sobota, 26 sierpnia 2017

Rozdział VI

    Kiedy Gillen biegiem wrócił do głównej części biblioteki, prawie krzyknął, widząc tam kogoś. Zatrzymał się gwałtownie, potknął i wylądował na podłodze, boleśnie obijając sobie kolana. Jego serce galopowało jak szalone.
    — Cholera — mruknął pod nosem, bojąc się podnieść głowę.
    — Nic ci nie jest? — Usłyszał znajomy głos i odetchnął z ulgę.
    Sander podszedł do niego i pomógł mu wstać. Gillen otrzepał się, choć nawet nie miał z czego — podłoga biblioteki pozostawała idealnie czysta. Zaczerwienił się, zawstydzony.
    — Nie, jest w porządku.
    Sander wciąż przyglądał mu się z troską. Gillen spuścił wzrok, czując się głupio.
    — Przestraszyłem cię? Przepraszam.
    — Nie — skłamał Gillen. — Spacerowałem po bibliotece, usłyszałem, że ktoś wchodzi, więc przybiegłem. A że jestem sierotą, to się przewróciłem. — Skrzywił się w duchu na te żałosne kłamstwa, ale Sander najwyraźniej je kupił.
    Pokiwał głową i wskazał na ramię Gillena, które chłopak nieświadomie pocierał.
    — Na pewno nic ci nie jest?
    Gillen zaczerwienił się jeszcze bardziej i przestał.
    — Na pewno. Po prostu będę miał siniaki. — Wyminął Sandra i ruszył w stronę podwyższenia. — Po co tu jesteś? Jeśli chcesz jakąś książkę, musisz poczekać, aż wróci Anella. Ja nie wiem, gdzie co leży.
    Sander zaśmiał się, ale kiedy się odezwał, w jego głosie nie było złośliwości.
    — Powinieneś bardziej na siebie uważasz. — Wszedł za Gillenem na podwyższenie i usiadł przy tym samym stole, co on. — Nie przyszedłem po książkę, tylko do Anelli. Towarzyska wizyta. — Uśmiechnął się.
    Naprawdę ją lubi, pomyślał Gillen, przyglądając się uśmiechowi przyjaciela. Wydawało się, że spędza z nią każdą wolną chwilę. Dobrze, że wreszcie sobie kogoś znalazł. Trochę jednak żałował, że tym kimś nie był on sam.
    — Anella poszła coś załatwić — wyjaśnił. — Możesz na nią poczekać, jak chcesz. — Wzruszył ramionami, ale w rzeczywistości miał nadzieję, że Sander zostanie. Bardzo nie chciałby pozostać sam w bibliotece...
    — Zaczekam. — Sander uśmiechnął się, a Gillen skrycie odetchnął z ulgą. — Dawno nie rozmawialiśmy. Co tam u ciebie?
    Gillen zastanowił się, a potem wzruszył ramionami.
    — Nic, chyba. Głównie praca, chociaż pan Ean trochę mi to ograniczył. Nie narzekam. Przynajmniej nie muszę być już wartownikiem. — Był wdzięczny, bo nie lubił tej pracy, a poza tym stała się teraz dość niebezpieczna, ale bez niej czuł się bardziej bezużyteczny niż zwykle. — A u ciebie?
    Mężczyzna natychmiast ożywił się.
    — Wymyśliłem coś ciekawego! — Jego oczy błyszczały z entuzjazmem. — Nie powiem ci co, ale możesz do mnie przyjść, to ci pokażę! Ciągle jeszcze nad tym pracuje, ale już daje niezłe efekty! Koniecznie musisz to zobaczyć!
    Gillen pokiwał głową. Sander mówił coś jeszcze, ale chłopak złapał się na tym, że niezbyt słucha. Jego wzrok wciąż wędrował między regały książek. Biblioteka naprawdę sprawiała wrażenie groźnej, szczególnie teraz. Co, jeśli ona nas tu dosięgnie?, pomyślał Gillen. A jak coś nas zaatakuje? Powinniśmy się stąd wynosić...
    Potrząsnął głową nieświadomie. Nie mógł wyjść z biblioteki, obiecał Anelli, że jej przypilnuje. Gdyby pod jego nieobecność coś stało się z książkami... Wolał nie wiedzieć, co zrobiłby Steen.
    — Wszystko w porządku? — zapytał nagle Sander. — Wyglądasz jakoś blado.
    Gillen zmusił się, żeby na niego spojrzeć i uśmiechnął się słabo.
    — W porównaniu z tobą? Na pewno. Niektórzy już tak mają, wiesz?
    Sander zaśmiał się i wszelkie zmartwienie zniknęło z jego twarzy.
    — Tak, chyba masz rację.
    Gillen znów poczuł, jak jego wzrok wędruje ku regałom. Zacisnął dłoń w pięść. Uspokój się, powiedział sobie. Tam nic nie ma. Gdyby chciała was zaatakować, już by to zrobiła.
    Wciąż nie był jednak przekonany, że niebezpieczeństwo minęło.
    Zastanowił się, spoglądając na Sandra. Czy mógł mu o tym opowiedzieć? W końcu Sander był z nim, kiedy pierwszy raz zobaczyli tę kobietę i nikomu nie powiedział o tym dziwnym odkryciu. Chyba więc warto było mu zaufać.
    — Pamiętasz, kiedy byliśmy tam w podziemiach... — zaczął ostrożnie, wciąż niepewny.
    Sander pokiwał głową.
    — Tak gdzie chowaliśmy się przed Dannelem? No tak, pamiętam. Ciężko zapomnieć. — Uśmiechnął się niewesoło, co było dość rzadkim widokiem.
    Gillen wziął głęboki wdech.
    — A pamiętasz tę kobietę, zamkniętą w pokoju. Tą śpiącą? — Albo nieprzytomną, dodał w myślach.
    — Tak, pamiętam. — Uśmiech zniknął z twarzy Sandra, mężczyzna spoważniał. — Kazałeś mi nikomu o niej nie mówić, to nie powiedziałem. Co z nią?
    — Znowu ją widziałem. Dzisiaj, zanim tu przyszedłeś. To było... jak jakaś wizja. W jednej chwili stałem w bibliotece, a potem wszystko stało się białe i nagle stałem przed tym pokojem, patrząc na nią. Mówiła do mnie, w moich myślach. Znała moje imię. — Przeszedł go dreszcz. Gillen spojrzał Sandrowi prosto w oczy. — Ona znała moje imię — powtórzył z paniką wkradającą się w jego głos. — Ale ja jej nie znam. Nie wiem, kim ona jest.
    Poczuł nagłą falę spokoju, przepływającą przez jego ciało i odetchnął głęboko, odchylając się do tyłu. Wszystko było w porządku, nie miał żadnych powodów do zmartwień.
    Przetarł oczy i spojrzał z wdzięcznością na Sandra.
    — Dziękuję — powiedział. — Chyba zaczynałem panikować. Możesz to utrzymać przez chwilę?
    Sander pokiwał głową, marszcząc lekko brwi.
    — Na pewno nie wiesz, kim jest ta kobieta?
    — Na pewno. Mówię, że nigdy wcześniej jej nie widziałem. Nie mam pojęcia, co robić. — Potrząsnął głową. — Co, jeśli jest niebezpieczna?
    — Nie wydaje mi się — stwierdził Sander. — Pamiętam ją, wydawała się raczej bezbronna. To tylko jakaś staruszka.
    Gillen nie mógł powstrzymać prychnięcia.
    — Tak, na pewno. Próbuje nas jakoś podejść, żebyśmy ją uwolnili. Ale dlaczego akurat my? — Chodzi jej o nas obu, czy tylko o mnie? A może pokazywała się też innym, którzy przebywali w bibliotece? Czy Steen o niej wie? A Anella? Może powinien spróbować porozmawiać z nimi, wybadać, czy coś o tym wiedzieli?
    — To może powinniśmy powiedzieć o tym panu Eanowi? — zasugerował Sander. — On pewnie będzie wiedział, co robić.
    Gillen zamarł. Z jakiegoś powodu mówienie o czymkolwiek Eanowi wydawało mu się złym pomysłem. Potrząsnął głową.
    — Nie... Nie ma sensu zawracać mu głowy czymś takim. Jest bardzo zajęty. Nie ma czasu na głupoty — powiedział szybko.
    — Skoro tak mówisz...
    Drzwi wejściowe otworzyły się nagle i Gillen wzdrygnął się gwałtownie. Jego szaleńczo bijące serce uspokoiło się dopiero, kiedy zobaczył, że to Anella wróciła. To mnie wykończy, pomyślał, przywołując na swoją twarz słaby uśmiech.
    — Wróciłam — powiedziała dziewczyna oddychając ciężko, jakby przed chwilą biegła. — Przepraszam, że zajęło mi to tak dużo czasu. Cześć, Sander. — Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
    — Cześć, Anella! Gdzie byłaś? — Sander cały się rozpromienił.
    Gillen przewrócił oczami i postanowił zostawić tę dwójkę samą sobie. Poza tym, nie mógł już się doczekać, żeby wyjść z tej przeklętej biblioteki. Wstał.
    — Pójdę już — powiedział.
    — Jeszcze raz dziękuję za pomoc. — Anella zwróciła się do niego.
    — Żaden problem. I tak nie miałem nic do roboty. Do zobaczenia. — Gillen skinął im głową na pożegnanie i opuścił bibliotekę.
    Przyszło mu do głowy, że może powinien jeszcze raz porozmawiać z Eanem i skłonić go do dania mu jakiejś pracy. Przyda mu się jakieś zajęcie, choćby i tylko po to, żeby odpędzić myśli o tej tajemniczej kobiecie.

    Lien wróciła kilka godzin po tym, jak zostawiła ich Rianna. Przyniosła tacę z czymś przypominającym chleb i dwoma kubkami wody.
    Postawiła ją przed Ellain i powiedziała coś w tym dziwnym języku. Kobieta uniosła pytająco brwi, nie wiedząc, o co chodzi.
    Lien gestem nakazała jej się odwrócić. Ellain zawahała się, ale zrobiła to, nie mając innego wyboru. Mogła mieć tylko nadzieję, że Lien nie wbije jej noża w plecy. Z drugiej strony, gdyby chciała ją zabić, mogłaby po prostu zrobić to zaraz po wejściu, więc pewnie nie było się czym martwić.
    Poczuła lekki dotyk na nadgarstkach, a potem pętające ją więzy opadły. Ellain odetchnęła z ulgą. Wreszcie mogła poruszać dłońmi. Obróciła się i uśmiechnęła z wdzięcznością do Lien. Bycie miłym nie zaszkodzi, pomyślała. W końcu muszę przeciągnąć ją na naszą stronę.
    — Dziękuję — powiedziała, wiedząc, że Lien i tak nie zrozumie jej słów, ale licząc na to, że przynajmniej dotrze do niej znaczenie.
    Młoda kobieta zmrużyła podejrzliwie oczy i odsunęła się. Przesunęła tacę ze skromnym posiłkiem w stronę Ellain, wstała i skierowała się do wyjścia. Tuż przy drzwiach zatrzymała się, spojrzała na świecącą kulę i uśmiechnęła się.
    A potem wyszła, zabierając ze sobą ich jedyne źródło światła.

    Mikkel zmusił się, żeby otworzyć oczy, kiedy poczuł, jak ktoś delikatnie nim potrząsa. Jęknął cicho z bólu i osoba ta natychmiast przestała.
    — Ellain? — wymamrotał. Ledwie mógł mówić. Język mu spuchł, w gardle panowała susza, a każda część ciała pulsowała tępym bólem.
    — Nie śpisz? Dobrze. Masz, napij się.
    Przytknęła coś do jego ust, więc posłusznie otworzył je. Chłodna woda okazała się zbawieniem i uśmierzyła nieco ból. Mikkel odetchnął nieco, czując, jak jego umysł się rozjaśnia.
    — Jak się czujesz? — zapytała Ellain z troską.
    — Lepiej — powiedział, odchylając głowę i opierając ją o kamienną ścianę.
    Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Mikkel przez chwilę zastanawiał się, czy przez tę dziwną chorobę nie stracił całkiem wzroku, ale wątpił w to. Przypuszczał, że gdyby tak się stało, coś by poczuł.
    — Odwróć się — poleciła Ellain. — Rozwiążę cię.
    Kiedy tylko sznury opadły z jego nadgarstków, Mikkel potarł je z ulgą. Dobrze było znów móc swobodnie poruszać rękami, chociaż nawet proste ruchy przyprawiały go o dodatkowy ból.
    — Jesteś głodny? — zapytała Ellain. — Dostaliśmy chleb, tak mi się wydaje. Nie smakuje najlepiej, ale to zawsze coś.
    Na samą myśl o jedzeniu żołądek Mikkela zacisnął się nieprzyjemnie.
    — Nie... Nie, to chyba nie jest dobry pomysł.
    Usłyszał, jak Ellain wzdycha ciężko.
    — Twoja strata — powiedziała fałszywie wesołym głosem. — Może zostawię ci trochę okruszków.
    Mikkel zaśmiał się słabo, ale zaraz przestał, bo zabolały go żebra.
    — Czemu jest tu tak ciemno? — zapytał, żeby odciągnąć swoje myśli od wszechobecnego bólu.
    — Ta cała Lien przyniosła nam jedzenie, a potem zabrała światło i sobie poszła. — Choć Ellain starała się mówić pogodnym głosem, Mikkel usłyszał wkradającą się do niego złość. — Mamy szczęście, że nie postanowiła nas otruć.
    Może próbowała, ale trucizna jeszcze nie zadziałała, pomyślał Mikkel, ale nie powiedział tego na głos. I tak mieli już zbyt dużo zmartwień, żeby przejmować się jakąś wolno działającą trucizną. Wątpił w to, żeby osoby ich więżące pozwoliły ujść im z życiem z tego spotkania.
    — Musisz spróbować uciec — powiedział, przerywając ciszę.
    — Co?
    — Musisz stąd uciec. Oni nie pozwolą nam przeżyć, jestem tego pewien. — Potrząsnął głową. — Ja i tak niedługo umrę, ale ty... Musisz przeżyć.
    Czuł się, jakby umierał. Każdy fragment jego ciała nieustannie bolał, z każdą chwilą coraz bardziej. Bo tego dochodziło jeszcze zmęczenie, które sprawiało, że ledwie mógł utrzymać otwarte oczy, a także przyspieszone bicie serca i trudności w oddychaniu.
    Nie chciał umierać, ale wiedział, że prawdopodobnie nic nie da się z tym zrobić. Pozostało mu tylko pogodzić się ze swoim losem, któremu sam zawinił. Mógł przecież nie zgadzać się na wyprawę na Wielkie Pustkowie. Mógł odmówić. Zadaniem, które wyznaczył mu Dannel, było pilnowanie Ellain. Zawiódł, wiedział o tym. Nie umiał upilnować nawet samego siebie.
    Zastanawiał się, co robił Dannel. Miał nadzieję, że nie wpakował się w żadne kłopoty, choć szczerze w to wątpił. Zbyt dobrze go znał.. Mężczyzna z pewnością zrobił coś głupiego. Mikkel żałował, że nie było go tam, żeby go powstrzymać.
    Nigdy więcej nie zobaczy go ani reszty swoich przyjaciół. Ta myśl zasmuciła go najbardziej ze wszystkich. Nawet nie mógł się z nimi pożegnać.
    — Niby jak? — Ellain przerwała jego rozważania. — One mają magię, silną magię. Ja nie mam nic. Jak mam im uciec? — Brzmiała na zrezygnowaną i zmęczoną, ale w jej głosie na chwilę pojawiła się determinacja, kiedy powiedziała: — I nawet nie waż się mówić, że umrzesz. Nie pozwolę, żeby to się stało. I nie mam zamiaru uciekać bez ciebie.
    — To słodkie. — Uśmiechnął się słabo, choć nie mogła go zobaczyć. — Naprawdę. Ale nie damy rady uciec oboje. Nie, kiedy jestem w takim stanie. Będziesz musiała zrobić to sama. Potem najwyżej po mnie wrócisz.
    Ellain prychnęła, najwyraźniej się z nim nie zgadzając.
    — Niby jak to zrobię? Nie mam magii — przypomniała mu.
    Mikkel zawahał się.
    — Mógłbym użyć mojej. Całej. Zrobiłbym cię silniejszą, szybszą, żebyś świetnie radziła sobie w walce. — Przerwał mu nagły atak kaszlu, trwający prawie minutę. Kiedy Mikkel odzyskał oddech, kontynuował: — Albo mógłbym... — Znów zakaszlał. — Mógłbym unieruchomić tego, kto tu przyjdzie, a ty wtedy uciekłabyś...
    Zdawał sobie sprawę z tego, że ten plan, jeśli można było go tak nazwać, nie miał większego sensu. Ellain nie omieszkała się tego wytknąć.
    — I myślisz, że za tymi drzwiami nie ma żadnych strażników, którzy by mnie powstrzymali? Poza tym, w ogóle nie znamy tego miejsca. Nie mamy pojęcia, gdzie jest wyjście. Nie możemy tak po prostu uciec. — Westchnęła ze zmęczeniem. — Ale przypuszczam, że lepsze to, niż siedzenie i czekanie na śmierć. Kto wie, może nawet tego spróbujemy. Najpierw jednak chciałabym rozmówić się z tą ich królową... Może uda mi się ją przekonać, że nie stanowimy żadnego zagrożenia i może bez obaw nas wypuścić. Ha, to byłoby ciekawe. Chciałabym zobaczyć minę Lien, gdyby tak się stało!
    — Zamierzasz przekonać tą królową, żeby odblokowała twoją magię? — Musiał zamknąć oczy, nie był w stanie dłużej utrzymać ich otwartych. Miał wrażenie, że zaraz znowu odpłynie, dlatego skupił się na rozmowie z Ellain.
    — Zrobię wszystko, co będzie chciała, żeby ją odzyskać — odparła kobieta z determinacją, pomimo zmęczenia w jej głosie. — Wszystko. Nie po to tu przybyłam, nie po to ty cierpisz, żebym miała odejść z pustymi rękami.
    — Mam nadzieję, że ci się uda. Niech przynajmniej jedno z nas wyniesie coś z tej wyprawy. — Westchnął i pozwolił, by zapadła cisza. Mimo to, po chwili sam ją przerwał, czując jeszcze większą senność. Nie chciał zasypiać. Bał się, że kiedy to zrobi, już się nie obudzi. — Ellain... — zaczął.
    — Hm? Co jest? Gorzej się czujesz? Coś cię boli? — Choć wcześniej brzmiała na zmęczoną, teraz jej głos się ożywił. — Masz, napij się jeszcze.
    Nie o to mu chodziło, ale przyjął kubek z wdzięcznością. Wciąż chłodna woda orzeźwiła go nieco i odpędziła trochę senność.
    — Dziękuję — mruknął, kiedy Ellain zabrała kubek. — Możemy porozmawiać?
    — Czy nie robimy tego cały czas?
    Mikkel westchnął.
    — Tak, ale chciałem porozmawiać o czymś innym. O tobie.
    Ellain siedziała na tyle blisko niego, że wyczuł, kiedy zesztywniała. Odsunęła się nieco. Świetnie, pomyślał. Zezłościłem ją?
    — O mnie? Po co? Wiesz wszystko, co powinieneś — powiedziała nieco opryskliwie.
    — Nie wiem nic — odparł. — Wiem, że zostałaś uwięziona w Szarej Wieży na wiele lat. Ale jak długo? Za co? — Potrząsnął głową i od razu tego pożałował. Miał wrażenie, jakby jego mózg latał swobodnie we wnęrzu jego czaszki. — Czemu chcesz zemścić się na Eanie? Powiedziałaś, że przez niego zginęły osoby, które kochasz. Co takiego zrobił? Dlaczego?
    Ellain milczała przez chwilę. Kiedy Mikkel pogodził się z tym, że nie doczeka się odpowiedzi, powiedziała lekko zduszonym głosem:
    — Zdradził nas. Nie wiem, dlaczego. Ufaliśmy mu, wszyscy. Wydawało mi się, że kochał nas tak samo jak my jego. A potem nagle... — Głos jej zadrżał, wzięła głęboki wdech. — Nie chcę o tym mówić. To wciąż za bardzo boli. Nie wybaczę mu tego. Zasługuje na śmierć w męczarniach i zadbam o to, by ją dostał.
    Mikkel zmusił się, żeby się do niej przysunąć, choć całe jego ciało protestowało. Objął kobietę ramieniem i pogładził po włosach. Nie płakała, ale niewiele brakowało, by zaczęła, więc porzucił ten temat.
    Choć w jego głowie kłębiło się od pytań, Mikkel nie odezwał się więcej. Ellain też milczała, a ciszę przerwał dopiero odgłos zbliżających się kroków. 

------------------------------------

Mam mieszane uczucia dotyczące tego rozdziału :/

4 komentarze:

  1. Guillan jest denerwujący. Mógłby sie troche ogarnąć, a nie taki wiecznie przerażony jest : chlopina :/ końcówkę czytało sie najlepiej, bo najwiecej uczuc było, ale szkoda, ze Ellain wciąż za wiele o Eanie nie zdradziła. Mam nadzieje, ze i ona, i M.przezyja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś się ogarnie... Może.
      Jeszcze trochę czasu minie, zanim Ellain zdradzi coś na temat swojej przyszłości. Wciąż nie jest gotowa, żeby o tym rozmawiać ;)

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  2. Czyżby Gillen czuł coś do Sandera? W sumie spoko, zawsze to jakieś urozmaicenie w opowiadaniu xD Ale nie wydaje mi się, żeby to było coś poważnego, bo nie było czuć u niego jakiejś wielkiej zazdrości o Anllę. Raczej luźną myśl, że szkoda, że to nie oni (G&S) są blisko. Niemniej, ciekawa jestem jak to się rozwinie. I czy w ogóle jakoś rozwinie.
    Sprawa z Eanem coraz bardziej mnie ciekawi, ale to już standard ;D Nie mogę się doczekać wyjaśnienia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Gillen się w Sandrze trochę podkochuje (tak troszkę ;D), co zresztą zostało wspomniane już w pierwszym rozdziale pierwszej części :D Ale trochę zabrakło mi miejsca na rozwinięcie tego wątku, były ważniejsze sprawy niż romanse :D
      Wątek z Eanem jest chyba najbardziej interesujący w całym opowiadaniu, tak przynajmniej wnioskuję po komentarzach :D

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony