piątek, 20 października 2017

Rozdział XI

    Anellę zaskoczył widok Steena w bibliotece. Mężczyzna siedział na podwyższeniu za biurkiem, na miejscu, które ostatnio zajmowała ona. Ucieszyła się na jego widok, ale poczuła też ukłucie niepokoju.
    — Cześć — przywitała się niepewnie. — Już wróciłeś do pracy? Czy coś się stało?
    Steen pokręcił głową.
    — Nie. Ean znalazł kogoś na moje zastępstwo. — Uśmiechnął się. — Widzę, że dobrze zaopiekowałaś się moją biblioteką.
    Anella zarumieniła się.
    — Starałam się. Dobrze, że wróciłeś. — Zawahała się. — Co z Ballą?
    Steen wzruszył ramionami.
    — Żyje, tyle mogę powiedzieć. Przenieśliśmy ją do innej celi, ale nie wiem, dlaczego. Ean chyba chce ją przeciągnąć na naszą stronę.
    Anella wzdrygnęła się na tę myśl. Wciąż pamiętała swoją walkę z Ballą i nie chciała, żeby ktoś taki jak ona, zamieszkał wśród nich.
    — Wątpię, żeby mu się to udało. Ta dziewczyna jest tak samo uparta, jak jej brat — dodał Steen.
    Anella miała taką nadzieję.
    — Czemu w ogóle Ean chce to zrobić? — Zmarszczyła brwi.
    — Myśli, że Balla może nam powiedzieć coś o pozostałych ludziach Dannela. Wiesz, o tych, których nie udało nam się złapać.
    Anella pokiwała głową. Nie zapomniała o tym, choć chciałaby. Oreall wciąż nie był bezpieczny — nie, póki tacy ludzie chodzili na wolności, robiąc co im się podoba.
    Steen musiał zauważyć jej wyraz twarzy, bo uśmiechnął się pokrzepiająco.
    — Nie martw się. Nie ma wśród nich nikogo, kto stanowiłby dla nas zagrożenie.
    Dla nas, pomyślała. Ale co z innymi? Co ze zwykłymi ludźmi, którzy nie mieli magii do obrony? Czy poradziliby sobie w walce z magami? Anella wątpiła w to.
    — Mam nadzieję — odparła cicho.
    Następną godzinę lub dwie — Anella nie zwracała większej uwagi na upływ czasu — spędzili w milczeniu. Tak zwykle wyglądała ich praca, oboje nie należeli do gadatliwych. Wreszcie jednak Anella zdecydowała się przerwać ciszę.
    — Steen... — zaczęła niepewnie. — Wciąż nie masz zamiaru powiedzieć mi, o co chodziło Eanowi, prawda?
    Steen westchnął ciężko.
    — Nie zamierzasz odpuścić, co?
    Anella zawahała się i pokręciła głową.
    — Tak myślałem. Kiedy stałaś się taka uparta? — W jego głosie nie było jednak nagany.
    Anella zaczerwieniła się.
    — Ja... Nie wiem — przyznała.
    Steen machnął ręką.
    — Nieważne. I tak ci nie powiem. Zapomnij o tym.
    Anella spuściła wzrok, postanawiając nie naciskać go bardziej. Nie chciała go zdenerwować.
    Może faktycznie lepiej zapomnieć, pomyślała. Wątpiła jednak, by się jej to udało. Nie zaszkodzi jednak spróbować. Od dzisiaj nie będę już o tym myślała, postanowiła. Jeśli Eanowi tak na tym zależy, sam będzie musiał powiedzieć mi, o co chodzi.
    Powoli mijały kolejne godziny. Ciszę przerywały jedynie odgłosy przewracanych stron. Anella ostrożnie obchodziła się z książką, nad którą pracowała. Była stara, z pożółkłymi i miejscami podartymi kartami. Trzymała się jedynie dzięki magii, a ta zaczynała już powoli wyparowywać z jej wnętrza.
    Anella nie wiedziała, do kogo należała. Prawdopodobnie do kogoś, kto już od dawna nie żyje. Dlatego też przypuszczała, że nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zabierze część z tej magii. Niebezpiecznie przypominało to kradzież, ale Anella tłumiła wyrzuty sumienia. To tylko magia, mówiła sobie. Tak naprawdę nie można jej ukraść, prawda?
    Na tym właśnie polegała jej praca — siedziała w bibliotece, pilnując książek i naprawiając te najstarsze, z których magia już niemal całkiem uleciała. I, chociaż niewiele się działo, Anelli bardzo to odpowiadało.
    Drzwi otworzyły się nagle, a dziewczyna aż podskoczyła. Do środka wpadła Stace — wyraźnie zdyszana, jakby biegła całą drogę z... skąd właściwie?
    — O rany, nie uwierzysz, co ta idiotka wymyśliła! — zawołała do Anelli, zatrzymując się tuż przed podwyższeniem, oddychając ciężko. Machnęła w stronę drzwi. — Musisz to zobaczyć! Po prostu brak mi słów!
    Anella otworzyła usta, zamknęła je i spojrzała na Steena, który zmarszczył brwi.
    — Coś się dzieje? — zapytał, podnosząc się.
    Stace wstrzymała go gestem.
    — Chyba nic na tyle poważnego, żeby wymagało interwencji. Na razie, przynajmniej. Dzień dobry, tak w ogóle. Przepraszam, że tu tak wpadłam. — Zwróciła się do Anelli: — Idziesz?
    Co tam się dzieje? Czy to niebezpieczne?, pomyślała dziewczyna, ale wstała. Zawahała się, zerkając na Steena. Mężczyzna skinął głową, siadając z powrotem.
    — Idź — powiedział. — Tylko uważaj na siebie.
    Anella wzięła swój płaszcz i dołączyła do Stace.
    — Chodzi o Lonnie? — zapytała.
    — A o kogo innego? — Stace westchnęła. — Co ta dziewczyna ma w głowie, ja nie wiem... Ale muszę przyznać, że stanowi niezłe widowisko.

    Nie musiały iść daleko, bo zaledwie dwie ulice dalej natrafiły na zgromadzenie ludzi. Anella mieszkała w Oreall już kilka miesięcy, ale nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziała w mieście taki tłum. Zatrzymała się kilka kroków od niego.
    — Co jest? — Stace spojrzała na nią.
    — Czy to bezpieczne?
    Stace wzruszyła ramionami.
    — Raczej tak. Większość jest tutaj, żeby posłuchać. Chodź, nie chcesz usłyszeć, co ona mówi?
    Już stąd do uszu Anelli dobiegał głos Lonnie, stojącej gdzieś na przeciw zgromadzenia. Dziewczyna coś wykrzykiwała, choć z powodu odległości ciężko było wychwycić poszczególne słowa.
    Perspektywa przedzierania się przez tłum sprawiła, że Anellę przeszły ciarki.
    — Nie, ja chyba... Postoję tu.
    — Jak sobie chcesz, ja tam zamierzam...
    Zanim jednak zdołała coś dodać, odezwał się ktoś inny.
    — Trzeba przyznać, że ta dziewczyna wie, jak wywołać zamieszanie.
    Anella spojrzała przez ramię. Ean poszedł bliżej, uśmiechając się lekko. Nie wyglądał na przejętego czymkolwiek, wydawał się wręcz zrelaksowany. Stanął obok dziewczyn i skrzyżował ręce na piersi.
    — Cześć, Staceallo, Anello. Nie powinnaś być w bibliotece? — zwrócił się do drugiej z dziewczyn.
    Choć nie była to nagana, dziewczyna i tak się zaczerwieniła.
    — Steen pozwolił mi iść zobaczyć, co się dzieje.
    Ean pokiwał głową.
    — I co o tym myślisz?
    — Ja... — Anella spojrzała na zgromadzenie z niemałą obawą. — Nie wiem. To wygląda na coś poważnego.
    Ean sceptycznie uniósł brew.
    — Tak myślisz? Moje doświadczenie z takimi ludźmi mówi mi, że zazwyczaj kończy się na gadaniu. Mimo to, nie zamierzam popełnić tego samego błędu, co z Dannelem — dodał ciszej. — Nie zignoruję tego. Evas powinien niedługo wrócić do miasta, w razie czego przywróci ich do porządku.
    Evas?, pomyślała Anella, wzdrygając się lekko. Czy naprawdę spodziewa się, że będzie aż tak źle? Spojrzała na Eana. Nie potrafiła go odczytać, kiedy tak stał, obojętnym wzrokiem wpatrując się w zgromadzenie.
    A to sprawiło, że przypomniała sobie jego tajemnicze polecenie sprzed kilku dni. Potrząsnęła głową. Przecież już zdecydowała, że nie będzie o tym myśleć.
    Ean nagle ruszył pewnym krokiem przed siebie.
    — Zamierza pan tam iść?! — zawołała zaalarmowana Stace, doganiając go. — To może być niebezpieczne! Nie wszyscy tam są do pana przyjaźnie nastawieni, wie pan!
    Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
    — W takim razie ufam, że mnie obronisz.
    Anella zawahała się przez chwilę, a potem szybko dołączyła do nich. Na szczęście, trzymali się z daleka od środka zgromadzenia, zamiast tego przemykając bokami, gdzie nie było tak wielu ludzi. Większość z nich, widząc idącego Eana, rozstępowała się na boki, robiąc mu przejście.
    Dotarli wreszcie na sam przód, ale wciąż trzymali się z boku, kryjąc w cieniu jednego z budynków. Lonnie stała przed tłumem, krzycząc coś z zapadłem. U jej boku stało kilka osób, wśród których Anella rozpoznała jedynie Rux.
    — Zasługujemy na sprawiedliwość! — krzyczała Lonnie. — Na dobre, prawe rządy! Nie na tego potwora, którego nazywamy władcą tego miasta!
    Anella skrzywiła się i spojrzała na Eana. Mężczyzna opierał się plecami o budynek, w którego cieniu się kryli i, ku jej zaskoczeniu, z całkowitym spokojem przyglądał się Lonnie, przekrzywiając lekko głowę.
    — Nie możemy pozwolić, żeby robił, co chce! Grozi własnym ludziom, traktuje ich jak śmieci! — kontynuowała dziewczyna. — Tak nie może być! To musi się skończyć! Rządy tyrana muszą dobiec końca!
    Niektórzy w tłumie przyglądali się zamieszaniu w ciszy, ale sporo było takich, którzy okrzykami zgadzali się z Lonnie. To oni martwili Anellę najbardziej, bo znaczyło to, że dziewczyna nie była tak odosobniona w swoich przekonaniach, jak się na początku wydawało.
    Lonnie wciąż krzyczała, powtarzając cały czas to samo, tylko w innych słowach. Mówiła też to, co na pierwszym spotkaniu, a coraz więcej ludzi jej przytakiwało.
    Anella zerknęła na Eana i zmarszczyła brwi. Mężczyzna wciąż przyglądał się wszystkiemu, zachowując spokój.
    — Nie zamierzasz się bronić?
    Pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
    — Nie, chyba że zwrócą się do mnie bezpośrednio. Jeśli wtrąciłbym się teraz, znalazłaby jakiś sposób, żeby obrócić to przeciwko mnie. Jak już mówiłem, nie pierwszy raz radzę sobie z czymś takim.
    To wyjaśniało ten spokój. Anella zastanowiła się. Jak często miały miejsce takie protesty? Od jak dawna Ean w ogóle rządził Oreall?
    Zaufaj mu, powiedziała sobie. Wie, co robi. Mimo to, nie potrafiła przestać się martwić.
    Cieszyło ją, że nikt z tłumu zdaje się nie zwracać na nich uwagi, dlatego jej serce przyspieszyło gwałtownie, kiedy ktoś zaczął przepychać się w ich stronę. Zaraz jednak odetchnęła z ulgą, rozpoznając w tej osobie Sandra.
    — Tak myślałem, że gdzieś tu cię widziałem, ale nie byłem pewny. — Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. — Cześć!
    I objął ją na przywitanie. Anella zaczerwieniła się i niezręcznie odwzajemniła uścisk. Jej serce ponowiło swoje szaleńcze tempo bicia.
    — Ja... Co tu robisz? — wykrztusiła, kiedy Sander ją puścił.
    — Chciałem zobaczyć, co się dzieje — wyjaśnił. — Myślałem, żeby może użyć magii, żeby ich trochę uspokoić, ale... — Zerknął na Eana.
    — Nie użyłeś? — zapytał mężczyzna.
    — Nie. Pamiętam, co mi pan kiedyś mówił.
    Ean skinął głową.
    — To dobrze. W takiej sytuacji użycie magii mogłoby wiele pomóc, ale też wyrządzić nieodwracalne szkody. Trzeba być subtelnym.
    — Mam spróbować ich uspokoić? — Sander wskazał na coraz bardziej rozgorączkowany tłum.
    Ean zastanawiał się przez chwilę.
    — Nie — powiedział wreszcie. — Jesteś dobry, ale nie na tyle, żeby wpłynąć na nich tak, żeby tego nie zauważyli. A jeśli zauważą... Cóż, wściekną się jeszcze bardziej, a ja będę musiał się tłumaczyć, dlaczego używam magii, żeby zmusić ludzi do posłuszeństwa. Póki tylko sobie gadają, nic nie rób. Masz jednak moje przyzwolenie, jeśli zaczną być w jakikolwiek sposób agresywni. Na to nie możemy pozwolić.
    Anella zastanowiła się. Czy Ean nie był Magiem Umysłowym jak Sander?
    — A ty nie możesz nic z tym zrobić? — Z pewnością miał więcej doświadczenia i umiałby subtelniej wpłynąć na tłum.
    Ean zerknął na nią kątem oka.
    — Nie, nie mogę.
    Dziwne, pomyślała dziewczyna. Jakby się nad tym zastanowić, to nigdy nie widziałam, żeby używał magii. Dlaczego? Co go powstrzymuje?
    — Dobra — powiedział Sander. — Nie użyję magii. I muszę już iść, bo tak naprawdę powinienem być w pracy — przyznał, wyszczerzając zęby w uśmiechu. — Chciałem się tylko przywitać. Do zobaczenia!
    Kiedy odszedł, Ean westchnął.
    — Właśnie to mnie martwi — mruknął pod nosem, tak cicho, że Anella niemal go nie dosłyszała. — Odciąga ludzi od pracy. — Spojrzał beznamiętnie w stronę Lonnie, ale szybko otrząsnął się. — Ja też muszę już iść. Nie mogę marnować czasu na takie bzdury. — Do zobaczenia. — Uśmiechnął się na pożegnanie i również odszedł.
    Dziewczyny patrzyły jak znika w bocznej alejce. Przynajmniej tym razem trzymał się z daleka od tłumu.
    — Martwię się o niego — powiedziała nagle Stace. — To nie jest dla niego dobre.
    Anella spojrzała na nią.
    — Jak dobrze go znasz?
    — Wcale — przyznała dziewczyna. — Rozmawiałam z nim chyba tylko raz, zaraz po tym jak pojawiłam się w mieście. Ale lubię go, to dobry człowiek. No i przystojny — dodała z łobuzerskim uśmiechem.
    Anella aż parsknęła, próbując powstrzymać śmiech.
    — Naprawdę?
    — No co? Nie mam racji? — Stace uśmiechnęła się jeszcze szerzej. — Zresztą, nieważne. Ja tam widzę, że ty już sobie kogoś znalazłaś.
    Anella spojrzała na nią bez zrozumienia.
    — Co?
    Stace uniosła brwi.
    — No jak to co? Sander. — Szturchnęła ją lekko. — Nie myśl, że tego nie widziałam.
    Anella spłonęła rumieńcem.
    — Nie jesteśmy razem — zaprotestowała słabo. — To tylko przyjaciel.
    Stace wzruszyła ramionami.
    — Jak tam sobie chcesz. Na twoim miejscu brałabym się za niego, zanim ktoś inny zrobi to pierwszy. Widać, że on też cię lubi. Na co czekasz?
    Anella pokręciła głową. Czas kończyć tę rozmowę, pomyślała.
    — Muszę już iść — powiedziała. — Steen pewnie się martwi.
    — To idź. Ja tu jeszcze zostanę. Jakby coś się działo, dam ci znać.

    W głowie Anelli kotłowało się od myśli i chyba było to widoczne, bo Steen spojrzał na nią, marszcząc brwi, kiedy tylko wróciła do biblioteki.
    — Aż tak źle?
    Anella zawahała się i pokręciła głową. Nie ma potrzeby, żeby go martwić, pomyślała. Pokrótce streściła mu to, co działo się na zewnątrz, pomijając jednak obecność Eana i niepokojącą liczbę ludzi, popierających Lonnie.
    Mimo to, mężczyzna westchnął ciężko.
    — Tylko tego nam brakowało — mruknął pod nosem, lecz i tak go usłyszała.
    — Coś się stało?
    Steen uciekł wzrokiem w bok.
    — Nie, nie. Wszystko w porządku, nie martw się — odparł szybko.
    Kłamie, pomyślała Anella i już otwierała usta, ale rozmyśliła się. Nie powinna tak na niego naciskać, jeszcze by się na nią wściekł i co by wtedy zrobiła? Pokręciła lekko głową, wymusiła uśmiech i wróciła do pracy. Dowiem się później, postanowiła.
    Kilka godzin później przyszła Stace, zmęczona i z włosami w nieładzie.
    — Obiecałam, że przyjdę, jakby coś się działo, no to jestem.
    Anella zesztywniała.
    — Co się stało?
    Stace pokręciła głową.
    — Zależy, ile osób za nią podąży — powiedziała. — Lonnie chce, żebyśmy przestali pracować, żeby zmusić Eana do wysłuchania jej. 

-----------------------------
Przepraszam za tak długą przerwę w dostarczaniu rozdziałów ^^ Dopadło mnie życie i brak czasu. 
Mam też małe ogłoszenie. W związku z tym, że w listopadzie zaczyna się NaNoWriMo, w tym miesiącu nie ukażą się żadne rozdziały. Ani "Królowej Pustkowia", ani "Bezbarwnego". Drugie z opowiadań niewątpliwie powróci w grudniu, a "Królowa..." - zobaczę jeszcze. W listopadzie chcę zająć się poprawkami "Miasta Magii" na poważnie i, jeśli będzie mi się dobrze pisało, na dobre powrócę do pierwszej części, tę zaś porzucając. Zobaczę jeszcze ^^
Do zobaczenia w grudniu!

4 komentarze:

  1. Ciekawe to wszystko; nie spodziewałabym się po Lonnie takiej siły przebicia, magowie wydawali mi się bardziej podejrzliwi z początku. Anella powoli i sukcesywnie się zmienia, ale chyba jeszcze trochę czasu minie, nim się przyzna sama przed sobą do swoich uczuć wobec Sandersa. Ean i jego podejście do życia tez mnie niezmiennie interesują, wydaje mi się, ze ukrywasz przed nami z 90% jego osobowości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anella gdzieś tak podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, że coś do Sandra czuje, ale głośno raczej tego przed nikim nie przyzna. Przynajmniej nie na tym etapie ;)
      A Ean... Kiedyś wszystko się wyjaśni i okaże się, jaki tak naprawdę jest. Albo i nie ;)

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
    2. Cóż ten Steen ukrywa, co wie? Eh, pewnie nie szybko się dowiem :D I znowu mam dylemat, bo jakoś nie do końca wierzę, że ten spokój Eana wynika tylko z doświadczenia w tego typu buntach. Wydaje się być totalnie spokojny, a przecież nigdy nie wiadomo, co może się urodzić z takiego niby nie groźnego powstania. Na pierwszym spotkaniu ludzie raczej z rezerwą podchodzili do słów Lonnie, tutaj coraz więcej osób przyznaje jej rację. Ja bym się przejęła (chociaż trochę :D) tym wszystkim na miejscu Eana.
      Ale przyznam, że coraz mniej mi się podona ta cała Lonnie... Wcześniej myślałam, że ona ma jakieś powody by nienawidzić Eana, a teraz widzę, że gada bez przerwy jedno i to samo. Trochę słabo, droga Lonnie ;D

      I jeszcze pytanie do Ciebie, co to znaczy, że porzucisz tę część? ;O

      Pozdrawiam! ;*
      I oczywiście czekam na następny ;-)

      Usuń
    3. Steen coś tam wie, ale raczej nie powie ;) A Ean tylko wydaje się taki spokojny, w rzeczywistości jest i zaniepokojony i wkurzony tym, co się dzieje.
      Ean wywarł na Lonnie dość nieprzyjemne pierwsze wrażenie, a że dziewczyna jest pamiętliwa, to się doigrał. Warto tez Dodać, że Lonnie nienawidzi magów i tego, że Sama jest jednym z nich. O co tak naprawdę chodzi z tym buntem wyszłoby na jaw w następnym rozdziale, gdyby się ukazał ;)
      Nie tyle porzucę, co zacznę pisać od nowa, uwzględniając zmiany, które zajdą w pierwszej części. na pewno nie porzucę opowiadania, nie musisz się o to martwić ;*

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony