sobota, 2 września 2017

Rozdział VII

    Ellain niemal wzdrygnęła się, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka weszły trzy osoby. Jedną z nich była Riana, trzymająca świecącą kulę, pozostałych dwóch kobiet Ellain jeszcze nie poznała. Jedna z nich miała trochę ciemniejszą skórę od pozostałych i krótkie czarne włosy. Długie włosy drugiej miały zaś różową barwę, co sprawiło, że Ellain parsknęła, próbując powstrzymać śmiech.
    Riana posłała jej spojrzenie, w którym nie było śladów rozbawienia.
    — Królowa zgodziła się z tobą porozmawiać — powiedziała. — To będą twoje strażniczki. To jest Ming. — Wskazała na krótkowłosą. — A to jest Taoka — przedstawiła tę z różowymi włosami. — One nie mówią dobrze w twoim języku, dlatego nie próbuj z nimi rozmawiać. Wstań.
    Machnęła ręką i sznury pętające nogi Ellain opadły. Kobieta patrzyła na to z zazdrością. Czy kiedy wreszcie odzyska magię, będzie w stanie używać jej z taką swobodą?
    — Eański nie jest moim językiem — powiedziała, uśmiechając się. — To po prostu najbardziej rozpowszechniony język na Urthei.
    Riana wpatrywała się w nią bez wyrazu, nie komentując.
    — Chodź — odezwała się wreszcie, chwytając ją pod ramię i dźwigając do góry.
    Wszystkie mięśnie w ciele Ellain zaprotestowały. Zbyt długo pozostawała w bezruchu, teraz całe jej ciało niemal płonęło bólem. Kobieta zazgrzytała zębami, powstrzymując jęk.
    Zerknęła na Mikkela. Mężczyzna miał zamknięte oczy, ale otworzył je, kiedy wyczuł, że się na niego patrzy. Posłał jej słaby uśmiech. Odpowiedziała tym samym. Wszystko będzie dobrze, nie martw się, chciała powiedzieć, ale Riana pociągnęła ją za sobą.
    Ellain przewyższała o głowę wszystkie trzy kobiety, które cechowała drobna budowa ciała. Ellain przypuszczała, że gdyby chodziło tylko o fizyczną siłę, w walce z nimi miałaby spore szanse na wygraną. Niestety, one miały magię, ona zaś nie.
    Opuściły kamienną celę. Riana, wciąż trzymając Ellain pod ramię, szła przodem, zaś Ming i Taoka podążały tuż za nimi, niemal depcząc im po piętach.
    Długi, ciemny korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Przynajmniej nie było w nim tak chłodno jak w celi. Szły w górę, co Ellain wywnioskowała po lekkim nachyleniu podłogi.
    Spojrzała przez ramię na idące za nią strażniczki i posłała Taoce uśmiech.
    — Skąd te różowe włosy? — zapytała.
    Taoka odpowiedziała chłodnym spojrzeniem. Jeśli zrozumiała pytanie, nie dała po sobie tego poznać.
    — Włosy to oznaka, że Taoka została wybrana do wielkich czynów — wyjaśniła Riana, ciągnąc Ellain za ramię, zmuszając do spojrzenia przed siebie. — Ale my jeszcze nie wiemy, jakich.
    Ellain zmarszczyła brwi i jeszcze raz zerknęła na Taokę.
    — Są naturalne? — Myślała, że może to jakiś rodzaj farby, ale słowa Rianny wskazywały na coś innego.
    — Tak. Włosy zrobiły się takie z wiekiem.
    Ellain pokiwała ze zdumieniem głową. To miejsce okazało się jeszcze dziwniejsze, niż myślała. Różowe włosy? Co będzie następne? Purpurowa skóra? Dwie pary oczu? Skrzydła?
    Nie mogła się doczekać, żeby się dowiedzieć. To miejsce było fascynujące! Chętnie zbadałaby jego wszystkie tajemnice, jednak wolałaby, żeby jej życiu przy tym nic nie zagrażało.
    Resztę drogi spędziły w milczeniu, choć Ellain próbowała zagadywać. Riana jednak uparcie nie odpowiadała, tak jak i strażniczki.
    Wreszcie, po długich minutach marszu, zatrzymały się przed potężnymi, drewnianymi drzwiami. Biła od nich silna magia, wyczuwalna nawet z odległości kilku kroków.
    Nawet, gdyby udało mi się uciec z celi, nie przeszłabym dalej, uświadomiła sobie Ellain, zadowolona, że nie zgodziła się na plan Mikkela. Tylko zagroziłby im jeszcze bardziej.
    Riana przyłożyła dłoń do drzwi, które po kilku sekundach uchyliły się, ukazując korytarz zalany światłem. Ellain zmrużyła oczy, zaskoczona nagłą jasnością.
    Riana odwróciła się i powiedziała coś do strażniczek. Jedna z nich — chyba Ming — położyła dłoń na ramieniu Ellain i nagle zapadła ciemność.
    Oczywiście, pomyślała kobieta. Nie pozwolą mi zobaczyć drogi. Miała tylko nadzieję, że zwrócą jej wzrok, kiedy dotrą już na miejsce. Nie chciała pozostać ślepa do końca życia.
    Ming pchnęła ją do przodu, zmuszając do ruszenia się. Strażniczki opierały dłonie na jej ramionach, prowadząc ją. Szły powoli, bo choć podłoga wydawała się idealnie równa i prosta, Ellain nie chciała ryzykować potknięcia się.
    Jeśli powolne tempo niecierpliwiło którąkolwiek z kobiet, nie dawała po sobie tego poznać. A może i dawała, tylko Ellain nie mogła tego stwierdzić, bo nic nie widziała.
    Kilka razy zatrzymywały się i Ellain słyszała skrzypienie drzwi. Próbowała zapamiętać drogę, każdy zakręt, każde drzwi, ale po kilku minutach zgubiła rachubę. Miała wrażenie, jakby krążyły w kółko, co mogło być prawdą.
     W pewnym momencie poczuła miękkość pod stopami, do jej nozdrzy dotarł zapach lasu, a lekki wietrzyk muskał jej skórę. Wyszły na zewnątrz.
    Czuła też coś jeszcze. Coś, co sprawiało, że jej ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
    Magia. Krążyła w powietrzu wokół nich, tańcząc razem w wiatrem. Kiedy otuliła ciało Ellain, kobieta poczuła, że się uśmiecha. Nie mogła tego powstrzymać i nawet nie próbowała.
    To było równie wspaniałe jak i przerażające.
    Wciąż zachwycona, Ellain została gwałtownie pociągnięta przez Rianę. Potknęła się i prawie poleciała na ziemię, ale kobieta ją podtrzymała. Wznowiły marsz, tym razem jeszcze wolniejszy z powodu nierównej ziemi. 
    — Szybciej byłoby, gdybym mogła coś widzieć — odezwała się Ellain, otrząsając się wreszcie.
    — Nam się nie spieszy — odparła chłodno Riana.
    Musiałam spróbować, pomyślała Ellain.
    Kiedy szły niezliczonymi korytarzami, wydawało jej się, że były same. Ale tutaj, na zewnątrz, wyczuwała obecność innych ludzi. Słyszała szepty, jakieś śmiechy i czuła na sobie czyjś wzrok, od którego dostała gęsiej skórki. Ktoś mógłby ją teraz zaatakować, a ona nawet by tego nie widziała. Dawno nie czuła się tak bezbronna. Cieszyła się, że nie była ślepa na co dzień.
    Zatrzymały się wreszcie, po czasie, który dla Ellain wydawał się godzinami błądzenia w ciemnościach. Serce kobiety przyspieszyło nieco. Czyżby właśnie dotarły na miejsce?
    Nie wyczuła potężnej magii, dopóki jej źródło nie zbliżyło się do niej, niemal zbijając ją z nóg. Minęły wieki, odkąd ostatni raz spotkała kogoś tak silnego. Prawie jak Henret albo ta suka, Galla..., pomyślała. A może nawet potężniejsza. Minęło już tyle lat, że ciężko było to porównać.
    To musiała być królowa. Kto inny miałby taką magię?
    Ciało Ellain poruszyło się, choć kobieta nie nakazała mu tego. Osunęła się na kolana i pochyliła głowę, nie mogąc nic na to poradzić. Zirytowało ją to. Naprawdę, nie musieli jej rozkazywać! Przecież wiedziała, że przed królową należało okazywać szacunek, nawet jeśli nie była to jej królowa!
    Ktoś odezwał się i Ellain nagle odzyskała wzrok. Natychmiast zmrużyła oczy, oślepiona nagłą jasnością. Kiedy przyzwyczaiła się do niej, odkryła, że tuż przed jej oczami lata delikatna, mordercza mgiełka. Czysta magia.    
    Odparła chęć odsunięcia się, zresztą, i tak pewnie nie mogłaby się poruszyć. Czysta magia była piękna, kiedy tak błyszczała w świetle słońca, ale Ellain wiedziała, że lepiej jej nie dotykać. Jak oni mogą tu normalnie żyć, kiedy coś takiego lata wokół nich?, pomyślała.
    Wciąż wpatrywała się w ziemię, porośniętą jasnozieloną trawą, poruszającą się lekko na wietrze. Nigdy nie widziała takiego koloru — niemal raził ją w oczy. Co dziwne, niektóre źdźbła wydawały się niemal niebieskie. Cóż, skoro mogą mieć różowe włosy, to czemu nie niebieską trawę?, Ellain prawie roześmiała się. To miejsce było dziwne.
    — Unieś głowę, Ellain Fezo. — Usłyszała nagle.
    Nie wiedziała, co bardziej ją zaskoczyło — to, że osoba mówiąca znała jej nazwisko, czy to, że odezwała się po eggosku.
    Ellain podniosła głowę i spojrzała na królową Pustkowia.

    Anella z żalem pożegnała Sandra i westchnęła. Chętnie spędziłaby w jego towarzystwie więcej czasu, ale mężczyzna miał jakieś sprawy na głowie, a poza tym siedział już z nią przynajmniej dwie godziny. Nie mogła być chciwa — to i tak więcej, niż na to zasługiwała.
    Ale teraz została w bibliotece sama, więc wróciła za biurko. Choć kochała książki, musiała przyznać, że ta praca bywała czasami nudna. W końcu ile można siedzieć samemu i czytać?
    Kiedy w ogóle zaczęła przeszkadzać jej samotność? Anella nie wiedziała. Kiedyś, jeszcze całkiem niedawno, była dla niej błogosławieństwem. Nie przepadała za kontaktami z ludźmi, zawsze czuła się wtedy niezręcznie. Obawiała się ich, a teraz... Jej strach nie do końca zniknął, ale nie miał na nią aż tak dużego wpływu. To zdumiewało ją. Nie sądziła, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
    Miasto Magii najwyraźniej zmieniło ją na lepsze. Nie mogła uwierzyć, że kiedyś się go obawiała. Odkąd tu przybyła, spotykały ją w większości dobrze rzeczy.
    Oczywiście, nie tylko. Nie mogła zapomnieć przecież o wojnie z Dannelem ani o biednej Dealli, która straciła życie...
    To niesprawiedliwie, pomyślała Anella, ogarnięta nagłym smutkiem. Nic z tego nie jest sprawiedliwie. Dealla nie powinna była zginąć, nie zrobiła nic złego. To wszystko przez Dannela. Cieszę się, że nie on już nie żyje.
    Kiedyś ta myśl przeraziłaby ją. Teraz... Anella sama nie wiedziała, jakie uczucia w niej wywoływała. Wszystko zmieniło się w tak krótkim czasie. Może nawet zbyt krótkim.
    Nie powinna teraz o tym myśleć. Miała na głowie inne zmartwienia. Wciąż nie wiedziała, o co chodziło Eanowi. Steen kazał jej go zignorować, ale nie mogła  tak po prostu tego zrobić. Chciała przynajmniej zrozumieć, co miał na myśli.
    To wszystko niezmiernie ją frustrowało. Dlaczego nie mógł po prostu powiedzieć, o co mu chodziło? Dlaczego Steen nie chciał jej tego wyjaśnić? Na pewno wiedział, o co chodziło, choć podczas rozmowy twierdził inaczej. Anella nie była aż tak głupia — potrafiła rozpoznać oczywiste kłamstwa.
    Niestety, przypuszczała, że dopóki nie zrobi tego, czego oczekiwał od niej Ean, nie pozna prawdy. Gdyby chociaż wiedziała, jak się do tego zabrać...!
    Jej rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Anella wzdrygnęła się i wyprostowała, przywołując na twarz uśmiech.
    Okazało się, że przyszła Stace.
    — Cześć, Anella — przywitała się dziewczyna. — Jak tam przygotowania przed jutrzejszym spotkaniem?
    Spotkanie z Lonnie!, przypomniała sobie Anella. Jak mogłam o tym zapomnieć?
    — Nie wiem, czy pójdę — mruknęła dziewczyna. — Mam pracę.
    Stace pokiwała głową.
    — No tak. A poza tym, to strata czasu, nie? Rany, jaka ta dziewczyna jest głupia! Aż nie mogę jej słuchać. — Zaśmiała się. — Ogólnie nie popieram przemocy, ale czasami mam ochotę jej przyłożyć.
    Uśmiech Anelli zbladł nieco. Wiedziała, że Stace żartuje, ale wolałaby, żeby nie robiła tego w taki sposób.
    — Ale dobrze, że przynajmniej podchwyciła mój pomysł z radą — kontynuowała Stace.
    — Ja... — Anella zawahała się. Nie chciała się kłócić. Potrząsnęła głową. — Nieważne.
    Stace przyjrzała się jej uważnie.
    — Nie uważasz, że to dobry pomysł?
    Anella spuściła wzrok, rumieniąc się.
    — Nie, ja... To najlepszy pomysł ze wszystkich, ale... Czy naprawdę trzeba cokolwiek zmieniać? Przecież teraz jest dobrze.
    Zerknęła przelotnie na Stace z obawą, że dziewczyna się zezłości, ale ona tylko uśmiechnęła się lekko.
    — Skąd jesteś, Anella?
    Anella zmarszczyła brwi. Co to miało do rzeczy?
    — Z Elenei, czemu pytasz?
    Stace prychnęła.
    — Ciągle macie tam króla, nie? Nic dziwnego, że uważasz jedną osobę rządzącą miastem za coś dobrego. Ale ja czytałam książki i wiem, że to się często źle kończy. Lepiej mieć jakąś radę, która mogłaby mu pomagać.
    Anella pokiwała głową, zastanawiając się. To, co mówiła Stace, miało sens. Może powinnam przeczytać te same książki, żeby wiedzieć o tym coś więcej... W bibliotece miała sporo wolnego czasu. Równie dobrze mogłaby zająć się czymś pożytecznym.
    — Może masz rację — przyznała na głos. — Niezbyt się na tym znam... Ale mam nadzieję, że nie będzie z tego jakichś większych kłopotów...
    Stace przewróciła oczami.
    — Z czego? Z gadania Lonnie? Daj spokój. — Machnęła ręką. — To tylko gadanie. Przyznam, ma dziewczyna trochę jaj, w końcu zaczęła te całe spotkania, ale raczej nie na tyle, żeby cokolwiek z tym zrobić...
    Anella mogła mieć tylko nadzieję, że inni mieli rację i to się naprawdę źle nie skończy.
   
    Balla rozejrzała się po swojej nowej celi. Wyglądała bardziej jak pokój niż jak więzienie. W rogu stało łóżko z grubym materacem i świeżą, czystą pościelą, jedną ze ścian zastawiono regałami z książkami, pod drugą ustawiono biurko. Były nawet drzwi, prowadzące do wychodka. Wszystko wyglądało na nowe.
    Balla nienawidziła tego. Ean próbował ją kupić, wiedziała o tym i nie zamierzała mu na to pozwolić. Okazała słabość, a teraz on chciał to wykorzystać.
    Popełniła błąd, ale nie zrobi tego po raz kolejny.
    W celi miała nawet lustro, ale zerknęła w nie tylko raz, bo przeraził ją widok, który w nim zastała. Zawsze była szczupła, ale teraz mogła policzyć własne żebra. Poza tym, jej włosy wyglądały żałośnie, całe przetłuszczone i od dawna porządnie nie czesane, choć starała się lepiej o nie dbać teraz, gdy były krótkie.
    Straciła ukochanego, straciła magię, straciła urodę. Czy w ogóle coś jeszcze miała? Odebrali jej wszystko, oprócz nienawiści.
    Zapłacą za to, pomyślała. Zabiję ich wszystkich. Zacznę od Eana i tej małej suki, a potem dorwę też resztę. Nikt mi nie ucieknie.
    Ta energia i chęć zemsty były jedynym, co miała.
    Z nowo odkrytą determinacją, Balla zaczęła obmyślać plan ucieczki. 

-----------------------------------
Czuję się psychicznie wykończona (sesja -.-), ale przynajmniej zebrałam się w sobie na tyle, żeby dać wam nowy rozdział :)

4 komentarze:

  1. Najbardziej podobała mi sie pierwsza Czesc, prwnie i dlatego, ze była najdłuższa. Zreszta cały ten świat, w ktorym czysta magia po prostu unosi sie w powietrzu, jest fascynujący. Choc i przerażający, troche przynajmniej. B zastanawia mnie przebieg audiencji u królowej!
    Nabrała faktycznie sie zmienia i b miło ba to patrzeć, choc na jeszcze te stare teksty (niezaslugiwanie na spędzanie z S "az" dwoch godzin). Dzieki temu jest to b naturalny proces i chwała Ci za to!
    A Balla najwyraźniej odzyskała rezon i chęć zemsty... odkąd coraz bardziej patrze sceptycznie na Eana, nie moge stać przeciwko komuś takiemu jak B w 100%

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza część zdecydowanie wyszła mi najlepiej. W ogóle zastanawiałam się, czy nie pokazać audiencji u królowej już w tym rozdziale, ale zdecydowałam się potrzymać jeszcze trochę w napięciu ;)
      Cieszę się, że proces zmian Anelli wychodzi mi naturalnie :D

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
    2. Nie wiem czy bym wytrzymała, gdyby Anella znowu zaczęła użalać się nad Dannellem. Trochę mi ulżyło, że wreszcie przyznała, że cieszy się z jego śmierci. Wiem, że to strasznie brzmi, ale takie są fakty - dla każdego mieszkańca miasta śmierć Dannella jest wybawieniem i ulgą, więc czemu z nią miałoby być inaczej?
      Ostatni fragment sugeruje, że gra się jeszcze nie skończyła. Dannell nie żyje, ale jest jeszcze Balla ogarnięta chęcią zemsty. Aż zacieram na to rączki! ;D

      Usuń
    3. Anella patrzy na tę sprawę nieco inaczej, głównie przez to, że została wychowana tak a nie inaczej ;p ale zmienia się, nawet jeśli bardzo powoli ;D
      Balla może jeszcze namieszać, nie należy jej lekceważyć :D

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony