piątek, 3 listopada 2017

Miasto Magii — Rozdział I „Sąd”

Rozdział I
„Sąd”

     Przyszli po nią w nocy. Pogrążona we śnie, którego potem nie pamiętała, nie usłyszała, jak trzech mężczyzn wchodzi do jej sypialni. Dopiero lekkie ukłucie w ramię przywróciło ją do przytomności.
    Anella otworzyła oczy i krzyknęła, widząc pochylającego się nad nią mężczyznę. A przynajmniej spróbowała — szorstka dłoń natychmiast zatkała jej usta. Dziewczyna szarpnęła się bezsilnie i nagle świat wokół niej pociemniał.

*

    Obudziła się kilka godzin później — a może nawet dni. Wygodnie łóżko zostało zastąpione przez kamienne, a puszystą i ciepłą kołdrę wymieniono na cienki i śmierdzący kocyk.
    Anella zadrżała i usiadła, rozglądając się. Choć nigdy wcześniej nie widziała go na własne oczy, potrafiła rozpoznać więzienie. Chłodne, kamienne ściany i stalowe kraty dobitnie świadczyły o tym, gdzie się znalazła.
    Siedzący po ich drugiej stronie strażnik również ułatwiał sprawę. Kiedy zobaczył, że się obudziła, wyprostował się i uniósł strzelbę w jej stronę.
    Anella wzdrygnęła się i zwalczyła chęć ukrycia się pod nędznym kocem.
    — Jeden podejrzany ruch i strzelę — oświadczył strażnik.
    Dziewczyna szytwno skinęła głową, niezdolna oderwać wzroku od lufy strzelby. Serce biło jej jak oszalałe, a myśli w głowie były jeszcze bardziej chaotyczne. Już po mnie. Odkryli, kim jestem. Co teraz się stanie? Nie chciała wiedzieć. Gdzie moja rodzina? Czy ich skrzywdzili?
    Nie mogła opanować drżenia ani łez, wzbierających jej w oczach.
    Strażnik przyglądał jej się beznamiętnie, nawet kiedy schowała się pod kocem i zaczęła szlochać.

*

    Przez następną godzinę lub dwie nikt jej nie przeszkadzał. Anella przestała już płakać i tylko leżała nieruchoma, dryfując na krawędzi snu. Usiłowała nie myśleć o strażniku gotowym zastrzelić ją bez mrugnięcia okiem.
    Wstrzymała oddech, słysząc kroki. Chwilę później do jej uszu doszły także dźwięki rozmowy.
    — Co z nią? — zapytała jakaś kobieta. — Dalej śpi?
    — Obudziła się jakąś godzinę temu — odparł strażnik pilnujący Anelli. — Ale nic nie robi, tylko ryczy.
    — No to ją bierzemy.
    Chwilę później rozległ się zgrzyt i drzwi do celi otworzyły się. Anella zadrżała, ale nie obróciła się, dopóki ktoś brutalnie nie chwycił jej za ramię i nie zmusił do wstania. Jęknęła, ale spojrzenie kobiety skutecznie ją uciszyło.
    Zabiją mnie teraz?, pomyślała. Nie, nie mogli tego zrobić. Nie bez procesu. Ale czy kogokolwiek w ogóle obchodził jakiś proces? Czy ktoś się przejmie, jeśli po prostu ją zastrzelą?
    Moją rodzinę będzie to obchodziło, pomyślała Anella. Mam nadzieję. Kto wie, może jej rodzina odetchnęłaby z ulgą, uwolniwszy się od tego ciężaru? Czy to oni ją zdradzili?
    — Bądź cicho i rób, co ci każemy — powiedział mężczyzna, który musiał przyjść z kobietą. — Chyba że chcesz umrzeć.
    Nie chcę, pomyślała dziewczyna, ale tego nie powiedziała. Strażniczka pociągnęła ją za sobą, wciąż trzymając jej ramię w bolesnym uścisku. Mężczyzna stanął po drugiej stronie Anelli i chwycił ją równie brutalnie, niewątpliwie zostawiając siniaki.
    Trzeci strażnik, ten spod celi, uniósł strzelbę i ruszył za nimi, cały czas trzymając Anellę na celowniku. O nim dziewczyna starała się nie myśleć. Jeden podejrzany ruch i zginę. Nigdy jeszcze nie znalazła się tak blisko śmierci. Świadomość tego sprawiała, że dziewczyna z trudem utrzymywała mocz, pozwalając, by strażnicy wlekli ją ku jej niejasnej przyszłości.
    W pewnym momencie założono jej worek na głowę, przypuszczała więc, że opuścili już lochy. Starała się nie myśleć o tym, jak wygląda i co na jej widok muszą podejrzewać ludzie, którzy nie wiedzą.
    Wreszcie dotarli do celu. Anella usłyszała szmer rozmów, który ucichł nagle, kiedy strażnicy pchnęli ją na ziemię i zdjęli z głowy worek.
    Jej oczy zostały porażone nagłym światłem. Mrużąc je, dostrzegła jasną, marmurową posadzkę, na której klęczała. Nie uniosła głowy, nie chciała widzieć, gdzie się znalazła, choć podejrzewała, że doskonale to wie.
    I miała rację, kiedy ktoś przemówił donośnym głosem:
    — Klękaj przed Jego Miłością, królem Kreanem Drugim, władcą Elenei, wybranym przez Naszą Panią, Stworzycielkę, i błagaj o ich przebaczenie, nieczysta.
    Anella, która już klęczała, pochyliła głowę bardziej, nie śmiąc spojrzeć na króla. Drżała na całym ciele, a jej oczy ponownie wypełniły łzy. Proszę, niech to nie będzie prawda, pomyślała. Niech to będzie tylko zły sen.
    — Neallo Teallo — przemówił król, używając jej starego imienia. — Zostałaś oskarżona najgorszą ze zbrodni — o zdradzenie Naszej Pani i kradzież jej mocy. Za twą zbrodnię jest tylko jedna kara.
    Wygnanie, pomyślała Anella, ledwie mogąc uformować zrozumiałe myśli.
    — Przeprowadzone badania magometrem potwierdziły prawdziwość oskarżeń — kontynuował król. — Jesteś magiem, najohydniejszym ze zbrodniarzy. Czy masz coś na swoją obronę, Anello?
    Znał jej wybrane imię. Musiał rozmawiać z jej rodziną. Co się z nimi stało? Czy zrobił im krzywdę?
    Anella nie chciała podnosić głowy, nie chciała patrzeć na króla, ale zasady wymagały tego, by patrzeć na osobę, do której się mówiło, szczególnie jeśli była wyższego stanu. Dlatego dziewczyna zmusiła się, by wyprostować plecy i spojrzeć prosto w oblicze króla.
    Próbowała nie myśleć o tym, jak wygląda, klęcząc w pomiętej sukni sypialnej, z jasnymi włosami w nieładzie i zapuchniętymi oczami. Z pewnością nie sprawiała wrażenia groźnej przestępczyni, co mogło wyjść jej na dobre. Jeśli zdoła przekonać króla, że nie stanowi zagrożenia, może pozwoli jej zostać w Elenei.
    Muszę coś powiedzieć. Otworzyła usta, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Zawsze tak się działo, kiedy się bała, a nigdy nie była bardziej przerażona niż teraz. Mimo to, spróbowała. Odchrząknęła.
    — Ja… — udało jej się wykrztusić. — Ja… Ja… Ja… — Zadrżała na całym ciele i zwalczyła chęć objęcia się ramionami. Żadnych podejrzanych ruchów, upomniała siebie. Jeśli pomyślą, że chcę użyć magii, zabiją mnie.
    Król wpatrywał się w nią, tak jak i jego dworzanie. Siedział na swym tronie, patrząc na nią z góry. Choć z tej odległości nie mogła wyczytać wyrazu jego twarzy, wiedziała, że z jego oczu bił tylko chłód. Złota korona wysadzana ciemnoniebieskimi szafirami, spoczywająca na jego ciemnych lokach przekrzywiła się lekko, kiedy pochylił głowę.
    — Masz coś na swoją obronę? — powtórzył.
    Anella otworzyła usta i zamknęła je. Po jej policzku spłynęła łza. Nie, pomyślała dziewczyna. Nie mam. Jestem magiem. Zasługuję na karę.
    — Wasza Miłość — odezwała się kobieta stojąca gdzieś z boku. Anella doskonale znała jej głos. — Jeśli mogę…
    Dziewczyna zaskoczona spojrzała w tamtą stronę, na chwilę zapominając o przerażeniu. Przy jednym z wyjść stała grupka ludzi. Mężczyzna i kobieta, wraz z młodą dziewczyną, równie jasnowłosą, co jej rodzice. Pilnowało ich dwóch strażników.
    Moja rodzina. Ale gdzie jest Theam?
    — Zamilcz, kobieto — warknął jeden ze strażników, chwytając mocniej strzelbę.
    Matka Anelli skuliła się i posłusznie ucichła. Posłała swojej córce smutne spojrzenie i spuściła głowę.
    Co z nimi zrobią?, zdenerwowała się Anella. Jak ich ukarzą za ukrywanie mnie? Wolała o tym nie myśleć, tak jak i o własnym losie.
    —  Jeśli nie masz nic na swoją obronę —  przemówił król —  niech przemówią oskarżyciele.
     Oskarżyciele. Anella rozejrzała się po otaczających ją ludziach i stwierdziła, że nawet nie powinna czuć się zaskoczona, widząc osobę, która wystąpiła przed oblicze króla.
     Breasa Peatalla była niewysoką, szczupłą kobietą o długich, ciemnych włosach. Jej śniada karnacja świadczyła o południowej krwi —  choć kobieta pochodziła z Elenei, niewątpliwie miała jakichś osneańskich przodków. Anella znała ją jako surową kobietę, chłodną i bezlitosną. Była ona matką jej Dobranego.
       Jak?, pomyślała dziewczyna. Skąd się dowiedzieli, kim jestem? Czy sami się domyślili? Ale jak? Czy ktoś im powiedział? A może po prostu połączyli ze sobą kilka faktów i sami doszli do prawdy? Nie miało to już znaczenia. Najgorsze już się stało —  sekret Anelli wyszedł na jaw.
     Dziewczyna spojrzała na dworzan i wreszcie dostrzegła wśród nich znajome twarze. Aleach Orearassa, w odróżnieniu od Partnerki, był w pełni Eleneańczykiem, a przynajmniej osobą o północnej krwi. Miał jasne włosy i bladą skórę, których stojący obok syn nie odziedziczył po ojcu.
Teanar, pomyślała Anella, patrząc na swojego niedoszłego Partnera. Był wysokim chłopakiem, o burzy ciemnych loków i śniadej karnacji. Wpatrywał się w matkę, ale zerkał co jakiś czas na Anellę z czymś, co mogło być żalem.
     Jak on się musi teraz czuć? Czy jest przerażony? A może obrzydzony?, zastanowiła się Anella. Nawet jeśli jakimś cudem uda mi się ujść z tego cało, już nigdy ze mną nie porozmawia.
     Spuściła głowę, zagryzając wargi, by powstrzymać płacz. Nie kochała Teanara, ale lubiła go. Nie miała nic przeciwko zostaniu jego Partnerką —  nigdy nie trafiłaby lepiej. A teraz… Teraz wszystko straciła. Nie tylko jego, a całe swoje dotychczasowe życie.
     Matka Teanara przemówiła. Donośnym, ostrym głosem przedstawiła się i zaczęła opowiadać:
    —  Niecałe dwa miesiące temu zgodziłam się na Dobranie mojego syna, Teanara, z Neallą Teallą. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z jej prawdziwej natury, a powinnam była. Teraz już widzę swój błąd. Powiedziano mi, że dziewczyna od dziecka była izolowana z powodu ciężkiej choroby, którą przeszła w wieku siedmiu lat, i której nawroty wciąż miewała. Biorąc ten fakt pod uwagę, nie chciałam nawet rozważać Partnerstwa mego syna z kimś takim. Nie miałam jednak wyboru —  ma rodzina popadła w długi i uratować ją mógł jedynie związek z innym, bogatym, szlachetnym rodem. Tak więc wybór padł na dziewczynę, którą wtedy znałam pod imieniem Nealla —  przerwała na chwilę.
     Serce Anelli biło tak głośno, że niemal zagłuszało dziewczynie tę przemowę. Proszę, niech to już się skończy, myślała. Dłużej tego nie zniosę.
    —  Tak więc, jakkolwiek niechętnie, zgodziłam się na Dobranie —  podjęła Breasa. —  I przez jakiś czas sądziłam, że podjęłam dobrą decyzję. Wkrótce jednak zrozumiałam, że popełniłam błąd. Nealla, choć z pozoru wydawała się miłą i nieśmiałą dziewczyną, skrywała w sobie prawdziwego potwora. Nie minęło wiele czasu, a zaczęła okazywać mi brak szacunku, używając słów, których ktoś w jej wieku nawet nie powinien znać. Była złośliwa nie tylko wobec mnie, ale także wobec mego Partnera i syna. Do tego doszły jeszcze opowieści służby. —  Kobieta zadrżała teatralnie. —  Dziewczyna znęcała się nad nimi. Biła ich i torturowała, czasem zupełnie niesprowokowana. Jeden służącej ucięła nawet palec.
     To nieprawda, pomyślała Anella, czując niekontrolowane łzy, spływające jej po twarzy. Nigdy tego nie zrobiłam. Sceas miała wypadek, nie miałam z nim nic wspólnego. Chciała się odezwać, oskarżyć Breasę o kłamstwa, ale nie potrafiła. Zasługuję na to, pomyślała, zaciskając dłonie w pięści.
     Breasa kontynuowała swoją opowieść, wymyślając coraz okropniejsze kłamstwa. Po niej nadeszła kolej na jej Partnera, który potwierdził jej słowa, a następnie na syna.
    Teanar nie sprawiał wrażenia tak dumnego, jak jego rodzice. Skłonił się przed królem i powiedział, kuląc się nieco:
    —  Czuję się zdradzony. Nie wiedziałem, z kim się zadaję. Przy mnie, Nealla wydawała się normalną, zdrową dziewczyną. Ignorowałem jej złośliwie i okrutne komentarze. Sądziłem… Sądziłem, że to po prostu żarty. Czuję się zawstydzony swoim błędem. Gdybym zauważył, z kim mam do czynienia szybciej, być może udałoby się zapobiec niektórym z jej złych czynów.
    Odszedł, nie patrząc na nią. Anella odprowadziła go wzrokiem, pełna żalu. Mogłam mieć tak wiele, pomyślała. Gdybym tylko była normalna.
    Następnie przesłuchano służbę. Pokojówki, ogrodnicy, kucharze i inni ludzie, którzy otaczali Anellę odkąd się urodziła, którzy znali ją całe życie i byli dla niej jak rodzina, stawali przed obliczem króla i, okazując skruchę, kłamali, powtarzając historie Breasy. Sceas, biedna, młoda pokojówka, drżącym głosem opowiedziała, jak Anella osobiście obcięła jej palec za to, że przez przypadek zagięła stronę w jej ulubionej książce.
      Jak mogą tak kłamać? Dlaczego to robią? Nigdy nie zrobiłam im nic złego! Anella miała już dość. Ale najgorsze czekało ją na koniec.
     Kiedy przed króla wystąpił ostatni świadek, do tej pory kryjący się w cieniu, serce Anelli zatrzymało się na sekundę, a potem pękło w pół, tak przynajmniej odczuła to dziewczyna.
      Theam Learassa, starszy brat Anelli, nie był imponującym mężczyzną. Dość niski i pulchny nie wywierał zbytniego wrażenia, ale był dziedzicem jednego z bogatszych szlacheckich rodów w Oleannie. Dlatego się liczył.
       Theam nie zaszczycił jej nawet jednym spojrzeniem. Całą swoją uwagę skierował ku królowi.
    —  Kiedy moja siostra, Anella, miała siedem lat, po raz pierwszy użyła magii. W przypływie złości zniszczyła cały korytarz, niczego nie dotykając. Zrozumieliśmy wtedy, z kim mamy do czynienia. —  Zerknął w stronę rodziny. —  Błagałem rodziców, by pójść z nią do kapłana, by zmusić ją do oddania skradzionej mocy. Ale oni się bali —  powiedział z pogardą. —  Bali się tego, jak zareagują inne szlacheckie rody. Dlatego zdecydowali się ją ukryć. Nie pochwalałem tego, ale milczałem. Kiedy jednak dowiedziałem się, że Anella została z kimś Dobrana, postanowiłem działać. Nie mogłem pozwolić, by ktoś jeszcze przez nią ucierpiał. Dlatego powiedziałem im prawdę, tak jak teraz mówię tobie, Wasza Miłość. Moja siostra, Anella, nie jest już człowiekiem. Była słodkim dzieckiem, ale to się zmieniło dwanaście lat temu. Proszę, ukarzcie ją należycie.
    —  Theam —  wreszcie udało jej się odezwał. Plecy jej brata zesztywniały, ale nie obrócił się. —  Dlaczego? —  mówiła cicho, ale doskonale było ją słychać. —  To wszystko nieprawda, wiesz o tym…
    Szloch wstrząsnął jej ciałem, a Theam zignorował ją, odchodząc. Nienawidzę go, pomyślała, szokując samą siebie. Jak mógł mi to zrobić?
    —  To wszyscy świadkowie ze strony oskarżycieli —  powiedział król Krean. —  Masz coś na swoją obronę, Anello?
    Potrząsnęła głową. Mogłaby powiedzieć, że wszystko, co właśnie usłyszał, było kłamstwami. Że nigdy nie zrobiła nikomu krzywdy, że nawet nie chciała być magiem, że oddałaby wszystko, by być normalną dziewczyną. Ale wiedziała już, że król nie wysłuchałby jej żałosnych błagań. Nie obchodziła go prawda —  Anella była magiem i należało się jej pozbyć.
    —  W takim razie pozostaje mi ogłosić wyrok. —  Król powstał. —  Anello Teallo, z związku z byciem magiem, zepsutym i okrutnym, zostajesz skazana na dożywotnie wygnanie do Miasta Magii. Jeśli kiedykolwiek przekroczysz terytorium Elenei, czeka cię śmierć. Zabierzcie ją —  nakazał strażnikom.
    Kobieta i mężczyzna z wcześniej brutalnie chwycili ją za ramiona i pociągnęli ku wyjściu. Pozwoliła im na to, wciąż szlochając. Zanim jednak wyszli, dosłyszała słowa króla:
    —  Jestem w stanie zrozumieć miłość rodzica do dziecka. Ale to nie jest dziecko —  to potwór. Za ukrywanie prawdziwej natury tej dziewczyny czeka was odpowiednia kara…
    Reszty nie dosłyszała, ale domyśliła się, że mówił do jej rodziców. 

------------------------

Jest i pierwszy rozdział poprawionej wersji! Jak tam wrażenia? Jak widać, wiele się zmieniło. Czy na lepsze? Piszcie!
Rozdział drugi też już prawie skończyłam, ale minie jeszcze trochę czasu, zanim go opublikuję.

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie zmieniło się na lepsze; tak jak mówiłam, zdecydowanie brakowało mi tego rodzaju wstępu w pierwszej wersji opowiadania. Sposób, w jaki potraktowana została Annaella, jest wyjątkowo okrutny. Gdyby te rzeczy były prawda, to z pewnością zasługiwałaby na karę; ale jeśli to wszystko kłamstwa - ciekawe, czy wywołane tylko strachem, czy również nienawiścią - to jest po prostu okrutne. Annealla niby nie chce umrzeć, ale ma słaby instynkt obronny, zdecydowanie. W takich okolicznościach chęć przeżycia wydaje mi się bardziej realna niż strach i brak próby obrony. Okrutne jest także to, co zapewne czeka jej rodziców. Zastanawia mnie, czy inni magowie, którzy tez zapewne byli zabijani/odsylani, robili w rzeczywistości choć cokolwiek złego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo nie planowałam pisać tego rozdziału, ale odkryłam, ze zupełnie nie wiem jak rozpocząć. Miałam tyle koncepcji na temat tego, jak Anella trafiła do Oreall, że zmusiłam się do napisania jakiegoś wstępu. To bardzo pomogło. Cieszę się, że się podoba ^^
      Anella nie chce umrzeć, ale uważa, że w rzeczywistości na to zasługuje, dlatego się nie broni.
      Powody, dla których magowie traktowani są tak, nie inaczej, zostaną wyjaśnione ^^

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Będzie bardzo króciutko, ale chciałam, żebyś wiedziała, że z Tobą jestem i przeczytam tą nową wersję ;-) Ten rozdział bardzo na plus. Podoba mi się taki wstęp do historii, bo już od samego początku widzimy skąd się wzięła Anella, w jakim otoczeniu dorastała i co w jej świecie oznacza magia. Zmiana jak najbardziej na plus ;-) Poza tym to wygnanie za bycie magiem rzeczywiście jest bardziej przekonujące niż to, że sama sobie stamtąd poszła.
    Pozdrawiam! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś ;) I cieszę się, że się podobało :D W tych początkowych rozdziałach jest najwięcej zmian, bo właśnie one najbardziej mi nie pasowały, ale później też nie wszystko jest tak samo :D

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony