sobota, 19 listopada 2016

Rozdział XVII

    Tym razem nie zawiedzie.
    Z tą myślą, Evas wdrapał się na dach jednej z kamienic. Nie dało mu to zbyt wiele — nie był nawet w stanie dostrzec ziemi, takie panowały ciemności. Przynajmniej przestało już padać — to była jedyna jasna strona całej tej sytuacji.
    Nie byłby w stanie dostrzec Dannela, dlatego musiał zmusić go do ujawnienia swojej pozycji. Najpierw skierował swoją uwagę ku ziemi, wywołując niewielkie drżenie. Kiedy tylko ustało, skupił się na jednym z budynków w oddali. Po chwili rozległ się trzask, a potem głośny huk, kiedy część ściany odłamała się i opadła na ziemię.
    Wielu magów sądziło, że żeby zmanipulować jakimś obiektem, należało go dotknąć. Evas jednak już dawno przekonał się, że nie było to prawdą. Mógł manipulować czymkolwiek chciał, nawet, jeśli tego nie widział, ale kosztowało go to znacznie więcej magii, niż manipulowanie za pomocą dotyku. Dlatego też unikał tego, jak mógł. Czasem jednak trzeba było się trochę poświęcić.
    Evas wytężył wzrok, próbując cokolwiek dostrzec. Niczego jednak nie zauważył. Dziwne. Był pewien, że odgłos szybko zwabi Dannela w pobliże. Najwyraźniej trzęsienie i huk nie wystarczały. Trzeba więc zwiększyć ich siłę.
    Evas skupił się i po chwili kolejna kamienica uległa zawaleniu. Chłopak nie miał pojęcia, kto w niej mieszkał. Niezbyt go to obchodziło — przecież teraz stała pusta.
    Wreszcie doczekał się — w mroku pojawiło się światełko. Jasne, białe światło, wytworzone przez Dannela — bo kogo innego? Gdyby chłopak miał zgadywać, powiedziałby, że pojawiło się w okolicach biblioteki, ale nie był do końca pewien. Musiał podejść bliżej i upewnić się, że Dannel był sam.
    Oczywiście, nie był. Z tego, co Evas mógł dojrzeć z bliższej, towarzyszyły mu trzy osoby. Nie potrafił określić, kto to. Podejrzewał, że Anella i Sander, w końcu to oni byli z nim, zanim wszedł do miasta. Ale kim była trzecia osoba?
    Nieważne. Evas wątpił, by był to jeden z popleczników Dannela. A nawet jeśli, wciąż musiał zrobić to samo — odseparować ich.
    Skupił się, tym razem kierując swoją uwagę — i magię — ku ziemi. Zaraz jednak zorientował się, że powinien odwrócić jakoś uwagę Dannela, zwabić go jeszcze bliżej, zawalił więc kolejny budynek, tym razem całkiem blisko nich. Kiedy rozległ się huk, chłopak szybko przelał swą magię w ziemię, nakazując jej pęknąć.
    Miał nadzieję, że towarzysząca Dannelowi trójka zrozumiała przesłanie — że mieli się trzymać z daleka i nie wtrącać się.
    Evas skrył się w cieniu jednego z budynków, co było całkowicie niepotrzebne, zważając na panującą wokół ciemność. Jednak dzięki temu poczuł się lepiej. W końcu Dannel miał światło, to nie była taka głupia decyzja.
    Evas z lekkim zaskoczeniem odkrył, że jego dłonie drżały. Niezbyt zauważalnie, ale jednak. Obawiał się spotkania z Dannelem. Nie wiedział, czego się spodziewać.
    Poprzednim razem niemal pozabijali się nawzajem. Ale to było trzy lata temu. Czy Dannel nadal będzie pragnął jego śmierci? A może będzie próbował przeciągnąć go na swoją stronę? Evas nie miał pojęcia, co mężczyzna planował, ale wiedział jedno — musiał pokonać Dannela za wszelką cenę.
    Zabiję go, pomyślał Evas, zaciskając dłonie w pięści i biorąc głęboki oddech. Nic mnie nie powstrzyma. Nie tym razem.
    Wstrzymał oddech, kiedy usłyszał zbliżające się kroki. Spokojnie, powiedział sobie. Nie możesz się bać. Jesteś od niego silniejszy i mądrzejszy. Dasz radę go pokonać. Ale to nie walki się bał, tylko samego spotkania.
    Weź się w garść, warknął na siebie w myślach. Nie musicie nawet ze sobą rozmawiać. Masz go po prostu zabić. Jesteś w stanie to zrobić. Po prostu zaatakuj go.
    Tak też postanowił zrobić. Wciąż pozostając w ukryciu, ukucnął. Widział Dannela wyraźnie — światło wytworzone przez niego dobrze oświetlało jego sylwetkę, jednocześnie jednak nie ujawniając pozycji Evasa. Mimo to, chłopak opanował chęć cofnięcia się. Wolał nie ruszać się więcej, niż było to potrzebne — chciał jak najdłużej pozostać niezauważony.
    Położył swoją dłoń na ziemi i przelał w nią magię. Wolał nie tracić jej więcej, niż było to potrzebne. Wstrzymując oddech, pokierował ją w stronę Dannela. Ziemia pod nogami mężczyzny zadrżała, ten zaś zachwiał się, ale zdołał utrzymać równowagę. Evas czekał.
    Dannel obrócił się powoli, rozglądając się uważnie. Nie był w stanie określić, skąd nadszedł atak. Evas nie widział dokładnie twarzy mężczyzny, ale domyślał się, że był on wściekły. Nie lubił, kiedy atakowano go z zaskoczenia.
    — Kto tu jest? — zawołał Dannel, co Evas uznał za niewiarygodnie głupi błąd.
    Evas, oczywiście, nie odezwał się. Nawet się nie poruszył. Chciał potrzymać trochę Dannela w niepewności, zdezorientować go. Wiedział, że nie będzie w stanie go przestraszyć — Dannel nie był typem, który się bał — ale wyprowadzenie go z równowagi mogło bardzo pomóc.
    Tym razem Evas skupił się na budynku, obok którego stał Dannel. Początkowo chciał po prostu zawalić jego część, ale zmienił zdanie, decydując się iść na całość. Lepiej jak najszybciej mieć to wszystko z głowy, zanim zdąży się zawahać. Budynek zawalił się całkowicie w stronę Dannela.
    Evas szybko wstał i odskoczył w tył, natychmiast pojmując swój błąd. Łoskot walącego się budynku był ogromny, w powietrze wzbiły się tumany kurzu, ziemi i gruzów. Evas, nie będąc w stanie utrzymać równowagi, poleciał na plecy i boleśnie uderzył głową o ziemię.
    Podniósł się najszybciej, jak potrafił, ignorując lekkie zawroty głowy. Pieprzony idiota, przeklął samego siebie. Poza bólem głowy nic mu jednak nie dolegało, a przynajmniej miał taką nadzieję.
    Cofnął się jeszcze o kilka kroków, nie musząc się jednak już chować — światło Dannela znikło. Evas zakaszlał najciszej, jak potrafił, gdy opadający pył wdarł mu się do gardła. Próbował dostrzec cokolwiek w tej ciemności, jednak nie potrafił wyróżnić nawet najogólniejszego kształtu w otoczeniu.
    To nie była naturalna ciemność, Evas szybko to zrozumiał. Musiała być wytworem Dannela. Niedobrze — Evas wolał nie walczyć, kiedy nie mógł widzieć. Był w stanie to robić, ale kosztowałoby go to ogromną ilość magii... Musiał się wydostać.
    Evas zamknął oczy, żeby móc skupić się lepiej i swoją magią sięgnął do ciemności. Było to ciężkie — manipulowanie obiektami magicznymi zawsze przysparzało mu problemów, dla innych zaś było właściwie niemożliwe. Poczuł opór — magia Dannela nie chciała się poddać i pozwolić mu przejąć kontroli. Evas zacisnął powieki i wzmocnił napór. Nadal nic. Zazgrzytał zębami, pod wpływem wysiłku na jego czoło wstąpiły kropelki potu i wreszcie...
    Coś uderzyło go prosto w żołądek. Evas zgiął się w pół, tracąc kontrolę nad magią — ciemność wymknęła mu się, zanim zdążył cokolwiek z nią zrobić. Chłopak wziął głęboki wdech i zakaszlał, prostując się.
    Drugi cios spadł na niego, ale tym razem Evas był przygotowany i zdołał go zablokować. Chwycił to, zanim zdążyło go dosięgnąć. Ale co to było? Kij? Nie, chłopak wyraźnie czuł metal pod palcami. Metalowa rura? Prawdopodobnie kolejny wytwór Dannela.
    — Minęło trochę czasu, co? Dobrze cię widzieć, Evas — powiedział Dannel gdzieś bardzo blisko niego. Musiał stać tuż obok.
    — Odpowiedziałbym tym samym, gdybym mógł cię zobaczyć — warknął Evas w odpowiedzi, wciąż nie wypuszczając rury z dłoni. Spróbował przelać do niej swoją magię, ale było to tak trudne, jak kontrolowanie ciemności.
    Odpowiedział mu śmiech i po chwili pojawiło się światło. Chociaż wokół panowała ciemność, Evas był w stanie dostrzec Dannela, stojącego tylko kilka kroków od niego. Wygląd mężczyzny zaskoczył go nieco — sądząc po krwi, która pokrywała jego twarz, musiał zostać ranny. Ale nie stało się to podczas ataku Evasa — krew zdążyła już zakrzepnąć. Kto to zrobił?
    — Nie musimy walczyć — powiedział Dannel zaskakująco spokojnym głosem. — Wiesz o tym. Z radością powitam cię po swojej stronie. Przydałbyś nam się — przekonywał. Evas powstrzymał chęć przewrócenia oczami.
    — Spierdalaj — odparł po prostu, zastanawiając się nad następnym ruchem.
    Wściekłość przemknęła przez twarz mężczyzny, ale zaraz znikła, a ten się uśmiechnął. Chwycił swój koniec rury mocniej i pociągnął. Choć Evas próbował go utrzymać, nie dał rady — miał znacznie mniej siły niż Dannel, przynajmniej w znaczeniu czysto fizycznym.
    — Więc chcesz walczyć? — zapytał Dannel.
    — Tak — odparł Evas.
    — Cóż — powiedział Dannel. — Będzie mi ciebie brakować, kiedy zginiesz.
    To nie ja będę tym, który zginie, pomyślał Evas, patrząc na dawnego przyjaciela z nienawiścią. Nie popełnię tego samego błędu, co kiedyś.
    Evas nie zwlekał — spróbował sięgnąć poza sztuczną ciemność, do jednego z budynków, ale odkrył, że nie był w stanie. Cholera, pomyślał, zamiast tego przelewając swoją magię w podłoże i wywołując trzęsienie.
    Ziemia pękła, tworząc niewielką, lecz głęboką przepaść, jednak Dannel najwyraźniej przewidział to, bo pod jego stopami, zamiast nicości, pojawiło się podłoże. Mężczyzna uśmiechał się szyderczo, a potem zamachnął się metalową rurą.
    Evas zrobił unik i odskoczył w bok, zderzając się ze ścianą ciemności. Natychmiast wykorzystał okazję, próbując przelać do niej swą magię. Nie było łatwo, ale teraz przynajmniej mógł ją widzieć i dotknąć. Napełnienie jej nie powinno być zatem aż takie trudne. Byle tylko Dannel się nie domyślił.
    Najwyraźniej jednak przejrzał jego plany, bo zgasił światło, wydobywające się z jego ręki. Evas zazgrzytał ze złości zębami, nie przestając jednak opierać się o ciemność. Już prawie mu się udało, gdyby tylko mógł się bardziej skupić...
    Evas zaczął powoli przemieszczać się wzdłuż ciemności, nie przerywając dotyku. Dannel nie mógł utrzymywać jej przez dłuższy czas — w końcu musiała mu się skończyć magia. Ta myśl sprawiła Evasowi satysfakcję. Gdyby Dannelowi zabrakło magii, stałby się właściwie bezbronny. Zabicie go w takim stanie nie sprawiłoby najmniejszego problemu.
    Evas kontynuował poruszanie się, dopóki nie poczuł czegoś dziwnego. Zatrzymał się natychmiast, a potem ruszył lekko nogą. Tak, coś zachlupotało. Woda? Skąd tam się wzięła woda?
    Dannel. Nie widział, w jakim kierunku poruszał się Evas, ale teraz mógł to słyszeć. Chłopak więc stanął w całkowitym bezruchu, oczekując ataku. Ale tak się nie stało — zamiast tego, wody zaczęło przybywać.
    Spokojnie, powiedział sobie Evas, próbując uspokoić przyspieszające bicie serca. Nie lubił wody. Bardzo. Ale Dannel nie mógł stworzyć jej zbyt wiele — nie, kiedy wciąż utrzymywał ciemność. Pochłaniało to zbyt dużo magii. Evas musiał jedynie to przeczekać. Da radę to zrobić. Nie miał innego wyjścia.
    Nie poruszył się, ale zamknął oczy, próbując powstrzymać rosnącą panikę. W wyobraźni widział przestrzeń, w której byli zamknięci, powoli napełniającą się wodą. Widział siebie, topiącego się — nie umiał pływać. Widział okropną, bolesną śmierć.
    Uspokój się, nakazał samemu sobie. To się nie stanie. Dannel nie ma tyle magii. Mimo to, odruchowo naparł mocniej na ciemność, która nagle znikła. Chłopak poleciał do tyłu z cichym okrzykiem zaskoczenia, ale udało mu się utrzymać równowagę i nie przewrócić.
    Ze złością spojrzał na Dannela — teraz był już w stanie go zobaczyć, w bladym świetle gwiazd i księżyca. Woda rozlała się dookoła nich, a potem znikła — mężczyzna odwołał również ją. On również nie patrzał na Evasa przyjaźnie.
    Kończy mu się magia, pomyślał chłopak z satysfakcją, stając pewniej na nogach. Dobrze. Pora to zakończyć.
    — Evas! — Usłyszał głos wołający go i prawie odwrócił się. Nie zrobił tego jednak — nie odrywał wzrok od Dannela. To byłby błąd, który mógł kosztować go życie.
    Czy to była Anella? Brzmiała, jak ona. Ale co ona mogła tu robić? Idiotka. Powinna była uciekać, kiedy dał jej szansę.
    Dannel uśmiechnął się z rozbawieniem.
    — Popatrz na to — twoi przyjaciele przyszli, żeby ci pomóc. Wzruszające — powiedział prześmiewczo.
    Evas nadal nie spojrzał w stronę, z której dobiegł głos Anelli. Czy to mogła być jakaś pułapka, zastawiona na niego przez Dannela? Wątpił, ale wolał być ostrożnym. Jeden niewłaściwy ruch i będzie martwy. Nie odrywał oczu od Dannela.
    Ktoś podszedł do niego, ciężkie kroki wyraźnie dało się słyszeć na bruku.
    — Potrzebujesz pomocy? — zapytał Steen.
    Steen? Nie jego spodziewał się Evas. Ciekawe, co takiego zrobił Dannel, żeby wykurzyć go z biblioteki...
    Ktoś jeszcze podszedł bliżej, ale trzymał się z tyłu. Anella? Prawdopodobnie. Zaskoczyło to Evasa — wątpił, żeby dziewczyna znalazła w sobie jakąś chęć do walki, ale najwyraźniej się mylił.
    — Nie — odwarknął, zirytowany. — Idźcie stąd. Będziecie przeszkadzać.
    Dannel roześmiał się.
    — Naprawdę, Evas... Powinieneś korzystać z pomocy, kiedy ci ją oferują.
    Chłopak nie odpowiedział, cały czas uważnie wpatrując się w Dannela. Cholera. Przybycie Steena i Anelli wszystko komplikowało. Evas już wiedział, co chciał zrobić, ale w obecności tej dwójki... Cóż, pomyślał, sami się o to proszą. Najwyżej zginą.
    Chciałby, żeby ta myśl nie wzbudzała w nim żadnych emocji, ale tak naprawdę nie chciał ich śmierci. Cóż, przynajmniej Anelli — Steen nie obchodził go wcale. Ale dziewczyna... Lubił ją. Była miła. I bardzo do niego podobna. Chyba czułby się źle, gdyby ją przez przypadek zabił. Musiał się jej stąd pozbyć.
    — Wynoście się. Już! — podniósł głos.
    Machnął dłonią w ich kierunku. Ziemia poruszyła się niebezpiecznie pod ich stopami, przesuwając ich w tył. A potem, nie zwlekając ani chwili dłużej, sięgnął swoją magią do powietrza.
    Manipulowanie żywiołami było nie tylko trudne, ale też niezwykle niebezpieczne. Tak naprawdę, nie był w stanie całkowicie ich kontrolować. Jedynie z ziemią wychodziło mu to dobrze — powietrze, ogień i woda sprawiały mu więcej problemów. Było to ryzykowne, ale też zakończyłoby walkę szybko.
    Ciężko było mu utrzymać magię w miejscu, żeby nie rozeszła się po całym powietrzu. Skupił ją na niewielkim fragmencie wokół Dannela, ale część i tak rozlała się po otoczeniu. Miał tylko nadzieję, że nie dosięgała Anelli i Steena — mogliby zginąć, gdyby tak się stało.
    Pociągnął za powietrze, kierując je w swoją stronę. Szybko jednak stracił kontrolę i poleciało gdzieś w bok. Efekt był natychmiastowy i najpierw dosięgnął Dannela.
    Mężczyzna opadł na kolana, kaszląc i krztusząc się. Bezskutecznie usiłował wziąć wdech, ale powietrze uciekało od niego. Jego twarz powoli stawała się siwa, zaś on sam się dusił.
    Minęło ledwie kilka sekund, a to samo uczucie dopadło Evasa. W płucach nagle zabrakło mu powietrza, chłopak zachwiał się i opadł na kolana. Odruchowo spróbował wziąć wdech, ale poskutkowało to tylko palącym uczuciem w płucach. Przed oczami mu pociemniało, magia wymknęła się spod kontroli. Usiłował ją schwytać, ale nie potrafił się skupić, umiał myśleć jedynie o tym, że zaraz zginie, że się udusi, że tak oto skończy się jego życie...
    Nagły przypływ powietrza zaskoczył go. Evas wziął głęboki wdech i zamroczony spojrzał na Dannela. Mężczyzna też wyglądał, jakby był w stanie oddychać.
    Ale ten stan nie trwał długo. Zanim Evas zorientował się, co właściwie się stało, powietrze znikło tak nagle, jak się pojawiło. Tym razem jednak udało mu się utrzymać powietrze w płucach, nie wypuszczając go od razu na zewnątrz.
    Zakrył sobie dłonią usta i nos, żeby zmusić się do jak najdłuższego wstrzymania oddechu. Dannel tego nie zrobił — nie zdążył. Evas przyglądał mu się, trwając w bezruchu i niemal modląc się, żeby zdołał wytrzymać.
    Jeszcze chwilę, pomyślał desperacko, patrząc, jak jego dawny przyjaciel purpurowieje na twarzy, bezsilnie próbując wziąć oddech. Jeszcze tylko chwilę. Wytrzymasz.
    Dannel spojrzał na niego, w jego oczach pojawiło się nieme błaganie o pomoc. Albo o litość. Evas zawahał się. Nie, powiedział sobie. Nie. Nie ulitujesz się nad nim. Zasługuje na śmierć. Zdradził cię.
    Ale był też przyjacielem, pomyślał Evas. Jedynym, jakiego miałem. Nikt inny nie był mu tak bliski, przy nikim innym nie czuł się tak swobodnie, nie mógł być sobą. Nikogo innego tak nie lubił. Niczyja zdrada — nawet Balli — nie dotknęła go tak mocno.
    Cholera, pomyślał Evas. Cholera. Puścił swoją magię, uwalniając powietrze z jej uchwytu, pozwalając mu wrócić na swoje miejsce. Evas wziął głęboki, rozpaczliwy wdech, gdy tylko go dosięgnęło, i natychmiast rozkaszlał się. W głowie mu wirowało i przez chwilę miał problemy z zachowaniem przytomności.
    Żyję, pomyślał, ale nie było w tym ulgi. Łzy upokorzenia napłynęły mu do oczu. Zawiodłem. Nie dałem rady, nie zabiłem go. Jestem za słaby. Miał nadzieję, że Anelli i Steena nie było w pobliżu, że nie stali się świadkami jego porażki. Jak miał teraz spojrzeć w oczy komukolwiek z miasta? Miał tylko jedno zadanie — zabicie Dannela — i po raz kolejny nie zdołał go wykonać. Był żałosny.
    Wziął głęboki wdech i spróbował podnieść się na drżących nogach, ale zaraz opadł z powrotem na ziemię. Czuł się okropnie — nie tylko z powodu zawrotów głowy i palącego uczucia w płucach, ale też dlatego, że zawiódł.
    Nawet nie spojrzał w stronę Dannela od razu i to okazało się być błędem. Mężczyzna znacznie szybciej niż on doszedł do siebie. Stanął i chwiejnym krokiem podszedł do niego. Kiedy Evas podniósł wzrok, zobaczył jego uśmiech, ale poza tym, nie wyglądał on zbyt dobrze.
    Mimo to, najwyraźniej był w stanie użyć magii. Metalowa rura zmaterializowała się w jego dłoni. Uniósł ją, gotowy do ciosu.
    Cholera, pomyślał Evas. Fala chwilowej paniki przepłynęła przez niego, spróbował zerwać się na nogi — za szybko, świat poczerniał mu przed oczami, a on sam upadł do tyłu. Spróbował przyzwać swoją magię, ale bezskutecznie, nie potrafił zapanować nad strachem, który chwilowo go ogarnął.
    Usiłował zablokować cios, ale jego reakcja była zbyt wolna. Rura uderzyła go z boku głowy.
    Pierwszy przyszedł tępy ból. A chwilę potem ciemność.

    Anella czuła się całkiem pewna siebie, kiedy razem ze Steenem i Gillenem biegła na ratunek Evasowi, co było dla niej sporym zaskoczeniem. Ale myśl o tym, że, jeśli niczego nie zrobi, straci kolejnego przyjaciela, dodawała jej odwagi. Wreszcie się nie bała.
    Żałowała tylko, że potrzebowała śmierci Dealli, by móc zyskać pełną kontrolę nad swoją magią.
    Nie, pomyślała z determinacją. Nie będę teraz o tym myśleć. Odepchnęła od siebie te myśli, skupiając się tylko na tym, by pomóc Evasowi.
    Ale kiedy dotarli na miejsce, w którym dwóch walczących powinno być, nie zauważyła nikogo. Zatrzymała się, zaskoczona. Dopiero po kilkunastu sekundach wytężania wzroku dostrzegła to.
    Wielka, ciemna kopuła przesłaniała jej widok. Na pierwszy rzut oka wcale jej tam nie było, ale po chwili można było zauważyć ciemniejszą plamę na tle czarnych budynków, oświetlanych przez blade światło księżyca.
    — Co to jest? — zapytała cicho, nagle czując jak ulatuje z niej odwaga. Kopuła kojarzyła jej się z murami miasta — pozbawiała całej pewności siebie i przytłaczała.
    — Ciemność — odparł Steen. — Stworzona przez Dannela. Chciał odciąć Evasa od światła. To niedobrze.
    Anella pokiwała głową, blednąc. Nagle nie czuła się już taka skora do pomocy. Evas jest w niebezpieczeństwie, przypomniała samej sobie. Musisz mu pomóc. Weź się w garść.
    — Możesz coś z tym zrobić?
    Steen zmrużył oczy, przyglądając się uważnie kopule, zamyślony. W końcu westchnął i pokręcił głową.
    — Jestem Magiem Tworzącym, nie ma tu niczego, co mógłbym zrobić. — To, że był Magiem Manipulującym, wiedziała już wcześniej, odkąd wytworzył kulę światła — taką samą, jak Dannel — żeby oświetlić im drogę. Ale miała nadzieję, że będzie w stanie cokolwiek zrobić. — To twoja działka — powiedział. — Do roboty.
    Spojrzała na niego z przestrachem. Ona? Miała coś zrobić? Niby co? Zerknęła na przerażającą kopułę i przełknęła ślinę, podchodząc do niej niepewnie i ostrożnie. Wyciągnęła drżącą dłoń i położyła ją na czarnej powierzchni.
    Wzięła kilka głębokich wdechów, żeby zapanować nad sobą, a potem spróbowała przelać w ciemność swą magię. Bezskutecznie. Nic się nie wydarzyło. Spróbowała jeszcze raz, ale znów odniosła wrażenie, jakby coś w kopule stawiało jej opór. Zmarszczyła brwi i spróbowała po raz trzeci. Nadal nic.
    — To bez sensu! — zawołał Steen. — Chodź tu!
    Zrezygnowana dziewczyna westchnęła i zawróciła, oddychając z ulgą. Nie czuła się pewnie w pobliżu kopuły — może to jej strach sprawił, że nie mogła użyć magii?
    Nie była jednak aż tak przestraszona, jak Gillen, który trzymał się kilka kroków z tyłu, był blady jak ściana i wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. Anella współczuła mu. Gdyby to od niej zależało, pozwoliłaby mu wrócić do biblioteki, ale Steen twierdził, że bezpieczniejszy będzie z nimi. Ufała jego słowom, najwyraźniej Gillen również, bo nie protestował.
    — Ciężko jest manipulować magicznymi wytworami innych osób — wyjaśnił jej Steen, kiedy podeszła do niego. — Do tego nadaje się Magia Wiążąca, chociaż silnemu Magowi Manipulującemu też powinno się to udać.
    Anella zwiesiła głowę, zawiedziona. Nie była silna. Wiedziała o tym już wcześniej, ale teraz poczuła się przez to gorzej, niż zazwyczaj. Przez jej bezużyteczność znowu ktoś straci życie. Czuła się żałośnie.
    Nagle jednak ciemność znikła. Tak po prostu — jakby nigdy jej tam nie było. Anella wydała zduszony okrzyk zaskoczenia, kiedy ukazały jej się sylwetki walczących. Niższy z nich — Evas — zachwiał się niebezpiecznie, ale zdołał utrzymać się na nogach. Wokół nich rozchlapała się woda — skąd się tam wzięła?
    — Evas! — zawołała Anella, częściowo z ulgą, że jeszcze żył, częściowo z niepokojem. Ciągle wszystko mogło się zdarzyć.
    Steen pewnym krokiem ruszył w ich stronę, Anella — nieco mniej pewnie — podążyła za nim, wahając się. Ciągle możesz się wycofać, mówił głosik w jej głowie. Ciągle możesz odwrócić się i uciec.
    Kazała mu się zamknąć, szokując tym samą siebie.
    — Potrzebujesz pomocy? — zapytał Steen.
    Evas nawet nie spojrzał w ich stronę. Nie odrywał wzroku od Dannela. Anella zaś nie potrafiła na niego patrzeć. Potwór, pomyślała, zaciskając dłonie w pięści. Bydlak.
    — Nie — warknął Evas ze złością. — Idźcie stąd. Będziecie przeszkadzać.
    Steen spojrzał na Anellę, jakby chciał powiedzieć: „A nie mówiłem?”. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko, ale, poza tym, to zignorowała.
    Dannel roześmiał się, zaś ona aż zatrzęsła się ze złości. Jak mógł się śmiać?! Po tym, co zrobił?! Naprawdę był potworem. Najgorszym, jaki stąpał po świecie. Nie zasługiwał nawet na miano człowieka.
    — Naprawdę, Evas... Powinieneś korzystać z pomocy, kiedy ci ją oferują.
    Nienawidziła brzmienia jego głosu. Nienawidziła tego, że się z nim zgadzała.
    — Wynoście się! — krzyknął na nich Evas. — Już!
    Pod wpływem jego krzyku, Anella cofnęła się o kilka kroków, kuląc się odruchowo. Nie lubiła, kiedy podnoszono na nią głos. Czuła się wtedy taka mała i bezbronna.
    A potem... stało się coś dziwnego. Ziemia zadrżała jej pod stopami i zaczęła się poruszać. Dziewczyna zachwiała się niebezpiecznie. Po chwili znalazła się w sporej odległości od walczących, ze Steenem u boku. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
    Wzruszył ramionami, nieprzejęty tym, co stało się chwilę wcześniej.
    Anella spojrzała w stronę walczących, gdzie właśnie wydarzyło się coś, czego nie potrafiła wyjaśnić. Nagle, zupełnie bez przyczyny, Dannel opadł na kolana. Z tej odległości dziewczyna nie była w stanie dostrzec zbyt wiele szczegółów, ale mężczyzna wyglądał tak, jakby się dusił.
    Zaledwie kilka sekund później dosięgnęło to — cokolwiek to było — również Evasa. Chłopak zachwiał i też upadł. Rozpaczliwie usiłować wziąć oddech, ale sprawiał wrażenie, jakby nie mógł.
    Co się działo? Anella gapiła się przez chwilę bez zrozumienia, niepewna, co powinna zrobić. Steen pokręcił głową. Wyglądał na zmartwionego.
    — Idiota — powiedział. — Manipuluje powietrzem. Bardzo ryzykowne. Zginie — mówił obojętnym tonem, ale jego twarz jasno pokazywała, jak bardzo się przejmował. Nie potrafił oderwać wzroku od sceny rozgrywającej się przed nim.
    Zginą, uświadomiła sobie Anella. Obaj. Wcześniej pragnęła śmierci Dannela, ale teraz, kiedy widziała, jak jego twarz sinieje coraz bardziej... Nie. Był potworem, ale nie zasługiwał na taki los. Śmierć nie była odpowiednią karą za jakikolwiek czyn. Była po prostu okropieństwem i Anella nienawidziła samej siebie za to, że wcześniej uważała inaczej.
    Czy mogła coś zrobić, żeby im pomóc? Steen powiedział, że Evas manipulował powietrzem. Anella nie wiedziała, że coś takiego było w ogóle możliwe, ale musiała spróbować. Evasowi się to udało. Była słabsza od niego, ale gdyby się przyłożyła, może mogłaby coś zrobić...
    Podeszła bliżej tylko na kilka kroków, nie wiedząc, jak się za to zabrać. Zanim jednak zdołała cokolwiek zrobić, w płucach zabrakło jej powietrza. Zachwiała się, czując, jak nie może oddychać. Spróbowała wziąć oddech — bezskutecznie. Umieram, pomyślała z rosnącą paniką.
    Ktoś pociągnął ją do tyłu. Anella pozwoliła się odciągnął. Rozkaszlała się gwałtownie, kiedy wreszcie udało jej się wziąć wdech. Oparła się o Steen, oddychając ciężko.
    — Co mam zrobić? — wychrypiała dziewczyna, kiedy tylko odzyskała zdolność mówienia. Oczy zaszły jej łzami — Evas zginie, jeśli mu nie pomoże.
    Steen pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Wyglądał na zrezygnowanego.
    — Nie wydaje mi się, żebyś cokolwiek mogła. Manipulowanie żywiołami... — Westchnął. — To niezwykle trudne. Niemal niemożliwe dla normalnego maga. Ale możesz spróbować. Jeśli chcesz uratować Evasa...
    Chciała. Musiała. Nie mogła tak po prostu stać bezczynnie, patrząc, jak oni umierają. Nie znowu. Nie zrobiła nic, kiedy Dannel zabijał Deallę. Nawet nie próbowała jej uratować — po prostu stała i krzyczała. Tym razem tak nie będzie.
    Podeszła bliżej, ale nie za blisko — nie chciała znów zostać pozbawiona oddechu. Zamknęła oczy i skupiła się. Uwolniła swoją magię i skierowała ją do powietrza. Steen powiedział jej, że manipulowanie żywiołami było trudne, dlatego zaskoczyło ją, z jaką łatwością się to jej udało. Nie wymagało żadnego wysiłku.
    Spróbowała skierować powietrze w stronę Evasa i Dannela i od razu odkryła, co Steen miał na myśli. Magia w ogóle nie chciała się jej słuchać — zaczęła wirować, mieszając powietrze wokół niej jak oszalała. Anella wydała zduszony okrzyk i z całej siły odepchnęła ją od siebie.
    Natychmiast zrozumiała swój błąd — została pozbawiona powietrza. Zgięła się w pół, usiłując skoncentrować się na tyle, żeby przywołać jego część z powrotem, ale nie była w stanie. Chwiejnie cofnęła się kilka kroków w tył i upadła. To koniec, pomyślała.
    — Anella! — Usłyszała czyjś zaniepokojony głos. Steen. — Przestań używać magii! Puść ją!
    Anella puściła, kiedy przed oczami zaczęło robić jej się czarno. Powrót powietrza powitała z ulgą, ale szybko oprzytomniała. Evas! Czy zdołała mu jakoś pomóc? Czy może już nie żył? Nie była pewna, czy chciała znać odpowiedź.
    Dzięki Steenowi, który podał jej rękę, dała radę stanąć na drżących nogach. Oddychając ciężko, z obawą spojrzała w stronę Evasa i Dannela.
    Żyli. Na szczęście nadal żyli, choć nie potrafiła stwierdzić, czy jej żałosna próba pomocy cokolwiek im dała, ponieważ wciąż się dusili. Odwróciła wzrok, nie będąc w stanie na to patrzeć. Łzy wypełniły jej oczy. Proszę, pomyślała, sama nie będąc pewna, do kogo. Błagam. Nie pozwól Evasowi zginąć.
    Zmusiła się, żeby spojrzeć. Musiała coś zrobić. Nie mogła stać tak bezczynnie. Ale kiedy znów zrobiła krok w tamtą stronę, Steen chwycił ją za ramię i pociągnął w tył.
    — Nie warto — powiedział, kręcąc głową. — Pozwól mu to zrobić. Przynajmniej pozbędziemy się Dannela.
    Jak mógł tak myśleć? Rozumiała jego chęć ujrzenia śmierci Dannela — sama nie tak dawno również ją odczuwała. Ale Evas... Czy Steenowi naprawdę była obojętna jego śmierć?
    Nie mogła na niego spojrzeć. Nie spodziewała się czegoś takiego po nim. To było okropne. Spróbowała mu się wyrwać, ale trzymał ją zbyt mocno. Zaszlochała więc tylko bezsilnie.
    — Spokojnie — powiedział mężczyzna. — Nie patrz.
    Nie chciała patrzeć, ale musiała. Była winna Evasowi chociaż tyle, skoro nie zrobiła nic innego.
    I wtedy coś się wydarzyło.
    Zamrugała zdezorientowana. Wyglądało na to, że Evas i Dannel nagle przestali się dusić. Co się stało? Czy Evas przestał kontrolować powietrze? Dlaczego?
    Evas powoli spróbował podnieść się na nogi, ale opadł z powrotem na ziemię. Anella zawahała się — czy powinna do niego podejść i mu pomóc? Steen nadal ją trzymał, uniemożliwiając jej to.
    Dannel doszedł do siebie szybciej, choć z tej odległości nie wyglądał najlepiej. Na drżących nogach podszedł do Evasa i Anella poczuła, że to nie skończy się dobrze. Chciała już krzyknąć, żeby ostrzec chłopaka, ale ten w porę zauważył zagrożenie. Spróbował zerwać się na nogi, ale zaraz upadł z powrotem.
    A potem Dannel uderzył go prętem, który znikąd zmaterializował się w jego dłoni. Tym razem Anella krzyknęła.
    — Evas! — zawołała i spróbowała wyrwać się do przodu, ale Steen pociągnął ją do tyłu.
    — Szybko! — rzucił. — Do biblioteki.
    Ruszył biegiem, ciągnąc ją za sobą. Nie miała wyboru — podążyła na nim, a łzy spływały jej po twarzy.

--------------------------

#nieumiempisaćscenakcji 

7 komentarzy:

  1. Dobry wieczór!
    Jakiś czas temu dostałam zaproszenie do tego bloga. Cóż, moja droga. Powiem Ci, że jestem... zachwycona! :D Na prawdę. Możesz powiadamiać mnie o nowych rozdziałach :D Czekam na nie z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, cieszę się, że się podobało^^

      Usuń
  2. Trochę dziwnie mi się czytało ten fragment, w którym cofałaś się z wydarzeniami. W sensie tę perspektywę Anelli, Steena i Gilena, gdy szukali Evasa. Może dlatego, że już wiedziałam, że go odnajdą i wolałam wiedzieć, co się wydarzy dalej, a nie czytać jeszcze raz te same dialogi xD Ale od tego momentu, gdy zaczęli się dusić, to „cofnięcie się” było już ciekawsze. Może dlatego, że dzięki temu dowiedzieliśmy się, że Anella chciała coś robić, a nie stała jak słup soli. Chociaż muszę przyznać, że w tym rozdziale też działała mi na nerwy. Ja rozumiem, że można nie chcieć czyjejś śmierci, ale na Boga! Ta dziewczyna wydaje mi się bardzo głupia w tej swojej dobroci. Zostawią go przy życiu i co? Zastanowiła się chociaż przez moment, co stanie się z innymi ludźmi, gdy Dannel zostanie przy życiu? Pomyślała choć przez chwilę ile ludzi może zginąć jeszcze z jego ręki? Agggrr Anella zejdź na ziemię!;D
    Mam nadzieję, że jednak Evas zdoła go powstrzymać. Polubiłam go i szkoda by było, gdyby zginął
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, Anella może tą swoją naiwną dobrocią irytować. Niby już nauczyła się używać magii do atakowania innych, ale jeszcze sporo czasu minie, zanim będzie w stanie kogoś umyślnie zabić :D
      Cieszę się, że jednak polubiłaś Evasa, bo, o ile dobrze pamiętam, na początku nie wywarł na tobie zbyt dobrego wrażenia :D

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam^^

      Usuń
    2. Jeszcze nie mam na jego temat takiego stałego zdania. W każdym rozdziale myślę co innego, ale mimo to nie chciałabym, żeby zginął:D

      Usuń
  3. Hm...
    Nie lubię zmienności bohaterki. Jak ktoś ma ginąć, niech zginie - moje stałe motto. A przy okazji - uwielbiam uśmiercać swoje postaci ;)
    Rozdział ciężko mi się czytało, gdyż brakowało mi jakieś power-upa, czegoś przez co będę trząść się z ekscytacji! Nie mniej, przyjemnie się czyta i kolejny rozdział za mną.
    POstawiałam sobie za cel być na bieżąco na koniec tego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajemnicą nie jest fakt, że nie potrafię pisać scen akcji ^^ Dlatego rozdziały, w których toczyć się będzie jakaś walka, mogą być ciężkie do czytania ^^
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony