poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział XI

    Zgodnie z obietnicą, Ean nie wysłał ich daleko. Jiean było niewielkim miasteczkiem, leżącym tuż u podnóża Gór Księżycowych, zaledwie kilka godzin jazdy pociągiem od Eluteanu.
    Jazda pociągiem do Jiean przypomniała Anelli jej podróż do Oreall. A to z kolei przypomniało jej o jej rodzinie. Poczuła, jak coś ściska ją w sercu. Chciałaby móc choćby napisać do nich list, ale wszelki kontakt był zabroniony.
    Jestem w Oreall już ponad pół miesiąca, pomyślała dziewczyna. I nie jest tak źle, jak się obawiałam. Chociaż Dannel był niewątpliwym zagrożeniem, które spędzało jej sen z powiek, to cała reszta była... w porządku.
    W przedziale po przeciwległej stronie korytarza siedziała jakaś rodzina. Kompletnie zwyczajna. Matka, ojciec i dwóch synów, wyglądających na jakieś dziesięć lat. Chłopcy zachowywali się na tyle głośno, że Anella doskonale ich słyszała.
    Uśmiechnęła się lekko, widząc jak jeden z nich zwija gazetę i wali nią po głowie swojego brata. Dzieci, pomyślała. Są nieznośne. Nie była pewna, czy w przyszłości chciała jakieś mieć. Pewnie nawet nie będę miała z kim, prychnęła w myślach.
    Ale widok tej małej rodziny sprawił, że znów przypomniała sobie o swojej własnej. Niczym nie przypominali tej — beztroskiej i wesołej. Nie, odkąd okazało się, że Anella jest magiem.
    Dziewczyna przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. Nieładnie jest się gapić, upomniała samą siebie, ale nie to było powodem, dla którego spojrzała w inną stronę. Po prostu czuła, jakby zaraz miała się rozpłakać. Chociaż przyzwyczaiła się już do Oreall, nadal wiele dałaby, żeby móc wrócić do domu.
    — Wszystko dobrze? — zapytał Sander, przywracając ją do rzeczywistości.
    Zamrugała i zaczerwieniła się, kiedy zarówno on, jak i Dealla spojrzeli na nią.
    — Tak, oczywiście — skłamała, ale głos jej nieco zadrżał. — Po prostu... — Wzruszyła ramionami i westchnęła. — Przypomniała mi się moja rodzina.
    Dealla pokiwała głową ze zrozumieniem. Ona pewnie też tęskni za swoją, pomyślała Anella. A potem uświadomiła sobie, że nawet nie wie, skąd Dealla pochodzi. To ją zawstydziło. I ty uważasz się za jej przyjaciółkę?, pomyślała zirytowana na samą siebie. Postanowiła, że zapyta, kiedy znajdzie się jakaś okazja.
    Sander uśmiechnął się ze współczuciem.
    — Tęsknisz za nimi? — Pokiwała głową. — Ja za swoją czasem też — wyznał. — Ale to chyba nie to samo. Bo w końcu ja sam odszedłem, a ciebie zmusili, nie?
    Odszedł sam? Dlaczego? Czy źle go traktowali? Ale jeśli tak, to dlaczego za nimi tęsknił?
    — Tak — przyznała i przez chwilę milczała, zastanawiając się. W końcu ciekawość zwyciężyła: — Dlaczego odszedłeś?
    Najwyraźniej nie uznał tego pytania za zbyt osobiste, odetchnęła więc z ulgą.
    — W Eggos magowie uznawani są prawie za świętych — powiedział beztrosko. — Ale ja nie lubiłem takiego życia. Wszyscy traktowali mnie, jakbym był lepszy od nich, jakbym był jakimś... królem, czy coś. — Wzruszył ramionami. — Nie podobało mi się to. Było męczące. Więc w końcu odszedłem. Miałem wtedy jakieś... siedemnaście lat? Nie wiem, chyba jakoś tak. — Westchnął. — Często pisuję do mojej rodziny, ale chciałbym ich któregoś dnia odwiedzić... Nie wiem, może jak ta cała sprawa z Danem się trochę uspokoi? — Uśmiechnął się.
    Anella poczuła ukłucie zazdrości. On mógł wrócić do swojej rodziny, kiedy tylko chciał. Nic go w Oreall nie trzymało. A ona? Jeśli tylko przekroczy granice Oleannu, jej rodzina zostanie pozbawiona wszystkiego. Może nawet życia. Nigdy by tak nie zaryzykowała — będzie musiała trzymać się z daleka od Elenei do końca życia.
    — Nie smuć się! — zawołał Sander. — Opowiedz mi o nich! Masz jakieś rodzeństwo?
    Jeśli chciał ją rozweselić, wspominanie o rodzeństwie z pewnością w tym nie pomoże. Ale odwzajemniła jego uśmiech i starała się myśleć tylko o pozytywach.
    — Tak — przyznała. — Mam młodszą siostrę i starszego brata.
    — Naprawdę? Ja też! — Wydawał się uradowany. Nie mogła się nie uśmiechnąć. — Moja młodsza siostra, Atuns, ma teraz jakieś... dwadzieścia lat? Chyba tak. A mój brat, Cadaris trzydzieści. Tak mi się wydaje. Zawsze traktowali mnie normalnie, nawet kiedy okazało się, że jestem magiem. Nigdy nie zachowywali się, jakbym był kimś lepszym od nich. A ty, Dea? Masz rodzeństwo?
    Dziewczyna, która do tej pory przypatrywała się im z uśmiechem, pokręciła głową.
    — Nie, jestem tylko ja. — Westchnęła. — Moi rodzice się starali, ale nigdy nie udało im się mieć drugiego dziecka. A potem, jak ja odeszłam... Muszą być naprawdę smutni, że mnie stracili...
    Przez chwilę panowała niewygodna cisza.
    — Ach — odezwał się w końcu Sander — chyba niezbyt mi wyszło, nie? To całe poprawianie nastroju.
    Anella spuściła wzrok. Niestety, musiała przyznać mu rację.

    Znalazłam przyjaciół, myślała już później, idąc z Sandrem i Deallą ulicami Jiean, w niewątpliwie lepszym humorze. Nigdy wcześniej nie miała przyjaciół — zbyt niezręczna, nieśmiała i płaczliwa, często była obiektem żartów swoich rówieśniczek. A w Oreall? Na pewno nie wszyscy ją lubili, ale... akceptowali ją i jej dziwaczne zachowanie.
    To podnosiło ją na duchu i prawie pomogło zapomnieć o powodzie, dla którego znaleźli się w Jiean. Niestety, ten błogi stan nie trwał zbyt długo.
    — Gdzie powinniśmy zacząć? — zapytał Sander, przywracając Anellę do rzeczywistości.
    Dziewczyny wymieniły spojrzenia. Anella wzruszyła ramionami. Niewiele wiedziała o tropieniu ludzi, w dodatku nawet nie wiedziała, jak wygląda mężczyzna, którego szukają.
    Ean wysłał ich, żeby znaleźli Sarutta Jourassa, który ukrywał się w Jiean. Z jego słów wynikało, że mężczyzna nie był szczególnie niebezpieczny, więc gdyby to on pierwszy ich wykrył, raczej uciekłby, niż stawał do walki. Przynajmniej Anella miała taką nadzieję.
    Trochę żałowała, że Ean nie wysłał ich do Isykearen, miasteczka leżącego w sąsiedztwie Eluteanu, gdzie ukrywała się kobieta imieniem Mirin Lin. Ale potrafiła zrozumieć jego rozumowanie — Dannel mógł wpaść na pomysł, że najlepiej pozostać jak najbliżej Oreall, bo tam nikt go nie będzie szukał, w towarzystwie jednej ze słabszych swoich popleczniczek.
    Pewnie posłał tam kogoś silniejszego, pomysłała Anella. Nie wiedziała, kogo. Na pewno nie Evasa, który musiał zostać w mieście... Ale on z pewnością nie był jedynym bardzo utalentowanym magiem w Oreall. Naprawdę nie powinnam się teraz tym przejmować, pomyślała. Mamy własne problemy.
    — Jesteśmy przyjezdnymi — powiedziała Dealla, rozglądając się. — To nie jest duże miasteczko. Ludzie zauważą, że nie jesteśmy stąd, a jeśli zaczniemy węszyć i wypytywać...
    — Zrobią się podejrzliwi — dokończyła Anella. A jeśli odkryją, że jesteśmy magami, skupi się na nas cała uwaga. Wtedy na pewno nie uda nam się znaleźć Sarutta Jourassa, dodała w myślach.
    Zaczerwieniła się, kiedy Sander i Dealla spojrzeli na nią z wyczekiwaniem w oczach. Czego oni ode mnie chcą?, pomyślała panicznie. Że będę dowodziła? Ja? Przecież wiedzą, że się do tego nie nadaję...
    Zauważając jej dyskomfort, Dealla uśmiechnęła się współczująco i wzruszyła ramionami.
    — Wydaje mi się, że powinniśmy zatrzymać się w jakiejś gospodzie i udawać, że mamy jakieś sprawy do załatwienia w mieście — powiedziała.
    Niezadowolenie Anelli musiało odmalować się na jej twarzy, bo Dealla uniosła pytająco brwi. Dziewczyna mruknęła pod nosem, zaczerwieniła się i wbiła wzrok w ziemię.
    — Ane, jak masz jakieś sugestie, to mów. Bo ja nie mam pojęcia, co robić. — Dealla brzmiała na zrezygnowaną.
    Anella nie była przyzwyczajona do sugerowania czegoś komukolwiek. Nigdy tego nie robiła, nie lubiła uwagi, jaką to przyciągało. I tego, że gdyby coś poszło nie tak, cała wina spadłaby na nią. Znienawidziliby ją.
    Ale to przecież tylko Sander i Dealla, pomyślała. Są moimi przyjaciółmi.
    — Ja tylko... — odchrząknęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej. — Jaką sprawę do załatwienia możemy tu mieć? Ja i ty jeszcze jakoś byśmy uszły, ale Sander za bardzo się wyróżnia. — Była to prawda. Chociaż mieszkańcy Osnei mieli z natury skórę ciemniejszą niż reszta Eańczyków, Sander, pochodzący z Eggos, miał ją jeszcze ciemniejszą, co nie umykało uwadze mieszkańców Jiean. — Przepraszam — dodała, nie chcąc, by odebrał to jako obrazę.
    Mężczyzna uśmiechnął się uspokajająco.
    — A gdybym się schował? — zapytał beztrosko.
    Dealla zmarszczyła brwi.
    — Schował? Co masz na myśli.
    Wzruszył ramionami, rozglądając się.
    — No, wziąłbym pokój w jakiejś gospodzie, a wy byście przeszły się po mieście i popytały ludzi. A potem byście po mnie przyszły, jakbyście coś znalazły.
    Dziewczyny popatrzałby po sobie. Anella wzruszyła ramionami. Dealla westchnęła.
    — W porządku. Chodźmy znaleźć jakąś gospodę, a potem pomyślimy jeszcze.
    Znalezienie jej nie zajęło im dużo czasu. Nie weszły do środka z Sandrem — im mniej osób widziało, że przyszli razem, tym lepiej. Kiedy mężczyzna już się zakwaterował, dziewczyny ruszyły w miasto.
    — Jaki on jest? — zapytała Anella. — Ten... Sarutt Jourass? — Co za dziwne imię, pomyślała.
    Dealla wzruszyła ramionami.
    — Nie wiem. Nigdy jakoś z nim nie rozmawiałam. Wiesz, nigdy jakoś nie odczuwałam potrzeby, żeby zadawać się z czterdziestoletnim mężczyzną. Jest Magiem Jednostkowym, jak ja. I, z tego, co wiem, nie jest najmilszy. W końcu miła osoba nie poszłaby z Dannelem, nie?
    Anella musiała przyznać jej rację.
    — A jak on wygląda? — Bo skoro mamy go znaleźć, chyba muszę wiedzieć, kogo wypatrywać, prawda?, dodała w myślach.
    Kolejne wzruszenie ramion.
    — Jest po czterdziestce, jak już mówiłam. I przypomina szczura. — Kiedy Anella uniosła brwi, dodała: — Naprawdę. Ma taką szczurzą twarz. — Uśmiechnęła się wesoło. — I blond włosy. Hej, co ty na to, żebyśmy udawały, że to nasz ojciec, kiedy będziemy pytać o niego ludzi? W końcu my też jesteśmy blondynkami.
    Anella szczerze wątpiła, żeby to był dobry pomysł. Z drugiej strony... Jiean było małym miasteczkiem. Z pewnością nie było w nim zbyt wielu jasnowłosych osób. Więc może i by się udało?
    Problem w tym, że Anella nie była najlepsza w udawaniu. Przeciętny rozmówca wyczułby kłamstwo, zanim jeszcze zaczęłaby mówić.
    — Możemy najpierw przejść się i popatrzeć? — zapytała niepewnie. — Może go gdzieś zauważymy...
    Szczerze w to wątpiła, jeśli ten cały Sarutt się ukrywał, to raczej nie chodził sobie tak po prostu po mieście. Ale Dealla przystała na jej prośbę, więc spokojnym, powolnym krokiem, zaczęły spacerować ulicami.
    Miasteczko miało tylko jedną brukowaną ulicę. Pozostałe przedstawiały sobą marny obraz — tylko piach, czy też raczej błoto. Musiało przestać padać niedługo przed ich przejazdem — gdzieniegdzie ciągle widać było kałuże.
    Do Jiean najwyraźniej nie dotarła cywilizacja, pomijając stację kolejową. Anella nie zauważyła żadnych latarni elektrycznych ani automobilów. Nie zaskoczyło jej to. Takie nowinki zawitały póki co tylko do większych miast, a Jiean nie było jednym z nich.
    — Skąd jesteś? — zapytała nagle, przypominając sobie swoje postanowienie.
    Dealla zerknęła na nią.
    — Z Ethei. Z Treavu, takiego miasta przy granicy z Urshanem — odpowiedziała. — Mój ojciec jest kupcem — dodała. — A ty?
    — Z Elenei. Z takiego małego miasteczka, Oleannu — odparła. Nie dodała, że pochodziła ze szlacheckiej rodziny. Wiedziała, że kupcy i szlachta często za sobą nie przepadali. — Słuchaj — zmieniła temat — czy Magowie Jednostkowi potrafią zmieniać swój wygląd? — Od pewnego czasu ta myśl chodziła jej po głowie. Jeśli tak, to poszukiwania będą znacznie utrudnione.
    Dealla zaśmiała się krótko.
    — Niby tak, ale... To wymaga ogromnych ilości magii. Naprawdę. Gdybym chciała, na przykład, zmienić sobie kolor włosów, straciłabym pewnie na to całą magię. Tak mi się wydaje — wyjaśniła i wzruszyła ramionami. — Jakoś wątpię, żeby Sarutt mógł to zrobić.
    Anella odetchnęła z ulgą, a potem zamarła. Była gotowa przysiąc, że coś poczuła. Dealla też się zatrzymała i rozejrzała uważnie.
    Uczucie nie znikało. Było ciężkie do opisania. Jakby ktoś... grzebał jej w głowie. Coś też słyszała. Jakby niewyraźny szept, ciężki do zrozumienia. Jej serce przyspieszyło gwałtownie, zaś otoczenia zaczęło się nieco rozmazywać.
    Nie miała nawet czasu zastanowił się, co to znaczyło, kiedy usłyszała głos, tym razem wyraźnie. Rozlegał się z jej wnętrza.
    — Dziewczyny, wracajcie. Chyba coś znalazłem.
    Głos ten był bardzo znajomy. Należał do Sandra.
    Dziwne uczucie wyparowało nagle. Anella zachwiała się lekko i oparła się o Deallę, żeby się nie przewrócić. Dziewczyna oddychała ciężko, ale nie wyglądała na zaniepokojoną. Anella odebrała to jako dobry znak i spróbowała uspokoić się nieco.
    — To Sander — powiedziała Dealla. — Potrafi tak robić. Przekazywać wiadomości ze swojej głowy do kogoś innego — wyjaśniła, zawracając i ruszając w stronę gospody. — Nie martw się. Chodźmy sprawdzić, co znalazł.
    Anella zrównała z nią krok. Ciekawe, co też takiego Sander odkrył, pomyślała. Ironią byłoby, gdyby okazało się, że Sarutt Jourass postanowił ukryć się w tej samej gospodzie, co on. Prawdziwą ironią losu.
    Ale to też znacznie ułatwiłoby im pracę. Tylko by go sprawdzili i mogliby już wracać. Ta myśl pocieszała ją, ale nie sprawiała, że zmartwienie całkiem zniknęło. Anella miała nadzieję, że nie stało się nic złego, choć niepokojące przeczucie jej nie opuszczało.
    Dealla to zauważyła i uśmiechnęła się.
    — Nie martw się. Twojemu ukochanemu nic nie jest.
    — Mojemu—! — Anella zaczerwieniła się z oburzenia i zawstydzenia. — Nie jest moim ukochanym! — zaprotestowała gwałtownie.
    — Oczywiście — zaśmiała się. — Widzę, jak na niego patrzysz. Nie zaprzeczaj.
    Anella wbiła wzrok w ziemię. Nie odezwała się. Owszem, zdawała sobie sprawę z tego, że czasami trochę za bardzo gapi się na Sandra. Był przystojny, nie mogła zaprzeczyć. Podobał jej się.
    Ale to nie znaczyło, że był jej ukochanym. Nie była w nim zakochana, przecież ledwo go znała. Nawet nie miesiąc. Nie da się pokochać kogoś w tak krótkim czasie, chyba że spędza się z nim całe dnie, których ona z Sandrem nie spędzała. Więc nie, uznała, to nie miłość.
    — A co z tobą? — zapytała, żeby o tym nie myśleć. — Masz jakiegoś... — zawahała się — ukochanego?
    Blade policzki Dealli przybrały lekko czerwoną barwę. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
    — W zasadzie to nie — odparła. — Ale... Jest taki jeden chłopak... Felliar Erill się nazywa... Znasz go? — Kiedy Anella pokręciła głową, westchnęła: — Jest bardzo miły. I zabawny. I słodki. — Rumieniec na jej policzkach pogłębił się. — Przedstawię ci go, kiedy wrócimy do Oreall — obiecała i potrząsnęła głową. — Chodź, jesteśmy na miejscu.
    Anella zrozumiała, że coś jest nie tak, od razu po wejściu do gospody. Panowała w niej pustka — dosłownie. W zasięgu wzroku nie było nikogo. Wszystko wskazywało na to, jakby ludzie po prostu zniknęli bez śladu, pozostawiając za sobą swoje rzeczy.
    Uciekaj!, krzyknęła jakaś część umysłu dziewczyny, ale ta nie miała szansy, żeby jej posłuchać. Dealla chwyciła ją za łokieć i pociągnęła w stronę schodów. Jeden rzut oka wystarczył, żeby zauważyć, że jest tak samo przerażona, jak Anella.
    Co tu się stało?, zastanowiła się Anella, próbując nie zwracać uwagi na szaleńczo bijące serce i drżące kolana. Miała wrażenie, jakby zaraz miała upaść i tylko ciągnąca ją za sobą Dealla powstrzymała ją od padnięcia na ziemię.
    Nie podobało jej się to. To miała być łatwa misja, Ean jej to obiecał. Miała być bezpieczna. Zamrugała, próbując pozbyć się napływających do oczu łez. Głupia, skarciła samą siebie. Nic złego się jeszcze nie stało. Ci ludzie nie zniknęli, po prostu gdzieś wyszli, żeby... Żeby...
    Nie miała czasu na dokończenie tej myśli. Drzwi do jednego z pokojów otworzyły się gwałtownie i stanął w nich mężczyzna.
    Jeden rzut oka wystarczył, żeby Anella stwierdziła, że to nie był Sarutt Jourass. Nieznajomy był wysoki i barczysty, miał płomiennie rude włosy i spojrzenie, które sprawiło, że dziewczyna wstrzymała oddech, niezdolna się poruszyć.
    — O szlag — wyszeptała Dealla. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki rozdział, który w dodatku mi się nie podoba :( Noale.

4 komentarze:

  1. Podoba mi się, że wróciłaś do tematu rodziny Anelli. To naturalne, że myśli się o przeszłości, wspomina swoich bliskich i mówi o nich, więc takie fragmenty – nawet jeśli rzadko – to są potrzebne, żeby postać „żyła”. Super ;)
    Jestem bardzo ciekawa, co się stało Sandrowi i kim jest ten facet. Czyżbyśmy powoli wkraczali w jakąś akcję? :D Lecę dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat rodziny Anelli będzie co jakiś czas powracał, w końcu jest tam pewna tajemnica do rozwiązania :D

      Dziękuję za komentarz^^

      Pozdrawiam,
      ellain.

      Usuń
  2. Ogólnie to witaj z powrotem. Studia to ciężki kawałek chleba, więc mam naprawdę mało, ale to mało czasu, ale teraz w święta postaram się choć troszkę nadrobić. Rozdział mi się podobał. Jakieś tam błędy wyłapałam, ale nie przeszkadzały one w czytaniu. Dobra robota i lecę dalej ;)
    PS. Zapraszam na nowy rozdział Granicy
    http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się ani nie spiesz z czytaniem - brak czasu rozumiem i znam, w końcu sama jestem studentką ;)
      A widziałam, że jest nowy rozdział Granicy i nawet miałam się zabrać za czytanie, ale coś ciężko mi to idzie :D Ale na pewno zajrzę w najbliższej przyszłości ;)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony