środa, 21 lutego 2018

Miasto Magii - Rozdział XI „Walka”

    Balla pożegnała się z Dannelem, niemal pozwalając sobie na uśmiech. Kiedy mężczyzna życzył jej powodzenia, jej serce zatrzepotało radośnie. Nareszcie, myślała. Wreszcie udowodnię mu, jak dobra jestem.
    Minęło piętnaście minut, odkąd weszli do Oreall. Tyle czasu dał Dannel Mikkelowi na powstrzymanie Steena. Teraz czas przyszedł na Ballę —  miała odwrócić uwagę wszystkich i pozwolić, by Dannel niezauważony dotarł do Szarej Wieży.
    Dzieciak, będący wtyką Dannela w mieście —  Fex, chyba tak się nazywał —  bardzo chciał z nią iść, ale zbyła go. Nie potrzebowała niczyjej pomocy.
    Była przecież najlepsza. I Dannel wreszcie to zobaczy.
    Opuściła budynek Bramy Głównej i narzuciła na głowę kaptur. Nie mogła pozwolić sobie na rozpoznanie, jeszcze nie teraz. Przystanęła w cieniu budynku administracji i rozejrzała się. Po Placu Galli kręciło się kilka osób. Musiała znaleźć inne miejsce. Wiedziała, dokąd się udać.
    Szybko i cicho przemknęła pomiędzy budynkami, by znaleźć się bliżej biblioteki. Kluczem było odciągnięcie ludzi jak najdalej od Szarej Wieży. Powinna więc ściągnąć ich w przeciwnym kierunku.
    Oddalając się od placu i od rzeki, co jakiś czas spoglądała przez ramię. Na szczęście, nikt jej nie śledził. Nawet nie zwrócili na nią uwagi. Idioci. Gdyby tylko wiedzieli, co zamierzała.
    Dotarła wreszcie do dzielnicy zamieszkałej przez nimagicznych. Są tacy zwyczajni, pomyślała, przyglądając się tym godnym pożałowania stworzeniom. Jak to jest, żyć bez magii? Sama ledwie to pamiętała, przypomniała sobie jednak ogromną słabość, jaką wtedy czuła. Była wtedy bezbronna, tak jak oni teraz. Na szczęście dla niej, te czasy już dawno minęły.
    Podeszła do jednego z budynków i oparła się o niego nonszalancko. Nie zwróciło to zbytnio niczyjej uwagi —  tylko jakaś przechodząca kobieta na nią zerknęła, ale najwyraźniej nie rozpoznała, bo poszła dalej. Balla uśmiechnęła się pod nosem.
    Nie spiesząc się, dziewczyna powoli napełniła ścianę budynku swą magią. Była Manipulatorką i nie potrzebowała wielkiej siły, by nakazać jej się zawalić. Nie zrobiła tego jednak, lecz odeszła kawałek i zrobiła to samo z kolejną. A potem jeszcze jedną. Wciąż nie przestając się uśmiechać, zawróciła w stronę placu.
    Kiedy znalazła się wystarczająco daleko, nakazała jednej ze ścian się zawalić. Kamienne cegły rozsypały się nagle, z łoskotem opadając na ziemię. Wszystko wokół zadrżało, nawet potknęła się i niemal przewróciła. Skrzywiła się, zarówno na swój brak gracji, jak i na krzyki, które dosięgły jej uszu. Ilu ludzi znajdowało się w tej kamienicy? Czy ktoś zginął? Nigdy wcześniej nikogo nie zabiła, dopiero teraz sobie to uświadomiła.
    A nawet jeśli, to co to za różnica?, pomyślała Balla, otrząsając się. To tylko niemagiczni. Nic nie znaczą.
    Nie chcąc zwracać na siebie uwagi, dołączyła do tych, którzy domyślili się, że została użyta magia i zaczęli uciekać. Jednocześnie zawaliła następną ścianę—  tym razem nie narobiła aż takiego hałasu.
    W tłumie powinna być niezauważalna, a jednak nagle ktoś chwycił ją za ramię i pociągnął w pobliską uliczkę. Zdążyła jedynie wydać zduszony okrzyk.
    —  Wiedziałem, że cię gdzieś widziałem —  warknął znajomy głos. —  Co tu, kurwa, robisz?
    To był Luten. Chłopak młodszy od niej o dwa lata, który jeszcze za czasów, gdy mieszkała w Oreall, próbował się do niej zalecać. Nie zmienił się zbytnio przez ostatnie trzy miesiące —  jego ciemne oczy wciąż płonęły gniewem.
    Balla wyszarpnęła się z jego uścisku. Niewątpliwie pozostawił siniaki na jej skórze. Cholera, pomyślała. Dannel kazał mi unikać walki, ale… Ten idiota aż się prosił o to, by dostać w twarz.
    —  Czego chcesz, śmieciu? —  powiedziała wyniośle. —  Lepiej zejdź mi z drogi. Nie chcesz ze mną walczyć, nic z ciebie nie pozostawię.
    Luten prychnął i spojrzał na nią sceptycznie.
    —  Chciałabyś. Pójdziesz ze mną i wytłumaczysz się Eanowi, czego chcesz w Oreall. I kto przyszedł z tobą.  —  Usiłował znów ją chwycić, ale Balla zamachnęła się i uderzyła go w twarz.
    Odwróciła się i uciekła w przeciwnym kierunku, nie czekając na reakcję. Luten próbował za nią biec, ale skutecznie zmanipulowała ziemią pod jego stopami tak, by pękała, gdy na nią stawał.
    Coś nagle szarpnęło ją za kostkę i Balla upadła. Jej nogę oplótł jakiś sznur i zaczął wspinać się po drugiej. Bezskutecznie usiłowała się uwolnić, kiedy Lutenowi wreszcie udało się ją dogonić.
    Dziewczyna wyciągnęła rękę —  na szczęście, uliczka była ciasna —  i dotknęła ściany pobliskiej kamienicy. Ta pękła i Lutenowi w ostatniej chwili udało się uskoczyć przed spadającymi kolanami. Zdekoncentrował się jednak przy tym i lina, pętająca nogi dziewczyny, nagle zniknęła bez śladu.
    Balla oparła się pokusie walki z Lutenem, przypominając sobie polecenie Dannela, i uciekła. Luten znów próbował ją gonić, posyłając za nią sznur, ale zręcznie unikała jego ataków.
    Przynajmniej dopóki nagle nie wyrosła przed nią ściana. Z rozpędu dziewczyna wpadła na nią i boleśnie się obiła. Spróbowała nakazać jej się przewrócić, ale Luten stworzył ją za pomocą magii. Balla nie była anomalią —  nie mogła tak po prostu zniszczyć magicznego tworu.
    Wściekła, obróciła się do chłopaka. Tak chcesz się bawić?, pomyślała. To zabawmy się na poważnie. Sięgnęła do torby i wyszarpnęła z niej nóż, napełniając go magią. Rzuciła nim i nakazała mu lecieć prosto do celu —  w gardło Lutena.
    Chłopak w ostatniej chwili zdołał się osłonić —  nóż odbił się od niewidzialnej tarczy. Balla przywołała go do siebie, zanim wypełniająca go magia całkiem wyparowała.
    W dłoni Lutena pojawiło się prymitywne ostrze —  w niczym nie przypominało pięknego noża Balli, ale zapewne było równie śmiertelne. I w dodatku stworzone z magii. Kto wie, jakie właściwości miało.
    Balla nie czekała na jego ruch —  rzuciła się w stronę chłopaka, jednocześnie manipulując ziemią pod jego stopami tak, by zmiękła. Luten zachwiał się, a wtedy dziewczyna przyskoczyła od niego i uniosła nóż, gotowa zadać śmiertelny cios.
    Trafiła na niewidzialną barierę. Zaklęła i spróbowała jeszcze raz, ale Luten nadal osłaniał się niewidzialną ścianą. Niech go szlag!, pomyślała Balla, próbując z innej strony. Chłopak chwycił ją za nadgarstek i pociągnął prosto na swoje ostrze.
    Na jego plecy spadł deszcz cegieł. Manipulowanie obiektem, którego się nie dotykało, zawsze zabierało dużo magii, ale Balla nie miała wyboru —  inaczej mogłaby zginąć.
    Luten krzyknął i opadł na kolana, kiedy jedna z cegieł uderzyła go w tył głowy. Rozwścieczona dziewczyna kopnęła go z całej siły w twarz, a on osunął się na bruk, nieprzytomny. Wytworzona przez niego ściana zniknęła. Balla przez chwilę przyglądała się chłopakowi, rozważając zabicie go. Z pewnością pozbyłaby się przynajmniej jednego problemu.
    Kiedy jednak kucnęła przy nim, ściskając mocniej nóż, zadrżała jej ręka. Jakie to uczucie —  zabić kogoś? Kto wie, może już zabiła —  ludzie z kamienic niewątpliwie ucierpieli, gdy ich ściany się zawaliły. Ale to coś innego…
    Luten nie wyglądał tak groźnie, kiedy leżał nieprzytomny. Już nie będzie sprawiał problemów, zdecydowała Balla i wstała. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tchórzy. Co powiedziałby Dannel, gdyby się o tym dowiedział? Byłby nią rozczarowany. Dlatego się nie dowie, pomyślała i odeszła, nie oglądając się za siebie.
    Musiała się gdzieś schować, bo zamieszanie, jakie wywołała walka, z pewnością przyciągnęło czyjąś uwagę.
----------------------------
Nieważnie, ile razy poprawiam ten rozdział, ta scena walki i tak jest drętwa jak... Nie wiem, nie jestem dobra w porównaniach ^^"

A w następnym rozdziale - nowy POV!

2 komentarze:

  1. Nie pamiętam tej sceny z Lutenem w poprzedniej wersji. Dopisałaś ją, czy mam po prostu słabą pamięć? :D Tak czy inaczej podobało mi się. Kolejna postać do zapamiętania i kolejna, która wniosła już coś do historii. Mam nadzieję, że chłopak się ocknie i pomoże w poszukiwaniach Balli. A może zauroczenie Ballą sprawi, że stanie jednak po jej stronie? Ciekawa jestem czy zamierzasz rozwinąć ten wątek. Jakby co jestem na tak :D

    Czekam na kontynuację i przepraszam, że moje komentarze były takie krótkie. Ciężko mi było się rozpisywać, skoro już to kiedyś czytałam. Może nie w takiej samej formie, ale jednak tak. Mimo to chciałam dać Ci jakiś znak po mojej obecności ;-)

    Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny. I przy okazji informuję, że u mnie też pojawił się rozdział, na który serdecznie zapraszam.

    Ściskam! ;*
    zwycieze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej sceny nie było w poprzedniej wersji ;D Była, co prawda, walka Balli z Lutenem, ale w zupełnie innych okolicznościach ;D Luten się jeszcze pojawi i będzie miał dość istotną rolę, ale raczej nie w najbliższej przyszłości ;D
      Nie przejmuj się długością komentarzy - ważne, że są ;D
      Do Ciebie niebawem zajrzę ;*

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony