środa, 13 lipca 2016

Rozdział VII

    Minął tydzień. Tydzień, który Anella poświęciła głównie rozmyślaniom. Nienawidziła samej siebie za bycie tchórzem, słabeuszem, za to, że gdy powinna nieść pomoc, wolała się chować.
    Nienawidziła się też za to, że użyła magii, być zranić drugiego człowieka. Wciąż nie mogła pojąć, że posunęła się do czegoś takiego. Brzydziła się samą sobą, nawet jeśli Ean twierdził, że nie było w tym jej winy. Zaatakowała, żeby się bronić, tak mówił, lecz ona nie widziała tego w ten sposób.
    Mężczyzna, którego zraniła, nie zaatakował jej. Kiedy teraz o tym myślała, kiedy przywoływała z pamięci tamtą chwilę, wydawało jej się, że chciał jedynie zdobyć od niej informacje i nie zamierzał robić tego w brutalny sposób. A ona, jak głupia, spanikowała i skrzywdziła go.
    Bała się kolejnego spotkania z nim. Z pewnością będzie chciał się zemścić.
    Anella odmówiła Eanowi dalszego trenowania magii. Wiedziała, że nie będzie mogła się przemóc i zrobić cokolwiek bez przypominania sobie tamtej okropnej sytuacji. Choć nie użyła wtedy swojej magii, lecz tej w czystej postaci, to nie mogła znieść myśli, że znów mogłaby zrobić komuś krzywdę.
    Lecz słowa Eana na temat Henreta i tajemniczego uwolnionego więźnia wciąż dźwięczały w jej umyśle. Oreall był w niebezpieczeństwie, jeszcze większym, niż wcześniej. Anella wiedziała, że gdyby znów zostali zaatakowani, musiałaby schować się i być broniona przez innych.
    Ta myśl ją zawstydzała. Nie chciała być małą, bezradną dziewczynką, ciągle polegającą na innych ludziach. Chciała być samodzielna, potrafić radzić sobie w trudnych sytuacjach bez pomocy innych. Jak jednak mogła to osiągnąć bez posługiwania się magią?
    Nie wiedziała, co zrobić, ale pomocą okazał się Dzień Miłosierdzia.

    Dzień Miłosierdzia był świętem ku czci Keassy, Bogini Dobroci, który odbywał się co roku, dwudziestego drugiego dnia Itaklina. Było to święto radosne, pełne śpiewów i tańców, odbywających się w świątyniach. Każda z nich miała obowiązek otworzyć swe drzwi dla wszystkich, ponieważ w Dzień Miłosierdzia podziały na klasy znikały, a wszyscy stawali się sobie równi.
    Anella uwielbiała Dzień Miłosierdzia, dlatego już kilka dni wcześniej zabrała się za rysowanie portretu Keassy. Portret ten miał następnie zostać wrzucony do Świętej Studni, jako ofiara dla bogini. Dlatego Anella niezbyt przykładała się do rysunku. I tak nie miała żadnych zdolności artystycznych i wiedziała, że zostanie przyćmiona przez inne dzieła.
    Wiedziała, dzięki Eanowi, że w Oreall nie celebrowano żadnych religijnych świąt, głównie ze względu na to, że to Galla uznawana była za boginię magów. Mimo to, mieszkańcy miasta nadal mogli wyznawać swoje własne religie i świętować poza jego granicami.
    Anella nigdy nie była religijna, ale Dzień Miłosierdzia stanowił jeden wyjątek. Dlatego, dwudziestego drugiego Itaklina wybrała się do Eluteanu razem z resztą wyznawców eanizmu, żeby świętować.

    Anella nie znała tak naprawdę zbyt wielu z nich. Miała nadzieję, że może Ean wybierze się z nią — był w końcu Osneańczykiem — ale mężczyzna odmówił, twierdząc, że nie wyznaje żadnej religii. Zdziwiło ją to — jeśli nie wierzy w bogów, to w co innego? — ale nie naciskała. Postanowiła iść bez niego. Taki krok w stronę samodzielności.
    Zaczynała tego żałować, kiedy szła na końcu niewielkiego orszaku, kierującego się do wyjścia z Oreall. Nikt nie zwracał na nią uwagi, ona zaś nie miała odwagi odezwać się do kogokolwiek. Dawno nie była taka przygnębiona w Dzień Miłosierdzia. Miała już zrezygnować i oddzielić się od grupy, kiedy ktoś do niej zagadał.
    — Cześć. Nie miałyśmy jeszcze okazji się poznać, prawda?
    Mówiącą była dziewczyna — drobna, niższa od Anelli i znacznie od niej szczuplejsza, o krótkich, jasnych włosach i niebieskich oczach. Wyglądała dość młodo, ale nie mogła być młodsza od Anelli więcej niż o rok. Uśmiechała się przyjaźnie i nieco nieśmiało.
    — Uch, nie — Anella odwzajemniła uśmiech. — Jestem Anella.
    Uśmiech dziewczyny poszerzył się.
    — A ja Dealla. Miło mi cię poznać.
    — Wzajemnie. — Dziewczyny uścisnęły sobie dłonie.
    Przez chwilę szły w ciszy, aż doszły do niewidocznej bariery na granicy miasta. Tym razem Anelli udało się wyczuć, kiedy przez nią przechodziły. Delikatne mrowienie rozeszło się po całym jej ciele.
    Dealla wzdrygnęła się i zaśmiała cicho. Zaraz potem się zaczerwieniła.
    — Nie przepadam za tym — wyznała. — Ale najgorsze dopiero przed nami.
    Miała na myśli drugą barierę, tę z murem. Anellę zemdliło lekko na myśl o tym nieprzyjemnym uczuciu, które towarzyszyło jej poprzednio, kiedy przez nią przechodziła.
    — Słyszałam, że pracujesz w bibliotece — rzuciła Dealla. Anella pokiwała głową. — I jak? Lubisz to?
    — Tak — przyznała. — Jest bardzo przyjemnie. No i lubię czytać, więc praca z książkami to nie jest dla mnie tak naprawdę praca. A ty? — Spojrzała na rozmówczynię z zaciekawieniem. — Czym się zajmujesz?
    — Pieczeniem. Pracuję w piekarni, tej na Mącznej. Niezbyt to lubię, muszę przyznać. Ale praca to praca. Z czegoś trzeba brać pieniądze, prawda?
    Anella pokiwała głową i uśmiechnęła się. Uśmiech ten jednak zbladł, kiedy zauważyła, że zbliżają się do znajomego muru. Świetnie. Znów będzie musiała przez to przechodzić.
    Ludzie, idący przed nimi, przechodzili bez marudzenia, jeden za drugim. Anella wzięła głęboki wdech i wstąpiła w niewidzialne przejście, z Deallą zaraz za nią, zamykającą ich niewielki orszak.
    Było tak nieprzyjemnie, jak za pierwszym razem i, kiedy Anella znalazła się po drugiej stronie, musiała oprzeć się o ścianę jakiegoś budynku, żeby kolana się pod nią nie ugięły. Oddychała ciężko.
    — Dlaczego to przejście jest takie ciężkie? — zapytała, kiedy tylko odzyskała zdolność mówienia.
    Dealla odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się blado. Ona też dyszała ciężko, co nieco poprawiło samopoczucie Anelli.
    — Chyba dlatego, że przeniosłyśmy się w inne miejsce. Wiesz, Oreall nie znajduje się w Osnei. — Widząc zaskoczone spojrzenie Anelli dodała: — No, może i się znajduje. Ale na pewno nie w pobliżu Eluteanu. Tu jest tylko przejście.
    — Naprawdę? — Anella rozejrzała się, kiedy wyszły z zaułka na ruchliwą ulicę. Magowie z Oreall zdążyli już rozejść się w różnych kierunkach. — Nie wiedziałam.
    Dealla ruszyła w prawo i dziewczyna poszła za nią.
    — Oreall to duże miasto — powiedziała Dealla. — A Elutean, chociaż jest stolicą Osnei, nie zmieściłby go w całości. A nawet w połowie. Tutaj jest tylko przejście.
    — A ten mur? — Anella wskazała na wysoki, czarny mur, górujący nad budynkami w oddali.
    — Iluzja? — Dealla wzruszyła ramionami. — Tak mi się przynajmniej wydaje. Chodźmy. Znam taką jedną małą świątynię, którą bardzo lubię.

    W świątyni Anella bawiła się świetnie, tańcząc i śpiewając razem z resztą celebrujących, chociaż nie miała talentu ani do jednego, ani do drugiego. Dealla śmiała się i tańczyła razem z nią, a Anella nie mogła się oprzeć wrażeniu, że oto wreszcie znalazła przyjaciółkę.
    Po zakończonej ceremonii dziewczyny wybrały się za świątynię, do niewielkiej świętej studni znajdującej się na jej tyłach. Tam obie wrzuciły do wody narysowane przez siebie portrety Keassy. Po chwili rozległ się plusk.
    Dziewczyny spojrzały po sobie i uśmiechnęły się.
    — Chodźmy. Nie musimy jeszcze wracać, możemy zajść gdzieś na obiad. To znaczy, jeśli chcesz.
    Anella chciała. Przez cały swój pobyt w Oreall żywiła się we wspólnej kuchni, ponieważ sama nie potrafiła gotować, dlatego pomysł zjedzenia czegoś gdzieś indziej bardzo jej odpowiadał.
    — Świetnie. — Dealla uśmiechnęła się. — Znam odpowiednie miejsce.
    Nie zaszły jednak zbyt daleko. W ich spokojnym spacerze przez miasto przeszkodził nagły, głośny dźwięk, a następnie krzyki i płacz. Dziewczyny spojrzały na siebie z niepokojem. Odgłosy dobiegały tuż zza rogu.
    — Chodźmy, szybko. — Dealla chwyciła Anellę za rękę i ruszyła biegiem. — Może przyda im się pomoc!
    Anella, która najchętniej pobiegłaby w przeciwnym kierunku — nie chciała pakować się w kłopoty, nie miała większego wyboru. Zawstydziła się swoimi myślami. Ktoś potrzebował pomocy, a ona tak po prostu myślała o ucieczce. I to jeszcze w Dzień Miłosierdzia!
    Kiedy wybiegły zza rogu, okazało się, że zdarzył się wypadek. Płacz, który słyszały, należał do dziecka, potrąconego przez powóz. Mały chłopiec zanosił się rozpaczliwym płaczem, a stojąca nad nim kobieta — najpewniej jego matka — krzyczała nie najmilsze słowa na woźnicę.
    — Ty skurwielu miękkim kutasem robiony! Czy cię do reszty pojebało? Patrz, jak jeździsz, matkojebco! Przez ciebie ten bachor nie zamknie teraz mordy przez najbliższy miesiąc! Jak już chcesz kogoś przejechać, to przynajmniej rób to porządnie! Wyłaź stamtąd, tchórzu! Jak ci zaraz przypierdolę, to cię własna matka nie pozna!
    Anella zbladła lekko i nie była do końca pewna, czy było to spowodowane widokiem potrąconego dziecka, czy potokiem przekleństw płynących z ust nieznajomej kobiety. Wokół zebrała się już spora grupka gapiów.
    Dealla przepchnęła się do przodu i wyszła na wolną przestrzeń, tuż przy powozie. Kucnęła obok zranionego dziecka. Anella stała obok, niepewna, co powinna zrobić. Matka chłopca nadal wrzeszczała na woźnicę i zdawała się nie przejmować tym, że robi z siebie widowisko.
    Dealla położyła dłoń na czole chłopca, odgarniając jego ciemne włosy. Wyszeptała jakieś słowa i, nagle, dziecko przestało płakać. Dźwięk ten ustał tak gwałtownie, że kobieta przestała krzyczeć i spojrzała w ich kierunku z otwartymi ustami.
    Dealla podniosła się, skinęła jej głową i, ciągnąc Anellę za sobą, oddaliła się.
    — Co zrobiłaś? — zapytała Anella.
    — Kazałam mu być spokojnym i nie czuć bólu — wyjaśniła. — Nic więcej nie mogłam zrobić. Kosztowało mnie to dużo magii.
    Anella podjęła decyzję.

    Następnego dnia, kiedy zjawiła się w bibliotece, natychmiast odszukała Eana. Znalazła go między regałami, przeglądającego jakieś książki. Na jej widok uśmiechnął się lekko.
    — Witaj, Anello. Jak tam wczorajsze święto? Dobrze się bawiłaś?
    — Tak, było bardzo miło — odparła. Zawahała się. — Posłuchaj, Ean — rzekła poważnie. Uśmiech znikł z twarzy mężczyzny. Odłożył książkę na regał. — Ja... Chciałabym wrócić do nauki magii — oznajmiła.
    Ean wpatrywał się w nią przez kilka sekund.
    — Mówisz poważnie? — upewnił się.
    — Tak.
    Jego twarz rozjaśnił tak piękny uśmiech, że Anella zaczerwieniła się.
    — To wspaniale! Bo wiesz, wpadłem ostatnio na pewien pomysł, jak pomóc ci w kontrolowaniu twojego strachu, ale nie miałem jak wcielić go w życie. Teraz, skoro jednak się zgodziłaś...
    Chwycił ją za ramię i dziarskim krokiem ruszył w stronę podwyższenia, ciągnąc ją za sobą. Wydawał się taki szczęśliwy i Anella poczuła, że sama również się uśmiecha. Ostatnio Ean był stanowczo zbyt ponury, miło było więc zobaczyć jakąś zmianę.
    Zaprowadził ją do stołów, Anella usiadła więc na jednym z krzeseł, patrząc na niego z wyczekiwaniem. Na miłosierną Keassę, naprawdę była podekscytowana! Nie wiedziała, że aż tak tęskniła za nauką magii.
    — Steen — Ean zwrócił się do bibliotekarza. Ten spojrzał na niego ze zirytowaniem. — Wyślesz wiadomość do Evasa? Powiedz mu, żeby tu przyszedł. — Spojrzał na Anellę. — Evas ci z pewnością pomoże.
    Brwi Steena zgodnie podjechały do góry.
    — Evas? Poważnie? — prychnął. — Wiesz, że się nie zgodzi. Poza tym, Anella jest teraz w pracy. Nauką może zajmować się później.
    Ean posłał mu czarujący uśmiech.
    — Och, daj spokój. Evas się zgodzi. Mam dar przekonywania. Ale w porządku. Anello — zwrócił się do niej — wrócę później, dobrze? Poczekaj tu na mnie. Idę przekonywać Evasa.

    Kilka godzin później Anella wróciła na to samo krzesło i czekała. Stresowała się przed spotkaniem z tym tajemniczym Evasem. W końcu nic o nim nie wiedziała, poza tym, że był najsilniejszym magiem w Oreall. Jaki mógł być? Zerknęła na Steena.
    — Ten... Evas — odezwała się. — Mówiłeś, że nie będzie chciał mi pomóc.
    Steen westchnął.
    — Evas jest... ciężką w obyciu osobą. Nie jest miły i raczej nie zgodzi się ci pomóc z dobroci serca. — Anella przełknęła ślinę. — Nie martw się. Nie zrobi ci nic złego. Po prostu go nie denerwuj.
    Świetnie, pomyślała Anella. Wcale nie miała ochoty poznawać tego Evasa, chociaż jakaś mała cząstka jej była ciekawa. Dziewczyna westchnęła i wbiła wzrok w stół.
    W tym samym momencie drzwi otworzyły się i usłyszała znajomy głos.
    — Cześć, Anella! Cześć, Steen! — To był Sander. Anella podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się równie szeroko, jak on.
    Bogowie, dawno go nie widziała. Brakowało jej jego radosnego charakteru.
    — Sander! — zawołała. — Cześć! Nie widziałam cię cały tydzień, gdzie byłeś?
    Mężczyzna usiadł na przeciwko niej.
    — W Urshanie. Pan Ean wysłał mnie na misję razem z Evasem — wyjaśnił. — Poznałaś go?
    Pokręciła przecząco głową.
    — Jeszcze nie. Ale Ean poszedł po niego, żeby... — zawahała się. Nie chciała mówić Sandrowi o swoich głupich problemach. Co by o niej pomyślał? — Chciał, żebym go poznała — zakończyła niezręcznie.
    Sander zdawał się tego nie zauważać. Pokiwał głową.
    — Zobaczysz, polubisz go. Może nie jest bardzo miły, ale to dobry chłopak.
    Steen prychnął, ale kiedy Anella spojrzała na niego, po prostu pokręcił głową.
    Drzwi znów otworzyły się. Tym razem przyszedł Ean w towarzystwie jakiegoś chłopaka, którego nie znała. Czy to mógł być Evas?
    Chłopak wyglądał młodo, musiał z pewnością być młodszy od niej, ale nie potrafiła określić, o ile. Poza tym, jeśli to był Evas, to nie wyglądał tak, jak sobie go wyobrażała. Był niski, drobny, o niemalże białej skórze, delikatnych rysach twarzy i ciemnych, niemalże czarnych oczach. Jego długie, blond włosy wprawiły ją w prawdziwy zachwyt. Chłopak był po prostu... śliczny.
    Anella zaczerwieniła się i spuściła wzrok.
    Ean i nieznajomy zatrzymali się przy stole. Mężczyzna objął chłopaka ramieniem i uśmiechnął się szeroko.
    — No, zgodnie z obietnicą! Anello, przedstawiam ci Evasa Zairrena. Evasie, oto Anella Tealla.
    Czyli to jednak był Evas? Zupełnie nie wyglądał jak ktoś, kogo się spodziewała. Cóż, nie należy oceniać po pozorach, pomyślała i posłała chłopakowi niepewny uśmiech. W umyśle wciąż słyszała słowa Steena i Sandra, że nie jest najmilszą osobą.
    — Cześć — powiedziała. Głos nieco jej zadrżał. Proszę, bądź dla mnie miły, błagała w myślach. Nie zrobiłam ci nic złego. Proszę.
    Evas spojrzał na nią, mruknął coś pod nosem i wbił wzrok w ziemię. Jego twarz powoli przybierała odcień dojrzałego pomidora. Anella nie rozumiała. Czy on był... nieśmiały? Tak, jak ona?
    Ean spojrzał na nich, a potem westchnął. Zerknął na Steena, który przyglądał mu się z czymś, co przypominało rozbawienie.
    — Dobra. Steen, chodźmy stąd. Nie przeszkadzajmy im. — Steen przewrócił oczami i po chwili zniknął za drzwiami. Ean uśmiechnął się do Sandra. — Sander? Mógłbyś mi w czymś pomóc?
    Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu.
    — Jasne! — Po chwili obaj zniknęli za tymi samymi drzwiami, co Steen.
    A Anella została sama z Evasem. Spojrzeli na siebie niepewnie, a potem oboje odwrócili wzrok. Chłopak przestąpił z nogi na nogę, westchnął, a potem usiadł naprzeciwko niej, tam, gdzie wcześniej siedział Sander.
    Cisza przedłużała się. Anella desperacko szukała jakichś słów, ale nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. Nie chciała przypadkiem zdenerwować Evasa, chociaż nie wydawał jej się osobą skorą do gniewu.
    Nie wydawał się też wredny, a przecież Steen i Sander twierdzili inaczej. Pozory mylą, upomniała siebie.
    Evas znów westchnął.
    — Więc... — zaczął i urwał. Odchrząknął. — Ean chce, żebym ci pomógł — mówił z ledwie słyszalnym akcentem, którego nie rozpoznawała. — Mówił, że... Że... — zawahał się i spojrzał na nią, po czym natychmiast wbił wzrok w stół z powrotem. — Że masz problemy z... opanowaniem magii.
    — Tak — przyznała cicho. Bogowie, nigdy w życiu nie czułam się bardziej niezręcznie, pomyślała. Coś jej się zdawało, że Evas podzielał to uczucie. Chłopak wydawał się jeszcze bardziej zestresowany niż ona, choć myślała, że to niemożliwe. — Ja... — urwała. Czy mogła mu się zwierzyć? Wyglądało na to, że miał takie same problemy, jak ona, a skoro miał jej pomóc... — Cały czas się boję — zniżyła głos niemalże do szeptu i wbiła wzrok w stół. — Nie tylko magii. Wszystkiego. Ludzi. — Nie odważyła się na niego spojrzeć. — Ja... — Nie była pewna, co chciała powiedzieć. Bała się, że jeśli nie przerwie, rozpłacze się, a tego na pewno nie chciała.
    Przez chwilę siedzieli w ciszy, a strach Anelli wzrastał. Zbłaźniła się przed nim. Nie powinna była się odzywać. Nie powinna była zgadzać się na jego pomoc. Nie powinna była...
    — Ja też. — Evas przerwał jej paniczny strumień myślowy. Nie patrzył na nią. — Ale kiedy zaczynam panikować, myślę sobie... Myślę sobie, że jestem silniejszy od nich wszystkich. W Oreall nie ma maga potężniejszego ode mnie, oprócz Galli. Myślę sobie, że nie mogą mi nic zrobić. Że nie dadzą rady. A jak spróbują, to ich zabiję. — Spojrzał jej prosto w oczy. Wzdrygnęła się. Tę ostatnią kwestię wypowiedział z zaskakującym chłodem. — Tak jest łatwiej. Znaczy... — urwał i zawahał się. Znów spuścił wzrok. — Jak mam kontrolę nad sytuacją, to się nie boję. Muszę tylko pokazać wszystkim, że to ja tu rządzę.
    Anella zastanowiła się. Czy to miał na myśli Ean, mówiąc, że Evas jej pomoże? Wątpiła. Nie była silnym magiem, nie mogła więc myśleć tak, jak chłopak. Jednak... Czy mogła spróbować? Przejąć kontrolę? Czy Evas mógł ją tego nauczyć?
    Miała nadzieję, że tak. Miała nadzieję, że będzie chciał jej pomóc. Bo z owej pomocy zamierzała skorzystać. 





-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki rozdział i niezbyt wiele się w nim dzieje, ale wreszcie pojawia się Evas, który jest moim osobistym ulubieńcem. I taka mała uwaga, dla osób niezbyt się znających - zarówno Evas, jak i Anella cierpią na coś, co się fachowo nazywa zaburzeniami lękowymi. To tak gwoli wyjaśnienia ich strachu przed ludźmi.
Poza tym, w tym rozdziale oficjalnie zaczyna się character development Anelli. Od tego czasu będzie z nią lepiej.
Jakieś komentarze? Cokolwiek? Proszę?

5 komentarzy:

  1. Piszesz, że w Dzień Miłosierdzia drzwi świątyń są otwarte dla wszystkich, bo podziały na klasy nie są wtedy ważne. A czy mieliśmy coś wcześniej powiedziane o jakichś klasach? Czyżbym mi to umknęło? xD

    „ciągnąć Anellę za sobą, oddaliła się” – ciągnąc

    Mnie też zaskoczył ten Evans. Spodziewałam się wysokiego, dobrze zbudowanego faceta, który może wystraszyć przeciwnika już samym spojrzeniem. A stanął przed nami chłopaczek, którego można określić jako… „śliczny”. Nie „silny”, „męski” tylko…. Śliczny… Nie wiem, co o nim myśleć :D Ale podoba mi się ta oryginalność xD
    Tylko tak się zastanawiam… to już 7 rozdział, a nadal nie widzę tych wątków LGTB. Nie to, że jakoś specjalnie tęsknię i czekam – nie! Tylko obawiam się, że zaczną się wraz z pojawieniem się Evasa i jeśli mam rację, to będę ubolewać :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi o taki typowy podział klasowy, typu arystokracja, mieszczaństwo i chłopi :D Wydawało mi się to oczywiste, że takie podziały istnieją, w końcu to nieszczególnie współczesne społeczeństwo.

      Tak, Evas miał być właśnie takim całkowitym przeciwieństwem oczekiwań :D A wątki LGBT pojawią się, ale nie będą się szczególnie szybko rozwijać (ogólnie, romansów to tu zbyt wielu nie będzie :D), więc bez obaw :D Evas może i ma coś z nimi wspólnego (albo i nie, nie zdradzę :D), ale nie spodziewaj się żadnego podziału na męskiego mężczyznę i dziewczęcego chłoptasia, bo takich podziałów nienawidzę :D W ogóle to usunęłam tę wzmiankę o LGBT z opisu, bo przez nią ludzie się pewnie spodziewają samego gejporno :D

      Dziękuję za komentarz^^

      Usuń
    2. Szczerze powiedziawszy też się spodziewałam takiego gejoporno, dlatego z początku trochę z dystansem podchodziłam do czytania :D Chyba dobrze, że to usunełaś :D

      Usuń
  2. Dzień dobry.
    Tak komentuję trochę chaotycznie (bardziej niż zwykle... bo nie umiem czegoś przeczytać i skomentować, ale czytam i komentuję jednocześnie), bo wypełniam ćwiczenia z geografii, chcąc jak najszybciej skończyć lekcje i wziąć się za rozdział u siebie, bo dostałam kopa od czytelników i mam dziwną wenę do pisania. Hha, tak, mam bardzo podzielną uwagę. :)
    Jak to nie będzie gejporno?XD :( Smuteczek. Hah.
    Dzień Miłosierdzia, mhm... Może on wierzy w siebie, heh. Iluzje są super, póki się nie ma z nimi styczności. Rozumiem, że może to być trochę, ekhem, dezorientujące, deprymujące? Już człowiek sam nie wie, kiedy jego własny mózg płata mu figle. Nie ma co, matka wygrała.XD O Jezuniu.
    Tyle postaci, coraz to nowe dochodzą, a ja jeszcze wszystkich ogarniam i nikogo nie mylę. Możesz być z siebie dumna.
    Też lubię postacie pokroju Evasa. Może stanie się moim ulubieńcem? Na razie chyba jest nim Sander.
    Taki... sympatyczny rozdział. :)
    Miłego dnia.

    kot-z-maslem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie martw się, znam to. Też mam w zwyczaju robić kilka rzeczy na raz. Cieszę się, że ci wena sprzyja, bo mi ostatnio coś nie bardzo :/
      Wybacz :( Nie jestem dobra w pisaniu porno. Jeszcze :D
      W takim razie jestem duma i z siebie, i z ciebie za ogarniane wszystkich :D
      Evas to bardzo skomplikowana postać i mam nadzieję, że go polubisz, choć może być ciężko :D

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony