sobota, 7 kwietnia 2018

Miasto Magii - Rozdział XVII „Decyzja”

    Dwa dni po straszliwych wydarzeniach tego dnia, Anellę zaskoczyło pukanie do drzwi. Nie spodziewała się gości, w końcu nikt nigdy do niej nie przychodził. Wróciła właśnie z biblioteki i chciała zająć się czytaniem książki na temat historii magii.
    Niepewnie, na palcach, podeszła do drzwi i przyłożyła do nich ucho. Kto mógłby ją odwiedzać? Nie miała pojęcia, ale nie zamierzała naiwnie wpuszczać do środka każdego. Szczególnie nie po ostatnich wydarzeniach.
    Pukanie ponowiło się, a Anella aż podskoczyła, niewątpliwie informując osobę po drugiej stronie o swojej obecności. Idiotka, skarciła się i odchrząknęła.
    —  Kto tam? —  Głos niemal jej nie zadrżał.
    —  Anella? To ja, Dealla!
    Tak, to był jej głos. Anella odetchnęła z ulgą, a jej szaleńczo bijące serce nieco się uspokoiło. Dziewczyna otworzyła drzwi.
    Dealla uśmiechnęła się szeroko. Obok niej stała jakaś inna dziewczyna, wyższa i pulchniejsza, o śniadej karnacji i długich, brązowych oczach. Skinęła głową Anelli. Miała na sobie białą sukienkę z koronkowymi rękawami, Dealla zaś założyła spódnicę z jakiegoś sztywnego materiału i czerwoną koszulę. Nie nosiły płaszczów —  na zewnątrz znów się rozpogodziło.
    —  Cześć, Anella. To jest moja przyjaciółka, Stace. —  Wskazała Dealla na nieznajomą dziewczynę. —  Wybieramy się na spacer, żeby skorzystać z ciepłej pogody. Może chciałabyś wybrać się z nami?
    Na spacer? Nikt nigdy nie chciał spędzać z nią wolnego czasu, nie z własnej woli. Coś ścisnęło Anellę za serce. Skinęła głową, chwilowo niezdolna wykrztusić słowa.
    —  Ja… W porządku, tylko ubiorę buty —  wykrztusiła w końcu.
*
    Na zewnątrz wciąż było ciepło, choć słońce pomału zaczynało zachodzić. Wiał lekki wietrzyk, który nie przeszkadzał, a wręcz pomagał odpędzić gorąco. Okropna pogoda, panująca w ciągu ostatnich dni odeszła chwilowo w niepamięć. Anella miała nadzieję, że nieprędko powróci. Nie przeszkadzał jej chłód, lubiła go, ale ciągły deszcz wpędzał ją w ponury nastrój.
    Nie wiedziała, dokąd chciały udać się dziewczyny, dlatego trzymała się trochę z tyłu, idąc za nimi. Skupiała się na drodze, którą szły, zapamiętując nazwy ulic. W końcu będzie musiała wrócić jakoś do mieszkania.
    —  I jak tam? Dostałaś jakąś pracę? —  zapytała Dealla.
    —  Tak. —  Anella pokiwała głową, zrównując z nią krok. —  W bibliotece.
    —  Naprawdę? To ci się udało, nie myślałam, że Steen kiedykolwiek komuś na to pozwoli. Co takiego zrobiłaś?
    Anella wzruszyła ramionami.
    —  Ja… Nie wiem, po prostu przyszłam tam kilka razy i powiedział, że mogę z nim pracować.
    Stace westchnęła.
    —  Zazdroszczę ci. To musi być spokojna praca. Lubię książki, ale teraz nawet nie mam czasu czytać, muszę opiekować się dzieciakami.
    —  Dzieciakami? —  Czy ona miała dzieci? Nie wyglądała na wiele starszą od Anelli, mogły nawet być w tym samym wieku.
    —  Taa… —  mruknęła dziewczyna. —  Znaczy, nie moimi. Pracuję jako opiekunka —  wyjaśniła. —  Jak ktoś nie ma czasu, to podrzuca mi swoje dziecko i ja się nim zajmuje. Nie zrozum mnie źle, bardzo lubię dzieci, ale to strasznie męcząca robota.
    Musi być okropna, pomyślała Anella. Nigdy nie miała do czynienia z małymi dziećmi i cieszyło ją to. Ledwie wiedziała, jak postępować z dorosłymi, a co dopiero z młodymi!
    —  W Oreall jest dużo dzieci? —  zapytała, marszcząc brwi.
    Stace wzruszyła ramionami.
    — Trochę. Wiesz, niektórzy przybywają tu jak są jeszcze całkiem mali. No i jeszcze dochodzą do tego niemagiczne dzieciaki.
    — Niemagiczne?
    — Dzieci mieszkańców —  wyjaśniła Dealla, kopiąc jakiegoś kamyka. —  Wiesz, że magia nie jest dziedziczna, nie? No właśnie. Jak komuś w Oreall rodzi się dziecko, to nie zawsze będzie ono magiem. A przecież go nie wywalimy z miasta.
    To stąd się biorą niemagiczni w mieście, pomyślała Anella. Mieli nawet swoją własną dzielnicę… Musiało ich być naprawdę sporo.
    — I nie chcą stąd odejść?
    — A czemu mieliby? Przecież dobrze się tu żyje.
    Może i tak, ale Anella nie potrafiła wyobrazić sobie życia w mieście pełnym magów, gdyby sama nie była jednym z nich. Z drugiej strony, oni pewnie nie byli wychowywani w strachu przed tymi obdarzonymi mocą.
    Dziewczyny zatrzymały się nagle przed jakimś budynkiem. Anella niemal potknęła się, ale odzyskała równowagę.
    —  Świątynia Galli —  powiedziała Dealla. —  A przynajmniej kiedyś nią była.
    Świątynia nie należała od najwyższych budynków w mieście, przerastały ją liczne kamienice, w których gąszczu ginęła. Do wejścia prowadziły marmurowe schody, w wielu miejscach popękane. Ściany obrosły bluszczem, niektóre z kolumn podtrzymujących nieistniejący już dach zawaliły się. W oknach nie było szyb.
    To świątynia, pomyślała Anella, czując nagły chłód. Objęła się ramionami. Jak mogli pozwolić, żeby została tak zaniedbana?
    —  Wiem, co sobie myślisz —  mruknęła Stace. —  Jak mogliśmy doprowadzić świątynię do takiego stanu? Kiedyś była w lepszym stanie, ale odkąd pamiętam, była opuszczona. Wbrew pozorom, w Oreall nie ma wielu wyznawców Galli. Doceniamy ją, jesteśmy jej wdzięczni, ale jej nie czcimy.
    Anella pokiwała głową, choć niezbyt to rozumiała. Cieszyło ją jednak to, że nie czcili Galli i nie chcieli jej do tego zmuszać. Choć nigdy nie była szczególnie religijna, nie zamierzała akceptować fałszywej bogini.
    —  Co tu się stało?
    Dealla podeszła bliżej i zaczęła wchodzić po schodach. Stace podążyła za nią, ale Anella zawahała się. Czy to na pewno bezpieczne?
    Stace ponagliła ją ruchem ręki, dlatego dziewczyna dołączyła do nich, zachowując ostrożność.
    —  Trzy miesiące temu, kiedy Dannel się zbuntował, zrobił tu sobie miejsce dowodzenia —  wyjaśniła Dealla. —  I tutaj walczył potem z Evasem. Dlatego to miejsce jest takie zniszczone.
    Anellę przeszedł dreszcz. Wnętrze sprawiało upiorne wrażenie. Choć przez okna wpadały promienie słoneczne, w środku panował półmrok. I chłód, przejmujące i przenikające do kości zimno. Dziewczyna zadrżała i zatrzymała się przy wejściu.
    —  Co jest? —  Stace obejrzała się na nią. Widząc minę Anelli, uśmiechnęła się. —  Nie bój się, tu nie jest niebezpiecznie. Nic nam się na głowę nie zawali, dopilnuję tego.
    —  Stace jest Manipulatorką —  rzuciła Dealla, wciąż idąc w głąb świątyni.
    To tak jak ja, pomyślała Anella, ale nie powiedziała tego na głos. Nie chciała nawet myśleć o tym, że jest magiem, nie po tym, co zrobiła ostatnio.
    —  To dobrze —  mruknęła tylko, idąc wreszcie za dziewczynami.
    I nagle usłyszała jakiś szmer. Zamarła i obejrzała się przez ramię, ale w świątyni nie było nikogo, oprócz nich. Wydawało ci się, powiedziała sobie, przykładając rękę do piersi. Jej serce biło jak oszalałe. To pewnie tylko wiatr.
    Już odwracała się z powrotem w stronę dziewczyn, kiedy Stace zapytała:
    —  Co to? Słyszycie to?
    Dealla zatrzymała się i rozejrzała, marszcząc brwi.
    —  Co masz na… Och. Faktycznie, słyszę. Czekajcie.
    Skrzywiła się jeszcze bardziej i zamknęła oczy. Po chwili otworzyła je i odetchnęła.
    —  Ktoś płacze. Tędy.
    Anella wciąż trzymała się z tyłu, co jakiś czas spoglądając przez ramię. Nadal słyszała ten dźwięk, teraz już wyraźniej. To niewątpliwie był płacz. Ale czyj?
    Chwilę później poznała odpowiedź na to pytanie —  w tylnej części świątyni z sufitu zawaliły się jakieś belki, przykrywając kogoś. Sądząc po rozmiarach tej osoby, a także po rozpaczliwym płaczu, było to dziecko. Anella zatrzymała się, oczy jej zwilgotniały. Co robić?, pomyślała.
    —  Ojej —  szepnęła Dealla. —  Pomóżcie mi. Zabierzcie te belki.
    Stace natychmiast wzięła się do roboty, Anella dołączyła do niej po chwili. Kilka minut później chłopczyk został uwolniony —  z płaczem wczepił się w koszulę Dealli. Dziewczyna objęła go delikatnie i ze zmartwieniem spojrzała na jego nogę. Gdyby nie to, że wyginała się pod nienaturalnym kątem, można by pomyśleć, że dziecku nic się nie stało.
    Chłopiec nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat.
    Anella, zagubiona, spojrzała na Stace, która zacisnęła usta w cienką linię.
    —  Nie możesz czegoś z tym zrobić? —  zwróciła się do Dealli.
    —  Próbuję. —  Dziewczyna znów zamknęła oczy i skupiła się. —  No dalej, mały —  szepnęła, kołysząc się lekko. —  Pozwól sobie pomóc.
    Chłopczyk nagle przestał płakać. Rozejrzał się dookoła szeroko otwartymi zielonymi oczami. Drżącą nieco dłonią otarł łzy i spojrzał zdziwiony na własną nogę, a potem na Deallę. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do niego.
    —  Już lepiej?
    Chłopiec pokiwał głową.
    —  Stace, weźmiesz go? Musimy zanieść go do szpitala.
    Stace bez problemów wzięła chłopca na ręce. Dealla podniosła się i otrzepała, kiedy Anella przyglądała się scenie bez zrozumienia. Co się właśnie stało?
    —  Co… Co zrobiłaś? —  wydusiła wreszcie.
    Dealla posłała jej szeroki uśmiech.
    —  Magia Jednostkowa —  wyjaśniła. —  Potrafi zdziałać cuda.
*
    Większość następnego dnia Anella spędziła na rozmyślaniu. W pracy zachowywała się, jakby była nieobecna i Steen chyba to zauważył, ale nic nie powiedział. Trochę żałowała tego —  chciałaby z kimś porozmawiać o dręczących ją dylematach, ale nie wiedziała, z kim. Czy w Oreall był ktoś, kto zrozumiałby ją? Wątpiła. Wszyscy zdawali się tutaj akceptować magię i traktować ją jako codzienność… Zlekceważyliby problemy dziewczyny.
    Dlatego Anella odetchnęła z ulgą, kiedy Ean wreszcie zjawił się w bibliotece. Przyszedł tylko na chwilę, wspomniał coś o tym, że ciągle ma pracę, ale Anella i tak odciągnęła go na bok, czując się trochę winna. Musiała jednak z nim porozmawiać. Wspomniała mu o tym.
    —  Hm? Co jest, coś się stało? —  Ean przyjrzał się jej uważnie.
    Poczerwieniała.
    —  Nie, ja tylko… —  Och, wyduś to z siebie wreszcie! Ean nie ma czasu na twoje bzdury, jest zajęty! —  Chciałam tylko powiedzieć, że chciałabym spróbować nauczyć się używać magii. —  Wbiła wzrok we własne stopy.
    Ean przez chwilę nic nie mówił. Z obawą zerknęła na niego i zobaczyła jego szeroki uśmiech.
    —  To świetnie! Naprawdę! Mogę zapytać, skąd ta zmiana?
    Anella przestąpiła z nogi na nogę.
    —  Po prostu… Zobaczyłam wczoraj, że magia może być wykorzystywana do czegoś dobrego. Że może nie jest taka zła. Chciałabym chociaż spróbować jej użyć. W dobrych celach.
    Ean poklepał ją po ramieniu.
    —  Nawet nie wiesz, jak się cieszę. I dobrze się składa, że mówisz to teraz, bo chciałbym, żebyś kogoś poznała. Kogoś, kto będzie mógł ci bardzo pomóc. 

----------------------------------
Krótki rozdział, ale nie mam siły na napisanie czegoś dłuższego - pochłonęło mnie Camp NaNo, które w dodatku idzie mi... średnio. Wczoraj udało mi się nadrobić prawie 4 tysiące słów, ale dzisiaj jeszcze nic nie napisałam ;D Przynajmniej nie dla opowiadania, którym na czas NaNo się zajmuję ;D 

W następnym czasie - nadal POV Anelli, ale pojawi się postać doskonale znana starym czytelnikom :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony