piątek, 22 września 2017

Rozdział IX

    Evas opuścił mieszkanie Eana lekko poirytowany. Liczył na to, że po pokonaniu Dannela zazna trochę spokoju, ale życie najwyraźniej miało dla niego inne plany. Nie dość, że ta cała Lonnie chce przeprowadzać rewolucję, to jeszcze jakieś osneańskie miasteczko zostało zaatakowane przez magów.
    Ean podejrzewał ludzi Dannela i Evas się z nim zgodził. Miał wyruszyć jeszcze przed zapadnięciem zmroku, żeby ich powstrzymać.
    Evas sądził, że bez problemu poradziłby sobie z nimi sam, ale Ean był odmiennego zdania. Kazał zabrać mu ze sobą przynajmniej Ajsię. Chłopak nie protestował za bardzo — jeśli już miał wziąć jakieś wsparcie, kobieta była dobrym wyborem. Przynajmniej nie będzie mu przeszkadzać.
    Evas skierował się do własnego mieszkania, żeby się przygotować, Ean w tym czasie wysłał wiadomość do Ajsii — mieli spotkać się przy Drugiej Bramie. Chłopak miał nadzieję, że kobieta nie będzie protestowała i zgodzi się na tę wyprawę. Inaczej musiałby znaleźć kogoś innego, a nikt szczególny nie przychodził mu do głowy. Lubił podróżować z Sandrem, ale mężczyzna nie nadawał się na tego rodzaju misję.
    Szybko skierował się do własnego mieszkania, żeby spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Nie wiedział, ile czasu zajmie mu doprowadzenie popleczników Dannela do porządku, ale podejrzewał, że niezbyt dużo. Nie było wśród nich nikogo, kto stanowiłby większe zagrożenie, nie dla niego. Mimo to, przygotował się na kilka dni nieobecności. Wolał być ostrożny.
    Choć starał się zebrać do drogi jak najszybciej, na zewnątrz było już ciemno, kiedy wreszcie opuścił mieszkanie. Z nieba prószył lekki śnieg, wymieszany z deszczem. Evas skrzywił się z niezadowoleniem i założył kaptur. Zimno mu nie przeszkadzało, ale nie lubił takiej pogody.
    Ajsia już na niego czekała. Patrząc na jej chudą, wysoką sylwetkę, tupiącą nogą ze zniecierpliwieniem, Evas przez chwilę poczuł się głupio. Od jak dawna stała tam na mrozie, czekając na niego?
    — Jestem — powiedział, podchodząc bliżej.
    Ajsia wzdrygnęła się lekko — nie zauważyła, jak się zbliżał.
    — Evas. Nareszcie. Możemy się zbierać?
    Evas po prostu skinął głową i przestąpili przez bramę.
    Wrażenie jak zawsze było nieprzyjemne. Evas poczuł się, jakby znalazł się pod wodą, nagle niezdolny do oddychania, nie potrafiący znaleźć drogi w górę. Na szczęście, nie trwało to długo.
    Evas i Ajsia znaleźli się w ciemnej, wąskiej uliczce. Chłopak oparł się o ścianę, czując, jak przechodzą go dreszcze. Nienawidził tego. Miał nadzieję, że ktoś w końcu wymyśli lepszy sposób transportu.
    Otrząsnął się i zmusił do wyprostowania. Nie mógł pozwolić, by Ajsia widziała go w takim stanie. Spojrzał na kobietę, która wciąż oddychała ciężko, ale poza tym dobrze się trzymała.
    — Idziemy? — zapytała.
    Evas mruknął potwierdzenie i opuścił uliczkę.
    Ruszyli w stronę dworca. Ulice Eluteanu były niemal puste, co jakiś czas pojedyncze osoby mijały ich w pośpiechu, zapewne wracając z pracy. Poza tym, panowała cisza i spokój, co Evasowi bardzo odpowiadało.
    Mniej podobała mu się pogoda w Eluteanie. Znacznie wyższa temperatura sprawiła, że wkrótce chłopak zaczął pocić się pod swoim grubym, czarnym płaszczem. Nienawidził Osnei i jej ciepłego klimatu.
    Na szczęście, Brama Druga znajdowała się nieopodal dworca, więc szybko dotarli na miejsce.
    — Więc dokąd jedziemy?
    — Shearilla — odparł Evas. — To chyba jakieś zadupie.
    Okazało się, że miał rację — do Shearilli nie jeździły żadne pociągi. Musieli więc wybrać ten jadący do Mikear — miasta w pobliżu tej niewielkiej miejscowości. Na miejscu znajdą jakiś transport. Evas wziął ze sobą mapę, powinni więc sobie poradzić.
    Pociąg był znacznie bardziej zatłoczony niż ulice Eluteanu, jednak Evasowi i Ajsii udało się znaleźć wolny przedział.
    — To może opowiesz mi, po co właściwie tam jedziemy?
    Evas zmarszczył brwi.
    — Ean ci nie powiedział?
    — Nie, nie miał czasu. Wspomniał tylko, że prawdopodobnie trzeba skopać komuś tyłek.
    Evas westchnął wewnętrznie. Oczywiście, że Ean wszystko zostawił jemu.
    — Shearilla została zaatakowana przez jakichś magów. Cały Elutean o tym mówi. Ean podejrzewa, że mogą to być ludzie Dannela, ci, których jeszcze nie złapaliśmy.
    — Wiedziałam, że będą z nimi problemy — mruknęła Ajsia, wyglądając przez okno. — Mam nadzieję, że szybko się z nimi uporamy.
    Evas wzruszył ramionami.
    — Raczej nie ma tam nikogo, kto mógłby sprawić nam większe problemy. Jeśli to faktycznie oni...
    — Nie wiemy tego na pewno? Czy z pobliżu Shearilli nie ma żadnego magionu?
    — Ponoć jest jeden w Mikear, ale Ean powiedział, że nic nie wykrywa, więc pewnie ktoś go ukradł.
    — Świetnie. — Ajsia przewróciła oczami. — Czyli nawet nie wiemy, czego się spodziewać. Uwielbiam pracować w ciemno. Jak niby mamy ułożyć teraz jakiś sensowny plan? Musimy się zastanowić, kto za tym wszystkim stoi... Masz jakieś pomysły?
    Evas zastanawiał się nad tym już wcześniej.
    — Ciężko stwierdzić — przyznał z niechęcią. — Na pewno ktoś mądry, kto wiedział, że trzeba pozbyć się tego magionu. Myślałem o Mikkelu, ale on raczej nie byłby zdolny do czegoś takiego... — Potrząsnął głową. — Nie wiem.
    Ajsia westchnęła i zamknęła oczy, odchylając głowę. Milczała przez chwilę.
    — Czy Ean wspomniał coś o tym, co mamy z nimi zrobić? — zapytała w końcu. — Przegonić ich, wziąć jeńców, czy wszystkich pozabijać?
    — Ean chciałby, żebyśmy złapali żywcem co najmniej jedną osobę. Resztę mamy powstrzymać. Nie powiedział, co konkretnie mamy z nimi zrobić. — Miał magion komunikacyjny ze sobą, mógł więc w każdej chwili połączyć się z Eanem i zapytać, ale nie odczuwał takiej potrzeby. Poradzi sobie bez tego. Skoro Ean nie wydał konkretnych rozkazów, to pewnie nie obchodziło go, co zrobi Evas.
    Ajsia zacisnęła usta w cienką linię.
    — Czyli pewnie będziemy musieli ich pozabijać. Nie powiem, żeby mi się to podobało.
    Evas wzruszył ramionami. Nie widział w tym żadnego problemu, nie wiedział, o co jej chodziło. Przejmowała się tym, że musi zabijać wrogów? To śmieszne.
    — Tobie to nie przeszkadza? Że musisz zabijać innych? — Kobieta spojrzała mu prosto w oczy.
    Evas odwrócił wzrok, patrząc za okno. Widział przesuwające się szybko ciemne kształty, niemożliwe do rozpoznania w mroku. Zupełnie stracił poczucie czasu — musiało być już całkiem późno.
    — Nie — odparł cicho. — Czemu miałoby? Jestem w tym dobry. — Tylko w tym, dodał w myślach, zaciskając dłonie w pięści. Rozluźnił je, kiedy zorientował się, co zrobił.
    Ajsia przyglądała mu się przez długą chwilę, a potem westchnęła i odwróciła wzrok.

    Dotarli do Mikear po około dwóch godzinach. Było to duże miasto — rozmiarami przypominało niemal Elutean — głośne i zatłoczone. Evas poczuł do niego niechęć zaraz po opuszczeniu dworca.
    Skąd wzięło się tu tylu ludzi?, pomyślał chłopak, krzywiąc się. Niemal przywarł do ściany pobliskiego budynku, by uniknąć co chwilę potrącających go ludzi.
    — Chodźmy tędy — powiedziała Ajsia. — Tam chyba jest mniej tłoczno.
    Miała rację. Po kilku minutach nieprzyjemnego przedzierania się przez tłumy, wylądowali na placu, który w porównaniu z ulicą, wydawał się niemal opustoszały. Evas odetchnął z ulgą.
    — Co tu się dzieje? — mruknął, rozglądając się.
    — Chyba mają jakiś festiwal — odparła Ajsia, wskazując jakiś plakat wiszący na słupie. — Święto Wina, na to wygląda.
    Evas prychnął. Naprawdę? Całe to zamieszanie z powodu jakiegoś obrzydliwego napoju? To śmieszne, ale już dawno doszedł do wniosku, że ludzie są po prostu głupi.
    — Gdzie idziemy? — zapytała Ajsia. — Musimy jakoś dostać się do Shearilli.
    — Wynajmiemy jakiś transport. Tam chyba jest wypożyczalnia automobili.
    Ajsia przytaknęła i ruszyli w tamtą stronę.
    — Umiesz w ogóle tym jeździć? — zapytał chłopak.
    — Nie — odparła kobieta. — Nie miałam czasu się nauczyć. A ty?
    Evas poczuł jak się czerwieni. Na szczęście, nawet pomimo świateł okolicznych latarni, plac pozostawał pogrążony w półmroku, więc Ajsia nie mogła tego zobaczyć.
    — Tak — skłamał, w duchu się za to karcąc. Nie miał zamiaru przyznawać się do słabości, ale wiedział, że prawda i tak wyjdzie na jaw, kiedy wsiądą do pojazdu. — Ale nie najlepiej — dodał po chwili.
    Jak trudne może być jeżdżenie czymś takim?, zastanowił się. Nie może być takie złe, zadecydował w końcu. W końcu robi to tyle osób. Nie mógł być od nich gorszy.
    Co nie zmieniało faktu, że na samą myśl o prowadzeniu pojazdu pociły mu się dłonie. Zirytowany, wytarł je o płaszcz, obwiniając o to temperaturę powietrza i osneański klimat.
    Mam magię, pomyślał. Dam sobie radę.
    Okazało się jednak, że nie będzie musiał prowadzić żadnego pojazdu. Wypożyczalnia była już zamknięta. Evas w duchu westchnął z ulgą.
    — Niech to szlag — mruknął.
    Ajsia pokiwała głową.
    — Miejmy nadzieję, że chociaż uda nam się wynająć jakiś powóz. Chodźmy.
    Faktycznie, kawałek dalej znajdowała się wypożyczalnia powozów. Była otwarta — przez bramę właśnie wyjeżdżał jakiś powóz. Nawet w obecnych, nowoczesnych czasach niektórzy woleli dawne metody transportu. Idioci, myślał Evas, ale teraz był za nich wdzięczny.
    Evas nie był pewien, czy wolał ten środek transportu. Nie potrafił prowadzić automobilu, a przecież nim nie kierowały żywe stworzenia! Dasz radę, powiedział sobie. To nie takie trudne.
    — Czym mogę służyć? Nazywam się Oreassum i jestem właścicielem tego miejsca — powiedział opalony mężczyzna o długich kręconych włosach i niezbyt obfitej brodzie. — Widzę, że państwo nietutejsi. Pozwólcie mi zgadnąć — turyści, którzy przyjechali tutaj z okazji Święta Wina? — Rozciągnął swe grube wargi w sztucznym uśmiechu.
    Evas po prostu przyglądał mu się chłodno, licząc na to, że Ajsia zrozumie i przejmie zadanie porozumiewania się z innymi.
    Na szczęście, najwyraźniej to do niej dotarło.
    — Nie — odparła, uśmiechając się równie sztucznie co mężczyzna. — Jesteśmy tu tylko przejazdem. Wybieramy się w odwiedziny do rodziny i chcielibyśmy wynająć powóz.
    Oreassum pokiwał głową.
    — Dokąd?
    — Do Shearilli.
    Uśmiech właściciela wypożyczalni zbladł.
    — Nie ma po co tam jechać, wie pani. Shearilla już nie istnieje.
    Ajsia otworzyła szeroko oczy i teatralnie zasłoniła usta dłonią.
    — Jak to nie istnieje? O czym pan mówi?
    — Tak to. Została zaatakowana. Magowie. Pieprzone ścierwa. — Mężczyzna splunął za ziemię. — Ja zawsze mówiłem, że powinniśmy się ich pozbyć już dawno! Osnea zawsze była dla nich za bardzo pobłażliwa!
    Evas spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści. Żałował, że nie ma już na tyle długich włosów, by móc skryć się przed wzrokiem mężczyzny. Ledwie panował nad własną twarzą, pilnując, by nie wyglądać na wściekłego.
    Ciebie powinien się ktoś pozbyć. Gdybyś wiedział, ile dla ciebie zrobiliśmy, inaczej byś gadał, pomyślał, oddychając głęboko. Musiał nad sobą zapanować. Nie mógł zabić tego mężczyzny, nie teraz, nie tutaj.
    — To... to straszne — wyjąkała Ajsia. Wydawała się bledsza niż zwykle. — Musimy tam jechać! Co z naszą rodziną?!
    — Nie żyją, wie pani. Przykro mi. Na pani miejscu zabrałbym syna i wynosił się stąd.
    Syna! Evas niemal prychnął, ale udało mu się powstrzymać. Pewnie nie powinien się dziwić, że mężczyzna wziął ich za matkę z dzieckiem. W końcu oboje byli jasnowłosi, Ajsia miała pewnie ponad czterdziestkę, a on sam nie wyglądał na swoje dwadzieścia lat. Poza tym, było ciemno.
    — Nie mogę! — zaprotestowała Ajsia. — Muszę się dowiedzieć, co się z nimi stało!
    Oreassum pokręcił głową.
    — To musi sobie pani znaleźć inny środek transportu. Ja nie pozwolę, żeby mój woźnica zbliżył się do Shearilli.
    Woźnica, pomyślał Evas, czując się jak idiota. No tak. Czemu wcześniej nie przyszło mu to do głowy? To jasne, że razem z powozem wynajęliby woźnicę. Niepotrzebnie się tak stresował.
    — Proszę — jęknęła Ajsia. — Zapłacę podwójnie.
    Mężczyzna wahał się przez chwilę.
    — Nie — powiedział w końcu.
    — Potrójnie?
    Tym razem Oreassum zastanawiał się dłużej.
    — Dobrze — zaczął ostrożnie. — Niech będzie potrójnie. Ale pojedziecie tylko tak daleko, jak będzie chciał mój woźnica. Jeśli znajdę kogoś, kto w ogóle będzie chciał was tam zawieźć. Głupcy. — Znów splunął i odszedł.
    Evas odetchnął. Nareszcie. Jeszcze chwila i nie ręczyłby za siebie.
    — Mamy tyle, żeby zapłacić mu potrójnie? — zapytał.
    Ajsia uśmiechnęła się półgębkiem.
    — Czy to ważne? Jestem Magiem Tworzącym. Jak zabraknie mi pieniędzy, stworzę nowe. Nie dowie się, że go oszukaliśmy przez co najmniej kilka godzin.
    Evas od razu poczuł, że bardziej ją lubi.
    — Powinniśmy być wdzięczni, że nie jest zbyt podejrzliwy — dodała ciszej. — W ogóle nie kwestionuje tego, że mamy ponoć rodzinę w Shearilli, a przecież my nawet nie wyglądamy na Osneańczyków.
    Evas wzruszył ramionami.
    — Pewnie wziął nas za kogoś z północy.
    — Może i tak — przyznała Ajsia. — Ale ja mówię z urshańskim akcentem! Jakim cudem ktoś z Urshanu miałby mieć rodzinę w osneańskim zadupiu?
    — Czy to ważne? To idiota. Idzie tu.
    Ajsia natychmiast zamilkła. Oreassum podszedł do nich z młodą, piegowatą kobietą.
    — To Mea — przedstawił ją. — Moja najnowsza pracownica. Jest młoda i na tyle głupia, żeby z wami jechać.
    Mea uśmiechnęła się szeroko.
    — Chciałeś powiedzieć odważna, Ore. — Lekko uderzyła mężczyznę w ramię. — To jak? Zbieramy się? Cel — Shearilla?
    Ajsia i Evas wymienili spojrzenia. Chłopak skinął głową.

    Evas nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że zasnął. Obudził się, kiedy powóz zatrzymał się. Chłopak wyprostował się i przetarł oczy, rozglądając się.
    — Co jest? — mruknął.
    — Chyba jesteśmy na miejscu — odparła Ajsia, wyglądając przez okienko powozu.
    Wciąż było ciemno. Na zewnątrz nie paliły się żadne światła, a chmury skutecznie blokowały księżyc, sprawiając, że świat pogrążył się w mroku.
    Mea zajrzała do środka powozu. W jej ciemnych, szeroko otwartych oczach błyszczał strach.
    — Ludzie, wy róbcie co chcecie. Ja tam nie wjeżdżam.
    Evas przewrócił oczami. Wysiadł z powozu, przeszedł na jego przód i zrozumiał, co tak wystraszyło Meę.
    W oddali znajdowała się miejscowość bardziej przypominająca wieś niż miasto. Z nielicznych budynków niewiele pozostało — większość została zawalona. Na ziemi leżały ciemne kształty, mogące być ludzkimi ciałami, a wszystko oświetlał ogień. 

********************************
W rozdziale miał się pojawić jeszcze fragment z Anellą, ale wtedy chyba rozdział zrobiłby się strasznie długi, więc macie tylko Ajsię i Evasa. I wstęp do większej akcji :D

2 komentarze:

  1. Lubię takie rozdziały, w których bohaterowie się rozdzielają i akcja przenosi się w dwa różne miejsca. I przyznam, że nawet nie wiem kiedy zleciał mi ten rozdział. W momencie jakoś. Nowe otoczenie, nowe postacie, nowe przygody i zapowiedź niebezpieczeństwa - super <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja w tej części skacze wszędzie, bo niestety moi bohaterowie nie mogą być w kilku miejscach na raz, choć bardzo bym tego chciała :D Ale ciesze sie, że jednak to się podoba ^^

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony