niedziela, 22 kwietnia 2018

Miasto Magii - Rozdział XIX „Trening z Evasem”

    Ulica Leśna, jak wskazywała na to jej nazwa, znajdowała się tuż przy lesie i, jak domyślała się Anella, przy granicy miasta. Za lasem musiał znajdować się mur, odgradzający je od normalnego świata. Tak przynajmniej zgadywała Anella.
    Anella z łatwością zlokalizowała kamienicę numer dwadzieścia — wciśnięta była ona między dwie większe, liczyła sobie tylko trzy piętra. Ktoś taki jak Evas, pełniący tak ważną funkcję, z pewnością mógłby pozwolić sobie na coś lepszego. Czemu więc mieszkał tutaj?
    Anella weszła do środka — wewnątrz panował chłód nie mniejszy niż na zewnątrz. Obejmując się ramionami, dziewczyna wspięła się po schodach na pierwsze piętro. Wejście do mieszkania numer pięć znajdowało się naprzeciwko schodów.
    Anella zawahała się. Owszem, zdecydowała już wcześniej, że chce się nauczyć magii, że chce, by Evas jej pomógł albo przynajmniej spróbował, ale teraz, kiedy znów o tym myślała, pojawiały się kolejne wątpliwości…
    Evas nie był miłą osobą. Nie będzie jej nańczył, pocieszał i zapewniał, że dobrze sobie radzi. Nie wydawał się też zbyt cierpliwy. Nie był Eanem.
    Ale, skoro faktycznie chciała się czegoś nauczyć, będzie musiała jakoś to wytrzymać.
    Z tą myślą zapukała głośno w drzwi, zanim zdążyłaby się rozmyślić.
    Nie doczekała się żadnej odpowiedzi, dlatego po chwili ponowiła pukanie. Czyżby Evasa nie było? Powinna była wysłać mu wcześniej wiadomość, pewnie mu w czymś przeszkodziła…
    Drzwi uchyliły się lekko i wyjrzał zza nich Evas. Wyglądał jakby dopiero się obudził — włosy miał w nieładzie, a oczy lekko podkrążone. Skrzywił się.
    — Musiałaś przychodzić tak wcześnie?
    Wcześnie? Było już prawie południe!
    — Przepraszam —  mruknęła dziewczyna. — Ja tylko… Chciałam, żebyśmy mieli
więcej czasu.
    Evas przewrócił oczami.
    — Daj mi chwilę — powiedział i zamknął drzwi tuż przed jej nosem.
   Nie mając innego wyjścia, Anella czekała.    
*
    Anella biegła przed siebie, chodź zaczynało brakować jej oddechu. Płuca jej płonęły, w  oczach wezbrały łzy, a nogi ledwo unosiły jej ciężar, ale biegła, dopóki nagle nie potknęła się o wystający korzeń drzewa.
    Upadła, boleśnie obcierając sobie dłonie i korzystając z okazji, by chwilę odpocząć. Oddychała ciężko, czując suchość w gardle. Spróbowała odchrząknąć, ale zamiast tego rozkaszlała się. Bezsilnie przetoczyła się na plecy i wbiła wzrok w spowite chmurami niebo ponad koronami drzew.
    Nie usłyszała zbliżającego się Evasa i wzdrygnęła się, kiedy nagle stanął tuż nad nią. Przyglądał jej się ze słabo skrywaną pogardą i, być może, rozczarowaniem. To on kazał jej biec jak najszybciej, chcąc przetestować jej kondycję.
    Zwalczyła chęć tego, żeby zacząć się tłumaczyć. Przecież się starała. Powinien to docenić, prawda?
    — Tylko na tyle cię stać? — rzucił chłopak. — Wstawaj.
    — Przepraszam. Proszę, daj mi jeszcze chwilę —  jęknęła.
    Evas zmarszczył brwi i pochylił się lekko.
    —  Chwilę? Chwilę? Myślisz, że jak będziesz uciekała przed Dannelem, to da ci on chwilę, żebyś sobie odpoczęła? Nie, on skorzysta z okazji i cię zabije! — Prychnął. — Nie chciałaś, żebym uczył się walczyć, do chociaż do uciekania się przyłóż.
    Nie tego spodziewała się, kiedy zjawiła się na progu mieszkania Evasa. Wykorzystała swój wolny dzień, który przysługiwał każdemu mieszkańcowi Miasta Magii. Evas, kiedy w końcu wpuścił ją do środka, zmierzył ją krytycznym wzrokiem, kazał jej się przebrać —  w spodnie, których nie miała, więc musiała je od niego pożyczyć —  i zaciągnął ją do lasu. Na początku trochę się obawiała, ale wkrótce zrozumiała, że chciał po prostu zaoszczędzić jej upokorzenia.
    Powinna czuć wdzięczność, ale była na to zbyt zmęczona.
    — Wstajesz, czy mam zostawić cię samą?
    Perspektywa tego sprawiła, że na ramiona Anelli wstąpiła gęsia skórka. Dziewczyna z trudem wstała — Evas nie zaoferował pomocy, stał i przyglądał się jej ze skrzyżowanymi ramionami. Jego wzrok był trudny do odczytania. Chłopak przechylił głowę i zmrużył nieco oczy. Teraz, kiedy stała naprzeciwko niego, zauważyła, że była od niego minimalnie wyższa. Przynajmniej w tym jestem od niego lepsza, pomyślała z głupią dumą.
    — Dobra — powiedział w końcu Evas. — Spróbujmy czegoś innego. Ponoć za cholerę nie radzisz sobie z magią. Ean powiedział, że jesteś Manipulatorką, tak jak ja. Zamknij oczy.
    Zawahała się przez chwilę, ale w końcu wykonała polecenie. Jego słowa — o tym, że sobie nie radzi — zabolały ją, ale wiedziała, że miał rację. Świadomie nigdy tak naprawdę nie używała magii, jedynie ją odblokowała.
    —  Sprawdzimy, jak beznadziejna naprawdę jesteś. Jak coś, to ja cały czas tu będę, więc gdyby coś się działo, to krzycz. A teraz policz do dziesięciu, otwórz oczy i użyj magii, żeby mnie znaleźć.
    — Znaleźć? — powtórzyła drżącym głosem, ale nie doczekała się odpowiedzi.
    Zostawił mnie tu? Samą? Pomyślała o wszystkich niebezpieczeństwach, mogących czaić się w lesie, o wszystkich tych groźnych zwierzętach… Jej serce zaczęło szybciej bić i niemal otworzyła oczy, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Nie mogła okazać nieposłuszeństwa. Zaczęła liczyć na głos, czując, że cała drży jak liść na wietrze. Kiedy doszła do dziesięciu, natychmiast otworzyła oczy.
    Pozornie nic się nie zmieniło, poza tym, że Evasa nigdzie nie było widać. Panicznie rozejrzała się dookoła, ale chłopak nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Jak ja mam go znaleźć?
    Przełknęła ślinę. Kazał jej się nie bać, ale to nie było takie proste. W każdej chwili coś mogło na nią wyskoczyć i… Potrząsnęła głową. Nie. Nie będzie o tym myśleć, do niczego ją to nie zaprowadzi. Lepiej wziąć się do roboty. Im szybciej znajdzie Evasa, tym szybciej będzie mogła stąd iść.
    Ale od czego zacząć? Przyjrzała się ziemi, ale ta była sucha —  tego dnia nie padało. Anella przypuszczała, że łatwiej byłoby znaleźć Evasa, gdyby ziemia była mokra, ale tak naprawdę nie znała się na tropieniu.
    Evas nie mógł odejść daleko, miał za mało czasu, a poza musiał pozostawać w zasięgu słuchu, żeby w usłyszeć ją, gdyby zaczęła krzyczeć. Ta myśl ją skusiła —  a gdyby tak po prostu udawać, że coś jej grozi? Przybiegłby, a ona by wygrała.
    Tak, a on by się wściekł za to oszustwo i zostawił ją samą. Lepiej nie ryzykować.
    Magia, pomyślała, patrząc na własne ręce. Mam jej użyć. Ale jak? Co mam zrobić? Jestem Manipulatorką, mogę kontrolować to, co jest dookoła mnie… Znów spojrzała w dół. Czy mogłaby…
    Kucnęła i położyła dłonie na piasku. Pogrzebała w nim chwilę bez celu. Jak to zrobić? Spróbowała przypomnieć sobie, co mówił jej Ean na temat praktycznego używania magii. Niewiele, w końcu nie chciała tego słuchać i protestowała. Teraz tego żałowała.
    Zamknęła oczy i skupiła się. Wsłuchała się w znajome mrowienie w swoim ciele i pokierowała magię do dłoni. Wyobraziła sobie, jak przelewa ją w piasek i po chwili poczuła, jak ten porusza się pod jej palcami. Uśmiechnęła się. Udało jej się! Zrobiła coś!
    Użyła magii. Zepchnęła wyrzuty sumienia w głąb umysłu — przecież nie robiła niczego złego, prawda? Musiała tylko znaleźć Evasa.
    Otworzyła oczy. Pod jej dłonią znajdował się odcisk buta. Ślad, pozostawiony przez Evasa. Serce Anelli znów przyspieszyło, tym razem nie ze strachu, a z podekscytowania. Naprawdę to robię, pomyślała. Było to znacznie łatwiejsze, niż się spodziewała.
    Wykorzystując tę metodę, poruszała się, idąc po śladach chłopaka. Jednocześnie poczuła, jak magia opuszcza ją — było jej coraz mniej. Przeklęła się w myślach za głupotę — magia nie była nieskończona, nie mogła jej tak po prostu marnować! Ean tyle razy jej to powtarzał.
    Wróciła na miejsce, w którym zaczęła. Przyłożyła dłoń do pierwszego śladu, skupiła się i po chwili poczuła, jak magia powraca do niej. Piasek znów się poruszył, ukrywając odcisk. Tylko część magii wróciła do niej — połowa z tego, co zużyła do tego czaru.
    Ciekawe, co stało się z resztą?, pomyślała Anella. Wiedziała, że w przyrodzie nie ma próżni — coś musiało się z nią stać. Przekształciła się w coś innego? Jakąś energię, siłę? Dziewczyna nie wiedziała — nigdy nie była dobra w sprawach naukowych. Będzie musiała zapytać później Eana.
    Idąc po śladach, tym razem odzyskiwała swą magię z tych za nią. Wkrótce znów znalazła się w tym samym miejscu, gdzie ślady się urywały. Rozejrzała się uważnie, ale po Evasie nie było ani śladu.
    Jednak zauważyła, że jeden z krzaków wyglądał tak, jakby przed chwilą ktoś się przez niego przedzierał. Podeszła niepewnie, spodziewając się pułapki. Przecież Evas mógł przywrócić go do porządku, dlaczego tego nie zrobił?
    Bo krzak to organizm żywy, uświadomiła sobie. To Magia Jednostkowa nad nimi panuje. Ean mówił jej o tym, a ona teraz sama spróbowała zmusić krzak do zrobienia czegoś. I na nic — nie mogła nawet przelać w niego magii.
    Przedarła się na drugą stronę, ale tam znów nic nie znalazła. Westchnęła z rezygnacją i irytacją, wracając do miejsca, w którym ślad się urwał. Doprawdy, pomyślała. Gdzie on…
    Łup!
    Co to było? Anella rozejrzała się, w poszukiwaniu źródła dźwięku. Coś poruszyło się w krzakach, po drugiej stronie wielkiego drzewa, przy którym stała. Dziewczyna przełknęła ślinę i starała się wstrzymać oddech. Krzaki już nie poruszały się, ale mogła przysiąc, że przed chwilą było inaczej.
Czy to jakieś zwierzę? Miała nadzieję, że nic groźnego. Może to po prostu jakiś zając albo sarna. Strach niemal sparaliżował ją, ale przypomniała sobie, że Evas był w pobliżu. Nie pozwoliłby, żeby stała jej się krzywda.
    Mimo to, postanowiła nie być bierna. Skończyłam już z tym, pomyślała, schylając się i podnosząc duży kamień, leżący jej u stóp. Starała się przy tym zbytnio nie hałasować, ale pod jej butem pękła gałązka. Dziewczyna zacisnęła zęby i wyprostowała się, nie spuszczając wzroku z krzaków. Kamień trzymała gotowy do rzutu.
    Wtedy poczuła lekkie mrowienie, rozchodzące się dłoni, którą go trzymała. Zmarszczyła brwi i zerknęła w jego stronę. Ktoś musiał użyć na nim magii. Evas? Ale po co? Czyżby chciał utrudnić jej zadanie, chodząc dalej nie po gruncie, lecz po kamieniach? Sporo leżało ich wokół drzewa.
    Wokół drzewa. Anella niepewnie zadarła głowę do góry. A tam, na jednej z niższych gałęzi, siedział Evas i przyglądał się jej z zainteresowaniem. Jak on tam wszedł?
    — Mogło pójść ci lepiej, ale znalazłaś mnie. Chyba powinienem ci pogratulować — powiedział. 
    Anella uśmiechnęła się i poczuła, jak się czerwieni. Z ulgą puściła ciężki kamień, pozwalając, by spadł na ziemię. Evas spojrzał w jego stronę i chwilę później ten zaczął unosić się w powietrzu. Dziewczyna przyglądała się ze zdumieniem, jak ten zatrzymuje się pod gałęzią, na której siedział chłopak. Nie wiedziała, że coś takiego w ogóle było możliwe. Musiała się tego nauczyć! Jak w ogóle mógł kontrolować coś, czego nie dotykał?
    Ku jej zdziwieniu, Evas opuścił jedną z nóg na kamień. Chwilę później drugi, trochę mniejszy, wzniósł się i zatrzymał pod tym pierwszym. Chłopak postawił na nim stopę, a wtedy do dwóch dołączył i trzeci, rozmiarami odpowiadający pierwszemu.
    Evas zszedł na dół, używając trzech kamieni jak schodów. Miał przy tym tak skupioną minę, że Anella postanowiła się nie odzywać. Jeśli by spadł... Cóż, nie skończyłoby się to dla niego zbyt dobrze. Wzdrygnęła się na samą myśl.
    Po chwili chłopak był na dole. Pozwolił kamieniom opaść na ziemię swobodnie. Otrzepał dłonie i rozejrzał się. Wyglądał na zadowolonego, nie była jednak pewna, czy z siebie, czy z niej. Miała nadzieję, że jednak to drugie.
    — Następnym razem będzie ci trudniej — powiedział. — Nawet nie użyłem magii, żeby zatrzeć swoje ślady. Gdybym się bardziej postarał, nigdy byś mnie nie znalazła.
    Wierzyła mu. Z tego, co słyszała, był najlepszym magiem w Oreall. Gdyby chciał, mógłby zniknąć naprawdę bez śladu i zostawić ją całkiem samą, zdaną na łaskę…
    — Co właściwie było w tych krzakach? — zapytała.
    Evas zerknął w ich stronę i wzruszył ramionami.
    — Ruszyłem kamieniami, które w nich leżały, żeby stuknęły w siebie. Chciałem wytrącić cię z równowagi. Rozproszyć cię.
    — Dzięki — mruknęła, czując lekką irytację. Z drugiej strony, potrafiła zrozumieć, czemu to zrobił. Chciał, żeby nauczyła się radzić sobie ze strachem i częściowo mu się udało. Nie wiedziała jednak, jak zareagowałaby, gdyby nie jego obecność. — Swoją drogą — powiedziała niepewnie, sama nie wiedząc, czemu. — Miałam na początku inny plan. — Evas zerknął na nią, więc kontynuowała. — Chciałam udawać, że wpadłam w kłopoty i cię zawołać. Wtedy byś przybiegł, a ja bym wygrała. — Dlaczego to powiedziałam?, skarciła się w myślach. Teraz będzie wściekły!
     Spojrzenie Evasa było niemożliwe do odczytania.
    — Dobry plan. Może nawet bym się nabrał. — Nie powiedział nic więcej, ale jej ulżyło. Nie zezłościł się na nią! Może jednak nie był taki zły, jak mówili wszyscy? W końcu, odkąd przybyła do Oreall, jej oczekiwania okazywały się być zupełnie mylne. — Chodźmy. Na dzisiaj koniec. Nie mam czasu na więcej.
     Koniec! Miała ochotę go uściskać! Uśmiechnęła się i razem ruszyli w drogę powrotną.
     — Skąd jesteś? — zapytała nagle, zaskakując samą siebie. I najwyraźniej jego też, bo spojrzał na nią ze zdziwieniem. —  Mówiłeś, że z północy, ale skąd konkretnie… Jeśli mogę zapytać —  dodała szybko.
    — Z Teklandu — odparł Evas i nie była to odpowiedź, której się spodziewała. Obstawiała raczej Etheę albo nawet Eleneę. Nie wyglądał na typowego Teklandczyka. W niczym nie przypominał Gillena.
    — Ale... — zawahała się. Nie była pewna, czy mogła o to zapytać. Czy tym go nie rozgniewa. W końcu wydawało jej się, że był to drażliwy temat. W Teklandzie skazywano magów na śmierć. — Nie wyglądasz — mruknęła w końcu, decydując się jednak nie dopytywać o osobiste szczegóły. Ledwie go przecież znała.
    Evas wzruszył ramionami.
    — Moja matka jest z Ethei. Bardziej przypominam ją, niż ojca. Moja siostra wygląda bardziej jak on.
  — Masz siostrę? — zapytała, uśmiechając się. Miała nadzieję, że uśmiech ten wyglądał zachęcająco, że skłoni go, do powiedzenia czegoś więcej. Nie chciała jeszcze kończyć rozmowy.
   — Tak, młodszą — odparł. — Nazywa się Balla. Też jest magiem. Nienawidzę jej. A ty? — dodał dość niepewnym tonem. — Masz jakieś rodzeństwo?
   — Tak, brata i siostrę. — Wspomnienie brata wciąż przywoływało gorycz. Nienawidziła go. Dobrze było wiedzieć, że nie ona jedna nienawidziła swojego rodzeństwa. — Theama i Thereannę. Dlaczego... — znów się zawahała. Nie, nie mogła o to zapytać. To zbyt osobiste i nie było jej sprawą.
    Mimo że nie dokończyła pytania, Evas na nie odpowiedział.
    — Bo to głupia suka. — Wzdrygnęła się, słysząc język, jakiego użył. — I popiera tego skurwiela, Dannela. Zabiję ją, jeśli ją jeszcze kiedyś spotkam.
    Mamy jeszcze więcej wspólnego, niż myślałam, pomyślała Anella. Jego zdradziła siostra, mnie brat… Tyle, że ona nie życzyła Theamowi śmierci. Owszem, chciała, żeby spotkało go coś okropnego, ale śmierć?
    Nie chcę tego, pomyślała, niemal nieświadomie zaciskając dłonie w pięści. Śmierć nigdy nie jest odpowiednią karą, jest po prostu zła.
    Prawda?
    Evas zerknął na nią. W jego oczach nie było nic miłego.
    — Chodźmy już stąd.
    I poszli.

-----------------------------------
Rozdział miał być wczoraj, ale ja i Stasiek (mój laptop) niezbyt się lubimy, bo cały czas odmawiał współpracy, gdy próbowałam coś pisać. Dzisiaj za to protestował, gdy chciałam dodać rozdział, ale wreszcie się udało!

W następnym rozdziale - jeszcze więcej Evasa, tym razem także z jego własnego POV.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony