środa, 11 lipca 2018

Miasto Magii - Rozdział XXVII „Ojciec i syn”

    Odkrycie, co się stało, nie zajęło im dużo czasu. Roślina, z której Ellain zrobiła herbatę, miała działanie uspokajające, a w dużych ilościach również usypiające. Kiedy więc wypili herbatę, zrobili się senni, a kiedy zasnęli, Ellain okradła ich i zniknęła.
    Nie powinienem był jej ufać, myślał Mikkel cały czas. Zaślepiło go współczucie dla tej dziwnej, pięknej kobiety. I teraz za to płacił.
    Musieli znaleźć ją jak najszybciej, zanim spowoduje jakieś poważne kłopoty. Nie wiedzieli jednak, co zamierza ani dokąd się udała. Dlatego się rozdzielili, każde z nich poszło w inną stronę.
    Mikkel udał się do najbliższego miasta, czyli do Tehsan. Nie było ono duże, dlatego liczył na to, że uda mu się czegoś dowiedzieć. Ellain wyróżniała się z tłumu, zarówno wyglądem, jak i zachowaniem. Jeśli tam była, ktoś musiał ją zauważyć.
    Ale kiedy szedł rynkiem miasta, pytając przypadkowych ludzi stojących przy straganach, czy nie widzieli wysokiej Eggoski i słyszał przeczące odpowiedzi, zaczynał tracić nadzieję. Może Ellain udała się w innym kierunku. Może to Balla lub Sanna ją znajdą.
    I wtedy właśnie, kiedy Mikkel już miał zamiar się poddać, podszedł do niego jakiś mężczyzna, ubrany w mundur straży miejskiej.
    — Przepraszam? Czy to nie pan szukał jakiejś kobiety z Eggos? 
    — Tak, to ja. Widział ją pan? — zapytał Mikkel z niejaką obawą. Straż miejska? Czyżby Ellain już wpakowała się w  jakieś kłopoty?
    Mężczyzna wskazał ręką przeciwną stronę placu.
    — Była tam, jakieś kilka godzin temu. Chyba chciała wypożyczyć powóz, ale nie potrafiła się dogadać.
    Mikkel spojrzał w stronę wypożyczalni powozów i pokiwał głową. Nie wątpił, że miała problemy z dogadaniem się. Ellain nie mówiła po omiańsku, a mężczyzna wątpił, by w tak niewielkiej mieścinie ktoś znał dobrze eański lub eggoski.
    Mikkel uśmiechnął się z wdzięcznością do strażnika.
    — Bardzo panu dziękuję — powiedział. — Ratuje mi pan życie. 

*

    Właścicielka wypożyczalni potwierdziła, że była u niej jakaś wysoka Eggoska, mówiąca łamaną, przestarzałą wersją omiańskiego.
    — Szukała transportu do najbliższego nadmorskiego miasta — powiedziała kobieta. — Ale stąd nic nie jeździ na wybrzeże.
    Ellain chciała się dostać na wybrzeże? Mikkel zrozumiałby, gdyby próbowała dotrzeć do Eggos, w końcu stamtąd pochodziła, ale czego mogłaby szukać nad morzem?
    — Pokierowałam ją do Tresanu — mówiła dalej właścicielka wypożyczalni. — To najbliższe duże miasto, stamtąd powinna znaleźć jakiś pociąg nad morze. Nie wiem, czy mnie zrozumiała, ale zapłaciła. — Wzruszyła ramionami, jakby dalszy los Ellain jej nie obchodził.
    Mikkel jednak niezbyt uważnie jej słuchać. Tresan. Słysząc tę nazwę, mężczyzna niemal przestał oddychać. Jego dłonie zadrżały lekko.
    — Jak daleko jest stąd do Tresanu? — zapytał, pilnując się, by mówić spokojnie.
    — Niecałe trzy godziny jazdy powozem.
    Tak blisko! Był tak blisko, a nawet o tym nie wiedział!
   Już miał zapytać o cenę wynajmu powozu, kiedy przypomniał sobie, że Ellain zabrała mu wszystkie pieniądze. Zawahał się. Mógł użyć magii, żeby się tam dostać, ale nie chciał jej marnować. Zmierzył wzrokiem właścicielkę wypożyczalni. Naprawdę nie chciał tego robić, nienawidził używać swojej magii na innych ludziach, ale nie miał wyboru. Musiał dostać się do Tresanu, żeby złapać Ellain. A poza tym... To był jego dom.
    — Przepraszam — powiedział i naprawdę było mu przykro.
    Zanim kobieta zdążyła zareagować, dotknął jej ramienia i przelał w nią swą magię.
    Magia jednostkowa nie działała tak, jak umysłowa — nie mógł za jej pomocą przekonać kobiety, żeby oddała mu powóz za darmo. Ale mógł ją do tego zmusić.
    Dannel by go wyśmiał, gdyby dowiedział się o jego wyrzutach sumienia, ale akurat jego opinią Mikkel się nie przejmował. Dannel nigdy go w pełni nie rozumiał.
*
    Wyrzuty sumienia zeszły na dalszy plan, kiedy tylko Mikkel wjechał do Tresanu. Zostawił powóz w najbliższej powozowni i ruszył w miasto. Choć wiedział, że powinien zająć się szukaniem Ellain, było coś, co musiał zrobić najpierw.
    Nie przypuszczał, że będzie pamiętał rozkład miasta, a jednak nagle wszystko odżyło w jego umyśle. Ostatni raz był w Tresanie, kiedy miał osiem lat — wtedy odkryto jego magię. A jednak czuł się, jakby minęło najwyżej kilka dni. W mieście nic się nie zmieniło.
    Nie mógł jednak pozwolić sobie na zbytnią swobodę. Gdyby ktoś go rozpoznał…  Zabiliby nie tylko jego, ale też jego ojca. O ile on wciąż żył.
    Mikkel nawet nie chciał o tym myśleć, ale nie mógł przestać. Nie powinien się łudzić, skoro matkę Dannela zabito za to, że urodziła magiczne dziecko, jego ojca z pewnością też nie oszczędzili.
    Choć wszyscy wiedzieli, że magia nie była dziedziczna, rodziny magów często cierpiały na równi z nimi. Istniały prawa zakazujące tego, ale Mikkel wątpił, by ktoś naprawdę ich pilnował.
    Mimo tych wątpliwości, Mikkel pozwolił, by nogi prowadziły go w znajome strony. Kamienica, w której kiedyś mieszkał została przemalowana na żółto, ale i tak ją rozpoznał.
    Przez chwilę tak stał, zadzierając głowę i wpatrując się w okna na trzecim piętrze, ale nie dopatrzył się żadnych śladów czyjejś obecności. Nie spodziewał się niczego innego, ale i tak poczuł w piersi bolesne ukłucie.
    Zmusił się wreszcie do ruchu. Nie mógł tak sterczeć cały dzień, musiał znaleźć Ellain. Nawet jeśli jego ojciec żył, nie mógł zaryzykować spotkania z nim.
    Ale to bolało. Przez pierwsze osiem lat życia nie miał nikogo, tylko ojca. A potem odebrano mu też jego. Choć w Oreall znalazł w końcu bliskich, zawsze brakowało mu prawdziwego ojca.
    Swojej matki nigdy nie poznał. Zmarła dwa tygodnie po porodzie, wtedy też jego ojciec w ogóle dowiedział się, że ma syna. Mikkel był bękartem, owocem jednorazowej przyjemności, synem studentki i młodego lekarza, znanego ze skłonności do flirtowania z pięknymi kobietami.
    Z takim nastawieniem mógłby być złym ojcem, ale dzieciństwo Mikkela było najlepiej przez niego wspominanym okresem życia.
    Starając się wyrzucić te myśli z głowy, Mikkel skierował się w stronę dworca. Zwolnił jednak, kiedy przechodził obok szpitala.
    A może by tak zajrzeć do środka?, pomyślał. Tylko na chwilę. Tylko, żeby przekonać się, że on jeszcze żyje. Wciąż bijąc się z myślami, Mikkel poszedł do szpitala.
    Wnętrze było o wiele bardziej zadbane niż pamiętał. Nic dziwnego, minęło w końcu wiele lat, odkąd ostatnio postawił tu stopę.
    Wahając się, podszedł do recepcji. Kobieta siedząca za biurkiem zerknęła na niego i zatrzymała wzrok na przepasce zasłaniającej jego oko.
    — W czym mogę pomóc?
    Mikkel postanowił improwizować.
    — Jakiś czas temu miałem wypadek przy pracy. — Wskazał na swoje zasłonięte oko. — I ostatnio pogorszył mi się wzrok. Mam tutaj znajomego, lekarza, ale dawno się z nim nie widziałem i wyleciało mi z głowy jego nazwisko. Chciałbym się z nim zobaczyć, żeby mi pomógł. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Myśli pani, że mogłaby mi pomóc?
    Kobieta wzruszyła ramionami.
    — Pracuje u nas wielu lekarzy. Mógłby pan być bardziej specyficzny?
    Mikkel udał, że się zastanawia.
    — Kiedy go ostatnio widziałem, było to kilka lat temu… Ale pamiętam, że był wysoki i miał jasne, siwiejące włosy. I chyba powinien mieć teraz jakieś pięćdziesiąt lat.
    Kobieta postukała palcem o usta i wreszcie powiedziała:
    — To chyba doktor Nettocal, ale nie dam głowy…
   — Nettocal, właśnie! Tak się nazywał! — Mikkel nawet nie musiał udawać swojej radości. Jego ojciec wciąż żył! — Myśli pani, że mógłbym się z nim zobaczyć?

    To był błąd i Mikkel o tym wiedział. Powinien się stąd wynosić, kiedy tylko usłyszał, że jego ojciec żyje. Ale nie mógł się oprzeć — musiał go zobaczyć. Zapewne był przez to skończonym idiotą.
    Musiał użyć magii, żeby powstrzymać się od nerwowego spacerowania po korytarzu. Nie chciał zwracać na siebie niczyjej uwagi, dlatego siedział w bezruchu na krześle w poczekalni, czekając na swoją kolej.
   Wreszcie został wywołany, pod fałszywym imieniem — nie mógł przecież użyć tego prawdziwego. Choć na zewnątrz zachowywał perfekcyjny spokój, wewnątrz cały drżał.
    Wypuścił nieświadomie wstrzymywany oddech, kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi gabinetu.
    Za biurkiem siedział mężczyzna niewątpliwie będący jego ojcem.
    Podobieństwo już na pierwszy rzut oka było uderzające. Mikkel nie miał pojęcia, jakim cudem recepcjonistka tego nie zauważyła.
    Doktor Erikol Nettocal był mężczyzną około pięćdziesiątki i, tak jak jego syn, odznaczał się wysokim wzrostem, jasnymi włosami, ostrym nosem i wystającymi kośćmi policzkowymi. Różniły ich głównie oczy — Mikkel miał wąskie i niebieskie, jego ojciec zaś zielone i okrągłe.
    I zrobiły się jeszcze okrąglejsze, kiedy doktor spojrzał znad dokumentów na swojego gościa. Pobladł nieco.
    — Cześć, tato — powiedział Mikkel przestępując z nogi na nogę. Głos niemal mu nie zadrżał.
    Doktor Nettocal poderwał się gwałtownie, niemal przewracając krzesło.
    — Mikkel?
    Skinął głową.
    — Tak, to ja. Wiem, że nie powinienem tu być, ale…
    Urwał, kiedy ojciec zamknął go w uścisku. Trzymał go długo, jakby nigdy nie chciał go puścić. Wreszcie jednak odsunął się i wtedy Mikkel zauważył, że jest od niego wyższy.
    — Mikkel… Co ty tu robisz? Co się z tobą działo? — zapytał zduszonym głosem. Jego wzrok padł na zasłoniete oko Mikkela. Zmarszczył brwi. — Co ci się stało?
    Tyle pytań… Mikkel uśmiechnął się słabo. Nie wiedział, od czego zacząć.
    — Okazało się, że Miasto Magii wcale nie jest takie złe — powiedział wreszcie. — A opowieści o magach kłamały. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, którzy się mną zaopiekowali. Niczego mi nie brakowało. Oprócz ciebie. Ale poza tym… było w porządku. Naprawdę — dodał, widząc niedowierzanie w oczach ojca. — I uczyłem się na lekarza. — Zanim odszedłem z Dannelem, dodał w myślach, ale tego wolał ojcu nie mówić.
    Ojciec słuchał go przez chwilę, kiwając głową. W oczach miał łzy.
    — Cieszę się, że ułożyłeś sobie jakoś życie. Masz… masz jakąś rodzinę?
    — Nie… Jeszcze na to za wcześnie, nie sądzisz? — Mikkel uśmiechnął się.
    Ojciec zaśmiał się.
    — O wiele za wcześnie. Nawet nie waż się żenić przed trzydziestką.
    — Nie zamierzam.
    Siedzieli i rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę. Mikkel stracił poczucie czasu. W końcu jednak przypomniał sobie o Ellain i mina mu zrzedła.
    — Ja… muszę już iść — powiedział z żalem. — Przepraszam. Mam coś do zrobienia.
    Ojciec spojrzał na zegarek.
   — A ja pacjentów. To nie jest odpowiedni moment na pogawędki. My… Zobaczymy się jeszcze, prawda?
    — Niedługo — obiecał Mikkel.
    Objęli się na pożegnanie, a potem Mikkel odszedł. Jakimś cudem udało mu się nie rozpłakać.
*
    Do dworca dotarł w dziwnym stanie. Niemal zataczał się, jakby był pijany. Nie potrafił skupić myśli na niczym, tylko na tym, że właśnie zobaczył się ze swoim ojcem.
    Na dworcu panował niemały chaos, a wszechobecny ruch i hałas oczyściły umysł Mikkela. Nie powinien się rozpraszać, miał zadanie do wykonania.
    Sprawdził pociągi jadące do nadmorskich miejscowości i odkrył, że tego dnia odjechały już dwa. Zbliżał się wieczór, został ostatni pociąg, którym mógł pojechać. Ale czy Ellain również pojechała w tym kierunku?
    Kiedy wszedł do poczekalni, okazało się, że nie. Wśród ludzi dostrzegł znajomą sylwetkę. Choć jej widok go zaskoczył, Mikkel poszedł do Ellain pewnym krokiem.
    — Cześć, Mikkel — przywitała się wesoło, jakby to było zwyczajne przyjacielskie spotkanie.
    — Ellain. Nie spodziewałem się, że cię tutaj spotkam. Wytłumaczysz się?
    Kobieta wzruszyła ramionami.
    — Potrzebuję dostać się na zachodnie wybrzeże.
    — I dlatego nas okradałaś i uciekłaś?
    — Cóż… Stwierdziłam, że nie zgodzicie się na mój plan i weźmiecie mnie za szaloną. Dlatego uznałam, że muszę działać sama. Ale... Potem stwierdziłam, że jednak wcale nie chcę zostać sama. Więc postanowiłam poczekać. Zobaczyć, czy ktoś z was mnie znajdzie, zanim odjedzie ostatni pociąg. Udało ci się. Gratulacje. — Uśmiechnęła się szeroko.
    Mikkel westchnął ciężko i usiadł obok niej. Nawet nie próbował pojąć logiki tego myślenia.
    — Więc? Co to za plan?
    Ellain uśmiechnęła się jeszcze szerzej i bardziej niepokojąco.
    — Chyba wiem, jak mogę odzyskać moją magię.
    — Jak?
    — Muszę udać się na Wielkie Pustkowie. 

--------------------------------
Miałam ten rozdział gotowy już od kilku dni, ale wstawiam go dopiero teraz, bo... Będę szczera - w ogóle mi się nie podoba. W poprzedniej wersji chyba był lepszy. 

Następny rozdział - Evas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony