poniedziałek, 28 listopada 2016

Rozdział XVIII

    Ellain wiedziała, że Mikkel był niezadowolony. Chociaż nie dało się tego zobaczyć na pierwszy rzut oka, mężczyźnie wyraźnie nie podobało się to, co zrobiła. Albo może miał inny problem — kobieta nie mogła mieć pewności. Może coś poszło nie tak podczas spotkania z ojcem.
    Nie omieszkała zapytać się o powód jego złego nastroju, gdy tylko zostali sami. Załoga statku — ze strachu przed dwójką magów — trzymała się od nich z daleka i zachowywała niezwykłe wręcz posłuszeństwo. Ellain nie mogłaby być bardziej zadowolona, ale Mikkel wyraźnie nie podzielał jej dobrego humoru.
    — O co chodzi, Mike? — zapytała, opierając się o reling i patrząc na rozpościerający się przed nimi ocean. — Coś ty taki ponury?
    Mężczyzna zrobił nie wyraźną minę i westchnął, stając u jej boku.
    — Nie podoba mi się to, co zrobiłaś — wyjaśnił przygnębionym głosem. — Szantażowanie kapitana i załogi... — Pokręcił głową. — To nie w moim stylu.
    Spojrzała na niego, zaskoczona. Tego się nie spodziewała.
    — Naprawdę? — zapytała i uśmiechnęła się. — Wydawało mi się, że właśnie tak działacie. Ty i Dannel. I reszta.
    Mikkel zacisnął wargi.
    — Niekoniecznie. Dannel tak. Ale nie ja. Nie lubię przemocy.
    Zaśmiała się beztrosko.
    — To nie jest przemoc, Mike. Ja tylko groziłam, że jej użyję. Poza tym, — nachyliła się do niego i zniżyła głos — naprawdę myślisz, że skrzywdziłabym dziecko? Za kogo ty mnie masz?
    Widziała wahanie w jego oczach — nie wiedział, jak odpowiedzieć. Uśmiechnęła się uroczo. Jego zakłopotanie bawiło ją. Lubiła wytrącać ludzi z równowagi.
    — Cóż — powiedział w końcu. — Nie jestem do końca pewien. W końcu Dannel uwolnił cię z więzienia — możesz być każdym. Nigdy nie zdradziłaś, za co cię zamknęli. Ani kto to zrobił.
    Ellain nie odpowiedziała. Nie podobała jej się zmiana tematu. Nie chciała o tym rozmawiać — nie czuła się gotowa, żeby powiedzieć Mikkelowi prawdę. Lubiła go i całkiem mu ufała, ale jeszcze nie do tego stopnia.
    Mikkel westchnął, kiedy cisza się przedłużyła. Przez chwilę po prostu stali w milczeniu, obserwując niekończącą się wodę przed nimi. Pogoda była przyjemna — słońce świeciło wysoko na błękitnym niebie, którego nie przesłaniały niemal żadne chmury.
    — Skoro nie lubisz przemocy, dlaczego jesteś z Dannelem? — zapytała w końcu Ellain, nie będąc w stanie znieść dłużej ciszy. Nienawidziła jej. Przypominała jej lata, które spędziła w zamknięciu, mając tylko samą siebie za towarzystwo. — W końcu sam przyznałeś, że grożenie innym i używanie przemocy jest w jego stylu?
    — Dannel jest moim przyjacielem — powiedział Mikkel tonem, który sugerował, że uważa to za wystarczające wyjaśnienie. Ale, mimo to, kontynuował: — Poznaliśmy się, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Dwa zagubione dzieciaki, odseparowane od rodziców. — Westchnął ciężko. — Dopiero później zaczęły ujawniać się jego... poglądy. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy próbowałem wytłumaczyć mu, że nie ma racji. Że magowie wcale nie są lepsi od ludzi. Ale on nigdy nie słuchał. Jest strasznie uparty.
    — I? — ponagliła go Ellain, kiedy zamilkł. Ciekawiła ją opowieść o tym, jak to Mikkel skończył z kimś takim, jak Dannel, ale jeszcze bardziej zaciekawił ją inny jej fragment. — Co dalej?
    Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę.
    — Kiedy zdecydował się zaatakować Oreall, żeby przejąć w nim władzę, próbowałem go powstrzymać. Przemówić mu do rozsądku. — Uśmiechnął się blado. — Ale takie rzeczy nigdy nie działają z Dannelem, muszę się w końcu tego nauczyć. Potem, po jego porażce, uciekłem razem z nim. To był jedyny sposób, żeby jakoś utrzymać go przy życiu. Inaczej jego głupota już dawno by go zabiła. Wiesz, ile idiotycznych pomysłów musiałem wybijać mu z głowy? — Zaśmiał się bez humoru. — Poza tym, — dodał — tak będzie też bezpieczniej dla wszystkich innych. Dannel hamuje się, kiedy jestem przy nim. Nie jest aż tak... brutalny. Nie szanuje ludzi, nienawidzi ich, ale przynajmniej ich nie zabija.
    — Masz na niego dobry wpływ — powiedziała Ellain.
    Pokręcił głową.
    — Niewystarczająco dobry, najwyraźniej. Inaczej nie zachowywałby się tak, jak się zachowuje.
    Ellain westchnęła. Rozmowa przybrała dość przygnębiający kierunek. Kobieta miała jednak dość smutków w swoim życiu, więc musiała zmienić temat. Poza tym, nie chciała, żeby Mikkel zaczął wypytywać o jej przeszłość.
    — Nie przejmuj się. — Mrugnęła do niego. — Kiedy odzyskam magię, doprowadzimy Dannela do porządku. — Mikkel przewrócił oczami, na co ona wyszczerzyła zęby w uśmiechu. — Kapitan mówi, że jeśli pogoda się utrzyma, na miejsce powinniśmy dotrzeć za dwa tygodnie.
    Mikkel pokiwał głową w milczeniu, nie patrząc na nią. W końcu jednak westchnął.
    — Naprawdę myślisz, że uda ci się odzyskać magię? — zapytał.
    Wzruszyła ramionami.
    — Czemu miałoby się nie udać? Wiesz, mówi się, że to z Wielkiego Pustkowia pochodzi wszelka magia na świecie...
    — I tam wraca po śmierci maga — dodał Mikkel. Kiedy Ellain spojrzała na niego, pytająco unosząc brew, wyjaśnił: — Przeprowadzono jakieś badania, wiesz? — Pokręciła głową. O niczym takim nie słyszała — musiało się to stać po jej uwięzieniu. — W każdym bądź razie, ponoć tak się dzieje. — Wzruszył ramionami. — Niezbyt się na tym znam, a nikomu raczej się nie spieszy, żeby tam popłynąć i to zbadać.
    — Czyli będziemy pierwsi. — Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
    — O ile pożyjemy wystarczająco długo.
    — Czy ty zawsze musisz być taki ponury? Pomyśl o tym, jak o przygodzie!
    Mikkel westchnął ciężko, ale na jego ustach pojawił się blady uśmiech.
    — Przygoda, tak... Żeby tylko nie okazała się naszą ostatnią...

    Drzwi zamknęły się za Eanem z trzaskiem. Kilka sekund później mężczyzna usłyszał klucz przekręcany w zamku. Westchnął, uśmiechnął się lekko i usiadł na łóżku, które zaskrzypiało lekko pod jego ciężarem.
    Rozejrzał się po pokoju, który wcale nie wyglądał na więzienie. Panował w nim porządek, o który dbać nie mógł nikt inny, tylko Ellain. Zaskoczyło go to trochę — spodziewał się bałaganu. Podejrzewał, że sprzątanie pomagało kobiecie zachowywać zdrowie psychiczne. W końcu po tak długim czasie, spędzonym w zamknięciu, musiało ono szwankować.
    Jedną ze ścian zastawiono regałami z książkami — wszystkie wyglądały na zużyte, choć co jakiś czas wymieniano je. Ean nie należał do ludzi okrutnych, chociaż Ellain była więźniem, pozwalał jej zażywać rozrywki w postaci czytania. Poza tym, książki w wieży były mu też potrzebne z innego powodu.
    Przez chwilę po prostu siedział, słuchając oddalających się kroków Dannela i Anelli. Miał nadzieję, że mężczyzna nie zrobi jej krzywdy. Że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Ale było wiele rzeczy, które mogły się nie udać.
    Mimo to, mimo tego całego ryzyka, Ean musiał przyznać sam przed sobą, że brakowało mu tego. Wreszcie czuł się naprawdę żywy — minęły wieki, odkąd ostatnio zrobił coś tak niebezpiecznego.
    Zdawał sobie jednak sprawę, że jeśli coś pójdzie nie tak, ludzie mogą zginąć. Ludzie, którzy byli mu bliscy. Anella, Steen, Gillen... Szczególnie on. Jeśli zginie, wszystko będzie skończone — Ean wiedział, że nie będzie w stanie utrzymywać jego śmierci w tajemnicy. Musiał zadbać o bezpieczeństwo tego chłopaka.
    Siedział przez kilka minut, rozmyślając nad dalszą częścią swojego planu. Kiedy doszedł do wniosku, że Dannel i Anella się oddalili, wstał i podszedł do regałów na książki.
    Zlokalizowanie tej, której szukał, zajęło mu dobre kilka minut. Wreszcie jednak ją znalazł — niewielka, cieniutka, o ciemnoniebieskiej okładce ze złotą koroną. Jej pożółkłe strony zostały powyginane, porozdzierane i w większości całkowicie zniszczone. Ledwo dało się odczytać tekst, ale Eana niezbyt to obchodziło. W końcu nie potrzebował książki dla jej treści.
    Ellain najwyraźniej również ją znalazła — niektóre ze zniszczeń wyglądały na zadane celowo. Musiała wyczuć magię bijącą od niej, ale nie była w stanie jej użyć. Nikt, poza Eanem, nie powinien móc tego zrobić.
    Stronice książki pokryto magią i to nie byle jaką, a Magią Wiążącą. Została ona przywiązana do magii Eana, czyniąc go jedyną osobą zdolną do używania jej. I wreszcie, lata później, dostał szansę, by to przetestować.
    Mężczyzna, z książką w ręce, podszedł do przeciwległej ściany. Otworzył tomik na odpowiednich stronach i przyłożył do ściany. Przez chwilę nic się nie działo. Czuł magię pod swoimi palcami, czuł swoją własną magię, ale nic się nie wydarzyło. Czyżby minęło za dużo czasu?
    Wreszcie jednak coś drgnęło. Kartki rozjarzyły się delikatnym blaskiem. Ean poczuł magię, przenikającą przez niego. Nie mógł jej użyć, w końcu nie należała do niego, ale mógł się nią posłużyć do otworzenia przejścia.
    Nie zbudowałby przecież więzienia, z którego nie potrafiłby się wydostać.
    Trochę to potrwało, ale wreszcie blask ze stronic przeszedł na ścianę, która podczas budowy wieży została potraktowana czystą magią w połączeniu z Magią Jednostkową. Razem, tworzyły przejście.
    Nie dało się go zobaczyć, ale kiedy blask ustał i Ean wyciągnął rękę, przeszła ona przez ścianę na wylot. Mężczyzna wzdrygnął się, czując chłód panujący po drugiej stronie muru. W zasadzie, nie była to nawet druga strona, a zupełnie inne miejsce, do którego dostać można się było tylko przez dwa przejścia, znajdujące się w wieży i w bibliotece.
    Tego w wieży mógł użyć tylko Ean. Tego w bibliotece — każdy, kto byłby w stanie je odnaleźć. Czyli nikt. Nawet Steen nie wiedział, gdzie się znajdowało, a biblioteka była dla niego drugim domem.
    Ean wziął głęboki wdech i przeszedł przez ścianę.
    Panujące po drugiej stronie zimno natychmiast go zmroziło. Jego oddech zamienił się w parę, skórę pokryła gęsia skórka, a on sam zaczął drżeć. Spodziewał się chłodu, ale nie aż takiego. Nigdy nie korzystał z przejścia po stronie wieży.
    Ruszył wzdłuż ciemnego korytarza. Nic nie widział, ale tak naprawdę nie musiał. Wiedział, że korytarz ciągnie się wzdłuż przez długi odcinek, bez żadnych przeszkód po drodze. Poradzi sobie bez żadnego światła.
    Ciszę przerywał tylko odgłos jego kroków — poza tym, nie dało się usłyszeć czegokolwiek innego. Gdyby Ean nie był do niej przyzwyczajony, cisza z pewnością sprawiłaby, że poczułby się nieswojo. Ale nie stracił pewności siebie — szedł raźnym, szybkim krokiem, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie opuści mroźny korytarz.
    Po kilku minutach szybkiego marszu dotarł do końca, czyli ściany. Właściwie, to się z nią zderzył, bo w tych ciemnościach niewiele mógł zobaczyć. Przewrócił oczami na własną głupotę i znów otworzył książeczkę, tym razem na innych stronach.
    Ponowił proces, który wykonał poprzednio — przyłożył książkę do ściany i odczekał chwilę, trzęsąc się przy tym z zimna. Wreszcie, w ścianie otworzyło się przejście.
    Z ulgą powitał wzrost temperatury — korytarz po drugiej stronie był znacznie cieplejszy. Nie panowały w nim również ciemności, więc Ean nie musiał poruszać się na ślepo. Ale tym razem światło także nie było mu potrzebne — w końcu znał to miejsce doskonale. Często tu bywał.
    Wiedział, że przyprowadzenie tutaj innych będzie ryzykowne. W końcu to miejsce skrywało sekrety, których nikt nie powinien poznać. Ale jeśli był to jedyny sposób, by zapewnić im bezpieczeństwo, musiał podjąć to ryzyko.
    Miał nadzieję, że wszyscy jeszcze żyli. Że nikomu nie stała się krzywda. Pomyślał o Anelli. Strata Dealli musiała bardzo nią wstrząsnąć. Biedna dziewczyna. Ean miał nadzieję, że uda jej się jakoś po tym pozbierać. Będzie musiał jej w tym pomóc.
    Jego myśli popłynęły w innym kierunku. Evas. Czy da sobie radę? Ean w niego wierzył, ale chłopak już raz zawiódł. Mężczyzna nie winił go za to, w końcu zabicie dawnego przyjaciela nie było łatwym zadaniem, ale wolałby, żeby to się nie powtórzyło. Mimo to, przygotował się już na wypadek jego porażki.
    Całe to udawanie, że był po stronie Dannela, było tylko grą. Jego celem nie było oszukanie mężczyzny na dłuższy czas. Chciał tylko, by ten nie zabijał ich od razu — co było bardzo w jego stylu. Liczył się z tym, że zostanie zamknięty, a skoro Dannel wiedział o więzieniu na szczycie wieży... Cóż, ktoś taki jak on, nie mógł przepuścić okazji.
    Jeśli Evas zginie w walce, Dannel ich wszystkich pozabija. Prędzej, czy później, ale to zrobi. Dlatego Ean musiał zadbać, by znaleźli się jak najdalej od niego. Czyli tutaj.
    Dotarł do miejsca, w którym korytarz się rozwidlał i poszedł w lewo. Tam, wzdłuż ścian ciągnęły się dziesiątki drzwi — niektóre z nich prowadziły donikąd. Inne do różnych pokoi. Jedne do tego miejsca — te ominął, przyspieszając kroku i nawet nie zerkając w tamtą stronę. Zamiast nich, wybrał inne, otworzył je i wszedł do pomieszczenia.
    Wyglądało ono jak niewielkich rozmiarów mieszkanie. Miało nawet kuchnię, a także drzwi, prowadzące do łazienki. Ean westchnął z zadowoleniem i pozwolił sobie na chwilę odpoczynku, rozkładając się na sofie. Często spędzał tu czas, żeby odpocząć od innych ludzi.
    Chyba zasnął na chwilę, ale sam nie był do końca pewien. Kiedy jednak ocknął się, natychmiast zerwał się na nogi i szybko opuścił mieszkanie. Na korytarzu skierował się do innych drzwi i, kiedy przez nie przeszedł, znalazł się w bibliotece.
    Przejście ukryte było w najgłębszej jej części, w piwnicy. Nie znajdowało się w niej wiele rzeczy — jedynie jakieś książki, które Steen uznał za „niegodne” wystawienia na widok innych ludzi. Cokolwiek miał przez to na myśli, Ean nie wiedział. Niezbyt go to obchodziło.
    Szybko wbiegł po schodach na górę, niecierpliwy, by zobaczyć czy nikomu nic się nie stało. Spotkała go jednak tylko cisza. Biblioteka zdawała się być zupełnie pusta. I nieprzyjaźnie nastawiona.
    Mężczyzna krążył między regałami, wypatrując jakichkolwiek oznak życia. Nikogo nie znalazł. Z rosnącą obawą zbliżył się do biurka Steena i usiadł przy nim, rozglądając się uważnie. Czuł się niemal nieswojo, będąc w bibliotece samemu. Ile to już lat minęło, odkąd coś takiego wydarzyło się po raz ostatni?
    Czekał z rosnącym niepokojem, ale nikt się nie pojawiał. Owszem, możliwe, że Dannel zmusił ich do opuszczenia biblioteki, ale Steen wiedział, że musieli tu wrócić. Powinien coś wymyślić. Chyba Dannel ich nie zabił, prawda?, pomyślał z obawą mężczyzna, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli.
    Gdyby Gillen zginął, byłoby bardzo źle. Nie tak źle, jak gdyby zginął sam Ean, ale i tak sytuacja zrobiłaby się... nieciekawa. Dannel byłby wtedy ich najmniejszym zmartwieniem.
    Poza tym, Ean nie chciał, żeby chłopak zginął z innej, prostej przyczyny — lubił go. Może i nie byli przyjaciółmi, ale to nie znaczyło, że jego śmierć by go nie dotknęła. Tak samo, jak śmierć Evasa i Anelli. I Steena.
    Ean westchnął i oparł podbródek na dłoni, wgapiając się w przestrzeń przed sobą. Nie chciał o tym myśleć, ale im bardziej panująca wokół cisza się przedłużała, tym ciężej było mu odegnać ponure myśli. Jedna z nich uparcie powracała: A co, jeśli oni wszyscy faktycznie nie żyją?
    Trzask zamykanych drzwi przywrócił go do rzeczywistości — Ean wzdrygnął się gwałtownie, prawie spadając z fotela. Bicie jego serca przyspieszyło, a jego myśli stały się chaotyczne — a co, jeśli to Dannel? Ean nie byłby w stanie uratować się rozmową po raz drugi. Jeśli to Dannel, zginie.
    Rozległy się pospieszne kroki i wkrótce okazało się, że jego obawy były bezpodstawne. Jego oczom ukazał się Steen, ciągnący za sobą Anellę. Dziewczyna płakała, ale nie wyglądała na ranną.
    Zalała go ulga, kiedy zobaczył, że żyją, ale to szybko minęło, kiedy zauważył, że byli tylko we dwoje.
    — Gdzie jest Gillen?! — zapytał zaniepokojony. Jeśli zginął...
    Steen stanął jak wryty i obejrzał się. Wyglądał, jakby dopiero teraz zauważył nieobecność chłopaka. Zbladł.
    — Nie mam pojęcia — powiedział. — Chyba został w tyle...
    — Nie wierzę, że właśnie to powiedziałeś. Powiedz, że żartujesz. Zostawiłeś go?!
    Steen nie bronił się — po prostu stał i wyglądał, jakby poczucie winy zjadało go od środka.
    Ean zacisnął wargi, zerwał się i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi. Kiedy jednak mijał Steena, mężczyzna chwycił go za ramię, zatrzymując go w miejscu.
    — Gdzie idziesz? — zapytał ostrym tonem.
    — Sprawdzę, co się z nim stało. Może po prostu biegł wolniej od was — odparł z nikłą nadzieją w głosie. Coś mu podpowiadało, że wcale tak nie było.
    — Zostań. Chcesz tam wyjść i dać się zabić? Ja po niego pójdę, ale najpierw zaprowadź nas do tej twojej „kryjówki”.
    Ean skrzywił się z niezadowoleniem, musiał jednak zgodzić się ze Steenem. Nie miał żadnych szans z Dannelem. Jeśli Gillen wpadł w jego ręce, jego interwencja tylko pogorszyłaby sytuację. Zginąłby i skazał wszystkich pozostałych na śmierć.
    Pozwolił, żeby Steen zaciągnął jego i Anellę z powrotem w stronę podwyższenia. Ean po raz pierwszy skupił się na dziewczynie. Nie wyglądała najlepiej — jej twarz pokrywały wciąż płynące łzy. Musiało stać się coś poważnego.
    — Evas przegrał? — zapytał cicho. Steen pokiwał głową z ponurym wyrazem twarzy. — Nie żyje?
    — Prawdopodobnie — odparł ciężko mężczyzna. — Prowadź.
    Ean pokiwał głową i ruszył w stronę zejścia do piwnicy, myślami będąc gdzieś indziej. Evas prawdopodobnie nie żył. Biedny chłopak, nie zasłużył na coś takiego. To była jego wina, Ean to wiedział. Nie czuł się z tym faktem dobrze.
    Wszyscy przeze mnie zginą, pomyślał przygnębiony. Czasami naprawdę nienawidził samego siebie.
    — Chodźcie — powiedział, otwierając drzwi do piwnicy.
    W milczącym pośpiechu zeszli na dół, gdzie Ean zaprowadził ich do ściany, która była przejściem. Steen nawet nie odezwał się, żeby wyrazić swoje zaskoczenie tym, że w jego piwnicy znajdowało się przejście do innego miejsca. Nikt nie wydawał się chętny do rozmowy.
    Ean zaprowadził ich do mieszkania, w którym przebywał wcześniej.
    — Nie otwierajcie żadnych innych drzwi — zastrzegł. — Nie wiadomo, co może się za nimi kryć.
    Steen rozejrzał się uważnie.
    — To tutaj...?
    — Tak — odparł krótko Ean, nie chcąc rozmawiać na ten temat w obecności Anelli. — Rozgośćcie się.
    Anella podeszła do sofy i usiadła na niej ciężko, wgapiając się tępo w przestrzeń. Już nie płakała, po prostu siedziała i wpatrywała się w pustkę, co było nawet gorsze, niż płacz.
    Steen zaś pokiwał głową, ale cofnął się do drzwi.
    — Idę sprawdzić, co się stało z Gillenem — powiedział. — Wrócę za chwilę.
    Nie wrócisz, pomyślał Ean ponuro. Zginiesz. Wszyscy zginiecie. Westchnął jednak tylko, nie protestując. Nie było sensu.
    — Uważaj na siebie — mruknął tylko, nawet na niego nie patrząc. Czuł się, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Wszystko się sypało. Wszystko było nie tak. Miał tego dość.
    Steen zawahał się i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu westchnął ciężko i wycofał się z mieszkania. Drzwi za nim zamknęły się z trzaskiem.
    Ean zaś usiadł obok Anelli i objął dziewczynę ramieniem. Miał wrażenie, że czeka ich jeszcze długa noc.


-----------------------------------------
Ugh, zostały 3 dni do końca NaNoWriMo, a ja mam 6tys. słów do napisania... I zero motywacji! Pomocy! (Jutro się pewnie zmobilizuję, w końcu kończę przed dziesiątą^^).

4 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział. Mam nadzieję, że Anella jakoś sobie poradzi i przezwycięży załamanie nerwowe. Liczę na nią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anella może i sobie jakoś poradzi, ale łatwo jej nie będzie :)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam^^

      Usuń
  2. Bardzo podobają mi się sceny z Mikkelem i Ellain. Głównie dlatego, że ta kobieta jest dla mnie wielką zagadką (nadal nie wiem czy zaliczyć ją do dobrych czy złych postaci i jakie są jej prawdziwe zamiary;D), a ja uwielbiam zagadki. Poza tym mam wrażenie, że prędzej czy później wykiwa jakoś Mikkela…

    Ean dziwi się, że w pokoju Ellain panował porządek, a ja się wcale nie dziwię. Skoro była zamknięta tyle czasu, to pewnie jej się nudziło. Nie miała co robić, to sprzątała. W końcu ile można czytać xD To dla mnie logiczne :D

    Podoba mi się ten pomysł z potajemnym przejściem w celi. Ean to jednak mądry gość. Czasem :D
    Lecę dalej ;)

    PS Nie wierzę, że Evas nie żyje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ellain to jedna wielka zagadka :D I to w sumie dobrze, że nie wiesz, czy zaliczyć ją do dobrych czy złych. Takie postaci są najlepsze :D
      Haha, czasem się Eanowi zdarza być mądrzejszym. Miewa i gorsze, i lepsze pomysły :D
      A Evas... Hm... :)

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony