środa, 9 sierpnia 2017

Rozdział IV

    Kiedy Ellain otworzyła oczy, pierwszym co zauważyła, była zmartwiona twarz Mikkela, znajdująca się tuż przy jej. Wtedy właśnie zorientowała się, że głos, który słyszała w swoim śnie, należał do niego. Musiał użyć swojej magii, żeby się odezwać, bo miał zakneblowane usta.
    Co się stało?, chciała zapytać, ale odkryła, że ona również zakneblowane usta. Z każdą sekundą zdezorientowanie mijało i Ellain coraz lepiej rozumiała, w jakiej sytuacji się znaleźli.
    Myślenie przychodziło jej z trudnością, przypuszczała więc, że użyto magii, by ją uśpić i przetransportować... Gdzie właściwie? Ellain rozejrzała się, ale niewiele widziała. Ciemne pomieszczenie oświetlała jedna pochodnia, umieszczona w ścianie. Kobieta siedziała pod zimną kamienną ścianą, chłód ciągnął także od podłogi. Loch?, pomyślała Ellain.
    Nie widziała żadnych drzwi, ale to nie znaczyło, że takich nie było — skromne światło pochodni nie oświetlało całego pomieszczenia.
    Zastanawiała się, czy Mikkel nie mógłby użyć jakoś swojej magii, żeby ich uwolnić, ale nie wyglądał najlepiej. Był jeszcze bledszy niż zwykle i oddychał ciężko. Cokolwiek działo się z nim wcześniej, teraz przybrało na sile.
    Pewnie oni to powodują, pomyślała. Kimkolwiek „oni” są. Ale dlaczego jej nic nie było? Czy to dlatego, że wyczuli, że nie może używać magii? A może uznali, że jako kobieta nie będzie sprawiać im tylu problemów? Udowodnię im, jak bardzo się mylili, pomyślała. Niech tylko tu przyjdą.
    Przyszli wreszcie, po czasie, jaki wydawał się Ellain godzinami. Gdzieś w ciemnościach rozległ się zgrzyt i dźwięk otwieranych drzwi. Chwilę potem więzienie zalało jasne światło.
    Ellain zaklęła w myślach i zmrużyła oczy. Kiedy już przyzwyczaiła się do światła, zauważyła dwie postaci, które weszły do środka i zamknęły za sobą drzwi.
    Były to dwie młodo wyglądające kobiety. Obie ciemnowłose i o oczach w kształcie migdałów. Jedna miała długie warkocze i okulary, druga włosy sięgające podbródka i surowe spojrzenie. Mimo to, wyglądały bardzo podobnie, może były siostrami.
    Ta w okularach podeszła bliżej i kucnęła na przeciwko Ellain. Na Mikkela nie zwróciła nawet uwagi. Trzymała w rękach jakąś kulę, z której wylewało się światło. Powiedziała coś, w języku, którego Ellain nie znała.
    Druga z kobiet coś na to odpowiedziała i również podeszła bliżej. Teraz, z bliska, Ellain mogła lepiej im się przyjrzeć i poddała wątpliwości swoje przypuszczenia o pokrewieństwie tych dwóch. Ta w okularach musiała być młodsza o co najmniej kilka lat, wciąż zachowała jeszcze trochę dziecięcej pulchności. Jej ciemne oczy i nos były większe, usta zaś pełniejsze niż u drugiej.
    — Kim jesteś? — zapytała starsza po eańsku, ściągając knebel z ust Ellain. Mówiła z dziwnym akcentem, ledwie zrozumiałym.
    — Ellain — odparła kobieta, opierając się chęci splunięcia jej w twarz. — Gdzie jesteśmy?
    — Ja zadaję pytania, nie ty.
    Ellain prychnęła.
    — To zadawaj.
    Kobieta westchnęła.
    — Nie trzeba być tak niemiłym — powiedziała. — Nie wydaje mi się, że jesteśmy wrodzy.
    Jej eański nie był najlepszy, jak zauważyła Ellain. Mimo to, dawało się ją zrozumieć. Druga z kobiet milczała, przyglądając się Ellain nieufnie. Żadna z nich nie zwracała uwagi na Mikkela, zupełnie jakby wcale go tam nie było.
    — Masz rację — odparła Ellain. — Możemy być dla siebie mili. Możesz uwolnić mnie i mojego przyjaciela. Wtedy porozmawiamy.
    Kobieta pokręciła głową.
    — Nie mogę ciebie uwolnić. Ani mężczyzny. Mam polecenia. Ale możemy rozmawiać.
    Ellain posłała jej nieprzyjemne spojrzenie.
    — W porządku, porozmawiajmy. Gadaj, co chcesz.
    Kobieta znów westchnęła i usiadła na ziemi na przeciwko Ellain. Najwyraźniej chłód bijący od kamiennej podłogi jej nie przeszkadzał.
    — Ja jestem Riana — powiedziała. — A ona to jest Lien. — Wskazała na wciąż stojącą dziewczynę, która przyglądała się Ellain z nieufnością. — Ona nie mówi w waszym języku. Ja mówię. Ja mam się dowiedzieć, co wy tu robicie.
    — Siedzimy związani, uwięzieni przez obcych ludzi, bez powodu — odparła Ellain. Jakaś jej część zastanowiła się, dlaczego w ogóle się nie bała. Powinna się bać. Była więźniem. Ale zamiast tego, odczuwała jedynie lekką irytację i obojętność. Podejrzewała Magię Umysłową. — Co innego mielibyśmy robić?
    Riana skrzywiła się, a Lien coś powiedziała.
    — Lien nie podoba się twój ton. Mi też nie. Na razie jestem miła, ale testuj mnie dalej, a przekonasz się, że mogę być zła.
    Ellain prychnęła, a Mikkel wymamrotał coś, choć przez knebel nie dało się go zrozumieć. To w końcu skłoniło Rianę, żeby na niego spojrzała, choć na krótką chwilę. Natychmiast odwróciła wzrok.
    Powiedziała coś do Lien, ta odparła coś z niezadowoleniem, ale zostawiła jej kulę światła i wyszła.
    Riana odetchnęła jakby z ulgą. Sięgnęła do Mikkela i zdjęła mu knebel.
    — Teraz my możemy rozmawiać normalnie. Lien uważa, że wy jesteście niebezpieczni i my musimy was zabić. Nie tylko ona tak myśli. Ja tak nie myślę, ale i tak was jeszcze nie rozwiążę. Ja nie chcę ryzykować.
    Ellain pokiwała głową. To mogła zrozumieć.
    — To co wy tu robicie? — zapytała Riana. — Dlaczego tu przybyliście?
    — Chciałam odzyskać magię — odparła Ellain.
    Riana zmarszczyła brwi. Przyjrzała się jej z namysłem i w końcu pokiwała głową.
    — Tak. My wyczułyśmy, że wy jesteście Błogosławionymi, ale coś z tobą było nie tak. Chyba dlatego nie jesteś jeszcze chora.
    Błogosławionymi?, pomyślała Ellain. Tak nazywają tutaj magów? Wspomnienie o chorobie przykuło jej uwagę.
    — Chora?
    Riana wskazała na Mikkela.
    — To się robi ze wszystkimi. Pominięci umierają szybko, Błogosławieni później. Mężczyźnie nie zostało dużo czasu. — Jeszcze raz zerknęła na Mikkela. — Oni zawsze umierają. My nie mamy ich tu dużo. Są za słabi.
    Świetnie, pomyślała Ellain z przekąsem. Nie chciała, żeby Mikkel umierał. Lubiła go. Był dobrym człowiekiem — nie zasługiwał na taką śmierć. Niepotrzebnie go w to wciągałam. Mimo to, nie odczuwała większych wyrzutów sumienia. Mógł przecież ze mną nie iść, jeśli nie chciał.
    Ale i tak była mu winna przeprosiny.
    — Ale ty nie jesteś chora. — Riana spojrzała na nią. — Ani trochę nie jesteś. Ty nie możesz używać magii?
    — Nie. Została zablokowana. To długa historia. Ale myślałam, że może po przybyciu tutaj dam radę jakoś ją odblokować. W końcu na Pustkowiu jest dużo czystej magii. Myślałam, że to jakoś pomoże.
    Riana przyglądała jej się przez długą chwilę.
    — Ja będę musiała porozmawiać o tym z królową — powiedziała w końcu. — Ty nie zapominaj, że jesteś więźniem. — Wstała i spojrzała na nich z góry. — Lien przyniesie wam jedzenie i wodę. Ja teraz pójdę porozmawiać z królową. Może przyjdę do was później.
    Zostawiła na podłodze świecącą kulę i poszła.
    Ellain westchnęła ciężko. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Cieszyło ją to, że być może miała szansę na odzyskanie magii, ale... To wszystko niezbyt jej się podobało. Była więźniem ludzi, których nawet nie znała. Ludzi mieszkających na Wielkim Pustkowiu.
    Cóż, pomyślała, przynajmniej dokonaliśmy jakiegoś odkrycia. Może jak wrócimy na Urtheę i powiemy o tym ludziom, dostaniemy jakąś nagrodę. Nie myślała na poważnie. Wiedziała, że mieszkańcy Pustkowia, nawet jeśli ich nie zabiją, na pewno nie pozwolą im odejść.
    — Jak się czujesz, Mike? — zapytała po chwili.
    — Okropnie — wymamrotał. — Trochę pociesza mnie to, że powiedziała, że to się niedługo skończy.
    Ellain coś ścisnęło za serce.
    — Nie mów tak — powiedziała. — Wyjdziesz z tego. Kiedy odzyskam magię, wyleczę cię. Obiecuję ci.
    Nie może umrzeć, pomyślała desperacko. Nie zniosłaby tego. Straciła już zbyt wiele ważnych osób w swoim życiu. Nie powinnaś była się przywiązywać, głupia. Mogła winić tylko siebie.
    — Skoro tak mówisz — mruknął Mikkel, odchylając głowę i opierając ją o kamienną ścianę.
    Pot sklejał jego jasne włosy na czole i spływał po bladej twarzy. Ellain westchnęła, przysunęła się bliżej do mężczyzny i oparła mu głowę na ramieniu.
    — Wszystko będzie dobrze, zobaczysz...

*

    Anella niemal przysypiała, siedząc za biurkiem w bibliotece. Wypiła kawę do śniadania, ale nie pomogła ona za wiele po nieprzespanej nocy. Dlatego teraz dziewczyna robiła wszystko, żeby nie odpłynąć. Nie była przyzwyczajona do całonocnego braku snu.
    Próbowała czytać książkę, ale nie potrafiła skupić się na słowach. Ciągle zastanawiała się nad słowami Eana i nadal nie potrafiła zrozumieć, o co mu chodziło. Jeśli jego celem było zdezorientowanie jej, to udało mu się idealnie. Musiała porozmawiać ze Steenem. On z pewnością będzie wiedział, o co chodziło.
    Do przytomności przywrócił ją dźwięk otwieranych drzwi. Wyprostowała się, przetarła oczy i spojrzała na gościa.
    — Cześć — powiedział Gillen. — Pan Ean wysłał mnie, żebym coś posprzątał.
    — A tak, faktycznie. Wspominał coś o tym, że przyjdzie albo wyśle kogoś innego. — Anella liczyła na to, że sam przyjdzie. W końcu to on nabałaganił, a poza tym, chciałaby z nim porozmawiać.
    Gillen wzruszył ramionami.
    — Powiedział, że jest zajęty i przysłał mnie. Domyślam się, że o to chodzi. — Wskazał na zaschnięte plamy błota na podłodze.
    — Tak. — Zawahała się. — Nie musisz tego robić. Mogę sama posprzątać... — W końcu to ona odpowiadała za bibliotekę pod nieobecność Steena.
    — Daj spokój, posprzątam, skoro już tu jestem. Poza tym, zapłacił mi. — Gillen uśmiechnął się z zadowoleniem.
    Anella zaprowadziła go na zaplecze, żeby pokazać mu sprzęt do sprzątania, lekko zirytowana. Ean naprawdę nie powinien wysługiwać się innymi ludźmi, pomyślała. To nie sprawi, że będzie bardziej lubiany.
    Miała zamiar pomóc Gillenowi w sprzątaniu, kiedy nagle wpadł jej go głowy pomysł.
    — Gillen... — odezwała się niepewnie. — Miałbyś coś przeciwko, żeby zostać tu trochę dłużej? Chciałabym coś załatwić. Wrócę najszybciej, jak będę mogła.
    — Żaden problem — odparł chłopak. — I tak nie mam co robić.
    Anella uśmiechnęła się z wdzięcznością.
    — Dziękuję. — I poszła zobaczyć się ze Steenem.

*

    Kiedy Ean opuścił kamienicę, w której mieszkał, odkrył, że po zamieci śnieżnej z poprzedniego wieczoru niewiele pozostało. Ulice pokrywało głównie kałuże stopniałego śniegu i szare błoto. Na niebie świeciło jasne słońce, a choć nie widniały na nim żadne chmury, panował nieprzyjemny chłód.
    Mężczyzna skrzywił się z niezadowoleniem. Znowu nabrudzę, pomyślał, nawet nie próbując ominąć błota, bo i tak się nie dało. Na szczęście, tam gdzie szedł, nikogo raczej nie będzie to obchodziło.
    Wysłał już Gillenowi wiadomość, żeby poszedł i posprzątał w bibliotece. Obiecał mu nawet zapłatę, bo chłopak ostatnimi dniami niewiele miał do roboty. Ean nie chciał, żeby siedział na warcie — poplecznicy Dannela, wciąż znajdujący się na wolności, mogli zdecydować się na zaatakowanie miasta w każdej chwili. Lepiej, żeby wejścia pilnował ktoś, kto może używać magii.
    Ean sam zająłby się sprzątaniem — może i był czasem leniwy, ale przecież nie aż tak, żeby nie sprzątać bałaganu, którego sam narobił. Niestety jednak, miał zbyt dużo na głowie. Miasto wymagało jego uwagi niemal bez przerwy. A teraz jeszcze doszły do tego problemy z Lonnie.
    Liczył na to, że skończy się na gadaniu — dziewczyna ponarzeka, pomarudzi i tyle — ale wiedział, że równie dobrze może to rozwinąć się w coś poważniejszego. Dlatego obserwował ją uważnie, czekając na jakiś znak, świadczący o niebezpieczeństwie. Z Dannelem popełnił błąd, nie zrobi tego samego z Lonnie.
    Oczywiście, mógłby po prostu zakazać im tych spotkań, ale to sprawiłoby, że ona i ludzie, którzy ją popierali, staliby się jeszcze bardziej wściekli. Poza tym, nie mógł zabronić im do własnych poglądów. Oreall było wolnym miastem, każdy miał prawo myśleć i mówić to, co chciał. Ean wiele lat spędził, pilnując, by tak właśnie było. Nie mógł tego zmienić tylko dlatego, że ktoś wyrażał się o nim niepochlebnie.
    Idąc miastem, nie mógł nie odczuwać zadowolenia, patrząc na odbudowane budynki. Po walkach z Dannelem nie został ani jeden ślad, pomijając kilka grobów więcej na cmentarzu. Ean zadbał o to. Kosztowało go to sporo pracy, w końcu zdecydował się na użycie magii, żeby to zrobić. Nie chciał tego, ale musiał — wolał nie zapożyczać się u zewnętrznych miast.
    Nie wiedział, ile osób zdawało sobie sprawę z tego, że Oreall nie było samowystarczalne. Miasto Magii musiało współpracować z niemagicznymi, żeby przetrwać. Samo nigdy nie wyprodukowałoby niezbędnych produktów, by prowadzić normalne życie. Importowali wiele rzeczy, a eksportowali jedną, niezwykle potężną — czystą magię.
    Ean z ulgą powitał Szarą Wieżę — cel swojej wędrówki. Na dziś pozostawił sobie coś, co lubił najbardziej — rozmowę z więźniami. Nie mógł się doczekać wyzwisk, jakich z pewnością się nasłucha. Chciał sprawdzić, czy czas spędzony tutaj sprawi, by zdradzili mu kilka sekretów. Tak naprawdę w to wątpił, ale i tak zamierzał spróbować.
    Wszedł po schodach na drugie piętro, gdzie znajdował się pierwszy więzień, z którym chciał porozmawiać, zostawiając za sobą ślady z błota. On sam nie zwrócił na nie uwagi, ale Steen, pełniący straż przez celą, już tak. Skrzywił się na ten widok.
    — Przyszedłeś zawracać mi głowę? — zapytał.
    Ean westchnął.
    — Też się cieszę, że cię widzę, mój drogi. — Uśmiechnął się. — Nie powinienem się dziwić, że jesteś radosny jak zawsze. Nienawidzisz tego miejsca, co?
    — Rzygam już widokiem tych ścian. Chciałbym wrócić do biblioteki, ale... — Pokręcił głową. — Nieważne. Wiem, że to bardziej użyteczna robota, niż bycie bibliotekarzem. Jak sobie radzi Anella? Nic nie zniszczyła? — W jego głosie pobrzmiewał lekki niepokój.
    Ean zaśmiał się.
    — Spokojnie, z biblioteką i twoimi książkami wszystko w porządku. — Spoważniał. — Wiesz, jeśli chcesz, mogę znaleźć kogoś innego. Nie musisz się tu męczyć.
    Steen przewrócił oczami i machnął ręką.
    — Daj spokój. Poradzę sobie, nawet jeśli będę musiał tu gnić to końca moich dni. Nieważne. Naprawdę przylazłeś zawracać mi głowę, czy twoja obecność tutaj ma jakiś ważniejszy cel?
    — Nie ma dla mnie niczego ważniejszego, niż zawracanie ci głowy — odparł Ean. — Ale chciałbym też porozmawiać z naszą uroczą więźniarką. — Wskazał na drzwi do celi. — Jeśli pozwolisz.
    — Wiesz, że najchętniej bym ci nie pozwolił, ale chyba nie mam takiej mocy. Rób, co chcesz, ale... Uważaj. To może być niebezpieczne.
    Ean prychnął.
    — Wątpię. Ale w porządku. Jeśli coś będzie się działo, zacznę piszczeć jak małe dziecko. Wtedy będziesz mógł wpaść tam i uratować mnie, bohaterze.
    Steen znów przewrócił oczami.
    — Idź już, idioto. 

-------------------------------------

Jest i nowy rozdział. Tego ostatniego fragmentu miało tu nie być, ale bez niego rozdział byłby bardzo krótki, więc go dodałam. W sumie znowu niewiele się dzieje, jak pisałam już wcześniej, kilka kolejnych rozdziałów to głównie gadanie i gadanie, czyli to, co lubię najbardziej ;)
Dla tych, co jeszcze nie wiedzą - stworzyłam nowego bloga z nowym opowiadaniem. O tutaj. Oczywiście „Królowa Pustkowia” to mój priorytet, dlatego rozdziały „Bezbarwnego” będą ukazywać się dość rzadko. Ale będą. Serdecznie zapraszam ;)

A! Zapomniałabym dodać! Zaczęłam poprawiać „Miasto Magii“, na chwilę obecną napisany mam prolog i fragment pierwszego rozdziału. I stąd moje pytanie - czy chcecie, żebym zaczęła publikować nową wersję teraz, czy poczekać aż dokończę całą historię, i dopiero wtedy zacząć publikować? Jeśli zacznę publikować już teraz, będę musiała całkowicie skupić się na poprawkach, dlatego musiałabym porzucić „Królową Pustkowia“. Niezbyt mam na to ochotę, bo chciałabym doprowadzić tę historię do końca, ale wybór pozostawiam Wam, Czytelnicy ;)

Pozdrawiam! 

4 komentarze:

  1. Ean ukrywa przed mieszkańcami Miasta Magii dość sporo rzeczy, mam wrażenie. I niezbyt mi się to podoba. Dziwne jest np tez to, ze uważa łażenie do więźniów i wypytywanie ich (pewnie w mało milu sposob) za tak wspaniała rozrywkę. Tak sobie nysle, ze chyba coraz mniej go lubię.
    A co do pierwszej czesci, ciekawy obrót sprawy. Kim tak wlasciwie sa ci, którzy złapali nasza pare? Czemu te kobiety zachowują sie, jakby magia nie była im obca, a jednocześnie pozbywają sie innych magów? Mam ogromna nadzieje, ze M przeżyje! I jestem ciekawa, jaka okaże sie królowa. Zapraszam na Niezaleznosc i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ean ma wiele sekretów, które ukrywa przed mieszkańcami MM, ale ma ku temu bardzo ważny powód, co zresztą zostanie jeszcze wyjaśnione.
      Czy faktycznie uważa wypytywanie więźniów za tak wspaniałą rozrywkę... Nie powiedziałabym. W końcu wspomina o wyzwiskach ;) Ale nie da się ukryć, Ean uwielbia gadać z ludźmi :D
      Co do pierwszej części... Wszystko się jeszcze wyjaśni ;)

      Dziękuję za komentarz,
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Rzeczywiście jest tu troszkę gadaniny, ale myślę, że właśnie tak powinno być. Nie można cały czas zarzucać czytelnika akcją, bo w końcu mu się znudzi. Nie może ciągle się coś dziać. Mnie się bardzo przyjemnie czytało ten rozdział, ale nie mam na jego temat wielu przemyśleń. Może tylko to, że postać Eana staje się w moim odczuciu coraz ciekawsza. Nie lubię go jako człowieka, ale bardzo podoba mi się jako kreacja. To chyba najbardziej zagadkowa postać tego opowiadania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że postać Eana Cię intryguje, właśnie taki miał być - zagadkowy i pełen tajemnic ;)

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony