sobota, 14 kwietnia 2018

Miasto Magii - Rozdział XVIII „Evas”

 Ean wyjaśnił jej:
    — Każdy, kto zdecyduje się na kontynuację treningu magicznego, przechodzi go z kimś, kto ma ten sam rodzaj magii. Ja mogę tylko nauczyć cię teorii. Do praktyki, prawdziwej praktyki, będziesz potrzebowała innego Manipulatora.
    To się Anelli niezbyt spodobało. Chciała uczyć się z Eanem — lubiła go, zarówno jako znajomego, jak i nauczyciela. Poza tym, nie chciała poznawać nikogo nowego. To tylko kolejne źródło stresu.
    Ean zauważył jej niemrawy wyraz twarzy i uśmiechnął się pokrzepiająco.
    — Nie martw się — powiedział. — Nie będzie tak źle. Evas jest nieco… trudny w obyciu, ale to najsilniejszy mag, jakiego mamy. Mam też wrażenie, że się dogadacie — pod pewnymi względami jesteście do siebie bardzo podobni. 
    Anella wciąż nie była przekonana, ale wolała się nie kłócić.
    — W porządku — mruknęła tylko, wbijając wzrok w podłogę.
    Ean zaśmiał się lekko.
    — Muszę już iść, ale wyślę Evasowi wiadomość, żeby tu przyszedł. Raczej nie zaczniecie dzisiaj treningu, ale przynajmniej będziesz mogła go poznać. Zaczekaj tu na niego.
    Czekała więc, próbując się nie denerwować. Steen siedział przy swoim biurku, notując coś i Anella opanowała chęć, by zacząć wypytywać go o tego całego Evasa. Nie chciała mu przeszkadzać i irytować go swoją obecnością —  już i tak nadwyrężała jego życzliwość, przebywając w bibliotece po zakończeniu pracy. Tolerował jej obecność, zapewne ze względu na Eana.
    Żeby się nie zamartwiać, Anella próbowała czytać. Zaszyła się w kąciku czytelniczym. Książkę o historii magii już skończyła, wzięła się więc za historię Miasta Magii. Informacje w niej zawarte znacznie różniły się od tego, czego uczono jej w domu, ale nawet jej to nie zdziwiło. Powoli przyzwyczajała się do tego, że całe jej dotychczasowe życie było kłamstwem.
    Jedną z informacji, która ją najbardziej zaskoczyła, było to, że Oreall istniało jeszcze przed Upadkiem Henreta. Zawsze sądziła, że miasto założyła Galla, wykorzystując w ten sposób łaskę otrzymaną od Stworzycielki.
    Ktoś nagle zapukał donośnie i Anella wzdrygnęła się, niemal upuszczając książkę. Usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi i wita się ze Steenem. Sądząc po głosie, był to jakiś młody chłopak. Anella zamarła, a jej serce przyspieszyło. Czy to Evas?
    Jeśli to był on, to wyglądał zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała. Przede wszystkim, był niski, może podobnego wzrostu do niej. Cechowała go szczupła sylwetka i blada skóra, a także duże, ciemne oczy, którymi niepewnie spoglądał na dziewczynę. Jego najbardziej charakterystyczną cechą niewątpliwie były długie, jasne włosy, sięgające mu niemal do pasa.
    Mógł być w wieku Anelli, a nawet młodszy. Zaczerwienił się nieco i zająknął, kiedy powiedział:
    — Cześć? Ty jesteś Anella? —  Miał północny akcent.
    Dziewczyna skinęła głową, wciąż nieco wytrącona z równowagi.
    — A ty… Evas?
    — Tak. —  Wszedł na podwyższenie i usiadł naprzeciwko niej. Nie patrzył jej w twarz, wbijał wzrok w stół, dlatego skorzystała z okazji, żeby lepiej mu się przyjrzeć.
    Jego zadarty nos, oprócz kilku złocistych piegów, zdobiła podłużna blizna, blada i prawie już zagojona. Chłopak miał delikatne, niemal dziewczęce rysy twarzy i był po prostu… ładny.
    Zawstydzona swoją myślą, Anella spuściła wzrok, czując jak na jej policzki wpływają rumieńce.
    — Ean mówi, że mam cię trenować — wypalił Evas.
    — Mi też tak mówił... — przyznała Anella z zawahaniem. — Powiedział, że on nie będzie w stanie nauczyć mnie praktyki, tylko teorii…
    Evas westchnął z irytacją.
    —  Świetnie —  mruknął pod nosem. —  Mam nadzieję, że wie, że nie jestem pieprzoną niańką. Mam inne rzeczy na głowie, niż bawienie się w nauczyciela.
    Anella spuściła wzrok. Jest trudny w obyciu, przypomniała sobie słowa Eana. Chyba rozumiała, co miał na myśli.
    — Przepraszam — powiedziała, kuląc się nieco. — Mogę… mogę z nim porozmawiać, powiedzieć mu, że to zły pomysł… — Nie chciała, żeby ten chłopak był na nią wściekły.
    Evas machnął ręką.
    — Daj spokój. Jak Ean już coś postanowił, to nic mu nie wybije tego pomysłu z głowy. Będę musiał się tobą zająć, czy tego chcę, czy nie.
    Przez chwilę siedzieli w niezręcznej ciszy. Anella próbowała wymyślić coś, o czym mogłaby zagadać, żeby ją przerwać, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wreszcie jednak to Evas się odezwał:
    — Ean powiedział, że masz problemy z magią. Z zaakceptowaniem jej, czy coś takiego.
    Dziewczyna wzruszyła ramionami.
    —  Tak… Tak, mam problem — przyznała, zerkając na niego z obawą.
    Evas spojrzał na nią, w jego ciemnoniebieskich oczach zabłyszczało coś przypominające wyzwanie. Niemal się wzdrygnęła.
    —  Uważasz, że jest zła, nie? —  Nie czekał na jej odpowiedź. Prychnął. —  Typowa Północna. Wszyscy tam szczacie w gacie na samo wspomnienie o magii.
    —  Ty… Nie jesteś z północy? —  Głos jej lekko zadrżał. Wyglądał, jakby był, w dodatku mówił z tamtejszym akcentem, tak jak ona.
    Evas przewrócił oczami.
    —  Jestem, ale to nie znaczy, że muszę być też idiotą i wierzyć we wszystko, co mi gadają.
    Skuliła się i spuściła wzrok, czując jak w jej oczach wzbierają łzy. Ostre słowa, pomyślała, przygryzając wargę. Dlaczego Ean myślał, że się dogadamy? On jest okropny.
    —  Tylko nie becz. —  Evas złagodniał trochę i w jego głos wkradła się niepewność. —  Mówię po prostu prawdę. Tam na północy ludzie to idioci. Wierzą, że magia to najgorsze, co może spotkać człowieka. Ale wiesz, co ci powiem? —  Nachylił się ku niej. —  Bez magii byłbym niczym. Niczym —  powtórzył. —  Więc nie waż mi się mówić, że magia to coś złego.
    Przełknęła ślinę i pokiwała gwałtownie głową. Wyraz jego oczu przerażał ją.
    —  Rozumiesz? To dobrze. Z czymś jeszcze masz problem?
    —  Ja… —  Zawahała się. Co powinna odpowiedzieć? Że jego wywód zupełnie jej nie pomógł? Że tylko ją wystraszył? Nie, nie mogła. —  Po prostu się boję —  wyszeptała. —  Nie tylko magii, wszystkiego.
    —  Wszystkiego?
    —  Tak.
    Jestem głupia, pomyślała. Po co to mówiłam? Tylko się zbłaźniłam, teraz będzie się ze mnie naśmiewał. Powinna była siedzieć cicho. Powinna była…
    —  Ja też —  Evas przerwał jej wewnętrzny wywód. Nie patrzył na nią, odchylał się na krześle, krzyżując ręce na piersi. — Głównie ludzi. Ale magia mi pomaga. Za każdym razem, kiedy czuję, że wpadam w panikę, przypominam sobie, że jestem od nich silniejszy. Silniejszy od wszystkich. W Oreall nie ma potężniejszego maga ode mnie. Myślę sobie, że nie mogą mi nic zrobić. Że jeśli tylko spróbują, zabiję ich —  powiedział z zaskakujących chłodem i spojrzał jej prosto w oczy. —  Tak jest łatwiej. Znaczy… —  urwał i zawahał się. —  Znaczy, no, tak… Jak mam kontrolę nad sytuacją, to się nie boję.
    Czy to dlatego Ean chciał, żeby Evas ją uczył? Anella rozumiała, o co chodziło chłopakowi, ale wątpiła, by potrafiła myśleć tak samo. Ona nigdy nie będzie w stanie kogokolwiek zabić ani nawet zagrozić mu śmiercią. Przecież nawet nie odczuwała nienawiści!
    I wtedy pomyślała o swoim bracie, o Theamie. O tym zdrajcy. Odruchowo zacisnęła dłonie w pięści. Nie, pomyślała. Jest jedna osoba, której nienawidzę. Chcę, żeby zapłacił za to, co zrobił. Jak by się poczuł, gdyby nagle zjawiła się przed nim, władając magią i skrzywdziłaby go? Zemściłaby się za to, co zrobił jej rodzinie, zasługiwał na to… Ale nie. Nie potrafiłaby tego zrobić.
    Co nie zmieniało faktu, że myślenie o tym było zaskakująco przyjemne.
    Jestem złą osobą, uświadomiła sobie Anella. Mogę sobie wmawiać, że jest inaczej, ale taka jest prawda.     —  Magia nie jest zła —  Evas odezwał się ponownie. —  Można ją wykorzystywać do robienia złych rzeczy, ale sama w sobie jest tylko narzędziem. Czy coś w tym stylu. —  Wzruszył ramionami. —  Ale pewnie gówno ci to pomoże, skoro i tak już stwierdziłaś, że magia jest zła.
    —  Ja nie… —  Odchrząknęła. —  Nie uważam, że magia jest zła. —  Dealla przecież użyła magii, żeby ulżyć cierpieniom tego chłopca. Zrobiła coś dobrego. —  Po prostu… Sama nie wiem —  mruknęła.
    —  Jak nie wiesz, to ci nie pomogę. —  Evas wstał. —  Zastanów się i jak zdecydujesz, co chcesz ze sobą zrobić, to przyjdź jutro na Leśną dwadzieścia. Mieszkanie piąte. Tylko żebyś nie była za wcześnie.
    Anella odprowadziła go wzrokiem i westchnęła. Co miała myśleć o tym całym spotkaniu? Evas niewątpliwie był dziwny i trochę przerażający. Czy na pewno mógł jej pomóc? Poważnie w to wątpiła, ale zamierzała przynajmniej spróbować. Nie miała nic do stracenia.

*
    Kiedy wyszła z biblioteki, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Anella szybkim krokiem przemierzyła plac, chcąc zdążyć do mieszkania przed zmrokiem. Niezbyt się rozglądała i zapewne dlatego niemal na kogoś wpadła.
    Zatrzymała się gwałtownie.
    —  Przepraszam! —  wykrztusiła. —  Bardzo przepraszam!
    —  W porządku, nic się nie stało —  odparł znajomy głos.
    Anella aż sama zdziwiła się, jak bardzo ucieszyła się na widok tej dawno niewidzianej twarzy.
    —  Sander! Dobry wieczór!
    —  Cześć, Anella! Dawno się nie widzieliśmy, ponoć pracujesz w bibliotece?
    —  Tak.
    Sander uśmiechał się szeroko.
    —  Idziesz do domu? Odprowadzić cię?
    Zawahała się. Nie powinna wracać z obcym mężczyzną do domu, ale Sander uśmiechał się tak pięknie i niewinnie… Ciężko byłoby mu odmówić.
    —  Jeśli chcesz… —  odparła. —  A ty czym się zajmujesz? —  Nie pamiętała, czy już jej to mówił i czuła się przez to trochę głupio.
    Sander wzruszył ramionami.
    —  A różnymi sprawami. Głównie to jestem tu kucharzem, pracuję w „Kuchni Nemaih”, wiesz, gdzie to? No właśnie, to moje główne zajęcie. Czasami też grywam w różnych barach.
    —  Na czym grasz? —  zainteresowała się.
    —  Na gitarze. Musisz kiedyś przyjść i posłuchać.
    —  Chętnie. —  Uśmiechnęła się lekko. —  Jak tylko będę miała wolną chwilę.
    Szli spokojnym, powolnym krokiem, rozmawiając. Słońce już dawno zaszło, kiedy stanęli przed wejściem do kamienicy Anelli, co dziewczyna przyjęła z niemałym zawodem. Naprawdę dobrze rozmawiało jej się z Sandrem, nie chciała tego przerywać. Mogłaby zaprosić go na górę, ale… Nie. Jeszcze pomyślałby coś nieodpowiedniego. Poza tym, pewnie miał coś do zrobienia, a ona tylko zajmowała jego czas.
    —  Do zobaczenia? —  powiedziała niepewnie.
   — Wpadnę cię kiedyś odwiedzić, obiecuję. — Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu. —  Może polecisz mi jakąś ciekawą książkę, czy coś. Cześć! — Pomachał jej na pożegnanie i odszedł.
    Sander nie wydaje się zły, pomyślała Anella, wchodząc po schodach. A przecież jest magiem. On, Dealla, Ean… I cała reszta też. Nawet ten nieznajomy mężczyzna, którego zaatakowała. Żadne z nich nie przypominało magów z opowieści.
    Myliłam się, myślała już później, kładąc się do łóżka. Oni wszyscy się mylili. Magowie naprawdę nie są źli.
 
--------------------------
 
EVAS!!! Wybaczcie, po prostu cieszę się, że się wreszcie pojawił, nawet jeśli na krótką chwilę. W następnym rozdziale będzie go więcej ;D
Ale nie wiem, kiedy ten następny rozdział będzie. Może nawet dopiero w maju, bo naprawdę powinnam zająć się teraz swoim opkiem na Camp NaNo (jestem jakieś 5 tysięcy słów do tyłu...), a nie MM. Ale to się jeszcze zobaczy ;D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony