Mikkel zawsze miał słabość do
pięknych kobiet, a Ellain niewątpliwie zaliczała się do urodziwych.
Jednak po każdej wspólnej nocy, mężczyzna nie mógł oprzeć się wrażeniu,
że popełniał błąd. Że to wszystko zmierzało w niebezpiecznym kierunku.
Nic nie wiedział o Ellain, co nie powinno go aż tak niepokoić — w
końcu zazwyczaj nie znał zbyt dobrze kobiet, z którymi sypiał. Ale teraz
było inaczej. Ellain nie była nieznajomą poznaną w barze. Nie mógł tak
po prostu zniknąć z jej życia.
Powinien trzymać się na
dystans, nie zbliżać się do niej tak bardzo. Ale nie potrafił, sam nie
wiedział dlaczego. Nie podobało mu się to.
— Widzę, że nie śpisz. — Usłyszał głos Ellain. — Widzę, jak się marszczysz. O czym tak myślisz?
Ellain
nigdy dotąd nie budziła się pierwsza, ale kiedy Mikkel otworzył oko,
stała na środku ich ciasnej kajuty, ubrana i uśmiechnięta.
— Dzień dobry — powiedział, ignorując jej pytanie. — Wyglądasz pięknie.
Ellain prychnęła.
—
Nie wątpię. Brudna koszula i zbyt ciasne spodnie to zapewne najnowszy
krzyk mody po drugiej stronie oceanu. Wstawaj, leniu. Mamy robotę.
Kapitan
statku, Karam, który łaskawie zgodził się zabrać dodatkowych pasażerów,
nie kłamał, mówiąc, że będą musieli pracować. Nie dawał im ani chwili
wytchnienia, ciągle znajdując nowe zajęcia. Mikkel, który do tej pory
nigdy nie postawił nogi na statku, już drugiego dnia przysiągł sobie, że
nigdy więcej tego nie powtórzy.
Ellain za to
zachowywała się, jakby była w swoim żywiole i Mikkel zastanawiał się,
czy w swoim poprzednim życiu — przed uwięzieniem — często pływała
statkami. Nie pytał — i tak by mu nie powiedziała. Wciąż unikała rozmów
na temat swojej przeszłości.
— Czemu wstałaś tak wcześnie? — zapytał Mikkel, podnosząc się.
Ellain podniosła z podłogi jego koszulę i rzuciła nią w niego.
—
Już ci mówiłam, głuptasie. Mamy robotę. Musimy rozmówić się z
kapitanem. — Kiedy wciąż patrzył na nią bez zrozumienia, przewróciła
oczami. — Za dwa dni statek dotrze do Aztarru, ale my się tam przecież
nie wybieramy. Chcemy płynąć dalej.
Ty chcesz,
pomyślał Mikkel, ale nie powiedział tego na głos. Z każdą pokonaną milą
niebezpiecznie zbliżali się do tajemniczego kontynentu, zwanego Wielkim
Pustkowiem. Ellain miała nadzieję znaleźć tam sposób na odzyskanie
swojej magii, Mikkel zaś najchętniej trzymałby się jak najdalej od tego
miejsca. Nie miał jednak wyboru, nie mógł przecież zostawić Ellain
samej.
— I jak zamierzasz przekonać kapitana, żeby
zabrał nas na Pustkowie? — zapytał Mikkel, ubierając się. — Nikt o
zdrowych zmysłach nawet nie zbliża się do tego miejsca.
Niewielu
przeżyło wyprawę na Wielkie Pustkowie, a ci, którym udało się wrócić,
umierali wkrótce potem. Przed śmiercią opowiadali o niekończącej się
pustyni, jaką ponoć stanowiło Pustkowie, i o czystej magii, pływającej
swobodnie w powietrzu.
— My się tam wybieramy — przypomniała mu Ellain, dźgając go palcem w ramię.
Tak,
pomyślał Mikkel. Ale ja robię to dlatego, że muszę, a ty nie masz do
końca zdrowych zmysłów. Uśmiechnął się słabo, mając nadzieję, że jego
myśli nie są wypisane na jego twarzy.
— Tak, masz rację — powiedział tylko.
*
Kapitan
jak zawsze skrzywił się, kiedy ich zobaczył. Był starszym, siwiejącym
mężczyzną po pięćdziesiątce i zazwyczaj wyglądał na niezadowolonego,
szczególnie kiedy widział Mikkela. Najwyraźniej nie przepadał za
Omianami.
Ellain uśmiechnęła się do niego tym swoim
olśniewającym uśmiechem i powiedziała coś po eggosku. Kapitan
odpowiedział jej, krzywiąc się jeszcze bardziej.
Mikkel
westchnął w duchu. Po co w ogóle tu był, skoro zamierzali rozmawiać w
języku, którego nie rozumiał? Już chciał powiedzieć to Ellain, kiedy
ktoś wpadł na niego z impetem.
Mikkel zachwiał się
nieco, ale udało mu się utrzymać równowagę. Zerknął w dół i napotkał
spojrzenie szeroko otwartych, brązowych oczu, należących do córki
kapitana, Karry. Mikkela nawet nie zdziwiło, że ośmiolatka wstała o tak
wczesnej godzinie. Całymi dniami pałętała się po statku, pełna
nieskończonej energii niczym Ellain, i była najsłodszym dzieckiem, jakie
Mikkel kiedykolwiek spotkał.
Kapitan powiedział coś do niej po aztarrsku. W odpowiedzi dziewczynka nadęła policzki i pokazała mu język.
—
Jeśli nie chodzi o pracę, to po co tu przyszliście? — kapitan zwrócił
się do Mikkela i Ellain po eańsku. Mówił w tym języku całkiem dobrze,
choć jego akcent był niemal niezrozumiały.
— Za dwa dni powinniśmy dotrzeć do Aztarru — powiedziała Ellain.
— Zgadza się.
—
Cóż, problem w tym, że ja i mój przyjaciel — położyła dłoń na ramieniu
Mikkela i ścisnęła je lekko — mamy nieco inny cel podróży. Chcemy
popłynąć trochę dalej.
Kapitan zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi.
— To nie jest mój problem. W Larridzie znajdziecie sobie inny statek. Nie będę zbaczał dla was z kursu.
Ellain uśmiechnęła się szeroko.
— Nawet nie zapytał się pan, gdzie chcemy płynąć! A co, jeśli mam korzystną propozycję?
Mężczyzna
zmierzył ją wzrokiem. Mikkel obserwował tę wymianę zdań z rosnącym
niepokojem. Do czego zmierzała Ellain? Co chciała osiągnąć? Póki co,
jedynie nastawiła do nich kapitana Karama jeszcze bardziej
nieprzychylnie.
— Nie obchodzi mnie, gdzie chcecie się
dostać. Zabieram was do Larridy, cieszcie się, że w ogóle zgodziłem się
na to — powiedział ostro kapitan tonem, który nie zachęcał do dyskusji.
Ale Ellain najwyraźniej nie zamierzała tak łatwo rezygnować.
—
Pana córeczka bardzo nas lubi. — Wskazała na dziewczynkę, która wciąż
trzymała się blisko Mikkela i, tak jak on, przyglądała się tej rozmowie z
zaciekawieniem. — Na pewno chciałaby, żebyśmy zostali tu dłużej.
Prawda, Oro?
Dziewczynka uśmiechnęła się, zapewne nie
rozumiejąc pytania, ale reagując na swoje imię. Ellain kucnęła przed nią
i położyła jej dłonie na ramionach, patrząc prosto w jej szeroko
otwarte oczy. Powiedziała coś po eggosku.
Dziewczynka —
Ora — przechyliła głowę i zamrugała, chyba wciąż nie rozumiejąc. Ellain
westchnęła i obróciła się z powrotem w stronę kapitana, ciągnąc Orę
tak, by dziewczynka stanęła między nimi.
— Panie
kapitanie — powiedziała Ellain — jesteśmy panu bardzo wdzięczni za
okazaną nam pomoc. Bez pana być może nigdy nie dopłynęlibyśmy tak
daleko. Ale my musimy dostać się jeszcze dalej. Proszę nas zabrać na
Wielkie Pustkowie.
Kapitan przez chwilę przyglądał się
jej w milczeniu, jakby czekając na to, że kobieta się roześmieje i
powie, że to tylko żart. Kiedy tak się nie stało, mężczyzna przeniósł
wzrok na Mikkela, który tylko sztywno skinął głową.
—
Wielkie Pustkowie? Jesteście szaleńcami, oboje! Powinienem wyrzucić was
za burtę! — Zmrużył oczy i spojrzał na dłonie Ellain, wciąż spoczywające
na ramionach Ory. — Puść moją córkę.
Ellain uśmiechnęła się słodko i groźnie jednocześnie. Mikkel zamarł. Chyba nie zamierzała…?
— Proszę się nie martwić. Ora jest naprawdę słodka, nie chciałabym robić jej krzywdy. Proszę zabrać nas na Wielkie Pustkowie.
— Ellain… — wtrącił się Mikkel, ale uciszyła go machnięciem ręki.
— Cicho. Pozwól mi się tym zająć. To jak, panie kapitanie? Umowa stoi?
Karam zacisnął usta w cienką linię.
— Jeśli cokolwiek zrobisz mojej córce, ty i twój… towarzysz skończycie za burtą. Już ja o to zadbam.
Ellain westchnęła.
—
Nie byłabym taka pewna. Ale widzę, że nie chce pan dyskutować. W
porządku, chciałam załatwić to po dobroci. Mikkel — zwróciła się nagle
do niego. — Zmuś go.
— Co?
— Zmuś go — powtórzyła Ellain. — Możesz to zrobić, prawda?
Czy
mógł? W teorii, tak. Mógłby użyć swojej magii na kapitanie, zmusić go
do pokierowania statku na Wielkie Pustkowie, ale w praktyce… Magia
Jednostkowa nie kontrolowała umysłów, jedynie ciała. Mikkel musiałby
utrzymywać nad nim kontrolę cały czas, a podróż na Pustkowie mogłaby
zająć wiele tygodni. Nie starczyłoby mu magii.
Nie wspominając już o tym, że po prostu nie mógł zrobić czegoś takiego. To byłoby zwyczajnie złe.
Pokręcił głową.
— Nie mogę. Nie przez cały czas.
Ellain pokiwała głową, jakby po części spodziewała się takiej odpowiedzi.
— W porządku. W takim razie załatwimy to inaczej.
— Owszem, załatwimy — warknął kapitan, a potem dodał coś po aztarrsku. Sięgnął po swój pistolet i zamarł.
Mikkel dosięgnął go pierwszy, posyłając w jego stronę swoją magię. Panika przemknęła przez twarz mężczyzny.
— Wyciągnij ten pistolet — powiedział cicho Mikkel, czując się z tym źle. — I daj go mi.
Kapitan
bez słowa, sztywnymi ruchami, wykonał polecenie. Mikkel niezręcznie
chwycił broń. Nigdy wcześniej nie trzymał jej w dłoniach, ale uznał, że
lepiej, jeśli to on będzie ją miał, nie Ellain.
— Wy… Jesteście magami — wykrztusił kapitan.
Ellain uśmiechnęła się promiennie.
— Owszem. Czy teraz będzie pan grzecznie słuchał naszych poleceń?
Kapitan Karam zerknął w stronę Mikkela, wciąż trzymającego jego broń i zbladł.
— Ja… Zabiorę was na to przeklęte Pustkowie. Ale załodze się to nie spodoba.
Ma rację, pomyślał Mikkel, zerkając na Ellain. Zabiją nas. Czy na to też ma jakiś plan? Niemal obawiał się, że miała.
—
Założę się, że nie. — Ellain nie przestawała się uśmiechać. — Ale to
już nasz problem, prawda? Proszę ustawić kurs na Wielkie Pustkowie.
Chodź, Mikkel. Ty też, Ora. Spędzisz trochę czasu z ciocią Ellain i
wujkiem Mikkelem, co?
Pociągnęła za sobą dziewczynkę.
Mikkel poszedł za nimi, rozglądając się nie pewnie. Jego serce biło
szybciej, niż zwykle. Nie podobało mu się to. Nic w ich obecnej sytuacji
mu się nie podobało.
Powiedział to Ellain, ale ona tylko się roześmiała.
—
Nie martw się, Mike. Przecież nie zrobię krzywdy dziecku. Za kogo ty
mnie masz? Musiałam tylko jakoś przekonać naszego drogiego kapitana. Nie
martw się — powtórzyła.
Mikkel nie był pewny, czy jej wierzył, ale nie miał wyboru. Musiał jej zaufać.
— Oni nas zabiją, Ellain. — Czuł na sobie wrogie spojrzenie kapitana. Niedługo cała załoga zostanie nastawiona przeciwko nim.
— Nie odważą się, mamy przecież dziewczynkę. Poza tym, ufam, że nas obronisz, Mike. Zaczniesz od zabrania im wszystkim broni.
-----------------------------NaNoWriMo2018 czas zacząć! W planach mam dokończenie MM i zaczęcie drugiej części, Królowej Pustkowia. Zobaczymy, jak to będzie ^^
Następny rozdział - Dannel, czyli powrót do głównej akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.