niedziela, 2 lipca 2017

Rozdział I

    Evas spojrzał na swoje odbicie w lustrze i skrzywił się. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do swoich krótkich włosów. Chociaż wiedział, że decyzja o ich ścięciu nie była zła, żałował jej. Jego włosy były jedynym, co w sobie lubił, a teraz nie miał nawet ich.
    Nie tracił jednak czasu na użalanie się nad sobą. Potrząsnął głową, chwycił swój czarny płaszcz i, narzucając go na siebie, opuścił mieszkanie, trzaskając drzwiami. Miał coś do zrobienia.
    Musiał odwiedzić swoją siostrę.
    Chociaż postanowił, że ją również zabije, pozbawienie życia Dannela odebrało mu na to chęci. Wystarczy, pomyślał wtedy. Dość zabijania... Na jakiś czas. Poza tym, Balla była w zasadzie nieszkodliwa — straciła swoją magię, a nie dotarła do niej informacja o nowym sposobie uzyskiwania jej.
    Ulice Oreall były niemal puste. Panował chłód, a z nieba prószył lekki śnieg, zalegając na ziemi cienką warstwą. Evas szybkim krokiem szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na otoczenie.
    Choć nie minęło wiele czasu od ataku Dannela, Oreall niemal w całości zostało już odbudowane. Niektóre z budynków wciąż stały zniszczone, lecz większość doprowadzono już do porządku. Evas nie wiedział, jak Ean zdołał załatwić to tak szybko. Nawet go to nie obchodziło. Liczyło się jedynie to, że Oreall wyglądało na niemal nienaruszone.
    Evas skierował się w stronę Szarej Wieży. Ona również została zniszczona w czasie walk, ale teraz stała wysoka i potężna jak zawsze, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Górowała nad całym miastem, rzucając posępny cień na pobliskie budynki.
    Przed masywnym wejściem stały dwie strażniczki. Evas nie znał ich osobiście, ale skinął im głową, kiedy wchodził do środka.
    Wewnątrz było tylko nieco cieplej niż na zewnątrz. Evas wciąż mógł zobaczyć swój własny oddech, mimo panującego wokół półmroku. Chłopak zaczął wspinać się po schodach.
    Cela Balli znajdowała się na drugim piętrze, gdzie lekki półmrok ustępował jasnemu światłu magicznych lamp, wiszących na ścianach. Gwałtowne przejście z ciemności do światła sprawiło, że Evas musiał zmrużyć oczy, porażony blaskiem.
    Kiedy odzyskał ostrość widzenia, zauważył strażnika, siedzącego przed drzwiami do jednej z cel. Mężczyzna zerknął na niego, ledwie odrywając wzrok od książki i posłał mu szybki uśmiech.
    — Evas — powiedział Steen. — Co za niespodzianka.
    Kiedy tylko Steen doszedł do siebie po ciężkich ranach otrzymanych w czasie walki, został przydzielony do pilnowania Balli, z powodu bycia najsilniejszym Magiem Tworzącym w mieście. Evas wiedział, że Steena to nie cieszyło — z pewnością wolałby spędzać czas w zaciszu swojej biblioteki, zamiast w tej ciemnicy. Pod jego nieobecność, biblioteką zajmowała się Anella, z niewielką pomocą Eana.
    — Muszę się z nią zobaczyć — powiedział Evas, wskazując na drzwi do celi. — Ean powiedział, że mogę.
    W zasadzie, Ean polecił mu się z nią zobaczyć. Evas i tak by to zrobił, ale polecenie Eana tylko przyspieszyło jego decyzję.
    Steen uniósł sceptycznie brwi, ale nie kwestionował tego.
    — Jesteś pewien, że chcesz ją zobaczyć?
    — Tak — odpowiedział, chociaż w tym samym momencie pomyślał: Nie. Wcale nie był pewien. Ale czuł, że po prostu musiał zobaczyć się dziś z Ballą, biorąc pod uwagę okazję.
    — No dobrze — Steen westchnął i wstał. — Tylko bądź ostrożny.
    Evas prychnął i przewrócił oczami. Balla nie byłaby w stanie mu niczego zrobić, szczególnie teraz.
    Steen otworzył mu drzwi do celi i chłopak wszedł do środka.
    W celę oświetlało jedno światło, nie tak jaskrawe jak to na zewnątrz. Poza tym, została urządzona bardzo skromnie, jak na więzienie przystało. Na jej umeblowanie składały się proste łóżko, jedno drewniane krzesło, duża miska z wodą i wiadro stojące w kącie.
    Balla siedziała na łóżku. Kiedy drzwi za Evasem zamknęły się, podniosła na niego wzrok.
    Jej oczy wydawały się ciemniejsze niż zwykle i całkowicie pozbawione wyrazu. Schudła, zauważył Evas, przyglądając się siostrze. I przestała o siebie dbać. Nie powinno go to obchodzić, ale z jakiegoś powodu sprawiło, że poczuł się winny.
    Odchrząknął i niezręcznie przestąpił z nogi na nogę.
    — Wszystkiego najlepszego? — powiedział niepewnie, przez co zabrzmiało to jak pytanie.
    Dziewczyna prychnęła.
    — Nagle sobie o mnie przypomniałeś? — Jej głos był zachrypnięty, jakby od dawna nic nie mówiła. — Po co tu przyszedłeś?
    — Są twoje urodziny. Pomyślałem, że nie wypada, żebyś spędziła je sama.
    Przewróciła oczami.
    — Przecież cię to nie obchodzi. Mów, po co przylazłeś, i idź sobie. Dobrze się bawiłam, zanim przyszedłeś.
    Nie wątpię, pomyślał Evas, jeszcze raz rozglądając się po celi. W końcu znów spojrzał na Ballę, starając się, żeby jego twarz pozostała równie obojętna, jak jej. Dlaczego musi mi wszystko utrudniać?, pomyślał, zaciskając dłonie w pięści. Staram się. Próbuję być miły, a ona...
    Pieprzyć to.
    — Próbowałem być miły — warknął. — Ale z tobą najwyraźniej się tak nie da. Będę więc mówił prosto z mostu — gdzie są ludzie Dannela? Gdzie się ukryli?
    Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
    — Myślisz, że ci tak po prostu powiem? — prychnęła. — Nie powiedziałabym, nawet gdybym wiedziała.
    Nie nadaję się do tego, pomyślał Evas. Brakowało mu cierpliwości. Spokojnie, odetchnął głęboko. Obiecał Eanowi, że postara się wyciągnąć z siostry jakiekolwiek informacje, nie mógł teraz stracić głowy i zrobić czegoś głupiego. Niestety, jeśli Balla nie zacznie współpracować, było bardzo prawdopodobne, że tak się właśnie stanie.
    — Czemu miałabyś nie powiedzieć? — Wzruszył ramionami, usiłując zachować spokojny ton. — Dannel i tak już nie żyje, a na reszcie ci nie zależy. Czemu ich chronić?
    Balla przez chwilę wpatrywała się w niego, a potem na sekundę odwróciła wzrok, zanim znów wbiła go w jego twarz. Choć wydawała się spokojna, w jej oczach narastał gniew.
    — Zabiłeś kogoś, kogo kochałam — powiedziała w końcu, po długiej chwili milczenia. — Czemu miałabym ci pomagać? Nie chcę, żebyście wygrali. Dannel nie żyje, ale to nie znaczy, że wojna jest skończona. Będą kolejni, tacy jak on. — Wzięła głęboki wdech. — Nic nie powiem, ani tobie, ani innym. Możecie mnie torturować, możecie nawet zabić, ale nic nie powiem. — Nachyliła się ku Evasowi. — Dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś? Wiem, że chcesz.
    — Nie chcę — odparł cicho i zaskoczył ją tym. Zamrugała ze zdezorientowaniem, ale szybko znów przywołała obojętność na swoją twarz. — Jesteś moją siostrą. Nie chcę cię zabijać, nie chcę, żeby zrobił to ktoś inny. — Sam nie wiedział, ile w jego słowach było szczerości. — I nie chcę, żebyśmy byli wrogami. Pomyśl o naszych rodzicach. Co by sobie o nas pomyśleli, widząc nas teraz?
    Balla przygryzła wargę i spuściła wzrok, najwyraźniej rozważając słowa Evasa, podczas gdy on stał z szaleńczo bijącym sercem, czekając. Niech to zadziała, pomyślał. Nie wiedział, jakich jeszcze argumentów musiałby użyć, żeby ją przekonać.
    Przez chwilę milczeli, a z każdą upływającą sekundą Evas czuł się coraz bardziej niezręcznie. Wreszcie jednak Balla znów na niego spojrzała i odezwała się, przerywając nieznośną ciszę:
    — Co się stało z twoimi włosami? — zapytała.
    Wzruszył ramionami, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyła go zmiana tematu.
    — Ściąłem je — odparł, dotykając ich. — Tak jest wygodniej. I bardziej praktycznie.
    — Podoba mi się — stwierdziła Balla, znów go zaskakując. — Pasuje ci.
    — Dzięki — mruknął, spuszczając wzrok. Czemu nagle jest dla mnie miła?, pomyślał. Musi czegoś chcieć.
    — Może ja też powinnam obciąć swoje. Poczułabym się lepiej — w jej głosie pobrzmiewał smutek. — Ładniej. Myślisz, że mógłbyś mi pomóc? Potraktuj to jako prezent urodzinowy — przynieś mi nożyczki, żebym mogła ściąć swoje włosy.
    Spojrzał na nią ostro.
    — Masz mnie za idiotę? — warknął. — Może mam ci też przynieść komplet noży? A potem zostawić otwarte drzwi, żebyś mogła sobie uciec? Zapomnij! — Wziął głęboki wdech. — Co za strata czasu... — mruknął.
    Nie powinienem był tu przychodzić, pomyślał, obracając się na pięcie i wychodząc. Całą siłą woli musiał powstrzymywać się, by nie trzasnąć drzwiami. Pełniący straż Steen posłał mu pytające spojrzenie, na które on potrząsnął głową, nic nie mówiąc.
    Mimo wściekłości, którą odczuwał w stosunku do siostry, postanowił, że spróbuje znaleźć kogoś, kto zetnie jej włosy. W ramach prezentu urodzinowego.

    Anella wciąż czuła się nieswojo, przebywając sama w bibliotece. Jej olbrzymie rozmiary przytłaczały, sprawiały, że czuła się mała i bezbronna — bardziej niż zwykle. Mimo to, Anella nie narzekała. Sama chciała tam pracować. Nie mogła się teraz wycofać.
    Dlatego też siedziała za biurkiem Steena, usiłując zignorować niepokojącą ciszę i czytając książkę, a przynajmniej próbując to robić. Nie potrafiła się skupić, co chwilę podnosiła głowę i rozglądała się, mając wrażenie, że zaraz coś ją zaatakuje.
    Nie bądź głupia, skarciła samą siebie w myślach. Niby kto miałby cię zaatakować? Dannel nie żyje. Jesteś bezpieczna. Oreall już nic nie zagraża.
    Tak naprawdę w to nie wierzyła. Wiedziała, że na wolności wciąż znajdowali się niektórzy z ludzi Dannela, a poza tym była jeszcze ta kobieta, którą uwolnił z Szarej Wieży. Co się z nią stało? Gdzie była? Czy planowała ich zaatakować?
    Anella potrząsnęła głową, próbując pozbyć się tych myśli. Sander powiedziałby, że niepotrzebnie się przejmuje, że wszystko będzie dobrze, że są już bezpieczni, ale go tu nie było. Przychodził prawie codziennie — a jak nie on, to Ean — ale dziś nie było żadnego z nich. Ean miał na głowie ważniejsze sprawy, niż niańczenie jej, ale nie wiedziała, co stało się z Sandrem.
    Pewnie się mną znudził, pomyślała ponuro, ale wiedziała, że to mało prawdopodobne. Sander nie należał do ludzi, którzy łatwo się nudzili, a poza tym był zbyt miły, żeby tak po prostu ją zignorować. Pewnie po prostu był czymś zajęty.
    Wszystko to brzmiało bardzo rozsądnie, ale Anella i tak poczuła się przygnębiona.
    Ostatni raz była sama w bibliotece, podczas ataku Dannela na miasto — tego, w czasie którego uwolnił z Szarej Wieży tę kobietę. Wtedy właśnie ona zaatakowała i zraniła jednego z jego popleczników. Kiedyś to wspomnienie napawało ją wstydem. Teraz... Miała mieszane uczucia. Nie podobało jej się to, że wyrządziła komuś krzywdę, ale zdawała sobie sprawę z tego, że nie miała wyboru. To już jakiś krok na przód, stwierdziła.
    Ten nagły przypływ wspomnień sprawił, że prawie podskoczyła, kiedy usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi. Zwalczyła niedorzeczną chęć schowania się pod biurkiem i wyprostowała się. Czy to Sander?
    Nie, to była jakaś dziewczyna, której Anella nie miała okazji poznać. Nieznajoma była wysoka i puszysta, o długich ciemnych włosach i jasnobrązowej skórze. Zatrzymała się na widok Anelli i uśmiechnęła szeroko.
    — Cześć — powiedziała.
    — Cześć — odparła Anella, niepewnie odwzajemniając uśmiech.
    Dziewczyna podeszła bliżej, rozglądając się.
    — Zastępujesz Steena? Myślałam, że już wyszedł ze szpitala.
    — Tak, ale... Ma inne sprawy na głowie — wyjaśniła Anella. — Tymczasowo to ja zajmuję się biblioteką. W czym mogę pomóc?
    — Szukam czegoś o polityce. Coś o sposobach rządzenia krajem. O monarchiach, demokracji i tak dalej. Wiesz, o co mi chodzi. — Machnęła ręką.
    Anella pokiwała głową i wstała. Skierowała się w stronę regałów.
    — Chodź za mną.
    Anella zaprowadziła ją do działu, który zawierał w sobie książki na temat polityki. Był to jeden z większych działów biblioteki, zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Na ten widok, nieznajomej dziewczynie nieco zrzedła mina.
    — Cóż, lepiej, żebym zabrała się za robotę — stwierdziła, uśmiechając się cierpko.
    — Pomóc ci? — zaoferowała Anella, w końcu po to właśnie tu była.
    — Jeśli byś mogła. Sama nie wiem, czego konkretnie szukam. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowałam się polityką, a teraz... — westchnęła i potrząsnęła głową.
    Przydałby się Steen, pomyślała Anella. On wiedziałby, co jej dać. Ale Steena nie było i Anella musiała radzić sobie sama. Byłoby łatwiej, gdyby szukała czegoś konkretnego.
    — Zacznę od tego regału. — Anella wskazała jeden z nich. — Ty możesz zacząć z drugiej strony.
    Dziewczyna pokiwała głową i przeszła na drugą stronę regału.
    — Jestem Stace, tak przy okazji — powiedziała, posyłając Anelli szybki uśmiech.
    — Anella — odparła dziewczyna.
    Przyjrzała się książkom na regale i stłumiła westchnięcie. To zajmie sporo czasu, chyba że...
    — Czego konkretnie szukasz? — zapytała, przygryzając wargę.
    — Czegoś o wadach i zaletach różnych systemów rządzenia — odparła Stace. — Albo książek, które ogólnie opisują, co jest czym i jak funkcjonuje. Takie rzeczy.
    Anella pokiwała głową, jednocześnie zastanawiając się, po co dziewczynie były takie książki. To nie moja sprawa, stwierdziła w końcu.
    Zdążyła wybrać już kilka książek, których tytuły brzmiały, jakby zawierały to, czego poszukiwała Stace, kiedy dziewczyna znów się odezwała.
    — A ty co o tym wszystkim myślisz? — zapytała nagle.
    Anella zmarszczyła brwi.
    — O czym?
    — Nie słyszałaś? — Stace wyjrzała zza regału, żeby na nią spojrzeć. — Ta nowa dziewczyna, Lonnie, nie wiem, czy ją kojarzysz, ponoć utworzyła jakieś zgromadzenie. Zebrała ludzi, którym nie podoba się sposób, w jaki Oreall jest rządzony i chyba chcą wprowadzić jakieś zmiany. — Stace potrząsnęła głową. — Nie wiem, o co dokładnie chodzi, powtarzam tylko to, co powiedział mi Alix. Ale pomyślałam sobie, że trochę poczytam i pójdę im wyjaśnić, jakimi są idiotami.
    Czy Ean o tym wie?, pomyślała Anella. Pewnie wiedział, ale i tak ją to zaniepokoiło.
    — To... niedobrze — stwierdziła. — Czy takie coś w ogóle jest legalne?
    Stace wzruszyła ramionami.
    — Czemu miałoby nie być? Póki tylko sobie gadają, nic złego się nie dzieje. Z drugiej strony... Tak właśnie było z Dannelem. Nikt nie zwracał na niego uwagi, a potem nagle... — Potrząsnęła głową. — Właśnie dlatego idę na to ich spotkanie. Chcę im wbić trochę rozsądku do głowy. Ale najpierw muszę w ogóle cokolwiek na ten temat wiedzieć — uśmiechnęła się.
    — Kiedy jest to spotkanie? — Będę musiała powiedzieć o tym Eanowi, stwierdziła. Nawet, jeśli już wie.
    — Za trzy dni, w „Tańczącym Płomieniu”. Przyjdziesz?
    „Tańczący Płomień” był barem. Anella zawahała się. Nie chadzała w takie miejsca, ale...
    — Zobaczę — powiedziała wreszcie. Warto byłoby przyjrzeć się tej sprawie, szczególnie jeśli mogą wyniknąć z niej kłopoty.
    Anella niemal podskoczyła, słysząc trzask zamykanych drzwi. Spojrzała przepraszająco na Stace.
    — Sprawdzę, kto to — powiedziała. — Zaraz wracam.
    — Jasne. A ja w tym czasie... — Stace wskazała na niekończące się regały z pełnym boleści wyrazem twarzy. Anella nie mogła powstrzymać uśmiechu.
    Okazało się, że osobą, która przyszła, był Evas. Stał przed podwyższeniem, rozglądając się niepewnie, a kiedy usłyszał kroki, obrócił się w stronę Anelli.
    — Cześć — powiedział, widząc ją.
    — Cześć — odparła, uśmiechając się nieśmiało. — W czym mogę pomóc?
    Evas przestąpił z nogi na nogę, wyraźnie czując się niezręcznie. Anella cierpliwie czekała.
    — Potrafisz obcinać ładnie włosy? — zapytał wreszcie, całkowicie ją zaskakując.
    — Nigdy tego nie robiłam — przyznała. — Może poprosisz osobę, która ci je ścięła, jeśli chcesz coś poprawić...
    Jej zdaniem nie potrzebował niczego zmieniać. Wyglądał dobrze, choć wciąż ciężko było jej się przyzwyczaić do tego widoku.
    Evas potrząsnął głową.
    — Nie chodzi o mnie, tylko o moją siostrę. Pomyślałem... — zawahał się. — Chciała, żeby ktoś obciął jej włosy, więc pomyślałem, że może ty byś mogła.
    Anella niemal się wzdrygnęła. Na samą myśl o tym, że miałaby zbliżyć się do Balli, odczuwała mdłości. Nie chciała jej widzieć. Ani teraz, ani już nigdy.
    — Mogę spróbować, ale... Może byłoby lepiej, gdybyś poprosił kogoś innego. — Nie chciała urazić go swoją odmową. — Kogoś, kto się na tym zna. Nie chciałabym zrobić czegoś nie tak.
    Evas pokiwał głową.
    — Tak myślałem... — Zrobił krok w stronę wyjścia. — To... Do zobaczenia?
    — Do zobaczenia — odparła, posyłając mu szybki uśmiech i mając nadzieję, że go nie uraziła.
    Kiedy wyszedł, wróciła do Stace, żeby pomóc jej z książkami.

    Mikkel nie wiedział, ile czasu już szli. Miał wrażenie, jakby minęły godziny, a las, majaczący na horyzoncie, nadal pozostawał tak samo daleko. Zupełnie, jakby wcale się do niego nie zbliżali.
    Nie zatrzymywali się nawet na chwilę — Ellain dziarsko maszerowała do przodu, zdeterminowana, by jak najszybciej dotrzeć źródła unoszącej się w powietrzu magii. Mikkel szedł kawałek za nią, znacznie wolniej. Nie czuł się najlepiej.
    Na początku myślał, że było to spowodowane zmianą otoczenia — w końcu spędził trochę czasu na morzu, a teraz nagle wyszedł na ląd. Ale szybko doszedł do wniosku, że chodzi o coś innego.
    Jego serce biło znacznie szybciej, niż powinno, a poza tym męczyły go zawroty głowy, z każdą chwilą coraz silniejsze. Miał wrażenie, jakby coś uciskało jego klatkę piersiową, utrudniając oddychanie. Mimo to, szedł przed siebie, choć czuł się, jakby jego nogi zamieniły się w kłody.
    Zatrzymał się dopiero, kiedy nagle pociemniało mu przed oczami. Kiedy świat odzyskał ostrość, Mikkel zorientował się, że siedzi na ziemi, a Ellain nachyla się nad nim z troską wypisaną na twarzy.
    — Mikkel? Wszystko w porządku?
    — Tak. — Przetarł twarz dłońmi, wycierając ją od potu. Odetchnął głęboko. — Zakręciło mi się w głowie, to wszystko.
    — Czemu nie użyjesz swojej magii?
    — Nie chciałem jej marnować, ale masz rację. Powinienem jej użyć.
    Ellain usiadła obok niego i położyła mu głowę na ramieniu.
    — Odpocznijmy chwilę. Cokolwiek wysyła tę magię, wątpię, żeby nagle znikło.
    Mikkel pokiwał głową i zamknął oczy. Odetchnął głęboko i użył magii na samym sobie, żeby dodać sobie energii. Wytrzymasz, powiedział swemu ciału. Będziesz iść przed siebie i czuć się dobrze. Nie wiedział, jak dobrze to zadziała. Nigdy tak naprawdę tego nie robił, ale warto było spróbować.
    Uspokoił też bicie swojego serca i przegonił zmęczenie, jednocześnie czując, jak magia ulatuje z niego w zastraszającym tempie. Nie mógł tego ciągnąć zbyt długo. Bez magii byłby całkiem bezbronny, a nie wiedział przecież, co mogło go czekać na Pustkowiu. Lepiej być ostrożnym.
    — Lepiej się zbierajmy — powiedział, wstając.
    Ellain spojrzała na niego niepewnie, ale przyjęła jego rękę, żeby wstać.
    — Jesteś pewien, że dasz radę? Możemy jeszcze trochę posiedzieć i odpocząć. Nigdzie nam się nie spieszy.
    — Nie, jest w porządku. Chodźmy. Chciałbym gdziekolwiek dotrzeć, zanim zapadnie noc.
    — W takim razie zbierajmy się.
    Mino jakieś pół godziny, zanim Mikkel zdecydował się przestać korzystać z magii i kolejne pół, zanim znów musieli się zatrzymać, żeby odpoczął. Ellain przyglądała mu się z troską, kiedy usiadł na piasku, oddychając ciężko.
    — Jak się czujesz? — zapytała.
    — Okropnie — przyznał przez zaciśnięte zęby. — A ty?
    Potrząsnęła głową.
    — W porządku. Nie wiem, czemu ty tak reagujesz.
    — To pewnie ta magia... Ale nie wiem, czemu ciebie nie rusza.
    Podejrzewał, że może złapał na morzu jakąś chorobę, ale skąd by się wzięła? I czemu ujawniła się dopiero teraz? Nie, bardziej prawdopodobne było działanie magii, krążącej w powietrzu. Ale czemu Ellain była odporna? Czy to dlatego, że jej własna magia została zablokowana?
    Ellain poklepała go po ramieniu.
    — Posiedź tu i odpocznij, ja przejdę się jeszcze kawałek. Zaraz wracam.
    — Uważaj na siebie.
    — A co miałoby mi się stać? — Zaśmiała się i pokazała ręką otoczenie. — Nic tu nie ma.
    Wokół nich znajdował się jedynie piasek — w oddali majaczyło morze, a po jego przeciwnej stronie las, do którego wciąż się nie zbliżyli. Mikkel podejrzewał, że był tylko iluzją, ale musieli iść w jego stronę — nie mieli innego wyboru. Nie mogli przecież zostać na tej dziwnej pustyni i czekać na śmierć.
    — Mimo wszystko, bądź ostrożna.
    Ellain wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
    — Jesteś słodki. Odpocznij. Zaraz wracam.
    Kiedy odeszła, Mikkel położył się na piasku i westchnął. Wszystko go bolało, ale jeszcze gorsze było mordercze zmęczenie, które go ogarnęło. Najchętniej by zasnął, ale domyślał się, że to zły pomysł, dlatego walczyć o to, by utrzymać swoje oczy otwarte.
    Wpatrując się w ściemniające się niebo, pozwolił swoim myślom płynąć. Oczywiście, odpłynęły w kierunku Ellain. Kobieta wciąż pozostawała dla niego tajemnicą. Nie wierzył, by stanowiła dla niego zagrożenie — ale dla innych już tak.
    To, co powiedziała o Eanie... Nie wiedział, co o tym myśleć. Chciał jej uwierzyć, ale nie mógł zapominać o tym, że przecież nie bez powodu została uwięziona. A Ean wydawał mu się dobrym człowiekiem. Zawsze był dla niego miły. Ale Ellain twierdziła co innego. Twierdziła, że był bezwzględnym mordercą, który zabił tych, których kochała.
    Mikkel zdawał sobie sprawę z tego, że nie znał całej historii. Pewnie nigdy jej nie pozna — Ellain wciąż nie chciała o tym rozmawiać. I jeśli nie zdradzi mu prawdy, w tym konflikcie będzie musiał pozostać tak neutralnym, jak tylko to możliwe.
    — Mikkel! — wołanie Ellain wyrwało go z zamyślenia.
    W głosie kobiety nie było śladu strachu, dlatego Mikkel nie zerwał się na równe nogi i nie pobiegł na ratunek, tylko ostrożnie wstał i, walcząc z zawrotami głowy, skierował się w jej kierunku.
    Ellain stała niedaleko. Nie wiedział, dlaczego nagle zatrzymała się pośrodku pustyni, ale wyjaśniła mu to, kiedy tylko stanął u jej boku.
    — Spójrz — powiedziała i wyciągnęła przed siebie rękę. Z jakiegoś powodu zatrzymała ją w połowie ruchu, jakby opierała dłoń na niewidocznej ścianie.
    Zrozumiał, o co chodzi. Powtórzył jej manewr i poczuł to, co ona. Coś blokowało jego dłoń, nie mógł przesunąć jej dalej.
    — Bariera — powiedział.
    — Tak — potwierdziła Ellain.
    Tę barierę musiał ktoś stworzyć. A to znaczyło, że prawdopodobnie nie byli tu sami.
    
*********************************
Jest i pierwszy rozdział "Królowej Pustkowia"! Obawiałam się, że nie wyrobię się do wyjazdu i będziecie musieli czekać aż do połowy lipca, bo nagle straciłam wenę, ale na szczęście ją odzyskała, ;) 
Rozdział jest długi, mam nadzieję, że nie za długi ;) Niewiele się w nim dzieje, ale mamy jedną ważną rozmowę, jedną ważną postać i jedno ważne odkrycie. Dlatego chciałam to wszystko upchnąć do jednego rozdziału. 
Nie wiem, kiedy ukaże się kolejny rozdział.
   

7 komentarzy:

  1. Podoba mi sie sposob, w jaki opisujesz Evasa. On wciąż jest jeszcze dzieckiem, choc oczywiscie przeżył tyle, co dorosły nawet nie powinien. W jego rozmowie z Balla najbardziej uderzyło mnie to, ze on tak wprost nie zdaje sobie sprawy, ze - odsuwając na bok poglądy, strony itd. - on, jej brat, zabił mężczyznę, którego ona kochała. Nawet jesli wydaje sie to niemożliwe - bo Balla?! I dlatego jest całkowicie zrozumiała jej postawa. Z drugiej strony oni sa rodzeństwem, ktore od siebie odeszło, i widac, ze nie jest im z tym dobrze. Wyrzuty sumienia Evasa skupiły sie na jednym-Balli i tym, ze nie chce jej skrzywdzić... dobrze to rozegrałaś , podoba mi sie.
    Co do Samdera-gdzie on jest? Mam nadsieje, ze niedługo pojawi sie jakas scena z nim i Anella. Nowa postac na razie dość neutralna, ale niosła ze sobą ciekawe informacje. Co szykuje L.? Widzę, ze ta dziewczyna nie próżnuje. Ja ją jak ba razie lubię.
    A Mikkel... sama juz nie wiem, co o nim myślec, bo jesli niby tak szanuje Eana, to czemu stanął u boku Dannela, czemu nie próbował mocniej go powstrzymać? A moze jednak Ean faktycznie nie jest az taki siper fajny? To by mnie w ogole nie zdziwiło.
    No i kto jest na wyspie?! Oto jest pytanie.
    Zapraszam na Niezaleznosc i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, że Evas w swoim postępowaniu jest bardzo egoistyczny. W ogóle nie potrafi postawić się na miejscu Balli, dla niego najważniejsze jest to, jak on sam się czuje. Wydaje mu się, że skoro się stara - choć niezbyt mu to wychodzi - to wszystko powinno iść po jego myśli. Jak się przekonał - niekoniecznie tak jest ;)
      Co robi Sander wyjaśni się w kolejnym rozdziale. Tak samo jak to, co kombinuje Lonnie.
      Mikkel to też dość skomplikowana postać. Niby jest dobry, ale jednak stał po stronie Dannela, mimo że nie popierał jego poglądów, i nawet nie próbował zbytnio go powstrzymywać. Jest lepszy w gadaniu niż w działaniu ;)
      Ean ma kilka rzeczy na sumieniu, które wyjdą na jaw w tej części.
      Dziękuję za komentarz,
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Obiecałam i przeczytałam! Rozdział był albo długi, albo mi się dłużył. Może dlatego że byłam zmęczona. Ale najogólniej: sporo błędów zauwazyłam. Literówki (chyba się ode mnie zaraziłaś) tyłu zamiast ł było ć. Też parę przecinków za dużo dałaś w kilku miejscach (albo ja się nie znam na interpukcji).
    Ogólnie podoba mi się, że są tajemnice, że idziemy z fabułą. To dopiero 1 rozdział nowej części, więc cisza przed burzą, ale miło się czytało :) A! Poprzedni szablon bardziej mi się podobał - ale to tylko moje zdanie :)
    Pozdrawiam ślicznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział faktycznie był długi, więc mógł się dłużyć ;) Niestety, tego typu literówki najczęściej nie sa podkreślane i czasem ich nie wyłapuję ^^"

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
    2. Znam ten ból literówek...

      Usuń
  3. Cześć i czołem, to znowu ja ;-) Jak zwykle z wielkimi zaległościami, które zamierzam nadrobić ;-)

    Pierwszy rozdział, a tutaj już tyle się dzieje. Zaczynając od rozmowy Evasa i Balli (swoją drogą, nie sądziłam, że sam z siebie do niej przyjdzie), po zapowiedź jakiejś kolejnej rewolucji, aż do Mikkela i Ellain, którzy ewidentnie wpadną niebawem w jakieś kłopoty. Bardzo podobał mi się ten post, bo zapowiada, że będzie się działo :D
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj z powrotem ^^ zaległościami się nie przejmuj, będziesz miała sporo czasu na nadrobienie, bo przez listopad żaden rozdział się raczej nie pojawi ^^"
      W tej części ogólnie sporo się dzieje, jest tyle wątków, które chcę w niej zawrzeć, że aż nie wiem, czy sobie poradzę ;D

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony