecz — stół — i zaatakowała nią chłopaka. Stół wpadł na
niego z impetem, a on zaklął i puścił ją. Balla odskoczyła do tyłu, a
stół cofnął się i uderzył ponownie. <br />Leass poleciał na ścianę, na
jego twarzy malował się strach. Musiał zorientować się, z kim miał do
czynienia. Uniósł ręce w obronny geście. <br />— Przepraszam! — wykrztusił. — Ja... Nie wiedziałem! Przepraszam! Nie miałem złych zamiarów! <br />Gówno
prawda, pomyślała Balla, żałując, że jej noże leżą schowane w torbie.
Powinna odciąć mu palce, za to, że ośmielił się jej dotknąć, ale nie
potrafiła zdobyć się na takie okrucieństwo. <br />Zamiast tego, przelała
swoją magię w koszulę chłopaka. Sporo jej przy tym marnowała, ale nie
mogła zmusić się, żeby podejść bliżej i go dotknąć. Chyba by przy tym
zwymiotowała. <br />Zanim zdążyłaby się zawahać, nakazała koszuli chłopaka
zacisnąć się wokół jego szyi. Nie przestawała, patrząc jak twarz Leassa
staje się coraz bardziej sina, a chłopak osuwa się na podłogę. <br />I wtedy nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Balla natychmiast puściła chłopaka, odskakując do tyłu. <br />— Puść ją w tej chwili, ty obrzydliwy...! — Do pokoju wpadła barmanka, trzymając strzelbę. <br />Balla
zareagowała instynktownie, magią zamykając za nią drzwi, zanim hałas
zwabi więcej osób. Zrozumiała swój błąd, kiedy tylko spojrzała na twarz
barmanki. Wściekłość chwilowo zastąpił strach, by potem ta powróciła z
podwójną siłą. <br />Dziewczyna chwyciła strzelbę tak mocno, że aż
pobielały jej knykcie. Z chłopaka skierowała jej lufę na Ballę, która
przechyliła lekko głowę. <br />— Nie radzę — powiedziała cicho, starając się brzmieć groźnie. <br />Co
teraz?, pomyślała. Będę musiała ich zabić, uświadomiła sobie. Oboje
wiedzieli, kim była. Nie mogła tak po prostu odejść, pozostawiając ich z
tą wiedzą. Na tę myśl zemdliło ją nieco. Pierwszy raz miała zabić kogoś
z zimną krwią. <br />Dannel by się nie wahał, pomyślała, zaciskając dłonie w pięści. <br />—
Zauważyłam, że ten gnojek za tobą idzie — powiedziała barmanka drżącym
głosem. — Obserwowałam go. Domyśliłam się, co zamierzał. Chciałam ci
pomóc, ale najwyraźniej naprawdę nie potrzebujesz tej pomocy. <br />—
Opuść tę strzelbę — warknęła Balla — albo sprawię, że sama się nią
zastrzelisz. — Nie mogła tego zrobić, ale ta dziewczyna nie musiała tego
wiedzieć. — Rzuć ją na podłogę i kopnij w moją stronę. <br />Barmanka
wahała się przez sekundę, a potem zrobiła, jak jej kazano. Balla
położyła nogę na strzelbie i zablokowała ją za pomocą magii. Teraz nikt
już z niej nie strzeli. <br />Leass poruszył się nagle i Balla odwróciła
się w tym samym momencie, w którym na nią skoczył. Oboje upadli na
podłogę i przetoczyli się po niej, aż to dziewczyna znalazła się na
górze. Korzystając z okazji, uderzyła chłopaka prosto w nos i powtórzyła
wcześniejszą sztuczkę z duszącą koszulą. Leass natychmiast ją puścił.<br />Kątem oka dziewczyna zauważyła, że barmanka sięga po strzelbę. Balla sięgnęła magią do stołu i posłała go w tamtą stronę. <br />Barmanka wyciągnęła przed siebie ręce, jakby chcąc uchronić się przed lecącym w jej <br />stronę meblem. I wtedy stało się coś dziwnego. <br />Stół
faktycznie się zatrzymał. Balla spróbowała nim poruszyć, ale nie mogła —
wyczuła w nim obcą magię. Co?, pomyślała głupio, nie rozumiejąc. <br />Musiała
wyglądać podobnie do barmanki, na twarzy której mieszało się zdumienie i
przerażenie. Spojrzała na swoje dłonie, jakby widziała je pierwszy raz,
a potem z powrotem na stół. Zrobiła kilka kroków w tył, wpadając na
drzwi. <br />— Nie — powiedziała cicho. — Niemożliwe. <br />Otworzyła drzwi i uciekła na korytarz, wpadając tam na kogoś. <br />— Co tu się dzieje? — Usłyszała Balla. — Zażądam zwrotu pieniędzy, jeśli się nie wyśpię. <br />— Proszę mnie puścić, ja muszę... Muszę iść. <br />Balla
zamarła. Znała ten głos. Wstała i wycofała swoją magię ze wszystkich
przedmiotów w pokoju. Zerknęła na Leassa — chłopak był nieprzytomny albo
martwy. Starając się zignorować mdłości, które poczuła na ten widok,
Balla wyszła na korytarz, wygładzając koszulę nocną. <br />Na korytarzu
barmankę zatrzymała kobieta, trzymając ją za ramię. Miała czarne włosy,
opadające niemal do pasa, i rysy twarzy osoby z Ostatnich Wysp.<br />Czyli jednak miałam rację, że będzie tu ktoś znajomy, pomyślała Balla. <br />— Mirin — powiedziała, zwracając na siebie uwagę kobiety. — Nie puszczaj tej dziewczyny. Ona jest magiem.<br />—- <br />Rozdział wstawiany z telefonu, bo jestem na wakacjach, dlatego przepraszam jeśli format jest jakiś dziwny</div>
<div data-p-id="3d5b35f22cba8f99c7fb7318e73e78a7" style="text-align: justify;">
Następny rozdział - Anella</div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-44100811183496550992018-07-28T13:51:00.001+02:002018-07-28T13:51:35.003+02:00Miasto Magii - Rozdział XXIX „Kryjówka”<div style="text-align: justify;">
Ean wysłuchał Gillena z kamiennym wyrazem twarzy, nie zdradzając niczym tego, co działo się w jego wnętrzu. Stwierdzić, że się niepokoił to niedopowiedzenie, ale nie mógł tego ukazać. Gillen wyglądał na śmiertelnie przerażonego.<br /> A Ean miał plan, który powinien zadziałać. Jedna jego część została już spełniona — Dannel był pod bramą Oreall. Teraz pozostawało jedynie go wpuścić i pozwolić Evasowi działać. <br /> <i>Jedynie</i>, prychnął Ean w myślach. Jakby to było takie proste. Dannel miał zakładników, czego Ean nie przewidział, a powinien był. Było już jednak za późno, żeby czegokolwiek żałować, musiał działać z tym, co miał. <br /> Pomyślał o Sandrze i jego nieco naiwnym, optymistycznym spojrzeniu na świat, o Anelli, nieśmiałej i zawsze przerażonej… I o biednej Dealli, tej młodej, sympatycznej dziewczynie, która zginęła przez jego głupotę. A potem natychmiast wyrzucił te myśli z głowy. To nie był czas na użalanie się nad sobą.<br /> Obecność zakładników nie zmieniała wiele. Musiał zaryzykować i kontynuować plan. <br /> — Dziękuję — powiedział do Gillena. — Steen zaprowadzi cię w bezpieczne miejsce. Lepiej, żebyś trzymał się od tego z daleka. <br /> — Nie mam nic przeciwko — przyznał chłopak, obejmując się ramionami. — Evas<br />sobie poradzi, prawda?<br /> — Oczywiście. — Lepiej, żeby sobie poradził. Żeby tym razem się nie zawahał. — Steen, zaprowadzisz go? Ja wychodzę. <br /> Mężczyzna skinął sztywno głową, patrząc na niego ponuro. Znał jego plan i nie popierał go, choć przyznał wcześniej, że to najlepsze wyjście. Ean posłał mu pokrzepiający uśmiech i opuścił bibliotekę. <br /> Słońce niedawno zaszło, jego miejsce zajął świecący jasno księżyc, wyglądający zza chmur. Niedawno musiało przestać padać, ulice wciąż pokrywały kałuże. Ean szedł szybko, nie mając czasu do stracenia. Nie mógł ryzykować, że Dannel zabije jeszcze jednego z zakładników. <br /> Do Szarej Wieży dotarł niemal biegnąc. Powitał pilnującą wejścia Sonhę skinieniem głowy i nakazał jej iść za sobą. Choć kobieta zazwyczaj zajmowała się sprawami administracyjnymi Oreall, w czasie zagrożenia potrafiła stanąć do walki. <br /> — Jak wygląda sytuacja? — zapytała. <br /> — Niezbyt ciekawie — przyznał Ean. — Dannel pojawił się, zgodnie z planem, ale wziął zakładników. — Widząc zmartwienie w oczach kobiety, dodał: — Mavalii nie ma z nimi, nie martw się. <br /> — Wiem, moja siostra nie dałaby się tak łatwo złapać. <br /> Ean nie skomentował, że z Dannelem mogłaby nie mieć szans na ucieczkę. Nie chciał niepotrzebnie martwić Sonhy. <br /> — Jak tam nasz więzień? — zapytał, zmieniając temat. <br /> Sonha wzruszyła ramionami. <br /> — Czasem marudzi, ale głównie siedzi cicho. Wie, że powinien być wdzięczny za to, że żyje. Woli nas nie prowokować. <br /> — Jeśli dobrze się dzisiaj spisze, wypuszczę go na wolność. <br />Sonha skrzywiła się, ale nie kwestionowała tego. Zapewne nie tylko jej nie podobał się ten pomysł, ale Ean nie zamierzał trzymać dzieci w więzieniach. To było rozwiązanie tymczasowe. <br /> Sonha otworzyła drzwi do celi i ostrożnie zajrzała do środka. Ean trzymał się z tyłu. Wątpił, żeby więzień ich zaatakował, ale nie chciał niepotrzebnie się narażać. Szczególnie, że miał do czynienia z Jednostkowcem. <br /> — Zostań tam, gdzie jesteś — warknęła Sonha. — Jeden podejrzany ruch i już po tobie. <br /> Odczekała chwilę, a potem otworzyła szerzej drzwi i wpuściła Eana do środka. <br /> Fex siedział na skromnym, więziennym łóżku, z podkulonymi nogami. Wydawał się szczuplejszy niż wcześniej, a jego zielone oczy, spoglądające ze strachem, większe i bardziej wyłupiaste. Kiedy zobaczył Eana, zbladł nieco, choć w jego oczach zabłyszczała też nadzieja. Wyprostował się. <br /> — Pan Ean — powiedział drżącym głosem. — Dobry wieczór. Czy… Czy coś się stało? — Nawet nie próbował ukryć własnego strachu. <br /> Eanowi zrobiło się go szkoda. To był tylko dzieciak, piętnastoletni chłopiec, który popełnił w życiu kilka błędów. Nie zasługiwał na takie traktowanie, ale nie było innego wyjścia. <br /> — Będę potrzebował twojej pomocy — powiedział Ean łagodnie. — Pamiętasz, kiedy kazałem ci posłać Dannelowi wiadomość, że Evasa nie ma w mieście? <br /> Fex skinął głową. <br /> — Cóż, Dannel jest tutaj — kontynuował Ean. — Pod bramą Oreall. Chcę, żebyś go wpuścił.<br /> Fex pobladł tak bardzo, że Ean wystraszył się, że chłopak zaraz zemdleje. <br /> — Ale… Wpuścić go tutaj? Do Oreall? <br /> — Tak, dobrze usłyszałeś. Chcę, żebyś go wpuścił i zaprowadził w pewne miejsce. Powiesz mu, że Evasa tutaj nie ma. Że ja o niczym nie wiem. Rozumiesz? <br /> — T-tak — wyjąkał chłopak. <br /> Ean zdawał sobie sprawę, jak wielkie ryzyko podejmuje. Fex mógł ich zdradzić. Albo zginąć, jeśli nie będzie wystarczająco przekonujący. Był też jednak najlepszą opcją. Jeśli uda mu się zaprowadzić Dannela w pułapkę, cała ta wojna zostanie zakończona. Nie było innego wyjścia. <br /> — Jeśli to zrobisz, jeśli ci się uda… Puszczę cię wolno — obiecał Ean. — Będziesz mógł zostać w Oreall lub odejść, sam zadecydujesz. <br /> Oby ta obietnica wystarczyła, żeby utrzymać go po ich stronie. <br /> Zostawił Sonhę z Fexem, każąc kobiecie objaśnić mu resztę i zaprowadzić chłopaka do Głównej Bramy. Sam miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia. <br /> Wspiął się po schodach na sam szczyt wieży, do dawnej celi Ellain. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko, ciesząc się z chwili samotności. <i>Za kilka godzin może być już po wszystkim, </i>pomyślał. Oby wszystko się udało. Było tyle niewiadomych, tyle rzeczy, których nie mógł przewidzieć, że równie dobrze wszystko mógł trafić szlag… <br /> Potrząsnął głową. To jeszcze nie był czas na zamartwianie się. Otrząsając się, podszedł do regału zastawionego książkami. Niektóre z nich były w dobrym stanie, inne padły ofiarami gniewu Ellain i ich kartki zostały podarte. Steen by się załamał, gdyby to zobaczył.<br /> Ean odrzucał książki niedbale na bok, dopóki nie znalazł tego, czego szukał. Niewielkich rozmiarów tomik wciśnięty był między dwa większe, pozostając niezauważalnym. Mężczyzna otworzył go na losowej stronie. Przeszedł go znajomy dreszcz. <br /> Ean uśmiechnął się. Kiedyś miał pewne obawy, czy umieszczanie tego w zasięgu Ellain było dobrym pomysłem, nawet jeśli tylko on mógł tego użyć. Książeczka stanowiła jednak zabezpieczenie — na wypadek, gdyby to on kiedyś z jakiegoś powodu został zamknięty w Szarej Wieży. Ostrożności nigdy za wiele. <br /> Ellain musiała ją znaleźć, z pewnością wyczuwała bijącą od niej magię. Może to dlatego zniszczyła inne książki — wyładowała na nich swoją frustrację, bo tej jednej nie mogła nic zrobić. <br /> Stronice książki pokryto magią i to nie byle jaką, a Magią Wiążącą. Została ona przywiązana do magii Eana, czyniąc go jedyną osobą zdolną do używania jej. I wreszcie, lata później, dostał szansę, by to przetestować. <br /> Wyrwał z książeczki jedną stronę, odłożył tomik z powrotem między inne i podszedł do ściany naprzeciwko. Przyłożył kartkę do jej powierzchni i czekał. Przez chwilę nic się nie działo, zaczynał już obawiać się, że minęło zbyt dużo czasu. <br /> A potem wreszcie coś drgnęło, kartka zabłyszczała, a Eana przeszedł dreszcz. Magia płynęła pod jego palcami, kusząc go, choć nie mógł jej użyć. Nie należała do niego. <br /> Trochę to potrwało, ale wreszcie blask ze stronic przeszedł na ścianę, która podczas budowy wieży została potraktowana czystą magią w połączeniu z Magią Jednostkową. Razem, tworzyły przejście.<br /> Nie dało się go zobaczyć, ale kiedy blask ustał i Ean wyciągnął rękę, przeszła ona przez ścianę na wylot. Mężczyzna wzdrygnął się, czując chłód panujący po drugiej stronie muru. W zasadzie, nie była to nawet druga strona, a zupełnie inne miejsce, do którego dostać można się było tylko przez dwa przejścia, znajdujące się w wieży i w bibliotece. <br /> Prowadziły do podziemi Oreall. <br /> Ean wziął głęboki wdech i przeszedł przez ścianę. Natychmiast zmroził go chłód panujący po drugiej stronie. Mężczyzna zadrżał i objął się ramionami. Nie spodziewał się, że z tej strony będzie aż tak zimno. Nigdy wcześniej nie korzystał z tego przejścia. <br /> W powietrzu czuć było wilgoć, a pod stopami kałuże. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność, sprawiająca nieprzyjazne wrażenie. Mimo to, Ean ruszył przed siebie szybkim krokiem. Ciszę przerywały tylko jego buty, chlupiące przy przechodzeniu przez kałuże. Ean był całkiem pewien, że zupełnie mu przemokły. <br /> Po kilku minutach dotarł do końca ciemnego korytarza w dość brutalny sposób. Wpadł na ścianę, której w tych ciemnościach nie zauważył. Jęknął boleśnie i pomasował sobie czoło. <i>Idiota</i>, przeklął samego siebie w myślach. <br /> Wyciągnął z kieszeni kartkę i przyłożył ją do ściany. Odczekał kilka minut, podczas gdy przejście otwierało się. Kiedy tak się stało, nie tracił czasu — od razu przeskoczył na drugą stronę. <br /> Gwałtowny skok temperatury sprawił, że aż zakręciło mu się w głowie, odetchnął jednak z ulgą. Korytarz po drugiej stronie był znacznie przyjaźniejszy, choć panował w nim lekki półmrok. Ani śladu po wilgoci i kałużach. Jedyne światło dawały wysokie, sięgające sufitu kolumny. Ean nie wiedział, kto je wybudował — poprzedzały czasy Henreta, a może nawet i Galli. Oreall miało swoje tajemnice, nawet przed nim. <br /> Niewielu ludzi zdawało sobie sprawę z istnienia tego miejsca. Jeszcze poprzedniego dnia wiedzieli o nim tylko Ean i Steen. Teraz zaś mogło posłużyć za idealną kryjówkę, gdyby coś poszło nie tak i Evas przegrał z Dannelem. <br /> Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. W ścianach pomiędzy kolumnami znajdowały się drzwi. Ean szedł, odliczając i skierował się do dwudziestych piątych. <br /> Wnętrze przypominało magazyn i prawdopodobnie kiedyś mogło nim być. Teraz znajdowało się w nim mnóstwo drewnianych pudeł, a także kilka metalowych. Oświetlał je kamienny blok, znajdujący się na jego środku. Ean nie odkrył jeszcze znaczenia tego wszystkiego. <br /> Tam, jak się spodziewał, czekał na niego Steen.<br /> — Widzisz? — Ean zwrócił się do niego i rozłożył teatralnie ramiona. — Wróciłem. Cały i zdrowy, tak jak…<br /> Urwał, kiedy Steen podszedł do niego i objął mocno, niemal odbierając mu oddech. Tego Ean się nie spodziewał. Zaśmiał się i poklepał go po plecach, a potem odsunął się. <br /> — Aż tak się o mnie martwiłeś? To urocze. I niepotrzebne. Potrafię o siebie zadbać. <br /> Steen przewrócił oczami. <br /> — Uwierzę ci, jeśli dasz mi ku temu jakiś powód. — Spoważniał. — I co? Wszystko załatwione? <br /> — Myślę, że tak. Gdzie reszta? <br /> Już wcześniej tego dnia nakazał ewakuację niemagicznych mieszkańców Oreall, a także tych niezdolnych do walki. <br /> — Zaprowadziłem ich w przytulniejsze miejsce. To nie jest odpowiednie dla dzieciaków — odparł Steen. — Co teraz robimy? <br /> Ean westchnął ciężko. Teraz przyszedł czas na najgorszą część planu. <br /> — Teraz? Teraz czekamy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-------------------------------------------</div>
<div style="text-align: justify;">
Czytelnicy poprzedniej wersji z pewnością zauważą spore zmiany, które zaszły w tym rozdziale, bo zmieniło się niemal wszystko ^^</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następny rozdział - Balla</div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-64630666027993782562018-07-21T12:42:00.003+02:002018-07-21T12:42:40.405+02:00Miasto Magii - Rozdział XXVIII „Oczekiwanie”<div style="text-align: justify;">
Czas w bibliotece dłużył się niemiłosiernie. Spanie, siedząc na krześle i opierając się o stół okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Przez to Evasa bolały teraz plecy i kark. <br /> Nie narzekał jednak, choć miał na to ochotę. Z każda minutą krzesło, na którym siedział, stawało się coraz bardziej niewygodne, a Evasa stopa stukała o podłogę coraz szybciej. <br /> Niecierpliwił się. Chciałby, żeby to wszystko już się skończyło. Nie tylko oczekiwanie, ale też cała ta wojna z Dannelem. Miał nadzieję, że mężczyzna połknie przynętę i przybędzie do Oreall, najlepiej sam. <br /> Evas nie mógł doczekać się, kiedy wreszcie go zabije. Tym razem nie zawiedzie. <br /> Ean musiał zauważyć jego niecierpliwość, bo powiedział: <br /> — Przydałoby się, żeby ktoś zmienił Jovię przy pilnowaniu Bramy Głównej. Zajmiesz się tym? <br /> Evas skinął tylko głową. Wyjście z biblioteki z pewnością mu pomoże — tutaj dostawał już szału. Obecność Eana nie pomagała — mężczyzna zawsze działał mu na nerwy swoim tym fałszywie optymistycznym podejściem. <br /> — Idź z nim, Gillen. W razie, gdyby ktoś wrócił do miasta, wpuścisz go. <br /> Gillen skrzywił się niemal niezauważalnie, ale Evas skrycie odetchnął z ulgą. On sam nie wiedział, jak wpuszczać ludzi do miasta, ale wstydził się zapytać. Przecież nie mógł się przyznać do niewiedzy. <br /> — Chodźmy — powiedział i skierował się ku wyjściu, nie czekając. <br /> Na zewnątrz okazało się, że minęło znacznie więcej czasu niż przypuszczał. Zbliżał się wieczór, a z przesłoniętego ciemnymi chmurami nieba sączyła się lekka mżawka, od razu pogarszając nastrój Evasa. Chłód mu nie przeszkadzał, to deszczu nienawidził. <br /> — Nie możesz czegoś z tym zrobić? — mruknął Gillen, wskazując na niebo. <br /> Evas prychnął. <br /> — Chyba cię pojebało, jeśli myślisz, że będę marnował magię na taką głupotę. Wiesz, ile bym stracił, gdybym spróbował odepchnąć każdą kroplę deszczu? <br /> — Skąd niby mam wiedzieć? Nie mam magii, nie wiem, jak to jest. <br /> Jeśli liczył na jakieś wyrazy współczucia, to się przeliczył. Evas nie odpowiedział, tylko przyspieszył. <br /> Niemal przebiegli przez Plac Galli, chcąc znaleźć się pod dachem, zanim na dobre się rozpada, i dotarli do budynku Bramy Głównej. Zmienili siedzącą tam dziewczynę, której Evas nie znał osobiście, ale Gillen najwyraźniej tak, bo przywitała się z nim serdecznie. Chwilę potem już jej nie było. <br /> Evas natychmiast zajął zwolnione przez nią krzesło, pozostawiając Gillenowi dwie możliwości — podłogę albo stanie. Wybrał podłogę i ostrożnie usadowił się pod ścianą. Nieprzyjaznym wzrokiem zmierzył nogi Evasa, które ten władował na biurko, zostawiając zabłocone ślady. <br /> Evas nie przejął się tym. Jak nisko musiałby upaść, żeby obchodziła go opinia kogoś takiego jak Gillen? <br /> — Możesz je zdjąć? Tylko nabrudzisz. <br /> — Nie. <br /> Gillen westchnął ciężko, ale nie naciskał. <br /> Zapadła cisza, która ucieszyła Evasa. Nie lubił hałasu, szczególnie robionego przez innych ludzi. Ich też zresztą nie lubił. Irytowali go nawet, kiedy miał lepsze dni. Gdyby mógł, chętnie spędziłby swoje życie w odosobnieniu, jak jakiś pustelnik. Nie potrzebował przyjaciół do szczęścia, a przynajmniej tak próbował sobie wmówić. Nie zawsze mu się udawało. <br /> Korzystając z ciszy, Evas zamknął oczy. Drzemka wydawała mu się najlepszą opcją. Niestety, właśnie ten moment Gillen uznał za najlepszy na rozmowę. <br /> — Myślisz, że to, że Dannel zaatakował akurat teraz, to przypadek? <br /> Zirytowany Evas przewrócił oczami. <br /> — Nie wiem, czemu miałby to nie być przypadek? <br /> Znał Dannela dość dobrze, ale nie siedział w jego głowie. Jego sposób myślenia był czasami porąbany, nawet jak na standardy Evasa. <br /> — No wiesz… W Oreall nagle pojawia się nowy mag, Dannel atakuje kilka dni później, po tym, jak przez kilka miesięcy nie dawał znaku życia… To trochę podejrzane, nie sądzisz? <br /> Nowy mag w Oreall? Evas zmarszczył brwi. <br /> — Mówisz o Anelli? <br /> — No tak. Znasz ją, nie? Chyba widziałem was razem.<br /> Evas niemal parsknął śmiechem. Sam pomysł, że Anella mogła być jakimś szpiegiem Dannela wydawał mu się niedorzeczny. <br /> — Chyba nie znasz jej za dobrze, skoro tak mówisz. Anella musiałaby być naprawdę dobrą aktorką, jeśli faktycznie byłaby szpiegiem. Ta dziewczyna nie jest bardziej szkodliwa niż ty. <br /> — Nawet ty ją lubisz? Chyba owinęła sobie wokół palca każdego — ciebie, Sandra, pana Eana, Steena…<br /> Evas zmarszczył brwi. <br /> — Nie powiedziałem, że ją lubię. Nikt nie owinął mnie sobie wokół palca. I daj Anelli spokój, nie zrobiła nic złego. <br /> Nie był pewien, dlaczego jej bronił. Może dlatego, że w pewnym sensie go przypominała. On też był nieśmiały i obawiał się ludzi, ale lepiej sobie z tym radził. Chyba. <br /> Poza tym, była miła, a Evas miał słabość do miłych ludzi. Głównie dlatego, że byli po prostu... bezinteresownie mili. Nie wiedział, jak z nimi postępować, czuł się w ich obecności niezręcznie, bo nie mógł być w pełni sobą bez wyrzutów sumienia. Mimo to, zazwyczaj lubił ich bardziej niż innych. <br /> — Przepraszam — powiedział cicho Gillen. — Nie chciałem… — urwał. — Ale i tak będę miał na nią oko — dodał. <br /> Evas wzruszył ramionami. Nie obchodziło go, co robił Gillen. <br /> — Po prostu się zamknij — mruknął, krzyżując ręce na piersi. <br /> Zaczynał żałować, że nie został w bibliotece. Liczył na to, że z Gillenen będzie miał spokój, ale najwyraźniej się przeliczył. <br /> Gillen zachował ciszę tylko przez chwilę.<br /> — Myślisz, że… — I urwał. — Nieważne. <br /> To zirytowało Evasa. <br /> — Co znowu? — burknął. — Gadaj. <br /> — Ja tylko… Chciałem zapytać, czy zgadzasz się ze Steenem. <br /> — W czym niby miałbym się z nim zgadzać? <br /> — W tym, że to ja jestem tym, który zdradził Henreta i teraz ma fragment jego duszy. <br /><i> Ciągle go to gryzie?</i>, pomyślał Evas, ale zastanowił się. Owszem, to mogła być prawda, wyjaśniałoby się wtedy wiele. Ale Evas wątpił, żeby to było takie proste. Cała ta sprawa była podejrzana. <br /> Evas był przekonany, że to nie Gillen, a Ean jest tym, który zdradził Henreta. Mężczyzna wiedział na ten temat zbyt wiele, żeby nie mieć z tym nic wspólnego... A poza tym, zawsze był taki tajemniczy i dziwny. <br /> — Nie wiem. Ean wydaje się bardziej prawdopodobnym kandydatem. W końcu skądś to wszystko wie, nie? <br /> — Może masz rację… — Gillen skulił się nieco, wciąż zmartwiony i nieprzekonany. <br /> Evas zmarszczył brwi. Nawet, gdyby to faktycznie Gillen był tym zdrajcą, czemu miałby się tym przejmować? Przecież nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie. <br /> — Czemu w ogóle się tym przejmujesz? — Nie rozumiał tego. — Jakie to ma teraz znaczenie? <br /> — Chciałbym po prostu wiedzieć, kim jestem. To wszystko. <br /> Evas przewrócił oczami. Skoro Gillen zamierzał zadręczać się głupotami, nie będzie mu w tym przeszkadzał. Poza tym, sam też trochę rozumiał, jak to jest, przejmować się czymś bez znaczenia. <br /> Powiedział jedynie: <br /> — Jesteś sobą i tylko to powinno cię obchodzić. <br /> Gillen prychnął. <br /> — Świetna rada, chyba sobie to gdzieś zapiszę. Nie jesteś w tym najlepszy, co? <br /> Evas zacisnął usta w cienką linię. Po prostu próbował być miły, ale jak zwykle mu się wyszło. Po co w ogóle się starał? <br /> — Przymknij się — mruknął tylko i obrócił się w stronę magionów. <br /> I zamarł.<br /> Na jednym z nich migały cztery kropki. Po kilku sekundach, jedna z nich zniknęła. <br /> — Co się dzieje? — zapytał Evas. Czyżby...? Jego serce przyspieszyło — z podekscytowania lub strachu, sam nie wiedział. <br /> Gillen zerwał się na równe nogi i podszedł bliżej. Oparł się o biurko i pochylił, nosem niemal dotykając magionu. Zamrugał. <br /> Przyłożył dążącego palca do największej z kropek i natychmiast go cofnął, jakby go to zabolało. Zbladł. <br /> — Mam nadzieję, że się mylę, ale to chyba jest magia Dannela. </div>
<br />
-----------------------------<br />
Rozdział miał być wcześniej, ale nie miałam pomysłu na tytuł xd<br />
<br />
Następny rozdział - Eankudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-63362395038394204372018-07-11T13:36:00.003+02:002018-07-11T13:36:50.098+02:00Miasto Magii - Rozdział XXVII „Ojciec i syn”<div style="text-align: justify;">
Odkrycie, co się stało, nie zajęło im dużo czasu. Roślina, z której Ellain zrobiła herbatę, miała działanie uspokajające, a w dużych ilościach również usypiające. Kiedy więc wypili herbatę, zrobili się senni, a kiedy zasnęli, Ellain okradła ich i zniknęła. <br /><i> Nie powinienem był jej ufać,</i> myślał Mikkel cały czas. Zaślepiło go współczucie dla tej dziwnej, pięknej kobiety. I teraz za to płacił. <br /> Musieli znaleźć ją jak najszybciej, zanim spowoduje jakieś poważne kłopoty. Nie wiedzieli jednak, co zamierza ani dokąd się udała. Dlatego się rozdzielili, każde z nich poszło w inną stronę. <br /> Mikkel udał się do najbliższego miasta, czyli do Tehsan. Nie było ono duże, dlatego liczył na to, że uda mu się czegoś dowiedzieć. Ellain wyróżniała się z tłumu, zarówno wyglądem, jak i zachowaniem. Jeśli tam była, ktoś musiał ją zauważyć. <br /> Ale kiedy szedł rynkiem miasta, pytając przypadkowych ludzi stojących przy straganach, czy nie widzieli wysokiej Eggoski i słyszał przeczące odpowiedzi, zaczynał tracić nadzieję. Może Ellain udała się w innym kierunku. Może to Balla lub Sanna ją znajdą. <br /> I wtedy właśnie, kiedy Mikkel już miał zamiar się poddać, podszedł do niego jakiś mężczyzna, ubrany w mundur straży miejskiej. <br /> — Przepraszam? Czy to nie pan szukał jakiejś kobiety z Eggos? <br /> — Tak, to ja. Widział ją pan? — zapytał Mikkel z niejaką obawą. Straż miejska? Czyżby Ellain już wpakowała się w jakieś kłopoty? <br /> Mężczyzna wskazał ręką przeciwną stronę placu. <br /> — Była tam, jakieś kilka godzin temu. Chyba chciała wypożyczyć powóz, ale nie potrafiła się dogadać. <br /> Mikkel spojrzał w stronę wypożyczalni powozów i pokiwał głową. Nie wątpił, że miała problemy z dogadaniem się. Ellain nie mówiła po omiańsku, a mężczyzna wątpił, by w tak niewielkiej mieścinie ktoś znał dobrze eański lub eggoski. <br /> Mikkel uśmiechnął się z wdzięcznością do strażnika. <br /> — Bardzo panu dziękuję — powiedział. — Ratuje mi pan życie. <br /><br />*<br /><br /> Właścicielka wypożyczalni potwierdziła, że była u niej jakaś wysoka Eggoska, mówiąca łamaną, przestarzałą wersją omiańskiego. <br /> — Szukała transportu do najbliższego nadmorskiego miasta — powiedziała kobieta. — Ale stąd nic nie jeździ na wybrzeże. <br /> Ellain chciała się dostać na wybrzeże? Mikkel zrozumiałby, gdyby próbowała dotrzeć do Eggos, w końcu stamtąd pochodziła, ale czego mogłaby szukać nad morzem? <br /> — Pokierowałam ją do Tresanu — mówiła dalej właścicielka wypożyczalni. — To najbliższe duże miasto, stamtąd powinna znaleźć jakiś pociąg nad morze. Nie wiem, czy mnie zrozumiała, ale zapłaciła. — Wzruszyła ramionami, jakby dalszy los Ellain jej nie obchodził. <br /> Mikkel jednak niezbyt uważnie jej słuchać. Tresan. Słysząc tę nazwę, mężczyzna niemal przestał oddychać. Jego dłonie zadrżały lekko. <br /> — Jak daleko jest stąd do Tresanu? — zapytał, pilnując się, by mówić spokojnie. <br /> — Niecałe trzy godziny jazdy powozem. <br /> Tak blisko! Był tak blisko, a nawet o tym nie wiedział! <br /> Już miał zapytać o cenę wynajmu powozu, kiedy przypomniał sobie, że Ellain zabrała mu wszystkie pieniądze. Zawahał się. Mógł użyć magii, żeby się tam dostać, ale nie chciał jej marnować. Zmierzył wzrokiem właścicielkę wypożyczalni. Naprawdę nie chciał tego robić, nienawidził używać swojej magii na innych ludziach, ale nie miał wyboru. Musiał dostać się do Tresanu, żeby złapać Ellain. A poza tym... To był jego dom.<br /> — Przepraszam — powiedział i naprawdę było mu przykro. <br /> Zanim kobieta zdążyła zareagować, dotknął jej ramienia i przelał w nią swą magię. <br /> Magia jednostkowa nie działała tak, jak umysłowa — nie mógł za jej pomocą przekonać kobiety, żeby oddała mu powóz za darmo. Ale mógł ją do tego zmusić.<br /> Dannel by go wyśmiał, gdyby dowiedział się o jego wyrzutach sumienia, ale akurat jego opinią Mikkel się nie przejmował. Dannel nigdy go w pełni nie rozumiał. <br />*<br /> Wyrzuty sumienia zeszły na dalszy plan, kiedy tylko Mikkel wjechał do Tresanu. Zostawił powóz w najbliższej powozowni i ruszył w miasto. Choć wiedział, że powinien zająć się szukaniem Ellain, było coś, co musiał zrobić najpierw. <br /> Nie przypuszczał, że będzie pamiętał rozkład miasta, a jednak nagle wszystko odżyło w jego umyśle. Ostatni raz był w Tresanie, kiedy miał osiem lat — wtedy odkryto jego magię. A jednak czuł się, jakby minęło najwyżej kilka dni. W mieście nic się nie zmieniło. <br /> Nie mógł jednak pozwolić sobie na zbytnią swobodę. Gdyby ktoś go rozpoznał… Zabiliby nie tylko jego, ale też jego ojca. O ile on wciąż żył. <br /> Mikkel nawet nie chciał o tym myśleć, ale nie mógł przestać. Nie powinien się łudzić, skoro matkę Dannela zabito za to, że urodziła magiczne dziecko, jego ojca z pewnością też nie oszczędzili. <br /> Choć wszyscy wiedzieli, że magia nie była dziedziczna, rodziny magów często cierpiały na równi z nimi. Istniały prawa zakazujące tego, ale Mikkel wątpił, by ktoś naprawdę ich pilnował. <br /> Mimo tych wątpliwości, Mikkel pozwolił, by nogi prowadziły go w znajome strony. Kamienica, w której kiedyś mieszkał została przemalowana na żółto, ale i tak ją rozpoznał. <br /> Przez chwilę tak stał, zadzierając głowę i wpatrując się w okna na trzecim piętrze, ale nie dopatrzył się żadnych śladów czyjejś obecności. Nie spodziewał się niczego innego, ale i tak poczuł w piersi bolesne ukłucie. <br /> Zmusił się wreszcie do ruchu. Nie mógł tak sterczeć cały dzień, musiał znaleźć Ellain. Nawet jeśli jego ojciec żył, nie mógł zaryzykować spotkania z nim. <br /> Ale to bolało. Przez pierwsze osiem lat życia nie miał nikogo, tylko ojca. A potem odebrano mu też jego. Choć w Oreall znalazł w końcu bliskich, zawsze brakowało mu prawdziwego ojca. <br /> Swojej matki nigdy nie poznał. Zmarła dwa tygodnie po porodzie, wtedy też jego ojciec w ogóle dowiedział się, że ma syna. Mikkel był bękartem, owocem jednorazowej przyjemności, synem studentki i młodego lekarza, znanego ze skłonności do flirtowania z pięknymi kobietami. <br /> Z takim nastawieniem mógłby być złym ojcem, ale dzieciństwo Mikkela było najlepiej przez niego wspominanym okresem życia. <br /> Starając się wyrzucić te myśli z głowy, Mikkel skierował się w stronę dworca. Zwolnił jednak, kiedy przechodził obok szpitala. <br /> <i>A może by tak zajrzeć do środka?</i>, pomyślał. <i>Tylko na chwilę. Tylko, żeby przekonać się, że on jeszcze żyje.</i> Wciąż bijąc się z myślami, Mikkel poszedł do szpitala. <br /> Wnętrze było o wiele bardziej zadbane niż pamiętał. Nic dziwnego, minęło w końcu wiele lat, odkąd ostatnio postawił tu stopę. <br /> Wahając się, podszedł do recepcji. Kobieta siedząca za biurkiem zerknęła na niego i zatrzymała wzrok na przepasce zasłaniającej jego oko. <br /> — W czym mogę pomóc?<br /> Mikkel postanowił improwizować. <br /> — Jakiś czas temu miałem wypadek przy pracy. — Wskazał na swoje zasłonięte oko. — I ostatnio pogorszył mi się wzrok. Mam tutaj znajomego, lekarza, ale dawno się z nim nie widziałem i wyleciało mi z głowy jego nazwisko. Chciałbym się z nim zobaczyć, żeby mi pomógł. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Myśli pani, że mogłaby mi pomóc?<br /> Kobieta wzruszyła ramionami. <br /> — Pracuje u nas wielu lekarzy. Mógłby pan być bardziej specyficzny? <br /> Mikkel udał, że się zastanawia. <br /> — Kiedy go ostatnio widziałem, było to kilka lat temu… Ale pamiętam, że był wysoki i miał jasne, siwiejące włosy. I chyba powinien mieć teraz jakieś pięćdziesiąt lat. <br /> Kobieta postukała palcem o usta i wreszcie powiedziała: <br /> — To chyba doktor Nettocal, ale nie dam głowy… <br /> — Nettocal, właśnie! Tak się nazywał! — Mikkel nawet nie musiał udawać swojej radości. Jego ojciec wciąż żył! — Myśli pani, że mógłbym się z nim zobaczyć? <br /><br /> To był błąd i Mikkel o tym wiedział. Powinien się stąd wynosić, kiedy tylko usłyszał, że jego ojciec żyje. Ale nie mógł się oprzeć — musiał go zobaczyć. Zapewne był przez to skończonym idiotą. <br /> Musiał użyć magii, żeby powstrzymać się od nerwowego spacerowania po korytarzu. Nie chciał zwracać na siebie niczyjej uwagi, dlatego siedział w bezruchu na krześle w poczekalni, czekając na swoją kolej. <br /> Wreszcie został wywołany, pod fałszywym imieniem — nie mógł przecież użyć tego prawdziwego. Choć na zewnątrz zachowywał perfekcyjny spokój, wewnątrz cały drżał. <br /> Wypuścił nieświadomie wstrzymywany oddech, kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi gabinetu. <br /> Za biurkiem siedział mężczyzna niewątpliwie będący jego ojcem. <br /> Podobieństwo już na pierwszy rzut oka było uderzające. Mikkel nie miał pojęcia, jakim cudem recepcjonistka tego nie zauważyła. <br /> Doktor Erikol Nettocal był mężczyzną około pięćdziesiątki i, tak jak jego syn, odznaczał się wysokim wzrostem, jasnymi włosami, ostrym nosem i wystającymi kośćmi policzkowymi. Różniły ich głównie oczy — Mikkel miał wąskie i niebieskie, jego ojciec zaś zielone i okrągłe. <br /> I zrobiły się jeszcze okrąglejsze, kiedy doktor spojrzał znad dokumentów na swojego gościa. Pobladł nieco. <br /> — Cześć, tato — powiedział Mikkel przestępując z nogi na nogę. Głos niemal mu nie zadrżał. <br /> Doktor Nettocal poderwał się gwałtownie, niemal przewracając krzesło. <br /> — Mikkel? <br /> Skinął głową. <br /> — Tak, to ja. Wiem, że nie powinienem tu być, ale…<br /> Urwał, kiedy ojciec zamknął go w uścisku. Trzymał go długo, jakby nigdy nie chciał go puścić. Wreszcie jednak odsunął się i wtedy Mikkel zauważył, że jest od niego wyższy. <br /> — Mikkel… Co ty tu robisz? Co się z tobą działo? — zapytał zduszonym głosem. Jego wzrok padł na zasłoniete oko Mikkela. Zmarszczył brwi. — Co ci się stało?<br /> Tyle pytań… Mikkel uśmiechnął się słabo. Nie wiedział, od czego zacząć. <br /> — Okazało się, że Miasto Magii wcale nie jest takie złe — powiedział wreszcie. — A opowieści o magach kłamały. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, którzy się mną zaopiekowali. Niczego mi nie brakowało. Oprócz ciebie. Ale poza tym… było w porządku. Naprawdę — dodał, widząc niedowierzanie w oczach ojca. — I uczyłem się na lekarza. — <i>Zanim odszedłem z Dannelem,</i> dodał w myślach, ale tego wolał ojcu nie mówić. <br /> Ojciec słuchał go przez chwilę, kiwając głową. W oczach miał łzy. <br /> — Cieszę się, że ułożyłeś sobie jakoś życie. Masz… masz jakąś rodzinę? <br /> — Nie… Jeszcze na to za wcześnie, nie sądzisz? — Mikkel uśmiechnął się. <br /> Ojciec zaśmiał się. <br /> — O wiele za wcześnie. Nawet nie waż się żenić przed trzydziestką. <br /> — Nie zamierzam. <br /> Siedzieli i rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę. Mikkel stracił poczucie czasu. W końcu jednak przypomniał sobie o Ellain i mina mu zrzedła. <br /> — Ja… muszę już iść — powiedział z żalem. — Przepraszam. Mam coś do zrobienia.<br /> Ojciec spojrzał na zegarek. <br /> — A ja pacjentów. To nie jest odpowiedni moment na pogawędki. My… Zobaczymy się jeszcze, prawda? <br /> — Niedługo — obiecał Mikkel. <br /> Objęli się na pożegnanie, a potem Mikkel odszedł. Jakimś cudem udało mu się nie rozpłakać. <br />*<br /> Do dworca dotarł w dziwnym stanie. Niemal zataczał się, jakby był pijany. Nie potrafił skupić myśli na niczym, tylko na tym, że właśnie zobaczył się ze swoim ojcem. <br /> Na dworcu panował niemały chaos, a wszechobecny ruch i hałas oczyściły umysł Mikkela. Nie powinien się rozpraszać, miał zadanie do wykonania. <br /> Sprawdził pociągi jadące do nadmorskich miejscowości i odkrył, że tego dnia odjechały już dwa. Zbliżał się wieczór, został ostatni pociąg, którym mógł pojechać. Ale czy Ellain również pojechała w tym kierunku? <br /> Kiedy wszedł do poczekalni, okazało się, że nie. Wśród ludzi dostrzegł znajomą sylwetkę. Choć jej widok go zaskoczył, Mikkel poszedł do Ellain pewnym krokiem. <br /> — Cześć, Mikkel — przywitała się wesoło, jakby to było zwyczajne przyjacielskie spotkanie. <br /> — Ellain. Nie spodziewałem się, że cię tutaj spotkam. Wytłumaczysz się? <br /> Kobieta wzruszyła ramionami. <br /> — Potrzebuję dostać się na zachodnie wybrzeże. <br /> — I dlatego nas okradałaś i uciekłaś? <br /> — Cóż… Stwierdziłam, że nie zgodzicie się na mój plan i weźmiecie mnie za szaloną. Dlatego uznałam, że muszę działać sama. Ale... Potem stwierdziłam, że jednak wcale nie chcę zostać sama. Więc postanowiłam poczekać. Zobaczyć, czy ktoś z was mnie znajdzie, zanim odjedzie ostatni pociąg. Udało ci się. Gratulacje. — Uśmiechnęła się szeroko. <br /> Mikkel westchnął ciężko i usiadł obok niej. Nawet nie próbował pojąć logiki tego myślenia. <br /> — Więc? Co to za plan? <br /> Ellain uśmiechnęła się jeszcze szerzej i bardziej niepokojąco. <br /> — Chyba wiem, jak mogę odzyskać moją magię. <br /> — Jak? <br /> — Muszę udać się na Wielkie Pustkowie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
--------------------------------</div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam ten rozdział gotowy już od kilku dni, ale wstawiam go dopiero teraz, bo... Będę szczera - w ogóle mi się nie podoba. W poprzedniej wersji chyba był lepszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następny rozdział - Evas. </div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-79309068250740546802018-06-27T11:46:00.001+02:002018-06-27T11:46:51.954+02:00Miasto Magii - Rozdział XXVI „Krew”<div style="text-align: justify;">
Anella wiele dałaby, żeby mieć w sobie tyle odwagi, co Dealla. Dziewczyna cofnęła się gwałtownie, ciągnąc ją za łokieć. Puściła ją, obróciła się, gotowa do ucieczki, podczas gdy Anella wciąż nie potrafiła się poruszyć. Zdołała zrobić tylko krok w tył i wpadła na kogoś. <br /> Czyjeś chłodne dłonie zacisnęły się na jej ramionach i Anella nagle znieruchomiała. <br /> — Drogie panie — powiedział spokojnie mężczyzna, schodząc powoli po schodach. — Proszę o spokój. Nie chcecie chyba, żeby waszemu przyjacielowi stała się krzywda? <br /> <i>Sander</i>, pomyślała Anella, czując jak łzy wzbierają jej w oczach. <i>Co on mu zrobił?</i> Serce biło jej tak głośno, że niemal zagłuszało kroki, które rozległy się za jej plecami. Nie mogła nawet obrócić głowy, żeby sprawdzić, co się działo. <br /> — Trzymaj się ode mnie z daleka, ty…! — Dealla urwała nagle. <br /><i> Co się dzieje? </i><br /> Rudowłosy mężczyzna przyglądał się im z zadowoleniem. Uśmiechnął się. <br /> — Dobrze, nadacie się. <br /> <i> Nadamy się? Do czego?</i> Anella miała ochotę zwymiotować. <i>To nie tak miało być, </i>pomyślała rozpaczliwie. <i>To miała być łatwa misja, Ean mi obiecał.</i> Rozpłakałaby się, gdyby nie to, że nie mogła się poruszyć. <br /><i> Czy to Dannel?</i>, zastanowiła się, patrząc na rudowłosego oczami pełnymi łez. Obraz jej się zamazywał, ledwo cokolwiek widziała. <i>W takim razie ten drugi to pewnie Sarutt Jourass… To on mnie unieruchomił? </i><br /> Rudowłosy — Dannel? — podszedł bliżej. Anella usiłowała się skulić, bezskutecznie. Mężczyzna chwycił ją za podbródek i uniósł jej twarz. Postukał palcem w jej policzek. <br /> — Nie znam cię — stwierdził. — Jesteś nowa? Pozwól jej mówić — rzucił do osoby za jej plecami. <br /> Anella odetchnęła nagle głośno, choć nie poczuła się inaczej. Mężczyzna boleśnie zacisnął palce na jej szczęce. <br /> — Odpowiadaj. Jesteś nowa w Oreall? <br /> — T… Tak — wykrztusiła. Łzy spłynęły jej po policzkach, wreszcie wolne. <br /> — Jakim typem maga jesteś? <br /> — Ma… Manipulatorką. — Nie chciała mu tego mówić, ale nie miała wyboru. Może jeśli odpowie na wszystkie jego pytania, pozwoli jej żyć? <br /> — Rozumiem… — Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę. — Powiedz mi, czy to ty zraniłaś mojego przyjaciela, Mikkela? <br /> Co? Przez chwilę nie rozumiała, o co mu chodziło, a potem przypomniała sobie tamten straszny dzień w bibliotece… Czy Steen i Ean nie mówili, że mężczyzna, które zaatakowała, nazywał się Mikkel? <br /><i> Zabije mnie</i>, uświadomiła sobie Anella, patrząc prosto w oczy Dannela. <i>A ja nawet nie mogę się bronić. </i><br /> — Tak — wydusiła, nie mając wyboru. <br /> Dannel brutalnie pchnął ją za ziemię. Anella upadła, uderzając głową o podłogę, aż zadzwoniło jej w uszach, a świat wokół niej zawirował. Nadal nie mogła się poruszyć. Zamknęła oczy, czekając na śmierć. <br /> Ale mężczyzna jej nie zabił — przeszedł nad nią i chyba podszedł do Dealli, bo odezwał się do niej:<br /> — A ty? Jesteś Jednostkowcem, tak? <br /> — Tak — padła cicha odpowiedź. <br /> —Jednostkowiec, Umysłowiec i Manipulatorka… Piękny komplet. Uśpij ich — zwrócił się do Sarutta Jourassa. <br /> Ktoś pochylił się nad Anellą i zaskakująco delikatnie dotknął jej ramienia. <br /> Zapadła ciemność. <br />*<br /> Anella pokręciła głową, czując ból w karku. Musiała zasnąć w naprawdę niewygodnej pozycji. Uniosła rękę i pomasowała go, a potem otworzyła oczy. Świat przez chwilę wydawał się rozmazany, ale po chwili nabrał ostrości i wtedy Anella zorientowała się, że nie jest w swojej sypialni. <br /> Siedziała w miejscu, które przypominało wnętrze powozu. Oprócz niej, w środku siedziały jeszcze trzy osoby — Dealla i Sander, którzy spali, oraz jakiś mężczyzna, którego nie znała. Jej serce przyspieszyło. <br /><i> Co się dzieje? Gdzie ja jestem?</i> Nie mogła nic sobie przypomnieć. Pamiętała podróż pociągiem do Jiean, a potem… Nic. Ciemność, pustka i ból głowy, gdy wysilała umysł, starając się odzyskać wspomnienia. Nie podobało jej się to. Choć nie wiedziała, co się dzieje, domyślała się, że jest to coś niebezpiecznego. <br /> Szeroko otwartymi oczami spojrzała na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niej. Nie widziała go dokładnie, w powozie panował lekki półmrok, ale zdołała dostrzec jasne włosy, niemal sięgające ramion, i wąską, chudą twarz. Mężczyzna zmrużył swoje małe oczy i pochylił się lekko. <br /><i> Sarutt Jourass,</i> przypomniała sobie Anella. <i>To musi być on, prawda? Ale co tu robi? Znaleźliśmy go? Jak, kiedy?</i> Nagle zebrało jej się na mdłości. <i>Zaatakował nas? </i><br /> Otworzyła usta, chcąc coś zrobić — może krzyknąć — ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Mężczyzna zmarszczył brwi. <br /> — Cicho — szepnął. — Dannel nie może wiedzieć, że cię obudziłem. <br /> Fala wspomnieć napłynęła nagle, zalewając umysł Anelli. Dannel. Spotkali go w zajeździe. To on ich porwał. Byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Zadrżała na całym ciele. <br /> A potem nagle uspokoiła się i rozluźniła. Rozejrzała się — powóz był niewielki, we czwórkę ledwo się w nim mieścili. Gdzie był Dannel? Na pewno nie w środku, co ją cieszyło. Pamiętała jego przerażające spojrzenie i już nigdy nie chciała patrzeć mu w oczy. <i>Gdzie jedziemy?</i>, pomyślała. Okna zasłaniały grube i ciemne zasłony, więc Anella nie potrafiła nawet określić, jak długo była nieprzytomna. <br /><i> Sander i Dealla nie śpią,</i> pomyślała. <i>Są nieprzytomni.</i> Nie wyglądali na rannych, ale też nie widziała ich dokładnie. Pewnie zostali uśpieni tak jak ona. Powinno ją to zaniepokoić, ale tego nie zrobiło. Gdzieś w głębi umysłu Anella zdawała sobie sprawę, że coś było nie tak, ale nie obchodziło jej to. Skupiła się na Sarutcie. <br /> — Spokojnie — wyszeptał mężczyzna. — Musisz mi pomóc — powiedział z ciężkim do zrozumienia, urshańskim akcentem.<br /> Pomóc mu? Co miał na myśli? Chciała zapytać, ale nie mogła. Na chwilę ogarnęła ją panika, zanim została zmyta przez kolejną falę spokoju. <br /> — Chcę pomóc wam uciec. Ale musisz współpracować, rozumiesz? <br /> Uciec? Jak to, dlaczego? Anella zmarszczyła brwi. <i>To jakaś pułapka,</i> pomyślała. <i>Dannel chce nas sprawdzić. Ale dlaczego? Jaki ma w tym cel? </i>Niczego nie rozumiała. Spojrzała mężczyźnie w oczy i uniosła brwi. Nadal nie odzyskała całkowitej swobody ruchów. <br /> — Dobrze — wyszeptał Sarutt, najwyraźniej rozumiejąc, o co jej chodzi. — Wyjaśnię ci, ale nie mamy za dużo czasu. Kiedyś, na samym początku, popierałem Dannela. Byłem wśród tych, którzy odeszli razem z nim z Oreall. Sądziłem, że miał rację — że my, jako magowie, jesteśmy lepsi od innych ludzi. Że to my powinniśmy rządzić światem. — Zerknął w bok, wyraźnie zawstydzony. — Ale potem zmieniłem zdanie. Ja... — zawahał się, na jego twarzy pojawiła się niepewność. — Poznałem kogoś. Młoda kobieta, bardzo piękna i o dobrym sercu. Spotkaliśmy się przypadkiem i szybko połączyło nas coś więcej. Ale ona była tylko zwykłym człowiekiem. Pomogła mi zrozumieć, że my, magowie, wcale nie stoimy ponad tymi, którzy nie zostali obdarzeni magią. — Westchnął ze smutkiem. — Ale w końcu Dannel się dowiedział. Nie wiem, co się z nią stało. — Pokręcił głową. — Być może już jest martwa. Ale nasza córka ciągle żyje. I Dannel o tym wie. Zagroził, że jeśli nie będę wysłuchiwał jego rozkazów, zabije ją. Nie mogę na to pozwolić. — W jego oczach rozbłysła determinacja. — Ale nie mogę też pozwolić, żeby Dannelowi udało się przejąć Oreall. Muszę go zatrzymać. Zginie o wiele więcej niewinnych osób, jeśli mu się uda. Rozumiesz to? — Kiedy pokiwała głową, kontynuował: — Pomogę wam uciec, ale Dannel nie może się o tym dowiedzieć. Kiedy zatrzymamy się pod bramą Oreall, któreś z was będzie musiało pozbawić mnie przytomności. Potem uciekajcie do miasta — nie wdawajcie się w walkę z Dannelem, nie macie z nim żadnych szans. Po prostu uciekajcie — w Oreall będziecie bezpieczni.<br /> <i>Kłamie</i>, pomyślała odruchowo Anella. To nie może być prawda, to jakaś pułapka. Czy naprawdę mogli mieć takie szczęście i ten mężczyzna faktycznie chciał im pomóc? Wydawało się to wręcz nieprawdopodobne. Ale musieli skorzystać z okazji. Nie mogli po prostu siedzieć i czekać, aż Dannel ich pozabija. To mogła być ich jedyna szansa na ucieczkę. <br /> Anella pokiwała głową, zaciskając usta w cienką linię. <i>Mam nadzieję, że nie skazałam nas właśnie na śmierć</i>, pomyślała z obawą, patrząc jak Sarutt sięga w stronę siedzącej obok niego Dealli. <br /> Dziewczyna jęknęła cicho i poruszyła się. Otworzyła oczy i rozejrzała się ze zdezorientowaniem. Kiedy zobaczyła Sarutta, otworzyła usta jakby do krzyki, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Ona również została magicznie uciszona. <br /> Anella złapała jej wzrok i uśmiechnęła się uspokajająco. Dealla rozluźniła się. <br /> Sarutt pokrótce wyjaśnił jej sytuację, jednak tym razem nie opowiedział swojej historii. Anella nie słuchała zbyt uważnie — pozwoliła sobie za to zastanowić się nad nią. Gdyby wcześniej miała jakieś wątpliwości, co do tego, czy Dannel faktycznie była tak zły, jak mówiono — a nie miała — teraz upewniłaby się co do tego. Jak okrutnym człowiekiem trzeba być, żeby grozić małemu dziecku? To tylko sprawiało, że Anella jeszcze bardziej obawiała się konfrontacji z Dannelem.<br /><i> Będziesz musiała to zrobić</i>, powiedziała sobie w myślach z zaskakującą pewnością. <i>Jeśli chcesz uciec, będziesz musiała zaryzykować. Jeśli stchórzysz, wszyscy zginiecie</i>. W innych okolicznościach, ta myśl odebrałaby jej całą odwagę. Teraz jednak sprawiła tylko, że dziewczyna poczuła się bardziej zdeterminowana. Czy to nadal była magia Sarutta, czy też naprawdę się tak czuła?<br /> I wtedy zauważyła, że Sander przygląda jej się spod przymkniętych powiek. Uśmiechnął się lekko, kiedy zdziwiona zamrugała i otworzyła usta. Przez chwilę nie rozumiała, a potem to do niej dotarło. Wcale nie był nieprzytomny. To nie Sarutt manipulował jej emocjami — to był Sander. Ta świadomość sprawiła, że cały niepokój, który do tej pory odczuwała, zniknął bez śladu. W porządku, nie miała się czego obawiać. Sander nic złego jej nie zrobi.<br /> Mężczyzna zamknął oczy i wrócił do udawania nieprzytomnego. Dopiero po jakimś czasie „obudził się” i przeciągnął, ziewając. Jak dla Anelli, było to aż nazbyt teatralne, ale Sarutt nie sprawiał wrażenia, jakby coś podejrzewał.<br /> Nadal nie oddał im ich głosów. Może gdyby to zrobił, Anella byłaby gotowa mu zaufać. Ale tak... Nie miała pojęcia, dlaczego nie pozwolił im mówić. Czy bał się, że w jakiś sposób dadzą znać Dannelowi, że się obudzili? Przecież to byłaby głupota. Ale może wolał być po prostu ostrożny.<br /> — Prawie skończyła mi się magia — wyszeptał nagle Sarutt. — Pozwolę wam teraz mówić, ale zachowajcie ciszę. Już prawie jesteśmy na miejscu. <br /> Faktycznie, po chwili powóz zaczął zwalniać, w przeciwieństwie do serca Anelli. Jej dłonie zaczęły pocić się obficie, a wątpliwości powróciły ze zdwojoną siłą. <i>Nie dam rady,</i> pomyślała. <i>Nie ucieknę. Jestem słaba i powolna. A jeśli się potknę? Dannel złapie mnie i zabije… </i>Czy Sander i Dealla wróciliby, żeby ją ratować? Byli dobrymi ludźmi, więc pewnie tak i oni również by zginęli. <i>Wszyscy zginą przeze mnie…</i> Anella skuliła się. <br /> Zacisnęła dłonie w pięści, chcąc powstrzymać ich drżenie i, ku jej zdziwieniu, udało jej się to. <i>Nie martw się,</i> powiedziała sobie. <i>Wszystko będzie dobrze. Uwierz w siebie.</i> Chciałaby, żeby było to takie łatwe bez magii Sandra, działającej na nią. <br /> Kiedy powóz zatrzymał się, serce Anelli zrobiło to samo. <br /> Sarutt nachylił się ku nim. <br /> — Szybko. Pozbaw mnie przytomności i uciekajcie — zwrócił się do Dealli. <br /> Dziewczyna wahała się tylko przez chwilę. Położyła dłoń na czole mężczyzny, a ten zamknął oczy i już po kilku sekundach osunął się bezwładnie na podłogę. <br /> Nie zwlekali. Sander otworzył drzwi i wypadł na zewnątrz jako pierwszy, Dealla zaraz za nim. Anella wygramoliła się za nimi, niemal potykając się i rzuciła się do ucieczki. Sander biegł przodem, najszybszy z całej trójki, Anella zaś została z tyłu. Wysilała się, ile mogła, ale wkrótce jej płuca zapłonęły bólem. Mimo to biegła. Nie mogła się zatrzymać, to skończyłoby się jej śmiercią. <br /> Nie zdążyli nawet dobiec do bramy — nagle wokół zrobiło się ciemno. Anella z rozpędu wpadła na coś i natychmiast z powrotem poderwała się na nogi, rozglądając się. Ciemność była nieprzenikniona, świat wokół niej zniknął. Co…?<br /> Ciszę rozdarł dziewczęcy krzyk. <i>Dealla</i>, pomyślała Anella z paniką. Nie mogła nawet jej pomóc, nic nie widziała. <br /> — Myśleliście, że tak łatwo mi uciekniecie? — Głos Dannela rozległ się tuż obok. <br /> Anella krzyknęła i odskoczyła, potykając się, kiedy sylwetka mężczyzny pojawiła się obok niej. Cofnęła się, nie próbując nawet wstać. Nic nie widziała, tylko ciemne kształty, nie wiedziała, w którą stronę uciekać. <br /> Dannel zrobił krok w jej stronę, ale nagle zatrzymał się i krzyknął, opadając na ziemię. Osłupiała, Anella niemal przegapiła okazję do ucieczki, otrząsnęła się w ostatniej chwili. <i>Dealla?</i>, pomyślała, ale nie miała czasu zastanawiać się. Musiała wydostać się z tej ciemności. <br /> — Anella? — zawołał Sander. <br /> Pobiegła w stronę jednego głosu i zatrzymała się dopiero, gdy pochwyciły ją jego ręce. Przynajmniej miała nadzieję, że to on. <br /> — Gdzie… Gdzie Dealla? — wykrztusiła, trzęsąc się na całym ciele. <br /> — Nie wiem. — Sander brzmiał tak, jakby mówił przez zaciśnięte zęby. — Nie dam rady dłużej go utrzymać. Muszę go puścić. <br /> — Co? — Dannela?, pomyślała. To on, nie Dealla, mu to zrobił? — Co… Co mu zrobiłeś? <br /> — Wysłałem do jego głowy bardzo głośny dźwięk. Przydatna sztuczka i bardzo dla niego bolesna. Powinien być ogłuszony jeszcze przez chwilę. Już kiedyś mu tak zrobiłem, kiedy walczył z Evasem… — urwał. — Dea? — zawołał. <br /> W odpowiedzi znów rozległ się pełen bólu krzyk. Anellę coś ścisnęło za serce. <i>Proszę, nie</i>, pomyślała. <br /> — Dealla! — wrzasnęła, zanim mogła się powstrzymać. <br /> — Chcecie ją odzyskać? To chodźcie — powiedział Dannel. <br /> Anella zdawała sobie sprawę z tego, że to pułapka. Dannel chciał ich zwabić do siebie. Jednak, choć wszystko w niej krzyczało, żeby uciekała, dziewczyna postąpiła krok w jego stronę. Sander jej nie powstrzymywał, wręcz przeciwnie — wspierał jej odwagę swoją magią. <br /> — Musisz to robić? — powiedział żałośnie, kierując swe pytanie do Dannela. — Nie możemy się dogadać?<br /> Mężczyzna milczał przez chwilę. <br /> — Jeszcze raz spróbujesz na mnie swoich sztuczek, to zabiję tę dziewczynę. <br /> — Obiecuję, że nic nie zrobię. Ale, proszę, nie rób jej krzywdy! <br /> <i> Sander próbuje nim manipulować,</i> uświadomiła sobie Anella. Najwyraźniej nie robił tego wystarczająco subtelnie i Dannel się zorientował. Ale przynajmniej spróbował, nie to, co ona, która tylko stała i nic nie robiła… <br /> Anella zacisnęła dłonie w pięści, nagle zdeterminowana. <i>Uratuję Deallę,</i> postanowiła i skupiła się. Nie używała magii od czasu lekcji z Evasem, jednak bez problemu przypomniała sobie, co powinna robić. Pokierowała swą moc kanałami wewnątrz ciała i wypuściła ją na zewnątrz, nie dłońmi, jak się uczyła, lecz stopami. Magia przeniknęła jej buty i wlała się w brukowaną ulicę. <br /> Anella zamarła. Czy to na pewno dobry pomysł? Nagle wstąpiły w nią wątpliwiości. Nic nie widziała, skąd miała wiedzieć, w kogo celuje? Musiała jednak zareagować, nie mogła czekać bezczynnie aż Sander wszystko za nią zrobi. <br /> Szczególnie, że to ona miała moc bardziej nadającą się do walki. <br /> Z wysiłkiem zmusiła kamienie pod jej stopami do poruszenia się. Wyłamały się z bruku i wzniosły w powietrze. A potem pomknęły w stronę, z której dobiegał głos Dannela. Jęk, który się rozległ, świadczył o tym, że przynajmniej kilka z nich trafiło celu. <br /> Anella niemal się uśmiechnęła i to ją przeraziło. <i>Właśnie kogoś skrzywdziłam!</i>, pomyślała panicznie, nie był to jednak czas na moralne dylematy. Musiała ratować Deallę. <br /> Rzuciła się na przód, niemal potykając się, z Sandrem u boku. I wtedy ciemność nagle zblakła. <br /> Anella zmrużyła oczy, oślepiona blaskiem zachodzącego słońca. Kiedy odzyskała ostrość widzenia, zobaczyła coś przerażającego. <br /> Na przeciwko niej, w odległości zaledwie kilku kroków, stał Dannel. Jego skroń lekko krwawiła, poza tym jednak nic mu nie było. Mężczyzna podtrzymywał nieprzytomną Deallę, z której boku wystawał metalowy pręt. Gęsta krew kapała na ziemię, tworząc niewielką kałużę. <br /> Anella niemal zwymiotowała. Stanęła jak wryta, opuściła ją wszelka chęć do walki. <i>Dealla, </i>pomyślała słabo, przełykając ślinę. <i>To wszystko moja wina. Powinnam była od razu jej pomóc… Proszę, wytrzymaj. </i><br /> Sądziła, że Dealla była nieprzytomna, ale się myliła. Kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, poruszyła się. Nie zrobiła nic takiego — po prostu położyła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, ale ten wrzasnął i puścił ją.<br /> Dealla w kilku długich krokach dopadła ich i bezwładnie padła w ramiona Sandra, oddychając ciężko. Anella miała nadzieję, że jej rana nie była zbyt poważna, i że dziewczyna się z tego wyliże, ale jej pesymistyczna natura podpowiadała, że tak nie będzie.<br /> Zerknęła na Dannela. Na jego piersi, w miejscu, w którym dotknęła go Dealla, widniała rana, przypominająca oparzenie. <i>Oparzyła go,</i> uświadomiła sobie Anella i prawie się uśmiechnęła, choć widok ten, jak i sam czyn, napawały ją odrazą. <i>Może nie będzie tak źle</i>, pomyślała. <i>Może damy mu radę.</i><br /> — Chodźmy — rzucił Sander, przerzucając sobie ledwie przytomną Deallę przez ramię. — Musimy uciekać.<br /> Biegiem ruszyli w stronę bramy, znajdującej się dalej, niż Anella początkowo myślała. Dziewczyna znów wysłała kilka kostek bruku w stronę Dannela, nawet się nie oglądając. Liczyła, że to spowolni pościg. <br /> Nagle na coś wpadła. Znajdując się kilka kroków od murów Oreall, zatrzymała się na niewidzialnej ścianie. Pomacała ją w panice i spróbowała użyć magii — bezskutecznie. Obróciła się i z przerażeniem odkryła, że z niewidoczne ściany otaczały ją z każdej strony. <br /> Dannel pozbierał się już po ataku Dealli i teraz spokojnym krokiem podszedł bliżej. <br /> — Nie lubię zabijać magów. Chciałem potraktować was łagodnie — powiedział wolno. — Teraz jednak widzę, że nie zasługujecie na to. Nie mam wyjścia, muszę was ukarać. Potrzebuję kogoś żywego, jako zakładnika — inaczej Ean nie wpuści mnie do miasta — ale muszę też pokazać, że nie żartuję, grożąc, że kogoś z was zabiję, jeśli mnie nie posłucha. <br /> Przyjrzał się im i jego wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się na Anelli. <i>Zabije mnie,</i> uświadomiła sobie z przerażeniem dziewczyna. Zmroziło jej krew w żyłach. <i>Za swojego przyjaciela, Mikkela. I za to, że go uderzyłam. </i><br /> Ale Dannel nie podszedł do niej. Zerknął na swoją ranę na piersi — ranę, zadaną przez Deallę. <br /> — Tak — powiedział powoli. — Myślę, że na to zasługujesz. <br /> Podszedł do Sandra i Dealli, których uwięził tak jak Anellę. Próbowali się przed nim cofnąć, ale niewidzialna ściana im to uniemożliwiała. Anella z głośno bijącym sercem przyglądała się, jak mężczyzna sięga po Deallę i przyciąga ją ku sobie. <br /> <i>Nie. Nie, nie, nie!</i> Anella nagle oprzytomniała, kiedy zrozumiała, co się dzieje. Rzuciła się na niewidzialną ścianę i zaczęła walić w nią pięściami. Kilka kroków dalej, Sander robił to samo. <br /> Anella desperacko spróbowała wlać swą magię w niewidoczną przeszkodę, ale z jakiegoś powodu nie mogła. Nie poddawała się jednak — skoro nie wydostanie się na zewnątrz w ten sposób, może warto spróbować górą? Poruszyła kamieniami pod swoimi stopami i nakazała im wzlecieć w powietrze. <i>Tak!</i>, pomyślała z gwałtownym przypływem entuzjazmu, ale wtedy kamienie zatrzymały się. <br /> Mimo że waliła nimi z całej siły, nic się nie stało. Pozwoliła im opaść i znów rzuciła się na ścianę. Nie pozwoli, żeby Dealla została zabita! <br /> — Nie! Nie! Nie! — wrzeszczała, zdzierając sobie gardło. — Zostaw ją, ty… Ty potworze! — Po jej twarzy łzy spływały gęstymi strumieniami. — Zostaw ją! <br /> Dannel nie słuchał. Bez trudu podtrzymywał ledwie przytomną Deallę jedną ręką. Nawet z tej odległości Anella widziała nienawiść w oczach dziewczyny, kiedy ta splunęła mu prosto w twarz. Powiedziała coś cicho, ale tego Anella już nie dosłyszała. <br /> Dannel uśmiechnął się kpiąco i drugą ręką otarł twarz. Następnie wyciągnął ją przed siebie, a nad nią zawirował kłębek czegoś jasnego. Nie minęła sekunda i przybrał kształt dużego kamienia. <br /> Dealla nie wydała żadnego odgłosu, kiedy ten uderzył ją w twarz, raz, drugi, a potem trzeci. Anella wrzasnęła przeraźliwie, kiedy krew dziewczyny trysnęła na brukowaną ulicę. <br /> Anella zakryła sobie usta dłońmi, nie mogąc przestać krzyczeć. Osunęła się na kolana dokładnie w tym samym momencie, w którym ciało Dealli upadło na ziemię. Nie mogła oderwać wzroku od sceny rozgrywającej się przed nią. Nie wierzyła w to, co się działo. <br /> Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w ciało Dealli, z której twarzy nic już nie zostało, i nie zwróciła uwagi, nawet kiedy Dannel do niej podszedł. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-------------------------------------</div>
<div style="text-align: justify;">
:D </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następny rozdział - Mikkel. </div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-36397721616782299282018-06-19T12:15:00.000+02:002018-06-19T12:23:11.472+02:00Miasto Magii - Rozdział XXV „Jiean”<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman";"> Ean wyjaśniał jej, kogo ma odszukać, Anella zaś słuchała z rosnącą niepewnością. Coraz bardziej była pewna, że popełniła błąd. Mimo to, przytakiwała mężczyźnie, zapamiętując jego słowa. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Mag, którego miała odszukać, nazywał się Sarutt Jourass, pochodził z Urshanu, miał trzydzieści trzy lata i władał magią jednostkową. Nie cechowała go jednak szczególna siła — Ean kilkukrotnie powtarzał, że w razie walki z łatwością sobie z nim poradzą. Wierzył jednak, że do żadnego starcia nie dojdzie, a Anella miała nadzieję, że się nie mylił. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander przyszedł pierwszy, zauważyła go, kiedy tylko wyszła z biblioteki. Towarzyszył mu ten Teklandczyk, Gillen, postanowiła więc im nie przeszkadzać. Przysiadła na schodach i wystawiła twarz w stronę słońca, jasno świecącego na niemal bezchmurnym niebie. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Gillen minął ją, nawet nie zwracając na nią uwagi. Sander zaś zauważył ją dopiero, kiedy do niego podeszła. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Dzień dobry — przywitał się z szerokim uśmiechem. — Przepraszam, długo na mnie czekałaś? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella wzruszyła ramionami. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Nie, w porządku. Dopiero przyszłam. Dealli jeszcze nie ma. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander pokiwał głową i ziewnął, przeciągając się nieco. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Rany, nie lubię tak wcześnie wstawać — przyznał. — Kompletnie się nie wyspałem. Ludzie powinni móc w spokoju spać do południa! </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella nie mogła się nie zaśmiać. Owszem, ona też lubiła dłużej pospać, ale bez przesady…</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Ja też za tym nie przepadam — mruknęła tylko, wbijając wzrok we własne dłonie. Jakże chciałaby móc z nim normalnie porozmawiać, nie czując się tak niezręcznie! </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Na szczęście, Sander umiał poprowadzić konwersację, choć bardziej przypominała ona monolog. Anella tylko przytakiwała mu co jakiś czas, rzadko mówiąc więcej. Trwało to, dopóki nie pojawiła się Dealla. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dziewczyna przybiegła zdyszana, z włosami zmierzwionymi przez wiatr. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Bardzo się spóźniłam? — zapytała, kiedy odzyskała oddech. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Nie, nie — zaprzeczyła natychmiast Anella, jednocześnie zastanawiając się, ile czasu pozostało im do pociągu. Musiała wreszcie kupić sobie zegarek. — Nic się nie stało. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Ean przekazał ci wszystkie informacje? — upewniła się Dealla. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Tak, możemy już iść. — Zawahała się. — Um, jak wydostać się z miasta? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, ale teraz dotarło do niej, że nie miała pojęcia, jak to zrobić. Ean nic jej nie powiedział. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Nie wychodziłaś jeszcze? — W głosie Sandra pobrzmiewało niedowierzanie. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella zaczerwieniła się. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Nie, nie miałam okazji…</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — W porządku, pokażemy ci — powiedziała Dealla. — To nic trudnego, chociaż nie jest zbyt przyjemne…</span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";">*</span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Udali się do niewielkiego budynku po przeciwnej stronie Placu Galli, potocznie zwanego Bramą Główną. Odcinał się na tle pozostałych jasną poświatą ścian. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Co to jest? — zapytała Anella. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — To światło? Czysta magia — wyjaśniła Dealla. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anellę przeszedł dreszcz. Pamiętała ostatni raz, kiedy miała do czynienia z czystą magią. <i>Nigdy więcej,</i> pomyślała. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander źle zinterpretował jej wyraz twarzy. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Nie martw się — powiedział. — W takiej formie nie jest niebezpieczna. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella pokiwała głową, głową, czując, jak ogarnia ją fala spokoju. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> W budynku był jakichś chłopak, nieznany Anelli. Przerwali mu drzemkę, zapewne dlatego był wobec nich nieco opryskliwy. Zanotował ich wyjście i obrócił z powrotem do ściany pokrytej magionami. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander wskazał na tą, przy której stali. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Tędy — powiedział cicho. — To nie będzie przyjemne — ostrzegł. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella spojrzała na ścianę z powątpiewaniem, ale nie kłóciła się, pokiwała tylko głową. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dealla poszła pierwsza. Położyła dłoń na powierzchni ściany, a ta ugięła się lekko pod jej palcami. Następnie dziewczyna po prostu… przeszła przez ścianę. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> <i> W porządku,</i> pomyślała Anella, patrząc, jak Sander robi to samo. To nic takiego, już kiedyś to robiła. Ale dłonie i tak miała spocone, kiedy dotknęła nimi ściany. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Coś, jakaś siła, natychmiast wciągnęła ją do środka. Anella otworzyła usta, aby krzyknąć, ale obca moc wdarła się do jej wnętrza, odbierając oddech. Było zupełnie tak, jakby znalazła się pod wodą. Zamachała bezradnie rękami, a przynajmniej spróbowała i zdała sobie sprawę, że nie czuje własnego ciała, i…</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Wszystko nagle ustało i Anella poleciała do przodu. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Czyjeś silne ręce złapały ją, zanim zdążyła upaść. Sander podtrzymał ją, dopóki nie odzyskała równowagi. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Mówiłam, że nie będzie przyjemnie — powiedziała Dealla. — Wszystko w porządku?</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Tak — odparła Anella, choć wciąż brakowało jej oddechu. — Co to było? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Przenosiny na drugą stronę zwykle tak wyglądają. Można się przyzwyczaić. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella wątpiła w to. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Ale przecież… Kiedy przenosiłam się do Oreall, nie było tak źle… </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Wyjście jest gorsze niż wejście. Ponoć to dlatego, że przenosimy się z magicznego środowiska do niemagicznego. Tak przynajmniej mówi Ean. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Uspokoiwszy się nieco, Anella rozejrzała się po okolicy, którą już wcześniej poznała. Znajdowali się pod potężnymi murami Oreall, a ulica przed nimi była opustoszała, jak wtedy, gdy dziewczyna po raz pierwszy przybyła do Miasta Magii. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — To jak? — Dealla uśmiechnęła się. — Idziemy? Mamy pociąg, na który musimy zdążyć. </span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";">*</span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Jak się okazało, Jiean nie znajdowało się daleko od Eluteanu. Leżało w centrum Doliny Mgielnej, a mieszkało w nim zaledwie dwa tysiące osób. Wystarczyło pół godziny jazdy, by dotrzeć na miejsce. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Jazda pociągiem przypominała Anelli jej podróż do Oreall, choć teraz nie było żadnych strażników, a ona mogła poruszać się swobodnie nie tylko po przedziale, ale i całym wagonie. Mimo to, coś ściskało ją za serce, za każdym razem, kiedy wyglądała przez okno i patrzyła na przesuwające się za nim pagórkowate krajobrazy. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"><i> Jestem w Oreall już ponad tydzień,</i> myślała. <i>Co z moją rodziną? Czy żyją jeszcze? Myślą o mnie, czy spisali mnie na straty?</i> Zaskakiwało ją, jak dobrze odnalazła się w Mieście Magii. <i>Co by sobie pomyśleli, gdyby mnie teraz zobaczyli?</i> Znienawidziliby ją za używanie magii? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Korytarzem przechodziła właśnie jakaś rodzina. Matka, ojciec i dwóch synów, wyglądających na dziesięciolatków. Chłopcy zachowywali się głośno, ignorując rodziców, próbujących ich uciszyć. <i>Dzieci</i>, pomyślała Anella. <i>Są nieznośne.</i> Nie była pewna, czy chciałaby kiedyś je mieć. Pewnie i tak nie będzie musiała się tym martwić — nigdy nie znajdzie kandydata na ich ojca. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Widok tej rodziny sprawił, że znów poczuła ściskanie w sercu. Łzy napłynęły jej do oczu. Tęskniła za swoją rodziną. Myśl o tym, że nigdy ich nie zobaczy, wciąż nocami spędzała jej sen z powiek. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dziewczyna przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. Nie powinna się gapić. Rodzina po chwili odeszła, choć krzyki chłopców wciąż pozostawały słyszalne. Anella siłą powstrzymywała płacz. Choć w Oreall żyło jej się dobrze, wiele dałaby, żeby wrócić do swojej rodziny i do starego życia. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Wszystko dobrze? — zapytał Sander. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Pytanie przywróciło ją do rzeczywistości. Anella zamrugała i zaczerwieniła się, kiedy mężczyzna i Dealla na nią spojrzeli. Dyskretnie spróbowała otrzeć oczy. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Tak — odparła, nie chcąc ich martwić. — Jestem tylko trochę zmęczona. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander pokiwał głową, ale Dealla tego nie kupiła. Uśmiechnęła się smutno. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Ja też tęsknię za moją rodziną — wyznała cicho, obejmując się ramionami. — Czasami jest naprawdę ciężko. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Masz rodzeństwo? — zapytała Anella. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dealla pokręciła głową. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Nie, tylko rodziców. Z jednej strony to lepiej, bo mam mniej osób, za którymi mogłabym tęsknić, z drugiej jednak… — Westchnęła. — Oni teraz nie mają nikogo, oprócz mnie. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"><i> To musi być okropne,</i> pomyślała Anella. Jej rodzice przynajmniej wciąż mieli Thereannę i Theama… Choć on z pewnością już się nie liczył. Przecież raczej nie utrzymywali z nim kontaktu, prawda? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> O ile jeszcze żyli. Anella natychmiast zepchnęła tę myśl w głąb umysłu. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander uśmiechnął się ze współczuciem. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Ja też tęsknię czasem za moją rodziną, ale to raczej nie to samo. W końcu ja odszedłem z własnej woli, a was zmusili, nie? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Odszedł? Dlaczego? Czyżby źle go traktowali? Ale skoro tak, to czemu za nimi tęsknił? Walczyła ze sobą przez chwilę i wreszcie ciekawość zwyciężyła. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Dlaczego odszedłeś? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Na szczęście, nie uznał tego pytania za zbyt osobiste. Wzruszył ramionami. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Wiesz, że w Eggos magów traktuje się jak bogów, nie? No i mi niezbyt to pasowało. Nie lubię, kiedy traktuje się mnie, jakbym był kimś wyjątkowym. Jestem tylko zwykłym chłopakiem z magicznymi zdolnościami. Dlatego wyjechałem. Ale czasami ich odwiedzam, choć nie za często, bo mam daleko do domu. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella poczuła ukłucie zazdrości. Sander mógł wrócić do domu, kiedy tylko chciał. A ona? Jeśli tylko przekroczy granicę Elenei, zginie ona i jej cała rodzina. Już nigdy ich nie zobaczy. Spuściła głowę, a Sander westchnął. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Chwilę później Anellę zalała fala spokoju. Zmartwienia odeszły w niepamięć, bo przecież wszystko było w porządku. Dziewczyna odetchnęła i usiadła wygodniej, zamykając oczy. <i>Magia umysłowa,</i> pomyślała, <i>to prawdziwe błogosławieństwo. Jak mogłam kiedykolwiek jej nienawidzić? </i></span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";">*</span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";"> W porównaniu z dworcem w Eluteanie, ten w Jiean był niemal opustoszały. Z pociągu, oprócz Anelli i jej towarzyszy, wysiadły może jeszcze ze dwie osoby i odeszły, nie zwracając na nich uwagi. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Miasteczko różniło się zarówno od Eluteanu jak i od Oreall. Niewysokie, kolorowe kamienice stały po obu stronach brukowanej ulicy, nadając Jiean przyjaznego wyglądu. Nieliczne latarnie świadczyły o tym, że nawet tutaj dotarła już elektryczność. Niewielu ludzi przechadzało się ulicami, większość zapewne była już w pracy. Panowała przyjemna cisza i idealny porządek. Anella niemal bała się, że jej obecność jakoś zakłóci tę sielankę. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Co robimy? — zapytała, przerywając ciszę. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander rozejrzał się z szerokim uśmiechem. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Jak tu pięknie! Chyba trzeba powiedzieć panu Eanowi, że w Oreall przydałoby się trochę kolorów! </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella otworzyła szerzej oczy i potrząsnęła głową. Dealla posłała mężczyźnie ostre spojrzenie. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Ciszej! — powiedziała. — Chyba nie chcesz, żeby ktoś usłyszał, skąd jesteśmy?</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander z zakłopotaniem podrapał się w tył głowy. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Przepraszam — mruknął. — Po prostu tu jest tak ładnie. To miła odmiana od szarych murów Ore… — urwał. — Naszego miasta — poprawił się.</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella nie mogła się z nim nie zgodzić. Jiean wydawało się takie spokojne i malownicze. Mogłabym tu żyć, pomyślała, wolnym krokiem przechadzając się uliczkami miasteczka. Przypomina trochę Oleann. Zasmuciło ją to. Nie chciała znowu przypominać sobie domu. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Co teraz robimy? — zapytała, chcąc odgonić te myśli. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander i Dealla popatrzyli po sobie. Mężczyzna wzruszył ramionami. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — No… Nie wiem? Mamy poszukać Sarutta Jourassa, nie? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Tak, ale nie możemy po prostu chodzić i pytać ludzi — odparła Anella. Zaczerwieniła się, kiedy spojrzeli na nią wyczekująco. Czego od niej oczekiwali? Że będzie dowodzić? Przecież kompletnie się do tego nie nadawała! — Już i tak się wyróżniamy… </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Nieliczni z tych, którzy przechodzili ulicami, oglądali się na nich. Żadne z ich trójki nie wyglądało na Osneańczyka — Anella i Dealla były zbyt blade, zaś Sander zbyt ciemny. Zwracali na siebie uwagę, czego przecież chcieli uniknąć. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Musimy się gdzieś ukryć — stwierdziła Dealla, rozglądając się. — Może tam? Co wy na to? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Wskazała na budynek w oddali. Anella zmrużyła oczy i dojrzała szyld — „Świerkówka — tanie noclegi”. <i>Zajazd? To może być to,</i> pomyślała. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Będziemy udawać turystów? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Jasne. Wtedy może nie będziemy zwracać na siebie aż takiej uwagi. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella wątpiła w to. Co mieliby robić turyści w tak małym, nic nie znaczącym miasteczku? Czy mieli jednak jakiś wybór? Nie mogli po prostu sterczeć na ulicy i tutaj omawiać swoich planów, wyglądaliby podejrzanie. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Mimo to, skrzywiła się. Dealla musiała to zauważyć, bo posłała jej pytające spojrzenie. Anella mruknęła coś pod nosem i spuściła wzrok, czerwieniąc się. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — An, jeśli masz jakieś sugestie, to mówi. To ty tutaj jesteś szefową. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella wzięła głęboki wdech. Nie była przyzwyczajona do sugerowania czegoś komukolwiek. To zwykle jej mówiono, co ma robić i to jej odpowiadało. A teraz nagle miała dowodzić? <i>Jeśli coś pójdzie nie tak, cała wina będzie leżała po jej stronie…</i> Znienawidzą ją, jeśli misja się nie uda. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"><i> Ale to tylko Dealla i Sander,</i> pomyślała Anella. <i>Przecież są tacy mili… </i></span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Ja tylko… — odchrząknęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Czy musieli się tak na nią patrzeć? — Czy naprawdę możemy uchodzić za turystów? Tutaj nie ma niczego, co moglibyśmy zwiedzać. Poza tym, spójrz na nas. Co dziewczyny z północy miałyby robić z mężczyzną z Eggos? To zbyt podejrzane, stanowimy dziwną grupę. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Czyli co? Chcesz się rozdzielić? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella pokręciła głową. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Nie… Albo może tak. Sama nie wiem — jęknęła. Dlaczego to ona miała wszystko planować? — Może gdybyśmy się rozdzielili, nie rzucalibyśmy się w oczy tak bardzo? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dealla zawahała się. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Chyba masz rację. Sander? Co o tym myślisz? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Mężczyzna wzruszył ramionami. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Możemy się rozdzielić. Ja pójdę w jedną stronę, wy w drugą. W razie czego, wyślę wam wiadomość. — Mrugnął i postukał się palcem w głowę. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anelli chwilę zajęło zrozumienie, co miał na myśli. Rozluźniła się trochę. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Dobrze… To w takim razie rozdzielmy się. Spotkamy się za dwie godziny pod zajazdem? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Sander z chęcią na to przystał, więc rozeszli się. Mężczyzna poszedł w stronę zajazdu, dziewczyny zaś zawróciły w kierunku dworca.</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> —Jaki on jest? Jak wygląda? — zapytała Anella. — Ten… Sarutt Jourass. Ean nie powiedział mi zbyt wiele.</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dealla wzruszyła ramionami. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Jaki jest to nie wiem, nie znałam go przed buntem. Ale skoro poszedł z Dannelem, to pewnie jest dupkiem. A wygląda… — Zastanowiła się. — O ile dobrze pamiętam, to wygląda trochę jak szczur. Z twarzy. Zobaczysz to będziesz wiedziała, o czym mówię. Ma jasne włosy, trochę dłuższe niż ja. Hej, co ty na to, żebyśmy udawały, że to nasz ojciec? — rzuciła wesoło. — W końcu też jesteśmy blondynkami. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella domyśliła się, że dziewczyna żartuje, ale rozważała ten pomysł przez chwilę. Jiean było małym miasteczkiem, ilu więc mogło być tu blondynów? Z pewnością niewielu, może więc warto było spróbować… </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Jest Jednostkowcem… — mruknęła. — Czy mógłby użyć magii, żeby zmienić swój wygląd? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dealla zastanawiała się przez chwilę, marszcząc brwi, aż w końcu pokręciła głową. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Wątpię. Owszem, to jest możliwe, ale potrzeba do tego zużyć dużo magii. Wątpię, żeby Sarutt to zrobił… Choć nigdy nic nie wiadomo. Mam nadzieję, że zachował swój wygląd. Nie jest szczególnie urodziwy, ale jeśli się zmienił, to nigdy go nie znajdziemy. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> <i>A moja pierwsza misja skończy się porażką, </i>pomyślała Anella i zacisnęła dłonie w pięści. Nie mogła na to pozwolić </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella odetchnęła lekko i w tym momencie zamarła. Coś poczuła. Jakiś szmer i drapanie, gdzieś z tyłu głowy. Gotowa była zrzucić winę na swoją wyobraźnię, kiedy Dealla stanęła jak wryta i rozejrzała się. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Uczucia nie dało się opisać. Anella miała wrażenie, jakby ktoś grzebał w jej głowie. I mówił coś, najpierw szeptem, a potem coraz głośniej. Jej serce przyspieszyło gwałtownie, otoczenie zaczęła zamazywać się przed oczami i nagle Anella usłyszała wyraźne słowa: </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"><i> Dziewczyny, chodźcie. Coś znalazłem. Jestem w zajeździe. </i></span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> To był głos Sandra. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dziwne uczucie zniknęło, a Anella aż się zachwiała. Musiała podtrzymać się Dealli, żeby nie upaść. Dziewczyna oddychała ciężko, ale nie wyglądała na zaniepokojoną, co Anella odebrała jako dobry znak. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — To Sander — powiedziała Dealla, wzdrygając się lekko. — Nie lubię, kiedy Umysłowcy to robią. Chodźmy sprawdzić, co znalazł. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Zawróciły w stronę zajazdu, idąc szybkim krokiem. Prawdziwą ironią byłoby, gdyby Sarutt Jourass postanowił się ukryć właśnie tam. Ironią, a także szczęśliwym zrządzeniem losu. Znacznie ułatwiłoby im pracę. Tylko by go sprawdzili i mogliby wracać do Oreall. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Zmartwienie Anelli nie zniknęło jednak całkowicie. A jeśli coś się stało i Sander potrzebuje pomocy? Nie brzmiał, jakby był w tarapatach, ale mógł udawać, żeby ich nie zmartwić… </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dealla zauważyła jej wyraz twarzy. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Och, nie martw się tak bardzo. Twojemu ukochanemu nic się nie stało. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Mojemu…! — Anella zaczerwieniła się. — On nie jest moim ukochanym — zaprotestowała słabo. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Dealla zaśmiała się. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Przecież widzę, jak na niego patrzysz. — Pokręciła głową. — Nie martw się, nikomu nie zdradzę twojego sekretu. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella wbiła wzrok w ziemię. Nie odezwała się. Owszem, zdawała sobie sprawę z tego, że czasami trochę za bardzo gapi się na Sandra. Był przystojny, nie mogła zaprzeczyć. Podobał jej się.</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Ale to nie znaczyło, że był jej ukochanym. Nie była w nim zakochana, przecież ledwo go znała. Nawet nie miesiąc. Nie da się pokochać kogoś w tak krótkim czasie, chyba że spędza się z nim całe dnie, których ona z Sandrem nie spędzała. Więc nie, uznała, to nie miłość.</span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Na szczęście, temat urwał się, bo dotarły wreszcie do zajazdu. Był to podłużny, dwupiętrowy biały budynek. Okna przesłaniały firanki, na zewnętrznych parapetach stały doniczki z jakimiś fioletowymi kwiatkami. <i>Uroczo tu,</i> pomyślała Anella, wchodząc za Deallą do środka. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Od razu zrozumiała, że coś było nie tak. Wewnątrz panowała pustka i cisza, tak jak na zewnątrz, tutaj jednak nie była ona przyjazna, a pełna grozy. <i>Uciekaj!</i>, krzyknęło coś w umyśle Anelli, jednak poszła ona za Deallą, która chwyciła ją za łokieć i pociągnęła ku schodom. Zatrzymały się u ich podnóża. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — Sander? — zawołała Dealla nieco chwiejnym głosem. — Jesteś tu? Co się stało? </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Anella nie mogła powstrzymać drżenia. Gdyby nie trzymająca ją dziewczyna, chyba już dawno osunęłaby się na podłogę. <i>To miała być łatwa misja,</i> pomyślała, czując jak do oczu napływają jej łzy. <i>Co tu się stało? </i></span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> Na szczycie schodów stanął mężczyzna. Nie był to ani Sander, ani Sarutt Jourass. Nieznajomy był wysoki i barczysty, miał płomiennie rude włosy i zarost w tym samym kolorze. Jego spojrzenie sprawiło, że pod Anellą niemal ugięły się nogi. Dziewczyna wstrzymała oddech, niezdolna się poruszyć. </span><br /><span style="font-family: "times new roman";"> — O cholera — wyszeptała Dealla. </span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";">----------------------------------</span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";">Zgodnie z obietnicą - nowy rozdział! I zaczynają się prawdziwe kłopoty :D </span><br /><br /><span style="font-family: "times new roman";">Następny rozdział - nadal Anella. </span></div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-12919709187081170672018-06-17T11:30:00.004+02:002018-06-17T11:30:58.755+02:00Miasto Magii - Rozdział XXIV „Podejrzany”<div style="text-align: justify;">
Gillen zdziwił się bardzo, kiedy obudził się rano i zobaczył w kuchni błyszczący magion. Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że była to wiadomość od Eana i to nadana całkiem niedawno. Przecież mężczyzna zazwyczaj nie wstawał tak wcześnie, wszyscy o tym wiedzieli. <br /> Zgodnie z prośbą zawartą w wiadomości, Gillen ruszył do biblioteki. Nie miał nic innego do roboty — po ostatnich wydarzeniach, Ean odebrał mu pracę strażnika bramy. Z pewnością miał na myśli jego dobro, jednak Gillen nie potrafił nie czuć żalu. Teraz był bezużyteczny.<br /> Kiedy dotarł na plac Galli, usłyszał szybkie kroki, zbliżające się w jego stronę. Zanim zdążył się przestraszyć, ktoś zawołał jego imię: <br /> — Gillen! <br /> Sander podbiegł do niego, szczerząc zęby w uśmiechu. Widząc to, Gillen rozpogodził się nieco. <br /> — Cześć, Sander — przywitał się. — Co tu robisz tak wcześnie? <br /> Mężczyzna przeczesał palcami włosy — były znacznie krótsze niż ostatnio, musiał je obciąć. <br /> — Idę z dziewczynami na jakąś misję, mieliśmy się spotkać pod biblioteką. — Ziewnął. — Ale jeszcze ich nie widzę. Też idziesz? <br /><i> Jaką misję?</i>, pomyślał Gillen. <i>Z jakimi dziewczynami?</i> Starał się nie czuć zazdrości, jednak kiepsko mu to wychodziło. Wymusił uśmiech. <br /> — Nie… Chyba nie, nie wiem. Pan Ean chciał, żebym przyszedł do biblioteki z samego rana. <br /> — Tak wcześnie? — zdziwił się Sander. — Może potrzebują zastępstwa za Anellę? <br /> Czyli ta nowa idzie na misję… Ciekawe. Co skłoniło Eana do wysłania kompletnego żółtodzioba za miasto? Gillen nie wiedział, ale nie zamierzał kwestionować decyzji mężczyzny. <br /> — Zaczekam tutaj — powiedział Sander, kiedy zatrzymali się przed schodami do biblioteki. Włożył ręce do kieszeni — słońce dopiero wstało, wciąż panował lekki chłód. — Idź, nie będę cię zatrzymywał. <br /> Gillen zawahał się. Z chęcią zostałby z nim, ale nie powinien kazać Eanowi czekać zbyt długo… Mogło chodzić o coś ważnego. Z bólem serca pożegnał się z Sandrem, życząc mu powodzenia i udał się do środka biblioteki. <br /> — Jesteś już. — Ean uśmiechnął się szeroko na jego widok. Choć na pierwszy rzut oka wydawał się pełen energii, Gillen bez trudu zauważył jego podkrążone oczy i nieuczesane włosy, które wyjątkowo nie zostały związane. — Dzień dobry. <br /> — Dzień dobry — przywitał się niepewnie chłopak i przestąpił z nogi na nogę. — Dlaczego pan mnie wezwał…? <br /> Ean machnął ręką. <br /> — Zastawiamy pułapkę na Dannela i wolę cię mieć na oku. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało. <br /> Pewnie powinno mu to pochlebiać, ale Gillen poczuł się tylko zirytowany. Nie jestem małym dzieckiem, pomyślał. Umiem o siebie zadbać. Zaraz jednak przypomniał sobie wydarzenia sprzed kilku dni i zwątpił. Wtedy raczej sobie nie poradził. I to jeszcze z takim dzieciakiem, jak Fex… Co za wstyd. <br /> — Rozumiem… — mruknął, starając się nie okazywać po sobie niezadowolenia i ponosząc porażkę. <br /> Ean uśmiechnął się delikatnie. <br /> — Chodź tutaj, mam coś dla ciebie. <br /> Gillen podszedł bliżej biurka, kiedy mężczyzna grzebał w jego szufladzie. Wreszcie coś z niej wyciągnął — dwa przedmioty. Jednym z nich był flakonik z gęstym, przezroczystym płynem. Drugim — rewolwer. Ean wręczył je zdumionemu chłopakowi. <br /> — Żebyś nie był całkiem bezbronny — wyjaśnił. <br /> Gillen przyjął je z wahaniem. Buteleczkę z płynem — zapewne czystą magią — ostrożnie schował do torby. Niepewnie przyjrzał się rewolwerowi. <br /> — Nie umiem strzelać — wyznał. <br /> — Ja też nie. — Ean uśmiechnął się rozbrajająco. — Ale zawsze lepiej go mieć, prawda? Idź sobie usiądź, nie ma sensu, żebyś tak tu stał. <br /> Gillen skierował się w stronę sekcji czytelniczej i z zaskoczeniem odkrył, że ktoś tam już był. Evas siedział na jednym z foteli i chyba spał, częściowo położony na stole. Jego jasne włosy okalały jego głowę, przykrywając niemal pół stołu. Gillen przeszedł obok chłopaka na palcach, nie chcąc go obudzić i usiadł przy innym stole. <br /> Oczywiście, kiedy odłożył torbę na fotel, żeby ściągnąć kurtkę, ta zsunęła się na ziemię. Gillen zaklął pod nosem i zerknął w stronę Evasa, który poruszył się niespokojnie i uniósł głowę. Na widok Gillena, zmarszczył gniewnie brwi. W jego oczach, oprócz zmęczenia, pobłyskiwała także chęć mordu, sprawiając, że chłopaka aż przeszedł dreszcz. <br /> — Przepraszam — powiedział cicho. <br /> Evas prychnął i wyprostował się. Przeczesał włosy palcami, usiłując ułożyć je jakoś porządniej, bezskutecznie. Z niezadowoleniem spojrzał na Gillena. <br /> — Co ty tu robisz? — burknął i przeciągnął się. <br /> — Pan Ean mnie wezwał — wyjaśnił chłopak i wyciągnął z torby trzymający ciepło kubek z kawą. Wypił łyk i uśmiechnął się z zadowoleniem. <br /> Evas wbił wzrok w przedmiot. <br /> — To kawa? — zapytał. <br /> — Tak. <br /> — Czarna? Bez cukru i innych tych świństw? <br /> — Tak… <br /> Evas wyciągnął rękę i zamachał nią ponaglająco. Gillen z wahaniem podał mu kubek. Nie chciał go jeszcze bardziej wściec. <br /> Evas wypił duży łyk i pokiwał głową. <br /> — Dzięki. Teraz jest moja, zrób sobie nową. <br /> — Ale… <br /> — Obudziłeś mnie — przerwał mu. — Należy mi się. <br /> Gillen pokręcił głową i postanowił się nie kłócić. Nie miało to sensu. <br /> — Co tu robisz? — zapytał zamiast tego. <br /> — Chciałem mieć go pod ręką, w razie gdyby coś się stało — powiedział Ean, podchodząc do nich. Usiadł naprzeciwko Gillena i władował nogi na stół, krzyżując je w kostkach. — Na przykład, gdyby zjawił się Dannel. <br /> Drzwi z mieszkania Steena otworzyły się, a zza nich wyłonił się sam bibliotekarz, niosąc naręcze magionów, ułożonych jeden na drugim. Widząc ich niebezpieczne chybotanie, Gillen nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zaraz spadną i roztrzaskają się. Steen jednak zdołał jakoś donieść je do stołu w całości. <br /> — No i potrzebowałem też pomocy z tym. — Ean machnął ręką w ich stronę. — Do transportu. Dałem je tym, którzy wybierają się dalej, żeby mogli w razie czego szybko dotrzeć do miasta — wyjaśnił. <br /> Steen zaczął rozkładać je na stole. Gillen nie czekał, aż poprosi o pomoc — sam dołączył do mężczyzny. Wkrótce cały stół został przykryty magionami. <br /> — Nie wystarczyłby jeden? — zapytał Gillen, marszcząc brwi. <br /> Ean pokręcił głową. <br /> — Magiony transportujące tworzy się parami. Do każdego z tych magionów przypisany jest tylko jeden, do którego można się przenieść. Nie można użyć jednego magionu i dzięki niemu przenosić się w dowolne miejsce. <br /> — Magiony komunikacyjne takie nie są, prawda? <br /> — Wykrywające magię też nie. Każdy z nich wymaga innej magii do stworzenia go. Umysłowej do komunikacyjnych, jednostkowej do transportujących i wiążącej do wykrywających. <br /> — Wiążącej? — Evas odezwał się niespodziewanie. Przyglądał się Eanowi bez zainteresowania, przymykając oczy ze zmęczenia. <br /> — Tak. To wymarły już rodzaj magii, tylko Galla potrafi go używać. <br /> Evas przyglądał się przez chwilę Eanowi, mrużąc oczy, ale w końcu pokręcił głową i odwrócił wzrok, wbijając go w wielki magion wiszący na ścianie. Miał kształt Urthei — w niektórych miejscach migały kropki. Wykrywał magię na obszarze całego kontynentu. <br /> — Wiecie, nie musicie tu tak siedzieć — powiedział Ean. — Idźcie się czymś zająć, poczytajcie coś. Tylko nie wychodźcie z biblioteki. Ja idę spać. — Ziewnął i przeciągnął się. — Naprawdę, żeby być na nogach o tej porze… Chyba całkiem już oszalałem. Obudźcie mnie, gdyby coś się działo. <br /> Evas odprowadził go trudnym do odczytania wzrokiem. <br /> — Nienawidzę go — burknął, krzyżując ręce na piersi. <br /> Gillen zaśmiał się i pokręcił głową. Zerknął na Steena — bibliotekarz wzruszył ramionami. <br /> — Róbcie, co chcecie. Tylko niczego nie zniszczcie. <br /> Jedno spojrzenie na Evasa wystarczyło, żeby domyślić się, że chłopak nie zamierza się nigdzie ruszył. Mimo wypitej kawy, wyglądał, jakby zaraz miał zasnąć, oczy same mu się zamykały. Gillen westchnął cicho i postanowił zostawić go samego. Obrócił się na pięcie i ruszył między regały. <br /> Nigdy nie był fanem czytania — czytał tylko to, co musiał. To, co mogło okazać się przydatne. W ostatnim czasie ograniczał się głównie do podręczników dla magów. Teraz jednak nie miał ochoty nawet na nie patrzeć. Sam ich widok przypominał mu, jak bardzo był bezużyteczny.<br /><i> Może mógłbym znaleźć coś o magii wiążącej, </i>pomyślał. <i>Żeby odblokować moją magię.</i> Szybko jednak porzucił ten pomysł. Gdyby coś takiego istniało, Ean już dawno by to znalazł.<br /> Nie wiedział, czego właściwie szukać. Chciał po prostu mieć jakieś zajęcie, żeby nie zanudzić się na śmierć, gapiąc się w magiony. Dlatego też zaczął wybierać książki losowo, po jednej z każdego regału. Wybierał same cienkie tomy, ale już po chwili nazbierało się ich tyle, że ledwie był w stanie je utrzymać, postanowił więc wracać.<br /> Kiedy wrócił, okazało się, że Steen zdążył już gdzieś zniknąć. Evas dalej siedział na swoim miejscu — jednak nie zasnął — i tylko uniósł brwi na widok góry książek, którą Gillen postawił na stole. Chłopak postanowił zignorować go, a przynajmniej spróbować.<br /> Cholera, czuł się niepewnie w jego obecności. Nie byłoby problemu, gdyby Steen też tu był, ale mężczyzna dokądś wybył, zostawiając ich samych. Gillen miał nadzieję, że wróci szybko.<br /> Nie chodziło o to, że nie lubił Evasa. Wręcz przeciwnie — podziwiał go, w końcu wszyscy wiedzieli, jak świetnym magiem był. Ale jednocześnie nie mógł zaprzeczyć, że Evas był... Cóż, po prostu dziwny. Gillen sam nie wiedział, co o nim myśleć. Prawdę mówiąc, wolał nie myśleć o nim wcale.<br /> Zamiast tego zaczął przeglądać zgromadzone przez siebie książki. Dwie pierwsze natychmiast odłożył na bok — były to jakieś tanie romansidła, dostępne w każdej księgarni. Nie poświęcił im większej uwagi.<br /> Kiedy podniósł trzecią książeczkę, na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek rozbawienia. Szybko przejrzał jej strony, żeby upewnić się co do zawartości. Nie mógł się powstrzymać — zaśmiał się lekko. Poczuł na sobie wzrok Evasa.<br /> — Wiesz, że mają tu książkę poświęconą ziemniakom? — powiedział, pokazując mu okładkę. <br />Evas prychnął i przewrócił oczami, ale Gillen mógłby przysiąc, że kąciki jego ust niemal wygięły się w górę. Wyglądał niemal na rozbawionego, choć z nim nigdy nic nie wiadomo. <br /> Książka miała tytuł „150 faktów o ziemniakach” i była dokładnie o tym, o czym mówiła nazwa. Na każdej stronie widniała ilustracja ziemniaka i jakaś ciekawostka na jego temat. Lektura wydawała się bardziej obiecująca niż dwie poprzednie — a przynajmniej zabawniejsza — dlatego Gillen zaczął czytać. Nie było to coś, co mogłoby przydać mu się w przyszłości, lecz lepsze to niż nic. <br /> Nie wiedział, jak długo czytał, ale zbliżał się już do końca, kiedy Evas się odezwał: <br /> — Wiesz, o co w tym wszystkim chodzi? <br /> Gillen spojrzał na niego i zamrugał zdezorientowany. <br /> — O ziemniaki? — powiedział głupio, a raczej zapytał, unosząc niepewnie książkę. <br /> Pożałował natychmiast, bo Evas zmarszczył gniewnie brwi. Tym razem w jego oczach nie było rozbawienia, jedynie irytacja. Jego ciemne oczy błyszczały niepokojąco. <br /> — Nie pierdol i nie udawaj idioty — warknął. — Mówię o tej całej sprawie z tym więźniem. Kto to jest? Czemu Ean robi o nią takie zamieszanie? <br /> Gillen zbladł lekko i poczuł, jak pocą mu się dłonie. <br /> — Ja… Nie jestem pewny, czy mogę powiedzieć… — To chyba nie było żadną tajemnicą, w końcu Ean bez problemów mu to wszystko zdradził, jednak… Może istniał jakiś powód, dla którego Evas o tym nie wiedział? <br /> — Gadaj, co wiesz — przerwał mu Evas tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Nie musisz bać się Eana. Ja zrobię ci coś gorszego, jeśli mi nie powiesz. <br /> Gillen nie wątpił w jego słowa. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. A potem, drżącym głosem, zaczął opowiadać. Kiedy skończył, Evas odchylił się na swoim krześle i rozejrzał uważnie po bibliotece. Potem znów skierował swój wzrok na niego.<br /> — Wiesz, że to on, nie?<br /> Gillen zamrugał, nie nadążając.<br /> — Co?<br /> Evas skinął głową w stronę drzwi.<br /> — Ean. Ten, który zdradził Henreta.<br /> Gillen zawahał się i zastanowił. To... miało pewien sens. W końcu Ean wiedział o wszystkim, co się wydarzyło i wydawał się starszy, niż na to wyglądał. Gillen nigdy nie widział, żeby ten używał magii. To też mogło stanowić jakąś wskazówkę...<br /> <i>Nie</i>, zdecydował Gillen. <i>To nie ma sensu</i>. Przecież gdyby Ean naprawdę był więźniem, Galla nie pozwoliłaby zarządzać mu miastem. Zamknęłaby go w Szarej Wieży, tak samo, jak tego drugiego więźnia. Nie. To nie mógł być Ean.<br /> — Jesteś pewien? — zapytał Steen. <br /> Gillen wzdrygnął się gwałtownie, oglądając się przez ramię. Mężczyzna wyłonił się spomiędzy regałów, niosąc stertę książek. Odłożył je na swoim biurku i westchnął ciężko.<br /> — Bo ja mam jeszcze jednego kandydata. — Spojrzał w stronę Gillena, który poczuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy.<br /> — To nie ja! — zaprotestował słabo, czując, jakby miał zaraz zwymiotować. — Ja nie...<br /> Steen wzruszył ramionami.<br /> — Nie pamiętasz swojej przeszłości, tak przynajmniej twierdzisz. Jesteś potężnym magiem — zbyt potężnym jak na te czasy — a jednak nie możesz używać magii. Owszem, to możesz być ty. Albo Ean. Albo, prawdę mówiąc, każdy z nas, nawet ja. Dobrze wyszkolony Umysłowiec byłby w stanie zmienić wspomnienia każdego. Możemy więc skończyć z bezpodstawnymi oskarżeniami? — zapytał zaskakująco łagodnym tonem.<br /> Evas prychnął, ale pokiwał głową. Gillen wypuścił oddech, który nieświadomie wstrzymał. Czuł się, jakby miał zaraz zemdleć. <i>To nie ja</i>, pomyślał, ale nie było w tym pewność. <i>To nie mogę być ja. Ani pan Ean. Po prostu nie.</i><br /> Korciło go, żeby powiedzieć, że to równie dobrze mógł być Evas, który swoimi oskarżeniami chciał odwrócić uwagę od tego, kim naprawdę jest. Ale nie odezwał się. Nie lubił się kłócić, szczególnie z kimś, kto mógłby go zabić w kilka sekund.<br /> Cisza, która zapadła, była najbardziej niezręczną, jaką Gillen kiedykolwiek doświadczył. Przerwał ją dopiero Ean, zamaszyście otwierając drzwi i radosnym głosem witając się ze wszystkimi. <br /> — Co czytasz? — zapytał, podchodząc do Gillena i pochylając się mu nad ramieniem. — „150 faktów o ziemniakach”? Naprawdę? — Roześmiał się i usiadł, kręcąc głową. — Czego to ci ludzie nie wymyślą… <br /> — Zaskakująco ciekawa lektura. — Gillen uśmiechnął się. <br /> Ean pokiwał głową, a chłopak mu się przyjrzał. Czy Evas miał rację? Czy naprawdę był on tym, który zdradził Henreta? To znaczyłoby, że miałby ponad czterysta lat, a na pewno na tyle nie wyglądał. Owszem, potężni magowie starzeli się wolniej niż ci normalni, jednak Ean nigdy nie sprawiał wrażenia szczególnie silnego. <br /><i> Jeśli to nie on jest zdrajcą</i>, pomyślał Gillen, <i>to w takim razie ja nim jestem. Bo kto inny? </i><br /> Wcale mu się to nie podobało. </div>
~<br />
Przepraszam! Jestem głupia. Dodałam ten rozdział na Wattpada już ponad tydzień temu, ale zupełnie zapomniałam o wstawieniu go na bloga! Nie wiem, jakim cudem wyleciało mi to z głowy. Naprawdę przepraszam. To się więcej nie powtórzy, obiecuję.<br />
<br />
Kolejny rozdział na dniach. <br />
<br />
<br />kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-90197866779826362412018-05-27T13:03:00.001+02:002018-05-27T13:04:32.264+02:00Miasto Magii - Rozdział XXIII „Kwiaty”<div style="text-align: justify;">
Słońce, znajdujące się wysoko na bezchmurnym błękitnym niebie, grzało niemiłosiernie, sprawiając, że powietrze było gęste i ciężkie. Typowa letnia pogoda północnego Sarlanu. Choć Mikkel pochodził z tych okolic, dawno w nich nie był i odzwyczaił się od tak ciepłego klimatu. Teraz pocił się, rozkładając namiot na rozległej, porośniętej kwiatami polance. <br />
Balla siedziała skryta w cieniu drzew, słońce nie wpływało dobrze na jej bladą skórę. Sanna stała obok niej, uważnym wzrokiem wypatrując zagrożenia. Żadna z nich nie zamierzała pomóc Mikkelowi, ale nie przejmował się tym. <br />
Ellain pomoc zaoferowała, a kiedy odmówił, zrobiła obrażoną minę i odeszła. Niezbyt daleko — słyszał, jak śpiewała coś w nieznanym mu języku, zapewne po eggosku, krążąc między drzewami. Miała ładny i donośny głos, który niósł się po lesie.<br />
Mikkel wolałby spędzić noc w mieście i nie był w tym odosobniony — Balla już wcześniej narzekała, że na zewnątrz jest zbyt gorąco, by normalnie funkcjonować. Musieli jednak podróżować, pozostając niezauważonymi, hotele i gospody więc odpadały. Pozostawał namiot w środku lasu. <br />
Ellain odpowiadało to najbardziej z nich wszystkich. Jak sama mówiła, nienawidziła siedzieć w zamknięciu. Mikkel nie dziwił jej się. W końcu spędziła trochę czasu w więzieniu, choć nie chciała zdradzić, ile. Ani dlaczego w ogóle tam się znalazła. Ponoć chciała zabić Eana, ale były to słowa Fexa — sama Ellain milczała, kiedy się ją o to pytało. Mówiła tylko, że chce zemsty, ale szczegółów nie zdradzała. <br />
Przez to Mikkel wiedział, że nie powinien jej zbytnio ufać. Kobieta skrywała wiele tajemnic, niewątpliwie mrocznych. Mimo to, ciężko było o tym pamiętać, kiedy się z nią rozmawiało. Jej dziwny entuzjazm rozpraszał go, a w połączeniu z tym pięknym, choć szalonym uśmiechem... <br />
Nie powinien nawet o tym myśleć, ale nie mógł się powstrzymać. Zawsze miał słabość do pięknych kobiet, a Ellain niewątpliwie się do takich zaliczała. <br />
Podróżowali w tym dziwnym zespole od kilku dni. Ich celem było znalezienie się jak najdalej od Oreall. Dannel coś planował, ale nie zdradził Mikkelowi, co. Balli też nie powiedział, a to już było podejrzane. Zwykle to ich pierwszych o wszystkim informował. Mikkel nie wątpił, że przyjaciel zamierzał zrobić coś głupiego i ryzykownego. <br />
Odesłał ich pod pretekstem ochrony Ellain. Choć wysłał tylko Ballę i Mikkela, ci wzięli ze sobą Sannę, twierdząc, że we czwórkę będzie im lepiej. Ponadto, każde z nich posługiwało się innym rodzajem magii — w razie zagrożenia z łatwością sobie z nim poradzą. <br />
Chyba że będzie nim Evas. O tej możliwości Mikkel nawet nie chciał myśleć. <br />
Zbliżał się zmierzch, temperatura wreszcie spadła, a Ellain wciąż nie było widać. Jej śpiew ucichł już jakiś czas temu, ale dopiero teraz Mikkel zaczął się martwić. Uciekła, pomyślał, czując się jak idiota. Oczywiście, że uciekła. Jestem głupcem. Dannel z pewnością się wścieknie, ale jego bardziej martwiła sama kobieta. W końcu była bezbronna, nie miała magii i znalazła się w nieznanym sobie miejscu. Powinien jej poszukać. <br />
Już miał wstawać, kiedy rozległ się trzask łamanej gałązki. Sanna zesztywniała, a Balla wyprostowała się, ale to była tylko Ellain. Wyszła spośród drzew, trzymając naręcze drewna, nie dbając o to, że cała się od niego wybrudzi. Powiedziała coś, czego Mikkel nie zrozumiał, bo w zębach niosła jakieś kwiaty, najpewniej chwasty. <br />
Rzuciła drewno na ziemię, wypluła kwiaty na rękę i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. <br />
— Przyniosłam drewno na ognisko — oświadczyła dumnym tonem. — Bo zrobimy ognisko, prawda? <br />
Mikkel wymienił spojrzenie z pozostałymi kobietami. Balla skrzywiła się lekko. <br />
— Nie ma takiej potrzeby — powiedziała. — Nie potrzebuję ognia, żeby podgrzać nasze jedzenie. <br />
— Poza tym, jesteśmy w lesie — dodała Sanna. — To chyba trochę niebezpiecznie, rozpalać tu ogień. <br />
Ellain spojrzała błagalnie na Mikkela. <br />
— Nie — powiedział mężczyzna z żalem. Naprawdę nie chciał jej rozczarowywać. — Ktoś mógłby zauważyć ogień, a nie chcemy przecież tu nikogo przyciągać. <br />
Teraz Ellain naprawdę wyglądała jak kopnięty szczeniaczek. Nadąsała się i spojrzała na kwiaty trzymane w ręce. <br />
— Ale ja naprawdę chciałam ognisko... Tak się namęczyłam z tym drewnem... <br />
Mikkelowi zrobiło się jej szkoda i już miał coś powiedzieć, kiedy wyprzedziła go Balla:<br />
— Trzeba było z nami wcześniej to uzgodnić. <br />
Ellain westchnęła ciężko i na tym skończyły się jej smutki. Nagle znów się rozpromieniła. <br />
— To nic. Innym razem. Patrzcie, przyniosłam dla was prezent. Po kwiatku dla ślicznych pań. <br />
Wręczyła Balli i Sannie po kwiatku. Ta pierwsza zmarszczyła brwi, patrząc na ten nędzny prezent i przez chwilę wyglądała, jakby chciała go wyrzucić. W końcu jednak podziękowała cicho, przywołując na twarz Ellain jeszcze szerszy uśmiech. Sanna po prostu schowała swój pomiędzy kartki swojego szkicownika, z którym nigdy się nie rozstawała. Posłała Mikkelowi pytające spojrzenie, na co mężczyzna odpowiedział wzruszeniem ramion. On też nie rozumiał zachowania Ellain. <br />
Kobieta odwróciła się do niego. <br />
— I bukiet dla przystojnego pana. — Wręczyła mu pozostałe kwiaty. <br />
— Dziękuję? — powiedział, niepewnie je przyjmując. — Nie wiem, jakie zwyczaje panują u ciebie, ale my, Onvianie, zwykle robimy to na odwrót. — Uniosła brwi, więc dodał: — Zwykle to mężczyźni dają kwiaty kobietom. <br />
Ellain prychnęła i machnęła lekceważąco ręką. <br />
— To głupie. Skoro tylko mężczyźni dają kwiaty, to co, w przypadku związku dwóch kobiet. Biedne, nawet kwiatów nie mogą sobie dać! — wykrzyknęła dramatycznie. — To strasznie, nie uważacie? — zwróciła się do Sanny i Balli. <br />
— Bez przesady — mruknęła ta pierwsza, przewracając oczami. — Mówisz, jakby była to jakaś wielka tragedia. <br />
— Zawsze uważałam brak sprawiedliwości za tragedię — oświadczyła Ellain. — Albo wszyscy możemy robić to samo, albo nikt nie może robić nic. <br />
— To tylko głupie kwiaty — powiedziała Balla. — Nikogo nie obchodzi, komu je dajesz. <br />
— Jego obchodzi. — Ellain skierowała oskarżycielski palec w stronę Mikkela. <br />
— Ja wcale... — zaprotestował mężczyzna. — Nie o to mi chodziło. Możesz dawać kwiaty, komu chcesz, nikt ci tego nie zabroni. Zauważyłem tylko, że to trochę niecodzienne, żeby kobieta dawała kwiaty mężczyźnie, to wszystko. — Wzruszył ramionami. Naprawdę nie chciał się kłócić. — Poza tym, dałaś przecież kwiaty Sannie i Balli, i żadne z nas nie zaprotestowało. <br />
Ellain zastanawiała się chwilę. <br />
— Niech wam będzie, wygraliście. Mogę dawać swoje kwiaty komu tylko zechcę i żadne z was nie ma tu nic do gadania, zrozumiano? <br />
Mikkel pohamował śmiech. <br />
— Zrozumiano. <br />
To przywróciło uśmiech na twarz kobiety. <br />
— To świetnie. To co powiecie na to, żeby do kolacji napić się pysznej herbaty? Znalazłam w lesie taką roślinę, nie pamiętam jej nazwy, ale kiedyś piłam herbatę z jej liści i był to naprawdę cudowny napój... — Rozwodziła się przez jeszcze kilka minut nad jego wspaniałością, aż wreszcie się zgodzili. <br />
Mikkel musiał przyznać, że herbata naprawdę miała unikalny smak i widział, że Sanna i Balla się z nim zgadzają. Ellain wydawała się wniebowzięta ich zadowoleniem. <br />
Wkrótce potem zmogło ich zmęczenie i poszli spać. Mikkel chciał zaoferował wzięcie nocnej warty, ale Balla go uprzedziła. Pozwolił jej na to, w końcu wyglądała, jakby chciała znaleźć się jak najdalej od tego towarzystwa. Obiecał jej tylko, że zmieni ją za kilka godzin i poszedł spać. <br />
*<br />
Kiedy rano się obudzili, odkryli, że Ellain zniknęła razem z ich pieniędzmi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-------------------------------</div>
<div style="text-align: justify;">
Kto pamięta ten rozdział z poprzedniej wersji, ten wie, że sporo się pozmieniało. Przede wszystkim, dodałam Ballę i Sannę (bardzo poboczną postać z poprzedniej wersji). Po drugie, Ellain zwiała ;D </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mam też niezbyt dobrą wiadomość - w czerwcu prawdopodobnie nie będzie nowego rozdziału. Jadę na ćwiczenia terenowe, a potem mam sesję, więc możliwe, że nowy rozdział dopiero w lipcu. </div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-36533995605123784702018-05-20T12:40:00.000+02:002018-05-20T12:45:55.467+02:00Miasto Magii - Rozdział XXII „Przygotowania”<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman";"> Ean odprowadził Anellę wzrokiem, kiedy odeszła i pokręcił lekko głową. Miał mieszane uczucia, co do jej prośby. Nie spodziewał się jej, sądził, że Anella będzie obawiała się zewnętrznego świata tak bardzo, że spędzi resztę życia, gnijąc w Oreall. Najwyraźniej jej nie docenił. Miał tylko nadzieję, że misja, na którą ją wysyłał, naprawdę będzie tak bezpieczna, jak mu się wydawało. <br /> Wrócił do rozłożonego na stołach magionu w kształcie Urthei, czekając na kolejną osobę. Ustalili z Evasem plan działania — choć chłopak nie należał do najprzyjemniejszych osób, Eanowi dobrze się z nim pracowało. Evas lubił narzekać, ale miał też w sobie zapał, jeśli chodziło o walkę. <br /> Ean postukał palcami w powierzchnię stołu, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w magion. Dannel stanowił problem, ale mężczyznę bardziej martwiło coś innego. Ellain. Co planowała? Czy ciągle była z Dannelem, czy może mu uciekła? Nie mógł wykryć jej obecności za pomocą magionu, bo nie mogła używać magii. To było głównym powodem, dla którego Ean wysyłał ludzi, by sprawdzili magiczną aktywność w osneańskich miastach. <br /> Miał nadzieję, że ktoś ją znajdzie. Jeśli nie… Cóż, zapowiadało to kłopoty. Ogromne kłopoty. Ellain niewątpliwie będzie szukała zemsty, a także sposobu na uwolnienie Henreta. Gdyby jej się to udało, doszłoby do tragedii, Ean nie miał złudzeń. Dlatego musiał znaleźć i powstrzymać kobietę jak najszybciej. <br /> Przemówić jej do rozsądku, gdyby mógł. <br /> Chcąc odpędzić te myśli, Ean przycisnął palec do jednej z migających na magionie kropek i zamknął oczy. Magia była przeciętna, niezbyt silna. Sprawdził wcześniej, do kogo należała. <br /> Mirin Lin była podrzędną podwładną Dannela, władającą magią tworzącą. Niezbyt silny przeciwnik, raczej ktoś niezwracający uwagi. <br /> Właśnie dlatego Ean podejrzewał, że Dannel ukrywa się z nią. Nie zamierzał wysyłać tam nikogo słabego — nie mógł zaryzykować wypuszczenia Evasa z miasta, ale Ajsia powinna wystarczyć, żeby zbadać sytuację i w razie problemów ujść z życiem. <br /> Równie dobrze jednak Dannel mógł ukrywać się gdzieś w samotności. Może nawet gdzieś w Eluteanie. Na pewno nie było go pod bramami Oreall — magiony tam umieszczone były wystarczająco silne, by wykrywać samą obecność magów. <br /> — Wiesz, że ona nie stanowi zagrożenia, prawda? Bez magii jest w zasadzie bezsilna. <br /> Ean aż się wzdrygnął. W ogóle nie usłyszał, kiedy podszedł do niego Steen. Obarczył winą swoje zmęczenie — odkąd Ellain uciekła, nie najlepiej sypiał. <br /> Westchnął ciężko i opadł na krzesło, przeczesując palcami włosy. <br /> — Ellain? — Prychnął. — Nie znasz jej. Może i nie ma magii, ale nadal jest inteligentna. Coś wymyśli. Ona nie jest z tych, którzy odpuszczają. — Pokręcił głową. — Skąd w ogóle pomysł, że się nią martwię? <br /> Steen posłał mu zmęczone spojrzenie. <br /> — Ean, proszę cię. Nie jestem ślepy. Odkąd uciekła, w ogóle nie możesz usiedzieć w miejscu. Widzę, że się martwisz. Niepotrzebnie. Złapiemy ją. Nie da rady nam uciec, jest nas zbyt wielu, a ona tylko jedna. <br /> Tak, pomyślał Ean, wbijając wzrok w magion. Ale Urthea jest całkiem duża. I nie jest jedynym kontynentem. <br /><br />*<br /><br /> Następna osoba okazała się nie tak łatwa do przekonania, co Erass. <br /> — A jeśli odmówię? — Garon Anid był prawie czterdziestoletnim Ehailandczykiem znanym ze swojego gwałtownego usposobienia. <br /> Ean ledwie na niego spojrzał, wciąż pochylając się nad magionem. <br /> — Nie rozumiem. Czemu miałbyś odmówić? <br /> Garon gniewnie zmarszczył swoje krzaczaste brwi. <br /> — Nie mogę teraz opuścić Oreall. Moja córka jest chora. <br /> — Naprawdę? Bardzo mi przykro, czy to coś poważnego? <br /> Widział wahanie w ciemnych oczach mężczyzny. Aha!, pomyślał. I tu cię mam! Czemu naprawdę nie chcesz iść? <br /> — Nie, to tylko grypa — przyznał z niezadowoleniem Garon. — Ale i tak nie chcę zostawiać jej samej. <br /> — Może zostać ze swoją matką. <br /> — Z tą kurwą i jej przydupasem? Nie. <br /> Ean niemal przewrócił oczami. Wszyscy w Oreall wiedzieli o burzliwej relacji Garona z jego byłą żoną, Erass. Ich małżeństwo nigdy nie należało do szczęśliwych, pobrali się jedynie z powodu ciąży Erass. Nie wytrzymali jednak ze sobą długo — niemal się nawzajem pozabijali. <br /> — Powiedziałbym ci, żebyś w takim razie zostawił ją z Rux, ale chciałem, żeby ona też się z tobą wybrała. Stanowicie dobry duet. <br /> Rux była nową partnerką Garona. Gdyby się pobrali, byłby to już trzeci ślub mężczyzny, ale nie zanosiło się na to. Może to i lepiej. Kolejny rozwód z pewnością nie poprawiłby reputacji Garona. <br /> Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi. <br /> — Pierdol się. To moje życie i będę z nim robił, co chcę. Myślisz, że możesz mi rozkazywać, co? <br /> Ean westchnął. <br /> — Jeszcze raz na mnie westchniesz, to ci przypierdolę. Nie ręczę za siebie. <br /> — Owszem, myślę, że mogę ci rozkazywać — odparł spokojnie Ean. — Popraw mnie, jeśli się mylę, nie jestem już najmłodszy i pamięć może mi szwankować, ale to chyba mnie Galla wybrała na waszego przywódcę. Jeśli ci się to nie podoba, możesz się jej poskarżyć, z pewnością cię posłucha. — Ledwo ukrył rozbawienie, wyobrażając sobie tę scenę. Z zadowoleniem patrzył, jak kolor odpływa z twarzy Garona. Uśmiechnął się lekko. — Nikt nie trzyma tu cię na siłę, Garonie. Możesz opuścić Oreall w każdej chwili, nikt nie będzie cię ścigał. Możesz nawet wrócić do swojego rodzinnego… — urwał i udał, że się zastanawia. — Melliar, prawda? Jestem pewien, że powitają cię tam z otwartymi ramionami. <br /> Garon przyglądał mu się, mrużąc oczy. Ean czekał, patrząc na niego spokojnie, z lekkim uśmiechem. W końcu mężczyzna dał za wygraną. <br /> — Pierdol się — warknął, obrócił się na pięcie i opuścił bibliotekę, z trzaskiem zamykając drzwi. <br /> Ean przewrócił oczami. Garon nienawidził go od kilku lat — uważał, że to przez niego stracił syna na rzecz swojej drugiej byłej żony. Zawsze wyzywał i pieklił się, jednak koniec końców nigdy nie zlekceważył rozkazu. Na swój sposób był lojalny, nawet jeśli nieprzyjemny. <br /> I dobrze. Gdyby wszyscy lubili Eana, jego życie byłoby niezwykle nudne. <br /> — I jak poszło? — Steen wyłonił się spomiędzy regałów. <br /> — Mówisz, jakbyś nie wiedział. Wiem, że podsłuchiwałeś. <br /> Steen wzruszył ramionami. <br /> — Wolałem zostać w pobliżu. Z tym facetem nigdy nic nie wiadomo. <br /> — Przesadzasz. Jak zwykle. <br /> Ean usiadł przy stole i pogładził lekko magion. Czuł na sobie wzrok Steena, więc czekał, aż bibliotekarz wykrztusi wreszcie, z czym ma problem. Podszedł bliżej i pochylił się nad stołem. <br /> — Nie podoba mi się ten plan — powiedział w końcu. — Chcesz zwabić Dannela do miasta.<br /> — Mi też się on nie podoba — przyznał Ean. — Ale lepszego nie mam. Obawiam się, że mój umysł nie jest już tak sprawny jak przed laty. Starzeję się. <br /> Steen uderzył go w ramię, wcale nie delikatnie. Ean skrzywił się i potarł je.<br /> — A to za co? <br /> — Za użalanie się nad sobą. Przymknij się, nie mogę tego słuchać. <br /> Ean prychnął. <br /> — Nie użalam się nad sobą — zaprotestował. — Czy to nie ty powiedziałeś mi kiedyś, że powinienem przestać myśleć o sobie tak górnolotnie? A teraz marudzisz, że tego nie robię? Proszę cię bardzo — to najlepszy plan, na jaki kiedykolwiek mogłem wpaść. Jest szalony, nieprzewidywalny i na sto procent się uda. Pasuje? <br /> — Och, po prostu się zamknij. Nie będzie tak źle. <br /> — Wiem, że to ty z nas dwóch masz skłonności do przesady, ale ja też czasem muszę sobie ponarzekać. Na przykład teraz. Daj mi chwilę pomarudzić i poużalać się nad sobą. Zaraz mi przejdzie, zobaczysz. <br /> Steen pokręcił głową, ale kąciki jego ust wygięły się lekko ku górze. <br /> — Jesteś niemożliwy — mruknął. — Jak ja z tobą wytrzymuję? <br /> —Może dlatego, że jestem najprzystojniejszym, najinteligentniejszym, najodważniejszym i ogólnie najlepszym mężczyzną, jakiego znasz? Widzisz? Tego właśnie chciałeś? <br /> Steen wbił w niego wzrok. Ean roześmiał się. <br /> — Czasami naprawdę mam ochotę ci przyłożyć — mruknął bibliotekarz. <br /> — Mam nadzieję, że jednak tego nie zrobisz. Uszkodziłbyś tylko moją piękną twarz i co byśmy wtedy zrobili? — Ean pokręcił głową i spoważniał. — Nieważne. Muszę wracać do roboty, jest jeszcze kilka osób, z którymi chcę pogadać. Wracaj do swoich książek — będę chciał ponarzekać, to cię zawołam. <br /> — Lepiej tego nie rób, nie ręczę za siebie. <br /><br />---------------------------------<br /><br />Znowu nic się nie dzieje, rozdział ten powstał tylko po to, żeby przedstawić postać, która później odegra dość ważną rolę ^^<br />Następny rozdział - Mikkel. </span></div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-72406840554118966712018-05-13T16:20:00.005+02:002018-05-13T16:20:57.584+02:00Miasto Magii - Rozdział XXI „Wolność”<div style="text-align: justify;">
Anella próbowała pisać listy do rodziny. Usiadła przy stole w swoim małym mieszkanku, wyciągnęła kilka kartek papieru, rozłożyła je przed sobą, chwyciła za pióro i... utknęła. Nagle w jej umyśle zapanowała pustka. <br /> Od czego zacząć? Jak ująć w słowa to, co chciałaby im przekazać? Choć wcześniej ułożyła sobie wszystko w głowie, teraz nie potrafiła przelać tego na papier. <br /> Zwalczyła chęć pogięcia kartek i wyrzucenia ich przez okno. Odetchnęła głęboko, prostując się na krześle. Tak naprawdę nie miało znaczenia to, co pisała — te listy i tak nigdy nie zostaną wysłane. Anella nie mogła kontaktować się z rodziną, a, poza tym, nawet nie wiedziała, gdzie ich szukać. <br /> Czy jeszcze żyli? W jaki sposób zostali ukarani? Z pewnością odebrano im majątek i wygnano z Oleannu. Może umieszczono ich w więzieniu... Na samą tę myśl przechodziły ją dreszcze. Pomyślała o Thereannie, swojej młodszej siostrze. Miała tylko trzynaście lat. Czy ją również ukarano? Przecież niczemu nie zawiniła. <br /> Nikt z nich nie zawinił. Nie zrobili nic złego, teraz Anella o tym wiedziała. Nie zasługiwali na karę. To nie było sprawiedliwe. <br /> Anella zdała sobie sprawę z tego, że siedzi, gapiąc się w puste kartki i zaciskając dłonie w pięści, dopiero gdy ktoś zapukał do drzwi. Wzdrygnęła się i spojrzała w tamtą stronę. Nie spodziewała się gości. <br /> Mogła zignorować pukanie i udawać, że jej nie ma. Jakaś jej część chciała tego, potrzebowała spokoju, ale inna dosyć samotności. Pragnęła towarzystwa innych ludzi. <br /> Anella poddała się jej woli i otworzyła drzwi. Za nimi stał szeroko uśmiechnięty Sander. <br /> — Cześć, An! — powiedział. — Nie przeszkadzam? <br /> — Nie... Coś się stało? — zapytała, wpuszczając go do środka.<br /> Dopiero po chwili zorientowała się, że była sama w mieszkaniu z obcym mężczyzną. Co pomyślałaby jej rodzina? Ale nie, Sander wcale nie był obcy, poza tym, nie mógł mieć złych zamiarów, prawda? <br /> Sander przeszedł do kuchni i położył swoją torbę na blacie. <br /> — Pomyślałem sobie o naszej ostatniej rozmowie, wtedy w „Kuchni...”. Pamiętasz? <br /> Anella codziennie jadała obiady w „Kuchni Nemaih”, gdzie Sander pracował jako kucharz. Raz udało jej się złapać go w czasie przerwy i faktycznie wtedy rozmawiali. <br /> — Tak — przyznała, przestępując z nogi na nogę. <br /> — Powiedziałaś wtedy, że przychodzisz tam, bo nie potrafisz gotować, pamiętasz? No, to pomyślałem, że może cię nauczę. <br /> Anella otworzyła usta i zaraz z powrotem je zamknęła. <br /> — Ja... — wykrztusiła w końcu. — Nie musisz. — Spuściła wzrok, czując jak się rumieni. <br /> Sander zbył to machnięciem ręki. <br /> — Daj spokój, będzie fajnie, zobaczysz. To wcale nie jest takie trudne. Chodź tutaj, przyniosłem kilka rzeczy, spróbujemy coś zrobić, dobra? <br /> Anella zawahała się i pokiwała głową. <br /> — W porządku... Ale nie mam za dużo czasu, wieczorem mam trening z Evasem. <br /> Sander wyszczerzył zęby w uśmiechu. <br /> — Nie martw się, pójdzie szybko. <br />*<br /> Nie poszło szybko. Anella okazała się całkowitym kulinarnym beztalenciem. Sander, jakimś cudem, nie tracił jednak cierpliwości, pomagając jej i tłumacząc, co robić. Śmiał się przy tym, ale dziewczyna nie odniosła wrażenia, jakby śmiał się z niej. W końcu nawet sama zaczęła uważać to wszystko za zabawne. <br /> Straciła poczucie czasu i spóźniła się na spotkanie z Evasem. Chłopak nie był zadowolony, za karę kazał jej przebiec dłuższy dystans niż zazwyczaj. Nie narzekała, bo wiedziała, że na to zasłużyła. <br /> Ku swojemu zdumieniu, polubiła treningi z Evasem. Choć chłopak nie należał do najmilszych i szybko tracił cierpliwość, w jakiś sposób to, co mówił, potrafiło do niej dotrzeć. Wolałaby jednak, żeby treningi nie były aż tak męczące. <br /> Do mieszkania wróciła już po zmroku, Evas nie chciał wypuścić jej wcześniej. Nawet jej nie odprowadził, przez co niemal biegła, chcąc wrócić do siebie jak najszybciej. Choć wiedziała już, że w Oreall nie musi się niczego obawiać, ulice miasta w nocy wciąż ją przerażały. <br /> Pół nocy nie mogła zasnąć, śniła jej się Thereanna i to, co mogło się z nią stać. Anella nie pamiętała dokładnie treści snów, ale obudziła się cała spocona i roztrzęsiona. <br /> Do pracy poszła wykończona, walcząc z chęcią wzięcia sobie wolnego dnia. Mogła to zrobić, ale nie chciała wyjść na leniwą — w końcu jej praca nie była taka męcząca. <br /> W bibliotece zastała Eana, co ją zaskoczyło. Przez chwilę obawiała się, że się spóźniła, w końcu mężczyzna rzadko wstawał tak wcześnie, ale zegar twierdził, że przybyła na czas.<br /> Steena nigdzie nie było widać. Ean zaś stał na podwyższeniu, przed kilkoma złączonymi stołami. Coś na nich leżało — kiedy Anella podeszła bliżej, odkryła, że to wielki magion, wycięty w kształt Urthei. <br /> — Dzień dobry, Anello — powiedział Ean, nie odwracając się. <br /> — Dzień dobry. Co to? — zapytała, dołączając do niego. <br /> — Magion wykrywający. Wskazuje, gdzie na terenie Urthei używana jest magia. — Zerknął na nią i zmarszczył lekko brwi. — Wszystko w porządku? <br /> Musiała wyglądać jeszcze gorzej, niż jej się wydawało. <br /> — Tak. Tylko... Wczorajszy trening był bardzo wyczerpujący. — Zbyła to wzruszeniem ramion. <br /> Nie zamierzała zwierzać mu się z koszmarów. Nie był jej przyjacielem, tylko... Właściwie sama nie wiedziała. <br /> — Jeśli są dla ciebie zbyt, męczące, możesz jej w każdej chwili przerwać. Porozmawiam z Evasem, jeśli chcesz. <br /> Anella pokręciła głową. <br /> — Nie... Nie trzeba. — Ean zrobił już dla niej wystarczająco wiele. Nie potrzebowała kolejnej przysługi. <br /> — Skoro tak mówisz. — Mężczyzna nie brzmiał na przekonanego, ale z powrotem skupił się na magionie. <br /> Anella również na niego spojrzała. W niektórych miejscach pulsowały jasne kropki, najwięcej było ich po środku. Elutean, jak się domyślała. Albo i sam Oreall. <br /> — Próbujesz znaleźć Dannela — domyśliła się. <br /> Ean pokiwał głową. <br /> — Tak, ale on nie jest taki głupi. Ukrywa się. Znalezienie go nie będzie takie proste. <br /> Anella przygryzła wargę. Z jednej strony chciała, by Dannel został znaleziony i pokonany, ale z drugiej... Przerażała ją perspektywa walki. Czy zostanie do niej zmuszona teraz, gdy przeszła trening? <br /> — Evas go pokona, prawda? <br /> — Oczywiście. Nie musisz się niczym martwić. — Ean uśmiechnął się do niej uspokajająco. <br /> Naprawdę w to wierzy, czy tylko próbuje mnie uspokoić?, zastanowiła się Anella, ale postanowiła dłużej mu nie przeszkadzać i zabrać się do pracy. <br /> Steena ciągle nigdzie nie było, a kiedy zapytała o to Eana, ten machnął tylko ręką w stronę regałów. Nie mając nikogo, kto powiedziałby jej, co ma robić, Anella zajęła się tym, czego nie dokończyła poprzedniego dnia. <br /> Teraz, kiedy już zaczęła używać magii, jej głównym zajęciem było odnawianie starych i zniszczonych książek. Magia manipulująca idealnie się do tego nadawała. Wystarczyło tylko nakazać pożółkłym stronom, by stały się białe, a one natychmiast tego słuchały. Rozdarte i poplamione kartki sprawiały jej więcej problemów, wymagały bowiem większej precyzji, ale tych, na szczęście nie było zbyt wiele. <br /> Anella nie spieszyła się, wiedząc, że gdyby popełniła jakiś błąd i zniszczyła całą książkę, Steen nie wybaczyłby jej. Bibliotekarz nie był taki zły, jednak o swoje książki troszczył się bardziej niż o cokolwiek innego. <br /> Pracowała w ciszy, a Ean kręcił się przy magionie, co jakiś czas mamrocząc coś pod nosem. Przerwało im dopiero przyjście kogoś do biblioteki. <br /> To była Erass, właścielka piekarnii, w której pracowała Dealla. Anella widywała ją czasami — kobieta pochodziła z Ehailandu i miała około czterdziestu lat. Zawsze była dla Anelli bardzo miła, więc dziewczyna ją lubiła. <br /> — Dzień dobry — przywitała się kobieta. — Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej, mieliśmy w piekarni małe... zamieszanie. — Uśmiechnęła się przepraszająco. <br /> — W porządku, nic się nie stało — odparł Ean. <br /> Anella, widząc, że Erass nie przyszła do biblioteki, żeby coś wypożyczyć, wróciła do swojego zajęcia, jednym uchem wciąż przysłuchując się rozmowie. <i>Zamieszanie w piekarni?</i>, pomyślała. <i>Ciekawe, co się stało... Zapytam o to Deallę. </i><br /> — Ma pan dla mnie jakieś zadanie, tak? <br /> — Tak. Chodź bliżej i spójrz na to. — Pokazał kobiecie magion. — Większość z tego to działania Dannela i jego ludzi. <br /> — Nie wygląda to najlepiej... — mruknęła Erass. <br /> — Nie wygląda — przyznał Ean. — Chciałbym, żebyś sprawdziła kilka z tych miejsc. Zobaczyła, co się tam dzieje. Nie doszły nas słuchy o żadnych atakach, ale nie można tego tak zostawić. <br /> — Oczywiście. Gdzie mam się udać? <br /> — Myślałem nad Nuzealn, z tego, co widzę, jest tam Luvvin. I może jeszcze Inoath, chociaż to już nie w Osnei... Jest tam Freannar. Nie chcę, żebyś z nimi walczyła, o ile nie zajdzie taka konieczność. Po prostu sprawdź, co się tam dzieje. <br /> — W porządku. Ci dwaj raczej nie sprawią mi większych kłopotów. <br /> — Cieszę się, że tak uważasz. Zabierz ze sobą jakieś dwie osoby i zgłoś mi, kogo wybrałaś. Dostaniesz magion komunikacyjny i transportujący. Wyruszysz jutro rano. <br /> — W porządku. Czy to wszystko? <br /> — Tak, możesz odejść. <br /> Erass pożegnała się i poszła, Anella zaś nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Erass? Ean wysyłał ją poza granice Oreall? <br /> Owszem, wiedziała, że niektórzy mieli misje poza miastem, ale sądziła, że ograniczało się to tylko do wybranych osób. Takich jak Evas. Erass była tylko właścicielką piekarni, nie wydawała się szczególnie silnym magiem. A mimo to mogła opuścić Oreall. <br /> Opuścić Oreall... Przez chwilę Anella rozmarzyła się, wyobrażając sobie życie poza miastem, bez magii i niebezpieczeństw z nią związanych. To było tylko głupie myślenie, wiedziała, że to coś, czego nigdy nie pozbędzie się ze swojego życia. Jednak sama myśl o tym, żeby wyjechać z miasta, choćby i na kilka dni, napawała ją dziwną ekscytacją. <br /> Całe swoje życie Anella spędziła zamknięta w rodzinnej posiadłości. Przez dziewiętnaście lat nigdy nie opuściła Oleannu. A potem, pomijając samą podróż do Oreall, pozwoliła zamknąć się w Mieście Magii. I, choć lubiła swoje życie tutaj, nagle poczuła, że mogłaby znacznie więcej. <br /> Mogłaby zwiedzić świat, jak Zead, bohaterka „Świata z marzeń i snów”, jej ulubionej książki. Jako dziecko o tym marzyła, dopiero później dotarła do niej smutna prawda o tym, że nigdy nigdzie nie pojedzie. Że była więźniem własnego domu. <br /> Ale teraz była wolna, prawda? Musiała jedynie trzymać się z daleka od Elenei. Reszta świata stała przed nią otworem. <br /> Podekscytowana tą nagłą myślą, Anella otworzyła usta i wypaliła: <br /> — Czy ja też mogłabym gdzieś pojechać? <br /> Ean spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Natychmiast pożałowała swoich słów. <i>Wyśmieje mnie, prawda?</i>, pomyślała z obawą. <br /> — Ty? — zapytał Ean. — Chcesz gdzieś jechać? Poza Oreall? <br /> Anella pokiwała głową, nic nie mówiąc. Ean uśmiechnął się. <br /> — Anello, możesz jechać, gdzie tylko chcesz. Nie jesteś tu więźniem. Jeśli nie chcesz, nie musisz tu nawet mieszkań. Na Urthei są magowie, żyjący poza Oreall. <br /> — Naprawdę? <br /> — Oczywiście. Niewielu, bo jednak życie tutaj jest dla nich bezpieczniejsze, ale są. Ty też możesz do nich dołączyć. <br /> Anella zawahała się. Czy chciała tego? Czy chciała mieszkać poza Oreall? <i>Nie</i>, zdecydowała niemal natychmiast. Nie chciała. Gdyby ktoś spoza miasta odkrył, że jest magiem... Wątpiła, by drugi raz uszła z życiem. Miasto Magii było bezpieczniejszą opcją. <br /> — Nie, ja... Lubię Oreall — powiedziała. — Chcę tu mieszkać. Tylko... Chciałabym wyjechać, choćby i na dwa dni... — Jej głos przybrał niemal błagalny ton. <br /> — W porządku, możesz to zrobić. Musisz tylko poprosić Steena o kilka dni wolnego i możesz jechać, gdzie chcesz. <br /> Anella już zaczynała się uśmiechać, ale mina jej zrzedła. Nie pomyślała o tym. Czy miała wystarczająco dużo pieniędzy, żeby gdziekolwiek jechać? <br /> — Albo... — kontynuował Ean, zerkając na magion. — Albo mogę wysłać cię na oficjalną misję. Wtedy Steen nie będzie miał nic do gadania, a tobie w dodatku zapłacę. <br /> Anella zamarła. <br /> — Jak ta, na którą wysyłasz Erass? <br /> — Tak. Nie martw się, to nic niebezpiecznego. No i nie będziesz sama. Sugeruję, żebyś wzięła Sandra i Deallę, chyba dobrze się z nimi dogadujesz. Co ty na to? <br /> Oficjalna misja? Przeszedł ją dreszcz. Miałaby jechać gdzieś i szukać ludzi Dannela? A gdyby ktoś ją zaatakował? Nie, to zupełnie nie to, co miała na myśli, mówiąc o wyjeździe. <br /> — Ja... Chyba jednak zrezygnuję. <br /> — Twój wybór — w głosie Eana pobrzmiewał zawód. — Jak mówiłem, taka misja nie jest niebezpieczna. Po prostu jedziesz do wskazanego miejsca, patrzysz, czy nie dzieje się tam nic złego i wracasz. <br /> — A gdyby działo się coś niebezpiecznego? <br /> — Wzywasz Evasa albo innego z obrońców i trzymasz się z daleka od kłopotów. <br /> Anella wbiła wzrok we własne dłonie, wciąż niepewna. <br /> — Poza tym, nawet dobrze by było, gdybyś wyjechała — dodał Ean. — Niedługo może zrobić się w Oreall dość niebezpiecznie.<br /> Dziewczyna spojrzała na niego. <br /> — To znaczy? <br /> — Obawiam się, że nie mogę wyjaśnić ci, co planujemy. Zaufaj mi jednak — lepiej będzie ci z daleka od miasta. <br /> Anella odetchnęła głęboko. <br /> — Dobrze — powiedziała wreszcie. — W porządku. Pojadę. <br /> Ean uśmiechnął się szeroko. <br /> — Świetnie. Naprawdę, bardzo się cieszę. Zaraz znajdę ci jakieś odpowiednie miejsce... <br /> Anella przyłożyła dłoń do piersi, czując przyspieszone bicie serca. Miała nadzieję, że nie popełniła właśnie największego błędu w swoim życiu. </div>
<div style="text-align: justify;">
*<br /> Po opuszczeniu biblioteki, poszła po Deallę. Wiedziała, gdzie jej szukać. Dziewczyna właśnie kończyła swój dzień pracy w piekarni. Na widok Anelli uśmiechnęła się szeroko. <br /> — Cześć! Co tam? <br /> Anella zawahała się. Czy powinna od razu przejść do rzeczy? <br /> — Właśnie skończyłam pracę… — zaczęła. — I rozmawiałam z Eanem. Ma dla mnie zadanie… — Coś poza miastem. W jakimś miasteczku niedaleko Eluteanu zauważono dużą aktywność magii… Ean chce, żebym to sprawdziła. Powiedział, żebym zabrała ciebie i Sandra. <br /> Z obawą oczekiwała na odpowiedź, kiedy Dealla zastanawiała się. <br /> — Czy to niebezpieczne? <br /> — Ean twierdzi, że nie… Mamy tylko sprawdzić, czy nie dzieje się tam nic złego. Powiedział, że mamy nie walczyć, tylko uciekać, jeśli coś by się działo. <br /> Dealla uśmiechnęła się i pokiwała głową. <br /> — Dobra. Wchodzę w to. Wygląda na to, że wreszcie dzieje się coś ciekawego. <br /> <i>Ciekawego</i>?, pomyślała Anella. <i>Miasto jest w niebezpieczeństwie, Dannel może w każdej chwili je zaatakować. To nie jest ciekawe. To przerażające.</i> Uśmiechnęła się jednak słabo i pokiwała głową. <br /> — Zabrałybyśmy może i Stace, ale ona pewnie będzie musiała pilnować dzieciaków — mówiła dalej Dealla. Wzruszyła ramionami. — No nic, trudno. Jej strata. Rozmawiałaś już z Sandrem? <br /> — Jeszcze nie, nie bardzo wiem, gdzie go znaleźć… — Wspominał, że wieczorami grywa w barach, ale ona żadnego nie znała. Nie chciała zapuszczać się w podejrzane okolice miasta, a już na pewno nie sama. <br /> — No to chodźmy go poszukać. Może będzie w „Szalejącym Płomieniu”. <br /> Anellę przeszedł dreszcz na samą myśl o barze. Nigdy w żadnym nie była i nie chciała tego zmieniać. Objęła się ramionami i usiadła na stołku w kącie, czekając, aż Dealla skończy pracę. <br /> — Dobrze znasz Sandra? — zagadnęła Dealla. <br /> Anella zastanowiła się. <br /> — Znam go, oprowadził mnie trochę po mieście pierwszego dnia, ale… Nie rozmawiałam z nim wtedy za długo. Ale któregoś dnia go spotkałam po pracy i odprowadził mnie do domu. I wczoraj mnie odwiedził — dodała po chwili i natychmiast tego pożałowała, widząc błysk w oczach Dealli. <br /> Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle. <br /> — Ach tak? Odwiedził cię? — Oparła się o ladę. — No proszę, proszę. Widzę, że w twoim życiu dzieją się ciekawe rzeczy. <br /> Anella zarumieniła się. <br /> — To nie tak… — mruknęła. — Po prostu na siebie wpadliśmy i… Nieważne. — Nie musiała z nikim o tym rozmawiać. Zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła głowę. <br /> Dealla roześmiała się. <br /> — Już daj spokój, to nic strasznego. Sander to przystojny mężczyzna, sama bym się za niego brała, gdybym już kogoś nie miała. <br /> — To ty masz Partnera? — zdziwiła się Anella, jednocześnie rozpaczliwie chwytając się możliwości zmiany tematu. <br /> — Ha! Nie Partnera, bez przesady, młoda jeszcze jestem, muszę się wyszaleć. Fellim to miły i słodki chłopak, kiedyś cię mu przedstawię. <br /> Anella otworzyła szerzej oczy. <br /> — To twój Dobrany? <br /> Dealla prychnęła.<br /> — Proszę cię! Nie potrzebuję jeszcze Partnera. Już mówiłam, chcę się trochę wyszaleć. Co jest? Zgorszyłam cię? <br /> — Nie, ja tylko… — Anella urwała. Tak, była zgorszona. Dealla była z kimś, kto nie był jej Partnerem? Przecież to niedozwolone! Prawo we wszystkich eańskich krajach jasno mówiło, że w życiu można mieć tylko jednego Partnera! <br /> Dealla przewróciła oczami. <br /> — Och, An. Otwórz oczy i rozejrzyj się. Wiem, że wy, tam na północy, jesteście strasznie pruderyjni, ale bez przesady. Naprawdę tak cię to szokuje? Że jestem z kimś, kto nie jest moim Partnerem? — Pokręciła głową i westchnęła. — To pewnie jeszcze bardziej się zdziwisz, kiedy powiem ci, że większość tak robi. Starzy mogą sobie przestrzegać tych niedorzecznych zasad, ale większość młody je ignoruje, mówię poważnie. Szczegołnie w Oreall, gdzie te głupie zasady nie obowiązują. <br /> Anella pokiwała głową, czując się nieco słabo. Oczywiście, powinna była to przewidzieć. Czemu w ogóle cokolwiek jeszcze ją dziwiło? Oreall nie było takie, jak reszta świata. Powinna się do tego już dawno przyzwyczaić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />*<br /> Dealla miała rację — znalazły Sandra w „Szalejącym Płomieniu”. Bar, wciśnięty w boczną uliczkę, był cały zapełniony, pomimo dość wczesnej pory. Anella weszła do środka z obawą, spodziewając się tłumu pijanych ludzi. <br /> W barze panował półmrok, mimo wspomaganych magią lamp, zwisających z sufitu. Kamienne ściany, choć powinny wydawać się chłodne, nadawały wnętrzu przytulne wrażenie. Ludzie siedzieli w niewielkich grupach na puszystych poduszkach, przy niskich stolikach. Faktycznie było ich wielu, niektórzy trzeźwiejsi od innych. Dyskutowali coś gorączkowo. <br /> Oprócz ludzi była też muzyka. Lekka, przyjemna melodia, swobodnie płynąca w powietrzu i poprawiająca nastrój. Anella nigdy nie przepadała za dźwiękami gitary, teraz jednak poczuła, jak jej usta automatycznie rozciągają się w uśmiechu.<br /> Z łatwością zlokalizowała źródło muzyki. W kącie pomieszczenia siedział Sander, z gitarą w dłoniach, swobodnie wygrywając melodię. Miał zamknięte oczy, na jego ustach błąkał się lekki uśmieszek, a ludzie siedzący w jego najbliższym otoczeniu wydawali się jakoś tak... bardziej zrelaksowani.<br /> Anella przestała się na niego gapić dopiero, kiedy Dealla szturchnęła ją łokciem i wskazała na rudowłosego mężczyznę, który właśnie do nich podszedł. <br /> — Witajcie, drogie panie. — Mężczyzna uśmiechnął się ciepło. — Mamy dzisiaj tłok, ale może jeszcze znajdziecie gdzieś miejsce.<br /> — Nie trzeba — powiedziała Dealla. — Jesteśmy tu tylko po Sandra. — Wskazała go dłonią. — Zaraz sobie pójdziemy.<br /> Mężczyzna pokiwał głową, rozglądając się.<br /> — Chętnie bym z wami pogadał, dziewczyny, ale przy tylu ludziach mam ręce pełne roboty, więc muszę już lecieć. Usiądźcie sobie gdzieś. Za chwilę powinien skończyć.<br /> Z tymi słowami oddalił się. Dziewczyny wymieniły spojrzenia, a potem udały się do kąta, w którym siedział Sander. Usiadły w pobliżu i pozwoliły, aby muzyka je pochłonęła.<br /> Anella niemal natychmiast poczuła, jak jej ciało relaksuje się, a z głowy odpływają wszystkie złe myśli. Przymknęła oczy i pozwoliła, żeby to uczucie ją opanowało. Może powinna czuć się zaniepokojona, w końcu wyraźnie coś się z nią działo, jednak... Nie potrafiła zdobyć się na jakiekolwiek negatywne uczucia.<br /> <i> Magia?</i>, zastanowiła się. To miałoby sens, jednak... Czy Sander był w stanie zrobić coś takiego? To prawda, był Umysłowcem, jednak...<br /> Anella nagle oprzytomniała. Zamrugała, zdezorientowana i wyprostowała się na krześle. Dopiero po chwili dotarło do niej, że muzyka ucichła, a, wraz z nią, jej magia. Rozglądając się, zauważyła, że ludzie siedzący wokół zareagowali podobnie.<br /> — Przepraszam — powiedział Sander, odkładając gitarę na bok i wstając. Uśmiechnął się przepraszająco. — Mała przerwa na toaletę. Zaraz wracam.<br /> Kiedy wyszedł, Anella spojrzała na Deallę. Ta uśmiechnęła się.<br /> — To było coś, nie? Nigdy nie widziałam, żeby ktoś robił coś takiego.<br /> Anella pokiwała głową.<br /> — Ale jak on to zrobił? — zapytała. — Jest przecież Umysłowcem, więc jak wpłynął na gitarę, żeby... — zawahała się. — Żeby zrobić to, co zrobił? — Cokolwiek by to nie było.<br /> Inna część umysłu dziewczyny była przerażona. Nie wiedziała, że magia była zdolna do czegoś takiego. Żeby tak kontrolować innego człowieka, jego uczucia... To było straszne. Cieszyła się, że to Sander miał taką moc, bo w rękach innego maga mogłaby być śmiertelnie niebezpieczna.<br /> Dealla wzruszyła ramionami.<br /> — Nie wiem. Magia wewnętrzna jest dziwna. Sama nie do końca ją rozumiem, a jestem przecież Jednostkowcem. Naprawdę, ciężko to ogarnąć. Chodź, już wrócił. — Wskazała dłonią.<br /> Faktycznie, Sander wrócił już z toalety i znów zajął swoje miejsce. Zanim jednak sięgnął po gitarę, dziewczyny wstały i podeszły do niego.<br /> Na ich widok rozpromienił się.<br /> — Dea! An! Cześć! — powiedział energicznie, a Anella zastanowiła się, od kiedy to ludzie zaczęli ją tak nazywać. Nie przeszkadzało jej to — właściwie, było całkiem przyjemne.<br /> Dziewczyny odwzajemniły uśmiech. Anella była niemal pewna, że na jej policzki wstąpił rumieniec.<br /> — Świetnie grasz — powiedziała Dealla.<br /> — Naprawdę? — Sander zaśmiał się lekko i podrapał w tył głowy. Wydawał się lekko zakłopotany. — Wiecie, pomyślałem sobie, że ludzie nie wyglądali na zbyt szczęśliwych, więc może zagram coś i pomogę im się zrelaksować...<br /> — Chyba zadziałało. — Dealla skinęła głową w stronę sali. Faktycznie, ludzie wydawali się nie być już tak niezadowoleni, jak wcześniej. Anella miała jednak wrażenie, że był to efekt chwilowy. — Przyszłyśmy tu, bo Anella ma do ciebie pytanie.<br /> Kiedy Sander skierował na nią wzrok, dziewczyna posłała Dealli spojrzenie, częściowo zirytowane, częściowo zawstydzone. Liczyła, że to ona się wszystkim zajmie.<br /> — Więc? — zapytał mężczyzna, kiedy Anella milczała przez chwilę. Poskutkowało to, oczywiście, pogłębieniem się rumieńca na jej twarzy.<br /> — Ja... Uch... — Odetchnęła głęboko. Uspokój się, powiedziała sobie. Przecież nie prosisz go, żeby się z tobą ożenił. — Zastanawiałam się, czy... To znaczy… Ean dał mi pewną misję, poza miastem i powiedział, że mogłabym zabrać ciebie… Chciałbyś ze mną pójść? — wyrzuciła wreszcie z siebie. <br /> Wbiła wzrok w podłogę, nie potrafiąc zmusić się do spojrzenia mu w twarz. Proszę, zgódź się, błagała w myślach. Zgódź się. Nie była pewna, co by zrobiła, gdyby jej odmówił. Pewnie umarła z upokorzenia.<br /> — Jasne! — zawołał Sander, a ulga, którą poczuła Anella, prawie zwaliła ją z nóg. — Chętnie! A o co właściwie chodzi w tej misji? <br /> — W takim miasteczku przy Eluteanie, Jiean, Ean odkrył jakąś magiczną aktywność — wyjaśniła Dealla, litując się nad Anellą. — Chce, żebyśmy sprawdzili, czy nie ma tam czasem Dannela i tej babki, którą uwolnił z Szarej Wieży. <br /> Sander uśmiechnął się i pokiwał głową. <br /> — To kiedy wyruszamy? <br /> — Jutro z samego rana — odparła Anella. — Spotkamy się pod biblioteką? — zasugerowała. <br /> — Jasne! Już nie mogę się doczekać. <br /> Dopiero kiedy wychodziły na zewnątrz, Anella zdała sobie sprawę, że właśnie skazała się na kilka dni w obecności Sandra. Miała nadzieję, że przetrwa to bez upokarzania się.<br />~</div>
<div style="text-align: justify;">
Przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów ^^" </div>
<div style="text-align: justify;">
Miał być krótki rozdział, a wyszedł jeden z dłuższych, bo połączyłam dwa w jeden. </div>
<div style="text-align: justify;">
Następny rozdział - Ean. </div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6678684042166251080.post-77283468287387566782018-04-29T12:55:00.001+02:002018-04-29T12:55:38.074+02:00Miasto Magii - Rozdział XX „Pułapka”<div style="text-align: justify;">
Evas nie usiłował nawet ukryć swego zirytowania, kiedy szybkim krokiem przemierzał Oreall, kierując się do biblioteki. <i>Wścibska idiotka</i>, myślał. <i>Wtrąca się w nie swoje sprawy. Po cholerę w ogóle pytała? </i><br /> Jednak istniała też niewielka jego część, która zdawała sobie sprawę z tego, że była to również jego wina. <i>Mogłeś nie odpowiadać</i>, mówiła. <i>To ty jesteś idiotą, trzeba było unikać tematu, przecież wiesz, jak reagujesz na wspomnienia o Balli. </i><br /> Evas kazał jej się zamknąć. Nie miał teraz czasu na takie głupoty, Ean chciał się z nim spotkać. Pewnie miało to coś wspólnego z ostatnim atakiem Dannela na miasto. Bardziej niż czegokolwiek innego, Evas pragnął, żeby tam wtedy być. Szczególnie, że Dannelowi towarzyszyła też jego siostra. <br /> Nie wiedział, którego z nich bardziej nienawidził. Oboje go zdradzili, ale w inny sposób. <br /> Evas pamiętał doskonale dzień, w którym po raz pierwszy pojawił się w Oreall. Miał wtedy piętnaście lat i był przerażony. Nie wiedział, czego się spodziewać. Jego rodzice twierdzili, że Miasto Magii nie było takie złe, jak opowiadano i wierzyli, że ich dzieci będą mogły wieść tam normalne życie. Ale Evas i tak się bał. Miał jednak Ballę, swoją młodszą siostrzyczkę, więc nie był całkiem sam. <br /> Szybko okazało się, że rodzice mieli rację — Oreall nie było złym miejscem, a Evas zaczął się do niego przyzwyczajać, może nawet je lubić. W dodatku, okazał się potężnym magiem, co dawało mu kilka przywilejów i sprawiło, że stał się jedną z najważniejszych osób w mieście. Dzięki temu poznał też Dannela i mężczyzna, pomimo dzielącej ich różnicy wieku, szybko został jego przyjacielem — pierwszym przyjacielem. To dlatego Evas ignorował jego gadanie o wyższości magów nad ludźmi i chęci zemsty. <br /> Pożałował tego później, kiedy Dannel go zdradził i próbował zabić. Nie udało mu się,a Evas zdawał sobie sprawę z tego, że to on zawiódł. Bo on również nie potrafił zabić swojego dawnego przyjaciela. <br /> Nienawidził siebie za to, a mieszkańcy Oreall z pewnością czuli w stosunku do niego to samo. Jego zadaniem było bronienie miasta przez ludźmi pokroju Dannela. Osobiste uczucia nie powinny wchodzić mu w drogę i zawsze sądził, że nie będą. A jednak się mylił. <br /> Miał dość tego wszystkiego. Nie mógł się doczekać, kiedy walki ustaną, Dannel zostanie pokonany, a on sam będzie mógł wreszcie odpocząć. <br /> Przeklinał w duchu Eana i to, że mężczyzna chciał się z nim spotkać. Evas miał ochotę po prostu wrócić do mieszkania i do końca dnia unikać ludzi. <i>Załatwię to szybko</i>, pomyślał,<i> i zaraz wrócę</i>. <i>Oby tylko nikt więcej nie zawracał mi głowy. </i><br /> Oczywiście, ledwie sformułował tę myśl, usłyszał wołanie: <br /> — Evas! Hej, czekaj! <br /> Obejrzał się przez ramię, nie zatrzymując się. To był ten Teklandczyk, Gillen czy jak mu tam było, idący szybkim krokiem w jego stronę. Evas nie zwolnił, ale pozwolił, żeby chłopak go dogonił. Może został przysłany przez Eana. <i>Może odwołał spotkanie, </i>pomyślał Evas z nikłą nadzieją. <br /> — Czego chcesz? <br /> Gillen zawahał się. Evas posłał mu zirytowane spojrzenie, przez które ten zbladł jeszcze bardziej. <br /> — Nie chcę ci przeszkadzać… <br /> — Właśnie to robisz. Gadaj i się wynoś, nie mam na ciebie czasu. — Przyspieszył. <br /> — Ja tylko… Tak sobie pomyślałem, że skoro Dannel niedawno zaatakował Oreall, to może wkrótce znowu to zrobić… A ja dalej nie potrafię używać magii… No i pomyślałem sobie, że może ty mógłbyś mi jakoś pomóc, czy coś… Słyszałem, że pomagasz tej nowej...<br /> Evas nie wierzył własnym uszom. Wiedział, po prostu wiedział, że tak to się skończy. Zgodził się na pomoc jednej osobie i nagle wszyscy sądzili, że będzie na ich posyłki! <br /> — Co proszę? Myślisz, że kim ja, kurwa, jestem? Kellą, pierdoloną boginią miłosierdzia?! — Pokręcił z niedowierzaniem głową. <br /> — Ja tylko… Przepraszam. Tak tylko sobie pomyślałem… <br /> — To nie myśl, bo chyba ci to szkodzi — warknął chłopak i odszedł. Nienawidził tego cholernego miasta. Wszyscy wiecznie zawracali mu głowę. A on chciał tylko zaznać choćby chwili spokoju. <br /> Gillen już nie próbował go dogonić. <br />*<br /> Ean czekał na Evasa w bibliotece. Oprócz niego, była tam tylko jasnowłosa kobieta po czterdziestce — Ajsia. Powitała Evasa krótkim skinięciem głowy. Chłopak odetchnął z ulgą. Obawiał się, że na spotkaniu czekają go tłumy, ale oprócz tej dwójki, w bibliotece nie było nikogo innego, nawet Steena. I dobrze, im mniej ludzi, tym lepiej. <br /> — O co chodzi? — zapytał Evas, nie bawiąc się w uprzejmości. <br /> Ean wskazał na kilka złączonych stołów, stojących na podwyższeniu. Na nich rozłożono duży magion, kształtem przypominający Urtheę. Evas przyjrzał się mu, marszcząc brwi. W niektórych miejscach migały jasne kropki — najwięcej zgromadziło się ich na środku, na terenie Osnei. <br /> — Dannel nie próżnuje — powiedział cicho Ean, stając u boku chłopaka. — Cały czas rejestrujemy użycie silnej magii w granicach Osnei. Szczególnie w pobliżu Oreall. <br /> — On coś planuje — powiedziała Ajsia. <br /> Evas pokiwał głową, zgadzając się z kobietą. <br /> — Prawdopodobnie chce odwrócić naszą uwagę od czegoś — kontynuował Ean. — Tak jak było z jego ostatnim atakiem na Oreall. Pytanie tylko, co takiego chce zrobić. Masz jakieś pomysły? Znasz go lepiej niż ja. <br /> <i>Niestety</i>, pomyślał Evas. Czasem wolałby go w ogóle nie poznawać. Stracił przez niego wszystko. Kiedyś za to zapłaci. Już niedługo. <br /> — Może… — zawahał się i zająknął, kiedy Ean i Ajsia spojrzeli na niego. Jak on tego nienawidził! — Może chce nas wywabić z miasta. Upozorować ataki na jakieś pobliskie miasta, żebyś powysyłał tam silnych magów i zostawił Oreall bez obrony. <br /> Tak jak zrobił z wcześniejszym atakiem, tylko teraz na znacznie większą skalę. <br /> — Myśleliśmy z Ajsią tak samo.. Ale nie mogę tego tak po prostu zostawić. — Ean spojrzał na niego. — Coś naprawdę może się tam dziać.<br /> Evas zrozumiał. <br /> — Chcesz, żebym to sprawdził. — Nie podobało mu się to. Dopiero wróciłem do miasta, pomyślał zirytowany. I znowu muszę wyjeżdżać? Niby kiedy będę mógł odpocząć? Zasługuję na to! <br /> Ku jego zdumieniu, Ean pokręcił głową. <br /> — Nie ty. Wyślę Ajsię i innych. Ale ty zostaniesz w mieście. Oczywiście, Dannel nie będzie o tym wiedział. <br /> — Zastawimy pułapkę — domyślił się Evas. <br /> — Tak. <br /> <i>Nareszcie</i>, pomyślał Evas, zaciskając dłonie w pięści. <i>Nareszcie dorwę tego skurwysyna. Tym razem go pokonam. Tym razem go zabiję. Nie jestem tak słaby, jak byłem trzy miesiące temu. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>--------------------------------------- </i></div>
<div style="text-align: justify;">
Króciutki rozdział. Od razu ostrzegam - kolejny też taki będzie. <i> </i></div>
kudikothttp://www.blogger.com/profile/10269364862876644688noreply@blogger.com0