piątek, 23 września 2016

Rozdział XIII

    Ellain nadal nie zdradziła Mikkelowi, co miała na myśli, mówiąc, że chyba wie, jak może odzyskać magię. Chociaż pytał ją o to wielokrotnie, nie doczekał się odpowiedzi. Nie chciała powiedzieć, co planowała.
    — Nie musisz wybierać się tam ze mną — mówiła tylko.
    — Ale to zrobię — odpowiadał.
    Czuł się za nią odpowiedzialny. W końcu obiecał Dannelowi, że będzie miał na nią oko. Poza tym, lubił ją, nie mógł więc jej zostawić samej. Bezbronnej. Z pewnością mogła przydać jej się pomoc, szczególnie, że nie zabroniła mu iść z nią.
    Poza tym, chociaż ją lubił, nie był do końca pewien, czy jej ufał. Ellain uparcie nie zdradzała nic o swojej przeszłości. Kiedy próbował ją o coś zapytać, zmieniała temat albo po prostu milczała.
    To drugie zdarzało się rzadko — Ellain była pełna energii, cały czas coś mówiła, czasem tak szybko, że nie nadążał. Ale czasami dopadała ją melancholia i spędzała godziny na cichym wpatrywaniu się w przestrzeń.
    Pytał ją, czy chciała o tym porozmawiać. Nie chciała. Raz nawet warknęła na niego, że to nie jego sprawa, i że nie powinien się wtrącać. Uraziło go to — w końcu chciał tylko pomóc — ale więcej nie naciskał. Tłumił swoją ciekawość i już więcej jej nie wypytywał.
    Epizody, w których Ellain zaczynała mówić dziwne rzeczy — albo prowadzić rozmowy z kimś niewidocznym dla niego — nie zdarzały się już tak często. Najwyraźniej stan jej psychicznego zdrowia ulegał poprawie, co Mikkela cieszyło.
    Późnym wieczorem, Mikkel i Ellain dotarli do — jak mężczyzna przypuszczał — celu ich podróży. Musiało być to jej celem, mówił sobie, w końcu dalej nic już nie było.
    Tollyr było miastem portowym, leżącym tuż nad Martwym Oceanem. Nazywany był on tak, ponieważ stężenie czystej magii było w nim na tyle duże, że niewiele organizmów żywych mogło w nim przetrwać. Mikkel wiedział to, w końcu urodził się w mieście, które leżało w pobliżu Tollyr. Napomknął o tym Ellain.
    — Naprawdę? — Kobieta wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Pokiwał głową. — Gdzie?
    — W Tresanie — odparł.
    Ellain w zamyśleniu pokiwała głową, zupełnie jakby wiedziała, gdzie to jest. Kto wie, może i wiedziała.
    — I jakie było twoje dzieciństwo?
    Mikkel wzruszył ramionami. Tak naprawdę niewiele pamiętał — miał tylko sześć lat, kiedy odkryto, że jest magiem i musiał opuścić dom. Ale to, co pamiętał, sprawiało, że jego serce przeszywał ból. Ciągle tęsknił.
    — Normalne, jak przypuszczam — powiedział. — Mój ojciec jest lekarzem, jednym z najlepszych w tych stronach. — Albo i nie, dodał w myślach. Od prawie dwudziestu lat nie miał z nim żadnego kontaktu. Równie dobrze jego ojciec mógł już od lat nie żyć. Mikkel potrząsnął głową, próbując pozbyć się tych myśli. — Byłem szczęśliwym dzieckiem, chociaż nie miałem matki.
    — Ojej. — Ellain położyła mu dłoń na ramieniu w pocieszającym geście, który docenił, choć tak naprawdę go nie potrzebował. — Co się stało?
    — Zmarła jakiś czas po porodzie. Dwa tygodnie, tak mówił mój ojciec. — Mikkel zaśmiał się lekko. — Zabawna historia, wiesz? Tak naprawdę jestem bękartem. Skutkiem ubocznym jednorazowej przyjemności. Mój ojciec nawet nie wiedział, że moja matka zaszła w ciążę, dopóki nie zjawiła się w szpitalu. Kiedy zmarła, zaopiekował się mną... — Westchnął. — Wiesz, niektórzy powiedzieliby, że ojciec będący kobieciarzem będzie zaniedbywał swoje dziecko. Ale w moim przypadku tak nie było — nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego ojca, niż mój. — Przez chwilę milczał, a potem pomysł zrodził się w jego głowie. — Wiesz... Bardzo ci się spieszy? Bo może znaleźlibyśmy chwilę, żeby odwiedzić Tresan? — W jego głosie pobrzmiewała nadzieja.
    Ellain przyglądała mu się szeroko otwartymi oczami. Ich wyraz był nie do odczytania. Pokiwała energicznie głową.
    — Mam inny pomysł. Ty pojedziesz odwiedzić swojego ojca, a ja poszukam nam transportu.
    Mikkel zamrugał, zdezorientowany.
    — Transportu? — powtórzył.
    Ellain uśmiechnęła się szeroko. Nie był to przyjemny uśmiech.
    — Owszem. Wybieramy się za morze.

    Reakcja Mikkela bawiła Ellain jeszcze następnego dnia, kiedy to rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Mężczyzna prawie że ześwirował, kiedy usłyszał, że chce wyruszyć za Martwy Ocean. W stronę Wielkiego Pustkowia. Mimo to, zgodził się, choć sceptycznie. Zapewne przypuszczał, że nie znajdzie nikogo chętnego, by ją tam zabrać. Ale Ellain miała swoje sposoby.
    Kiedy Mikkel wyruszył na poszukiwanie transportu do Tresanu, ona skierowała swe kroki do portu. Dzień zdawał się być bardzo ruchliwy, ulice były zatłoczone, Ellain musiała niemalże przeciskać się między ludźmi, żeby gdziekolwiek dojść.
    Ludzie... To ją zaskoczyło. Nie spodziewała się, że tylu ich zobaczy, że wszyscy będą wyglądać tak... normalnie. Szczęśliwie. Nie tak ich zapamiętała. Nie była pewna, co o tym myśleć. Wszystko było nie tak.
    To by znaczyło, że nam się udało, pomyślała Ellain. Ale to nie ma sensu. Jak mogło nam się udać, skoro wszyscy zginęli? Zdradzeni w tak okrutny sposób...
    Ellain zacisnęła dłonie w pięści i przyspieszyła kroku, przepychając się pomiędzy ludźmi. Nie mogła teraz o tym myśleć, miała inne zadanie do wykonania. Czas na zemstę i pytania przyjdzie później.
    Właściwie, mogłaby zapytać Mikkela, ale nie chciała. Nie czuła się gotowa na to, żeby rozmawiać o swojej przeszłości. Lubiła go, ale czasami bywał zbyt wścibski. Mimo to miło było mieć kogoś, z kim mogła porozmawiać. Miała już dość gadania do samej siebie.
    Nawet nie wiedziała, ile czasu spędziła uwięziona w Szarej Wieży. Może nawet setki lat — dusza Henreta, zamknięta w jej ciele, utrzymywała ją młodą. Pamiętała, że na początku liczyła dni. Potem lata. Ale w końcu zrezygnowała. Wiedziała, że ratunek nie nadejdzie, nie miała czego wyczekiwać. Pogodziła się z tym, że wieczność spędzi w zamknięciu.
    A potem zjawił się Dannel i uratował ją. Ellain nie była pewna, co o nim myśleć. Nie wydawał się zbyt inteligentny, ale sprawiał wrażenie silnego. Ktoś taki mógł jej się przydać. Ktoś taki mógł być idealnym pionkiem. Mogła się nim posłużyć do swojej zemsty.
    Tym razem, to nie ona będzie narzędziem, którym można manipulować. Tym razem to ona będzie manipulatorką, niebezpieczną siłą, z którą należy się zmierzyć. Ale najpierw musiała odzyskać swoją magię.
    Dotarła wreszcie do portu, gdzie tłum nieco się przerzedził. Łodzie rybackie już dawno odpłynęły, ale kilka statków ciągle jeszcze się tam znajdowało. Ellain stanęła więc w cieniu i poczęła obserwacje. Większość statków z Tollyr wyruszała w podróż gdzieś do Eggos albo do Orlanu, jak podejrzewała kobieta. Były to statki kupieckie, przewożące rozmaite towary.
    Ellain nie mogła nie zauważyć, jak bardzo świat się zmienił, odkąd została uwięziona. Ludzie mogli żyć swobodnie, technologia się rozwijała. Świat był wolny. Byłoby to piękne, gdyby nie to, że tak kompletnie nie na miejscu. Coś było nie tak.
    Ellain nie potrzebowała dużego statku. Wręcz przeciwnie — im mniejszy, tym lepszy. Mniej załogi, którą musiałaby się przejmować. Chciała ograniczyć ilość osób tak bardzo, jak tylko było to możliwe.
    Wreszcie, coś przykuło jej uwagę. Przy jednym ze statków pojawiła się mała dziewczynka. Dziecko mogło mieć najwyżej jakieś dziesięć lat. Było małe, chude, o ogniście rudych włosach i w czerwonej sukience, przyciągającej wzrok. Przy dziewczynce ukucnął mężczyzna, który, sądząc po ubiorze, był kapitanem statku. I, sądząc po kolorze włosów i brody, ojcem małej.
    Ellain uśmiechnęła się. Chyba właśnie znalazła to, czego szukała.
    Wystąpiła z cienia i swobodnym krokiem zbliżyła się do tej dwójki. Kapitan uniósł wzrok i wyprostował się na jej widok.
    — Witajcie — powiedziała Ellain. Nie znała onviańskiego zbyt dobrze, ale sądziła, że sobie poradzi.
    — Witaj, nieznajoma — odparł mężczyzna, mierząc ją wzrokiem. Potem powiedział coś, jeszcze, ale nie do końca zrozumiała, co. Wychwyciła słowa „Eggos” i „transport”.
    Z uśmiechem pokręciła głową i położyła dłoń na ramieniu dziewczynki. Ta spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami.
    — Jestem magiem — oznajmiła, lecz na tyle cicho, by nie usłyszał jej nikt poza tą dwójką. — A ty mi pomóc.
    Kiedy ujawniła, kim jest, oczy mężczyzny otworzyły się szeroko, zaś jego twarz przybrała mlecznobiały kolor. Zabawne, pomyślała Ellain. Tyle lat, a my wciąż wzbudzamy taki strach. Odpowiadało jej to, szczególnie, że sama była w zasadzie bezbronna. Groźby musiały jej wystarczyć.
    — Czego chcesz? — wyszeptał kapitan, przerażony.
    — Transportu — odparła. — Na Wielkie Pustkowie. — Zanim zdołał wykrztusić odpowiedź, ścisnęła dziewczynkę mocnej na ramię. Mała jęknęła z bólu. — Jeśli nie, dziecko nie żyje.
    Uśmiechnęła się szeroko, kiedy twarz mężczyzny zrobiła się niemal przezroczysta i pokiwał on słabo głową.

    Mikkel czuł się poddenerwowany. Dotarcie do Tresanu zajęło mu tylko nieco ponad dwadzieścia minut — miał szczęście, że akurat trafił na pociąg, jadący w tamtą stronę. I, choć wcześniej wydawało mu się to dobrym pomysłem, teraz nie był tego taki pewien. Co zrobi, jeśli ojciec nie będzie chciał się z nim widzieć? Albo jeśli nie żyje?
    Potrząsnął głową, próbując pozbyć się tych myśli. Niestety, to tylko sprawiło, że w jego głowie pojawiły się inne. Te dotyczące Ellain i jej szalonego planu.
    Czy naprawdę sądziła, że podróż na Wielkie Pustkowie coś jej da? Wielkie Pustowie było, cóż, pustkowiem. Nic tam nie było — tylko niekończąca się pustynia. Prawdopodobnie. Nawet jeśli gdzieś się kończyła, nikomu nie udało się tego do tej pory odkryć. Nikt nie żył wystarczająco długo.
    Wielkie Pustkowie było miejscem, w którym skupiała się czysta magia. Zdaniem niektórych, stamtąd się wywodziła. Zdaniem innych, to tam kierowała się po śmierci maga. Potwierdzonym faktem było, że na Pustkowiu znajdowało się jej tyle, że nikt ani nic nie mogło tam przeżyć dłużej niż kilka minut.
    Mikkel nie lubił czystej magii. Nie ufał jej, szczególnie, że to jej zawdzięczał bliznę na twarzy i częściową ślepotę. Nie przeszkadzało mu to tak bardzo, jak się spodziewał, ale i tak nie było przyjemne. Miejsca, w których czysta magia go dotknęła, nie bolały. W ogóle nie było ich czuć — jakby nie istniały. Nie było to miłe wrażenie.
    Ellain sądzi, że czysta magia pozwoli jej odzyskać jej własną, myślał Mikkel, kierując się w stronę miejsca, w którym, jak pamiętał mgliście, znajdował się szpital. Sam ten pomysł wydawał mu się śmieszy, ale może kobieta wiedziała coś, z czego on nie zdawał sobie sprawy. W końcu była od niego znacznie starsza.
    Mikkelowi udało się wreszcie dotrzeć do szpitala — tylko raz pamięć go zawiodła i musiał zapytać o drogę. A sam budynek wyglądał inaczej, niż mężczyzna pamiętał — był znacznie większy i nawet z zewnątrz wydawał się bardziej zadbany.
    Wrażenie to pogłębiło się, kiedy wszedł do środka. Panował tam taki... porządek. Wszystko wydawało się być wyszorowane na błysk. Pomieszczenie było dobrze oświetlone — zasługa elektryczności, której lata temu jeszcze tu nie było. Pod jedną ze ścian stało kilka krzeseł, na niektórych z nich siedzieli ludzie. Nie zwrócili na niego uwagi, kiedy wszedł.
    Uwagę zwróciła kobieta z recepcji, która uniosła głowę i uśmiechnęła się. Uśmiech ten jednak szybko zbladł.
    — Dzień dobry, w czym mogę po... O rany, co się panu stało w twarz? — Otworzyła lekko usta, przyglądając mu się. Mikkel przypuszczał, że jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego.
    Uśmiechnął się, starając się zdusić niepokój, który nagle go ogarnął. Jego serce przyspieszyło tempo bicia do znacznej prędkości.
    — Dzień dobry — powiedział, podchodząc bliżej. Postanowił, że najbezpieczniej będzie zignorować pytanie. W końcu nie mógł powiedzieć prawdy, a nie lubił kłamać. — Kiedyś pracował tu niejaki doktor Nettocal... — zaczął niepewnie, wciąż lekko się wahając. Kobieta pokiwała głową. — Czy nadal tu pracuje?
    — Owszem — odparła, a ulga niemal zwaliła Mikkela z nóg. Żył! Jego ojciec nadal żył!
    — Świetnie. — Szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarz. — Jeśli nie jest w tym momencie zajęty, chciałbym się z nim zobaczyć. O ile to możliwe — dodał natychmiast.
    Kobieta pokiwała głową i wskazała mu na krzesła stojące pod ścianą.
    — Proszę usiąść i zaczekać. Pójdę go powiadomić.
    Wróciła po kilku minutach i skinęła na niego dłonią, by za nią poszedł.
    — Ma pan szczęście — powiedziała. — Doktor Nettocal ma właśnie przerwę.
    Zaprowadziła go do jego gabinetu, a następnie odeszła. Mikkel stał chwilę przed drzwiami, niepewny, co czeka go za nimi, aż w końcu wziął głęboki oddech i wszedł do środka.
    Mężczyzna siedzący za biurkiem nie mógł być nikim innym, tylko doktorem Elorikiem Nettocalem. Nie postarzał się zbytnio, odkąd Mikkel ostatni raz go widział. Nie wyglądał nawet na te czterdzieści dwa lata, które miał. W dalszym ciągu wydawał się tym młodym, energicznym mężczyzną, który go wychowywał.
    Mikkel pamiętał, że kiedy był jeszcze małym dzieckiem, ludzie często mówili, że jest kopią swojego ojca. Te same jasne włosy, te same błękitne oczy, te same wystające kości policzkowe i ostre nosy. Zapewne dlatego, kiedy doktor Nettocal podniósł wzrok, rozpoznał swojego syna niemal natychmiast.
    Zamrugał, a potem wyprostował się. Przyglądał się mu z rosnącym niedowierzaniem, na przemian to otwierając, to zamykając usta.
    — Mikkel? — wykrztusił wreszcie. — To ty?
    Mikkel zamknął za sobą drzwi. Jego serce waliło jak oszalałe. Jeszcze nigdy nie czuł się tak niepewnie. Miał wrażenie, jakby zaraz miał zwymiotować ze zdenerwowania.
    — Tak — odparł, kiwając głową i uśmiechając się niepewnie. — To ja.
    Jego ojciec zerwał się z krzesła i w kilku krokach znalazł się tuż przy nim. Zanim Mikkel zdążył zareagować, zamknął go w silnym uścisku.
    — Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś cię zobaczę — wyszeptał.
    Mikkel niepewnie poklepał go po plecach, czując, jak jego oko wilgotnieje.
    — Ja też nie — odparł zduszonym głosem. Miał nadzieję, że uda mu się nie rozpłakać.
    Po czasie, który wydawał mu się wiecznością, ojciec wreszcie go puścił. Mikkel nerwowym ruchem otarł łzawiące oko i wbił wzrok w podłogę. Rzadko zdarzało mu się czuć tak niepewnie.
    Jakaś część jego umysłu zauważyła z rozbawieniem, że był znacznie wyższy od swojego ojca, co kiedyś wydawałoby mu się niemożliwe. W końcu doktor Nettocal był naprawdę wysokim mężczyzną.
    — Wyrosłeś — powiedział, uśmiechając się smutno i klepiąc go po ramieniu. Jego oczy, skryte za szkłami okularów, również połyskiwały od zbierających się w nich łez. — Mikkel... Osiemnaście lat. — Pokręcił głową. — Tyle czasu minęło... Nie mogę w to uwierzyć.
    Mikkel pokiwał głową, doskonale rozumiejąc, co miał na myśli jego ojciec. Wyraźnie pamiętał dzień, w którym został przez niego odwieziony do Eluteanu, pod same bramy Oreall. Najgorszy dzień w jego życiu. W życiu ich obu, jak przypuszczał.
    — Nie mogę tu długo zostać — wyznał z żalem. Teraz, kiedy już tu był, najchętniej nigdy by nie wyjeżdżał.
    — Rozumiem. — Jego ojciec westchnął i usiadł z powrotem za biurkiem, gestem wskazując Mikkelowi, by usiadł w fotelu na przeciwko niego. — Nie powinieneś nawet się tu pokazywać. Jeśli ktoś odkryje, kim jesteś...
    Mikkel pokiwał głową. Wiedział, co by się wtedy stało. Kara śmierci. Dla obu z nich. Prawo Sarlanu potrafiło być naprawdę okrutne.
    — Jestem tu tylko przejazdem — powiedział. — Mam... robotę do wykonania. — Wolał nie zagłębiać się w szczegóły. Rozejrzał się po gabinecie. — Zawsze spędzasz swoje przerwy w pracy?
    Jego ojciec wzruszył ramionami.
    — A co innego mam robić? Nie mam żadnej rodziny. Nawet nie chcę żadnej mieć — mojego jedynego syna odebrali mi, kiedy miał sześć lat. Nie chcę ryzykować, że znowu kogoś stracę.
    Mikkel pokiwał głową ze zrozumieniem.
    — Więc pogrążyłeś się w pracy?
    — Tak. Lubię ją. Lubię pomagać innym.
    — Ja też. — Mikkel uśmiechnął się lekko. — Chyba mam to po tobie.
    — A ty? Czymś się tam zajmujesz w tym... Mieście Magii? — W jego głosie pobrzmiewała lekka nieufność. Zrozumiała, biorąc pod uwagę to, co o Oreall mówiono na całej Urthei.
    Mikkel zawahał się. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Na pewno nie mógł powiedzieć prawdy — że przyłączył się do grupy ekstremistów, którzy uważali ludzi za gorszych i chcieli przejąć władzę nad światem. Wątpił, by jego ojciec przyjął to dobrze, nawet jeśli sam Mikkel nie zgadzał się z ich ideologią.
    — Ja... Różnymi rzeczami, naprawdę — zdecydował się w końcu powiedzieć. — Uczyłem się trochę na lekarza — wyznał, co nie było kłamstwem. Zanim jeszcze opuścił Oreall razem z Dannelem i resztą, chciał zostać lekarzem. W końcu była to najlepsza opcja, jeśli chciał zajmować się pomaganiem i ratowaniem żyć.
    — Czy to prawda, co mówią na temat tego miejsca? Jest takie okropne?
    Mikkel pokręcił głową.
    — Nie. To bardzo przyjazne miasto. A magowie też wcale nie są tacy źli. — Przynajmniej niektórzy, dodał w myślach. — W zasadzie to po prostu zwykli ludzie, tylko że z nadnaturalnymi zdolnościami. Nie różnimy się niczym od takich, jak ty. — Mikkel wielokrotnie próbował to tłumaczyć Dannelowi, niestety, bezskutecznie.
    Jego ojciec wyglądał, jakby mu ulżyło. Uśmiechnął się lekko.
    — To dobrze. Strasznie się o ciebie martwiłem. Bałem się, że tam zginiesz — taki grzeczny chłopiec, o dobrym sercu. Ale wygląda na to, że radzisz sobie dobrze. Chociaż... Co ci się stało w twarz?
    Mikkel westchnął. Żałował, że nie mógł powiedzieć ojcu prawdy.
    — To... Nic takiego, wypadek — skłamał, nienawidząc się za to trochę. Kłamstwa go obrzydzały. — Szkoda gadać. — Machnął lekceważąco ręką. — To głupia sprawa i całkowicie moja wina. — Przynajmniej teraz mówił prawdę.
    Ojciec przyglądał mu się przez chwilę uważnie. Zdawał się niezbyt mu wierzyć. Cóż, Mikkel nie był zbyt wprawnym kłamcą, więc pewnie dało się go odczytać jak otwartą książkę.
    Ale jego ojciec chyba zrozumiał, że nie było to coś, o czym Mikkel chciał rozmawiać. Uśmiechnął się lekko.
    — Masz już jakąś rodzinę?
    — Rodzinę? — Mikkel zaśmiał się lekko. — Daj spokój. Jestem jeszcze za młody, żeby się ustatkować.
    — Ha! Mądre słowa! — Ojciec mu zawtórował. — Korzystaj z życia, póki możesz. I nie waż się brać ślubu przed trzydziestką!
    — Nie wezmę, obiecuję. — Uśmiechnął się.
    Jego ojciec zerknął na zegarek i mina mu zrzedła. Wstał z westchnieniem.
    — Moja przerwa dobiegła końca — powiedział ponuro. — Muszę wracać do pracy.
    Mikkel spuścił głowę. Czas minął mu zdecydowanie za szybko.
    — Rozumiem — odparł. — Ja też powinienem już się zbierać.
    Wyszli z gabinetu w ponurej, ciężkiej ciszy i jeszcze raz się uściskali.
    — Obiecuję, że odwiedzę cię tak szybko, jak tylko będę mógł — powiedział Mikkel, chociaż nie był pewien, czy będzie w stanie tej obietnicy dotrzymać. W końcu z każdą swoją wizytą narażał nie tylko siebie, ale też swojego ojca, na śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie chciał tak ryzykować.
    — Oczywiście — wyszeptał jego ojciec, uśmiechając się blado. Wyciągnął rękę i poklepał go lekko po policzku. — Mój synek. Wracaj do swoich spraw. Jeszcze się zobaczymy.
    Rozeszli się. Jego ojciec odszedł w swoją stronę, zaś Mikkel w swoją, starając się zignorować pieczenie w zdrowym oku.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie jakiś dłuższy rozdział! Tym razem tylko Mikkel i Ellain - dawno ich nie było, nie? Co myślicie o planie Ellain? I ogólnie o jej POVie? I o spotkaniu Mikkela z jego ojcem? Piszcie!
Btw, MM ma już 98 stron w PDF! 

6 komentarzy:

  1. Podoba mi się wątek z ojcem Mikkela. Każda Twoja postać ma swoje życie, swoich bliskich, swoje problemy. Każda jest inna. Bardzo mi się podoba to, że starasz się to pokazywać. Poza tym przy każdym takim fragmencie widać, że bycie magiem zmieniło życie poszczególnych postaci. I że to jest niebezpieczne nie tylko dla głównej bohaterki, ale dla innych też. Anella nie jest wyjątkiem, nie tylko ją by zabili. Super!
    Ten rozdział utwierdził mnie w przekonaniu, że Mikkel nie pasuje do tego… buntu i grupy Dannela. I nadal ciekawi mnie, skąd on się w ogóle tam wziął. Czemu się przyłączył?
    Ale czy on się nie obawiał, że jak się rozdzielą to Ellain ucieknie? Nie przeszło mu to przez glowę? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję ci rację w tym, że Mikkel do tej grupy nie pasuje :D Jego motywacja w przyłączeniu się do nich zostanie wyjaśniona... niedługo jakoś :D
      No i fakt, trochę to lekkomyślne z jego strony, tak zostawiać Ellain bez nadzoru. Bywa facet czasem dość naiwny :D No i na jego usprawiedliwienie mogę dodać, że perspektywa spotkania z ojcem nieco przyćmiła mu zdrowy rozsądek :D

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam^^

      Usuń
  2. Jednak sie odezwę przed ostatnim rozdziale: od poczatku cos mi nie pasowało,zeby Mikkel popieral poglądy D. A teraz jasno zostało to w teksie wyrazone. Wiec dlaczego wybrał te strone?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat na to pytanie odpowiedź pojawi się w innym rozdziale :D Chociaż pytanie, na ile satysfakcjonująca...

      Usuń
  3. Naprawdę ciekawy rozdział, bardzo przyjemnie mi się go czytało i w zasadzie nie mam więcej żadnych uwag!
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony