wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział III

    Ean zadawał jej pytania, których się nie spodziewała. Większość z nich była tak dziwna, że Anella nie wiedziała, do czego ta wiedza mogłaby mu się przydać. Ale odpowiadała szczerze na każde z nich. Jaki był jej ulubiony kolor, jaką religię wyznawała i czy była religijna, czy hodowała jakieś rośliny, co lubiła robić w wolnym czasie, czy miała jakieś zwierzątka domowe...
    Była właśnie w trakcie odpowiadania na to ostatnie pytanie, kiedy usłyszała, jak drzwi biblioteki się otwierają. Urwała w połowie zdania, a kiedy rozległy się za nią kroki, obejrzała się.
    To była kobieta — dość wysoka, pulchna, o ciemnej skórze. Wyglądała na kilka lat starszą od Anelli. Włosy miała falujące i jasnobrązowe, zaś oczy małe, wąskie i bladozielone.
    — Dzień dobry — zwróciła się do Eana. Miała głęboki głos. Mówiła z dziwnym akcentem, którego Anella nie rozpoznawała. — Steen mówił, że chciał pan, żebym w czymś pomogła.
    — Tak. — Anella nie obejrzała się na Eana, ale usłyszała uśmiech w jego głosie.     — To Anella. Nowa dziewczyna. Potrzebujemy kogoś, kto mógłby pójść z nią do Eluteanu po jej rzeczy, więc, jeśli nie jesteś zajęta...
    Kobieta uśmiechnęła się.
    — Nie, w porządku, pójdę z nią. — Spojrzała na Anellę. — Jestem Erass.
    Anella spojrzała pytająco na Eana. Ten uśmiechnął się do niej i pokiwał głową, więc dziewczyna wstała, zeszła z podwyższenia i podeszła do Erass.
    — Świetnie, chodźmy. — Kobieta poklepała ją po ramieniu.

    Drzwi za dziewczynami zamknęły się z trzaskiem. Ean przeciągnął się na swoim krześle, aż coś strzyknęło mu w plecach. Starość nie radość, pomyślał i roześmiał się. Był dzisiaj w doskonałym nastroju, a przybycie Anelli dodatkowo go poprawiło.
    Czuł na sobie ciężkie spojrzenie Steena, odwrócił się więc w jego stronę. Ktoś tu najwyraźniej był w zupełnie przeciwnym humorze. Jak zawsze. Rzadko zdarzało się, żeby udało im się zsynchronizować i mieć podobne samopoczucie.
    — Co ty dzisiaj taki pochmurny, staruszku? — zapytał pogodnie.
    Spojrzenie Steena z pewnością doprowadziłoby jakiegoś dzieciaka do płaczu. I może jakichś koszmarów nocą.
    — Przestań mnie tak nazywać — burknął ponuro. Oho, ktoś tu naprawdę był nie w humorze. Nawet bardziej niż zwykle. — Jesteś straszy ode mnie.
    — Cicho, jeszcze ktoś cię usłyszy — szepnął Ean teatralnie. — Pomyśl, jak to wpłynie na moją reputację. Szanowany pan Ean jest starszy od Steena—Zniedołężniałego—Staruszka!
    Jego próba rozweselenia Steena najwyraźniej się nie powiodła. Mężczyzna po prostu wrócił do wertowania swojej książki. Ean westchnął.
    — Wiesz, że nic nie znajdziesz — rzucił.
    — Chcę ci tylko pomóc — odburknął Steen. Przewrócił kilka stron, a potem wrócił do tego, co czytał wcześniej. Ean przyglądał mu się przez chwilę.
    — Doceniam to. Ale nie musisz. — Odpowiedziało mu prychnięcie. — Poza tym, przeczytałem już chyba każdą książkę w tej bibliotece i nic nie znalazłem, oprócz tego, co sam już wiedziałem. Ja się z tym pogodziłem. — Miałem na to wystarczająco dużo czasu. — Chyba pora na to, żebyś ty też to zrobił.
    Steen posłał mu kolejne mordercze spojrzenie. Ean odpowiedział uśmiechem. Jakie to dziwne, pomyślał, nie po raz pierwszy. Gdyby ktoś na nas spojrzał, nigdy by nie uwierzył, że to on jest optymistą, a ja pesymistą. Pozory naprawdę mogły mylić.
    — To jest ważne. Ważniejsze, niż cokolwiek innego — zaprotestował Steen. — Gdybym coś znalazł i to zadziałało, moglibyśmy pokonać...
    — Wystarczy — przerwał mu Ean ostro. Steen zmarszczył brwi z niezadowoleniem. — Już o tym rozmawialiśmy.
    Świetnie, jego dobry humor zaczynał wyparowywać. Poczuł mrowienie w koniuszkach palców i wbił wzrok w podłogę. Steen, jak nikt inny, potrafił go czasem wytrącić z równowagi.
    Przez chwilę panowała cisza, po czym Ean usłyszał głębokie westchnienie.
    — Dobrze. Przepraszam. Już nie będę.
    Ean uśmiechnął się tryumfalnie w duchu, chociaż znał Steena dobrze i potrafił wyczuć jego kłamstwa bez najmniejszego problemu. Jego wzrok padł na stertę papierów leżącą na stole.
    — Co o niej myślisz? — postanowił zmienić temat.
    — O dziewczynie? — Pokiwał głową. — Nie wiem. Wydaje się dziwna.
    — Jest po prostu przestraszona — Ean stanął w jej obronie. — Jak każdy, kto tu przychodzi. — Może nawet bardziej. Biedna dziewczyna wyglądała jakby się miała za chwilę rozpłakać albo zemdleć przez całą ich rozmowę. Trzeba będzie nad tym popracować. — Masz być dla niej miły. Szczególnie, że będziecie razem pracować.
    Steen westchnął.
    — Wiem. Nie jestem przecież okrutny. Ale niech tylko spróbuje zrobić coś moim książkom...
    Ean uśmiechnął się lekko. Stary, dobry Steen, traktujące swoje książki jak swoje dzieci... Nie zmieniaj się, pomyślał. Nigdy.

    Kiedy opuściły budynek biblioteki, okazało się, że pogoda się zmieniła. Słońce, które wcześniej świeciło jasno, teraz przysłaniały ciemne, gęste chmury. Jeszcze nie padało, ale wyglądało na to, że wkrótce miało zacząć. Niedobrze — Anella nie miała przy sobie parasola.
    Erass musiała zauważyć jej niezadowoloną minę, bo zaśmiała się lekko.
    — Pogoda w tych rejonach jest bardzo zmienna. Będziesz musiała się przyzwyczaić.
    Zmienna? Anella czytała o Osnei, zanim wyruszyła w podróż, by jak najlepiej się przygotować na to, co mogłoby ją tu czekać. Zmienna pogoda nie została wspomniana     — przeciwnie, Osnea została opisana jako kraj o pogodnym, słonecznym klimacie przez większą część roku.
    Nie odezwała się jednak. Co mogła w końcu wiedzieć? Erass mieszkała tu, zapewne od dawna, a nawet w książkach mogłyby pojawiać się błędne informacje.
    Przez chwilę szły w ciszy — Anella uważnie rozglądała się, próbując zapamiętać drogę, którą szła, ale wiedziała, że będzie miała z tym problemy. Wszystkie kamienice i uliczki zdawały się wyglądać zupełnie tak samo.
    Erass była tą, która wreszcie przerwała ciszę.
    — Nie jesteś zbyt rozmowna, co? — Zerknęła na nią kątem oka.
    Anella zaczerwieniła się.
    — Przepraszam. Po prostu... — Nie chciała wydawać się niezręczna, chociaż wiedziała, że na to z pewnością za późno. Mogłaby zrobić lepsze wrażenie na choć jednej osobie. Szybko zapytała o pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy. — Dlaczego jest tu tak pusto?
    Miasto naprawdę wydawało się opustoszałe, chociaż doskonale wiedziała, że takie nie było. Na ulicach nie było ani śladu ludzi. Tylko raz Anella zobaczyła kogoś, kto przemknął szybko ulicą i zniknął w bocznej alejce, nie zaszczycając ich spojrzeniem.
    Erass westchnęła. Kiedy się odezwała, brzmiała nieco ponuro.
    — Oreall jest duży, a nas jest tylko trochę ponad tysiąc.
    Anella zaniemówiła. Tylko tysiąc? Przecież mieli tu ponoć żyć wszyscy magowie Urthei. Czy naprawdę było ich tak mało? Jeśli tak, to dlaczego ludzie się ich obawiali? Czyżby byli aż tak potężni?
    Na tę myśl przeszły ją ciarki. Wolałaby, żeby nie była to prawda. Nie chciała być potężna, nie chciała nawet być magiem. Chciała po prostu normalnie żyć i, jak wynikało ze słów Eana, w Oreallu miała na to szansę. Czy gdyby okazała się potężna, chcieliby wykorzystać ją do czegoś innego? Jak... podbój świata? Na Miłościwą Keassę, słyszała plotki o tym, że właśnie to planowali magowie z Oreallu, ale miała nadzieję, że to tylko głupie gadanie.
    W każdej plotce jest trochę prawdy, pomyślała z przerażeniem.
    — Dlaczego tak mało? — zapytała słabym głosem, żeby tylko oderwać się od tych myśli.
    Erass wzruszyła ramionami.
    — Kiedyś było nas więcej, ale trzy lata temu... — urwała, po czym podjęła na nowo. — Trzy lata temu Dannel, jeden z naszych magów, zbuntował się i, razem ze swoimi poplecznikami, zaatakował Oreall. Straciliśmy dużo ludzi. Część zginęła, część odeszła z Dannelem.
    Bunt? W Oreallu? Anella poczuła rosnące przerażenie. Nie była tu bezpieczna. Miasto Magii okazało się być tak samo nieprzystępne, jak reszta świata. W dodatku, tu zagrożenie pochodziło nie od zwyczajnych, normalnych ludzi, lecz od innych magów. Gdyby coś się wydarzyło, nie miałaby żadnych szans. Zginęłaby.
    Nie chcę tu być, pomyślała płaczliwie. Chcę wrócić do domu. Cieszyła się, że Erass na nią nie patrzyła. Jej twarz z pewnością doskonale przedstawiała to, co czuła dziewczyna.
    Erass wyraźnie oczekiwała, żeby Anella się odezwała.
    — Dlaczego się zbuntował? — Może wcale nie był zły? Może to oni źle go traktowali? Nie była pewna, które rozwiązane wolała. Jeśli ten Dannel był dobrym człowiekiem, z pewnością nie zaatakuje miasta, ale to by oznaczało, że Anella znalazła się w rękach ludzi, którzy źle go traktowali. Ją z pewnością potraktują tak samo...
    — Różnica poglądów — odpowiedziała Erass krótko, a kiedy Anella na nią spojrzała, kontynuowała: — Dannel uważał, że powinniśmy wrócić do starych, dobrych czasów, kiedy to my rządziliśmy, a zwykli ludzie byli niewolnikami. Chciał przejąć miasto, a potem pewnie też resztę świata. Powstrzymaliśmy go, na szczęście, ale dużo osób zginęło i dużo osób go poparło. Uciekł razem z nimi i teraz się gdzieś chowa. Pewnie szuka okazji do następnego ataku. Dlatego się tak zabezpieczyliśmy.
    Zabezpieczyli? Jak? Anella przypomniała sobie wysoki, czarny mur, który tak ją przeraził. Myślała, że to tylko iluzja, ale najwidoczniej był też swego rodzaju zabezpieczeniem.
    — Mur? — dopytała, żeby się upewnić.
    Jednak Erass pokręciła głową.
    — Mur był już tu wcześniej. — Uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem. — Nie zauważyłaś, nie?
    Nie zauważyła? Czego? Muru? Przecież dopiero o nim wspomniała. Pokręciła głową, zdezorientowana.
    — Bariera ochronna. Przeszłyśmy przez nią chwilę temu — wyjaśniła Erass. — Z wewnątrz wypuszcza każdego, ale żeby kogoś wpuścić, ta osoba musi być w spisie. Jak kogoś nie ma, to tylko osoba z drugiej strony może go wpuścić.
    Anella przyjrzała się otoczeniu uważniej. Nic się nie zmieniło. Dalej były w mieście. Może było trochę czyściej, ale przecież... Ach, zrozumiała. To to samo miejsce, w którym byłam wcześniej, zanim spotkałam Gillena i Sandra. Ale wtedy musiała przejść przez ścianę, żeby wejść do prawdziwego miasta. Teraz najwyraźniej nie.
    — Zauważyłabyś ją, jakbyś wiedziała, czego szukać — Erass mówiła dalej. — Mur jest po to, żeby odstraszać zwykłych ludzi. I tak by ich nie przepuścił — tylko mag może przejść przez iluzję.
    Anella pokiwała głową. Powoli zbliżały się do granicy miasta — widziała już szary mur. Jak przejdą na drugą stronę? Ten mur nie był przecież iluzją, a nie było żadnej bramy.
    Erass zdawała się tym nie przejmować. Kiedy podeszły do muru, Anella zauważyła coś, na co wcześniej nie zwróciła uwagi. Albo wcześniej tu tego nie było. Albo to inne miejsce. Był to niewielki, szklany prostokąt, który wyglądał, jak przyklejony do muru. Na nim pulsowała jedna mała kropka. Co to? Anella przyglądała się temu z fascynacją.
    — To może być nieprzyjemne. — Erass chwyciła Anellę za rekę i pstryknęła palcem w mrugającą kropkę. — Zamknij oczy.
    Anella posłusznie wykonała polecenie.
    Po chwili do uszu dziewczyny dobiegł szum i odgłos rozmów, a coś w jej piesi zapiekło, jakby wewnątrz ktoś rozpalił ognisko. Dziewczyna miała problemy z wzięciem oddechu. Zgięła się w pół i rozkaszlała, a kiedy otworzyła oczy, wszystko zdawało się wirować. Anella poczuła rosnące mdłości, ale udało jej się nie zwymiotować.
    Trwało to kilka sekund, a potem to okropne uczucie znikło bez śladu. Anella wzięła głęboki wdech i wyprostowała się.
    Erass patrzyła na nią ze współczuciem. Oddychała ciężej niż zwykle, więc na nią też wpłynęło to... Właściwie, co to było?
    — Już dobrze? — Anella pokiwała głową. — Pierwszy raz jest najgorszy. Nie mówię, że potem jest dużo lepiej. Ale na początku jest najgorzej.
    Anella znów pokiwała głową, jak gdyby wszystko rozumiała. Chciała zadać mnóstwo pytań, ale miała problemy z wydobyciem z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Dlatego po prostu rozejrzała się po swoim otoczeniu.
    Najwyraźniej się gdzieś przeniosły. Stały w ciemnej, wąskiej uliczce, całkowicie pustej. Chociaż szum, który słyszała wcześniej, ucichł, nie stało się tak z odgłosami rozmów. Gdzie były?
    — Jesteśmy w Eluteanie — powiedziała Erass, jak gdyby czytała jej w myślach.
    Dlaczego te przenosiny były takie złe? Przecież kiedy przeniosła się do Oreallu wcześniej, to wcale nie bolało.
    — Chodźmy po twoje rzeczy.

    — Muszę przyznać — mówiła Erass, kiedy już wracały do Oreallu — że nie reagujesz tak źle, jak niektórzy.
    Kobieta nie miała najmniejszego problemu z niesieniem ciężkiej walizki z rzeczami Anelli. Odmówiła wszelkiej pomocy twierdząc, że da sobie radę sama. Magia? Czy jest po prostu tak silna? zastanawiała się dziewczyna.
    Nie reaguje tak źle? To ją zaskoczyło. Była pewna, że wywarła najgorsze wrażenie z możliwych — cały czas była roztrzęsiona, przestraszona, niepewna i czuła, jakby miała się zaraz rozpłakać. A teraz Erass mówi jej, że wcale nie zareagowała źle?
    — Naprawdę?
    — Tak — Erass pokiwała głową. — Większości ludzi, oprócz tych z Urshanu i Eggos, odbija na samą sugestię, że mogą być magami. Nie chcą tego zaakceptować. A ty wydajesz się przyjmować to z takim spokojem.
    Anella zaczerwieniła się.
    — Ja... miałam dużo czasu, żeby się przyzwyczaić. — Jak przez mgłę pamiętała, z jaką ostrożnością traktowała ją na początku rodzina. Jakby się jej bali. Ale jej magia nigdy więcej się nie ukazała, więc z czasem wszystko wróciło do normy. — Miałam siedem lat, kiedy użyłam magii po raz pierwszy.
    Erass spojrzała na nią ze zdumieniem.
    — Siedem? I przyszłaś do nas dopiero teraz?
    — Moja rodzina mnie ukrywała — wyjaśniła Anella. — Ale w końcu prawda wyszła na jaw i musiałam wyjechać. — Wszystko przez Theama. Nie chciała o tym myśleć.
    — Miałaś szczęście. Ja mieszkam tu już od dziesięciu lat. Kiedy dotknęłam sukni pani, której służyłam, zostawiłam na niej czarne plamy, chociaż miałam czyste ręce. Ona uznała to za magię i wygnała mnie. Musiałam opuścić kraj — groziła mi śmierć.
    Pani, której służyła... Była służącą? To by się zgadzało z tym, co Anella słyszała na temat magii — dotykała każdego, niezależnie od tego, kim był. Każdy żył z zagrożeniem, że kiedyś przydarzy się to i jemu.
    — Śmierć? — Ta myśl ją przeraziła. Wiedziała, że magię karano śmiercią w Teklandzie, ale to był kraj znany z okrucieństwa. Erass nie wyglądała na Teklandkę. — Skąd jesteś?
    — Z Ehailandu. — To wyjaśniało dziwny akcent, z którym mówiła. — Gdybym była kimś wysokiego stanu, pewnie uszłoby mi to na sucho. To znaczy — wygnaliby mnie, ale też zapewnili komfort w dotarciu do Oreallu. Ale moja pani uznała, że pewnie wiedziałam, kim jestem i skrycie planowałam ją zabić i zająć jej miejsce. — Erass pokręciła głową z westchnieniem. — Zażądała mojej głowy. Musiałam uciekać jak najszybciej.
    Anella nie wiedziała, co powiedzieć. Historia Erass przeraziła ją. Nie mogła sobie wyobrazić, co zrobiłaby na jej miejscu. Pewnie już bym nie żyła. Kobieta musiała być bardzo zaradna, skoro udało jej się uciec.
    — Nieważne — rzuciła nagle Erass wesoło, przerywając ciszę, która zapadła. — A ty? Skąd jesteś?
    — Z Elenei. — Ile jeszcze razy będzie musiała to mówić.
    — I jaka jest twoja historia? — Kiedy Anella zawahała się, Erass spojrzała na nią kątem oka. Uśmiechała się. — Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. To coś strasznego?
    — Nie — zaprzeczyła dziewczyna. Nie tak bardzo, jak twoja historia. — To przez mojego brata — wyszeptała. Miała nadzieję, że się nie rozpłacze, ale czuła już wilgoć w oczach. — Byłam zaręczona z pewnym chłopakiem, Teanarem. Moi rodzice bardzo się starali o to, żeby nas zaręczyć, a ja byłam bardzo szczęśliwa, kiedy im się w końcu udało. Ale mojemu bratu się to nie podobało. Powiedział rodzicom Teanara, że jestem magiem. Musiałam wyjechać, żeby ocalić moją rodzinę. Inaczej straciliby wszystko. — Teanar był dla niej miły. Pamiętała ich rozmowę po tym, jak już odkrył prawdę. Czuł się zdradzony, ale nie wydawał się zdegustowany ani przestraszony. Wybaczył jej, że ukrywała prawdę o sobie.
    Anella nie wiedziała, czy kiedykolwiek wybaczy swojemu bratu. Nie wiedziała, dlaczego zrobił coś takiego i nie miała ochoty więcej go widzieć. Nikt nigdy jej tak nie zdradził. Nikt nigdy jej tak nie zranił. A przecież zawsze byli sobie tacy bliscy...
    — Przykro mi — powiedziała w końcu Erass, kiedy Anella nie odzywała się przez chwilę.
    Dziewczyna pokiwała głową i przetarła oczy. Na szczęście, udało jej się nie rozpłakać.
    Nagle Anella coś poczuła. Delikatne mrowienie, rozchodzące się po całym jej ciele. Wrażenie nie było nieprzyjemne, jedynie... dziwne. Obce. Dziewczyna zatrzymała się, a mrowienie ustało.
    Erass obejrzała się na nią. Uśmiechnęła się.
    — Tym razem to poczułaś, co? Weszłyśmy do miasta.
    Czyli właśnie przeszły przez barierę ochronną. Anella westchnęła z ulgą. Nareszcie. Nogi zaczynały już ją boleć od tego chodzenia. Nie była przyzwyczajona, żeby tyle się ruszać.
    — Gdzie mieszkasz?
    — Brzozowa szesnaście — odpowiedziała Anella. — Mieszkanie dwa. — Wtedy coś sobie uświadomiła i jęknęła w myślach. Jestem taką idiotką! — Ja...
    — Erass! — zawołał ktoś, przerywając jej. Obejrzały się na niego.
    Był to chłopak, biegnący truchtem w ich stronę. Niewysoki — niższy od Erass — chudy, z przydługimi blond włosami, rozczochranymi przez wiatr. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, kiedy się przed nimi zatrzymał. Miał szeroką szparę między dwoma górnymi zębami. Wyglądał młodo, dałaby mu najwyżej piętnaście lat.
    — Cześć. Kto to jest? — zapytał Erass, pokazując na Anellę.
    — Anella, jest tu nowa. — Kobieta objęła ją ramieniem. Anella uśmiechnęła się nieśmiało do chłopaka.
    Ten wyciągnął do niej rękę. Kiedy podała mu swoją, uścisnął ją energicznie.
    — Jestem Fex. — Miał akcent, który Anella natychmiast rozpoznała. Orlańczyk. Poznała kilku w swoim życiu.
    — Chciałaś coś powiedzieć, nie? — zwróciła się do niej Erass. — Zanim Fex nam przerwał. — Posłała mu ostre spojrzenie. Chłopak uśmiechnął się szerzej. Kobieta przewróciła oczami.
    — Nie wzięłam kluczy do mieszkania z biblioteki. — Steen przyniósł jej je, ale zostawiła je na stole, kiedy poszła z Erass. Świetnie. Dlaczego musiała być taka nieogarnięta?
    — Ach — Erass westchnęła i Anella poczuła poczucie winy. Nie dość, że i tak wysilała się z bagażem dziewczyny, to teraz jeszcze będzie musiała iść z nią aż do biblioteki... — Fex, przydasz się na coś. Idź do biblioteki i powiedz panu Eanowi, że Anella zapomniała kluczy do mieszkania. Przynieś je nam.
    — Chciałem wam pomóc z bagażem...
    — Poradzimy sobie — przerwała mu kobieta. — Leć, szybko. Będziemy czekać na ciebie na miejscu. Brzozowa szesnaście.
    Fex pokiwał głową, obrócił się na pięcie i odbiegł. Bardzo energiczny chłopak, pomyślała Anella. I tak czuła się winna. Powinna sama pójść po klucze, nie wykorzystywać innych ludzi.
    — To dobry dzieciak — skomentowała Erass. — Chodźmy.

    Kiedy Dannel ją wezwał, Balla poczuła podekscytowanie. To uczucie rzadko jej towarzyszyło, a jeśli już się pojawiało, to zazwyczaj miało coś wspólnego z mężczyzną. Dlatego szybko przebrała się w swoją najlepszą białą sukienkę, poprawiła fryzurę i poszła na spotkanie.
    Niestety, okazało się, że o cokolwiek chodziło Dannelowi, nie była jedyną, którą wezwał.
    — Cześć Mikkel — odezwała się, przywołując chłód do swego głosu. Pohamowała swoją ekscytację. Nie mogła pozwolić na to, żeby inni zobaczyli, że ma uczucia. Musiała pilnować swojego wizerunku.
    Mężczyzna siedzący przy długim, szerokim stole podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się. Miał bardzo przyjemny uśmiech i jeszcze przyjemniejsze niebieskie oczy. Mogłaby się zarumienić, ale tego nie zrobiła. Mikkel jej nie interesował. Nie w takim sensie.
    — Balla, cześć. Usiądź. — Wskazał jej na jedno z krzeseł.
    Jakbym potrzebowała twojego pozwolenia, pomyślała zirytowana, ale usiadła. W sali nie było nikogo innego. Balla rozejrzała się, a potem skierowała wzrok z powrotem na Mikkela.
    — Wiesz, o co chodzi?
    Mężczyzna wzruszył ramionami.
    — Dan ma pewnie jakiś pomysł. Strach się bać.
    Dannel często miał pomysły. Większość z nich bywała jednak niewykonywalna.
    Jednym z tych bardziej wykonywalnych i kończących się sukcesem było zdobycie tego budynku. Był to dom jakiegoś szlachcica, który opuścił swoją posiadłość na wsi, żeby przenieść się do miasta. Dannel, oczywiście, skorzystał z okazji i kupił dom. Musiał za niego sporo zapłacić, ale pieniądze nie były problemem, kiedy miało się magię.
    Kradzież była łatwa.
    Drzwi otworzyły się gwałtownie i zjawił się Dannel we własnej osobie. Balla odruchowo wyprostowała się na krześle i przywołała na twarz najchłodniejszy i najbardziej obojętny wyraz, jaki potrafiła sobie wyobrazić.
    — Jesteście już? To dobrze — Dannel wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wyglądał... niechlujnie. Ubranie miał pomięte, zaś rudą czuprynę jak zawsze w nieładzie. Balla wolałaby, żeby nieco bardziej o siebie dbał, ale nie narzekała. Nie był przecież brzydki. — Mam pomysł.
    Oczywiście. Balla spojrzała na niego z oczekiwaniem, zaś Mikkel pytająco uniósł brwi. Musiało chodzić o coś ważnego. Zwykle angażował przecież więcej ludzi, nie tylko ją i Mikkela, chociaż to im ufał najbardziej.
    — Szara Wieża — oznajmił Dannel. Balla uniosła brwi oczekująco, a kiedy mężczyzna nie odzywał się przez chwilę, Mikkel chrząknął ponaglająco. Dannel posłał mu spojrzenie. Ten wzruszył ramionami. — Galla tam kogoś uwięziła — dodał.
    Szara Wieża służyła w Oreallu jako więzienie. Wysoka i ponura, górowała nad miastem w dość przerażający sposób. Balla nie miała jednak pojęcia, że ktoś był tam zamknięty. Myślała, że to tylko na pokaz.
    Sądząc po jego wyrazie twarzy, Mikkel też o niczym nie wiedział.
    — Skoro Galla kogoś zamknęła, to znaczy, że ta osoba jest jej wrogiem. A to oznacza, że z pewnością nam pomoże! Musimy ją tylko uwolnić.
    — I to tyle? — zapytał Mikkel sceptycznie. — Uwolnić kogoś uwięzionego w Szarej Wieży, w Oreallu?
    — To będzie ciężkie — przyznała mu rację Balla.
    Dannel wzruszył ramionami.
    — Wiem. Ale damy sobie radę. Wierzę w nas — uśmiechnął się.
    Balla przegryzła wargę, żeby nie odwzajemnił uśmiechu. Mikkel zaś przewrócił oczami.
    — Nawet jeśli. Nie wiemy, kto jest tam uwięziony. Może nas poprze, może zwróci się przeciwko nam. Ryzyko jest zbyt wielkie. A ten plan ma zbyt wiele dziur.
    — Na szczęście — Dannel znów się uśmiechnął, wskazując palcem na Mikkela — to ja tu podejmuje decyzje. Nie ty. Zrobimy tak, jak powiedziałem. Uwolnimy więźnia.
    — A jak zamierzasz to zrobić?
    — Wywołamy chaos. Zaatakujemy miasto. Ktoś ukradkiem uwolni więźnia i ucieknie. — Rozłożył ramiona. — Proste.
    Mikkel prychnął. Balla nie wiedziała, co mu się nie podoba. To brzmiało jak dobry plan. Miała jednak jedną wątpliwość.
    — A co z Evasem? — zapytała cicho. — Evas będzie problemem. Dużym problemem.
    Dannel pokiwał głową.
    — Wiem. Musimy wybrać moment, w którym nie będzie go w mieście. Myślę, że da się to zrobić.
    — Ale jeśli dojdzie do niego informacja, że miasto zostało zaatakowane, od razu wróci — wtrącił się Mikkel. — Możemy nie zdążyć uciec.
    — Ty się tym zajmiesz.
    — Zajmę się Evasem? — Mikkel sceptycznie uniósł brwi. Wydawał się rozbawiony. — Ja? Dobrze wiesz, że nie dam mu rady.
    Dannel pokręcił głową.
    — Nie Evasem. Zadbasz, żeby nie dotarła do niego informacja o ataku. To Steen zajmuje się kontaktem na odległość. Wystarczy, że się go pozbędziesz.
    — Nie. — Wzrok Mikkela stał się twardy. — Nie będę dla ciebie zabijał. Nigdy.
    Dannel westchnął.
    — Nie musisz go zabijać. Po prostu... zadbaj, żeby nie mógł wysłać wiadomości. Ogłusz go, zwiąż, cokolwiek. To chyba możesz zrobić?
    Mikkel dalej wyglądał na niezadowolonego. Balla nigdy nie rozumiała jego niechęci do zabijania. Dlaczego w ogóle z nimi był, skoro nigdy się z niczym nie zgadzał?
    — Ja mogę to zrobić — wtrąciła się . Ona nie miałaby problemu z zabiciem Steena. Nigdy go nie lubiła.
    — Nie. Ty jesteś zbyt silna. Będziesz potrzebna do odwracania uwagi. Nie będziesz marnowała magii na kogoś takiego, jak Steen — uśmiechnął się do niej. Balla poczuła zadowolenie. Doceniał ją. To dobrze.
    Spróbowałby nie.
    — Więc! — Dannel klasnął w ręce. — Ustalone? Zaatakujemy, kiedy tylko dostanę wiadomość, że Evas opuścił miasto. Może nawet jutro. Bądźcie gotowi. — Wyszczerzył zęby. — Idę teraz zebrać grupę, która pójdzie z nami. Rozejść się. — Wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
    Mikkel westchnął ciężko i wstał. Wyszedł na nim. Pewnie będzie próbował przekonać go, żeby zrezygnował. Zapewne bezskutecznie. Dannel potrafił być bardzo uparty...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Najdłuższy do tej pory rozdział. Ten ostatni fragment miał znaleźć się w następnym rozdziale, ale zdecydowałam się umieścić go w tym, żeby dodać już jakiś zalążek akcji. Poza tym, rozdział znów w większości przegadany. Obawiam się, że następny też taki będzie. Początki takie już są ^^

6 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem czemu brat Anelli wygadał jej tajemnicę… Skoro zawsze byli dla siebie bliscy, to za jego zachowaniem musi stać jakiś poważny powód. Mam nadzieję, że kiedyś go poznamy.
    Brakuje mi troszkę opisów miejsc, uczuć… Niby wiemy, co siedzi w głowie bohaterów, niby wiemy, którędy chodzą i co się dzieje, ale mam wrażenie, że to wszystko toczy się dość szybko. Spowolniłabym to jakimś dłuższym opisem raz na jakiś czas xD
    Podoba mi się końcówka. Coś zaczyna się dziać;D Wojna, rewolucja, najazd? Cokolwiek by to nie było - czekam z utęsknieniem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu brat Anelli ją wydał zostanie wyjaśnione, ale nie w najbliższej przyszłości :D
      Hm... Mi się właśnie wydaje, że opisów jest dużo, ale w poprawionej wersji będzie ich jeszcze więcej, także tego :D

      Dziękuję za komentarz^^

      Usuń
  2. Mam wolną chwilę, więc próbuję ją jakoś produktywnie spożytkować... komentowanie chyba takie jest, prawda? Powiedz, że tak i to lepsze od powtarzania na historię.
    Mnie te pytania nie wydałyby się dziwne, skoro są na etapie szukania Anelli zajęcia, a samo wskazanie książek to za mało. No ale nie dziwię się, magowie nie pytają ot tak o ulubiony kolor i hodowle. Chyba że się bawią w odczytywanie symboliki, heh.
    Niepotrzebnie wszystkich tak szczegółowo opisujesz. Kolor skóry, włosów i nawet oczu, co chyba nie ma znaczenia, prawda? Spróbuj skupić się na charakterystycznych cechach, czymś, co rzuca się w oczy, wyróżnia daną postać, np. blada skóra G*****, czyjaś blizna, zadarty nos, burza loków, nietypowy kolor oczu. Wyjdzie naturalniej i ułatwi czytelnikowi kojarzenie, zapamiętywanie. I lepiej od (miała blond włosy) prezentuje się przykładowo (Anella zawsze chciała mieć takie blond włosy).
    Kolejna postać do zapamiętania, i to z niełatwym imieniem. Milusio. :) Niech moc będzie ze mną.
    Ktoś do pokonania, ho, ho, rysuje nam się wątek antagonisty. Mam nadzieję, że nie zrobisz z Anelli heroski-Wybawczyni... chyba że wykorzystasz starą jak świat klisze i pokażesz, że można (i tak bywało).
    Rozczuliło mnie to z (nie zmieniaj się, nigdy). Naprawdę mi się podobało zakończenie tej sceny. Potencjał na kolejny ciekawy duet.
    Ciekawe, czy w książce rzeczywiście były błędne informacje i koniec tematu, czy to coś istotnego, do czego powrócisz i zobaczymy, że coś nie jest nie tak... może ktoś. Kolejne nawiązanie do tajemniczego ktosia do pokonania?
    Anellę na Podbój Świata, hah. Wiem, co dziewczyna miała na myśli, ale to mnie dziwnie rozbawiło i znów rozczuliło, niemal się uśmiechnęłam pod nosem z politowaniem, widząc, że Anella stopniowo dowiaduje się, że tak naprawdę niewiele wie o miejscu, w którym się znalazła.
    Strach strachem i niepewność niepewnością, ale brakuje mi... tęsknoty za rodziną. Podobno się dla niej poświęciła, wsparła finansowo... i nic?
    Może chodzi o Dannela? Wielki powrót? Jego i jego popleczników?
    Przeczytałam tylko jakąś połowę rozdziału, bo coś mi przerwało, a nie chce by mi zjadło tę część opinii Potem dokończę i dopiszę coś do komentarza o kolejnych scenach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, komentowanie jest bardzo produktywne :D Przynajmniej dla osoby, której 'dzieło' jest komentowane. Czego się nie robi, żeby się nie uczyć... Znam to, znam :D
      Opisy czegokolwiek to moja pięta achillesowa. Nie potrafię, nie umiem i już :/ Zdaję sobie sprawę z tego, że są strasznie sztywne. Poczekaj, aż dojdziesz do scen akcji :D Przerazisz się :D A opisy postaci... Staram się, choć nie wychodzi mi to najlepiej. Wydaje mi się, że później jest lepiej ^^
      Anella heroska-Wybawczyni... Pozwól, że nie skomentuję. Nie chcę spoilerować :D

      Dziękuję za komentarz^^

      Usuń
    2. Wróciłam. :)
      To szukanie fragmentu, na którym skończyłam, ech...
      A mur, zamiast tylko odstraszać, nie przyciąga czasem ciekawskich?
      Mam u siebie coś podobnego i naprawdę nie lubię i nie umiem opisywać teleportacji, deportacji itd., bo łatwo przesadzić i tak dalej.
      Ciekawy wątek tej kobiety... byle nie bawiła się w zemstę na starej pani, bo z pewnością nic dobrego by z tego nie wynikło, ale wiadomo, co czasem kieruje człowiekiem. Zwłaszcza zranionym i zdradzonym. Tak samo z Anellą... to, co zrobił jej brat, musiało boleć... nie mogę się doczekać poznania jego prawdziwych pobudek, bo czuję, że takie odkryjemy, motywacji...
      Erass, Fez... w porządku, w porządku, dam radę. Jeszcze się przynajmniej nie gubię. :) I ostatnie sceny... o Jezuniu.
      Trudno mi właśnie tę ostatnią scenę skomentować, to właśnie dopiero zarysowanie i zachęcenie do kontynuowania lektury. Mam tylko wrażenie, że nie wszystko pójdzie po myśli bohaterów i się pokomplikuje... I że ma to związek z rozmową z poprzednich rozdziałów, tą tajemniczą.
      Spokojnego wieczoru,
      Fenoloftaleina

      kot-z-maslem.blogspot.com

      Usuń
    3. Mur raczej ciekawskich nie przyciąga, bo magowie wywołują zbyt wielki strach i ludzie wolą trzymać się z daleka. Ale wiadomo, kilku śmiałków zawsze się znajdzie ;)
      A w następnym rozdziale kolejne postaci ;) Ostrzegałam, że będzie ciężko, haha.

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony