niedziela, 17 czerwca 2018

Miasto Magii - Rozdział XXIV „Podejrzany”

    Gillen zdziwił się bardzo, kiedy obudził się rano i zobaczył w kuchni błyszczący magion. Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że była to wiadomość od Eana i to nadana całkiem niedawno. Przecież mężczyzna zazwyczaj nie wstawał tak wcześnie, wszyscy o tym wiedzieli.
    Zgodnie z prośbą zawartą w wiadomości, Gillen ruszył do biblioteki. Nie miał nic innego do roboty —  po ostatnich wydarzeniach, Ean odebrał mu pracę strażnika bramy. Z pewnością miał na myśli jego dobro, jednak Gillen nie potrafił nie czuć żalu. Teraz był bezużyteczny.
    Kiedy dotarł na plac Galli, usłyszał szybkie kroki, zbliżające się w jego stronę. Zanim zdążył się przestraszyć, ktoś zawołał jego imię:
    —  Gillen!
    Sander podbiegł do niego, szczerząc zęby w uśmiechu. Widząc to, Gillen rozpogodził się nieco.
    —  Cześć, Sander —  przywitał się. —  Co tu robisz tak wcześnie?
    Mężczyzna przeczesał palcami włosy —  były znacznie krótsze niż ostatnio, musiał je obciąć.
    —  Idę z dziewczynami na jakąś misję, mieliśmy się spotkać pod biblioteką. —  Ziewnął. —  Ale jeszcze ich nie widzę. Też idziesz?
    Jaką misję?, pomyślał Gillen. Z jakimi dziewczynami? Starał się nie czuć zazdrości, jednak kiepsko mu to wychodziło. Wymusił uśmiech.
    —  Nie… Chyba nie, nie wiem. Pan Ean chciał, żebym przyszedł do biblioteki z samego rana.
    —  Tak wcześnie? —  zdziwił się Sander. —  Może potrzebują zastępstwa za Anellę?
    Czyli ta nowa idzie na misję… Ciekawe. Co skłoniło Eana do wysłania kompletnego żółtodzioba za miasto? Gillen nie wiedział, ale nie zamierzał kwestionować decyzji mężczyzny.
    —  Zaczekam tutaj —  powiedział Sander, kiedy zatrzymali się przed schodami do biblioteki. Włożył ręce do kieszeni —  słońce dopiero wstało, wciąż panował lekki chłód. —  Idź, nie będę cię zatrzymywał.
    Gillen zawahał się. Z chęcią zostałby z nim, ale nie powinien kazać Eanowi czekać zbyt długo… Mogło chodzić o coś ważnego. Z bólem serca pożegnał się z Sandrem, życząc mu powodzenia i udał się do środka biblioteki.
    —  Jesteś już. —  Ean uśmiechnął się szeroko na jego widok. Choć na pierwszy rzut oka wydawał się pełen energii, Gillen bez trudu zauważył jego podkrążone oczy i nieuczesane włosy, które wyjątkowo nie zostały związane. —  Dzień dobry.
    —  Dzień dobry —  przywitał się niepewnie chłopak i przestąpił z nogi na nogę. —  Dlaczego pan mnie wezwał…?
    Ean machnął ręką.
    —  Zastawiamy pułapkę na Dannela i wolę cię mieć na oku. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
    Pewnie powinno mu to pochlebiać, ale Gillen poczuł się tylko zirytowany. Nie jestem małym dzieckiem, pomyślał. Umiem o siebie zadbać. Zaraz jednak przypomniał sobie wydarzenia sprzed kilku dni i zwątpił. Wtedy raczej sobie nie poradził. I to jeszcze z takim dzieciakiem, jak Fex… Co za wstyd.
    —  Rozumiem… —  mruknął, starając się nie okazywać po sobie niezadowolenia i ponosząc porażkę.
    Ean uśmiechnął się delikatnie.
    —  Chodź tutaj, mam coś dla ciebie.
    Gillen podszedł bliżej biurka, kiedy mężczyzna grzebał w jego szufladzie. Wreszcie coś z niej wyciągnął —  dwa przedmioty. Jednym z nich był flakonik z gęstym, przezroczystym płynem. Drugim —  rewolwer. Ean wręczył je zdumionemu chłopakowi.
    —  Żebyś nie był całkiem bezbronny —  wyjaśnił.
    Gillen przyjął je z wahaniem. Buteleczkę z płynem —  zapewne czystą magią —  ostrożnie schował do torby. Niepewnie przyjrzał się rewolwerowi.
    —  Nie umiem strzelać —  wyznał.
    —  Ja też nie. —  Ean uśmiechnął się rozbrajająco. —  Ale zawsze lepiej go mieć, prawda? Idź sobie usiądź, nie ma sensu, żebyś tak tu stał.
    Gillen skierował się w stronę sekcji czytelniczej i z zaskoczeniem odkrył, że ktoś tam już był. Evas siedział na jednym z foteli i chyba spał, częściowo położony na stole. Jego jasne włosy okalały jego głowę, przykrywając niemal pół stołu. Gillen przeszedł obok chłopaka na palcach, nie chcąc go obudzić i usiadł przy innym stole.
    Oczywiście, kiedy odłożył torbę na fotel, żeby ściągnąć kurtkę, ta zsunęła się na ziemię. Gillen zaklął pod nosem i zerknął w stronę Evasa, który poruszył się niespokojnie i uniósł głowę. Na widok Gillena, zmarszczył gniewnie brwi. W jego oczach, oprócz zmęczenia, pobłyskiwała także chęć mordu, sprawiając, że chłopaka aż przeszedł dreszcz.
    —  Przepraszam —  powiedział cicho.
    Evas prychnął i wyprostował się. Przeczesał włosy palcami, usiłując ułożyć je jakoś porządniej, bezskutecznie. Z niezadowoleniem spojrzał na Gillena.
    —  Co ty tu robisz? —  burknął i przeciągnął się.
    —  Pan Ean mnie wezwał —  wyjaśnił chłopak i wyciągnął z torby trzymający ciepło kubek z kawą. Wypił łyk i uśmiechnął się z zadowoleniem.
    Evas wbił wzrok w przedmiot.
    —  To kawa? —  zapytał.
    —  Tak.
    —  Czarna? Bez cukru i innych tych świństw?
    —  Tak…
    Evas wyciągnął rękę i zamachał nią ponaglająco. Gillen z wahaniem podał mu kubek. Nie chciał go jeszcze bardziej wściec.
    Evas wypił duży łyk i pokiwał głową.
    —  Dzięki. Teraz jest moja, zrób sobie nową.
    —  Ale…
    —  Obudziłeś mnie —  przerwał mu. —  Należy mi się.
    Gillen pokręcił głową i postanowił się nie kłócić. Nie miało to sensu.
    —  Co tu robisz? —  zapytał zamiast tego.
    —  Chciałem mieć go pod ręką, w razie gdyby coś się stało —  powiedział Ean, podchodząc do nich. Usiadł naprzeciwko Gillena i władował nogi na stół, krzyżując je w kostkach. —  Na przykład, gdyby zjawił się Dannel.
    Drzwi z mieszkania Steena otworzyły się, a zza nich wyłonił się sam bibliotekarz, niosąc naręcze magionów, ułożonych jeden na drugim. Widząc ich niebezpieczne chybotanie, Gillen nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zaraz spadną i roztrzaskają się. Steen jednak zdołał jakoś donieść je do stołu w całości.
    —  No i potrzebowałem też pomocy z tym. —  Ean machnął ręką w ich stronę. —  Do transportu. Dałem je tym, którzy wybierają się dalej, żeby mogli w razie czego szybko dotrzeć do miasta —  wyjaśnił.
    Steen zaczął rozkładać je na stole. Gillen nie czekał, aż poprosi o pomoc —  sam dołączył do mężczyzny. Wkrótce cały stół został przykryty magionami.
    —  Nie wystarczyłby jeden? —  zapytał Gillen, marszcząc brwi.
    Ean pokręcił głową.
    —  Magiony transportujące tworzy się parami. Do każdego z tych magionów przypisany jest tylko jeden, do którego można się przenieść. Nie można użyć jednego magionu i dzięki niemu przenosić się w dowolne miejsce.
    —  Magiony komunikacyjne takie nie są, prawda?
    —  Wykrywające magię też nie. Każdy z nich wymaga innej magii do stworzenia go. Umysłowej do komunikacyjnych, jednostkowej do transportujących i wiążącej do wykrywających.
    —  Wiążącej? —  Evas odezwał się niespodziewanie. Przyglądał się Eanowi bez zainteresowania, przymykając oczy ze zmęczenia.
    —  Tak. To wymarły już rodzaj magii, tylko Galla potrafi go używać.
    Evas przyglądał się przez chwilę Eanowi, mrużąc oczy, ale w końcu pokręcił głową i odwrócił wzrok, wbijając go w wielki magion wiszący na ścianie. Miał kształt Urthei —  w niektórych miejscach migały kropki. Wykrywał magię na obszarze całego kontynentu.
    — Wiecie, nie musicie tu tak siedzieć —  powiedział Ean. —  Idźcie się czymś zająć, poczytajcie coś. Tylko nie wychodźcie z biblioteki. Ja idę spać. —  Ziewnął i przeciągnął się. —  Naprawdę, żeby być na nogach o tej porze… Chyba całkiem już oszalałem. Obudźcie mnie, gdyby coś się działo.
    Evas odprowadził go trudnym do odczytania wzrokiem.
    —  Nienawidzę go —  burknął, krzyżując ręce na piersi.
    Gillen zaśmiał się i pokręcił głową. Zerknął na Steena —  bibliotekarz wzruszył ramionami.
    —  Róbcie, co chcecie. Tylko niczego nie zniszczcie.
    Jedno spojrzenie na Evasa wystarczyło, żeby domyślić się, że chłopak nie zamierza się nigdzie ruszył. Mimo wypitej kawy, wyglądał, jakby zaraz miał zasnąć, oczy same mu się zamykały. Gillen westchnął cicho i postanowił zostawić go samego. Obrócił się na pięcie i ruszył między regały.
    Nigdy nie był fanem czytania — czytał tylko to, co musiał. To, co mogło okazać się przydatne. W ostatnim czasie ograniczał się głównie do podręczników dla magów. Teraz jednak nie miał ochoty nawet na nie patrzeć. Sam ich widok przypominał mu, jak bardzo był bezużyteczny.
    Może mógłbym znaleźć coś o magii wiążącej, pomyślał. Żeby odblokować moją magię. Szybko jednak porzucił ten pomysł. Gdyby coś takiego istniało, Ean już dawno by to znalazł.
    Nie wiedział, czego właściwie szukać. Chciał po prostu mieć jakieś zajęcie, żeby nie zanudzić się na śmierć, gapiąc się w magiony. Dlatego też zaczął wybierać książki losowo, po jednej z każdego regału. Wybierał same cienkie tomy, ale już po chwili nazbierało się ich tyle, że ledwie był w stanie je utrzymać, postanowił więc wracać.
    Kiedy wrócił, okazało się, że Steen zdążył już gdzieś zniknąć. Evas dalej siedział na swoim miejscu —  jednak nie zasnął —  i tylko uniósł brwi na widok góry książek, którą Gillen postawił na stole. Chłopak postanowił zignorować go, a przynajmniej spróbować.
    Cholera, czuł się niepewnie w jego obecności. Nie byłoby problemu, gdyby Steen też tu był, ale mężczyzna dokądś wybył, zostawiając ich samych. Gillen miał nadzieję, że wróci szybko.
    Nie chodziło o to, że nie lubił Evasa. Wręcz przeciwnie — podziwiał go, w końcu wszyscy wiedzieli, jak świetnym magiem był. Ale jednocześnie nie mógł zaprzeczyć, że Evas był... Cóż, po prostu dziwny. Gillen sam nie wiedział, co o nim myśleć. Prawdę mówiąc, wolał nie myśleć o nim wcale.
    Zamiast tego zaczął przeglądać zgromadzone przez siebie książki. Dwie pierwsze natychmiast odłożył na bok — były to jakieś tanie romansidła, dostępne w każdej księgarni. Nie poświęcił im większej uwagi.
    Kiedy podniósł trzecią książeczkę, na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek rozbawienia. Szybko przejrzał jej strony, żeby upewnić się co do zawartości. Nie mógł się powstrzymać — zaśmiał się lekko. Poczuł na sobie wzrok Evasa.
    — Wiesz, że mają tu książkę poświęconą ziemniakom? — powiedział, pokazując mu okładkę.
Evas prychnął i przewrócił oczami, ale Gillen mógłby przysiąc, że kąciki jego ust niemal wygięły się w górę. Wyglądał niemal na rozbawionego, choć z nim nigdy nic nie wiadomo.
     Książka miała tytuł „150 faktów o ziemniakach” i była dokładnie o tym, o czym mówiła nazwa. Na każdej stronie widniała ilustracja ziemniaka i jakaś ciekawostka na jego temat. Lektura wydawała się bardziej obiecująca niż dwie poprzednie —  a przynajmniej zabawniejsza —  dlatego Gillen zaczął czytać. Nie było to coś, co mogłoby przydać mu się w przyszłości, lecz lepsze to niż nic.
    Nie wiedział, jak długo czytał, ale zbliżał się już do końca, kiedy Evas się odezwał:
    —  Wiesz, o co w tym wszystkim chodzi?
    Gillen spojrzał na niego i zamrugał zdezorientowany.
    —  O ziemniaki? —  powiedział głupio, a raczej zapytał, unosząc niepewnie książkę.
    Pożałował natychmiast, bo Evas zmarszczył gniewnie brwi. Tym razem w jego oczach nie było rozbawienia, jedynie irytacja. Jego ciemne oczy błyszczały niepokojąco.
    —  Nie pierdol i nie udawaj idioty —  warknął. —  Mówię o tej całej sprawie z tym więźniem. Kto to jest? Czemu Ean robi o nią takie zamieszanie?
    Gillen zbladł lekko i poczuł, jak pocą mu się dłonie.
    —  Ja… Nie jestem pewny, czy mogę powiedzieć… —  To chyba nie było żadną tajemnicą, w końcu Ean bez problemów mu to wszystko zdradził, jednak… Może istniał jakiś powód, dla którego Evas o tym nie wiedział?
    —  Gadaj, co wiesz —  przerwał mu Evas tonem nieznoszącym sprzeciwu. —  Nie musisz bać się Eana. Ja zrobię ci coś gorszego, jeśli mi nie powiesz.
    Gillen nie wątpił w jego słowa. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. A potem, drżącym głosem, zaczął opowiadać. Kiedy skończył, Evas odchylił się na swoim krześle i rozejrzał uważnie po bibliotece. Potem znów skierował swój wzrok na niego.
    — Wiesz, że to on, nie?
    Gillen zamrugał, nie nadążając.
    — Co?
    Evas skinął głową w stronę drzwi.
    — Ean. Ten, który zdradził Henreta.
    Gillen zawahał się i zastanowił. To... miało pewien sens. W końcu Ean wiedział o wszystkim, co się wydarzyło i wydawał się starszy, niż na to wyglądał. Gillen nigdy nie widział, żeby ten używał magii. To też mogło stanowić jakąś wskazówkę...
    Nie, zdecydował Gillen. To nie ma sensu. Przecież gdyby Ean naprawdę był więźniem, Galla nie pozwoliłaby zarządzać mu miastem. Zamknęłaby go w Szarej Wieży, tak samo, jak tego drugiego więźnia. Nie. To nie mógł być Ean.
    — Jesteś pewien? — zapytał Steen.
   Gillen wzdrygnął się gwałtownie, oglądając się przez ramię. Mężczyzna wyłonił się spomiędzy regałów, niosąc stertę książek. Odłożył je na swoim biurku i westchnął ciężko.
    — Bo ja mam jeszcze jednego kandydata. — Spojrzał w stronę Gillena, który poczuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy.
    — To nie ja! — zaprotestował słabo, czując, jakby miał zaraz zwymiotować. — Ja nie...
    Steen wzruszył ramionami.
    — Nie pamiętasz swojej przeszłości, tak przynajmniej twierdzisz. Jesteś potężnym magiem — zbyt potężnym jak na te czasy — a jednak nie możesz używać magii. Owszem, to możesz być ty. Albo Ean. Albo, prawdę mówiąc, każdy z nas, nawet ja. Dobrze wyszkolony Umysłowiec byłby w stanie zmienić wspomnienia każdego. Możemy więc skończyć z bezpodstawnymi oskarżeniami? — zapytał zaskakująco łagodnym tonem.
    Evas prychnął, ale pokiwał głową. Gillen wypuścił oddech, który nieświadomie wstrzymał. Czuł się, jakby miał zaraz zemdleć. To nie ja, pomyślał, ale nie było w tym pewność. To nie mogę być ja. Ani pan Ean. Po prostu nie.
    Korciło go, żeby powiedzieć, że to równie dobrze mógł być Evas, który swoimi oskarżeniami chciał odwrócić uwagę od tego, kim naprawdę jest. Ale nie odezwał się. Nie lubił się kłócić, szczególnie z kimś, kto mógłby go zabić w kilka sekund.
    Cisza, która zapadła, była najbardziej niezręczną, jaką Gillen kiedykolwiek doświadczył. Przerwał ją dopiero Ean, zamaszyście otwierając drzwi i radosnym głosem witając się ze wszystkimi.
    —  Co czytasz? —  zapytał, podchodząc do Gillena i pochylając się mu nad ramieniem. —  „150 faktów o ziemniakach”? Naprawdę? —  Roześmiał się i usiadł, kręcąc głową. —  Czego to ci ludzie nie wymyślą…
    —  Zaskakująco ciekawa lektura. —  Gillen uśmiechnął się.
    Ean pokiwał głową, a chłopak mu się przyjrzał. Czy Evas miał rację? Czy naprawdę był on tym, który zdradził Henreta? To znaczyłoby, że miałby ponad czterysta lat, a na pewno na tyle nie wyglądał. Owszem, potężni magowie starzeli się wolniej niż ci normalni, jednak Ean nigdy nie sprawiał wrażenia szczególnie silnego.
    Jeśli to nie on jest zdrajcą, pomyślał Gillen, to w takim razie ja nim jestem. Bo kto inny?
    Wcale mu się to nie podobało.
~
Przepraszam! Jestem głupia. Dodałam ten rozdział na Wattpada już ponad tydzień temu, ale zupełnie zapomniałam o wstawieniu go na bloga! Nie wiem, jakim cudem wyleciało mi to z głowy. Naprawdę przepraszam. To się więcej nie powtórzy, obiecuję.

Kolejny rozdział na dniach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony