sobota, 13 października 2018

Miasto Magii - Rozdział XXXVIII „Nieufność”


    Evas obudził się, z zaskoczeniem stwierdzając, że nie był martwy. Kiedy jednak spróbował się poruszyć, zrozumiał, że wolałby taki być, bo jego głowę przeszył ból nie do opisania.
Evas otworzył oczy i natychmiast je zamknął, oślepiony przez światło. Syknął cicho przez zaciśnięte zęby. Co mu się stało? Nie potrafił sobie przypomnieć, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że powinien być martwy.
Poczekał, aż zawroty głowy uspokoiły się i ponownie otworzył oczy.
Nad sobą widział jasny, idealnie biały sufit bez żadnej skazy, więc od razu zrozumiał, że nie był w swoim mieszkaniu. Leżał na wąskiej sofie i prawie spadł, kiedy spróbował się obrócić. Jego ciało zaprotestowało, ale Evas zdusił jęk i usiadł.
Przez chwilę nie kojarzył miejsca, w którym się znalazł. Niewątpliwie był to czyjś salon, na jego środku stał niewysoki stolik, otoczony dwoma sofami i czterema fotelami. Każdą z czterech ścian zakrywały regały z książkami.
To mieszkanie Steena, domyślił się Evas, ale to nie wyjaśniało, co tu robił.
I wtedy zrozumiał. Ból głowy, luki w pamięci, uczucie, że powinien być martwy... Użyto na nim magii jednostkowej.
Przypomniał sobie walkę z Dannelem i jęknął żałośnie, z powrotem opadając na sofę. Przegrał. Okazał się słaby, nie poradził sobie. Był taki żałosny. Teraz z pewnością mieszkańcy Oreall go znienawidzą.
O ile ktokolwiek jeszcze żyje, pomyślał ponuro Evas. Zawiódł wszystkich, ale przede wszystkim samego siebie.
Ale jakimś cudem jeszcze żył? Dlaczego? Czemu Dannel go nie zabił? Coś mu przeszkodziło? Ktoś? Ta myśl powinna go ucieszyć, ale sprawiła tylko, że Evas poczuł się jeszcze bardziej żałośnie. Nie chciał zawdzięczać komuś swojego życia. Czy naprawdę był tak żałosny, że nie potrafił sobie poradzić z jedną walką?
Zmusił się do tego, żeby wstać, ignorując mdłości. Jeśli chciał się dowiedzieć, co stało się po jego walce z Dannelem, musiał stąd wyjść, a nie leżeć i użalać się nad sobą, choć wydawało mu się to lepszą alternatywą niż stawienie czoła niewątpliwie wściekłym mieszkańcom Oreall.
W mieszkaniu Steena był wcześniej tylko raz, kiedy miał do załatwienia sprawę u Eana, ale pamiętał, jak dostać się do biblioteki. Jego kroki tłumił gruby dywan, ale Evas i tak przemierzył salon skradając się na palcach. Wyszedł na korytarz, długi i jasno oświetlony, na którego końcu znajdowało się wyjście.
Zachowywał się najciszej jak potrafił, nie wiedząc, kto czeka na niego po drugiej stronie. Przelał swą magię w drzwi i im również nakazał zachować ciszę —  nie zaskrzypiały, kiedy uchylił je lekko i zerknął do biblioteki.
Przy biurku Steena, odwrócony tyłem do drzwi, siedział mężczyzna nie będący bibliotekarzem. Evas rozpoznał go od razu, choć ten odwrócony był do niego plecami. Sarutt Jourass. Na jego widok chłopak zaklął w myślach i wycofał się, zamykając szybko drzwi.
Czyli jednak Dannel, pomyślał Evas, czując jak jego serce zaczyna bić szybciej. To nie miało sensu. Dlaczego go nie zabił? Co go powstrzymało?
Może to samo, co powstrzymało ciebie, powiedział zdradliwy głosik w jego głowie. Nie był w stanie cię zabić, bo byłeś jego przyjacielem. Ale to nie miało sensu. Dannel nie był taki. Nie oszczędziłby jego życia tylko dlatego, że kiedyś się przyjaźnili.
Ale to samo ktoś mógłby powiedzieć o Evasie, a jednak... Chłopak potrząsnął głową. To nie był czas na takie rozważania. Musiał się stąd wydostać.
Nie wiedział, czy z mieszkania Steena było jakieś inne wyjście na zewnątrz, musiał więc przejść przez bibliotekę. Co mogłoby oznaczać kłopoty, gdyby był w niej Dannel.
Evas ponownie wyjrzał z mieszkania i przez chwilę stał tak w ciszy, czekając. Sarutt nie ruszał się ze swojego miejsca, ale co chwilę rozglądał się nieco nerwowo. Wydawało się, że poza nim, w bibliotece nie było nikogo, a przynajmniej nie w pobliżu.
Sarutt musiał wyczuć, że jest obserwowany, bo drgnął niespokojnie i obejrzał się. Jego wzrok padł na stojącego w drzwiach Evasa i mężczyzna zbladł.
—     E-evas —  zająknął się, zrywając się na równe nogi tak szybko, że aż przewrócił krzesło. —  Nie myślałem, że tak szybko się obudzisz.
Evas zastanowił się szybko. Sarutt był magiem jednostkowym, niewątpliwie to on ponosił winę za ten okropny ból głowy. Chłopak zmarszczył brwi. Dlaczego mężczyzna nie dopilnował, by się nie obudził?
Evas nie odpowiedział.
     — Miałem... miałem zamiar za chwilę cię obudzić — Sarutt nie przestawał mówić, słowa lały się z jego ust nieprzerwanym strumieniem. — I tak kończy mi się już magia, ale bałem się, że... — urwał, przełknął ślinę i zaczął od nowa: — Dannel dopiero wyszedł, chciałem poczekać aż bardziej się oddali...
    To nie miało sensu. Irytacja Evasa, potęgowana przez ból głowy, tylko wzrosła.
    — Gdzie poszedł Dannel? Co tu się w ogóle odpierdala? — Skrzyżował ręce na piersi i wbił w Jourassa wzrok. 
Sarutt wzniósł ręce w obronnym geście i cofnął się o krok.
— Dannel wyszedł. Nie ma go tu. Musisz uciekać, zanim wróci.
Evas zmarszczył brwi.
— Czemu mi pomagasz? Nagle ci się odwidziało i stoisz po mojej stronie? — Nie kupował tego.
— Od początku byłem po waszej stronie! — Jourass podniósł głos i szybko znów go ściszył. Nachylił się nieco ku Evasowi, ale chłopak pozostał w miejscu. Zbliżanie się do Jednostkowca byłoby wyjątkowo głupim pomysłem. — Po prostu… Udawałem. Że jestem po jego stronie.
— Po prostu udawałeś — powtórzył chłodno Evas, coraz mniej mu wierząc.
Sarutt pokiwał gwałtownie głową.
— Tak! Pomogłem im uciec, Sandrowi i tym dziewczynom! Nie wierzysz mi, to ich zapytaj!
Evas zmrużył oczy.
— Pomogłeś im uciec? Kiedy ich ostatnio widziałem, byli w towarzystwie Dannela. I było ich tylko dwoje.
Mężczyzna zbladł.
— No… Próbowałem im pomóc. Naprawdę. Udało im się uciec, po twojej walce z Dannelem, naprawdę!
i dokąd poszli?, zastanowił się Evas. Czy wiedzieli o podziemnej kryjówce? Może ukrywali się gdzieś w Oreall? A może zrobili to, co najrozsądniejsze, czyli opuścili miasto?
Albo Dannel ich zabił, a Jourass kłamał. To wydawało się Evasowi najbardziej logiczne.
— Nie wierzę ci — powiedział, patrząc jak Jourass blednie jeszcze bardziej, a jego zielone oczy robią się niemal okrągłe ze strachu. Nie byłby taki przerażony, gdyby mówił prawdę, pomyślał chłopak. — Gdzie jest Dannel?
— Poszedł… poszedł wpuścić pozostałych do miasta.
Świetnie.
— Wie, jak to zrobić?
— Chyba nie, ale powiedział, że coś wymyśli.
Evas miał nadzieję, że mu się nie uda. Niemal uśmiechnął się na myśl o wściekłym Dannelu, stojącym przed magionami i nie wiedzącym, co z nimi zrobić.
— W porządku. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
Sarutt zastanawiał się przez chwilę i w końcu pokręcił głową.
— Nie, ale… Mogę informować cię o kolejnych ruchach Dannela. Szpiegować dla ciebie. Tylko musisz stąd uciekać, Dannel może niedługo wrócić.
Evas prychnął. Szpiegować dla niego? Czy Jourass myślał, że był aż taki głupi? Nie miał zamiaru ufać komuś takiemu jak on. Nie, najbezpieczniej byłoby się go pozbyć.
— Nie potrzebuję twojej pomocy.
Jourass otworzył szerzej oczy.
— Jesteś pewien? Naprawdę mogę pomóc! Mogę szpiegować…
— Dla Dannela — przerwał mu Evas.
Może się mylił, ale nie zamierzał ryzykować.
— N—nie... Ja nie... Nie jestem szpiegiem Dannela! — wykrzusił. — Przysięgam! Nawet nie jestem po jego stronie! Naprawdę!
— Problem w tym, że ci nie wierzę — powiedział spokojnie Evas.
Jourass próbował protestować, ale Evas już go nie słuchał. Rozejrzał się i jego wzrok padł na pióro do pisania leżące na biurku Steena. Sięgnął do niego magią.
Wzniosło się w powietrze nie wydając żadnego dźwięku i poleciało w stronę Jourassa. Mężczyzna zauważył je w ostatniej chwili, ale nie zdążył zareagować, zanim wbiło mu się w gardło.
Krew trysnęła na wszystkie strony, a Jourass zachwiał się i upadł. Wciąż jeszcze żył, wierzgając na podłodze i plamiąc wszystko czerwoną cieczą. Evas westchnął. Jednostkowcy bywali czasem ciężcy do zabicia.
Podszedł bliżej, kucnął przy Jourassie i chwycił za pióro. Mężczyzna spojrzał na niego z niemym błaganiem w oczach, ale chłopak zignorował je. Nie wyciągnął pióra — wepchnął je głębiej i przeciągnął nim w poprzek szyi Jourassa, podcinając mu gardło.
Mężczyzna znieruchomiał wreszcie, pustym wzrokiem wpatrując się w sufit. Evas odetchnął i wytarł zakrwawioną rękę o spodnie, zanim zorientował się, że i tak jest cały we krwi, więc nie ma to sensu.
Nagle poczuł się zmęczony — być może magia Jourassa wciąż nie opuściła zupełnie jego ciała. Usiadł ciężko na podłodze i wbił wzrok w trupa. Mam dość, pomyślał. Pieprzyć to wszystko. Pieprzyć Dannela i całą resztę.
Co by się stało, gdyby teraz zrezygnował? Gdyby po prostu poddał się i opuścił Oreall? Zaszył się gdzieś z dala od ludzi i wreszcie miałby święty spokój? Od dawna już o tym nie myślał, a teraz ta perspektywa wydawała się bardziej kusząca niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie był nic winien mieszkańcom Oreall. Nie obchodziło go, czy Dannel ich wszystkich pozabija. Większości z nich nawet nie znał, choć oni wszyscy wiedzieli, kim był. Niewątpliwie przeklinaliby go, gdyby uciekł, ale co go to obchodziło?
Naprawdę mogę odejść, uświadomił sobie Evas. I tak wszyscy myślą, że Dannel mnie zabił. Tylko on wie, że tego nie zrobił.
Wyobraził sobie reakcję Dannela na jego ucieczkę. Wystarszyłby się? A może ucieszył. Rozbawiłoby go to? Z pewnością uznałby Evasa za tchórza, który ucieka od problemów, zamiast stawić im czoła.
Na samą tę myśl w Evasie zagotowało się od gniewu. Nie był tchórzem, nikt nie miał prawda tak go nazywać… Ale to znaczyło, że nie mógł odejść. Bo to naprawdę byłaby ucieczka. Musiał znów zmierzyć się z Dannelem.
Już miał wstawać, kiedy coś usłyszał. Zamarł, obawiając się najgorszego, ale to nie był Dannel. Dźwięk nie dobiegał nawet ze strony wejścia, tylko z boku, spomiędzy regałów. Evas obrócił się w tamtą stronę, przygotowując się do ataku.
Pomiędzy regałami stał wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i jasnobrązowej skórze. Wpatrywał się w Evasa z osłupieniem, jakby nie wierzył, że go widzi.
— Evas? Ja pierdolę, ty żyjesz?
— Anid — powiedział chłopak, wreszcie rozpoznając w mężczyźnie Garona Anida. Wstał i podszedł bliżej. — Co tu robisz?
— Ean wysłał mnie na zwiad… — Pokręcił głową. — Kurwa, nawet nie masz pojęcia, jak nas wystraszyłeś. Myśleliśmy, że nie żyjesz. Czemu Dannel cię nie zabił?
— Chciałbym wiedzieć — odparł Evas i uświadomił sobie, że mógł zapytać o to Jourassa. Teraz już jednak było na to za późno. — Dannela tu nie ma, był tu tylko on. — Wskazał na ciało. — Ale się nim zająłem.
Anid przyjrzał się mu, niewątpliwie zauważając krew plamiącą jego ubrania i uśmiechnął się krzywo.
— Właśnie widzę, dobra robota. Chyba powinniśmy… — urwał. — Co to?
Evas też to usłyszał — brzmiało jak kroki i to więcej, niż jednej osoby. Chłopak szybko schował się pomiędzy regałami obok Garona.
— Sarutt? To my. — Głos bez wątpienia należał do Dannela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony