sobota, 25 listopada 2017

Miasto Magii — Rozdział IV „Oreall”

    Anella krzyknęła, a raczej spróbowała. Nagle ogarnęła ją ciemność, napierając ze wszystkich stron i odbierając zdolność oddychania. Zanim jednak dziewczyna zdążyła wpaść w panikę, wszystko zniknęło.
    Krzyknęła cicho, widząc zbliżającą się podłogę, i boleśnie o nią uderzyła. Jęknęła i zamarła, kiedy zobaczyła przed sobą dwie pary butów. O nie, pomyślała.
    —  Wszystko w porządku? —  zapytał ktoś z akcentem, którego nie rozpoznawała. —  Pomóc ci?
    Anella zaczerwieniła się i niezdarnie podniosła. Przez krótką, błogosławioną chwilę nie pamiętała, gdzie jest, ale przypomniała sobie, gdy tylko spojrzała na posiadaczy dwóch par butów, które wcześniej widziała.
    Wyglądali jak swoje zupełne przeciwieństwa. Jeden był chłopakiem mogącym pochodzić z północy, sądząc po jego bladej skórze i białych włosach. Jego oczy przerażały ją najbardziej —  były tak jasne, że niemal nie miały koloru. Kontrastował z tym jego ubiór, cały czarny.
    Drugi był młodym mężczyzną o najciemniejszej skórze, jaką Anella kiedykolwiek widziała, i najbielszych zębach, odsłoniętych w szerokim uśmiechu. Sądząc po jego wyglądzie, musiał pochodzić z Eggos. Mężczyzna wyciągnął do niej rękę.
    Anella spojrzała na nią niepewnie i z wahaniem podała mu swoją. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Mężczyzna uścisnął ją lekko i puścił.
    —  Cześć! Witamy w Oreall —  powiedział. To on był tym, który wcześniej zapytał, czy nie potrzebuje pomocy. —  Jestem Sander, a ty?
    —  A… Anella —  wykrztusiła i przestąpiła z nogi na nogę. Odparła chęć rozejrzenia się. Nie chciała się rozpraszać, w każdej chwili mogli ją zaatakować. —  Pomyślności —  mruknęła pod nosem. Eański zwyczaj nakazywał, by osobom spotykanym po raz pierwszy życzyć czegoś dobrego. Pomyślność była najczęstszym wyborem.
    Sander uśmiechnął się jeszcze szerzej, choć wydawało się to niemożliwe.
    —  Dzięki. Ładne piórko.
    Dziewczyna spłonęła rumieńcem i wepchnęła wciąż trzymane pióro leaga do kieszeni. Nie była wystarczająco głęboka, końcówka wystawała.
    —  Dziękuję. — Dlaczego jest dla mnie miły?, pomyślała, przyglądając się mu uważnie. Próbuje uśpić moją czujność? Nie miała zamiaru dać się nabrać.
    Sander szturchnął ramieniem towarzysza.
    —  Nie zamierzasz się przedstawić?
    Dopiero wtedy Anella zorientowała się, że cały czas wgapiała się w Sandra. Natychmiast odwróciła od niego wzrok, patrząc na chłopaka.
    —  Gillen jestem —  mruknął, przyglądając jej się z chłodem. —  Zabierzesz ją do pana Eana? —  zwrócił się do Sandra.
    Mężczyzna skinął głową i znów uśmiechnął do Anelli.
    —  No jasne! Chodźmy, czeka cię jeszcze długi dzień.
    Dziewczyna niepewnie, na drżących nogach, poszła za nim do wyjścia.
*
    Kiedy wyszli na zewnątrz, nagła fala gorąca niemal zwaliła ją z nóg. Myślała, że w Eluteanie panowały nieprzyjemnie wysokie temperatury, ale tutaj… Jak ktokolwiek mógł żyć w takim upale?
    Anella otarła czoło z potu, który już zdążył się na nim zebrać i ruszyła za Sandrem. Mężczyzna szedł swobodnym, żwawym krokiem, jakby ciepło zupełnie mu nie przeszkadzało. Sądząc po jego kolorze skóry, był z Eggos, więc takie temperatury musiały stanowić dla niego codzienność.
    Koszmar, pomyślała dziewczyna, zrównując z nim krok. Żeby za nim nadążyć, musiała niemal biec. Zauważył to i zwolnił.
    —  Przepraszam —  powiedział, posyłając jej szybki uśmiech. —  Strasznie dzisiaj gorąco, nie?
    —  Bardzo —  przyznała cicho. —  Zawsze tu tak jest?
    Sander pokręcił głową.
    —  Nie. Różnie bywa. Jakby jutro spadł śnieg, to się nie zdziw.
    Zmarszczyła brwi. Śnieg? Przecież był środek lata! Nawet w Elenei rzadko się go spotykało w ciepłe pory roku! Nie podważała jednak słów Sandra —  mieszkał w Mieście Magii dłużej niż ona, a poza tym nie chciała go zdenerwować. Póki co, z niewiadomych powodów, był dla niej miły. Nie wiedziała, jak długo potrwa ten stan, ale miała nadzieję, że jak najdłużej.
    Nikt mnie jeszcze nie zabił, pomyślała. Przeżyłam dłużej niż oczekiwałam. Ale wszystko mogło się jeszcze zmienić. Dokąd zabierał ją Sander? Gillen wspomniał coś o jakimś panie Eanie, przypomniała sobie. Kim on był? Kimś, kto zdecyduje o dalszym losie Anelli?
    Mimo gorąca, przeszły ją ciarki. Rozejrzała się, chcąc odwrócić uwagę od tych ponurych myśli.
    Znajdowali się na przestronnym placu, ograniczonym wysokimi budynkami z dwóch stron i rzeką z trzeciej. Szli wzdłuż jednego z budynków —  był podłużny i wysoki, wyglądał jak relikt z ubiegłej epoki, kiedy jeszcze ceniono strzeliste wieże i zdobne witraże w oknach.
    Nie sprawiał przyjaznego wrażenia, dlatego skuliła się, kiedy weszli do środka.
    Przełknęła ślinę na widok przestronnego korytarza o marmurowej posadzce, która przypominała tę w sali tronowej króla Kreana. Przynajmniej w środku nie było tak gorąco, choć temperatura i tak przekraczała jej upodobania.
    Naprzeciwko wejścia znajdowały się olbrzymie schody, prowadzące na wyższe piętra, jednak nie poszli w ich stronę.
    —  Tędy. —  Sander zaprowadził ją do masywnych drzwi po prawej stronie. Był na nich jakiś napis, ale nie zdążyła go przeczytać.
    Otworzył je bez najmniejszego wysiłku i gestem nakazał Anelli iść pierwszej.
    Dziewczyna spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, a on uśmiechnął się zachęcająco. Co tam jest?, chciała zapytać, ale zamiast tego przełknęła ślinę i przestąpiła próg.
    Po drugiej stronie czekał na nią kolejny korytarz. Anella odetchnęła z ulgą, ale zaraz wzdrygnęła się, kiedy drzwi za nią zatrzasnęły się głośno. Obejrzała się, przerażona, że została sama w tym strasznym miejscu, ale okazało się, że Sander jej nie opuścił.
    —  Ups —  szepnął cicho. —  Trochę za głośno. —  Uśmiechnął się wesoło.
    Ciągle się uśmiecha, pomyślała, idąc za nim. Jak można uśmiechać się w takim miejscu? Zaraz jednak sobie przypomniała, że Sander był magiem i pewnie nie przeszkadzały mu okropieństwa Oreall. A wydaje się taki miły…
    Sander skręcił w lewo i zaprowadził ją do całkiem przyjemnie wyglądającego miejsca. Na podłodze wyłożono gruby, czerwony dywan, a pod ścianami ustawiono fotele w tym samym kolorze. Przy każdym z nich stał stoliczek z przekąskami.
    Na niektórych z foteli siedzieli ludzie. Anella zamarła, ale nikt nawet nie spojrzał w jej stronę. Mimo to, nie potrafiła się poruszyć, cała zesztywniała. Prawie krzyknęła, kiedy Sander dotknął jej ramienia.
    —  Chodź, usiądziemy —  powiedział cicho, wskazując w stronę foteli.
    Sztywno kiwnęła głową. Na razie wszyscy ją ignorowali, nie chciała zwracać na siebie uwagi, a niewątpliwie robiła to, stercząc w wejściu jak idiotka. Poszła więc usiąść, niemal potykając się o własne nogi.
    Obejrzała się na Sandra. Mężczyzna uśmiechnął się, dotknął czegoś na ścianie —  jakiegoś szklanego prostokąta, który rozbłysnął na sekundę jasnym światłem —  i poszedł usiąść obok niej.
    Magia, pomyślała dziewczyna, przyglądając się prostokątowi wiszącemu na ścianie. Przeszły ją dreszcze i objęła się ramionami. Nie mogła zapominać o tym, gdzie się znajdowała. Sander wydawał się miły, ale był magiem. W każdej chwili mógł zwrócić się przeciwko niej. Musiała o tym pamiętać i nie ufać mu, ani nikomu innemu, za bardzo.
    —  Teraz czekamy —  powiedział Sander, rozsiadając się wygodnie i wyciągając swoje długie nogi. Chwycił z talerza jedno ciasteczko. —  Częstuj się, są dla nas.
    Jak na zawołanie, zaburczało jej w brzuchu. Sander musiał to usłyszeć, bo wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu. Spłonęła rumieńcem i wzięła jedno ciastko. Smakowało lepiej niż te, które dostała wcześniej od strażnika i miało w środku pyszny krem.
    Sander nachylił się ku niej.
    —  Jak jesteś bardzo głodna, to potem możemy iść zjeść coś normalnego. Albo przyjdziesz do mnie, a ja ci coś ugotuję.
    Uśmiechał się zachęcająco, ale przez nią nagle przeszła fala zimna. Czy on myśli, że jestem taka głupia?, pomyślała Anella. Nie pójdę do mieszkania obcego mężczyzny, a już na pewno nie w tym miejscu!
    Postanowiła, że bezpieczniejsza będzie zmiana tematu.
    —  Na co czekamy? —  odważyła się zapytać.
    —  Musimy się spotkać z panem Eanem. Jest naszym Łącznikiem. —  Musiał zauważył, że nic nie zrozumiała, bo wyjaśnił: —  Naszym przywódcą.
    Świetnie, pomyślała dziewczyna, czując nagle, jak zbiera jej się na płacz. Nie mogę się doczekać. Żeby nad sobą zapanować, zjadła jeszcze jedno ciastko, podczas gdy Sander uważnie się jej przyglądał.
    —  Skąd jesteś? —  zapytał nagle.
    —  Z Elenei.
    Zmarszczył brwi i zastanawiał się przez chwilę.
    —  To gdzieś na północy, nie?
    —  Tak. To takie małe państwo, graniczące z Urdeą —  odparła.
    Sander pokiwał głową.
    —  A no tak, coś kojarzę. Nigdy nie byłem dobry z mapami.
    Nieśmiało odwzajemniła jego uśmiech.
    —  A ty… Jesteś z Eggos? —  zaryzykowała.
    —  Tak, co mnie zdradziło? Mój akcent? —  Zaśmiał się, więc mu zawtórowała.
    Co on tu robi?, pomyślała, przyglądając się mu. W Eggos ponoć traktują magów jak bogów. Dlaczego żyje tutaj, nie tam? Nie zapytała jednak, wydawało jej się to zbyt osobiste.
    —  Ciężko jest ci, tak daleko od domu? —  zagadnął Sander.
    Tak, pomyślała i odwróciła wzrok, czując nagłe pieczenie oczu. Nie mogła się rozpłakać, nie tutaj, przy tylu obcych ludziach, magach. Tęsknię za rodziną. Co się z nimi stało, jak król ich ukarał? I Theam…
    Myśl o bracie sprawiła, że Anella zacisnęła dłonie w pięści, żeby powstrzymać ich drżenie. Zdrajca. Jeśli go kiedykolwiek spotkam, pożałuje tego, co zrobił. Jeszcze nigdy nie czuła do nikogo takiej nienawiści, jak do swojego brata, za to, co zrobił.
    Odetchnęła głęboko i osunęła się głębiej w fotel, zamykając oczy. Musiała przestać się tak przejmować, nie mogła zmienić przeszłości. Trzymanie urazy do Theama nic jej nie da, ale ciężko było tak po prostu odpuścić.
    Anella uspokoiła się, wyprostowała i otworzyła oczy. Sięgnęła po kolejne ciasto, zjadła je w milczeniu i dopiero wtedy zorientowała się, że nie odpowiedziała na pytanie Sandra.
    Zaczerwieniła się.
    —  Trochę… —  mruknęła. —  Będę musiała się przyzwyczaić.
    Coś było nie tak, czuła się zbyt zrelaksowana. Podejrzliwie spojrzała na talerz z ciastkami, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, kobiecy głos wywołał Sandra Kydrę.
    Kiedy oni siedzieli i rozmawiali, ludzie z foteli co jakiś czas podnosili się i znikali za skromnymi, drewnianymi drzwiami. Wywoływał ich ten sam głos, co teraz mężczyznę.
    —  Chodźmy. —  Sander uśmiechnął się. —  Czas na nas.
    Stres powrócił. Anella, starając się powstrzymać drżenie kolan, poszła za mężczyzną w stronę drzwi.
    Za nimi stała młoda, ciemnowłosa dziewczyna, trzymająca szklany prostokąt, przypominający ten wiszący na ścianie poczekalni. Ledwie podniosła na nich wzrok.
    —  Ósemka —  rzuciła tylko i gestem kazała im przejść dalej.
    W podłużnym pomieszczeniu, w którym się znaleźli stał równie długi jak ono stół. Po jednej z jego stron siedzieli ludzie, każdy z własnym numerkiem, po drugiej zaś stały krzesła, niektóre puste, inne zajęte.
    Sander zaprowadził Anellę do kobiety z numerem osiem. Miała krótkie, jasne włosy, zadarty, piegowaty nos i duże, zielone oczy. Zmarszczki na jej szczupłej twarzy świadczyły, że mogła liczyć sobie ponad czterdzieści lat. Ubrana była w długą, wąską spódnicę, kończącą się tuż pod niemal niewidocznym biustem i pomarańczową koszulę o krótkich, ale wydętych rękawach. Na niej przyczepiono plakietkę z wypisanym imieniem i nazwiskiem: Ajsia Kiltrin.
    —  Dzień dobry —  przywitała się kobieta. —  W czym mogę służyć? —  zapytała.
    Sander nie usiadł, ale gestem nakazał Anelli zrobienie tego. Dziewczyna przycupnęła na samej krawędzi niewygodnego, twardego krzesła i wbiła wzrok w blat stołu. Wzrok tej kobiety —  Ajsii —  sprawiał, że miała ochotę się gdzieś schować.
    —  Chcieliśmy zobaczyć się z panem Eanem —  odparł Sander. —  Przyprowadziłem nowego maga. —  Poklepał Anellę po ramieniu, a ona drgnęła niespokojnie.
    W oczach Ajsii pojawiło się coś na kształt zaciekawienia.
    —  Hm… —  mruknęła pod nosem, przyglądając się dziewczynie uważnie. —  Ean był rano, ale już poszedł —  powiedziała w końcu. Miała dziwny akcent, bardzo zmiękczała słowa. —  Zapewne mogłabym zająć się tą sprawą, ale Ean woli robić to osobiście. Znajdziecie go w bibliotece.
    —  No tak. —  Sander uśmiechnął się szeroko. —  To w sumie niepotrzebnie tu przychodziliśmy. —  Znów poklepał Anellę. —  Chodźmy stąd.
    Anella niepewnie podniosła się i skinęła Ajsii głową na pożegnanie. Wciąż czuła na sobie wzrok kobiety, nawet kiedy już znaleźli się na korytarzu.
    Sander skierował się do wyjścia, ale zatrzymał się nagle.
    —  Chociaż jak już tu jesteśmy, to możemy iść wymienić pieniądze.
    Anella przestąpiła z nogi na nogę.
    —  Nie mam żadnych —  przyznała. —  Wszystko mi zabrali.
    Mężczyzna spojrzał na nią z niedowierzaniem.
    —  Naprawdę? Nic nie masz? To niedobrze. Może pan Ean ci coś da, tak na początek. A jak nie, to ci coś pożyczę, nie martw się. Chodźmy.
    Z jednej strony cieszyła się, że wreszcie opuścili ten nieprzyjemnie wyglądający budynek, ale z drugiej… Na zewnątrz wciąż panował nieznośny upał, choć na błękitne niebo gdzieniegdzie napłynęły gęste chmury.
    —  Chyba będzie padać —  skomentował Sander. —  Miejmy nadzieję, że Tyeneara zachowa spokój. —  Wskazał na rzekę.
    Ruszył przez środek placu.
    —  Idziemy do biblioteki? —  Anella przypomniała sobie słowa Ajsii.
    —  Tak. To ten budynek po drugiej stronie.
    Anella uśmiechnęła się pod nosem. Biblioteka! Mają tu bibliotekę! Może… może to miejsce wcale nie jest takie złe. Zdawała sobie sprawę z tego, jak głupie było takie myślenie, ale w tej chwili potrzebowała każdego pocieszenia.
    Spojrzała na budynek wskazany przez Sandra i mina jej trochę zrzedła. Biblioteka była jeszcze większa niż budynek administracji, który właśnie opuścili. Została wybudowana w podobnym stylu —  wysoka, smukła i ponura. Czy biblioteki nie powinny być skromne i przytulne? Anella wolała je w takim stanie.
    Może w środku będzie lepiej, pomyślała.
    —  Czy ten pan Ean często tu przychodzi? —  zapytała. Jeśli lubił książki, nie mógł być aż tak zły, prawda? Zdawała sobie sprawę, jak naiwne było jej myślenie.
    —  Mieszka tu, tak jakby. Jego Partner jest bibliotekarzem.
    Partner? Anella niemal zatrzymała się zaskoczona. Mężczyzna? Pozwalają komuś takiemu rządzić? W Elenei byłoby to nie do pomyślenia. Owszem, posiadanie Partnera tej samej płci było dozwolone, ale nie należało się z tym obchodzić, a takie osoby trzymano z dala od życia publicznego.
    Oreall to nie Elenea, upomniała samą siebie. Mają tu inne zwyczaje. Nie mogła oczekiwać, że wszystko będzie takie same. Musi się do tego przyzwyczaić.
    Spojrzała na wysokie drzwi, przed którymi się zatrzymali. Ich rozmiary przytłaczały ją. Może w środku będzie lepiej, pomyślała i okazało się, że miała rację.
    Biblioteka, choć znacznie większa od tych, które dziewczyna zazwyczaj widywała, bardzo je przypomniała. Miała kilka pięter, na które prowadziły kamienne, spiralne schody. Cały parter zastawiały regały z książkami, pozostawiając tylko wąskie alejki między nimi, a w powietrzu unosił się zapach papieru.
    Sander skręcił za pierwszym rzędem regałów.
    —  Dzień dobry —  przywitał się z kimś. —  Jest pan Ean?
    Anella czym prędzej podążyła za nim, wciąż rozglądając się zachwycona. Ile książek musieli tu mieć! Tysiące, może nawet miliony! Nie mogła się doczekać, kiedy dostanie okazję, żeby je wszystkie przeczytać. Zajęłoby to jej chyba setki lat.
    Sander mówił do mężczyzny siedzącego za masywnym, drewnianym biurkiem. Anella przypuszczała, że to bibliotekarz. Sądząc po jego posturze i sylwetce, większość czasu spędzał siedząc i pochylając się nad książkami. Miał oliwkową skórę, typową dla Ehailandczyków i brązowe włosy przyprószone siwizną. Jego kwadratową twarz znaczyły zmarszczki, a duży, garbaty nos przyciągał uwagę. Mężczyzna mógł mieć jakieś pięćdziesiąt lat i nie wyglądał ani przystojnie, ani sympatycznie.
    —  Gdzieś tam jest, czego potrzebujesz? —  Przeniósł wzrok z Sandra na Anellę i w jego ciemnych oczach pojawiło się zrozumienie. —  Ach tak, nowa dziewczyna. Dobrze, że ją przyprowadziłeś. —  Wstał. —  Niech sobie usiądzie, ja powiadomię Eana.
    Sander delikatnie chwycił Anellę za ramię —  spróbowała się nie wzdrygnąć, kiedy dotknął jej siniaków —  i poprowadził kawałek dalej, za bibliotekarzem, do sekcji czytelniczej, jak przypuszczała.
    Na niewielkim podwyższeniu stało kilka foteli i stolików. Anella niepewnie przysiadła na jednym z nich. Ku jej zaskoczeniu, Sander nie zrobił tego samego. W tym czasie, bibliotekarz zniknął za drzwiami.
    —  Nie siadasz? —  zapytała niepewnie.
    Sander uśmiechnął się.
    —  Nie, będę już się zbierał. Poradzisz sobie, zobaczysz. Pan Ean jest bardzo miły, wszystko ci wyjaśni.
    Serce zamarło jej w piersi. Nie odchodź, pomyślała z rozpaczą, ale przełknęła ją i pożegnała się z mężczyzną, usiłując wymusić uśmiech.
    Kiedy odszedł, w bibliotece zapadła nagła cisza. Anella poruszyła się nerwowo i rozejrzała się. Choć pozornie nic się nie zmieniło, wokół zapanowała nieprzyjemna atmosfera. To tylko moja wyobraźnia, pomyślała Anella, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest tu niechciana. Skuliła się.
    Co, jeśli mnie tu nie przyjmą?, zmartwiła się. Dokąd pójdę? Czy w ogóle pozwolą mi żyć? Sander powiedział, że Ean jest miły, ale co znaczy miły, kiedy mówi się o magach? Że zabije mnie szybko i bezboleśnie?
    Anella pokręciła głową, próbując odpędzić te myśli. Zacisnęła dłonie w pięści i czekała. Jej serce niemal przestało bić, kiedy drzwi wreszcie otworzyły się. Wrócił bibliotekarz.
    Towarzyszył mu znacznie młodszy od niego mężczyzna, Eańczyk o zdecydowanie południowej krwi —  miał opaloną skórę i kręcone, brązowe włosy, sięgające mu do łopatek, które nosił związane. W rękach trzymał jakieś papiery.
    Bibliotekarz zignorował ich całkowicie i wrócił na swoje wcześniejsze stanowisko, znikając im z wzroku. Ean zaś —  bo to musiał być on —  usiadł po na fotelu po drugiej stronie stolika, naprzeciwko Anelli. Odgarnął włosy z twarzy i uśmiechnął się do dziewczyny, powodując pojawienie się kilku zmarszczek wokół jego oczu.
    —  Witam w Oreall —  powiedział. Mówił z południowym akcentem, który powoli zaczynał ją drażnić. Jak można tak wymawiać słowa? —  Anella Tealla, jak przypuszczam?
    Skąd znał jej imię? Skinęła tylko głową.
    — Pomyślności, Anello. Ja nazywam się Ean.
    Zaschło jej w gardle, dlatego odchrząknęła i odparła:
    —  Szczęścia, Eanie.
    Uśmiechnął się nieco szerzej.
    —  Skoro te formalności mamy już za sobą, przejdźmy dalej… —  Przyjrzał się jej uważnie. —  Chcesz może czegoś do picia? Wody, herbaty, kawy?
    Prawie odmówiła, ale od dawna niczego nie piła.
    —  Wody, jeśli można… —  odpowiedziała niepewnie, wbijając wzrok w stół.
    Ean pokiwał głową.
    —  Steen! —  krzyknął nagle, sprawiając, że się wzdrygnęła. Posłał jej przepraszające spojrzenie. —  Przynieś Anelli szklankę wody!
    Bibliotekarz odkrzyknął:
    —  Tak, i co jeszcze?
    Ean wyszczerzył zęby w uśmiechu.
    —  Możesz mi też zrobić herbatę!
    —  Rusz swój leniwy tyłek i sam se zrób! Nie jestem twoją służącą! I przestań wrzeszczeć, do cholery!
    Ean zaśmiał się i pokręcił głową.
    —  Poczekaj, zaraz wrócę —  zwrócił się do Anelli.
    Kiedy zniknął, dziewczyna rozluźniła się trochę. Wydają się tacy… normalni. Czy tylko grają na mój użytek? Ale po co mieliby udawać? Skrzyżowała ręce na piersi, niepewna, co o tym wszystkim myśleć.
    Ean wrócił bardzo szybko i postawił przed nią szklankę wody. Nie przyniósł sobie herbaty. Anella z wdzięcznością przyjęła wodę i tylko chwilę wahała się, czy ją wypić. Gdyby chcieli mnie zabić, zrobiliby to już dawno, pomyślała i opróżniła naczynie w dwóch łykach. Od razu lepiej.
    —  Dziękuję —  wymamrotała.
    —  Nie ma za. To co, zabieramy się do roboty? —  Nie czekał na odpowiedź. —  Umiesz czytać i pisać?
    —  Tak. —  Czemu miałaby nie umieć?
    —  To dobrze. Mniej roboty. — Wręczył jej plik kartek i pióro. —  Wypełnij to proszę.
    Anella posłusznie wypełniła polecenie. Pytania na pierwszej stronie wydawały jej się oczywiste —  imię, nazwisko, data urodzenia, pochodzenie i tak dalej. Kolejne kartki jednak ją zaskoczyły. Po co im informacje o moim ulubionym kolorze, książce, warzywie… Nie rozumiała tego, ale odpowiedziała szczerze na każde z pytań. Wreszcie oddała Eanowi kartki.
    Mężczyzna przejrzał je uważnie.
    —  Wolisz, żeby nazywano cię Anella czy Nealla?
    Drgnęła.
    —  Anella. —  Oczywiście. Nie mogła sobie wyobrazić używania imienia nadanego jej przez Stworzycielkę. To byłoby bluźnierstwem.
    Musiał zauważyć, o czym myślała, bo uśmiechnął jej smutno.
    —  Tutaj nikt nie zwraca uwagi na takie rzeczy. Jeśli chcesz używać swego nadanego imienia, nikt nie będzie miał nic przeciwko.
    Zastanowiła się. Zaliczała się do tych szczęśliwców, którym bogini sama nadała imię. Jej rodzice to świętowali —  wierzyli, że ich córka okaże się kimś ważnym. A ona zdradziła nie tylko ich, ale i Stworzycielkę, gdy została magiem. Nie zasługiwała na nadane imię.
    Potrząsnęła głową.
    —  Nie. Wolę, jak mówią na mnie Anella.
    —  W porządku, Anello. To piękne imię. „Córa wyobraźni”, mam rację?
    Zaczerwieniła się. Wybrała to imię, kiedy miała zaledwie siedem lat. Wtedy wydawało jej się niezwykle poetyckie. Teraz rozumiała, że było po prostu głupie.
    Ean używa swojego nadanego imienia, pomyślała i przyjrzała się mężczyźnie. Jak w ogóle może robić coś takiego? Sumienie mu nie przeszkadza? To przecież grzech. Ean najwyraźniej jednak się tym nie przejmował.
    Ean kontynuował przeglądanie jej papierów.
    —  Odkryłaś, że jesteś magiem w wieku siedmiu lat? I dopiero teraz do nas przybywasz?
    —  Tak, ja… Moi rodzice ukrywali ten fakt. —  I teraz za to płacą.
    —  To bardzo odważne z ich strony —  powiedział Ean łagodnie. —  Ale twój sekret w końcu wyszedł na jaw. Po dwunastu latach.
    —  Tak, mój brat… —  urwała. Nie chciała o tym mówić. Nie chciała nawet myśleć o Theamie, tym zdradzieckim…
    —  Nie musisz o tym mówić. Rozumiem, że musiało to być dla ciebie ciężkie. Ale teraz wszystko jest w porządku. Jesteś bezpieczna.
    Bezpieczna? Tutaj? W mieście pełnym magów? Niby jak?
    —  Wiem, co opowiada się o Oreall —  kontynuował Ean. —  Pewnie boisz się tego, co cię czeka. Ale wkrótce sama przekonasz się tym, że to miejsce nie jest takie złe. To nie więzienie. To azyl.
    Chciała mu uwierzyć, ale bała się. Mógł kłamać, próbować uśpić jej czujność. Lepiej mu nie ufać.
    —  Możesz robić, co chcesz. Żyć swoim życiem. O ile przestrzegasz naszych praw. —  Wręczył jej kolejną garść papierów. —  Wszystko jest spisane tutaj. Przeczytaj to jak najszybciej. Większość nie powinna wydawać ci się dziwna —  rzeczy takie jak morderstwa, gwałty czy kradzieże są nielegalne wszędzie, także tutaj. Ale do reszty również musisz się stosować.
    —  Rozumiem. —  Skinęła głową, niepewnie przyglądając się kartkom. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Wszyscy zawsze mówili, że Miasto Magii to miejsce pozbawione praw. Czyżby aż tak się mylili? Niemożliwe.
    —  Cieszę się. —  Brzmiał, jakby naprawdę był szczęśliwy. Zaraz jednak spoważniał. —  Jednym z podstawowych praw Oreall jest to, że każdy, kto zakończył naukę, musi podjąć się pracy. Czym ty chciałabyś się zajmować? Masz z czymś doświadczenie?
    Zawahała się. Czy miała? Nie. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny —  nigdy nie musiała pracować. Ze wstydem pokręciła głową.
    Ean westchnął.
    —  Właśnie dlatego wy, arystokraci, przysparzacie mi najwięcej kłopotów. Powiedz mi, co lubisz robić? W wolnym czasie? Haftować, szydełkować, może jeździć konno albo zajmować się roślinami?
    —  Ja… —  Nie lubiłą żadnej z tych rzeczy. Nic nigdy jej nie wychodziło. Jazdy konnej się bała, a rośliny zawsze przy niej umierały. —  Lubię czytać? —  Zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż odpowiedź.
    Ean odchylił się na krześle.
    —  Jak bardzo?
    —  Bardzo. —  Kochała książki. Dzięki nim znajdowała się w innym, lepszym świecie, przeżywała przygody, na które nigdy nie odważyłaby się w prawdziwym życiu i doświadczała tego, czego nigdy nie doświadczyłaby naprawdę.
    Poza tym, czytanie nie wymagało żadnego talentu.
    —  Porozmawiam ze Steenem —  powiedział Ean po chwili zastanowienia. —  Może ci coś znajdzie. Możesz też popytać ludzi na mieście, zobaczyć, czy ktoś ma coś do zaoferowania. Jeśli czegoś nie potrafisz, nie martw się —  znajdzie się ktoś, kto cię nauczy. Naprawdę możesz zostać, kim zechcesz. Nawet prostytutką —  jakimś cudem jeszcze ich w Oreall nie mamy, a przynajmniej nie oficjalnie. 
    Żartował, ale i tak zarumieniła się. Natychmiast spoważniał.
    — Przepraszam, to było nieodpowiednie. Nad twoją pracą jeszcze się zastanowimy. Teraz przejdźmy dalej. Mieszkanie. Przyznam ci jedno na Granitowej. Jest niewielkie i ma tylko podstawowe wyposażenie, ale za to nie musisz za nie płacić.
    Dobrze, nie miała przecież żadnych pieniędzy. Musiała znaleźć sobie pracę jak najszybciej.
    —  Jeśli będziesz chciała przenieść się do jakiegoś lepszego, będziesz musiała płacić czynsz —  wyjaśnił mężczyzna. —  Podpisz tutaj.
    Podsunął jej kolejną kartkę. Złożyła podpis w wyznaczonym miejscu, a Ean uśmiechnął się i wręczył jej klucze.
    —  Oto i klucze do twojego mieszkania. Granitowa siedemnaście, zapamiętaj. Mieszkanie numer trzy.
    —  Granitowa siedemnaście —  powtórzyła, kiwając głową. —  Numer trzy.
    —  Dobrze. Na tę chwilę to chyba wszystko. Masz ze sobą jakieś rzeczy?
    —  Nie. Tylko to, co mam na sobie.
    Ean zmrużył oczy.
    —  A jakieś pieniądze? 
    Kiedy zaprzeczyła, sięgnął do kieszeni i wygrzebał z niej kilka srebrnych monet.
    —  Siedem gallanów. Mogę ci je pożyczyć. Oddasz mi, kiedy zaczniesz już pracować. —  Mrugnął do niej.
    Przyjrzała się monetom. Na jednej stronie miały cyfrę jeden, na drugiej wizerunek pięknej kobiety. Anella nie znała tej waluty. Może była unikalna dla Miasta Magii.
    —  Dziękuję. —  Nie wiedziała, co myśleć o tym hojnym geście. Schowała monety do kieszeni.
   —  To wszystko na dziś. Sander już poszedł, prawda? Znajdę kogoś, kto odprowadzi cię do mieszkania i oprowadzi po mieście.
-------------------------------
Długi rozdział, zastanawiałam się, czy nie podzielić go na dwie części, ale nie widziałam w tym większego sensu. 
Anella lepiej poznaje Miasto Magii i odkrywa, że nie jest to takie złe miejsce, jak się spodziewała... Poza tym, niewiele się dzieje. Ale już w następnym rozdziale coś się wydarzy. No i pojawi się nowy POV - jakieś pomysły, kto? :D  
A tak z innych spraw - w zakładce "Bohaterowie" sporo się pozmieniało ^^

5 komentarzy:

  1. Cześć
    Nie wiem, czy już dotarła do Ciebie informacja o wynikach naszej ostatniej ankiety na rozdział miesiąca. Mianowicie wygrał ją jeden z Twoich tworów :)
    Gratulujemy wygranej i czekamy na nadesłanie pracy!
    Pozdrawiam serdecznie
    Ayame
    Katalogowo
    wyniki ankiety

    OdpowiedzUsuń
  2. Myśle, ze następny POV to będzie Evas. Co do techniki zdarzają się powtórzenia i nie chodzi mi tylko o pojedyncze słowa (np.tutaj „Krzyknęła cicho, widząc zbliżającą się podłogę i boleśnie o nią uderzyła. Jęknęła i zamarła, widząc przed sobą dwie pary butów”-mamy tez brak przecinka po „podłogę”, czyli kończącego zdanie wtrącone-czasem o nich zapominasz) , ale wręcz sformułowania, np. Dwa razy napisałaś niemal to samo zdanie w przemyśleniach Anelli, tylko raz pisząc „głupie myślenie”, a raz „naiwne”. No i prawie w tych samych słowach wiele razy podkreślałas, jak to Anella obawia sie całego Miasta Magii i tego, zd lada chwila ktoś zrobi jej krzywdę. troche za dużo tego było. Ale ponadto uwazam, Żr jest lepiej. Skupiasz się bardziej na tle i stawiasz na więcej opisów. Sanders jest równie genialny co zawsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za wytknięcia, powtórzenia to plaga NaNo (w końcu trzeba jakoś dobić do tych 50k...). Zapomniałam tego zedytować ^^" Na pewno poprawię to, kiedy już skończy się NaNo.
      Cieszę się, że mimo wszystko się podoba :D
      A następny POV to jeszcze nie Evas. Do niego jeszcze trochę czasu zostało ;)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Podoba mi się sposób w jaki opisujesz rozterki Anelli i tą jej niepewność, co do nowego miejsca zamieszkania. Bardzo naturalnie Ci to wychodzi ;-)
    Lecę dalej ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mi to wychodzi, bo czasem sama nie jestem pewna ;D

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony