sobota, 24 marca 2018

Miasto Magii - Rozdział XV „Opowieść o Henrecie”

    Anella nie mogła przestać się trząść. Siedziała przy stole w bibliotece, owinięta płaszczem Eana i wbijała nieobecny wzrok w blat. Przed nią stał kubek parującej herbaty, ale dziewczyna nie mogła zmusić się do wzięcia go.
    Jestem okropną osobą, myślała w kółko. Wszyscy mieli rację, magowie są źli. Nie zasługujemy na to, żeby żyć. Nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Skrzywdziła kogoś. I to jeszcze za pomocą magii. Na takie coś nie było wytłumaczenia.
    Krzyk mężczyzny wciąż dzwonił w jej uszach. A jeśli zginął? Ean powiedział, że nie znaleźli żadnego ciała, ale co, jeśli skłamał? Nie chciał, żeby poczuła się jeszcze gorzej? Sama ta myśl sprawiła, że zebrało jej się na mdłości. Jestem okropna.
    Zdawała sobie sprawę z tego, że postąpiła w obronie własnej, ale i tak nie potrafiła zagłuszyć wyrzutów sumienia. Nigdy więcej nie użyję magii, obiecała sobie. Nigdy. Nie mogła ryzykować, że znowu kogoś skrzywdzi.
    Steen stał kilka kroków dalej, wysłuchując raportu jakiejś kobiety, która uderzająco przypominała Mav, właścicielkę sklepu. Pewnie była jej siostrą. Wyglądała na zaaferowaną, opowiadała coś bibliotekarzowi, marszcząc brwi. Ten przysłuchiwał się jej z zaciśniętymi ustami. Cokolwiek mu mówiła, nie podobało mu się.
    Anella zerknęła na siedzącego naprzeciwko niej Teklandczyka. To on, razem z Sandrem, wpuścił ją do miasta. Nie pamiętała jego imienia, przez co czuła się jeszcze gorzej. Jestem żałosna, pomyślała, spuszczając głowę. Ciekawe, co sobie o niej myślał. Pewnie miał ją za słabą, płaczliwą dziewczynkę i nawet się nie mylił.
    Miała ochotę zaszyć się w mieszkaniu i nigdy z niego nie wychodzić….
    Nie. Chciała wrócić do domu. Tam coś takiego nigdy by jej się nie przytrafiło.
    Żałosne, pomyślała.
    Siedziała w ciszy, pogrążając się coraz bardziej w nienawiści do samej siebie, kiedy Teklandczyk odezwał się niespodziewanie:
    —  Dlaczego masz tak na imię?
    Anella spojrzała na niego zaskoczona. Był zdecydowanie zbyt blady, nawet jak na Teklandczyka, ale nie wydawał się ranny. Jedynie trochę oszołomiony. Anella nie wiedziała, czemu tu był. Popijał jakiś ciemny, przyjemnie pachnący napój. Do tej pory siedział cicho.
    —  Co masz na myśli? —  zapytała niepewnie, nie wiedząc, o co mu chodzi.
    Wzruszył ramionami.
    —  Jesteś z północy, nie? Nie powinnaś mieć jakiegoś imienia z „ea”? Anella to nie jest chyba eańskie imię. Po prostu się zastanawiam. Jesteś z mieszanej rodziny?
    Lepiej myśleć nad takimi głupotami, niż nad tym, co dzieje się na zewnątrz, pomyślała. Potrafiła go zrozumieć, ale nie znaczyło to jeszcze, że miała ochotę na rozmowę z kimkolwiek.
    —  Nie, nie jestem… —  mruknęła i westchnęła. Naprawdę nie chciała rozmawiać, ale Teklandczyk patrzył na nią wyczekująco, więc kontynuowała: —  Nie wiem, jak jest u was —  przyznała —  ale u nas, w eańskich krajach, imiona są nadawane przez kapłanów Stworzycielki. A czasami nawet przez samą boginię. —  Tak było w jej przypadku. Wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego bogini uznała ją za wyjątkową.
    Rodzice opowiadali jej o tym dniu. Tydzień po tym, jak przyszła na świat, udali się do pobliskiej świątyni Stworzycielki na ceremonię Nadania. Kapłan odprawił nad nią odpowiednie rytuały i wtedy ponoć usłyszał w głowie głos samej bogini. Nakazała ona nadać Anelli imię Nealla. Jej rodzice nie posiadali się z radości. Ich córka została nazwana przez samą boginię! Nie mogli się doczekać, by poznać jej przeznaczenie.
    A ona okazała się magiem. Wydawało jej się to niemal śmieszne.
    —  Imiona dla nas są święte —  mówiła dalej niemal szeptem. Nie miała siły podnieść głosu. —  Szczególnie te nadane przez Stworzycielkę. Dlatego przestępcy nie mogą ich nosić. Kiedy okazałam się magiem, musiałam je zmienić. Dlatego używam wybranego imienia.
    Teklandczyk zmarszczył brwi.
    —  Ale większość Eańczyków w Oreall używa tych swoich nadanych imion… Dlaczego nie ty?
    Nie zasługuję na nie, pomyślała.
    —  Przyzwyczaiłam się —  skłamała.
    Chłopak pokiwał głową i zamilkł. Anella pozwoliła, by cisza przedłużała się przez chwilę, ale w końcu nie wytrzymała. Nie była pewna, czy mogła spytać, nie chciała wyjść na wścibską i nieuprzejmą, ale nie chciała, żeby rozmowa tak umarła. Stanowiła dobrą odskocznię od ponurych myśli.
    —  A ty? Dlaczego masz tak na imię?
    Zaczerwieniła się, kiedy na nią spojrzał. Nawet nie pamiętała, jak się nazywał, ale to była dobra okazja, żeby sobie przypomnieć. Miała tylko nadzieję, że nie pyta o nic osobistego.
    Chłopak uśmiechnął się bez humoru. Czyżby go uraziła?
    —  No tak, przecież ty nic nie wiesz. —  Odstawił kubek i spojrzał w bok, zastanawiając się przez chwilę. W końcu powiedział: — „Gillen” to z teklandzkiego ”biały mężczyzna”. Pasuje idealnie. —  Wskazał na siebie i zaśmiał się gorzko. —  W końcu jestem dość blady. To pan Ean mnie tak nazwał.
    Gillen, pomyślała. Faktycznie, to tak miał na imię. Zamrugała, zaskoczona.
—  Ean? To jakaś twoja rodzina? —  W ogóle nie wyglądali na spokrewnionych.
    Gillen prychnął.
    —  A wygląda, jakby był moją rodziną? —  Machnął ręką, zanim zdążyła go przeprosić. —  To bardziej… skomplikowane. —  Zamilkł i już zaczynała sądzić, że rozmowa została zakończona, kiedy znów się odezwał: —  Jakieś pięć miesięcy przybyłem do Oreall. Chociaż nie, przybyłem to może złe słowo. Pojawiłem się tutaj. Nawet nie wiem, skąd. Nic nie pamiętam. Ani jak tu dotarłem, ani niczego, co wydarzyło się wcześniej. —  Pokręcił głową. —  To dlatego pan Ean musiał nadać mi imię. Uznał, że do mnie pasuje. —  Uśmiechnął się gorzko i upił łyk swojego napoju.
     Anella nie wiedziała, co powiedzieć. Stracić pamięć? To okropne. Jak to się stało? Dlaczego? Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak można żyć, nie pamiętając swojej przeszłości. Na samą myśl o tym kręciło jej się w głowie.
     —  Nie mogę też używać magii —  dodał Gillen ciszej.
     To akurat dobrze, pomyślała, ale nie powiedziała tego. Jeden rzut oka na twarz chłopaka wystarczył, żeby wiedziała, że właśnie to gryzie go najbardziej. Ponurym wzrokiem wpatrywał się w stół, jednym palcem stukając delikatnie o kubek.
     —  Dlaczego? —  zapytała.
     Pokręcił głową.
     —  Nie wiem. Pan Ean twierdzi, że ktoś ją zablokował, ale nikt z obecnie żyjących nie ma takiej mocy, żeby to zrobić. To znaczy, oprócz Galli, ale, bądźmy szczerzy, wątpię, żeby tak naprawdę istniała. A nawet jeśli, to niby czemu miałaby to robić?
     Galla. Bogini magów, która czterysta lat temu pokonała Henreta i przywróciła boską moc Stworzycielce. Nawet jeśli faktycznie istniała, raczej mało prawdopodobne, żeby przeżyła czterysta lat.
     —  I nikt nie może zdjąć tej blokady? —  upewniła się Anella.
     Gillen pokręcił głową.
     —  Pan Ean twierdzi, że nie. Ale możliwe też, że nie mam żadnej blokady. Może po prostu jestem nieudacznikiem i nie potrafię jej odblokować. —  Uciekł wzrokiem w bok i jednym haustem dopił swój napój do końca.
     —  Na pewno nie o to chodzi —  zapewniła go Anella. —  Przecież nawet mi udało się ją odblokować, a jestem beznadziejna. Jestem pewna, że ktoś zablokował twoją magię celowo. Tylko nie wiem jak.
     Ean opowiadał jej o rodzajach magii, ale żaden nie pasował. Umysłowa mogła odpowiadać za usunięcie pamięci, ale za blokadę? Nie przychodziło jej nic do głowy.
     Gillen uśmiechnął się, tym razem przyjemniej.
     —  Cóż, dziękuję. Nawet jeśli niewiele to pomogło.
     Poczerwieniała i wzdrygnęła się gwałtownie, słysząc nagle głos Eana za sobą:
    —  Magia Wiążąca —  powiedział mężczyzna, pojawiając się znikąd. Na pytające spojrzenia Anelli i Gillena, dodał: —  To taki rodzaj magii, który istniał kiedyś, ale wszyscy władający nim magowie wyginęli. Oprócz Galli, oczywiście. Ale wiem, że nie ona to zrobiła. Musiał to być ktoś inny. Dlatego —  wskazał palcem na Gillena, który się wzdrygnął —  pozostajesz największą tajemnicą tego miasta.
     Mówi o Galli tak, jakby żyła, pomyślała Anella. Wcale jej się to nie podobało.
     —  Co dzieje się w mieście? —  zapytała, chcąc zmienić temat.
     Ean westchnął i usiadł obok Gillena.
    —  Trochę zamieszania. Zniszczono dzielnicę niemagiczną, kilku ludzi zginęło. A to nawet nie najgorsze, co się stało.
    Dzielnica niemagiczna? Anella zmarszczyła brwi. To w Mieście Magii mieszkali jacyś normalni ludzie? Dlaczego?
     Informacja o śmierci zasmuciła ją. To ja powinnam była zginąć, pomyślała dziewczyna, krzyżując ręce na piersi. Nie niewinni ludzie, którzy na to nie zasługiwali.
     —  Co może być gorsze? —  Bała się odpowiedzi.
     —  Z Szarej Wieży uwolniono bardzo groźnego więźnia.
    —  To więzienie —  wyjaśnił Gillen, widząc zagubienie na twarzy Anelli. —  Na obrzeżach miasta.
    — Właśnie. —  Ean pokiwał głową. —  Widzicie, na samym szczycie wieży uwięziona została pewna kobieta. Niezwykle groźna, choć pozbawiona magii. Jest pewna historia... Jeszcze jej nie znasz, Anello, a ty - zwrócił się go Gillena — możesz jej nie pamiętać. Chcielibyście wysłuchać teraz jej fragmentu?
    Anella i Gillen wymienili spojrzenia. Chłopak wzruszył ramionami. Dziewczyna zawahała się. Ciekawiło ją to trochę, choć obawiała się, że historia okaże się przerażająca.
     —  Możesz opowiedzieć... —  powiedziała w końcu, kiedy doszła do wniosku, że Gillen tego nie zrobi.
     —  Co wiecie o pokonaniu Henreta?
    Anella opowiedziała mu już kiedyś to, co wiedziała, a on stwierdził, że to wszystko nieprawda. Dlatego teraz czekała, aż to Gillen coś powie.
     —  Jeden z jego magów go zdradził —  powiedział chłopak. —  Ukradł część jego mocy i oddał ją Galli. Czy jakoś tak.
     —  A Henret?
     —  Zginął —  odparli oboje.
     —  Galla go pokonała —  dodała dziewczyna.
     Ean pokręcił głową.
     —  To bzdury? —  zgadła Anella.
     —  Mniej-więcej. Jest w tym trochę prawdy. Na przykład ta część o zdrajcy. Faktycznie był ktoś, kto zdradził Henreta, ale nie ukradł mu magii. Galla i tak była magiem i to dość potężnym. A Henret nie zginął, nie do końca.
     Anella zamarła, a Gillen pobladł jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe.
     —  Jak to?
     — Galla chciała, żebyśmy wierzyli, że tak się stało, ale prawda wygląda inaczej. Posłuchajcie. Wieki temu, Henret rządził całym światem, a przynajmniej tak twierdzą wszelkie źródła historyczne. Galla przewodziła tym, którzy mu się przeciwstawiali. Pokonała go, to prawda, ale nie zabiła. Henret bowiem wymyślił plan, dzięki któremu pozostałby przy życiu, nawet gdyby został pokonany. — Ean milczał przez chwilę, pozwalając, by groza tego, co powiedział, dotarła do słuchaczy. Po chwili kontynuował: — Używając niezwykle skomplikowanego magii, tak skomplikowanej, że w dzisiejszych czasach nikt, nawet Galla, nie jest w stanie tego powtórzyć, rozdzielił swoją duszę i moc na trzy części. Najmniejszą zostawił sobie, zaś pozostałe dwie oddał swoim dwóm najbardziej zaufanym ludziom, żeby przechowali ją w swoich ciałach. Następnie stanął do walki z Gallą, która pokonała i zabiła jego najsłabszą część. Jednakże, po tym wydarzeniu, Galla została znacznie osłabiona. Wtedy właśnie wkroczyć mieli ludzie Henreta, którzy powinni połączyć pozostałe dwie jego cząstki. Wtedy Henret odrodziłby się, słabszy, niż był, ale znacznie silniejszy od Galli, szczególnie osłabionej po pojedynku. W dodatku nieźle zaskoczyłby ją i wszystkich, którzy myśleli, że zginął. To był dobry plan, jednakże zawiódł jeden faktor. Henret został zdradzony przez jednego ze swoich najbardziej zaufanych ludzi. Opowiedział on Galli wszystko o planach Henreta, pomógł złapać drugiego, pozbawić magii i uwięzić. Następnie sam również został pozbawiony magii i uwięziony, ponieważ Galla nie chciała ryzykować, że zdradzi on również ją. W ten sposób powstrzymała odrodzenie Henreta. Jednakże... — Ean przerwał i spojrzał na nich poważnie. — Właśnie mnie poinformowano, że Dannel uwolnił jednego z tych więźniów.
      Anella zamknęła oczy, bo nagle rozbolała ją głowa. 

------------------------------
Anella trochę się nad sobą użala, ale bez obaw, niedługo jej przejdzie ;D 
Historia opowiedziana przez Eana jest bardzo ważna, dlatego radzę, żeby ją zapamiętać ;d 

Następny rozdział - nowy POV.

2 komentarze:

  1. Ten rozdział rzeczywiście warto zapamiętać, bo sporo rzeczy wyjaśnił. Przede wszystkim kim jest Ellain i jaki ma związek z całym tym magiczno-niemagicznym światem. Zastanawiam się tylko, co z tą Gają. Ean rzeczywiście mówił o niej tak, jakby żyła. Czy to możliwe, że gdzieś się kryje? :D To by były jaja.

    A jeśli chodzi o Anellę, to muszę przyznać, że to jej użalanie się nad sobą wcale mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - wydało mi się bardzo na miejscu. Skrzywdziła człowieka, zrobiła to pierwszy raz, więc miała prawo do wyrzutów sumienia. W tamtej wersji wkurzało mnie tylko, jak zaczynała przeginać ;D

    Ściskam i pozdrawiam!
    zwycieze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co z Gallą, to się jeszcze kiedyś wyjaśni ;D
      W sumie się cieszę, że Anella nie wkurzała w tym rozdziale. Ja sama mam czasem dość jej marudzenia, choć wiem, że trochę poużalać się musi, zanim się zmieni ;D

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony