niedziela, 18 listopada 2018

Miasto Magii - Rozdział XLII „Korytarz"

Steen był pierwszym, który zauważył stojącą w oddali postać. Nagle chwycił Eana za ramię, zatrzymując go i wyrywając z jego gardła krótki, zduszony okrzyk.
— Ktoś tam jest — powiedział, wskazując na wprost.
Wszyscy — czyli Ean, Steen, Gillen, Sander i Ajsia — się zatrzymali. Skończyli właśnie przygotowywać prowizoryczny szpital — odwalili kawał dobrej roboty, Ean był z nich dumny — i wracali do głównych pomieszczeń, żeby zacząć przenosić chorych.
Ean zmrużył oczy i wreszcie dostrzegł to, co zauważył Steen. W oddali, w nikłym świetle dawanym przez kolumny, majaczyła postać o niewielkich rozmiarach. Z tej odległości Ean widział tylko jej niewyraźne kontury.
Czy to jej sprawka?, zastanowił się Ean. Wydawało się to prawdopodobne, ale z drugiej strony… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie zrobiła. Zazwyczaj wysyłała głosy, nie obrazy.
— Ktoś pewnie po prostu wyszedł się przejść — powiedział Ean, starannie maskując obawy. — I zignorował mój zakaz. — Pokręcił głową i westchnął. Może faktycznie tak było i postać nie miała nic wspólnego z nią.
Ale i tak wyglądała przerażająco.
— Hej! — krzyknął Steen. — Wracaj do pokoi! Nie powinieneś wychodzić bez powodu!
Ruszył pierwszy, Ean nawet nie próbował go wyprzedzić, nie chciał się niepotrzebnie kłócić.
Postać nie zareagowała, zupełnie jakby nie słyszała, że się zbliżają.
Sander jako pierwszy rozpoznał, z kim mają do czynienia.
— To Evas — stwierdził z zaskoczeniem w głosie. — Hej, Evas! — zawołał i nagle ruszył biegiem w jego stronę, zanim Ean miałby w ogóle szansę go zatrzymać.
To faktycznie był Evas, Ean rozpoznał go, kiedy zbliżył się jeszcze bardziej. Chłopak stał na środku korytarza, zadzierając głowę i przyglądając się jednej z kolumn. Nie, stwierdził po chwili Ean. On się jej nie przyglądał, tylko wpatrywał się w nią tępo, jakby umysłem był w zupełnie innym miejscu. Ubranie, dłonie, a nawet część twarzy pokrywała mu krew, ale nie wyglądał na rannego.
Nie zareagował w żaden sposób, kiedy Sander do niego podbiegł.
— O cholera — mruknął gdzieś z tyłu Gillen. — To faktycznie on.
— Nie sądziłam, że przeżył — powiedziała cicho Ajsia. — Wszystko z nim w porządku?
Ean zbliżył się ostrożnie, nie odczuwając jeszcze radości z tego, że Evas przeżył walkę z Dannelem. Chłopak wciąż stał w bezruchu, nie mrugając. Tylko jego klatka piersiowa unosiła się z każdym oddechem.
Mówi do niego, pomyślał Ean. Niech to szlag. Naprawdę nie chciał, żeby inni byli tego świadkami.
— Evas? — powiedział cicho, nachylając się ku niemu. Pstryknął mu palcami przed oczami i potrząsnął delikatnie za ramię.
Evas wzdrygnął się gwałtownie i zamrugał. Spojrzał na Eana, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności. Pewnie tak właśnie było. Ean zaniepokoił się. Jak głęboko weszła do jego umysłu?
— Wszystko w porządku? — zapytał.
Evas pokiwał głową, wciąż nieco rozkojarzony.
— Co się stało? — Miał nieco zachrypnięty głos.
— Dziwnie się zachowywałeś — powiedział Sander. — W ogóle nie reagowałeś, tylko stałeś i gapiłeś się w górę.
Eanowi nie umknęło to, jak wymienił spojrzenia z Gillenem. Czyli do nich też mówiła. Cudownie. Właśnie tego się obawiał. Miał tylko nadzieję, że nie zrobiła nic więcej.
— Ja…
— Uderzyłeś się w głowę? — przerwał mu Ean, zanim Evas mógłby powiedzieć jakieś mało przekonujące kłamstwo albo, co gorsza, prawdę.
Spojrzał mu porozumiewawczo w oczy. Evas zawahał się, a potem skinął głową.
— Ja… Tak. — Odchrząknął. — Wcześniej, kiedy walczyłem z Dannelem. Ale już w porządku, nic mi nie jest — dodał szybko.
Rozejrzał się i chyba dopiero zauważył, ile osób było wokół, bo jego policzki zaróżowiły się nieco.
— To się jeszcze okaże — stwierdził Ean. — Ktoś cię musi obejrzeć. I musisz się umyć. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteś cały we krwi.
— Nie jest moja.
— Całe szczęście, bo gdyby była, pewnie byś już nie żył. Ale czyja w takim razie jest?
— Sarutta Jourassa. Użył na mnie magii, żebym był nieprzytomny, po tym jak… — urwał.
Jak przegrałem walkę z Dannelem, dopowiedział sobie w myślach Ean. Czyli Sarutt Jourass nie żył. Szkoda. Anella i Sander twierdzili, że to on pomógł im uciec i że tak naprawdę był po ich stronie. Czy było to prawdą, nie wiedział i już się nie dowie.
— Jak przeżyłeś? Myśleliśmy, że Dannel cię zabił — powiedział Gillen, krzyżując ręce na piersi. — Czemu tego nie zrobił?
Podejrzliwy jak zawsze. Ean niemal się uśmiechnął.
— A co? — warknął Evas. — Żałujesz, że tego nie zrobił?
— Spokój, chłopaki! — zawołał Sander. — Czy to ważne, jak przeżył? Najważniejsze, że w ogóle żyje!
Zwrócił się w stronę Evasa z szerokim uśmiechem i przez chwilę wyglądał, jakby miał zamiar go uściskać, ale powstrzymało go jedno groźne spojrzenie.
— Porozmawiamy o tym później — powiedział Ean. — Chodźmy już stąd.
Poczuł delikatny dotyk w swoim umyśle i delikatny, kobiecy głos. Ean…
Odpieprz się. Nie mogła go usłyszeć, ale i tak odczuł niemałą satysfakcję.
Steen znów ruszył przodem, a Ean pozwolił, by wszyscy go wyprzedzili i po chwili został w tyle sam z Evasem. Szli powoli, nie spiesząc się, choć Ean jak najchętniej znalazłby się jak najdalej od tego korytarza.
— Ten głos — odezwał się Evas. — Wie pan coś o tym, prawda? To nie dlatego, że uderzyłem się w głowę?
— A uderzyłeś? — Ean uniknął pytania.
— No… — Evas zawahał się. — Nie. Dannel mnie uderzył. Metalową rurą.
Ean skrzywił się ze współczuciem.
— Czyli faktycznie ktoś cię musi obejrzeć. Takie urazy bywają naprawdę niebezpieczne.
Evas prychnął.
— Nic mi nie jest.
— To się jeszcze okaże. — Ean nie chciał się kłócić. — Rozmawiałeś z tym głosem?
— Nie. Mówiła do mnie, ale nie mogłem jej odpowiedzieć.
— Co mówiła?
Może tylko gadała bzdury. Może nie powiedziała nic konkretnego. Ean musiał trzymać się tej nadziei.
— Powiedziała… — Evas zmarszczył brwi. — Że mogę być wystarczająco silny. Że muszę do niej przyjść. Kim ona jest?
Musiała wyczuć, że Evas jest anomalią. Próbuje się uwolnić, pomyślał Ean z niezadowoleniem. Nie mogło jej się udać — był tylko jeden sposób na to, by ją uwolnić. Ale dreszcz niepokoju i tak przebiegł po plecach Eana, kiedy mężczyzna spojrzał w ciemny korytarz. Sam fakt, że próbowała się znaczył, że od teraz musiał zachować szczególną ostrożność.
— Więźniem — odpowiedział. — Bardzo niebezpiecznym.
Evas zmarszczył brwi.
— Bardziej od tej całej… Ellain?
Ean skinął głową.
— O wiele. — Jeśli uda jej się uciec, jeśli ktoś ją uwolni, wszyscy zginą. Ale tego Ean nie powiedział. I tak mieli już wystarczająco wiele zmartwień. — Ale nie musisz się nią teraz przejmować. Opowiedz mi lepiej, co stało się po twojej walce z Dannelem.
Zmarszczka na czole chłopaka pogłębiła się, ale chłopak nie naciskał dalej w kwestii uwięzionej kobiety. Zamiast tego odpowiedział:
— Chciałbym wiedzieć. Nie wiem, czemu mnie nie zabił. Straciłem przytomność, Jourass pilnował, żebym się nie obudził. Ale kiedy w końcu się obudziłem, byłem w mieszkaniu Steena. Doszedłem do siebie, poszedłem do biblioteki, zabiłem Jourassa, spotkałem Anida i…
Ean zamarł.
— Anida? — powtórzył.
— No tak. Garona Anida. Był w bibliotece. Powiedział, że pan go wysłał.
Serce Eana zaczęło bić szybciej. Niedobrze, cholernie niedobrze.
— Nie wysyłałem nikogo — powiedział cicho i przyspieszył, żeby dogonić, a potem przegonić resztę.
Kazał im przecież nie ruszać się z miejsca, nie wychodzić nigdzie. Dlaczego Garon Anid postanowił zignorować rozkaz? Musiało stać się coś złego. Coś bardzo, bardzo złego. Ale w takim razie dlaczego nie posłali po niego, tylko wysłali Garona na zewnątrz? To nie miało sensu i tylko jeszcze bardziej zaniepokoiło Eana.
Z impetem otworzył drzwi do pomieszczenia nazywanego przez wszystkich „centrum dowodzenia”. Nie wiedział, co spodziewał się zastać, ale na pewno nie to.
Wszystko wyglądało… normalnie. Nikt nie wydawał się pilnie potrzebować pomocy, ludzie rozmawiali ze sobą swobodnie, nic nie odbiegało od normy. Ean nie dał się zwieść. Pewnym krokiem ruszył w stronę Sonhy, kobiety, której tymczasowo powierzył dowodzenie.
Ludzie rozstępowali się przed nim, robiąc mu przejście. Atmosfera ze swobodnej zmieniła się w cięższą, bardziej napiętą. Tak, niewątpliwie coś się stało. Tylko co?
— Sonha — powiedział, podchodząc do kobiety.
Spojrzała mu prosto w oczy. Jej twarz nie zdradzała niczego.
— Wrócił pan. Pokoje szpitalne są już przygotowane?
— Tak. Wszystko w porządku? Nic się nie stało pod moją nieobecność?
Na twarzy Sonhy nie drgnął nawet mięsień, kiedy odparła:
— Nie, wszystko w porządku.
Ean uniósł brew.
— Czyżby? Nie wydaje mi się. Czy mogłabyś mi wyjaśnić, dlaczego złamałaś mój rozkaz i wysłałaś kogoś na zewnątrz? Wyraźnie powiedziałem, że nikt ma stąd nie wychodzić bez mojej zgody.
Sonha zbladła nieco, ale zachowała kamienny wyraz twarzy. Zerknęła w stronę drzwi, gdzie stali Ajsia i Steen. Evas, na szczęście, jeszcze się nie pokazał. Dobrze, Ean musiał najpierw rozmówić się z Sonhą, a chłopak, gdyby wszedł do środka, ściągnąłby całą uwagę na siebie.
— Ja… — Sonha zawahała się. — On nalegał. Mówił, że musimy coś zrobić.
— I miał rację — wtrąciła się kolejna osoba. — Nie możemy siedzieć tu bezczynnie i czekać, aż Dannel nas znajdzie i wszystkich pozabija.
To była Rux, nowa żona Garona. Podeszła do Sonhy i położyła jej dłoń na ramieniu. Była prawie tak wysoka jak Ean, miała krótkie włosy i ciemnobrązową skórę. Posłała Eanowi nieprzyjazne spojrzenie i mężczyzna zrozumiał, że to ona stała za tym wszystkim. Ona i Garon, niewątpliwie. Mężczyzna nigdy nie lubił Eana i nie krył się z tym szczególnie.
Ean westchnął w duchu. Co za bałagan..., pomyślał.
— Miałem plan, a teraz, być może, wszystko zrujnowaliście.
— Gówno miałeś, a nie plan, przyznaj się — prychnęła Rux, patrząc na niego wyzywająco. — Cały twój plan opierał się na Evasie, a teraz, kiedy on zginął, nagle nie wiesz, co robić.
— Mylisz się — powiedział Ean ze spokojnym chłodem. — Nie sądzisz, że głupotą byłoby opierać cały plan na jednej osobie i nie mieć nic innego? Miejcie do mnie trochę zaufania, jestem waszym przywódcą.
— Przywódcą, który doprowadził do wojny — wtrącił się Reod, podchodząc bliżej.
Jego żona, Erass, położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc go powstrzymać, ale on strącił ją. Kobieta posłała Eanowi przepraszające spojrzenie.
— Sądziłem, że to Dannel do niej doprowadził — powiedział chłodno Ean.
— A kto mu na to pozwolił? — warknął Reod.
— Możemy się teraz nie kłócić? — W głosie Sonhy pobrzmiewały błagalne tony. — Proszę? Wysłaliśmy Garona na zewnątrz, bo sam nalegał. I tak by pewnie poszedł. Miał tylko sprawdzić, czy coś się dzieje w bibliotece i wrócić. Nie kazałam mu nikogo atakować ani nic w tym stylu.
— To wciąż złamanie mojego rozkazu. Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. Ufałem ci, Sonho. Zawiodłaś mnie.
Kobieta spuściła wzrok. Wyglądała na naprawdę skruszoną, ale Ean nie kupował tego całkowicie. Rozejrzał się. Niektórzy unikali jego wzroku, inni patrzyli mu w twarz wyzywająco. Ilu jeszcze?, pomyślał. Jak wielu jest niezadowolonych? Musiał coś z tym zrobić, bo sytuacja mogła stać się niebezpieczna, a i tak mieli już sporo problemów.
— Co zrobisz? Zamkniesz nas tutaj i zakażesz wychodzić? — zapytała prześmiewczo Rux. — Już to zrobiłeś, ale chyba coś ci nie wyszło.
Ean znów westchnął, tym razem na głos. Naprawdę nie chciał tego robić, ale musiał je jakoś ukarać.
— Nie. Kiedy wszystko wróci do normy i wyjdziemy na powierzchnię, odsunę was od sprawowanych funkcji. Znajdę wam coś bardziej odpowiedniego. To samo czeka Garona, kiedy wróci. — Jeśli wróci, dodał w myślach. — Ale do tego czasu muszę się zadowolić zmniejszeniem waszych racji żywnościowych o połowę. I twoich również — zwrócił się do Reoda.
— Za co?! — zaprotestował mężczyzna.
— Za brak szacunku. Jestem waszym przywódcą. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie.
Reod wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo i zapadła pełna napięcia cisza. Ean pozwolił, by przeciągnęła się przez kilka sekund, a potem uśmiechnął się:
— Czy mogę uznać ten problem za rozwiązany? Bo przyszedłem tu z dobrą wiadomością. Evas żyje.
Wokół zapanował chaos.
--------------------------
Początkowo rozdział miał być połączony z kolejnym, ale uznałam, że wtedy będzie zbyt długi i rozdzieliłam je na dwa osobne.
Dobre wieści - skończyłam Miasto Magii! Dzisiaj napisałam ostatni rozdział! Jutro zabieram się za Królową Pustkowia ^^
Do opublikowania zostało mi jeszcze 13 rozdziałów :D
Następny rozdział - nadal Ean.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony