niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział XXVI

    Balla poczuła zaskoczenie, kiedy zobaczyła, kto ich zaatakował. I może też trochę rozczarowania. Spodziewała się Evasa. Chciała, żeby to był Evas. Ale atakującym okazał się być mężczyzna, którego tak naprawdę nigdy nie poznała. I to ją rozwścieczyło.
    A było tak dobrze, pomyślała. Wszystko układało się tak pięknie. Sprawy pomiędzy nią, a Dannelem... Ciągle nie mogła uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło.
    — Trzymaj się z tyłu — polecił mężczyzna, stając między nią, a atakującym.
    — Uważaj na siebie — odparła, posłusznie cofając się o kilka kroków. Teraz, kiedy wiedziała, że chroni ją nie dlatego, że uważa ją za słabą, lecz dlatego, że ją kocha, już jej to nie przeszkadzało.
    Mężczyzna zaatakował znowu, posyłając kolejny regał w ich stronę. Balla zatrzymała go, choć kiedy ich magie zderzyły się ze sobą, musiała cofnąć się o kilka kroków do tyłu. Mężczyzna był znacznie silniejszy od niej. Zazgrzytała zębami, napierając z całej siły na regał. Nie podda się.
    Nagle tuż przed regałem wyrosła ściana i Balla puściła półkę, oddychając z ulgą. Dannel obrócił się i posłał jej szybki uśmiech.
    — Wszystko w porządku?
    — Tak — odparła. — Skup się na walce.
    Zaśmiał się krótko, ale odwrócił się. Zlikwidował ścianę, ukazując stojącego za nią mężczyznę. Jego wyraz twarzy jasno wskazywał, jak wściekły był.
    Dannel ponownie zaśmiał się i wyciągnął przed siebie rękę. Nad jego dłonią pojawiła się kula ognia. W oczach nieznajomego mężczyzny zalśnił strach, szybko jednak stłumiony gniewem.
    — Przestań się ze mną bawić — warknął. — Pokaż, na co cię stać.
    — Skoro tak ładnie prosisz... — Nie widziała jego twarzy, ale była w stanie wyobrazić sobie szeroki uśmiech, który właśnie się na niej pojawił.
    Dannel nie zwlekał — pozbył się kuli ognia, rzucając ją w stronę mężczyzny. Ten zrobił unik, zasłaniając się regałem, choć Balla usiłowała uniemożliwić mu to. Przegrała jednak — nie była wystarczająco silna, co tylko ją zirytowało. Mam nadzieję, że zginiesz w męczarniach, pomyślała.
    Regał stanął w ogniu, ale Dannel szybko go ugasił. Ucieszyło ją to — wolałaby nie zostać tu uwięzioną. Nie wiedziała jednak, co takiego planował jej ukochany.
    Nagle z podłogi wyskoczyły sznury. Mężczyzna usiłował uskoczył im z drogi, ale jeden z nich chwycił go za nogę, powalając na ziemię. Mężczyzna zaklął, próbując się wyrwać. Dannel roześmiał się, podchodząc bliżej.
    Podłoga zaczęła pękać pod jego stopami, zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę. Mężczyzna szarpnął się jeszcze raz, bezskutecznie. Dannel kucnął przy nim.
    — Co ty na to, żebyśmy sobie porozmawiali?
    — Spierdalaj — warknął mężczyzna i splunął mu w twarz. W Balli aż zagotowało się z gniewu na ten widok. Jak śmiał!
    Dannel westchnął ciężko ze smutkiem, ocierając twarz.
    — Szkoda. A mogło być tak przyjemnie.
    Wyciągnął dłoń przed siebie, zatrzymując ją tuż przed twarzą mężczyzny. A potem zapłonęła w niej kula ognia. Kiedy Balla podeszła bliżej, zauważyła strach błyszczący w ciemnych oczach nieznajomego.
    — Pierdolcie się — warknął mimo tego. — Nic wam nie powiem.
    Dannel spojrzał na Ballę. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Sam się o to prosił. Gdyby chciał z nimi porozmawiać, dostałby szybką, bezbolesną śmierć. Ale skoro nie chciał...
    Dannel wstał i zrzucił ognistą kulę na plecy mężczyzny. Ten wrzasnął — głośno i przejmująco — kiedy ogień zaczął pochłaniać jego ciało. Balla sądziła, że Dannel po prostu go tak zostawi, pozwoli mu spłonąć, ale najwyraźniej się myliła. Po kilku sekundach mężczyzna ugasił ogień.
    — Trochę parzy, nie? — zapytał beztrosko. — Chcesz może trochę zimnej wody? Mogę ci pomóc, ale najpierw musisz odpowiedzieć mi na kilka pytań.
    — Spierdalaj — wychrypiał mężczyzna. Choć jego twarz wykrzywiona była bólem, nadal się nie poddawał. Ballę to zdumiało — czyżby był aż tak głupi?
    — Jak się tu dostałeś? Ile osób jest w mieście? Gdzie się chowają? — pytał Dannel, nie zważając na wcześniejszą wypowiedź mężczyzny. — No dalej, to nie są trudne pytania. Jeśli się wysilisz, na pewno dasz radę odpowiedzieć.
    Mężczyzna po prostu wpatrywał się w niego gniewnie. Coś zatrzeszczało. Balla zadarła głowę do góry i zauważyła niewielkie, ale rozszerzające się pęknięcie.
    — Sufit! — krzyknęła dziewczyna.
    Na ziemię posypał się gruz. Balla podbiegła do leżącego na podłodze mężczyzny i kopnęła go w twarz. Pękanie ustąpiło, kiedy zrobiła to jeszcze dwa razy.
    Dannel pokręcił głową z rozczarowanym wyrazem twarzy.
    — Nieładnie — powiedział. — Ja tu ci daję szansę, a ty jak się odpłacasz? Chyba muszę cię ukarać. Balla, słońce, odsuń się.
    Posłusznie odstąpiła od mężczyzn na kilka kroków. Dannel wytworzył kolejną kulę ognia i zrzucił ją na mężczyznę. Po kilku sekundach słuchania jego głośnych wrzasków, ugasił go.
    — Nie martw się. — Uśmiechnął się szeroko. — Zaraz przestanie być tak gorąco.
    Nawet Balla, stojąca kawałek dalej, poczuła gwałtowny spadek temperatury. Przeszły ją ciarki i zadrżała. Na leżącym mężczyźnie zaczęły osadzać się kryształki lodu. Od samego widoku zrobiło jej się zimniej. Mężczyzna zaś zaczął się trząść gwałtownie, nie panując nad swoim ciałem.
    Dannel pozwolił, by trwało to przez chwilę, zanim odesłał zimno i znów kucnął przy mężczyźnie.
    — I jak? — zapytał wesoło. — Chętny na rozmowę?
    W odpowiedzi otrzymał coś, czego Balla nie dosłyszała. Dannel westchnął, spojrzał na nią i pokręcił głową.
    — Co za beznadziejny przypadek — stwierdził. — Jak myślisz, powinniśmy ukrócić jego cierpienia?
    Udała, że się zastanawia i w końcu pokręciła głową.
    — Nie — powiedziała. — Myślę, że jeśli odpowiednio go zmotywujesz, w końcu powie to, czego chcemy się dowiedzieć.
    Dannel uśmiechnął się szeroko.
    — Wiesz co? Masz rację. Gdybym wiedział, że będziesz dawać mi tak dobre rady, wcale bym cię nie odsyłał. Może to ty powinnaś zostać moją prawą ręką, nie Mikkel.
    Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Usłyszeć takie słowa z ust Dannela... To był najlepszy możliwy komplement.

    Evasowi wcale nie podobało się, że znów wysyłano go na miasto. Ale tym razem celem nie był zwiad, a odbicie Anida z rąk wroga. Co, jego zdaniem, nie miało sensu. Garon i tak już nie żył, Dannel nie pozwoliłby mu na to. Nie należał do miłosiernych osób.
    Ciebie nie zabił, odezwał się zdradliwy głosik w jego głowie. Evas kazał mu się zamknąć.
    Mimo że nie podobał mu się plan, nie kłócił się zbytnio. Co prawda, dość dosadnie powiedział, co o tym wszystkim myśli, ale i tak poszedł. Z Eanem ciężko było się kłócić.
    Nie podobało mu się też towarzystwo, w jakim musiał iść, ale przypuszczał, że ciągle było lepsze, niż Garon. Towarzyszyli mu Steen, Erass, Rux i Ean, przy czym ten ostatni miał ich tylko zaprowadzić do przejścia w Szarej Wieży.
    Nie wygląda najlepiej, pomyślał Evas, zerkając na Eana. Mężczyzna, co prawda, nie wyglądał, jakby go właśnie wyciągnięto z łózka, ale przekrwione i podkrążone oczy jasno świadczyły o tym, że potrzebował snu.
    Evas miał to gdzieś. Sam też chętnie położyłby się spać, ale podejrzewał, że nie dane mu będzie odpocząć, dopóki cała ta sprawa z Dannelem nie zostanie rozwiązana. Czasami zazdrościł takim osobom, jak Anella, Sander czy Gillen — oni byli słabi, nie musieli więc przejmować się tym, że zostaną wciągnięci w walkę. Mogli sobie spokojnie siedzieć i czekać, aż pozostali rozwiążą ich problemy. On zaś nie mógł liczyć na coś takiego — w końcu był tym, na którym wszyscy polegali. Nienawidził tego.
    Steen zostawił Ajsię, żeby pilnowała reszty. Evas pochwalał ten wybór — kobieta należała do nielicznych rozsądnych mieszkańców Oreall. Z pewnością powstrzyma tę bandę idiotów przez zrobieniem czegoś głupiego, a przynajmniej w to chciał wierzyć. Przypuszczał jednak, że nie będzie to łatwe zadanie.
    Przejście z ciemnego korytarza do Szarej Wieży nie należało do przyjemnych. Ean przeprowadził go pierwszego, za co Evas był mu wdzięczy. Uczucie topienia się, brak oddechu, wrażenie otaczającej go ze wszystkich stron wody... Kiedy już znalazł się po drugiej stronie, musiał usiąść pod ścianą, oddychając ciężko. Dłonie mu drżały, ale zdążył się opanować, zanim Ean przeprowadził Erass. Do tego czasu chłopak stanął już na drżących nogach i obejrzał uważnie każdy kąt pokoju.
    Był w takim samym stanie, jak poprzednio. Nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek tu przebywał. I dobrze, Evas wolałby nie natknąć się przypadkiem na jednego z popleczników Dannela, bo chwilowo nie był w stanie walczyć. Całkowite uspokojenie się zajęło mu kilka minut, a do tego czasu wszyscy znaleźli się już w Szarej Wieży.
    — Poczekam tutaj na was jakiś czas — powiedział Ean. — Tylko ja mogę was przeprowadzić. Powodzenia. Uważajcie na siebie.
    — Ty też — odparł Steen. — Gdyby coś się działo, uciekaj stąd.
    Ean posłał im przelotny uśmiech, kiedy skierowali się do wyjścia.
    Schodzili po schodach najciszej, jak potrafili. Prowadził Steen, pochód zaś zamykał Evas, rozglądając się uważnie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Dannel tak po prostu zostawił Szarą Wieżę bez żadnych wartowników. On sam, na jego miejscu, rozstawiłby ich w każdym możliwym miejscu. Chyba że brakowało mu ludzi... to byłaby dobra wiadomość.
    Zamarł nagle i rozejrzał się uważnie. Mógłby się założyć, że coś usłyszał. Tak, miał rację. Z pobliskiej celi dobiegało ciche chrobotanie. To mogły być szczury, jak przypuszczał. Ale to mógł być też człowiek.
    — Evas, co się dzieje? — Idąca przed nim Erass zauważyła, że się zatrzymał i obejrzała się na niego.
    Gestem nakazał jej zachować ciszę i wskazał na drzwi celi. Chrobotanie ucichło, najwyraźniej spłoszone głosem Erass. Kobieta zmarszczyła brwi i spojrzała na drzwi pytająco.
    — Ktoś tam jest — wyszeptał Evas najciszej, jak potrafił.
    Ostrożnie cofnął się kilka stopni wyżej, a potem, używając magii, otworzył drzwi.
    Nikt ani nic zza nich nie wyskoczyło. Evas gotów był już uznać, że to naprawdę był szczur, kiedy Erass powoli zbliżyła się do drzwi. Miała dziwny wyraz twarzy, którego nie potrafił odczytać.
    — Hej — odezwała się łagodnie. — Kim jesteś?
    Czyli jednak ktoś tam był. Evas nie podszedł bliżej — bezpieczniej czuł się, stojąc wyżej i mając oko na całą tę sytuację. Steen i Rux zatrzymali się. On wyglądał na zaniepokojonego, ona na zniecierpliwioną.
    — Kim ty jesteś? Czego ode mnie chcesz?! Zostaw mnie w spokoju! — z celi rozległ się gniewny, kobiecy głos. — Nie zrobiłam nic złego!
    — Kto to? — zapytał Steen, podchodząc do Erass i zaglądając do pomieszczenia.
    — Nie wiem — odparła kobieta. — Nie bój się — zwróciła się do osoby w celi. — Nie zrobimy ci krzywdy.
    — Jasne! — odpowiedziało jej warknięcie. — Wcale nic mi nie zrobicie! Tak jak nie zrobiliście temu chłopakowi, co? Wiem, jacy jesteście... Wielcy magowie!
    Evas w końcu również zbliżył się, wciąż jednak zachowując ostrożność i gotowość do ataku. Osobą w celi okazała się być dziewczyna. Całkiem niepozorna — niska i drobna. Brązowe włosy miała w nieładzie, a oczy przekrwione i lekko zapuchnięte — pewnie płakała jakiś czas temu. Nie sprawiała wrażenia groźnej, ale nie okazywała też oznak strachu. Była tylko wściekła.
    — Posłuchaj... — Steen przestąpił nogi na nogę. — Naprawdę nic ci nie zrobimy, o ile nie jesteś po stronie Dannela. Możemy ci pomóc.
    — Nie chcę waszej pomocy!
    Steen westchnął ciężko i zwrócił się do Erass.
    — Nie mamy na to czasu. Idź po Eana. On się tym zajmie. My musimy się spieszyć, jeśli chcemy uratować Garona.
    Erass pokiwała głową i wbiegła z powrotem po schodach.
    — W porządku. Posłuchaj, zaraz przyjdzie tu ktoś, kto ci pomoże. Nie musisz się martwić, nie jest groźny. Nie zrobi ci krzywdy — zapewnił ją. — Zabierze cię stąd w bezpieczne miejsce, dobrze?
    Dziewczyna pokiwała głową, choć w jej oczach błyszczała nieufność. Steen westchnął ciężko i wycofał się.
    — Chodźmy — powiedział. — Nie ma czasu do stracenia.
    Nie czekali, aż wróci Erass — skierowali się do wyjścia. Na szczęście, nikogo już nie napotkali. Evas przez chwilę zastanawiał się, kim była ta dziewczyna — nigdy wcześniej nie widział jej na oczy. Co robiła w mieście? Czemu Dannel ją zamknął? Czy mogła być zwyczajnym człowiekiem?
    Potrząsnął głową, żeby pozbyć się tych myśli. To nie było teraz ważne — mieli bardziej naglące problemy.
    Erass dołączyła do nich, zanim jeszcze opuścili Szarą Wieżę. Do biblioteki dotarli, przemykając wąskimi uliczkami i ciemnymi alejkami. Spowolniło ich to nieco, ale i tak mniej, niż ewentualna konfrontacja z kimś, na kogo wpadliby, idąc głównymi ulicami.
    Z zewnątrz biblioteka wyglądała cały czas tak samo. Nikt nie stał na straży — ani przy drzwiach, ani na dachach kamienic. Przez chwilę obserwowali otoczenie w milczeniu, aż wreszcie Steen wyszeptał:
    — Chodźmy. Tylko szybko.
    Przebiegli przez dziedziniec i wspięli się do schodach. Tam Evas wysunął się naprzód i położył dłonie na masywnych drzwiach wejściowych. Użył swojej magii, żeby nakazać im ciszę, a potem je otworzył. Nie wydały nawet najcichszego skrzypnięcia.
    Przeszli korytarzem, skradając się do drugich drzwi. Je również Evas wyciszył. Kiedy zaś je uchylił, natychmiast poczuł smród spalenizny, który wcale mu się nie spodobał.
    Na szczęście, biblioteka nie płonęła. Ulga, która zawitała na twarzy Steena na ten widok, niemal rozbawiła Evasa. Wyglądało na to, że mężczyzna bardziej martwił się o swoje książki, niż o życie Garona. Evas rozumiał go — nawet jemu zrobiłoby się przykro, gdyby zawartość biblioteki spłonęła.
    Steen wszedł do środka pierwszy, Evas za nim. Ich pochód zamykała Erass. Kiedy tylko i ona weszła, Evas wycofał swoją magię z obu par drzwi. Nie powinien marnować jej bez sensu.
    Nagle rozległ się głośny, pełen bólu wrzask i znów dało się poczuć smród spalenizny. Evas skrzywił się nieznacznie.
    — Garon — wyszeptała Rux, otwierając szerzej oczy.
    Steen położył jej dłoń na ramieniu, powstrzymując ją przed ruszeniem na jego ratunek.
    — Spokojnie — powiedział. — Nie działaj pochopnie, bo i ciebie złapią.
    Evas zaś ostrożnie postąpił do przodu, chowając się za regałami tak, by mieć na widoku podwyższenie. Nikogo na nim nie było, ale wrzaski Garona rozlegały się niedaleko. Chłopak chwilę czasu poświęcił na poszukiwania, aż w końcu ich znalazł.
    Dannel i Balla stali nad czymś, co mogło być Garonem, ale w takim stanie, że nikt by już go chyba nie rozpoznał. Jakim cudem on jeszcze żyje?, zastanowił się Evas, marszcząc brwi. Jego skóra nie była już nawet poparzona, a po prostu zwęglona. Widok nie należał do najprzyjemniejszych, nawet dla kogoś takiego, jak Evas.
    Pozostali dołączyli do niego — Steen skrzywił się z obrzydzeniem, Erass pobladła i zasłoniła dłonią usta, zaś Rux wpatrywała się w scenę przed sobą z przerażeniem w szeroko otwartych oczach. Evas miał nadzieję, że kobieta nie zrobi niczego głupiego, na przykład nie wbiegnie tam, żeby go ratować.
    Evas rozejrzał się, zastanawiając się, co mógł zrobić. Gdyby tak zawalił podłogę, Garon wpadłby do piwnicy, ale Dannel i Balla polecieliby razem z nim. Evas nie był pewien, czy taki upadek nie zabiłby ich wszystkich. Z drugiej strony, nawet jeśli, to przecież nie byłby to wielki problem... W końcu wyeliminowanie Balli i Dannela było jednym z ich celów.
    Z tą myślą, Evas przelał swą magię w podłogę. Skierował ją dokładnie pod miejsce, w którym stało tych dwoje. Gdyby mógł ich jakoś odsunąć od Garona... Cóż, chyba nie było na to sposobu. Najwyżej mężczyzna też zginie. Nawet nie warto próbować go ratować, z takimi ranami z pewnością nie pożyłby zbyt długo...
    — Co ty wyprawiasz? Zabijesz go! — wyszeptała gniewnie Rux, kiedy zauważyła, co planował.
    — I tak już nie żyje — mruknął Evas w odpowiedzi, nie przerywając działań.
    W oczach kobiety zabłysnęła panika. Zanim jednak Rux zdołała się rzucić na ratunek Garonowi, Erass i Steen złapali ją i przytrzymali mocno. Zaczęła się szarpać, co zirytowało Evasa. Tak, pomyślał. Świetnie. Niech jeszcze się wydrze, żeby dać im znak, że tu jesteśmy.
    Evas potrząsnął głową i skupił się na podłodze. Zatrzeszczała ona niebezpiecznie — Dannel i Balla zauważyli to, bo zaprzestali tortur i rozejrzeli się. Nie mieli jednak szans, żeby cokolwiek dostrzec, bo w tym momencie podłoże załamało się pod nimi.
    Rozległy się urywane okrzyki i odgłos ciała uderzającego go podłogę w piwnicy. Ale tylko jednego — Evas podejrzewał, że Garona. Dannel i Balla najwyraźniej zachowali przytomność umysłów i zdołali zapobiec własnemu upadkowi.
    Rux wreszcie wyrwała się trzymającym ją, a raczej oni jej na to pozwolili. Podbiegła do dziury w podłodze.
    — Garon? — zawołała niepewnie. To był dziwny widok — kobieta zawsze sprawiała wrażenie takiej silnej i niczym niewzruszonej. A teraz w jej oczach lśniły łzy, a głos drżał.
    Miłość robi z ludzi nieostrożnych idiotów, pomyślał Evas.
    Steen również podszedł do wyrwy, a chłopak zaraz za nim. Mężczyzna stworzył kulę światła, która rozjaśniła mroki piwnicy.
    Dannel i Balla stali na dole — wyglądało na to, że nic im się nie stało. Evas zazgrzytał zębami ze złości. Liczył na to, że upadek ich zabije albo chociaż połamie im kości, ale wylądowali na czymś miękkim, co pewnie wytworzył Dannel.
    — Evas — zawołał mężczyzna na jego widok. — Miło cię znowu widzieć. Widzę, że przyprowadziłeś przyjaciół.
    Evas nie odpowiedział. Zamiast tego, pokierował swoją magię do miejsca, w którym, jak wiedział, znajdowały się schody do piwnicy. Nakazał im zachować ciszę, a następnie zawalił. Dla pewności odnalazł też regał, zasłaniający drzwi i zwiększył jego ciężar, żeby nie dał się tak łatwo odsunąć. Zdawał sobie sprawę, że to nie powstrzyma Dannela i Balli na długo, ale lepsze to, niż nic.
    Steen pociągnął Evasa za ramię, odciągając go od dziury w podłodze.
    — W piwnicy jest przejście — przypomniał mu niemal bezgłosym szeptem. — Jeśli je znajdą...
    Evas pokiwał głową ze zrozumieniem. Jeśli znajdą przejście, ci, którzy zostali, zginą. Chłopak odszedł kawałek, oparł się o regał i zamknął oczy, usiłując odnaleźć miejsce, w którym znajdowało się przejście. Wreszcie odnalazł je, ale nie potrafił nim manipulować. Choć próbował, jego magia nie chciała się do niego przelać. W końcu westchnął, zrezygnowany. Spojrzał na Steena i pokręcił głową.
    — Nie mogę nic z tym zrobić — wyznał szeptem.
    — W takim razie załatwimy ich ich własnym sposobem — stwierdził Steen, wyciągając dłoń. Pojawiła się w niej ognista kula. — Dostaną za swoje.
    Evas pokiwał głową, ale poczuł lekką niepewność. Wątpił, by tamci dali zabić się tak łatwo, ale... To była jego siostra. I jego dawny najlepszy przyjaciel. Mógł się jeszcze z tego wycofać...
    Nie, postanowił. Żadnego wycofywania się. Nie znowu.
    Z szybko bijącym sercem patrzył, jak Steen podchodzi do dziury i wrzuca do niej ognistą kulę. Evas spodziewał się krzyków, wrzasków bólu, przypominających te wcześniejsze Garona. Ale się nie doczekał.
    Oczywiście, pomyślał, nie do końca świadomie oddychając z ulgą. Zajrzał do dziury i odkrył, że ogień rzucony przez Steena zatrzymał się na jakiejś ciemnej barierze, niewątpliwie stworzonej przez Dannela.
    Steen naparł mocniej, ale Dannel najwyraźniej był silniejszy od niego, bo zmuszony został cofnąć się o kilka kroków. Mimo to, nie przestawał. Na jego czoło wstąpiły krople potu, na twarzy pojawił się wysiłek.
    Evas właśnie miał zamiar mu pomóc, kiedy podłoga niebezpiecznie zatrzeszczała pod jego nogami. Zachwiał się lekko i użył swojej magii, żeby ją ustabilizować. To była robota Balli, czuł to, ale miał znacznie więcej siły, niż ona. Bez problemów mógł zablokować jej działania.
    Steen w końcu poddał się, opierając się z wyczerpaniem o regał. Podeszła do niego Erass.
    — Spróbuj jeszcze raz — zasugerowała. — Pomogę ci.
    Evas wątpił, żeby zadziałało — Erass mogła magicznie zwiększyć siłę Steena, ale nie mogła sprawić, żeby jego moc była większa. Ale nie zaszkodziło przecież spróbować.
    Oczywiście, nie udało się. Chociaż Erass położyła dłonie na plecach Steena, a mężczyzna wytworzył kolejną ognistą kulę i posłał ją w dół, Dannel znów zdołał go powstrzymał.
    — To nic nie da — mruknął Evas. — Dannel ma silniejszą magię. Nie wygrasz z nim w ten sposób.
    Steen spojrzał na niego z rezygnacją.
    — Masz jakiś pomysł?
    — Schodzę tam — stwierdził chłopak.
    Ale nie podszedł do dziury — nie chciał pojawić się tuż przy Dannelu i Balli. Zamiast tego, odszedł na kilka kroków i pozwolił, by podłoga załamała się pod nim. Natychmiast przelał swą magię w podłoże piwnicy, nakazując mu stać się miękkim. Wylądował na nim i rozejrzał się.
    W piwnicy panowała ciemność — Evas nie był w stanie dostrzec nikogo. Czyżby Dannel znowu ją stworzył? Prawdopodobnie. Chłopak zrobił kilka kroków do przodu, ale nadal niczego nie widział.
    Ktoś zeskoczył za nim. Steen. W tej samej chwili Evas usłyszał trzask zamykanych drzwi. Zamarł, kierując spojrzenie w stronę dziury. Czyżby któryś z ludzi Dannela przyszedł do biblioteki? Niedobrze. Ale Erass i Rux powinny sobie poradzić.
    Steen wytworzył kulę światła, rozjaśniając mroki piwnicy. Ale przed nimi nadal majaczył czarny kształ — kopuła ciemności, stworzona przez Dannela. Mężczyzna musiał się pod nią chować i być tam całkiem bezpieczny.
    Nie na długo. Evas miał zamiar się upewnić.
    Podszedł do czarnej kopuły i położył na niej dłonie. Poczuł ukłucie i nieprzyjemny dreszcz przeszedł jego ciało. Chłopak odskoczył, machając dłonią — czuł się, jakby został oparzony. Co to było? Dannel musiał jakoś zabezpieczyć kopułę przed jego dotykiem, przewidzieć, co zamierzał.
    Na górze rozległ się jakiś łomot, prawdopodobnie zaczęła się walka. Evas nie zwracał na to uwagi. Zamiast tego kucnął, przyłożył swoje dłonie do podłogi i skupił się. Przebicie się magią przez zasłonę Dannela było ciężkie, ale nie tak trudne, jak samo jej kontrolowanie. Kiedy więc udało mu się, wywołał drżenie podłogi tylko w obszarze kopuły.
    Rozległo się przekleństwo i ciemność znikła. Światło Steena rozjaśniło całą piwnicę i Evas zauważył coś niepokojącego. Balli nigdzie nie było. Schowała się? Wróciła na górę? A może znalazła przejście?
    Nieważne. Miał teraz ważniejszy problem.
    — Naprawdę, Evas? — zapytał Dannel prześmiewczo. — Nie dasz sobie rady sam? Potrzebujesz pomocy od niego? — Słowo  „niego” wypowiedział takim tonem, jakby chciał powiedzieć coś innego, bardziej obraźliwego.
    Evas zignorował zaczepkę. Skupił swoją magię na ścianie za Dannelem i przyciągnął ją w swoją stronę. Posypała się, uderzając w mężczyznę. Sufit nad nimi zadrżał niebezpiecznie, ale Evas przytrzymał go za pomocą magii.
    Dannel pozbierał się z podłogi i posłał mu wściekłe spojrzenie. A potem szybko zerknął w górę. I z powrotem na Evasa. Uśmiechnął się, niemal przyjaźnie.
    A potem stworzył schody i wbiegł po nich na górę tak szybko, że chłopak nawet nie miał szans go zatrzymać. Steen również nie zdążył zareagować. Dannel zniszczył schody za sobą, zostawiając ich w dole.
    — Cholera — mruknął Evas, zerkając znacząco na Steena.
    Mężczyzna pokiwał głową i po chwili schody na górę znów się pojawiły. Kiedy zaś po nich wbiegli, stanęli jak wryci.
    Wszędzie wokół szalał ogień. 

---------------------------------
Dodałam zakładkę z bohaterami, aczkolwiek nie jest ona szczególnie rozbudowana. Może jednak pomoże niektórym połapać się, kto jest kim.

8 komentarzy:

  1. Zakładka z bohaterami jak najbardziej na + ;)
    Rozdział ciekawy, bardzo dobrze mi się go czytało. No cóż, jak każdy rozdział zresztą. Podoba mi się także sposób Dannela na przesłuchiwanie ludzi. Oj, moja ciemna strona mocy właśnie sie przebudziła buhaha!
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam
    ROLAKA z http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się podobało :D

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Cześć! Na Boga, jak mi ta Balla działa na nerwy. Nie wiem, po prostu jej nie lubię :D Co do Evasa... Chłopie, trochę więcej empatii i będzie świetnie :D
    Rozdział super. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balla jest irytująca, a Evas to dupek, co tu na to poradzić :D
      Dziękuję za komentarz :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Podob mi sie w Twoim opowiadaniu, że "dobrzy" niekoniecznie są "dobrzy", a "źli" - "źli". Właściwie wszyscy bez szemrania przystali na pomysł Evasa, w którym zranił on przede wszytskim Garona - wszyscy, prócz R., która jest w nim zakochana. Sama już nie wiem, jak chciałabym, żeby to zakonczono. Wg mnie magowie powinni zadbać o to, by byli lepiej traktowani przez resztę spoleczenstwa, skoro tamci i tak o nich wiedzą, choć nie jestem za tym, żeby sami stali się tyranami. Wiec generanie wypośrodkowałabym poglady międzyb jedną a drugą grupą, pozwoliłabym im działać razem ;p to byłoby najlepsze rozwiazanie.
    Ciekawi mnie bardzo bezpośrednie spoktanie Balli i Evasa. Evas nie zabije jej ot tak, tego już jestem pewna., I ona go zapewne też nie. Ciekawe, jakie były między nimi stosunki w rpzeszłości.
    No i do kogo dołączy nowa czarownica? xD;p
    nie wiem, czy to zmęczenie czy faktycznie tak bylo, ale w drugiej części rozdziału trochę sięn pogubiłam podczas walki.
    zapraszam na Niezaleznośc i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię, kiedy wszystko jest czarno-białe. Wolę, kiedy ciężko stwierdzić, kto jest tym dobrym, a kto złym. A jeszcze lepiej, jak nie ma tak naprawdę żadnego podziału ^^
      Evas i Balla spotkają się bezpośrednio i wtedy będzie trochę o ich przeszłości i wzajemnych relacjach.
      Lonnie najchętniej nie dołączałaby do nikogo :D
      Możliwe, że faktycznie jest chaotycznie, bo nie potrafię pisać scen akcji...
      Dziękuję za komentarz, na 'Niezależność' jeszcze zajrzę. Kiedyś ;p

      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Trochę mnie hm... zaskoczyło, że w momencie ataku Balla myślała o tym, że wszystko między nią i Dannelem układa się super. No bo co ma piernik do wiatraka? :D Najpierw jest wściekła, że zaatakował ją ktoś nieznajomy, a nie Evas, a potem nagle wstawka o niej i Dannelu. Trochę mi to nie pasowało do siebie ;D

    Polubiłam trochę Garona. Nie sądziłam, że będzie taki lojalny podczas tortur. Może zachował się głupio, że zaatakował Dannela, ale jego postawa potem jest godna podziwu :D

    " wyciągnięto z łózka" - łóżka


    Nie dziwię się Rux, że chciała ratować Garona. To musiało być straszne - wiedzieć, że towarzysze nie przejmują się za bardzo zyciem osoby, na której bardzo jej zależało. Ale umiem ich zrozumieć. Jedno życie 'swojego' w zamian za zabicie Dannela i Balli to bardzo kusząca propozycja xD

    Ciekawa jestem jak Steen i Evas wydostaną się z potrzasku. Moim zdaniem to było głupie, żeby wchodzić do Dannela. To tak jakby wpuścić lwa do klatki, a potem do niej wejść;D Mam wrażenie, że Dannel myśli o wiele bardziej trzeźwo niż oni.
    Co nie zmienia faktu, że bardzo przyjemnie mi się czyta te rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balla i jej priorytety :D
      Ach, Garon... Niby niezbyt przyjemny w obyciu, ale jednak szczery i lojalny...
      Biedna Rux ;( Strasznie mi jej szkoda było, kiedy pisałam tę scenę.
      W tym momencie raczej nikt nie myśli szczególnie trzeźwo :D

      Dziękuję za komentarz :D
      Pozdrawiam ;D

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony