wtorek, 25 lipca 2017

Rozdział II

    Ellain ostrożnie dotknęła bariery. Wyczuwała jej magię, ale nic poza tym. Nie potrafiła jej przeniknąć, niezależnie od tego, jak mocno napierała. Gdyby mogła używać magii, spróbowałaby ją zniszczyć, ale tak? Utknęli, co niezwykle ją frustrowało.
    Ze złością kopnęła barierę. Oczywiście, nic się nie stało. Ellain nie miała jednak zamiaru się poddać.
    — Niech to szlag! — zaklęła i kopnęła jeszcze raz. Wiedziała, że nic to nie da, ale musiała wyładować swoją frustrację.
    Zerknęła na Mikkela, który w spokoju przyglądał się barierze, zadzierając głowę. Nie wyglądał najlepiej — na jego czole lśniły krople potu, skóra była blada, a oczy podkrążone. Ellain nie miała pojęcia, co się z nim działo.
    — Spójrz tam — powiedział Mikkel, wskazując w górę.
    Ellain zadarła głowę. Przez chwilę nie wiedziała, o co mu chodziło, ale wreszcie to dostrzegła. Na tle ciemniejącego nieba odcinała się jasna, niemal przezroczysta poświata. Zdawała się płynąć z wiatrem, którego nie było.
    — Czysta magia — wyszeptała Ellain z zachwytem. — Jest piękna.
    Mikkel najwyraźniej nie podzielał jej opinii.
    — Jest niebezpieczna. Chodźmy stąd, zanim tu przypłynie.
    Ellain pokiwała głową i, nie odwracając wzroku od czystej magii, zaczęła się cofać.
    Cofali się wzdłuż bariery, nie spuszczając wzroku z czystej magii. Ellain nie wiedziała, czy tylko jej się wydawało, czy też ona naprawdę przyspieszała, nieuchronnie zbliżając się do nich. Kiedy spróbowali zmienić kierunek, ona podążyła za nimi.
    Mikkel położył dłoń na ramieniu Ellain.
    — Uciekamy?
    — Uciekamy.
    Zaczęli biec, najszybciej jak potrafili, ale czysta magia wciąż nieubłaganie się do nich przybliżała. Zupełnie, jakby ktoś nią sterował. Ta myśl bardziej ekscytowała Ellain, niż ją przerażała. Jeśli ktoś tutaj mógł kontrolować magię, to znaczy, że będzie też mógł przywrócić ją Ellain!
    Mikkel musiał używać magii, żeby dotrzymywać tempa Ellain, tak przynajmniej przypuszczała kobieta. Nie wyglądał na zmęczonego, kiedy jej zaczynało już brakować oddechu. Mimo to, nie zwalniała. Wiedziała, że jeśli pozwoli czystej magii się dogonić, skończy się to dla niej źle. Adrenalina dodawała jej sił.
    Ale na nic się nie zdała, kiedy piasek pod ich stopami poruszył się. Ellain z krótkim okrzykiem wylądowała na ziemi. Mikkel zdołał przejść jeszcze kawałek, zanim również upadł.
    Ellain nawet nie miała czasu, żeby spróbować się podnieść. Nagły ból przeszył jej ciało, a potem zapadła ciemność.

    Trzy dni później, dokładnie w południe, Anella stała przed „Tańczącym Płomieniem”, niepewnie przyglądając się budynkowi. Jak wszystkie inne w Oreall, był zadbany i nie wyróżniał się zbytnio. Bar zajmował jedno piętro niewysokiej kamienicy i prowadziły do niego szerokie, przeszklone drzwi z wizerunkami płomieni. Z zewnątrz miejsce wydawało się przyjazne, ale Anella i tak czuła się niepewnie.
    Po rozmowie z Eanem stwierdziła, że przyjdzie na spotkanie organizowane przez Lonnie. Ean nie wydawał się tym wszystkim zbyt przejęty. Załatwił dla niej zastępstwo w bibliotece, ale powiedział też, że to strata czasu, bo z tego spotkania i tak nic nie wyniknie. Anella chciałaby mieć takie podejście jak on, ale nie potrafiła przestać się martwić.
    Może to faktycznie będzie tylko siedzenie i gadanie. A może powstanie z tego rebelia. Anella nie była optymistką — obawiała się, że druga opcja okaże się prawdziwa. Dlatego czuła, że musiała iść na to spotkanie. Żeby mieć oko na to, co się tam działo, nawet jeśli sama nie będzie potrafiła nic na to poradzić.
    Mimo to, teraz się wahała. Nie znała tych ludzi. Nie wiedziała nawet, kto przyjdzie. A jeśli pomyślą, że jest jedną z nich? Jeśli każą jej się wypowiadać na tematy, o których nie ma pojęcia? Jeśli...
    — Cześć? — Usłyszała niepewny głos, należący do Evasa, więc odwróciła się.
    — Cześć — odparła i uśmiechnęła się.
    Evas podszedł bliżej i wskazał na bar.
    — Też idziesz na to całe spotkanie?
    — Tak. Chcę zobaczyć, co tam się będzie działo. — Zawahała się. — A ty? Zgadzasz się z tym, co ponoć mówią?
    Evas wzruszył ramionami.
    — Szczerze, to mam na to wszytko wyjebane. Idę, bo ciekawi mnie, co w ogóle będą gadać.
    To było tak bardzo w stylu Evasa, że Anella nie mogła powstrzymać śmiechu. Zazdrościła mu jego podejścia.
    — Wchodzimy? — zapytała.
    — Chodźmy.
    Spodziewała się, że w środku będzie panował półmrok, ale zamiast tego wnętrze baru zostało jasno oświetlone. Anella przypuszczała, że to na potrzeby spotkania. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
    Stoły odsunięto pod ściany, a pośrodku pomieszczenia ustawiono krzesła w kształt okręgu. Kilka z nich zostało już zajętych. Anella nie znała wszystkich obecnych, ale niektóre twarzy były znajome.
    — Cześć — powiedziała nieśmiało, podchodząc do krzesła, przy którym siedział Sander, i siadając obok.
    — Cześć, Ane! — odparł mężczyzna z typowym dla siebie entuzjazmem. Uśmiechnął się szeroko. — Jak tam praca?
    Wzruszyła ramionami.
    — W porządku — odparła. — Niewiele się dzieje. — Czemu mnie nie odwiedziłeś?, pomyślała, ale nie zapytała. Nie chciała wyjść na zdesperowaną. — A co u ciebie?
    — Świetnie! Wiesz, pracowałem nad czymś, później ci pokażę nad czym. — Mrugnął do niej, na co ona się zarumieniła.
    Może to dlatego mnie nie odwiedzał?, pomyślała z nadzieją. Może wcale się nią nie znudził — po prostu był zajęty! Chciałaby jednak wiedzieć, co konkretnie robił. Dowiem się później. Po spotkaniu.
    Zresztą, teraz nawet nie miałaby okazji, bo podeszła do niej Stace z jakimś chłopakiem.
    — Cześć, Anella. — Stace uśmiechnęła się. — Dobrze, że przyszłaś. To mój brat, Alix. — Wskazała na chłopaka.
    Brat? Anella zmarszczyła brwi. Nie wyglądali podobnie. Chłopak był podobnego wzrostu co Stace, ale na tym kończyły się ich podobieństwa. Miał bladą skórę i kontrastujące z nią ciemne włosy i oczy. Poza tym, nosił okulary.
    Alix uścisnął dłoń Anelli i uśmiechnął się.
    — Miło mi cię poznać.
    — Nawzajem — odparła dziewczyna, nieśmiało odwzajemniając uśmiech.
    Nie mieli czasu powiedzieć nic więcej, gdyż nagle ktoś odchrząknął i powiedział:
    — Proszę o uwagę.
    Stace pożegnała się z przelotnym uśmiechem i odeszła usiąść gdzieś indziej. Alix poszedł za nią.
    Mówiącą była, oczywiście, Lonnie. Wygląda tak niepozornie, pomyślała Anella, patrząc jak ta drobna, szczupła dziewczyna staje pośrodku okręgu i przygląda się wszystkim z władczym wyrazem twarzy. Nie pomyślałabym, że ktoś taki potrafi sprawić tyle kłopotów...
    Z drugiej strony, siedzący obok niej Evas również wyglądał niepozornie, a Anella dobrze wiedziała, jak niebezpieczny był.
    — Mów, o co z tym wszystkim chodzi, dziewczyno, żebyśmy mogli wrócić do naszych zajęć — powiedział ktoś, zanim Lonnie zdążyła dodać coś jeszcze.
    Anella spojrzała na mówiącego. Był nim starszy mężczyzna z siwymi włosami i lodowatymi, błękitnymi oczami, którymi ostro wpatrywał się w Lonnie. Musiał być silny, przypuszczała Anella. I bardzo stary.
    Kilka osób zachichotało. Ktoś prychnął. Policzki Lonnie zaczerwieniły się lekko.
    — Nikt nie każe panu tutaj być, panie... — Jej głos zadrżał lekko, ale nie wycofała się.
   — Nazywam się Hannek Peassa — odparł mężczyzna. Mieszaniec, pomyślała Anella. Najwyraźniej jego matka nie była Eanką. — I nie lubię cię, dziecko. Dopiero co się pojawiłaś i już chcesz wszystko zmieniać, z tego, co słyszałem. Musisz sobie coś uświadomić — my nie chcemy zmian. Podoba nam się tutaj. Jeśli tobie to nie odpowiada, to wracaj tam, skąd przyszłaś.
    Kilka osób mu przytaknęło. Anella nie była jedną z nich, choć nie mogła nie zgodzić się z Hannekiem. Wolałaby jednak, żeby nie używał takiego wrogiego tonu. Nie było potrzeby się kłócić.
    — Naprawdę wam się tu podoba? — zapytała Lonnie. — Nie przeszkadza wam to, że jesteście tu uwięzieni, że nie możecie wrócić do domów, że rządzi wami okrutny, pozbawiony duszy człowiek?
    Anella zmarszczyła brwi. Czy ona mówiła o Eanie? Bo jeśli nie o nim, to o kim innym? To on tutaj rządził. Ale... Okrutny? Pozbawiony duszy? Eana można było opisać wieloma słowami, ale te wydawały jej się najmniej trafne.
    Ktoś prychnął.
    — Mówisz o Eanie? — powiedziała jakaś dziewczyna. — Przyznam, jest czasem irytujący, ale okrutny? Chyba coś ci się popieprzyło. Nie uderzyłaś się czasem w głowę?
    Lonnie ze złością zacisnęła wargi.
    — Groził mi — powiedziała. — I zmusił do nauki magii, choć tego nie chciałam. Kiedy mu odmówiłam, powiedział, że zawsze może odesłać mnie do Teklandu. — Wzdrygnęła się. — Żebym zobaczyła, co tam robią z magami.
    Tym razem nikt się nie odezwał. Anella wpatrywała się w Lonnie z niedowierzaniem. Niemożliwe. Nie mogła mówić o Eanie, coś musiało się jej pomylić.  Nigdy by tak nikogo nie potraktował.
    A może...? Ostatnio przecież był pod sporą presją. Może odmowa Lonnie zirytowała go na tyle, że wreszcie nie wytrzymał i powiedział coś głupiego. Bo przecież wcale nie miał tego na myśli, prawda? Nie odesłałby Lonnie, nie skazałby jej na śmierć...
    Anella potrząsnęła głową. Lonnie kłamała. Nie było innej opcji.
    — Naprawdę chcecie, żeby ktoś taki wami rządził? — kontynuowała Lonnie.
    — Powiedziałaś „wami”, nie nami — zauważyła Stace chłodnym tonem. — Nie uważasz się za jedną z nas?
    Lonnie znów zaczerwieniła się.
    — Jestem jedną z was — przyznała. — Nawet, jeśli tego nie chcę, jestem magiem. Nie mogę tego zmienić. — Westchnęła. — Nie o tym mieliśmy rozmawiać. Wracając do Eana...
    — Czyli uważasz, że nie powinien nami rządzić, bo według ciebie jest... okrutny i pozbawiony duszy? — W głosie Alixa pobrzmiewało rozbawienie.
    — Nie, nie tylko dlatego — odparła urażona Lonnie. — To tylko jeden z powodów. Uważam, że Ean jest niekompetentnym przywódcą.
    — Zechcesz to rozwinąć? — zapytał jakiś mężczyzna.
    — Naprawdę musi? — powiedziała jakaś kobieta, która wyglądała znajomo. Dopiero po chwili Anella przypomniała sobie, że to Rux — kobieta, której ukochany zginął w czasie ataku Dannela. — To oczywiste.
    — Nie dla mnie — odparł mężczyzna. — Czekam na wyjaśnienia.
    Lonnie i Rux wymieniły spojrzenia. Najwyraźniej rozmawiały o tym już wcześniej, bo kobieta wstała i dołączyła do dziewczyny.
    — Ean jest niekompetentny — zaczęła — ponieważ to podczas jego rządów zbuntował się Dannel. Ean nie zrobił nic, żeby go powstrzymać, jeszcze przed buntem, kiedy wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z jego poglądów i z tego, że oznaczają one kłopoty. A Ean miał to wszystko gdzieś. Nie chciało mu się reagować. A potem Dannel się zbuntował i zginęła połowa mieszkańców Oreall. Przez trzy lata był spokój, a Ean nie próbował zrobić nic, żeby znaleźć Dannela i go zabić. Nic. A przecież wiedzieliśmy, że prędzej czy później znowu zaatakuje. — Westchnęła. — I zrobił to, a my znów straciliśmy ludzi. Powiedzcie mi, czy gdyby Ean był dobrym przywódcą, doszłoby do tego?
    Anella spuściła głowę. Nie chciała wierzyć w słowa Rux. Kobieta na pewno kłamała. Albo przynajmniej koloryzowała. Ean nie zaniedbałby swoich obowiązków tak bardzo. Nie udało mu się powstrzymać Dannela, ale przecież to nie znaczy, że nie próbował, prawda? Musiał próbować.
    Kilka osób zgodziło się z Rux, co zabolało Anellę jeszcze bardziej.
    — Co w takim razie sugerujesz? — zapytała Stace. — Nie możemy po prostu wybrać kogoś innego. Ean jest jedynym, który ma połączenie z Gallą. Wątpię, żebyśmy tak po prostu mogli powiedzieć bogini, że chcemy kogoś innego.
    — Galla nie jest boginią — odparła chłodno Lonnie. — Wątpię nawet, żeby jeszcze żyła. Albo żeby w ogóle istniała.
    Po tych słowach zapadła cisza. Dla Anelli nic nie znaczyły — Galla była dla niej bytem mitycznym, równie dobrze faktycznie mogła nie istnieć. Ale dla reszty... Dla magów z Oreall była przecież boginią. A nikt nie lubi, kiedy obraża się w to, co wierzy.
    — Uważaj na słowa, dziewczyno — warknął Hannek, potwierdzając przypuszczenia Anelli. — Zgodziliśmy się wysłuchać twoich niedorzecznych pretensji, ale to nie znaczy, że możesz obrażać naszą boginię.
    Lonnie uniosła ręce w obronnym geście.
    — Dobrze, dobrze, przepraszam — nie brzmiała, jakby było jej przykro. — Wróćmy do Eana. Co zamierzamy zrobić z tą sprawą?
    — Ty nam powiedz — Evas odezwał się niespodziewanie. Siedział ze skrzyżowanymi rękami i wpatrywał się w Lonnie ze swoim typowym zirytowano—znudzonym wyrazem twarzy. — To ty najwięcej narzekasz.
    Lonnie wbiła w niego wzrok pełen wściekłości. Evas nie wyglądał na poruszonego. Wzruszył ramionami.
    — Chyba że nie masz żadnych pomysłów i chcesz, żebyśmy odwalili całą robotę za ciebie.
    Lonnie znów poczerwieniała.
    — Chciałam najpierw wysłuchać waszych sugestii, a dopiero potem się wypowiedzieć, ale... — Potrząsnęła głową. — Nie. Nie pozwolę, żeby jakiś dupek zepsuł mi plany. Najpierw wysłucham was, potem sama się wypowiem — postanowiła. Spojrzała chłodno na Evasa. — Może ty zaczniesz. Jakie masz pomysły?
    Evas wzruszył ramionami.
    — Żadne. Mam w dupie całe to twoje spotkanie, przyszedłem tu z ciekawości.
    — Rozumiem, że nie zgadzasz się z tym, co mówiłam wcześniej? Co my obie mówiłyśmy? — Wskazała na Rux, która wróciła już na swoje miejsce i przyglądała się tej wymianie zdań.
    — Z tym, że Ean to pozbawiony duszy potwór? Nie zgadzam się. Nie lubię go, ale nie wydaje mi się okrutny. Jeśli nie on ma rządzić tym miastem, to kto inny? Nikt nie przychodzi mi do głowy.
    Anella musiała się z nim zgodzić. Jeśli nie Ean, to kto? Nie mogła wyobrazić sobie kogoś innego na jego miejscu.
    Poza tym, czuła się winna. Słuchała tego, co mówili o Eanie i nawet nie próbowała go bronić. Czy miała prawo nazywać się jego przyjaciółką, skoro pozwalała, by inni opowiadali o nim te wszystkie okropne rzeczy?
    — Myślę... — zaczęła. Urwała, kiedy Lonnie skierowała na nią swój wzrok. Anella zarumieniła się, ale nie wycofała. — Myślę, że spędziłaś w Oreall zbyt mało czasu, żeby móc wypowiadać się o takich sprawach. Szczególnie, że akurat trafiłaś na wojnę. Myślę, że powinnaś jeszcze trochę poczekasz, zanim całkowicie skreślisz Eana. To dobry człowiek. Ja... — zawahała się. — Nie chcę oskarżać cię o kłamstwa, ale wydaje mi się, że trochę przesadziłaś, mówiąc o jego okrucieństwie. I jest dobrym przywódcą. Po prostu czasem popełnia błędy, jak wszyscy z nas. — Wzruszyła ramionami, starając się zignorować szaleńcze bicie serca.
    Czuła na sobie wzrok innych, ale uparcie wpatrywała się w Lonnie. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą zrobiła. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tyle powiedziała, ale wiedziała, że nigdy nie zrobiła tego przed tak dużą publicznością. Czuła się z siebie dumna, pomimo trzęsących się dłoni.
    — Ma rację — powiedział Sander, kładąc jej dłoń na ramieniu.
    Spojrzała na niego i uśmiechnęła się z wdzięcznością. Nawet jeśli nie użył swojej mocy, żeby jej pomóc, samo jego wsparcie wystarczyło, żeby serce Anelli uspokoiło się nieco, a drżenie dłoni ustało.
    Lonnie potrząsnęła głową.
    — Nieważne. Jeśli się ze mną nie zgadzacie, nie musicie tu siedzieć. A teraz chciałabym, żeby osoby, które mają jakieś pomysły, się wypowiedziały.
    Przez chwilę panowała cisza, a potem odezwał się jakiś rudowłosy mężczyzna.
    — Może moglibyśmy... Nie wiem, porozmawiać z nim? Wyrazić nasze niezadowolenie, a potem zobaczyć, czy coś z tym zrobi.
    Lonnie skrzywiła się, najwyraźniej niezadowolona.
    — Dziękuję za sugestię, panie... — powiedziała pomimo tego.
    — Earass — przedstawił się mężczyzna.
    Lonnie pokiwała głową.
    — Dziękuję za sugestię, panie Earassie. Czy ktoś jeszcze ma jakieś pomysły?
    Niektórzy mieli. Mówili, a Anella słuchała ich sugestii, rozważając je. Niektóre wydawały jej się naprawdę głupie. Na przykład mężczyzna imieniem Flaron stwierdził, że powinni po prostu przestać słuchać Eana. Powiedział, że jeśli zaczną ignorować jego rozkazy, zrozumie, o co chodzi i sam zrezygnuje ze swojego stanowiska. Kobieta o imieniu Tans dodała do tego, że powinni wybrać własnego przywódcę i zacząć słuchać jego rozkazów. Oba te pomysły wydały się Anelli po prostu głupie, dlatego nie zdziwiła się, że nie zdobyły dużo poparcia.
    Były też inne pomysły, lepsze i gorsze. Anella nie zgadzała się z żadnym z nich, Lonnie też cały czas wyglądała na niezadowoloną. Marszczyła brwi i przygryzała wargi, dopóki nie usłyszała sugestii Stace.
    — A co, gdybyśmy utworzyli coś w rodzaju... jakiejś rady? Żeby doradzać Eanowi i tak dalej? W końcu rządzenie samemu całym miastem to ciężkie zadanie, nic dziwnego, że popełnia błędy. Na pewno przydałaby mu się pomoc.
    Lonnie posłała jej uśmiech.
    — Miałam podobny pomysł. Chciałam, żebyśmy spróbowali utworzyć radę, która pomagałaby w rządzeniu miastem. My sami wybralibyśmy jej członków — każdy mógłby się zgłosić. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie byłoby najlepsze.
    Anella musiała się z nią zgodzić. Ze wszystkich propozycji, jakie usłyszała, ta wydawała jej się najlepsza. Co nie znaczyło, że jej się podobała. Po co w ogóle coś zmieniać? Dla niej wszystko było dobrze tak, jak było.
    — W porządku — powiedziała Lonnie. — Chciałabym, żebyście wszyscy przemyśleli to, co dzisiaj usłyszeliście. Spotkamy się tutaj pojutrze, o tej samej porze. Spotkanie uważam za zakończone.
    Kiedy Anella wyszła na zewnątrz, tysiące myśli kłębiło się w jej głowie. Naprawdę nie wiedziała, co robić. Na pewno powinna powiedzieć Eanowi o tym, co usłyszała na spotkaniu. Ale poza tym? Czy powinna spróbować jakoś przeszkodzić Lonnie w realizacji jej planów? A jeśli tak, to w jaki sposób?
    — Cóż — powiedziała nagle Stace, podchodząc do niej z Alixem. — To było rozczarowujące, nie?
    Anella zastanowiła się, po czym wzruszyła ramionami.
    — To chyba zależy, czego się spodziewałaś.
    Stace zaśmiała się.
    — Tak, chyba miałam zbyt duże oczekiwania co do tej dziewczyny. Ale ona nie nadaje się do tego. Do przewodzenia innym.
    Anella wiedziała, co Stace miała na myśli. Lonnie okazywała zbyt wiele emocji. Nie miała nad sobą wystarczającej kontroli. Jak więc miała kontrolować innych?
    — Zobaczymy, jak to wszystko się rozwinie — stwierdził Alix. — Na kolejnym spotkaniu.
    — Przyjdziesz? — Stace zwróciła się do Anelli.
    — Nie wiem — przyznała dziewczyna. — Mam pracę. Nie mogę tak po prostu jej opuszczać.
    Stace pokiwała głową.
    — W takim razie, do zobaczenia. — Pomachała jej na pożegnanie i odeszła razem z bratem.
    Anella właśnie odwracała się, żeby poszukać Sandra, kiedy ten pojawił się przed nią niespodziewanie. Jego oczy błyszczały z entuzjazmem.
    — Chodź — powiedział. — Teraz mogę ci pokazać.
    Anella chętnie poszła za nim.
 
-----------------------------------

Wreszcie jest nowy rozdział! Myślałam, że skoro zaczęły się wakacje, rozdziały będą ukazywały się częściej, jednak moje lenistwo wygrało. Przepraszam -.-
Nie wiem, kiedy ukaże się kolejny rozdział.

4 komentarze:

  1. Rozdzial dość spokojny, ale to dobrze, trzeba troche odetchnąć. Byc moze L widzi w Eanie wiecej, niz reszta mieszkańców, ale wydaje mi się, ze nie do konca przemyślała sprawę. Po pierwsze naprawdę dopiero sie tu zjawiła, po drugie oni chyba nie maja alternatywy w niczyjej postaci. A przynajmniej; jesli wciąż miałby byc jeden przywódca, ponieważ co do powstania rady zgadzam się w 100%. Taki organ władzy z pewnością jest dobrym pomysłem i mam nadzieje; ze wypali. Skończyłaś ten rozdział w najlepszym momencie :D
    A co do pierwszego fragmentu, czysta magia z pewnością jest silna... za silna. Ciekawe; jak z tego wyjdzie nasza para (z przymusu).
    Zapraszam na Niezaleznosc i pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lonnie chciałaby zmian, ale niezbyt nadaje się do ich wprowadzania ;) Niestety, bo trochę zmian by się jednak przydało.
      Ellain i Mikkel wpakowali się w niemałe kłopoty, tyle mogę powiedzieć... ;D

      Dziękuję za komentarz,
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Pisałam pod poprzednim rozdziałem, że Ellain i Mikkel wpadną pewnie w kłopoty no i proszę, coś się wydarzyło. Ciekawi mnie ten wątek, bo w sumie nadal nie bardzo rozumiem, gdzie oni w ogóle są i jaka będzie rola Ellain w całym opowiadaniu. Podejrzewam, że duża, ale jaka dokładnie - nie mam pojęcia.
    Jeśli chodzi o to wystąpienie Lonnie i Rux, to trochę się z nimi zgadzam. Też sądzę, że Ean jest niekompetentny. W ogóle czasem nie wiem, co o nim myśleć. Bo sprawia wrażenie dowódcy, który czasem zupełnie nie wie, co robić, a z drugiej strony czuję, że coś ukrywa i ma jakiegoś asa w rękawie. Ciekawe jak zareaguje na ten nowy bunt i czy ktoś w ogóle pójdzie za dziewczynami:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę musiała gdzieś wcisnąć przypomnienie o tym, kim jest Ellain, bo było to gdzieś na początku Miasta Magii i większość pewnie już nie pamięta ;D w ogóle, Ellain będzie sporo w tej części.
      Co do Lonnie - na pewno trochę racji ma, ale jest też strasznie uprzedzona i zaślepiona niechęcią do Eana, więc ciężko stwierdzić, czy poradzi sobie z tym buntem...

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony