środa, 27 czerwca 2018

Miasto Magii - Rozdział XXVI „Krew”

    Anella wiele dałaby, żeby mieć w sobie tyle odwagi, co Dealla. Dziewczyna cofnęła się gwałtownie, ciągnąc ją za łokieć. Puściła ją, obróciła się, gotowa do ucieczki, podczas gdy Anella wciąż nie potrafiła się poruszyć. Zdołała zrobić tylko krok w tył i wpadła na kogoś.
    Czyjeś chłodne dłonie zacisnęły się na jej ramionach i Anella nagle znieruchomiała.
    — Drogie panie — powiedział spokojnie mężczyzna, schodząc powoli po schodach. —  Proszę o spokój. Nie chcecie chyba, żeby waszemu przyjacielowi stała się krzywda?
    Sander, pomyślała Anella, czując jak łzy wzbierają jej w oczach. Co on mu zrobił? Serce biło jej tak głośno, że niemal zagłuszało kroki, które rozległy się za jej plecami. Nie mogła nawet obrócić głowy, żeby sprawdzić, co się działo.
    — Trzymaj się ode mnie z daleka, ty…! —  Dealla urwała nagle.
    Co się dzieje?
    Rudowłosy mężczyzna przyglądał się im z zadowoleniem. Uśmiechnął się.
    —  Dobrze, nadacie się.
    Nadamy się? Do czego? Anella miała ochotę zwymiotować. To nie tak miało być, pomyślała rozpaczliwie. To miała być łatwa misja, Ean mi obiecał. Rozpłakałaby się, gdyby nie to, że nie mogła się poruszyć.
    Czy to Dannel?, zastanowiła się, patrząc na rudowłosego oczami pełnymi łez. Obraz jej się zamazywał, ledwo cokolwiek widziała. W takim razie ten drugi to pewnie Sarutt Jourass… To on mnie unieruchomił?
    Rudowłosy — Dannel? — podszedł bliżej. Anella usiłowała się skulić, bezskutecznie. Mężczyzna chwycił ją za podbródek i uniósł jej twarz. Postukał palcem w jej policzek.
    — Nie znam cię — stwierdził. — Jesteś nowa? Pozwól jej mówić — rzucił do osoby za jej plecami.
    Anella odetchnęła nagle głośno, choć nie poczuła się inaczej. Mężczyzna boleśnie zacisnął palce na jej szczęce.
    — Odpowiadaj. Jesteś nowa w Oreall?
    — T… Tak —  wykrztusiła. Łzy spłynęły jej po policzkach, wreszcie wolne.
    — Jakim typem maga jesteś?
    — Ma… Manipulatorką. — Nie chciała mu tego mówić, ale nie miała wyboru. Może jeśli odpowie na wszystkie jego pytania, pozwoli jej żyć?
    — Rozumiem… — Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę. — Powiedz mi, czy to ty zraniłaś mojego przyjaciela, Mikkela?
    Co? Przez chwilę nie rozumiała, o co mu chodziło, a potem przypomniała sobie tamten straszny dzień w bibliotece… Czy Steen i Ean nie mówili, że mężczyzna, które zaatakowała, nazywał się Mikkel?
    Zabije mnie, uświadomiła sobie Anella, patrząc prosto w oczy Dannela. A ja nawet nie mogę się bronić.
    — Tak — wydusiła, nie mając wyboru.
    Dannel brutalnie pchnął ją za ziemię. Anella upadła, uderzając głową o podłogę, aż zadzwoniło jej w uszach, a świat wokół niej zawirował. Nadal nie mogła się poruszyć. Zamknęła oczy, czekając na śmierć.
    Ale mężczyzna jej nie zabił — przeszedł nad nią i chyba podszedł do Dealli, bo odezwał się do niej:
    — A ty? Jesteś Jednostkowcem, tak?
    — Tak — padła cicha odpowiedź.
    —Jednostkowiec, Umysłowiec i Manipulatorka… Piękny komplet. Uśpij ich —  zwrócił się do Sarutta Jourassa.
    Ktoś pochylił się nad Anellą i zaskakująco delikatnie dotknął jej ramienia.
    Zapadła ciemność.
*
    Anella pokręciła głową, czując ból w karku. Musiała zasnąć w naprawdę niewygodnej pozycji. Uniosła rękę i pomasowała go, a potem otworzyła oczy. Świat przez chwilę wydawał się rozmazany, ale po chwili nabrał ostrości i wtedy Anella zorientowała się, że nie jest w swojej sypialni.
    Siedziała w miejscu, które przypominało wnętrze powozu. Oprócz niej, w środku siedziały jeszcze trzy osoby —  Dealla i Sander, którzy spali, oraz jakiś mężczyzna, którego nie znała. Jej serce przyspieszyło.
    Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Nie mogła nic sobie przypomnieć. Pamiętała podróż pociągiem do Jiean, a potem… Nic. Ciemność, pustka i ból głowy, gdy wysilała umysł, starając się odzyskać wspomnienia. Nie podobało jej się to. Choć nie wiedziała, co się dzieje, domyślała się, że jest to coś niebezpiecznego.
    Szeroko otwartymi oczami spojrzała na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niej. Nie widziała go dokładnie, w powozie panował lekki półmrok, ale zdołała dostrzec jasne włosy, niemal sięgające ramion, i wąską, chudą twarz. Mężczyzna zmrużył swoje małe oczy i pochylił się lekko.
    Sarutt Jourass, przypomniała sobie Anella. To musi być on, prawda? Ale co tu robi? Znaleźliśmy go? Jak, kiedy? Nagle zebrało jej się na mdłości. Zaatakował nas?
    Otworzyła usta, chcąc coś zrobić — może krzyknąć — ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Mężczyzna zmarszczył brwi.
    — Cicho — szepnął. — Dannel nie może wiedzieć, że cię obudziłem.
    Fala wspomnieć napłynęła nagle, zalewając umysł Anelli. Dannel. Spotkali go w zajeździe. To on ich porwał. Byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Zadrżała na całym ciele.
    A potem nagle uspokoiła się i rozluźniła. Rozejrzała się — powóz był niewielki, we czwórkę ledwo się w nim mieścili. Gdzie był Dannel? Na pewno nie w środku, co ją cieszyło. Pamiętała jego przerażające spojrzenie i już nigdy nie chciała patrzeć mu w oczy. Gdzie jedziemy?, pomyślała. Okna zasłaniały grube i ciemne zasłony, więc Anella nie potrafiła nawet określić, jak długo była nieprzytomna.
    Sander i Dealla nie śpią, pomyślała. Są nieprzytomni. Nie wyglądali na rannych, ale też nie widziała ich dokładnie. Pewnie zostali uśpieni tak jak ona. Powinno ją to zaniepokoić, ale tego nie zrobiło. Gdzieś w głębi umysłu Anella zdawała sobie sprawę, że coś było nie tak, ale nie obchodziło jej to. Skupiła się na Sarutcie.
    — Spokojnie — wyszeptał mężczyzna. — Musisz mi pomóc — powiedział z ciężkim do zrozumienia, urshańskim akcentem.
    Pomóc mu? Co miał na myśli? Chciała zapytać, ale nie mogła. Na chwilę ogarnęła ją panika, zanim została zmyta przez kolejną falę spokoju.
    — Chcę pomóc wam uciec. Ale musisz współpracować, rozumiesz?
    Uciec? Jak to, dlaczego? Anella zmarszczyła brwi. To jakaś pułapka, pomyślała. Dannel chce nas sprawdzić. Ale dlaczego? Jaki ma w tym cel? Niczego nie rozumiała. Spojrzała mężczyźnie w oczy i uniosła brwi. Nadal nie odzyskała całkowitej swobody ruchów.
    — Dobrze —  wyszeptał Sarutt, najwyraźniej rozumiejąc, o co jej chodzi. — Wyjaśnię ci, ale nie mamy za dużo czasu. Kiedyś, na samym początku, popierałem Dannela. Byłem wśród tych, którzy odeszli razem z nim z Oreall. Sądziłem, że miał rację — że my, jako magowie, jesteśmy lepsi od innych ludzi. Że to my powinniśmy rządzić światem. — Zerknął w bok, wyraźnie zawstydzony. — Ale potem zmieniłem zdanie. Ja... — zawahał się, na jego twarzy pojawiła się niepewność. — Poznałem kogoś. Młoda kobieta, bardzo piękna i o dobrym sercu. Spotkaliśmy się przypadkiem i szybko połączyło nas coś więcej. Ale ona była tylko zwykłym człowiekiem. Pomogła mi zrozumieć, że my, magowie, wcale nie stoimy ponad tymi, którzy nie zostali obdarzeni magią. — Westchnął ze smutkiem. — Ale w końcu Dannel się dowiedział. Nie wiem, co się z nią stało. — Pokręcił głową. — Być może już jest martwa. Ale nasza córka ciągle żyje. I Dannel o tym wie. Zagroził, że jeśli nie będę wysłuchiwał jego rozkazów, zabije ją. Nie mogę na to pozwolić. — W jego oczach rozbłysła determinacja. — Ale nie mogę też pozwolić, żeby Dannelowi udało się przejąć Oreall. Muszę go zatrzymać. Zginie o wiele więcej niewinnych osób, jeśli mu się uda. Rozumiesz to? — Kiedy pokiwała głową, kontynuował: — Pomogę wam uciec, ale Dannel nie może się o tym dowiedzieć. Kiedy zatrzymamy się pod bramą Oreall, któreś z was będzie musiało pozbawić mnie przytomności. Potem uciekajcie do miasta — nie wdawajcie się w walkę z Dannelem, nie macie z nim żadnych szans. Po prostu uciekajcie — w Oreall będziecie bezpieczni.
    Kłamie, pomyślała odruchowo Anella. To nie może być prawda, to jakaś pułapka. Czy naprawdę mogli mieć takie szczęście i ten mężczyzna faktycznie chciał im pomóc? Wydawało się to wręcz nieprawdopodobne. Ale musieli skorzystać z okazji. Nie mogli po prostu siedzieć i czekać, aż Dannel ich pozabija. To mogła być ich jedyna szansa na ucieczkę.
    Anella pokiwała głową, zaciskając usta w cienką linię. Mam nadzieję, że nie skazałam nas właśnie na śmierć, pomyślała z obawą, patrząc jak Sarutt sięga w stronę siedzącej obok niego Dealli.
    Dziewczyna jęknęła cicho i poruszyła się. Otworzyła oczy i rozejrzała się ze zdezorientowaniem. Kiedy zobaczyła Sarutta, otworzyła usta jakby do krzyki, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Ona również została magicznie uciszona.
    Anella złapała jej wzrok i uśmiechnęła się uspokajająco. Dealla rozluźniła się.
    Sarutt pokrótce wyjaśnił jej sytuację, jednak tym razem nie opowiedział swojej historii. Anella nie słuchała zbyt uważnie — pozwoliła sobie za to zastanowić się nad nią. Gdyby wcześniej miała jakieś wątpliwości, co do tego, czy Dannel faktycznie była tak zły, jak mówiono — a nie miała — teraz upewniłaby się co do tego. Jak okrutnym człowiekiem trzeba być, żeby grozić małemu dziecku? To tylko sprawiało, że Anella jeszcze bardziej obawiała się konfrontacji z Dannelem.
    Będziesz musiała to zrobić, powiedziała sobie w myślach z zaskakującą pewnością. Jeśli chcesz uciec, będziesz musiała zaryzykować. Jeśli stchórzysz, wszyscy zginiecie. W innych okolicznościach, ta myśl odebrałaby jej całą odwagę. Teraz jednak sprawiła tylko, że dziewczyna poczuła się bardziej zdeterminowana. Czy to nadal była magia Sarutta, czy też naprawdę się tak czuła?
    I wtedy zauważyła, że Sander przygląda jej się spod przymkniętych powiek. Uśmiechnął się lekko, kiedy zdziwiona zamrugała i otworzyła usta. Przez chwilę nie rozumiała, a potem to do niej dotarło. Wcale nie był nieprzytomny. To nie Sarutt manipulował jej emocjami — to był Sander. Ta świadomość sprawiła, że cały niepokój, który do tej pory odczuwała, zniknął bez śladu. W porządku, nie miała się czego obawiać. Sander nic złego jej nie zrobi.
    Mężczyzna zamknął oczy i wrócił do udawania nieprzytomnego. Dopiero po jakimś czasie „obudził się” i przeciągnął, ziewając. Jak dla Anelli, było to aż nazbyt teatralne, ale Sarutt nie sprawiał wrażenia, jakby coś podejrzewał.
    Nadal nie oddał im ich głosów. Może gdyby to zrobił, Anella byłaby gotowa mu zaufać. Ale tak... Nie miała pojęcia, dlaczego nie pozwolił im mówić. Czy bał się, że w jakiś sposób dadzą znać Dannelowi, że się obudzili? Przecież to byłaby głupota. Ale może wolał być po prostu ostrożny.
    — Prawie skończyła mi się magia — wyszeptał nagle Sarutt. — Pozwolę wam teraz mówić, ale zachowajcie ciszę. Już prawie jesteśmy na miejscu.
    Faktycznie, po chwili powóz zaczął zwalniać, w przeciwieństwie do serca Anelli. Jej dłonie zaczęły pocić się obficie, a wątpliwości powróciły ze zdwojoną siłą. Nie dam rady, pomyślała. Nie ucieknę. Jestem słaba i powolna. A jeśli się potknę? Dannel złapie mnie i zabije… Czy Sander i Dealla wróciliby, żeby ją ratować? Byli dobrymi ludźmi, więc pewnie tak i oni również by zginęli. Wszyscy zginą przeze mnie… Anella skuliła się.
    Zacisnęła dłonie w pięści, chcąc powstrzymać ich drżenie i, ku jej zdziwieniu, udało jej się to. Nie martw się, powiedziała sobie. Wszystko będzie dobrze. Uwierz w siebie. Chciałaby, żeby było to takie łatwe bez magii Sandra, działającej na nią.
    Kiedy powóz zatrzymał się, serce Anelli zrobiło to samo.
    Sarutt nachylił się ku nim.
    — Szybko. Pozbaw mnie przytomności i uciekajcie —  zwrócił się do Dealli.
    Dziewczyna wahała się tylko przez chwilę. Położyła dłoń na czole mężczyzny, a ten zamknął oczy i już po kilku sekundach osunął się bezwładnie na podłogę.
    Nie zwlekali. Sander otworzył drzwi i wypadł na zewnątrz jako pierwszy, Dealla zaraz za nim. Anella wygramoliła się za nimi, niemal potykając się i rzuciła się do ucieczki. Sander biegł przodem, najszybszy z całej trójki, Anella zaś została z tyłu. Wysilała się, ile mogła, ale wkrótce jej płuca zapłonęły bólem. Mimo to biegła. Nie mogła się zatrzymać, to skończyłoby się jej śmiercią.
    Nie zdążyli nawet dobiec do bramy — nagle wokół zrobiło się ciemno. Anella z rozpędu wpadła na coś i natychmiast z powrotem poderwała się na nogi, rozglądając się. Ciemność była nieprzenikniona, świat wokół niej zniknął. Co…?
    Ciszę rozdarł dziewczęcy krzyk. Dealla, pomyślała Anella z paniką. Nie mogła nawet jej pomóc, nic nie widziała.
    — Myśleliście, że tak łatwo mi uciekniecie? — Głos Dannela rozległ się tuż obok.
    Anella krzyknęła i odskoczyła, potykając się, kiedy sylwetka mężczyzny pojawiła się obok niej. Cofnęła się, nie próbując nawet wstać. Nic nie widziała, tylko ciemne kształty, nie wiedziała, w którą stronę uciekać.
    Dannel zrobił krok w jej stronę, ale nagle zatrzymał się i krzyknął, opadając na ziemię. Osłupiała, Anella niemal przegapiła okazję do ucieczki, otrząsnęła się w ostatniej chwili. Dealla?, pomyślała, ale nie miała czasu zastanawiać się. Musiała wydostać się z tej ciemności.
    —  Anella? —  zawołał Sander.
    Pobiegła w stronę jednego głosu i zatrzymała się dopiero, gdy pochwyciły ją jego ręce. Przynajmniej miała nadzieję, że to on.
    — Gdzie… Gdzie Dealla? —  wykrztusiła, trzęsąc się na całym ciele.
    — Nie wiem. — Sander brzmiał tak, jakby mówił przez zaciśnięte zęby. — Nie dam rady dłużej go utrzymać. Muszę go puścić.
    — Co? — Dannela?, pomyślała. To on, nie Dealla, mu to zrobił? —  Co… Co mu zrobiłeś?
    — Wysłałem do jego głowy bardzo głośny dźwięk. Przydatna sztuczka i bardzo dla niego bolesna. Powinien być ogłuszony jeszcze przez chwilę. Już kiedyś mu tak zrobiłem, kiedy walczył z Evasem… — urwał. — Dea? — zawołał.
    W odpowiedzi znów rozległ się pełen bólu krzyk. Anellę coś ścisnęło za serce. Proszę, nie, pomyślała.
    — Dealla! — wrzasnęła, zanim mogła się powstrzymać.
    — Chcecie ją odzyskać? To chodźcie — powiedział Dannel.
    Anella zdawała sobie sprawę z tego, że to pułapka. Dannel chciał ich zwabić do siebie. Jednak, choć wszystko w niej krzyczało, żeby uciekała, dziewczyna postąpiła krok w jego stronę. Sander jej nie powstrzymywał, wręcz przeciwnie — wspierał jej odwagę swoją magią.
    — Musisz to robić? — powiedział żałośnie, kierując swe pytanie do Dannela. — Nie możemy się dogadać?
    Mężczyzna milczał przez chwilę.
    — Jeszcze raz spróbujesz na mnie swoich sztuczek, to zabiję tę dziewczynę.
    — Obiecuję, że nic nie zrobię. Ale, proszę, nie rób jej krzywdy!
  Sander próbuje nim manipulować, uświadomiła sobie Anella. Najwyraźniej nie robił tego wystarczająco subtelnie i Dannel się zorientował. Ale przynajmniej spróbował, nie to, co ona, która tylko stała i nic nie robiła…
    Anella zacisnęła dłonie w pięści, nagle zdeterminowana. Uratuję Deallę, postanowiła i skupiła się. Nie używała magii od czasu lekcji z Evasem, jednak bez problemu przypomniała sobie, co powinna robić. Pokierowała swą moc kanałami wewnątrz ciała i wypuściła ją na zewnątrz, nie dłońmi, jak się uczyła, lecz stopami. Magia przeniknęła jej buty i wlała się w brukowaną ulicę.
    Anella zamarła. Czy to na pewno dobry pomysł? Nagle wstąpiły w nią wątpliwiości. Nic nie widziała, skąd miała wiedzieć, w kogo celuje? Musiała jednak zareagować, nie mogła czekać bezczynnie aż Sander wszystko za nią zrobi.
    Szczególnie, że to ona miała moc bardziej nadającą się do walki.
    Z wysiłkiem zmusiła kamienie pod jej stopami do poruszenia się. Wyłamały się z bruku i wzniosły w powietrze. A potem pomknęły w stronę, z której dobiegał głos Dannela. Jęk, który się rozległ, świadczył o tym, że przynajmniej kilka z nich trafiło celu.
    Anella niemal się uśmiechnęła i to ją przeraziło. Właśnie kogoś skrzywdziłam!, pomyślała panicznie, nie był to jednak czas na moralne dylematy. Musiała ratować Deallę.
    Rzuciła się na przód, niemal potykając się, z Sandrem u boku. I wtedy ciemność nagle zblakła.
    Anella zmrużyła oczy, oślepiona blaskiem zachodzącego słońca. Kiedy odzyskała ostrość widzenia, zobaczyła coś przerażającego.
    Na przeciwko niej, w odległości zaledwie kilku kroków, stał Dannel. Jego skroń lekko krwawiła, poza tym jednak nic mu nie było. Mężczyzna podtrzymywał nieprzytomną Deallę, z której boku wystawał metalowy pręt. Gęsta krew kapała na ziemię, tworząc niewielką kałużę.
    Anella niemal zwymiotowała. Stanęła jak wryta, opuściła ją wszelka chęć do walki. Dealla, pomyślała słabo, przełykając ślinę. To wszystko moja wina. Powinnam była od razu jej pomóc… Proszę, wytrzymaj.
    Sądziła, że Dealla była nieprzytomna, ale się myliła. Kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, poruszyła się. Nie zrobiła nic takiego — po prostu położyła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, ale ten wrzasnął i puścił ją.
    Dealla w kilku długich krokach dopadła ich i bezwładnie padła w ramiona Sandra, oddychając ciężko. Anella miała nadzieję, że jej rana nie była zbyt poważna, i że dziewczyna się z tego wyliże, ale jej pesymistyczna natura podpowiadała, że tak nie będzie.
    Zerknęła na Dannela. Na jego piersi, w miejscu, w którym dotknęła go Dealla, widniała rana, przypominająca oparzenie. Oparzyła go, uświadomiła sobie Anella i prawie się uśmiechnęła, choć widok ten, jak i sam czyn, napawały ją odrazą. Może nie będzie tak źle, pomyślała. Może damy mu radę.
    — Chodźmy — rzucił Sander, przerzucając sobie ledwie przytomną Deallę przez ramię. — Musimy uciekać.
    Biegiem ruszyli w stronę bramy, znajdującej się dalej, niż Anella początkowo myślała. Dziewczyna znów wysłała kilka kostek bruku w stronę Dannela, nawet się nie oglądając. Liczyła, że to spowolni pościg.
    Nagle na coś wpadła. Znajdując się kilka kroków od murów Oreall, zatrzymała się na niewidzialnej ścianie. Pomacała ją w panice i spróbowała użyć magii —  bezskutecznie. Obróciła się i z przerażeniem odkryła, że z niewidoczne ściany otaczały ją z każdej strony.
    Dannel pozbierał się już po ataku Dealli i teraz spokojnym krokiem podszedł bliżej.
    — Nie lubię zabijać magów. Chciałem potraktować was łagodnie — powiedział wolno. — Teraz jednak widzę, że nie zasługujecie na to. Nie mam wyjścia, muszę was ukarać. Potrzebuję kogoś żywego, jako zakładnika — inaczej Ean nie wpuści mnie do miasta — ale muszę też pokazać, że nie żartuję, grożąc, że kogoś z was zabiję, jeśli mnie nie posłucha.
    Przyjrzał się im i jego wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się na Anelli. Zabije mnie, uświadomiła sobie z przerażeniem dziewczyna. Zmroziło jej krew w żyłach. Za swojego przyjaciela, Mikkela. I za to, że go uderzyłam.
    Ale Dannel nie podszedł do niej. Zerknął na swoją ranę na piersi — ranę, zadaną przez Deallę.
    — Tak — powiedział powoli. —  Myślę, że na to zasługujesz.
    Podszedł do Sandra i Dealli, których uwięził tak jak Anellę. Próbowali się przed nim cofnąć, ale niewidzialna ściana im to uniemożliwiała. Anella z głośno bijącym sercem przyglądała się, jak mężczyzna sięga po Deallę i przyciąga ją ku sobie.
    Nie. Nie, nie, nie! Anella nagle oprzytomniała, kiedy zrozumiała, co się dzieje. Rzuciła się na niewidzialną ścianę i zaczęła walić w nią pięściami. Kilka kroków dalej, Sander robił to samo.
    Anella desperacko spróbowała wlać swą magię w niewidoczną przeszkodę, ale z jakiegoś powodu nie mogła. Nie poddawała się jednak — skoro nie wydostanie się na zewnątrz w ten sposób, może warto spróbować górą? Poruszyła kamieniami pod swoimi stopami i nakazała im wzlecieć w powietrze. Tak!, pomyślała z gwałtownym przypływem entuzjazmu, ale wtedy kamienie zatrzymały się.
    Mimo że waliła nimi z całej siły, nic się nie stało. Pozwoliła im opaść i znów rzuciła się na ścianę. Nie pozwoli, żeby Dealla została zabita!
    — Nie! Nie! Nie! — wrzeszczała, zdzierając sobie gardło. — Zostaw ją, ty… Ty potworze! — Po jej twarzy łzy spływały gęstymi strumieniami. —  Zostaw ją!
    Dannel nie słuchał. Bez trudu podtrzymywał ledwie przytomną Deallę jedną ręką. Nawet z tej odległości Anella widziała nienawiść w oczach dziewczyny, kiedy ta splunęła mu prosto w twarz. Powiedziała coś cicho, ale tego Anella już nie dosłyszała.
    Dannel uśmiechnął się kpiąco i drugą ręką otarł twarz. Następnie wyciągnął ją przed siebie, a nad nią zawirował kłębek czegoś jasnego. Nie minęła sekunda i przybrał kształt dużego kamienia.
    Dealla nie wydała żadnego odgłosu, kiedy ten uderzył ją w twarz, raz, drugi, a potem trzeci. Anella wrzasnęła przeraźliwie, kiedy krew dziewczyny trysnęła na brukowaną ulicę.
    Anella zakryła sobie usta dłońmi, nie mogąc przestać krzyczeć. Osunęła się na kolana dokładnie w tym samym momencie, w którym ciało Dealli upadło na ziemię. Nie mogła oderwać wzroku od sceny rozgrywającej się przed nią. Nie wierzyła w to, co się działo.
    Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w ciało Dealli, z której twarzy nic już nie zostało, i nie zwróciła uwagi, nawet kiedy Dannel do niej podszedł. 

-------------------------------------
:D 

Następny rozdział - Mikkel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony