środa, 27 lipca 2016

Rozdział VIII

    Anella opadła na kolana, dysząc ciężko. Musiała podeprzeć się dłońmi, żeby nie runąć twarzą w ziemię. Pozycja nie była wygodna — klęczała na jakimś małym kamieniu, zaś jakaś upierdliwa gałązka wbijała jej się w rękę. To nic jednak nie znaczyło. Liczył się tylko odpoczynek.
    Nie usłyszała, kiedy Evas zbliżył się do niej. Po prostu nagle zauważyła jego nogi tuż przed swoją twarzą i wzdrygnęła się. Podniosła się do siadu, ale nie wstała. Nadal miała problemy z oddychaniem.
    Evas przyglądał jej się. Jego spojrzenie było ciężkie do odczytania, ale wydawało jej się, że widziała w nim ślady rozczarowania. Poczuła się winna — naprawdę próbowała, ale nic nie mogła poradzić na to, że brakowało jej kondycji.
    — Tylko na tyle cię stać? — zapytał Evas po chwili ciszy. W jego głosie pobrzmiewała pogarda. Nie zostało w nim ani śladu tego nieśmiałego chłopaka, który jeszcze poprzedniego dnia z nią rozmawiał. — Wstawaj.
    — Przepraszam — wydyszała. — Proszę, daj mi chwilę — jęknęła.
    Prychnął, kręcąc głową.
    — Chciałaś, żebym ci pomagał, to teraz nie narzekaj. Albo wstaniesz, albo zostawię cię tu samą. Twój wybór.
    Cóż, miał rację. Naprawdę chciała, żeby jej pomógł. Nie tylko w opanowaniu nerwów, ale też magii. Chciała nauczyć się, jak nad nią panować w praktyce, a lekcje z Eanem dotyczyły głównie teorii. Dlatego poprosiła Evasa o pomoc.
    Nie był to jednak jedyny powód. Musieli odzyskać więźnia uprowadzonego przez Dannela. W związku z tym, Ean i pozostali skupili się na poszukiwaniu wszelkich oznak magii na terenie całego kontynentu. Z tego, co wiedziała, było to uciążliwe zadanie. Jeśli jednak im się powiedzie i znajdą kryjówkę Dannela, zaatakują, żeby odbić więźnia.
    Dlatego też Anella trenowała najciężej, jak potrafiła. Wiedziała, że z pewnością Ean wyśle na wyprawę większość magów — możliwe, że i ona się wśród nich znajdzie. W końcu każda pomoc była przydatna. Musiała jednak do tego czasu nauczyć się, jak panować nad swoją mocą.
    Evas nie był przy tym szczególnie pomocny, przynajmniej na razie. Kazał jej biegać i ćwiczyć, żeby poprawić swoją kondycję. Póki co, nie szło jej najlepiej. Szczególnie, że kazał biegać jej po lesie, gdzie przeszkód było wiele, a szansa zrobienia sobie krzywdy o wiele większa, niż w normalnych warunkach.
    Z drugiej jednak strony — wolała biegać po lesie, gdzie nikt nie widział jej żałosnych wyczynów, niż po ulicach, na widoku wszystkich mieszkańców Oreall. Więc może jednak powinna być mu za to wdzięczna.
    Groźba, że zostawi ją samą w lesie, choć nie miała pojęcia, jak trafić z powrotem do miasta, podziałała. Anella podniosła się na drżących nogach, jej oddech zaś zdołał się nieco uspokoić.
    Evas przechylił głowę, przypatrując się jej uważnie. Byli prawie tego samego wzrostu, Anella była niemal niezauważalnie od niego wyższa. Z jakiegoś powodu czuła się z tego dumna. Przynajmniej w jednym była od niego lepsza.
    — Dobra — powiedział po chwili milczenia. — Spróbujmy czegoś innego. Ean powiedział, że jesteś Magiem Manipulującym, tak jak ja. Zamknij oczy. — Posłusznie wykonała polecenie. — Nic ci się nie stanie — cały czas jestem w pobliżu i w razie czego cię znajdę — zapewnił ją. Nie była pewna jego zamiarów. — Nie bój się. A teraz policz na głos do dziesięciu, otwórz oczy i użyj swojej magii.
    — Do czego? — zapytała. Głos jej lekko zadrżał.
    — Żeby mnie znaleźć. — Mogłaby przysiąc, że usłyszała uśmiech w jego głosie.
    Znaleźć?! Czy on chce mnie tu zostawić?! Serce Anelli zaczęło bić szybciej, zaś dziewczyna niemal otworzyła oczy. Nie chciała zostawać sama. Nie miała pojęcia, gdzie jest. A w lasach czyha przecież tyle niebezpieczeństw...
    Bała się jednak okazać nieposłuszeństwo. Dlatego zmusiła się, żeby nie otwierać oczu i zaczęła liczyć. Głos jej drżał jak liść na wietrze. Liczyła szybko, a kiedy doszła do dziesięciu, natychmiast otworzyła oczy.
    Pozornie nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że Evasa nigdzie nie było widać. Rozejrzała się panicznie dookoła. Nie zostawił żadnych śladów. Tak, jakby w ogóle go tu wcześniej nie było.
    Przełknęła ślinę. Kazał ci się nie bać, powiedziała sobie. Twierdził, że będzie w pobliżu. Że uratuje ją, jeśli wpadnie w kłopoty. Wzięła głęboki wdech i spróbowała uspokoić się. Nie zadziałało zbyt dobrze, ale nie była już aż tak spanikowana.
    Musiała znaleźć Evasa. To było jej zadaniem. Rozejrzała się uważnie, a potem kucnęła i przyjrzała się ziemi. Była sucha, w Oreall dawno nie padał deszcz, mimo domniemanej zmiennej pogody. Anella przypuszczała, że łatwiej byłoby jej znaleźć Evasa, gdyby ziemia była mokra, ale tak naprawdę niewiele wiedziała o tropieniu.
    Kazał jej użyć magii. Ale jak? Mogła manipulować tym, co ją otaczało. W jaki sposób mogło to pomóc jej znaleźć Evasa?
    Cóż, on z pewnością użył swojej magii, żeby się przed nią ukryć. Powiedział jednak, że pomoże jej, jeśli wpadnie w kłopoty, co znaczyło, że musiał być wystarczająco blisko, by usłyszeć jej wołanie o pomoc.
    Mogłabym po prostu udawać, że coś się stało, pomyślała jakaś część jej. Zawołać „Evas, ratunku!”, a on przybiegłby, żeby mnie ratować. A wtedy ja się zaśmieję i powiem, że wygrałam.
    A wtedy on ją po prostu zostawi. To był sprytny plan, ale wątpiła, żeby spodobał się Evasowi, a Ean ostrzegał ją, żeby go nie denerwowała. Ponoć był wtedy niebezpieczny.
    Pogrzebała chwilę dłonią w ziemi, a potem przymknęła oczy. W jej wnętrzu ożyła burza magii, więc dziewczyna skierowała ją ku swoim dłoniom. Po chwili poczuła, jak się tam zbiera, gotowa, by wypłynąć na zewnątrz.
    Co powinnam kazać jej zrobić?, zastanowiła się. Wątpiła, żeby polecenie „Znajdź Evasa” zadziałało — to byłoby zbyt proste. Poza tym, nie było w tym żadnej manipulacji.
    Niepewnie położyła dłoń na podłożu i skupiła się. Przelała swoją magię w piasek i po chwili poczuła, jak ten zaczyna przesuwać się pod jej palcami. Udało się!, wykrzyknęła w myślach z triumfem i uśmiechnęła się. Naprawdę się udało. Wreszcie użyła magii.
    Kiedy piasek przestał się przemieszczać, otworzyła oczy. Pod jej dłonią znajdował się wyraźny ślad po bucie. Ślad Evasa. Serce Anelli przyspieszyło, tym razem nie ze strachu, lecz z podekscytowania.
    Wykorzystując tę metodę, poruszała się, idąc po śladach chłopaka. Jednocześnie poczuła, jak magia opuszcza ją — było jej coraz mniej. Przeklęła się w myślach za głupotę — magia nie była nieskończona, nie mogła jej tak po prostu marnować! Ean tyle razy jej to powtarzał.
    Wróciła na miejsce, w którym zaczęła. Przyłożyła dłoń do pierwszego śladu, skupiła się i po chwili poczuła, jak magia powraca do niej. Piasek znów się poruszył, ukrywając odcisk. Tylko część magii wróciła do niej — połowa z tego, co zużyła do tego czaru.
    Ciekawe, co stało się z resztą?, pomyślała Anella. Wiedziała, że w przyrodzie nie ma próżni — coś musiało się z nią stać. Przekształciła się w coś innego? Jakąś energię, czy coś? Dziewczyna nie wiedziała — nigdy nie była dobra w sprawach naukowych. Będzie musiała zapytać później Eana.
    Idąc po śladach, tym razem odzyskiwała swą magię z tych za nią. Wkrótce znów znalazła się w tym samym miejscu, gdzie ślady się urywały. Rozejrzała się uważnie, ale po Evasie nie było ani śladu.
    Jednak zauważyła, że jeden z krzaków wyglądał tak, jakby przed chwilą ktoś się przez niego przedzierał. Podeszła niepewnie, spodziewając się pułapki. Przecież Evas mógł przywrócić go do porządku, dlaczego tego nie zrobił?
    Bo krzak to organizm żywy, uświadomiła sobie. To Magia Jednostkowa nad nimi panuje. Ean mówił jej o tym, a ona teraz sama spróbowała zmusić krzak do zrobienia czegoś. I na nic — nie mogła nawet przelać w niego magii.
    Przedarła się na drugą stronę, ale tam znów nic nie znalazła. Westchnęła z rezygnacją i irytacją, wracając do miejsca, w którym ślad się urwał. Doprawdy, pomyślała. Gdzie on...
    Łup!
    Co to było? Anella rozejrzała się panicznie, w poszukiwaniu źródła dźwięku. Coś poruszyło się w krzakach, po drugiej stronie wielkiego drzewa, przy którym stała. Dziewczyna przełknęła ślinę i starała się wstrzymać oddech. Krzaki już nie poruszały się, ale mogła przysiąc, że przed chwilą było inaczej.
    Czy to jakieś zwierzę? Miała nadzieję, że nic groźnego. Może jakiś zając, czy coś w tym stylu. Strach niemal sparaliżował ją, ale przypomniała sobie, że Evas był w pobliżu. Nie pozwoliłby, żeby stała jej się krzywda.
    Mimo to, postanowiła nie być bierna. Skończyłam już z tym, pomyślała, schylając się i podnosząc duży kamień, leżący jej u stóp. Starała się przy tym zbytnio nie hałasować, ale jej spódnica i tak zaszeleściła. Dziewczyna zacisnęła zęby i wyprostowała się, nie spuszczając wzroku z krzaków. Kamień trzymała gotowy do rzutu.
    Wtedy poczuła lekkie mrowienie, rozchodzące się dłoni, którą go trzymała. Zmarszczyła brwi i zerknęła w jego stronę. Ktoś musiał użyć na nim magii. Evas? Ale po co? Czyżby chciał utrudnić jej zadanie, chodząc dalej nie po gruncie, lecz po kamieniach? Sporo leżało ich wokół drzewa.
    Wokół drzewa. Anella niepewnie zadarła głowę do góry. A tam, na jednej z niższych gałęzi, siedział Evas i przyglądał się jej z zainteresowaniem. Jak on tam wszedł?
    — Mogło pójść ci lepiej, ale znalazłaś mnie. Gratulacje.
    Anella uśmiechnęła się i poczuła, jak się czerwieni. Z ulgą puściła ciężki kamień, pozwalając, by spadł na ziemię. Evas spojrzał w jego stronę i chwilę później ten zaczął unosić się w powietrzu. Dziewczyna przyglądała się ze zdumieniem, jak ten zatrzymuje się pod gałęzią, na której siedział chłopak. Nie wiedziała, że coś takiego w ogóle było możliwe. Musiała się tego nauczyć!
    Ku jej zdziwieniu, Evas opuścił jedną z nóg na kamień. Chwilę później drugi, trochę mniejszy, wzniósł się i zatrzymał pod tym pierwszym. Chłopak postawił na nim stopę, a wtedy do dwóch dołączył i trzeci, rozmiarami odpowiadający pierwszemu.
    Evas zszedł na dół, używając trzech kamieni jak schodów. Miał przy tym tak skupioną minę, że Anella postanowiła się nie odzywać. Jeśli by spadł... Cóż, nie skończyło by się to dla niego zbyt dobrze. Wzdrygnęła się na samą myśl.
    Po chwili chłopak był na dole. Pozwolił kamieniom opaść na ziemię swobodnie. Otrzepał dłonie i rozejrzał się. Wyglądał na zadowolonego, nie była jednak pewna, czy z siebie, czy z niej. Miała nadzieję, że jednak to drugie.
    — Następnym razem będzie ci trudniej — powiedział. — Użyłem bardzo podstawowego czaru do zatarcia śladów. Gdybym się bardziej postarał, nigdy byś mnie nie znalazła.
    Wierzyła mu. Z tego, co słyszała, był najlepszym magiem w Oreall. Gdyby chciał, mógłby zniknąć naprawdę bez śladu i zostawić ją całkiem samą, zdaną na łaskę...
    — Co właściwie było w tych krzakach? — zapytała.
    Evas zerknął w ich stronę i wzruszył ramionami.
    — Ruszyłem kamieniami, które w nich leżały, żeby stuknęły w siebie. Chciałem wytrącić cię z równowagi. Rozproszyć cię.
    — Dzięki — mruknęła, czując lekką irytację. Z drugiej strony, potrafiła zrozumieć, czemu to zrobił. Chciał, żeby nauczyła się radzić sobie ze strachem i częściowo mu się udało. Nie wiedziała jednak, jak zareagowałaby, gdyby nie jego obecność. — Swoją drogą — powiedziała niepewnie, sama nie wiedząc, czemu. — Miałam na początku inny plan. — Evas zerknął na nią, więc kontynuowała. — Chciałam udawać, że wpadłam w kłopoty i cię zawołać. Wtedy byś przybiegł, a ja bym wygrała. — Dlaczego to powiedziałam?, skarciła się w myślach. Teraz będzie wściekły!
    Spojrzenie Evasa było niemożliwe do odczytania.
    — Dobry plan. Może nawet bym się nabrał. — Nie powiedział nic więcej, ale jej ulżyło. Nie zezłościł się na nią! Może jednak nie był taki zły, jak mówili wszyscy? W końcu, odkąd przybyła do Oreall, jej oczekiwania okazywały się być zupełnie mylne. — Chodźmy. Na dzisiaj koniec.
    Koniec! Miała ochotę go uściskać! Uśmiechnęła się i razem ruszyli w drogę powrotną.
    — Skąd jesteś? — zapytała nagle, zaskakując samą siebie. I najwyraźniej jego też, bo spojrzał na nią ze zdziwieniem. — Nie poznaję twojego akcentu. — Nie, żeby miała w tym jakieś doświadczenie.
    — Z Teklandu — odparł Evas i nie była to odpowiedź, której się spodziewała. Obstawiała raczej Urshan. Nie wyglądał na typowego Teklandczyka. W niczym nie przypominał Gillena.
    — Ale... — zawahała się. Nie była pewna, czy mogła o to zapytać. Czy tym go nie rozgniewa. W końcu wydawało jej się, że był to drażliwy temat. Czy w Teklandzie nie skazywali magów na śmierć? — Nie wyglądasz  — mruknęła w końcu, decydując się jednak nie dopytywać o osobiste szczegóły. Ledwie go przecież znała.
    Evas wzruszył ramionami.
    — Moja matka jest z Ethei. Bardziej przypominam ją, niż ojca. Moja siostra wygląda bardziej jak on.
    — Masz siostrę? — zapytała, uśmiechając się. Miała nadzieję, że uśmiech ten wyglądał zachęcająco, że skłoni go, do powiedzenia czegoś więcej. Nie chciała jeszcze kończyć rozmowy.
    — Tak, młodszą — odparł. — Nazywa się Balla. Też jest magiem. Nienawidzę jej. A ty? — dodał dość niepewnym tonem. — Masz jakieś rodzeństwo?
    — Tak, brata i siostrę. — Wspomnienie brata wciąż przywoływało gorycz. Nienawidziła go. Cóż, najwyraźniej nie była jedyną osobą, która nienawidziła swojego rodzeństwa. — Theama i Thereannę. Dlaczego... — znów się zawahała. Nie, nie mogła o to zapytać. To zbyt osobiste i nie było jej sprawą.
    Mimo że nie dokończyła pytania, Evas na nie odpowiedział.
    — Bo to głupia kurwa. — Wzdrygnęła się, słysząc język, jakiego użył. — I popiera tego skurwiela, Dannela. — Och, to dlatego jeszcze jej nie poznałam, pomyślała Anella. — Dziwka — warknął. Najwyraźniej samo mówienie o niej wzbudzało jego gniew. Jego oczy błyszczały groźnie. — Zajebię ją, jak tylko dostanę ją w swoje ręce.
    Co ona mu takiego zrobiła?, zastanowiła się Anella. Ona też nienawidziła swojego brata, ale na pewno nie w takim stopniu, żeby życzyć mu śmierci. Tylko czegoś okropnego.
    Evas zerknął na nią. W jego oczach nie było nic miłego.
    — Chodźmy już stąd.
    I poszli.
   
    Evas był... zirytowany. Ten dzień zaczął się dość dobrze, nawet jeśli chłopak został zmuszony do pomocy Anelli. Nie chciał tego, ale i tak się zgodził. Głównie dlatego, że Ean obiecał mu zapłatę. Evas nie był materialistą, ale pieniędzy zazwyczaj nie odmawiał.
    Okazało się, że z dziewczyną dogadywał się całkiem dobrze. Bał się, że cała ta sytuacja będzie bardzo niezręczna, ale czuł się przy niej zaskakująco komfortowo. Może miało to coś wspólnego z tym, że była ona taka słaba, taka nieszkodliwa, że aż śmieszna. Było mu jej też trochę szkoda i to też miało jakiś wpływ na ich relacje.
    Chociaż kondycja Anelli była godna pożałowania, Evas był zdania, że jeszcze coś z niej będzie. Potrzebuje treningu, myślał. Dużo treningu. Nigdy nie będzie lepsza od niego, ale też nie miał zamiaru do tego doprowadzać. Ean chciał przecież, żeby tylko nauczył ją panować nad strachem.
    Niestety, kiedy już wracali z treningu, Evas zepsuł swój własny humor. Niepotrzebnie wspominał o Balli. Niepotrzebnie ta idiotka się o nią dopytywała. Teraz Evas miał tylko ochotę coś rozwalić. Albo kogoś.
    Kiedy opuścili las i wrócili do miasta, zostawił dziewczynę za sobą, nawet się z nią nie żegnając. Idiotka, myślał, choć jakaś jego część była świadoma, że to nie była jej wina. To ty pierwszy wspomniałeś o siostrze, mówiła mu. To twoja wina.
    Kurwa mać, zamknij się!, Evas wrzasnął w myślach na nią, przyspieszając kroku. Musiał znaleźć się u siebie, zanim zrobi coś głupiego. Nienawidził tej cholernej suki, swojej siostry, zdradzieckiej kurwy. Każda myśl o niej powodowała, że zmieniał się w chodzący wulkan, gotów wybuchnąć w każdej chwili.
    Niestety, nie zdążył dojść do siebie niezauważony przez nikogo.
    — Evas! — Obejrzał się przez ramię. To był Gillen, idący szybkim krokiem w jego stronę. Część Evasa miała ochotę po prostu odejść, nie zwracając na niego większej uwagi, ale zignorował ją i postanowił poczekać. Może chłopaka przysłał Ean.
    — Czego, kurwa, chcesz? — burknął, kiedy Gillen go dogonił.
    Chłopak zawahał się i Evas posłał mu zirytowane spojrzenie, pod wpływem którego ten zbladł.
    — Ja tylko... Pomyślałem sobie, że skoro pomagasz Anelli, to może też chciałbyś pomóc mi...
    Evas nie mógł uwierzyć własnym uszom.
    — Pomóc ci? Co ja jestem, pierdolona Keassa, bogini dobroci? Mam się litować nad każdym cholernym nieudacznikiem w tym mieście? Może jeszcze za darmo? Nie. A teraz spierdalaj.
    — Ja... — Gillen, choć wyraźnie przestraszony, chyba nie zamierzał jeszcze spierdalać. — Nie chodzi mi o magię, wiem, że nie mogę jej używać, ale... Chodzi mi o zwykły, fizyczny trening. Żebym był silniejszy. Nie chcę być wiecznie bezużyteczny — jęknął.
    Evas może by się wzruszył, gdyby nie to, że miał to w dupie.
    — Powiedziałem nie. Powiedziałem też, żebyś spierdalał. Teraz.
    Gillen pokiwał głową i tym razem posłuchał. Evas przewrócił oczami. Właśnie dlatego nienawidził tego cholernego miasta. Wszyscy wiecznie zawracali mu głowę. A on chciał tylko trochę samotności. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki rozdział po dość długiej, jak na mnie przerwie. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że jestem leniwa. Czyli nie mam żadnego usprawiedliwienia. Poza tym, ciężko się pisze, kiedy na twoich kolanach leży mała kotka i wściekle gryzie twój łokieć (mam nowego kota! Ktoś podrzucił nam małą, sześciotygodniową, czarną dziewczynkę!)
A w rozdziale niewiele się dzieje - Anella trenuje z Evasem (I ship it <3), dowiadujemy się nieco o chłopaku. Potem krótki POV Evasa, gdzie Evas jest dupkiem (Evas to nie jest miła ani dobra osoba. Evas to dupek.)
Poza tym, jakieś przemyślenia? Jak myślicie, co takiego Balla zrobiła Evasowi, żeby ją tak znienawidził? Co myślicie o powolnym rozwoju Anelli? Piszcie!

7 komentarzy:

  1. Kurcze, ale poleciałam z rozdziałami. CHoć myślałam, że został mi tylko jeden, a tu jest ich więcej... Oj, będę musiała po prostu przeczytać.
    Naprawdę świetny blog. Zanim się spostrzegłam, całkowicie pochłonęły mnie rozdziały i na raz przeczytałam prawie 40 stron tekstu, co mnie zaskoczyło. Czytało się świetnie. Akcja bardzo przypadła mi do gustu, gdyż kocham takie klimaty. o dziwo bohaterowie mi się nie poplątali, ale może dlatego że czytałam na raz... Kto wie?
    Ogólnie jest świetnie. I nawet nie próbuj mi usuwać bloga, bo wyłapię i zabiję!
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam
    http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i miłe słowa <3
      Nie martw się, nie mam zamiaru usuwać - chcę doprowadzić tę historię do końca :D
      Tak przy okazji - zabieram się za czytanie Granicy Olimpu, ale jestem dopiero na drugim rozdziale :D Obiecuję, że jakoś niedługo przeczytam resztę (jak tylko pokonam mojego lenia :D)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Kochanie, nie ma problemu. Czytasz we własnym tempie, a wiem, że na czytanie też trzeba mieć weny.

      Usuń
  2. „Wzdrygnęłą się na samą myśl” – wzdrygnęła
    Tak w ogóle to zapomniałam chyba zapytać, czy Ty w ogóle życzysz sobie takie moje wytyki błędow;D Bo są osoby, które bardzo chcą, ale niektórzy też nie chcą. A ja to robię tak trochę przy okazji xD

    Ciekawi mnie postać Evansa. W tym rozdziale nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. Nie sądziłam, że taki z niego nerwus. A drugiej strony to sprawia, że postać jest barwna i nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nie przeszkadza mi wytykanie błędów :D A nawet mnie cieszy, choć czasem też się załamuję, myśląc "serio, czy ja jestem już całkiem ślepa, że tego nie zauważyłam?" :D

      Evas jest dość... specyficzną osobą :D Podejrzewam, że jest jedną z tych postaci, które albo się kocha, albo nienawidzi :D

      Dziękuję za komentarz^^

      Usuń
  3. Dzień dobry. Postanowiłam się wreszcie odezwać, bo ostatnio miałam trochę problemów, nie było mnie u siebie, u innych... ale o to i jestem. Powoli zabieram się za czytanie, bo jeszcze mi trochę zostało, kilka rozdziałów doszło.
    Chyba znów zapomniałam imion, hah, a byłam bliska ogarnięcia ich. Może mi się przypomną w trakcie lektury, będę się chwytać skojarzeń jak tonący brzytwy... znaczy, koła ratunkowego... mam nadzieję.
    No prawie tak groźnie jak w Zakazanym Lesie. :) No ale współczuję Anelli. Lubię biegać, ale nie ma nic gorszego od robienia tego pod okiem kogoś, kto jest o wiele lepszy, sprawniejszy i jeszcze patrzy z pogardą...
    ( Kiedy piasek przestał się przemieszczać, otworzyła oczy. Pod jej dłonią znajdował się wyraźny ślad po bucie. Ślad Evasa. Serce Anelli przyspieszyło, tym razem nie ze strachu, lecz z podekscytowania. Podoba mi się ten fragment. Nie wiem dlaczego, ale się przy nim uśmiechnęłam. Skojarzyło mi się jakoś z grą w zdobycie sztandaru przeciwników z serii o Percy'm Jacksonie.
    Byle ta (zbiegła) magia nie przekształciła się w coś złego, albo nie napatoczyła na jakiegoś złoczyńcę... W sumie, ja bym u siebie tak zrobiła.XD
    Cofam, Evas nie jest fajny.
    Sanderze, znów zajmij z dumą miejsce ulubionej postaci.
    Miłego dnia życzę, do następnego,
    mendoid Corteen

    kot-z-maslem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim stworzę zakładkę z bohaterami, żeby łatwiej imiona było sobie przypomnieć to chyba skończysz już czytać :D Ale kiedyś powstanie, obiecuję...
      Podejrzewam, że Evas to postać, którą albo się kocha, albo nienawidzi :D I że będzie to się zmieniać z każdym rozdziałem :D

      Dziękuję za komentarz,
      pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony