poniedziałek, 8 października 2018

Miasto Magii - Rozdział XXXVII „Puste miasto”


    Miasto było puste, choć wydawało się to niemożliwe.
    — Jak? — pytał Dannel. — Jak to możliwe? Gdzie oni wszyscy się schowali?
Sarutt pokręcił głową i spuścił wzrok.
— Nie wiem… Nikogo nie wyczuwam. Ani jednej osoby, poza nami.
Przecież nie mogli wszystkich ewakuować, kiedy walczył z Evasem. Musieli to zrobić wcześniej. Ale skąd wiedzieli, że się tu pojawię? Dannel nie potrafił tego zrozumieć.
Fex, pomyślał nagle. Ten przeklęty dzieciak. To on poinformował go, że Evasa nie ma w mieście. To on namówił go na przybycie tutaj i zaatakowanie. Niech to szlag. Dannel miał ochotę coś rozwalić, ale powstrzymał się. Zacisnął dłonie w pięści. Dałem się oszukać pieprzonemu gówniarzowi.
Nie, to nie był plan Fexa. Za tym musiał stać Ean. Wszystko sobie pięknie obmyślił… A Dannel powinien był się tego domyślić. Powinien być bardziej podejrzliwy. Mikkel nie dałby się tak oszukać, pomyślał. Ale Mikkela tu nie było, nie wiedział nawet, co Dannel planował.
Choć odesłał go dla jego własnego bezpieczeństwa, teraz Dannel żałował, że to zrobił. Potrzebuję cię, Mike, pomyślał. A przynajmniej twojego mózgu.
Opuszczona biblioteka sprawiała upiorne wrażenie, choć Dannel starał się nie okazywać strachu. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że spomiędzy regałów zaraz coś na niego wyskoczy. W dodatku ta atmosfera… Wydawała się niemal wroga, choć było to niedorzecznie. To tylko książki, mówił sobie Dannel. Nie mogą być wrogo nastawione.
— Sprawdź jeszcze raz — polecił Saruttowi, nie przestając chodzić wokół biurka. Denerwował się coraz bardziej.
Sarutt zacisnął usta w cienką linię, usiłując ukryć własną irytację.
— Sprawdzałem już trzy razy — powiedział. — Tutaj nikogo nie ma. Albo… — urwał.
Dannel tracił już cierpliwość.
— Albo? — warknął.
— Albo ukrywa ich jakiś Jednostkowiec silniejszy ode mnie.
No tak, pomyślał Dannel. Świetnie. Równie dobrze Ean mógł stać gdzieś obok, ale jeśli ukrywał go jakiś potężny Jednostkowiec, był całkowicie niezauważalny. I jak tu się nie denerwować?
Może o to chodziło Eanowi. Chciał wyprowadzić go z równowagi. Dannel nie mógł mu na to pozwolić. Musiał zachować spokój za wszelką cenę, ale musiał też pozostać czujny i przygotowany na atak w każdej chwili.
Czeka mnie bezsenna noc, pomyślał niezadowolony i zwrócił się do Sarutta:
— Nie możesz tego jakoś wyczuć?
Mężczyzna pokręcił głową.
— Nie mam tyle magii. Już mi się kończy, muszę oszczędzać. Może gdybym…
— Nie — przerwał mu Dannel, zanim zdążył dokończyć myśl. — Chyba że chcesz zginąć.
Sarutt przełknął ślinę, najwyraźniej obierając to jako groźbę. Ale to nie była groźba, Dannel po prostu stwierdzał fakt. Czemu miałby grozić komuś, kto stał po jego stronie?
O ile Sarutt faktycznie po niej stał. Dannel zaczynał mieć ku temu wątpliwości. W końcu mężczyzna pozwolił uciec Sandrowi i tej dziewczynie, a przynajmniej nie próbował ich powstrzymać. Dannel nie mógł też zapomnieć o tej zwyczajnej, ludzkiej kobiecie, w której kiedyś Sarutt się kochał. Nie powinien mu zbytnio ufać, choć w tym momencie nie miał większego wyboru.
Zastanawiał się, gdzie podział się Fex. Chłopak zniknął, kiedy Dannel walczył z Evasem. Pewnie uciekł, schował się, a może nawet opuścił Oreall. Tym lepiej dla niego — gdyby Dannel go złapał, musiałby zabić go za zdradę, choć był tylko dzieciakiem. Dannel nie miał w zwyczaju zabijać dzieci.
Odetchnął głęboko, zatrzymał się wreszcie i przeczesał palcami włosy.
— Dobra. Nie marnujmy czasu. Chodźmy po resztę.
Jego plan wkradnięcia się do Oreall po cichu i zabicia Eana zawiódł, ale to nie znaczyło, że Dannel zamierzał się tak po prostu poddać. Musiał kontynuować, nawet jeśli sprawy nie układały się po jego myśli.
Sarutt zawahał się.
— Wiesz, jak ich wpuścić?
— Nie mam pojęcia — przyznał z niechęcią Dannel. — Wymyślę coś, to nie może być takie trudne. Chodźmy.
Ale Sarutt wciąż się wahał.
— Może powinienem zostać? W razie gdyby…
Dannel zastanowił się. Zostawianie tu Sarutta byłoby ryzykowne. Nie mógł mu w pełni ufać. Ale nie miał wyboru. Skinął głową, jednocześnie posyłając mężczyźnie groźne spojrzenie.
— Chyba nie muszę ci mówić, co się stanie, jeśli mnie zdradzisz?
Sarutt pobladł lekko i pokręcił głową.
— Nie musisz się martwić — powiedział. — Nie jestem głupi.
Dannel zmrużył oczy.
— Oby.

*

    Księżyc oświetlał mu drogę przez plac, nie przesłaniały go żadne chmury. Wiatr również zniknął bez śladu, a w powietrzu unosił się nikły zapach deszczu, który już dawno przestał padać. Pogoda w Oreall była zmienna jak zawsze.
    Dannel szedł szybkim krokiem, uważnie rozglądając się na boki. Wśród budynków ktoś z łatwością mógłby się ukryć i zaatakować go w najmniej oczekiwanym momencie. Dannel nie wzniósł jednak swojej niewidocznej tarczy, kosztowała go ona zbyt wiele magii. W dodatku nie mógłby się z nią poruszać tak szybko, bo musiałby ją przesuwać przy każdym kroku.
    Nikt go nie zaatakował, co nieco zdziwiło Dannela. Spodziewał się, że Ean będzie chciał wykorzystać okazję i to, że Dannel znalazł się sam, ale nic takiego się nie stało. W spokoju przeszedł przez plac i dotarł do budynku Bramy Głównej.
    Może Ean uznał, że atakowanie go nie ma sensu. W końcu nikt nie był w stanie stawić mu czoła. Nikt oprócz Evasa, ale o nim akurat Dannel nie chciał myśleć. Nienawidził tego, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Gdyby tylko Evas przejrzał na oczy i stanął po jego stronie, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
    Ale Evas był ślepy, tak jak i reszta mieszkańców Oreall. Czy oni nie widzieli własnego cierpienia? Nie obchodziło ich, co robią z nimi niemagiczni? Wydawało się, że akceptują swój los, że nie zamierzają walczyć o poprawę.
    Dannel jednak nigdy nie zamierzał być pokorny. Niemagiczni próbowali wmówić wszystkim, że to magowie byli tymi złymi, podczas gdy prawdziwymi potworami byli oni. Zasługiwali na cierpienie za to, jak ich traktowali. Dannel zamierzał osobiście ukarać ich wszystkich.
    Budynek Bramy Głównej był pusty. Tym razem jednak Dannel zostawił przy drzwiach niewidzialną ścianę, bo ktoś mógłby zaatakować go, kiedy będzie zajęty wpuszczaniem do Oreall swoich ludzi.
    Na magionach migały kropki, oznaczające magów. Kilkoro stało pod wejściem, czekając aż Dannel ich wpuści. Ale najpierw musiał odgadnąć, jak to zrobić.
    Dotknął jednej z migających kropek i przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, kiedy poczuł obcą magię. Cóż, nie taką obcą. Uśmiechnął się, rozpoznając osobę, do której należała.
    — Cześć, Mirin — powiedział do magionu, choć kobieta nie mogła go usłyszeć. — Zaraz cię wpuszczę, muszę tylko odkryć jak.
Pewnie powinien był zapytać o to Fexa, kiedy ten wpuścił go do miasta, ale wtedy nie przyszło mu nawet do głowy, że dzieciak mógłby go zdradzić. Teraz Dannel czuł się jak idiota, bo powinien był coś takiego przewidzieć. Teraz musiał radzić sobie sam.
Zaczął od przeszukania szuflad biurka i w jednej z nich znalazł grubą księgę. Wyciągnął ją i położył na blacie. Z nadzieją otworzył ją, spodziewając się, że w środku znajdzie jakieś instrukcje.
Ale strony były puste.
Dannel zaklął i oparł się chęci rzucenia książką. Mogła mu się przydać, w końcu bez powodu tu nie leżała. Z frustracją przewracał jej strony. Już miał się poddać i naprawdę rzucić księgę w kąt, kiedy coś zauważył.
Pochylił się nad stronicami. Czy mu się wydawało, czy były na nich jakieś smugi? Może to jakieś pismo? Dannel zmrużył oczy i niemal wsadził nos w książkę, próbując cokolwiek zauważyć. Nie, to nie był tekst.
Palcem przejechał po jednej ze smug i wtedy strona nagle zabłyszczała. Mężczyzna cofnął się i wzniósł wokół siebie swoją tarczę, w razie gdyby okazało się, że uruchomił jakiś mechanizm zabezpieczający. Ale nic się nie stało. Strona po prostu błyszczała przez chwilę, a potem zmatowiała.
Dannel przez chwilę jeszcze stał nieruchomo, a potem ostrożnie podszedł do biurka. Na pozór nic się nie zmieniło, książka wciąż wyglądała tak samo. Dannel podniósł ją, żeby uważniej jej się przyjrzeć. Co się właśnie wydarzyło?
— Hej! — krzyknął nagle ktoś za jego plecami.
Dannel obrócił się gwałtownie, przygotowany na atak, ale to była tylko Mirin. Najwyraźniej udało jej się przejść. Podniosła się z podłogi i odgarnęła z twarzy czarne włosy. Uważnie przyjrzała się Dannelowi swoimi skośnymi oczami i skrzywiła się.
— Masz krew na twarz — powiedziała.
— Wiem — odparł mężczyzna, choć dopiero teraz sobie o niej przypomniał.
— Twoja?
— Chyba tak. To nic poważnego. Wystąpiły pewne komplikacje, ale nic, czym musiałabyś się w tej chwili martwić.
Kobieta prychnęła, ale nic więcej nie powiedziała. I dobrze. Dannel przestał zwracać na nią uwagę i znów skupił się na księdze. Najwyraźniej strona, która błyszczała wcześniej, uruchomiła mechanizm pozwalający wpuszczać ludzi do miasta. Czyli, żeby wpuścić resztę, musiał po prostu powtórzyć proces… Było znacznie łatwiej, niż przypuszczał.
— Ilu was jest? — zapytał, patrząc na migające na magionie kropki.
Mirin stanęła u jego boku.
— Kilka osób. Nie wszyscy.
Dannel pokiwał głową. Przynajmniej to wyszło zgodnie z planem.  
— Dannel… — Mirin zawahała się, kiedy na nią spojrzał.
— O co chodzi?
— O Ballę. Jest wśród osób, które czekają na wejście. Wiem, że ją odesłałeś. Próbowałam pytać, co tu robi, ale nie chciała mi powiedzieć. — W jej głos wkradła się irytacja.
Ale Dannel ledwo jej słuchał. Balla. Dlaczego tu była? Przecież odesłał ją razem z Mikkelem, żeby jej również zapewnić bezpieczeństwo… Dlaczego wróciła? Nigdy wcześniej nie sprzeciwiała się jego rozkazom, wręcz przeciwnie, wykonywała je bez zawahania.
Coś musiało się stać, uznał Dannel, ledwo kryjąc swój niepokój. Czy była ranna? A może coś stało się Mikkelowi? Była z nimi Ellain — która dla Dannela wciąż pozostawała jedną wielką niewiadomą — może to ona coś zrobiła? Jeśli tak, Dannel się z nią policzy.
Zaczął dotykać palcami migających na magionie kropek, poszukując magii Balli. Musiał wpuścić ją pierwszą i upewnić się, że nic jej się nie stało.
— Jest coś jeszcze — powiedziała Mirin z wahaniem.
Dannel obrócił się w jej stronę.
— Co?
— My… Spotkałyśmy przypadkiem nowego maga. Młodą dziewczynę. Nie chciała z nami współpracować, ale i tak ją tu przyprowadziłyśmy.
Dannel zamarł. Nowy mag? Tego się nie spodziewał. Czy mógł być to szpieg, wysłany przez Eana? Dannel nie mógł wykluczyć takiej możliwości. Musiał zachować ostrożność. Nie ufać tej dziewczynie, niezależnie od tego, kim była.
— Zajmę się tym — powiedział i wrócił do poszukiwania magii Balli. Najpierw ona, potem ten nowy mag. Wszystko po kolei.
Znalazł wreszcie to, czego szukał i natychmiast sięgnął po książkę. Od razu przyłożył palec do tej samej kartki, co wcześniej. Strona zabłyszczała i zmatowiała po kilku sekundach. Dannel odetchnął. Z niejakim zażenowaniem zauważył, że drżą mu ręce, więc wepchnął je do kieszeni, zanim Mirin mogłaby to zauważyć.
Balla pojawiła się po niedługiej chwili, tak jak Mirin lądując na podłodze. Przejście z gracją do Oreall było niemal niemożliwe, ale blade policzki dziewczyny i tak poczerwieniały. Dannel pomógł jej się podnieść i niemal siłą zmusił się, żeby puścić jej dłoń, kiedy już stanęła na nogach. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Na szczęście, nie wyglądała na ranną.
— Balla. Cóż za niespodzianka — powiedział, uśmiechając się.
Kąciki jej ust wygięły się lekko w górę, ale dziewczyna nie pozwoliła sobie na pełny uśmiech. Rzadko to robiła.
— Dannel — odparła po prostu.
— Co tu robisz? — Miał ochotę wypytać ją o wszystko, ale powstrzymał się, nie chcąc okazać, jak bardzo jej obecność go zmartwiła. — Gdzie zgubiłaś Mikkela, Sannę i Ellain?
Zawahała się.
— Rozdzieliliśmy się — przyznała wreszcie, spuszczając wzrok. — Uznałam, że nie będą potrzebować mojej pomocy. A potem wpadłam na Mirin, która powiedziała mi, że postanowiłeś zaatakować Oreall. — Głos jej zadrżał od tłumionej wściekłości.
Dannel zacisnął szczękę, czując jak w nim również budzi się gniew. Jak w ogóle śmiała być na niego zła, podczas gdy sama zignorowała jego rozkaz? Nie mógł w to uwierzyć. Myślał, że coś się stało, a tymczasem ona tak po prostu… zlekceważyła jego polecenia.
Ugryzł się w język, zanim powiedziałby coś, czym mógłby naprawdę ją urazić.
— Zignorowałaś mój rozkaz, Ballo — powiedział cicho. —  Jeszcze nigdy nie byłem tobą tak rozczarowany.
Dziewczyna zamrugała i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
Dannel zaś odwrócił się i zajął wpuszczaniem do Oreall reszty. Z Ballą porozmawia później, kiedy już przejdzie mu gniew. Będzie musiał ją jakoś ukarać za to, co zrobiła, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie chciał jej przecież skrzywdzić.
Wpuszczał po kolei kolejne osoby, cały czas ignorując Ballę, aż wreszcie niewielkie pomieszczenie zrobiło się bardzo ciasne. Nowy mag był wśród tych osób.
Dziewczyna okazała się całkiem niepozorna. Była drobna, niemal jak dziecko, więc mordercze spojrzenie jej zielonych oczu nie zrobiło na Dannelu większego wrażenia. Jeśli ta dziewczyna faktycznie była nowym magiem, to jeszcze nie potrafiła korzystać ze swoich zdolności.
— Czyli ty tu dowodzisz — powiedziała z południowym akcentem, patrząc na Dannela.
Mężczyzna uśmiechnął się.
— Owszem. Nazywam się Dannel, a ty?
Dziewczyna prychnęła i nie odpowiedziała. Zrobiła to za nią Mirin:
— Nazywa się Lonnie. — Posłała jej zirytowane spojrzenie. — I jest cholernie wkurzająca.
— Lonnie, Lonnie… — powtórzył Dannel, zastanawiając się. — Co by tu z tobą zrobić… Widzisz, nie możemy ci w pełni zaufać. Nie wiem, czy wiesz, ale jesteśmy w trakcie wojny. Lepiej być ostrożnym, zgodzisz się ze mną?
Uśmiechnął się do niej, ale dziewczyna nie złagodniała nawet na chwilę. Dannel westchnął i przeczesał palcami włosy.
— Nie ułatwiasz mi tego, dziewczyno. Wiem, co z tobą zrobimy. Chodźmy. Sharret — zwrócił się do potężnego, barczystego mężczyzny — pilnuj jej. Idziemy do Szarej Wieży.
Dannel szedł szybkim krokiem, wciąż rozglądając się za niebezpieczeństwem. Spodziewał się ataku w każdej chwili i kazał swoim ludziom zachować czujność. Ale wokół wciąż nie było śladu po wrogu. Gdzie oni wszyscy się podziali?
Balla dołączyła do niego na przedzie, ale ignorował ją, dopóki sama się nie odezwała.
— Dlaczego mnie odesłałeś? — zapytała cicho. — Przecież mogłam ci pomóc.
— Później o tym porozmawiamy — odparł. — Czemu zignorowałaś mój rozkaz?
— Przepraszam — mruknęła, a Dannel nie potrafił stwierdzić, czy skrucha w jej głosie była szczera. — Po prostu… Ellain mnie irytowała. Nie mogłam z nią wytrzymać. Uznałam, że Mikkel i Sanna sobie poradzą, a oni się ze mną zgodzili. Więc wróciłam. Spotkałam Mirin, a ona powiedziała mi, gdzie jesteś.
Dannel pokiwał głową i zerknął na Ballę. Patrzyła pod nogi i kuliła się nieco. Wyglądała na naprawdę skruszoną. 
Dannel westchnął ciężko.
— Już dobrze, nie gniewam się. — Tylko trochę skłamał, ale Balla rozluźniła się.

*

Zostawili Lonnie w jednej z cel na pierwszym piętrze Szarej Wieży. Dannel nawet nie zdziwił się, widząc, że więzienie również opustoszało. Widok ten jednak sprawił, że mężczyzna poczuł się niepewnie. Ean musiał planować coś naprawdę wielkiego, skoro wypuścił nawet przestępców.
Starając się nie okazywać zdenerwowania, Dannel pokierował swoich ludzi do biblioteki. Wciąż zachowywali czujność, ale mężczyzna zaczynał podejrzewać, że Ean wcale nie zamierzał zaatakować ich z zaskoczenia. Cokolwiek planował, nie chodziło o to.
W bibliotece panowała upiorna wręcz cisza, przerywana tylko krokami kilkunastu osób.
— Sarutt? To my — zawołał Dannel.
Nie doczekał się odpowiedzi. Biblioteka wydawała się pusta.
Dannela przeszedł dreszcz. Nie podobało mu się to. Coś było nie tak.
Kiedy dotarł do biurka bibliotekarza, odkrył, co się stało.
Sarutt Jourass leżał na podłodze w kałuży własnej krwi i niewątpliwie był martwy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony