wtorek, 16 maja 2017

Rozdział XXXIV

    Dannel nie przyszedł sam.
    Przyprowadził ze sobą kilkoro ludzi, czego się oczywiście spodziewali, mimo że Sander przekazał mu, że ma przyjść sam. Anella nie rozpoznawała nikogo z nich, ale też nie oczekiwała tego. Nie miała okazji przyjrzeć się nikomu z nich dokładniej — przyszedł czas na atak.
    Zaatakowali równocześnie, rzucając w stronę Dannela flakoniki z czystą magią. Anella, Sonha i Evas użyli swojej magii, by pchnąć je dalej z większą siłą. Kiedy doleciały do celu, sprawili, że popękały, uwalniając zawartość i opryskując nią przeciwników. Anella nie była w tym nawet w połowie tak szybka jak Evas i Sonha — mogła kontrolować tylko jeden flakonik jednocześnie, a zniszczenie go w odpowiednim momencie wymagało precyzji. Dziewczyna czuła, jak ucieka jej magia, ale nie przejmowała się tym.
    Tak samo jak nie przejmowała się okrzykami bólu, które usłyszała. Nie pozwalała sobie na to, żeby o tym myśleć. Gdyby to zrobiła, straciłaby wolę do walki i stała się bezużyteczna.
    A może to Sander na mnie wpływa?, pomyślała. Jeśli tak, była mu za to wdzięczna. Przyda jej się trochę odwagi.
    Nie czekali na reakcję — kolejne flakoniki czystej magii pomknęły w stronę Dannela i jego ludzi. Tym razem nie dotarły jednak do celu. Zatrzymały się na niewidocznej ścianie, zapewne wytworzonej przez Dannela. Kilka z nich roztrzaskało się, reszta zawisła w powietrzu, przytrzymywana zapewne przez Evasa.
    — Dziękuję za tak ciepłe powitanie — powiedział Dannel fałszywie radosnym głosem. — Dobrze zrozumiałem, że chcieliście mi oddać moją drogą przyjaciółkę?
    Któryś z flakoników musiał w niego uderzyć — może nawet kilka. Fragment jego szyi zblakł, jakby stracił kolor. Kilka kropel musiało też spaść mu na twarz, sprawiając, że wyglądał, jakby miał szarawe piegi.
    Evas prychnął. Kilka flakoników czystej magii opadło delikatnie na podłogę, ale reszta pozostała na miejscu.
    — Chciałbyś. Wypuścimy ją na wolność, jeśli poddasz się bez walki.
    — A jeśli się nie poddam?
    — Wtedy ją zabijemy. Wiedziałbyś o tym, gdybyś dokładnie wysłuchał wiadomości Sandra — Evas mówił nonszalancko, ale Anella nie wierzyła, żeby naprawdę tak się czuł.
    Dannel nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko. Zapewne wątpił w słowa Evasa. Anella sama nie była pewna, czy w nie wierzyła.
    Jeden ze stojących na podłodze flakoników poruszył się. W pierwszej chwili Anella nie zareagowała, myśląc, że to Evas nimi poruszał. Ale wtedy flakonik podniósł się i pomknął w jej stronę z zawrotną prędkością.
    Anella wydała zduszony okrzyk i uskoczyła w tył, odruchowo wznosząc dłoń, by się osłonić. Jednocześnie przywołała swoją magię, próbując zatrzymać lecącą w jej stronę fiolkę. Zamiast tego, została jednak odrzucona do tyłu — ktokolwiek kontrolował flakon, musiał być znacznie od niej silniejszy.
    Anella potknęła się o dywan i wpadła na fotel zajmowany przez Ballę, przewracając go.
    I wtedy rozpoczął się chaos.
    Ludzie Dannela zaatakowali. Anella poczuła, jak dywan, na którym wylądowała, przesuwa się w stronę wyjścia. Spróbowała wstać, ale mocne szarpnięcie z powrotem sprowadziło ją na podłogę.
    Cholera, pomyślała dziewczyna, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Użyła własnej magii, żeby zatrzymać dywan i tym razem jej się to udało. Podniosła się akurat wtedy, kiedy z sufitu zaczęło się sypać. Dziewczyna spojrzała w górę i z niepokojem zauważyła duże pęknięcie.
    Rozejrzała się szybko, choć w chaosie panującym wokół ciężko było się zorientować, kto był tego przyczyną. I wtedy Anella spojrzała w dół, na leżącą obok niej Ballę — dziewczyna nie mogła się podnieść, będąc przywiązaną do fotela.
    Ale ciągle mogła używać magii.
    Muszę coś z tym zrobić, pomyślała Anella. Ale co? Jej wzrok padł na leżącą nieopodal fiolkę z czystą magią, ale nie, nie mogła się do tego zmusić. Nie mogła zabić z zimną krwią.
    Nie powinna była się wahać — Balla użyła swojej magii, żeby podnieść fotel, na którym siedziała. Zrobiła to dość niezręcznie, ale udało jej się. Z sufitu posypało się więcej gruzu.
    Zrób coś!, nakazała sobie Anella i przyskoczyła do Balli z zamiarem uderzenia jej. Ale w tej samej chwili dywan znów poruszył się pod jej nogami i tym razem nie mogła go zatrzymać. Anella upadła, boleśnie uderzając głową o stół.
    Stół, pomyślała. Mimo zawrotów głowy, położyła dłonie na jednej z jego nóg i napełniła go magią. Posłała go w stronę Balli, lecz ta odepchnęła go, a przynajmniej spróbowała. Stół zatrzymał się, lecz nie pomknął w stronę Anelli, jak dziewczyna się spodziewała.
    Anella i Balla spojrzały na siebie. W oczach tej drugiej pojawił się strach. Czyżby kończyła jej się magia? Samej Anelli nie pozostało jej zbyt wiele — czuła tę dziwną pustkę wewnątrz siebie — ale ona zawsze miała jej mało. Balla była anomalią, obdarzoną dużą magiczną siłą. Skoro straciła jej aż tyle, musiało to znaczyć, że teraz były na bardzo podobnym poziomie.
    Mam szansę, żeby to przeżyć, pomyślała z nutką desperacji i histerii Anella. A potem coś sobie uświadomiła.
    Jeśli Balla naprawdę się boi to znaczy, że nie może używać magii.
    Zdeterminowana, Anella skoczyła na równe nogi i podbiegła do Balli, kładąc dłonie na fotelu. Nie mogła sobie pozwolić na marnowanie magii, nie w takim momencie. Zanim Balla zdążyła zareagować, fotel pomknął w stronę ściany i uderzył w regał z książkami.
    Jego zawartość posypała się na dziewczynę, a Anella wstrzymała oddech. Proszę, pomyślała. Proszę, niech to wystarczy.
    Oczywiście, nie wystarczyło. Balla najwyraźniej już się nie bała — była zdeterminowana, żeby przetrwać. Swoją magią odgarnęła książki, posyłając kilka z nich w stronę Anelli.
    Dziewczyna zanurkowała pod stół. Część jej magii wciąż pozostawała w fotelu, dlatego użyła jej, żeby znów uderzyć Ballą o regał. Mocno. I w tym momencie poczuła przerażającą pustkę.
    Nie, pomyślała. Nie, nie teraz! Magii pozostało jej tak niewiele, że niemal wcale. Wątpiła, by mogła zrobić cokolwiek. Była bezbronna!
    Niemal wpadła w panikę, ale przypomniała sobie swoje lekcje z Eanem i Evasem. Mogła ją odzyskać. Tylko część, ale zawsze coś. Położyła dłoń na nodze od stołu i wessała z powrotem swoją magię z niego. Oprócz niej, czuła coś jeszcze. Jakąś inną moc. Balli, uświadomiła sobie.
    Spróbowała wchłonąć także ją, ale ta stawiała opór. Zachowywała się tak, jakby chciała się wydostać, ale z jakiegoś powodu nie mogła wejść do Anelli. Mimo to, dziewczyna nie przestawała naciskać. Czuła się zdesperowana i bezbronna. Musiała coś zrobić.
    Wreszcie poczuła, jak coś pęka i ze zdumieniem odkryła, że jej ciało napełnia nowa siła. Nie było jej wiele, ale była. Nie spodziewałam się, że to zadziała, pomyślała Anella. Ean nigdy nie wspominał o czymś takim.
    Uczucie nie należało do komfortowych, ale Anella nie mogła pozwolić sobie na narzekanie. Szczególnie dlatego, że stół właśnie poruszył się, choć zapewne nie z powodu Balli, chyba że odkryła ona to samo, co Anella.
    Ale nie, to nie była ona. Stół pomknął w zupełnie inną stronę, a Anella odetchnęła z ulgą. Chwyciła fiolkę z magią, która wciąż pozostała jakimś cudem nieuszkodzona, i posłała ją w stronę Balli.
    Flakonik zatrzymał się tuż przed jej szeroko otwartymi ze strachu oczami. Dobrze, pomyślała Anella. Chciała ją wystraszyć. Przywołała fiolkę z powrotem do siebie, a potem, korzystając z resztek magii w fotelu, gwałtownie szarpnęła nim na bok.
    Przewrócił się, a Balla uderzyła głową o podłogę. Anella nie pozwoliła jej wstać — przyciągnęła fotel do siebie, zamiatając białymi włosami dziewczyny o podłogę. Kiedy zatrzymała się przy niej, Anella zebrała się w sobie i kopnęła ją w twarz. Kilka razy. Mocno.
    Najwyraźniej to wystarczyło. Być może Balla oberwała już wystarczającą ilość razy albo magia Sielli osłabiła ją, to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że wreszcie straciła przytomność.
    Pokonałam ją, pomyślała Anella z niedowierzaniem. Miała tylko nadzieję, że nie zrobiła jej poważnej krzywdy. Balla była przecież siostrą Evasa. Anella wątpiła, by chłopak docenił, gdyby ją zabiła.
    Jakim cudem mogła o tym tak nonszalancko myśleć? Właśnie kogoś skrzywdziła... Powinna się siebie wstydzić.
    Ale nie potrafiła. Przypomniała sobie, że Balla planowała zawalić na nich sufit. Być może ich wszystkich ocaliłam, pomyślała Anella. Nie powinnam się tego wstydzić. Powinnam być dumna.
    I naprawdę taka była.
    Jej uwagę przyciągnął huk, a potem krzyk. W ścianie wieży pojawiła się ogromna dziura, przez którą ktoś wyleciał. Anella miała nadzieję, że nie był to nikt z ich strony.
    Rozejrzała się. W tym chaosie ciężko było cokolwiek dostrzec, ale zaniepokoił ją fakt, że nigdzie nie widziała Sandra. Może stąd uciekł?, pomyślała z nadzieją. Nie nadaje się do walki, a skoro Dannel już tu jest...
    Potrząsnęła głową. Nie czas na takie myśli. Walka wciąż trwała. Anella chwyciła flakonik z czystą magią. To się jeszcze przyda, pomyślała.

    Evas całą swoją uwagę skupił na Dannelu. Nie pozwolił, żeby cokolwiek go rozpraszało. To już ostatnia nasza walka, obiecał sobie. Tym razem nie przegram.
    Dannel nie zaatakował go, zamiast tego ruszył w stronę Balli, z pewnością chcąc ją uwolnić. Nawet nie próbuj, warknął Evas w myślach. Poruszył krzesłem, uderzając w mężczyznę, by ten zwrócił na niego uwagę.
    Poskutkowało. Dannel obrócił się w jego stronę.
    W powietrzu pojawiły się dziesiątki drobnych pocisków, które pomknęły w stronę Evasa. Chłopak nie wiedział, czym były, i nie zamierzał sprawdzać na własnej skórze. Użył jednego z regałów, żeby się osłonić.
    Pociski uderzyły o regał, niektóre wbiły się w niego, a inne opadły na ziemię. Zniknęły, zanim Evas zdążył się im przyjrzeć i odkryć, jakim cudem mogły latać. Dannel nie mógł im tego nakazać — był Magiem Tworzącym, nie Manipulującym.
    Evas chwycił swoją magią kilka flakoników czystej magii i posłał je w stronę Dannela. Zatrzymały się na niewidocznej ścianie, ale Evas nie przestawał napierać. Odwracając w ten sposób uwagę mężczyzny, poruszył jeszcze jedną fiolką, ostrożnie przesuwając ją po podłodze tak, by zaatakować Dannela od tyłu.
    Niemal mu się udało, ale w tym momencie ktoś na niego wpadł. Jakaś dziewczyna, niewątpliwie jedna z popleczniczek Dannela. Jej imię wyleciało Evasowi z głowy. Wściekły, brutalnie odepchnął ją na bok.
    Niestety, w międzyczasie stracił kontrolę nad flakonikami. Udało mu się zatrzymać je, zanim opadły na ziemię, ale Dannel zdążył zauważyć ten znajdujący się tuż za nim i osłonić się również z tej strony.
    Trzymaj dystans, powiedział sobie Evas. Tak było bezpieczniej. Dannel wciąż mógł go zaatakować, ale musiał się bardziej wysilać. Evas zaś lepiej czuł się, walcząc z daleka.
    Czysta magia nie była jedyną bronią chłopaka — miał też dwa noże, które dał mu Ean na jego prośbę. Nie chciał ich jednak jeszcze wyjmować — gdyby nimi zaatakować, Dannel z pewnością zablokowałby atak. Musiał najpierw odwrócić jego uwagę.
    Ciągle chowając się za regałem, Evas zdecydował się posłać w stronę Dannela kilka książek, wcześniej magicznie zwiększając ich wagę. One również zatrzymały się na niewidzialnej barierze. Evas przeklął pod nosem. Ta cholerna bariera zaczynała działać mu na nerwy. Ciężko będzie się jej pozbyć.
    Od ilu stron osłaniał się Dannel? Evas podejrzewał, że zarówno od góry, jak i od każdego z boków. Ale co z dołem?
    Sięgnął magią do podłogi i poprowadził ją prosto pod Dannela. Najchętniej zawaliłby całe podłoże, ale wtedy ucierpieliby wszyscy, a tego nie chciał. Gdyby było tu tylko ich dwóch, Evas nie wahałby się — zniszczyłby całą wieżę, żeby pogrzebać w jej gruzach Dannela.
    Podłoga pod stopami Dannela zaczęła się kruszyć, ale mężczyzna zauważył to i w porę odskoczył. Wtedy Evas zaatakował go czystą magią.
    Wytrącony z równowagi, Dannel nie zdążył się w porę wznieść magicznej bariery. Niestety, zdążył unieść rękę, żeby osłonić twarz i jeden z flakoników się na niej rozbił. Reszta również opadła na jego ciało, ale Evas wiedział, że nic mu nie zrobią. Musiałyby dotknąć gołej skóry, by wyrządzić jakąkolwiek krzywdę.
    I twarzy, żeby zabić.
    Przez twarz Dannela przemknęła wściekłość i ból, i mężczyzna zaatakował. Pod Evasem znikąd pojawił się ogień i chłopak musiał uskoczyć w stronę Dannela, żeby uniknąć poparzeń. Ogień zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.
    Dannel nagle znalazł się tuż przy nim i, zanim Evas zdążył zareagować, przyciągnął go do siebie i uderzył w twarz. Mocno. Evasowi pociemniało przed oczami i, gdyby mężczyzna go nie trzymał, osunąłby się na ziemię. Fizycznie, Dannel był zdecydowanie silniejszy od niego.
    Nagle jego ramię eksplodowało bólem. Ręka Dannela stała się tak gorąca, że aż parzyła i Evas musiał zacisnąć zęby, żeby przełknąć krzyk. Ból rozchodził się wzdłuż jego ręki, świat znów pociemniał mu przed oczami i Evas nie mógł zobaczyć, czy faktycznie płonął, czy tylko mu się zdawało. Mimo to, udało mu się wyjąć nóż i zamachnąć się nim.
    Dannel wybrał ten moment, żeby go puścić i Evas upadł na ziemię. Nóż, zamiast dźgnąć go w brzuch, trafił go w nogę, co Evas i tak uznał za sukces. Ramię płonęło mu niewyobrażalnym bólem, a świat dookoła z każdą chwilą wydawał się coraz ciemniejszy.
    Najwyraźniej jednak nóż w nodze zdekoncentrował Dannela na tyle, że ten odwołał ogień trawiący ramię Evasa. A może żadnego ognia nie było, a ból zelżał sam z siebie? Evas chwycił nóż i wyrwał go z nogi Dannela. Mogłem go dźgnąć w jaja, pomyślał.
    Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, Dannel znów go chwycił — tym razem za włosy — i pociągnął do góry. Cholerne włosy, pomyślał Evas zaciskając zęby. Jeśli to przeżyję, to je obetnę.
    Dannel wzniósł drugą rękę i zacisnął ją na gardle Evasa, znów przywołując to parzące gorąco — nie był to ogień, ale jasne światło, boleśnie palące jego skórę. Evas powstrzymał krzyk — zresztą, i tak nie miałby jak krzyknąć, zaczynało brakować mu powietrza — i zebrał całą swoją siłę, żeby zrobić najprostszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy.
    Najmocniej jak potrafił, kopnął Dannela w jaja.
    Mężczyzna jęknął i zgiął się nieco, puszczając gardło Evasa. Chłopak wziął łapczywy wdech, czując nagłą ulgę. Nie pozwolił Dannelowi się wyprostować — kopnął go jeszcze raz.
    Tym razem Dannel go puścił, zginając się w pół i przeklinając. Evas nie czekał na reakcję — przywołał jeden z regałów z książkami i posłał go prosto na Dannela, jednocześnie samemu uskakując mu z drogi. Potknął się i przewrócił, upuszczając nóż, ale to nie miało znaczenia — z satysfakcją zauważył, jak regał przygniata Dannela do ściany.
    Nie miał siły, żeby uderzyć nim Dannela kilka razy, więc tylko przytrzymał go w miejscu. Wciąż czuł się zamroczony przez ból, ponadto był wykończony. Gdyby tylko mógł, położyłby się i zasnął. Ale wiedział, że na odpoczynek przyjdzie czas potem. Nadal miał coś do zrobienia i chciał zakończyć to jak najszybciej.
    Zmusił się, żeby wstać i, ignorując lekkie zawroty głowy, na nieco drżących nogach podszedł do Dannela, wyciągając drugi nóż. Mężczyźnie udało się odepchnąć regał i wstać, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, Evas już trzymał nóż przy jego gardle, starając się powstrzymać drżenie ręki. Gdzieś w tle rozległ się jakiś huk, ale Evas zignorował go, zdeterminowany, żeby to wszystko zakończyć.
    Dannel spojrzał na niego z mieszaniną pogardy i rozbawienia w oczach.
    — Naprawdę, Evas? — prychnął. — Myślisz, że uwierzę, że to zrobisz? Proszę cię. Nie dasz rady. Jesteś słaby.
    Evas zacisnął wargi, biorąc głęboki wdech.
    — A wiesz jaki ty jesteś? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. — Martwy.
    I, zanim zdążył się rozmyślić, poderżnął mu gardło. 

-------------------------------------
Przedostatni rozdział. Został jeszcze tylko jeden!

6 komentarzy:

  1. Bedzie krótko-wybacz. Podobało mi sie, ze zestawilas ze sobą niby rożne, ale podobne bitwy dwoch kobiet i dwoch mężczyzn. Plus nie spodziewałam sie, ze Evas naprawdę zabije Dannela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dannel też się nie spodziewał i dlatego zginął :D

      Dziękuję za komentarz,
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. No nie wierzę! Dannel pokonany! I proszę, proszę.., Anella... Dzielna dziewczyna. To moja krew, coś mi się wydaję, że ona nie do końca jest magiem manipulacyjnym :D
    Pięknym., co ja mówię! Przepiękny rozdział. Jestem wprost zachwycona.
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    Moon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dannel został pokonany, ale to na pewno jeszcze nie koniec problemów... :D Heh, Anella wreszcie przestała marudzić i wzięła się do poważnej walki ^^

      Dziękuję za komentarz :D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Bardzo podobał mi się ten rozdział. Był dynamiczny, wciągający i zaskakujący. Nie spodziewałam się, że Dannel zginie. Niby cały czas o to właśnie chodziło - by go pokonać - ale gdy już jest po wszystkim, to ciężko mi w to uwierzyć. Chyba już przywykłam do tej niekończącej się walce dobra ze złem i trudno mi pojąć, że to koniec. Chociaż w sumie... może to wcale nie koniec? Może walka nadal będzie trwać nawet jeśli Dannela już nie ma? No ciekawa jestem jak to rozegrasz! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że rozdział się podobał, bo, jak na rozdział składający się z prawie samej akcji, dobrze się go pisało i jestem z niego dumna :D
      Dannel został pokonany, ale to na pewno nie koniec problemów :D

      Dziękuję za komentarz ;D
      Pozdrawiam ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony