piątek, 29 września 2017

Rozdział X

    Evas pewnym krokiem ruszył przed siebie, w stronę wioski. Czemu wciąż płonęła? Napadnięto ją rano. Czy ogień nie powinien już zgasnąć albo się rozprzestrzenić na okoliczne pola? Coś było nie tak.
    Ajsia dogoniła go.
    —  Zamierzasz tak po prostu tam iść?
    Evas wzruszył ramionami.
    —  A co innego mam zrobić?
    Ajsia zatrzymała się gwałtownie i chwyciła go za ramię. Evas wyszarpnął się jej i spojrzał na nią wściekle. Co co jej chodziło?
    —  Nie dotykaj mnie —  warknął.
    Ajsia puściła tę uwagę mimo uszu.
    —  Nie możemy tak po prostu tam wejść! —  Niemal podniosła głos do krzyku. —  To może być pułapka!
    Evas skrzyżował ręce na piersi. Wcześniej liczył na to, że Ajsia pozwoli mu działać tak, jak będzie chciał, najwyraźniej jednak się przeliczył. Czemu ludzie zawsze musieli się wtrącać? Dobrze wiedział, co robił!
    —  No i co z tego?! Nic mi nie będzie, poradzę sobie z nimi! —  Gestem wskazał w stronę wioski.
    Ajsia uniosła ręce w obronnym geście, ale na jej twarzy malowała się złość.
    —  Nie zachowuj się jak dziecko, Evas. Dobrze wiesz, że nie możemy tam wejść bez żadnego planu! —  Odetchnęła głęboko. —  Musimy się zastanowić, co zrobimy. Nie możemy działać pochopnie. Nie chcesz chyba spieprzyć tej misji?
    Evas przygryzł wargę. Jakaś jego część czuła się głupio z powodu tego wybuchu. To jej wina, pomyślał, patrząc spode łba na Ajsię. Myśli, że może mi rozkazywać? Kim jej się wydaje, że jest?!
    Zerknął w stronę wioski, na odległy ogień.
    —  Musimy tam iść. Oni ciągle mogą tam być —  mruknął, spuszczając wzrok.
    —  Wątpię —  powiedziała Ajsia już łagodniej. —  Shearillę zaatakowano rankiem. Czemu mieliby jeszcze tam siedzieć, skoro wygląda na to, że nic tam już nie ma?
    —  Co sugerujesz?
    —  Że to pułapka. Albo...
    —  Że to ma tylko odwrócić naszą uwagę —  dokończył Evas, nagle rozumiejąc.
    No jasne, pomyślał, czując się jak idiota. Po co ludzie Dannela mieliby atakować małą, nic nie znaczącą wioskę? Chcieli ich tu ściągnąć, skupić ich uwagę, kiedy sami planowali coś znacznie większego.
    —  Zaatakują Mikear?
    —  Albo Elutean. Kto wie, co planują.
    Evas znów spojrzał w stronę płonącej wioski. Nie ma ich tam, pomyślał. Świetnie. Teraz będziemy musieli za nimi ganiać po całym kraju.
    —  I tak musimy tam iść —  stwierdził. —  Może zostawili jakiś ślad.
    Ajsia skinęła głową.
    —  Ale zachowajmy ostrożność.
    Evas zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Czy ona ma mnie za idiotę? Zachowuje się, jakbym miał tam biec, wrzeszcząc.
    —  Chodźmy.
    Ruszyli przed siebie spokojnym krokiem. Evas czuł na plecach wzrok Mei i zastanowił się, co młoda kobieta mogła sobie o nich pomyśleć. Czy kupiła bajeczkę o tym, że przyjechali do rodziny? A może podejrzewała prawdę? I czy to w ogóle było ważne? Miał inne problemy.
    —  Evas —  odezwała się nagle Ajsia, przerywając ciszę. —  Musisz mi jedno obiecać.
    Nic nie muszę.
    —  Co? —  mruknął.
    —  Jeśli jednak tam kogoś znajdziemy i będziemy z nim walczyć, obiecaj mi, że nie zabijesz nikogo, kto się podda.
    Evas aż prychnął z niedowierzaniem. Czy ta kobieta mówiła poważnie? Nigdy nie brał jej za naiwną idiotkę, teraz jednak musiał rozważyć swoje poglądy na jej temat.
    —  Jak sobie chcesz —  odparł jednak, nie chcąc niepotrzebnie się kłócić. —  Jak nam potem wbiją nóż w plecy, to będzie twoja wina.
    Ajsia nic nie powiedziała, jedynie zacisnęła usta w cienką linię.

    Dotarli do wioski po kilku minutach marszu. Z bliska wyglądała jeszcze gorzej. Wszystko zostało zniszczone, utrzymało się niewiele budynków, a i one miały znaczące braki w postaci powyłamywanych drzwi, powybijanych szyb czy też dziur w ścianach i dachach.
    Oczywiście, były też ludzkie ciała, walające się wszędzie. Niektórzy z mieszkańców Shearilli próbowali się bronić —  w pobliżu ich zwłok leżały najróżniejsze przedmioty, od noży aż po widły. Najwyraźniej nic im one nie pomogły przeciwko magom.
    Evas był gotów zignorować trupy, ale Ajsia zatrzymywała się przy każdym, sprawdzając, czy na pewno są martwi. Przestała dopiero przy kilkunastym, kiedy nie znalazła nikogo żywego. Evasa to nie zdziwiło. Wątpił, by w wiosce ktokolwiek przetrwał.
    Zbliżyli się do ognia i chłopak od razu zorientował się, że to magiczne zjawisko. Z bliska płomienie nie były gorące. Ogarniały kilka budynków, na których nie było nawet śladów spalenia. Ktoś zdecydowanie zrobił to tylko po to, by przyciągnąć uwagę.
    Evas i Ajsia stali przed nimi przez chwilę, wpatrując się w nie.
    —  Możesz wyczuć, czyja to magia? —  zapytała kobieta.
    Evas potrząsnął głową. Owszem, w magii było coś znajomego, ale nie na tyle, żeby mógł to rozpoznać. Na pewno jednak musiała należeć do kogoś, kto kiedyś żył w Oreall i odszedł z Dannelem.
    —  Magia Tworząca —  powiedział chłopak, wyciągając dłoń w stronę płomieni. Nie poparzyły go, były jedynie iluzją. —  Dość silna, skoro jeszcze się utrzymuje.
    —  Jakieś pomysły? Kto z ludzi Dannela był silnym Magiem Tworzącym i nie został pojmany?
    Evas musiał się zastanowić. Nie znał tych, którzy odeszli z Dannelem zbyt dobrze, pomijając własną siostrę i Mikkela, jednak wkrótce po buncie postarał się przestudiować ich wszystkich i zapoznać się z ich magią. Dlatego też ta wydawała mu się znajoma.
  — Isalla? —  zasugerował. Kobieta była Magiem Tworzącym, wystarczająco silnym, by podtrzymać iluzję ognia przez kilka dni.
    Ajsia przechyliła głowę na bok.
    —  Możliwe —  mruknęła, mrużąc oczy. —  Nie znam jej. Jest silna?
    —  Wystarczająco, ale raczej nie będzie z nią problemów.
    Sięgnął do swojej torby i wygrzebał z niej magion komunikacyjny.
    —  Muszę powiadomić Eana —  wyjaśnił.
    Wysłał mężczyźnie krótką wiadomość, informującą go o odkryciu. Nie spodziewał się odpowiedzi, w końcu pora była już późna, ale otrzymał ją niemal natychmiast.
    Rozejrzyjcie się uważnie. Przeszukajcie Shearillę, może ktoś przeżył i wam pomoże.
    —  Ean mówi, że powinniśmy przeszukać wioskę.
    Ajsia skinęła głową.
    —  I tak zamierzałam to zrobić. Chodź.

    Evas nie spodziewał się, że kogoś znajdą, mylił się jednak. Przeszukali każdy dom, aż wreszcie natrafili na taki z piwnicą. Schody zostały zabarykadowane, jednak chłopak bez problemu sobie z tym poradził, z małą pomocą magii.
    Kiedy tylko przejście oczyściło się, zostali zaatakowani.
    Evas z trudem uniknął ciosu widłami, trzymanymi przez jakąś kobietę. Chłopak odskoczył w bok, chwycił za nie i sprawił, że metal zmienił się w gumę. Niemal w tym samym czasie rozległ się dźwięk wystrzału.
    Broń palna, uświadomił sobie chłopak, kiedy wystrzelona z rewolweru kula zatrzymała się na niewidzialnej ścianie i opadła na ziemię.
    —  Spokój —  powiedziała Ajsia. —  Jesteśmy tu, żeby wam pomóc.
    —  Nie pierdol —  warknęła kobieta z gumowymi widłami, wyszarpując je z dłoni Evasa. —  Jesteście tu, żeby dokończyć robotę.
    Kobieta nie mogła mieć więcej niż czterdzieści lat. Wyglądała jak typowa Osneanka —  ciemnowłosa, o opalonej skórze i piegowatej twarzy. Wpatrywała się w Ajsię z nienawiścią, ale kątem oka zerkała też na Evasa.
    Ponownie rozległ się wystrzał, ale kula znów zatrzymała się i opadła na ziemię. Ajsia wciąż utrzymywała niewidzialną barierę.
    Strzelającą była młodo wyglądająca, ciemnowłosa dziewczyna. Jej ręce nieco drżały, ale na twarzy malowała się tylko determinacja.
    Evas rozejrzał się. Poza tymi dwoma, w piwnicy skryły się jeszcze trzy osoby. Jedna z kobiet miała zniszczone pół twarzy i kuliła się pod ścianą, patrząc na przybyszy spode łba. Inna —  sądząc po jej ciemnej skórze miała wśród przodków kogoś z Eggos —  leżała nieprzytomna, choć nie wydawała się ranna. Wśród ocalałych był tylko jeden mężczyzna —  trzymał nóż i stał w gotowości obok tej z rewolwerem.
    Żałosna zgraja, pomyślał Evas, ale częściowo podziwiał ich determinację i chęć przetrwania.
    —  Proszę —  powiedziała Ajsia, wznosząc ręce w pokojowym geście. —  Czy wyglądamy jak ci, którzy was zaatakowali.
    —  Jesteście magami. —  Mężczyzna splunął. —  To wystarczy.
    Siedząca pod ścianą przyjrzała się im.
    —  Ale ich faktycznie nie było z tymi, co nas zaatakowali. Może mówią prawdę.
    —  Wysłali tu kogoś innego —  powiedziała kobieta z widłami. —  Żebyśmy im zaufali i wpuścili do naszej kryjówki. Nie jesteśmy głupi. Nie damy się tak łatwo zabić.
    Evas westchnął i przewrócił oczami. Nonszalancko oparł się dłonią o ścianę, a tak natychmiast zaczęła drżeć, tak jak i reszta pomieszczenia.
    Obserwując panikę na twarzach mieszkańców wioski, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
    —  Gdybyśmy chcieli was zabić —  powiedział cicho —  moglibyśmy to zrobić bez wchodzenia tutaj. Mógłbym was zmiażdżyć, zabrać wam powietrze, utopić was albo podpalić. —  Z satysfakcją patrzył na reakcję, jaką wywoływały jego słowa. —  Ale jestem tu, żeby wam pomóc. Powinniście się z tego cieszyć. —  Drżenie ustało.
    Ajsia spojrzała na niego z dezaprobatą, a on usiłował to zignorować. Wiedział, że nie podobały się jej jego metody, ale nie miała prawa mówić mu, co mógł robić! Nie była jego matką!
    —  Mówi prawdę —  powiedziała. —  Chociaż wolałabym, żeby nie robił tego tak brutalnie. Uwierzcie nam —  jeśli chcielibyśmy waszej śmierci, już byście nie żyli.
    Mieszkańcy Shearilli wymienili między sobą spojrzenia. Siedząca pod ścianą wzruszyła ramionami.
    —  Chyba mają rację. Zawsze mówiłam, że nie wszyscy z nich to kompletne śmiecie.
    Ajsia uśmiechnęła się do niej.
    —  Masz rację. Niestety, znajdują się też tacy, którzy są czymś o wiele gorszym niż śmieci.
    —  Co ty nie powiesz. —  Kobieta z widłami prychnęła.
    Evas spojrzał na nią. Stała wystarczająco blisko niego, by mógł ją chwycić i przystawić do gardła nóż, który miał w torbie. Mógłby wtedy zagrozić reszcie, zmusić ich do wyjawienia potrzebnych informacji. Postanowił jednak, że na razie pozwoli Ajsii działać —  jeśli jej pokojowe metody nie zadziałają, wkroczy do akcji.
    —  Słowa nie są w stanie wyraźić tego, jak bardzo mi przykro, że coś takiego spotkało was z ręki ludzi takich jak ja —  mówiła Ajsia. —  Możemy pomóc wam w odbudowaniu Shearilli.
    Evas spojrzał na nią z niedowierzaniem. Jeszcze czego! Czy ją do reszty już popierdoliło?! Miał tracić swoją magię na coś takiego zupełnie na darmo? Niedoczekanie. Brał czasem udział w naprawianiu zniszczonych budynków, głównie po jakichś katastrofach, ale zawsze mu za to płacono. Nie zamierzał tego zmieniać.
    Nie zaprotestował jednak. Jeśli Ajsia będzie chciała zostać i pomagać mieszkańcom, to jej wybór. On musiał znaleźć ludzi Dannela.
    —  A przywrócisz naszych zmarłych do życia? —  zapytała kobieta z widłami. —  Możecie to zrobić?
    Ajsia westchnęła ze smutkiem.
    —  Niestety, żadna magia nie jest w stanie tego zrobić. Przykro mi.
    —  Wsadź se te przeprosiny w... —  zaczęła kobieta z widłami, ale urwała, gdy Evas znów wprawił ściany w drżenie.
    Złapała jego spojrzenie i uspokoiła się nieco.
    —  Jydeas, proszę —  powiedziała siedząca pod ścianą. —  Wysłuchajmy ich.
    Jest z nich najprzyjaźniej nastawiona, pomyślał Evas, mrużąc oczy. Powinien skupić się na niej —  mogła być znacznie bardziej niebezpieczna od innych.
    Wyczuła jego spojrzenie i uśmiechnęła się blado.
    —  Moja córka jest magiem —  wyjaśniła. —  Nazywa się się Neakoarla.
    Biedne dziecko, pomyślał Evas. Nie kojarzył nikogo o takim imieniu, a był pewien, że zapamiętałby taką osobę.
    —  Jest w waszym Mieście Magii —  kontynuowała kobieta. —  Zajmijcie się nią, dobrze?
    Evas skinął sztywno głową. Korciło go, żeby wyjaśnić kobiecie, że nie jest niańką, ale to zapewne przeszkodziłoby Ajsii w przekonywaniu reszty do podania im informacji.
    —  Dobra, niech będzie —  powiedziała ta z widłami, Jydeas. —  Gadajcie, co macie do powiedzenia i wynoście się. Nie chcemy waszej pomocy.
    —  Chcemy znaleźć tego, kto to zrobić —  powiedziała Ajsia. —  Znaleźć go i odpowiednio ukarać. Potrzebujemy waszej pomocy. Ilu było atakujących? Czy widzieliście, kto im przewodził?
    Mieszkańcy wymienili między sobą spojrzenia.
    —  Było ich około dziesięciu —  odparł mężczyzna. —  Nie mieliśmy szansy dokładnie policzyć. Przewodziła nimi jakaś kobieta. Wiedźma. —  Znów splunął.
    —  Jak wyglądała?
    —  Niewysoka. Miała jasne włosy. Bardzo blada, jakby była z północy. Widziałam, że to ona stworzyła ten ogień —  powiedziała Jydeas.
    Isalla, pomyślał Evas. Miałem rację.
    —  Wiecie, dokąd się udali? —  zapytała Ajsia.
    —  Skąd mamy wiedzieć, wiedźmo? Schowaliśmy się. Nie wiemy, gdzie poszli ani czego od nas chcieli. Wynieśli się stąd zaraz po ataku.
    Evas i Ajsia wymienili spojrzenia. Chłopak poczuł się nieco rozczarowany. Właściwie nie dowiedzieli się niczego, oprócz tego, kto przewodził atakiem.
    —  Dziękuję za pomoc. —  Ajsia uśmiechnęła się. —  Rozejrzymy się jeszcze po Shearilli, może znajdziemy jakieś wskazówki. Jeśli możemy jakoś pomóc...
    —  Po prostu się stąd wynoście —  warknęła Jydeas. —  I żebym was więcej nie widziała.
    Evas westchnął, ale posłusznie skierował się w górę za Ajsią. Zanim jednak odszedł, przywrócił widły do poprzedniego stanu i znów zabarykadował schody.

    Nic nie znaleźli, co niezbyt zaskoczyło Evasa. Oprócz nielicznych śladów magii, których nie rozpoznawali, atakujący nie pozostawili po sobie żadnych wskazówek. Chłopak nie widział powodu, by zostawać w wiosce dłużej niż to konieczne. Poza tym, był zmęczony. Potrzebował trochę snu.
    Bardziej zaskoczył go widok powozu. Mea wyskoczyła z niego, jak tylko zauważyła, że się zbliżają. Wybiegła im na spotkanie i przyjrzała się im szeroko otwartymi oczami.
    —  I jak? I jak? Znaleźliście swoją rodzinę? Żyją?
    Evas i Ajsia spojrzeli po sobie. Chłopak spuścił głowę, zaś kobieta powiedziała ze smutkiem:
    —  Nie znaleźliśmy ich. Mamy nadzieję, że udało im się uciec.
    —  Ale ktoś przeżył, nie?!
    —  Kilka osób. Musimy wrócić do Mikear i kogoś o tym powiadomić. Przecież tym biednym ludziom trzeba pomóc!
    Evas nie wiedział, czy kobieta grała, czy naprawdę miała tak miękkie serce. Nie spodziewał się tego po niej —  zawsze wydawała mu się twarda.
    —  Musimy wrócić jak najszybciej! —  wykrzyknęła Mea. —  Chodźcie, nie ma czasu do stracenia! —  Pobiegła do powozu, a Evas i Ajsia podążyli za nią.

    Następnego dnia, po nocy spędzonej w jakimś podrzędnym hoteliku, Evas wysłał Eanowi wiadomość. Opowiedział o tym, co zastali w Shearilli i czekał na odpowiedź.
    Otrzymał ją dopiero po południu, kiedy z Ajsią zastanawiali się nad następnymi krokami.
    Wyślę kogoś jeszcze, żeby pomógł w przeszukiwaniu Mikear. Trzeba ich znaleźć, to może być początek czegoś większego. Niech Ajsia zostanie i czeka, zostaw jej też magion. Ty, Evas, wracaj jak najszybciej do Oreall.
    Czyżby coś się stało? 

--------------------------------------------------
Rozdział miał zawierać w sobie Anellę, ale trochę się rozrósł. Obiecuję jednak, że Anella będzie w następnym, o ile ktoś się za nią stęsknił.

4 komentarze:

  1. Nadal jeste, niedługo wpadne :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, hej, dobrze cię widzieć ;*
      W takim razie czekam ^^

      Usuń
  2. Podobało mi się zestawienie dwóch charakterów - Aisi i Evasa. Ona - twardo stąpająca po ziemi, dojrzała, a on przekonany o swojej wielkiej sile i przez to nieostrożny. W ogóle w tym rozdziale było dużo emocji. Już sam fakt wyprawy do zaatakowanego miejsca, w którym nie wiadomo co się spotka podgrzał atmosferę, a ja dodatkowo miałam jeszcze przeczucie, że to wszystko to pułapka. Więc z podwójną ciekawością czekałam na to, co się wydarzy. Myślałam, że starzy kumple Dannela wymyślili, że gdy zaatakują jakieś tam miasto/wieś, to Ean wyśle tam swoich najlepszych ludzi, a wtedy tamci bez przeszkód zdobędą miasto. Ale na szczęście nie, więc nie miałam racji. Lecę do następnego! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniej nawet nie myślałam o tym, jak ciekawy duet stanowią Evas i Ajsia, połączyłam ich przypadkiem, bo potrzebowałam kogoś, kto wybrałby się z Evasem w tę podróż, a nie chciałam niepotrzebnie tworzyć kolejnej postaci. I tak odkryłam połączenie, które z pewnością jakoś rozwinę, bo bardzo dobrze pisało mi się ich sceny.
      Cieszę się, że w rozdziale udało mi się utrzymać napięcie, nie byłam pewna, czy mi to wyszło ^^

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony