środa, 9 listopada 2016

Rozdział XVI

    Balla była zirytowana. Dotarcie do pierwszego większego miasta — Ereall — zajęło jej kilka godzin. Poruszała się na piechotę, powoli i nienawidziła każdej sekundy. Czuła się taka... bezsilna. Cokolwiek zrobili jej Luten i Mavalia — szczególnie ona — najwyraźniej jeszcze się utrzymywało.
    Nie wiedziała, czy tamci ją ścigali. Miała nadzieję, że nie. Że dała im wystarczającą nauczkę i nie będą trzymać się z daleka. Tak naprawdę bała się kolejnej konfrontacji z nimi, choć przyznawała się do tego z bólem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio ktoś wzbudził w niej strach.
    Kiedy dotarła do Ereall, noc dawno już zapadła. Nadal jednak panowało przyjemne ciepło, a niebo przysłaniały nieliczne tylko chmury. Ballę to cieszyło — czuła się wykończona i nie chciałaby podróżować w nieprzyjaznych warunkach atmosferycznych.
    Przypuszczała, że o tej porze hotele będą zamknięte, ale musiała się gdzieś zatrzymać. Musiała odpocząć, inaczej gotowa była paść na twarz tam, gdzie stała. Dlatego skierowała się do gospody, z której wciąż dochodziły głosy, mimo późnej pory.
    Kiedy weszła do środka, wszyscy jednak ucichli. Przyglądali jej się z niepokojem. Balla przelotnie zastanowiła się, jak wygląda. Zapewne niezbyt dobrze, sądząc po spojrzeniach, które zgarniała. Były tak różne od tych, do których przywykła, że poczuła się nieswojo.
    Kilka sekund zajęło jej otrząśnięcie się z tego nieprzyjemnego uczucia. Ruszyła przed siebie, kierując się w stronę baru. Kiedy tylko się poruszyła, w gospodzie rozległy się szepty. Najpierw ukradkowe, ale chwilę potem przerodziły się w normalne głosy. Ludzie również otrząsnęli się po doznanym szoku i wrócili do poprzednich zajęć.
    Młoda dziewczyna za barem obrzuciła ją nieufnym spojrzeniem. Ballę zaskoczył jej wygląd. Nie przypominała Osneanki — miała jasną skórę i włosy, zaś oczy o zielonej barwie. Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym głowy. Miała własne problemy.
    — Potrzebuję pokoju — powiedziała cicho i spokojnie.
    — Wszystkie zajęte — odparła dziewczyna głosem wypranym z emocji.
    — Potrzebuję pokoju — powtórzyła Balla z naciskiem. Podłoga zadrżała lekko, niemal niezauważalnie.
    Oczy dziewczyny rozszerzyły się lekko i zawitał w nich lekki strach. Dobrze. Dziewczyna domyśliła się magicznych zdolności Balli. Teraz pójdzie łatwiej.
    Tak się jednak nie stało.
    — Wyjdź stąd — powiedziała dziewczyna twardym tonem, pomimo strachu w oczach. — Natychmiast. Nie lubimy tu magów.
    — A ja nie lubię, kiedy takie parszywe robaki jak ty nie robią tego, co im mówię — odparła Balla, ledwo będąc w stanie pohamować wściekłość. Ludzie. Czemu zawsze musieli być tacy głupi? Nienawidziła ich.
    Tym razem, oprócz podłogi, zatrzęsły się również ściany. I tym razem zauważyło to więcej ludzi. Zapanował popłoch, kiedy zaczęli zrywać się na nogi. Co mądrzejsi uciekli na zewnątrz, ale niektórzy po prostu stali i się gapili. Idioci. Cóż, nie jej wina, jeśli ucierpią.
    Zanim jednak cokolwiek poważnego zdążyło się stać, ktoś chwycił ją za ramię. Balla odwróciła się, gotowa zaatakować w każdej chwili, i zamarła, widząc znajomą twarz.
    — Myślałam, że nie żyjesz — powiedziała obojętnym tonem, odzyskując panowanie nad sobą.
    Fex wzruszył ramionami i roześmiał się irytująco.
    — To uznaj mnie za ducha. Nie bój się, nie przyszedłem cię straszyć. Co tu robisz?
    Balla posłała mu nieprzyjemne spojrzenie.
    — Nie twoja sprawa — odparła wyniośle, wyszarpując rękę z jego uścisku.
    Fex przewrócił oczami.
    — Chodź gdzieś indziej to porozmawiamy spokojnie.
    Balla chciała zaprotestować, ale po szybkim rozejrzeniu się zdała sobie sprawę, że zostanie w gospodzie nie byłoby najlepszym pomysłem. Zewsząd otaczały ją wrogie twarze. Żądne mordu. Dziewczyna powstrzymała wzdrygnięcie — ludzie byli okropni.
    Niechętnie wyszła za Fexem i po cichu odetchnęła z ulgą. Nie lubiła przyznawać się do słabości, ale bycie wśród tylu wrogo nastawionych ludzi... To nie skończyłoby się dobrze. Mogłaby ucierpieć — choć oni z pewnością bardziej. W końcu nie mieli magii.
    Odetchnęła głęboko i spojrzała wrogo na Fexa. Dzieciak nie wydawał się tym zbytnio przejęty.
    — Byliśmy przekonani, że nie żyjesz — powiedziała do niego. — Jak uciekłeś? — Ton jej głosu jasno dawał do zrozumienia, że dziewczyna żąda odpowiedzi natychmiastowo.
    Wzruszył ramionami, nieprzejęty.
    — Kto mówi, że uciekłem? — Popatrzyła na niego, nie rozumiejąc. Uśmiechnął się beztrosko. — Może dostałem drugą szansę? Bo wiesz, pan Ean powiedział, że jak dostarczę mu któregoś z najbliższych popleczników Dannela, to mi wszystko wybaczy. Więc... Przepraszam. — Uśmiechnął się ze skruchą, która wyglądała na szczerą.
    Przez chwilę Balla stała, zbyt ogłupiała, żeby cokolwiek zrobić. Była zbyt zmęczona. Tak bardzo zmęczona...
    Zanim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób, otoczyła ją ciemność.

    Anella sądziła, że nigdy nie znienawidzi nikogo bardziej, niż swojego brata po tym, jak ją zdradził. Myliła się. Nienawiść, którą czuła do Dannela, przyćmiła każde inne uczucie. Nie pozostawało nic innego, tylko ona.
    Pierwszy raz w życiu Anella życzyła komuś śmierci.
    Chciała, żeby Dannel zginął. Żeby cierpiał. Żeby jego śmierć była wolniejsza i boleśniejsza niż śmierć Dealli. Chciała zadać mu ją osobiście.
    Jakaś część jej — ta, której nie pochłonęły mroczne myśli — była przerażona. Jak mogła tak myśleć? Owszem, to, co zrobił Dannel było okropne, niewybaczalne i powinien zostać ukarany, ale śmierć? Zadana własnoręcznie przez nią? Coś takiego było... Złe.
    Czy to znaczy, że się myliłam?, zastanowiła się Anella. Że jednak jestem zła? Czy to przez magię, której użyłam? Ludzie mieli rację — to ona czyniła magów złymi.
    Nie obchodziło jej to. Dealla nie żyła. Tylko to miało znaczenie.
    Anella próbowała sobie wmówić, że kiedy dostaną się już do Oreall, wszystko będzie dobrze. W Oreall był Evas, który z łatwością pokonałby Dannela. Zabiłby go. Przyniósł sprawiedliwość — za śmierć Dealli i wielu innych, którzy niewątpliwie zginęli z jego ręki w przeszłości.
    A potem Ean ich zdradził. Nie dało się tego opisać inaczej — to była zdrada. Anella czekała na jakiś znak z jego strony — coś, co świadczyłoby o tym, że blefował, że to wszystko było tylko grą, mającą na celu zmylenie Dannela. Ale niczego się nie doczekała — mężczyzna zerknął na nią i Sandra tylko raz i nie wyglądał na zbytnio przejętego ich losem.
    Wstrząsnęło nią to niemal tak bardzo, jak śmierć Dealli. Miała Eana za przyjaciela — zawsze się o nią troszczył, opiekował się nią. A teraz tak po prostu go nie obchodziła? Czy to wszystko było grą?
    Nie powinna była mu ufać. Nie powinna była ufać nikomu. Już nigdy nie popełni tego samego błędu.
    Dannel zaprowadził ich do Szarej Wieży — tej samej, z której nie tak dawno temu pomógł uciec więźniowi. Teraz stała pusta.
    Dannel wepchnął Anellę i Sandra do wspólnej celi. Dziewczyna otarła sobie kolana, padając na twardą posadzkę, ale nie przejęła się tym. Nie potrafiła. Drzwi do celi zamknęły się z trzaskiem. Za nimi rozległ się odgłos rozmowy.
    I drzwi otworzyły się znowu. Dannel, z wyrazem wściekłości na twarzy, chwycił Anellę za ramię i wyciągnął na zewnątrz. Nie protestowała — posłusznie poszła za nim.
    Czy teraz mnie zabije?, zastanowiła się. Nie bała się. Właściwie, powitałaby śmierć z ulgą. Wszystko byłoby lepsze od stanu, w którym znajdowała się teraz.
    — Bądź grzeczna, bo pożałujesz — pogroził jej Dannel, więc pokiwała głową.
    Zerknęła na Eana, choć wcześniej obiecywała sobie, że nigdy więcej na niego nie spojrzy. Uśmiechnął się do niej i poruszył wargami, mówiąc bezgłośne: „Spokojnie”.
    Natychmiast odwróciła wzrok. O co mu chodziło? Najpierw zachowuje się, jakby go nie obchodziła, teraz ją uspokaja... Nie wiedziała, co o tym sądzić. A potem zorientowała się.
    Evas. Nie powiedział Dannelowi o Evasie. Ciągle jest po naszej stronie.
    Poczuła się odrobinę lepiej, wiedząc, że Ean jednak ich nie zdradził. Ale w dalszym ciągu nie rozumiała jego planu. Wiedziała jednak, że powinna mu zaufać. Nie miała innego wyjścia.
    Dannel zaciągnął ją i Eana na sam szczyt wieży, do pokoju, który się tam znajdował. Był on jednak większy i lepiej urządzony, niż cela, w której zamknięty został Sander. Anella spodziewała się, że Dannel zamknie tam ją i Eana, choć nie rozumiała, dlaczego.
    Tak się jednak nie stało.
    — Pomyślałem, że ci się tutaj spodoba — zwrócił się Dannel do Eana.
    Ten westchnął ze zrezygnowaniem, ale posłusznie wstąpił do pokoju. Dannel zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz w zamku.
    — Chodź — powiedział i brutalnie pociągnął Anellę za sobą.
    Dlaczego mnie ze sobą zabiera?, pomyślała dziewczyna, ale nie odważyła zapytać. Szok powoli mijał, na jego miejsce przychodził paraliżujący strach.
    On zabił Deallę, pomyślała Anella. Co go powstrzymuje przed zabiciem mnie? Dokąd mnie zabiera? Panika przejmowała nad nią kontrolę.
    Okazało się, że zabierał ją do biblioteki. Jakaś część Anelli odetchnęła z ulgą. Biblioteka kojarzyła jej się z bezpieczeństwem. Tam był Steen. On na pewno coś wymyśli.
    O ile Dannel go nie zabije.
    W bibliotece panowała cisza — po Steenie nie było ani śladu. Anella czuła się jak intruz. Książki, choć przecież nie żyły, wydawały się być wrogo nastawione. Nieprzyjemna atmosfera wręcz dusiła.
    — Wyłaź, Steen! — zawołał Dannel, boleśnie ściskając ramię Anelli. — Wyłaź albo dziewczynie stanie się krzywda!
    To dlatego mnie zabrał?, zastanowiła się Anella. Żeby móc szantażować Steena? Bała się, że mogło to nie zadziałać — że Steen uznałby, że nie będzie ryzykował dla niej swojego życia. Nienawidziła siebie za takie egoistyczne myślenie.
    A jednak zadziałało — Steen wyłonił się spomiędzy regałów. Nie był sam — towarzyszył mu Gillen. Wyglądał na równie przerażonego, co dziewczyna.
    — Jest i Gillen! — zawołał Dannel, zadowolony. Uśmiechnął się. — To dobrze, zaoszczędziłeś mi poszukiwań. Bądź tak dobry i nie wtrącaj się — obiecałem, że cię nie skrzywdzę i nie chcę łamać tej obietnicy.
    Gillen pokiwał głową, wpatrując się w niego oczami szeroko otwartymi ze strachu. Był bledszy, niż zwykle.
    — Puść dziewczynę — powiedział twardo Steen, mrużąc oczy. — Nie zrobiła nic złego.
    Dannel westchnął.
    — Nie byłbym taki pewien. Ale puszczę ją, jeśli grzecznie pójdziecie za mną. I bez żadnych sztuczek! — zastrzegł. — Albo dziewczyna zginie!
    Steen przyjrzał się jej. Anella modliła się w duchu, aby się zgodził. Wcześniej nie miałaby nic przeciwko śmierci, ale z każdą minutą bała się coraz bardziej. Najwyraźniej wszystko wracało do normalności.
    Nadal jednak chciała, żeby Dannel zginął. Ale nie z jej ręki. Nie była morderczyną i przeszła jej już ochota na stanie się nią.
    Steen skinął krótko głową i pod Anellą niemal ugięły się kolana z ulgi. „Dziękuję” wyszeptała bezgłośnie, samym ruchem warg. Mrugnął do niej uspokajająco.
    — Wspaniale! — Dannel uśmiechnął się szeroko, puszczając wreszcie ramię Anelli. Dziewczyna potarła je z przekonaniem, że będzie miała siniaka. O ile pożyje wystarczająco długo. — W takim razie, proszę za mną!
    Anella i Gillen podążyli za nim, nie mając większego wyboru, ale Steen zawahał się.
    — Nie moglibyśmy tu zostać? — zapytał. — Jest tu bardzo wygodnie i...
    — Nie — warknął Dannel, nie obracając się. — Jeszcze jedno słowo protestu i komuś stanie się krzywda.
    Steen posłusznie zamilkł i nie odzywał się, kiedy opuszczali bibliotekę.
    Deszcz wreszcie zupełnie ustał i teraz na zewnątrz panowało przyjemne ciepło, które Anella doceniłaby bardziej, gdyby nie była taka przerażona. Teraz jednak nie mogła przestać się trząść.
    Steen pokrzepiająco poklepał ją po ramieniu, co doceniła, choć nie pomogło jej to zbytnio. Mężczyzna nie miał szans zrobić niczego innego, gdyż nagle ziemia zadrżała im pod stopami.
    Gdzieś w oddali rozległ się niosący echo huk. Dannel zatrzymał się jak wryty i obrócił w ich stronę.
    — Co to było?! — zażądał odpowiedzi.
    Reszta wymieniła spojrzenia między sobą. Anella nie miała pojęcia, czym mógł być ten hałas i to trzęsienie. Czyżby faktycznie trzęsienie ziemi? Wątpiła w to. Kiedy poprzednim razem stało się coś podobnego, była to sprawka magów ze strony Dannela, tak więc...
    Evas, zrozumiała. To musiał być on. Kto inny?
    Na myśl o nim poczuła coś, co przypominało podekscytowanie. Evas! Evas z pewnością ich uratuje! Evas pokona Dannela!
    — Może coś się... — Steen najwyraźniej chciał zaproponować jakieś wyjaśnienie, ale przerwał mu kolejny huk, tym razem znacznie bliżej.
    Anella cofnęła się trwożnie. Naprawdę miała nadzieję, że to był Evas.
    Dannel zrobił kilka kroków w przód i rozejrzał się uważnie. Wyglądał na wściekłego i Anella modliła się, żeby nie zdecydował się rozładować swojego gniewu na nich.
    — Kto to jest? — zapytał Dannel. Mówił spokojnym głosem, ale jego furię dało się wyczuć nawet z odległości kilku kroków. — Przysięgam, jeśli okłamaliście mnie co do tych, którzy zostali w mieście...
    Tak samo, jak poprzednio Steen, on również nie dostał szansy na dokończenie wypowiedzi. Kolejny huk rozległ się bardzo blisko, tuż za rogiem biblioteki.
    Zbliża się, pomyślała z przestrachem Anella. Cokolwiek to jest, zbliża się coraz bardziej. Proszę, niech to będzie Evas.
    Dannel wyciągnął przed siebie dłoń, w której nagle pojawiła się kula światła. Nie dało się tego określić inną nazwą — była to po prostu kula białego światła, która rozjaśniła nieco mrok ulicy.
    Mężczyzna ruszył pewnym krokiem w stronę źródła dźwięku. Anella nie mogła nie pomyśleć, jak bardzo lekkomyślne z jego strony to było. Przecież mógł właśnie wchodzić prosto w pułapkę! Ona nigdy nie popełniłaby takiego błędu.
    Kiedy tylko Dannel oddalił się od nich na dość sporą odległość, ziemia zadrżała po raz kolejny, tym razem znacznie silniej. Anella wsparła się na ramieniu Steena, żeby nie upaść. Jej nogi zaprotestowały, ale dały radę ją utrzymać.
    Kiedy dziewczyna odzyskała równowagę, zauważyła coś nowego. Między nimi, a Dannelem nie było już ziemi — tylko głęboka przepaść, która zdawała się nie mieć końca. Anella nie miała ochoty podchodzić bliżej, żeby to sprawdzić.
    Dannel, stojący po drugiej stronie przepaści, wpatrywał się w nich z taką furią, że dziewczyna przestraszyła się iż może znaleźć jakiś sposób, żeby dostać się na drugą stronę i ich pozabijać. Wyglądał, jakby się nad tym zastanawiał.
    Najwyraźniej jednak zdecydował się tego nie robić. Odwrócił się i ruszył w kierunku, z którego wcześniej dobiegały odgłosy, zostawiając ich w tyle.
    — To Evas? — wyszeptał Gillen, kiedy wokół nich zapanował mrok — Dannel zupełnie zniknął z ich pola widzenia.
    — Zapewne — odparł Steen, nie szeptem, ale również zniżając głos.
    Anella przełknęła ślinę. Chwilowa fala optymizmu już jej przeszła — teraz przyszła pora na wątpliwości.
    A co, jeśli Evas sobie nie poradzi? Już raz przecież przegrał z Dannelem — ocaliła go interwencja Sandra. Co, jeśli teraz będzie tak samo?
    — Powinniśmy mu pomóc — odezwała się, zaskakując samą siebie.
    Gillen i Steen spojrzeli na nią — w ich oczach zalśniło zwątpienie. Anella ich rozumiała — sama nie była pewna, co właściwie miała na myśli, mówiąc o pomocy.
    — To nie jest dobry pomysł — powiedział Steen. — Tylko będziemy wchodzić mu w drogę. Evas poradzi sobie bez nas.
    — A jeśli nie? — naciskała Anella. — Może potrzebować pomocy. Co, jeśli przegra? — Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, ale im dłużej się zastanawiała, tym bardziej prawdopodobne jej się to wydawało.
    — Ean ma plan — odparł Steen. — Właśnie dlatego chciałem zostać w bibliotece. Chodźmy.
    Anella odetchnęła z ulgą na myśl o tym, że Ean ich nie zdradził. Przypuszczała to już wcześniej, ale teraz, kiedy Steen wspomniał o planie mężczyzny, upewniła się już co do tego. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby Ean faktycznie okazał się być zdrajcą. Nie zniosłaby tego.
    — Ale... — Chciała zaprotestować, w końcu jednak westchnęła ze zrezygnowaniem. Jaki był w tym sens? Evas sobie poradzi, a ona w bibliotece będzie bezpieczniejsza. Ean miał przecież plan. — W porządku.
    Dealla nie żyje, wyszeptała jakaś ponura część jej. Nie pomogłaś jej, choć mogłaś. Chcesz stracić kolejną bliską ci osobę? Co, jeśli Evas również zginie?
    Wracając do biblioteki, nie mogła pozbyć się tych myśli. Strach o życie Evasa — i życie pozostałych jej przyjaciół — niemal odebrał jej zdolność logicznego myślenia. W końcu dziewczyna zatrzymała się.
    — Nie — powiedziała zaskakująco pewnym głosem. — Musimy mu pomóc.
    Steen westchnął ciężko ze zrezygnowaniem. Przyglądał jej się przez chwilę w zamyśleniu, a potem pokiwał głową. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Gillen zaś sprawiał wrażenie, jakby ten pomysł podobał mu się jeszcze mniej.
    — Dobrze, w porządku — powiedział Steen. — Gillen, odesłałbym cię do biblioteki, ale wolę trzymać cię w pobliżu. Nie wiadomo, co Dannel planuje. Po prostu trzymaj się z daleka od walki.
    Gillen po prostu pokiwał głową, nie odzywając się. Walki, pomyślała Anella, nagle uświadamiając sobie, co zrobiła. Będziemy musieli walczyć. Znowu.
    Nie wiedziała, czy da radę zrobić to po raz kolejny. Czy pokona swój strach. Ale nie mogła zostawić Evasa samego. Musiała działać.
    Nie miała zamiaru pozwolić, żeby przez nią zginął ktoś jeszcze. 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, co prawda rozdziały miały pojawiać się tylko raz w miesiącu, ale ponieważ mamy NaNoWriMo i napisałam kilka rozdziałów do przodu, publikuję już teraz. Bo dlaczego nie?

4 komentarze:

  1. Podoba mi się zmiana, która zachodzi w Anelli. Rozumiem, że mogła się bać, nie umieć walczyć itp, ale to że nawet Dannelowi nie potrafiła źle życzyć mocno działało mi na nerwy. Teraz wygląda na to, że chce pomóc go zniszczyć, a to totalna zmiana frontu. Mam tylko nadzieję, że nie wycofa się w połowie. Dziwi mnie tylko, że Dannel nie domyślił się, że to taka pułapka. Niby mądry facet, który zdołał wzniecić bunt, wzbudza strach, a nie zorientował się Ean robi go w konia... Coś za łatwo mu zaufał :D
    Czekam na kolejny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiana w Anelli na pewno zachodzi, choć dość powoli. W tym rozdziale jest bardziej widoczna, ale to dlatego, że Anella jest w 'lekkim' szoku.
      Dannela mądrym bym jednak nie nazwała. Niektórzy z jego ludzi są mądrzy, ale on sam... Niekoniecznie :D Poza tym, nie zaufał Eanowi tak do końca - zamknął go przecież w więzieniu.

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Mam nadzieję, ze się na mnie nie obrazisz, ale muszę wyrazić szczerze swoje zdanie. Mam wrażenie, że cała akcja wyszła strasznie sztucznie. Miło się czytało, fajny pomysł, ale czarny charakter zachowywał się jak taka pacynka, a nie jak prawdziwy boss.
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, nie obrażę się, nie ma za co. W końcu każdy ma prawo do własnej opinii ;)
      Dziękuję za komentarz,
      pozdrawiam ;)

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony