piątek, 10 listopada 2017

Miasto Magii — Rozdział II „Miasto Środka”

    Anella przymknęła oczy, opierając głowę o szybę, ale zaraz wyprostowała się i zamrugała. Nie chciała popełnić błędu z poprzedniego wieczoru i zasnąć. Wciąż przechodziły ją ciarki, kiedy przypominała sobie koszmar, który wtedy wyśniła. Dotyczył on Miasta Magii i tego, co czeka ją, kiedy już dotrze na miejsce.
    Obejmując się ramionami, wpatrzyła się w krajobraz na zewnątrz. Od kilku godzin mijali głównie pola, łąki i czasem jakąś niewielką wioskę. Od przekroczenia granicy Osnei pociąg zatrzymał się tylko w jednym mieście. Kolejnym przystankiem miał być Elutean.
    Już się do niego zbliżali —  pola i łąki powoli zastępowały ponure, szare budynkim nowo wybudowanych fabryk oraz zaniedbane kamienice, w których mieszkali biedni robotnicy.
    Anella pozwoliła sobie zamknąć oczy tylko na chwilę, ale kiedy je otworzyła, odkryła, że minęło znacznie więcej czasu. Po brzydkich fabrykach nie było już śladu —  zastąpiły je piękne rezydencje bogatszych mieszkańców stolicy Osnei. Dziewczynę przeszedł dreszcz na widok tego, co do niedawna było jej domem.
    Teraz nie miała już niczego. Straciła dom, rodzinę i swoje dotychczasowe życie. Na zawsze. Nie łudziła się —  nigdy go nie odzyska, nawet jeśli jakimś cudem przetrwa w Mieście Magii.
    Na samą myśl o tym miejscu zbierało jej się na wymioty. Tego właśnie obawiała się najbardziej —  że zostanie skazana na wygnanie do Oreall. Już wolałaby karę śmierci, która przynajmniej byłaby szybsza i mniej bolesna.
    Anella nigdy nie używała magii, poza tym nieszczęsnym dniem, dwanaście lat temu. Podejrzewała, że tylko dlatego zdołała zachować zdrowe zmysły i nie oszaleć. Nie stała się żądnym krwi potworem.
    Magowie z Miasta Magii byli inni. Używali magii, pogrążając swe dusze w mroku i tracąc zdrowe zmysły. Byli gorsi od zwierząt —  nie potrafili nad sobą panować, posługując się przemocą i okrucieństwem na każdym kroku. W Oreall ponoć nie istniały żadne prawa —  w tym pogrążonym przez chaos mieście, każdy mógł robić to, co mu się podobało.
    A Anella miała zamieszkać wśród nich. Wiedziała, że nie ma szans na przetrwanie. Nawet nie potrafiła posługiwać się magią do obrony, choć z pewnością i tak nie użyłaby jej, gdyby mogła. Magia była zła. Mocy Stworzycielki nie przeznaczono dla zwykłych ludzi, dlatego bogini karała tych, którzy ją kradli, zsyłając na nich szaleństwo.
    Mimo to, pozwoliła na istnienie Miasta Magii. Podarowała je Galli Wspaniałej jako podziękowanie za pomoc w pokonaniu samozwańczego Maga-Boga Henreta. Każdy znał tę historię i tylko dlatego nikt nie odważył się na zniszczenie Oreall. Zrobienie tego byłoby wystąpieniem przeciwko Stworzycielce.
    Od utworzenia Miasta Magii minęło ponad czterysta lat i miasto nie przypominało już tego za czasów życia Galli —  jedynego dobrego maga.

*

    Kiedy pociąg zaczął zwalniać, serce Anelli przyspieszyło. Biło tak głośno, że niemal zagłuszyło słowa strażnika:
    —  Wstawaj. Idziemy.
    Neaz był najmilszy z pilnującej jej czwórki, ale i tak odnosił się do niej z wrogością. Nie miała mu tego za złe —  sama z pewnością nie zachowywałaby się lepiej na jego miejscu.
    Wstała i na drżących nogach skierowała się do wyjścia z przedziału.
    Kiedy tylko wyszli z pociągu, dopadły ją zawroty głowy. Po tylu godzinach ciszy, nagły hałas przytłoczył ją. Wszędzie wokół biegali ludzie, przepychając się i nie zwracając uwagi na innych. Niektórzy krzyczeli, inni po prostu głośno rozmawiali. W powietrzu unosiły się setki zapachów, niemożliwych do rozróżnienia.
    Anella zacisnęła dłonie w pięści, żeby powstrzymać ich drżenie. Jej oczy wypełniły się łzami. To już tutaj, pomyślała. Naprawdę jesteśmy w Eluteanie.
    Nie miała czasu się rozejrzeć. Jeden ze strażników, którego imienia nie poznała, popchnął ją, by ruszyła przed siebie. Razem z Neazem zajął miejsce za jej plecami, trzymając strzelbę w gotowości, pozostałych dwóch zaczęło zaś przedzierać się przez tłumy. Na widok broni, ludzie robili im przejście, uciekając na boki.
    Anella czuła ich ciekawskie spojrzenia. Za kogo ją mieli? Czy wiedzieli, że była magiem? A może po prostu uznali ją za zwyczajną przestępczynie? Na jej policzki wpłynęły szkarłatne rumieńce.
    Kiedy wreszcie opuścili dworzec i wyszli na ulicę, Anella w duchu odetchnęła z ulgą. Nareszcie, pomyślała. Jak ludzie wytrzymują w takich tłumach?
    Na zewnątrz czekały na nich trzy osoby. Niewątpliwie były strażnikami, sądząc po ich mundurach. Przypominały trochę te eleneańskie, jednak o jasnobrązowej barwie i rękawach sięgających do połowy ramienia.
    Osneańskimi strażnikami dowodziła opalona, ciemnowłosa kobieta, przewyższająca Anellę o ponad głowę. Wyglądała młodo, ale w jej spojrzeniu było coś, co wywoływało szacunek.
    Na ich widok skinęła głową.
    —  Witajcie, panowie. Nazywam się Beanda —  mówiła z wyraźnym południowym akcentem. —  Widzę, że przyprowadziliście maga na czas. I to w nienaruszonym stanie. Nieczęsto to się zdarza. Dziękuję.
    Anellę przeszły dreszcze. Nie powinna się dziwić —  strażnicy musieli nienawidzić magów, jak wszyscy inni ludzie. Miała szczęście, że nie zdecydowali się jej skrzywdzić. Zapewne uznali, że Miasto Magii uczyni to za nich.
    —  Przejmiemy ją teraz. Możecie odejść.
    Beanda nie czekała na odpowiedź. Obróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę zaparkowanego nieopodal automobilu. Towarzyszący jej strażnicy podeszli do Anelli i poprowadzili ją za nią, chwytając ją za ramiona. Dziewczyna skrzywiła się, zastanawiając się, jak wiele siniaków zyskała w ciągu ostatnich dni.
    Zamrugała, usiłując odpędzić niespodziewane łzy, kiedy oddalili się od eleneańskich strażników. Byli jedynym znajomym elementem w tym obcym mieście. Może nie najprzyjemniejszym, ale jednak… Potrząsnęła głową i pozwoliła wepchnąć się do automobilu.
    Beanda, siedząca za kierownicą, zerknęła na nią.
    —  Nie masz żadnych rzeczy?
    Anella zaprzeczyła ruchem głowy. Nie pozwolono zabrać jej niczego, dano jej jedynie suknię na drogę, by nie podróżowała w ubraniach do spania. Od dwóch dni nie przebierała się ani nie myła i czuła własny smród. Miała nadzieję, że dla innych nie był aż tak wyczuwalny.
    Strażnicy nie wyrządzili jej krzywdy, ale nie byli też mili. Do toalety pozwalali jej iść raz dziennie, nie dając zbyt wiele czasu. Nie miała kiedy się umyć. Nie pozwalali nawet jej jeść, a tylko Neaz częstował ją wodą, której wolała nie pić za wiele.
    —  Jesteś głodna? —  zapytała Beanda, jakby czytając jej w myślach.
    Anelli zaburczało w brzuchu na samą myśl o jedzeniu. Zaczerwieniła się, a Beada posłała jej uśmiech.
    —  Daj jej te swoje ciastka —  powiedziała do siedzącego obok mężczyzny. —  Nie są za dobre, ale nic innego nie mamy.
    Ciemnowłosy strażnik sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej małe zawiniątko. Wręczył je Anelli.
    —  Masz. Sam piekłem —  pochwalił się z uśmiechem.
    Anella niepewnie przyjęła podarunek. Dlaczego byli dla niej tacy dobrzy? Próbowali umilić jej ostatnie chwile przed śmiercią?
    —  Dziękuję —  wyszeptała.
    Ciastka faktycznie nie smakowały najlepiej, ale Anella nie narzekała. Nie jadła nic od kilku dni —  nawet taki posiłek mógł ją zadowolić.
    Kiedy jednak ruszyli, zemdliło ją i musiała odłożyć ciasta. Nie chciała odwdzięczać się na okazaną jej dobroć, wymiotując na posadzkę. Zacisnęła spocone dłonie w pięści. Jeszcze tylko kilka minut, pomyślała. I zacznie się najgorsze.
    Wyjrzała przez okno, chcąc odpędzić myśli od nadciągającej śmierci.
    Elutean, stolica Osnei, nie był największym miastem Urthei, ale bez wątpienia był największym, jakie Anella kiedykolwiek widziała. Nawet kiedy oddalili się od dworca, ulice wciąż pozostawały zatłoczone.
    Wśród tłumów Anella dostrzegła kilka bledszych osób, mogących być Eańczykami północnej krwi. Pocieszyła ją ta myśl, choć nie musiała być prawdziwa. Poza nimi, wszystko było tu dla niej obce.
    Wysokie, piękne kamienice wyrastały po obu stronach drogi, rzucając na nią ponury, lecz błogosławiący cień. W Oleannie, z którego pochodziła Anella, nie było wielu kamienic —  większość rodzin żyła w dużych rezydencjach bądź niewielkich chatkach. Ale, sądząc po licznych fabrykach, które mijali jeszcze w pociągu, Elutean rozrastał się i kamienice budowano, by pomieścić wszystkich jego mieszkańców.
    Miasto Środka, pomyślała dziewczyna. Tak powszechnie nazywano stolicę Osnei —  według licznych naukowców, znajdowała się ona dokładnie pośrodku Urthei, a może nawet całego świata. Dlatego do miasta zjeżdżali się ludzie z całego kontynentu. To również przyczyniało się do wzrostu liczby ludności.
    Nie tylko budynki były tu inne. Chociaż Osneańczycy dzielili swą kulturę z Eleneańczykami, w niczym ich nie przypominali. W swoim kraju Anella nie wyróżniałaby się szczególnie —  w Elenei pełno było niskich, pulchnych blondynek. Ale tutaj, wśród tych wysokich, opalonych i ciemnowłosych ludzi, wyglądałaby zupełnie nie na miejscu.
    Różniła się od nich także ubiorem. Nie mogła powstrzymać rumieńca, patrząc na skąpe suknie kobiet, kończące się nad kolanami i odsłaniające ramiona. Choć stroje te wydawały jej się skandalicznie nieskromne, Anella potrafiła zrozumieć noszące je kobiety. Sama powoli zaczynała gotować się w swojej sięgającej kostek brązowej sukni, zakrywającej ramiona aż do nadgarstków.
    Nic nie jest tutaj takie jak w domu. Łzy znów napłynęły Anelli do oczu. Dziewczyna otarła je rękawem i pociągnęła nosem najciszej, jak potrafiła.
    —  Hej —  odezwała się Beanda, oglądając się na nią przelotnie. —  Nie martw się, nie będzie tak źle.
    Anella chciała jej wierzyć, ale nie potrafiła. Jak może nie być źle? Jechała do Miasta Magii! Gorzej już być nie mogło!
    Serce niemal wyskoczyło jej z piersi, kiedy automobil zatrzymał się. Zamknęła oczy. To tutaj, pomyślała. Jesteśmy na miejscu. Mdłości powróciły, zmusiła się jednak, żeby je przełknąć i wysiąść na zewnątrz, kiedy jej nakazano.
    Przed nią znajdował się czarny mur, rzucający przerażający cień na swoje otoczenie. Zdawał się pochłaniać całe światło, w jego pobliżu panował półmrok i przyjemny chłód. Chociaż zadarła głowę i wytężyła wzrok, Anella nie mogła dostrzec jego szczytu. Niknął gdzieś pośród chmur.
    Nie, pomyślała Anella. Nie, nie, nie. Nie chcę tam iść. Nie! Gdyby nie to, że strach ją sparaliżował, obróciłaby się na pięcie i uciekła. A wtedy strażnicy, nieważne jak mili, zastrzeliliby ją.
    Potrząsnęła głową. Weź się w garść. Wzdrygnęła się gwałtownie, kiedy Beanda położyła dłoń na jej ramieniu i ścisnęła je lekko.
    —  Tam ponoć wcale nie jest tak źle, jak mówią —  szepnęła kobieta. —  No już, podejdź bliżej.
    Anella nie wierzyła jej zapewnieniom, ale zmusiła swoje zesztywniałe nogi do posłuszeństwa i zbliżyła się do muru. Nigdzie nie widziała bramy. Jak miała się dostać do środka.
    Rozległ się nagły skrzek i dziewczyna aż podskoczyła. Jakiś duży kształt uderzył o mur i opadł bezwładnie na ziemię. Anella zakryła usta dłonią.
    To był ptak. Największy i najbardziej kolorowy ptak, jaki kiedykolwiek widziała. Leżał na ulicy, niemrawo poruszając jednym skrzydłem i wydając łamiące serce odgłosy.
    Beanda westchnęła.
    —  Biedaczysko. Dobij go, Krear.
    Ciemnowłosy strażnik —  ten od ciastek —  chwycił za strzelbę i wycelował w kierunku ptaka. Anella zamknęła oczy, kiedy rozległ się głośny wystrzał.
    Dłoń Beandy zniknęła z jej ramienia. Anella otworzyła oczy, kiedy kobieta podeszła do martwego ptaka i wyrwała mu jedno pióro. Wręczyła je dziewczynie, uśmiechając się lekko.
    —  Nie wiem, czy u was na północy to wiecie, ale pióra leagów przynoszą wielkie szczęście.
    Anella przyjrzała się podarunkowi. Pióro mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Czytałam o tym, przypomniała sobie. Gdyby padało na nas słońce, pióro stałoby się złote. Cenny prezent. Nie wiedziała, co o tym myśleć.
    —  Dziękuję. —  Ścisnęła pióro mocniej. Przyda jej się każda kropla szczęścia.
    Beanda poklepała ją po ramieniu.
    —  No dobra, młoda. Nie mamy całego dnia. Czekają na ciebie po drugiej stronie. —  Wskazała na mur. —  Idziesz?
    Co to znaczy, że na mnie czekają?, Anella zmarszczyła brwi, z niechęcią odrywając wzrok od pióra. Skąd wiedzą, że przyjdę? Co dla mnie szykują? Znów zaczynała panikować.
    Beanda pchnęła ją w stronę muru.
    —  Nie bój się. Dotknij go. Nic ci nie zrobi.
    Anella nie miała zamiaru niczego dotykać. Schowała dłonie za plecami.
    —  No dalej, dziewczyno —  odezwał się trzeci strażnik, którego imienia nie znała. —  Nie mamy całego dnia. Idziesz, czy mamy cię tam wepchnąć?
    —  Gep —  skarciła go Beanda. —  Daj jej chwilę.
    Anella wzięła głęboki wdech. Prędzej czy później będę musiała to zrobić, pomyślała. Nie ma sensu odwlekać nieuniknionego.
    —  Jak… Jak mam tam wejść? —  zapytała nieśmiało.
    —  Po prostu go dotknij —  wyjaśniła Beanda. —  Nie potrzebujesz niczego więcej, jeśli masz magię.
    Anella skinęła głową i wyciągnęła przed siebie drżące ręce. Oparła dłonie o powierzchnię muru, a przynajmniej spróbowała.
    Zamiast tego poleciała do przodu. 

---------------------- 

Kolejny rozdział i kolejne zmiany. Jak widać, Anella nie trafiła do MM samodzielnie - uznałam, że nie ma to większego sensu, biorąc pod uwagę prawa panujące w Elenei, a także sam charakter dziewczyny. 
Jak widać, bardziej też skupiam się na worldbuildingu. W poprzedniej wersji świat wokół bohaterów niby jakiś był, ale niewiele dało się o nim powiedzieć. Mam nadzieję, że w tej wersji wychodzi mi to nieco lepiej. 
W następnym rozdziale - inny POV. Jakieś pomysły, kto to taki?

4 komentarze:

  1. Podoba mi sie bardziej ta cześć i b dobrze ze bardziej skupiasz się na tle. Jeszcze by mi się bardziej podobało, gdybys się bardziej skupiła na tej dwójce, która kobiec końców była dla A.najmilsza. Troche trudno jest ogarnąć te wszystkie miejscowości i kraje, ale i tak dobrze, ze o tym piszesz. I ze bardziej skupiłas się na sytuacji magów. Okropne historie krążą o Mieście Magii, z pewnością, i nie dziwie się, ze A jest przerażona, ale powinna sobie uzmysłowić, ze sama nie jest potworem( wiec może nie wszyscy magowie tacy będą.. Podobał mi się pomysł z transportem magicznym, choć właściwie zastanawia mnie, po co Anella musiała jechać aż do stolicy, by się przedostać.
    A jeśli chodzi o kolejne POV, liczę na Evasa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zmiany się podobają ^^ Niestety, przez to całe skupianie się na tle mam wrażenie, że akcja strasznie się rozwleka. Jestem już na 18k, a póki co niewiele się dzieje... Jakoś ciężko znaleźć mi złoty środek ;D
      Niby mam na blogu stronę z mapką, na wattpadzie też ją wstawiłam, ale nie oznaczyłam na niej miast, tylko kraje :D Miejscowości na pewno też dodam, ale musi mi się najpierw zachcieć ;p
      Anella zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest potworem i uważa, że to dlatego, że nigdy nie używała magii. Według opowieści to właśnie ona tak wypacza ludzi i robi z nich potwory.
      Anella musiała udać się aż do Eluteanu, bo tylko stamtąd do MM mogą przedostać się osoby, które nigdy wcześniej tak nie były.
      Niestety, następny POV to nie Evas :D Zanim on się pojawi, jeszcze trochę czasu minie - sama jeszcze nie dotarłam z pisaniem do tego momentu ;D

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Widać, że chcesz nam lepiej przedstawić tło, a to również na plus. Dobrze już na samym początku wiedzieć gdzie są bohaterowie, co widzą i co ich otacza. Podobało mi się również to, że Anella zaczęła porównywać to Miasto Środka do tego, w którym do tej pory mieszkała. To było takie... naturalne ;-)
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi brakowało tego tła w pierwszej części, ale jakoś na początku go nim nie napisałam, a potem już nie chciałam tego wciskać, żeby nie wyglądało na wymyślone w ostatniej chwili ;) To jeden z powodów, dla których zaczęłam pisać od nowa ^^

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony