sobota, 21 lipca 2018

Miasto Magii - Rozdział XXVIII „Oczekiwanie”

  Czas w bibliotece dłużył się niemiłosiernie. Spanie, siedząc na krześle i opierając się o stół okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Przez to Evasa bolały teraz plecy i kark.
  Nie narzekał jednak, choć miał na to ochotę. Z każda minutą krzesło, na którym siedział, stawało się coraz bardziej niewygodne, a Evasa stopa stukała o podłogę coraz szybciej.
  Niecierpliwił się. Chciałby, żeby to wszystko już się skończyło. Nie tylko oczekiwanie, ale też cała ta wojna z Dannelem. Miał nadzieję, że mężczyzna połknie przynętę i przybędzie do Oreall, najlepiej sam.
  Evas nie mógł doczekać się, kiedy wreszcie go zabije. Tym razem nie zawiedzie.
  Ean musiał zauważyć jego niecierpliwość, bo powiedział:
  — Przydałoby się, żeby ktoś zmienił Jovię przy pilnowaniu Bramy Głównej. Zajmiesz się tym?
  Evas skinął tylko głową. Wyjście z biblioteki z pewnością mu pomoże — tutaj dostawał już szału. Obecność Eana nie pomagała — mężczyzna zawsze działał mu na nerwy swoim tym fałszywie optymistycznym podejściem.
  — Idź z nim, Gillen. W razie, gdyby ktoś wrócił do miasta, wpuścisz go.
  Gillen skrzywił się niemal niezauważalnie, ale Evas skrycie odetchnął z ulgą. On sam nie wiedział, jak wpuszczać ludzi do miasta, ale wstydził się zapytać. Przecież nie mógł się przyznać do niewiedzy.
  — Chodźmy — powiedział i skierował się ku wyjściu, nie czekając.
  Na zewnątrz okazało się, że minęło znacznie więcej czasu niż przypuszczał. Zbliżał się wieczór, a z przesłoniętego ciemnymi chmurami nieba sączyła się lekka mżawka, od razu pogarszając nastrój Evasa. Chłód mu nie przeszkadzał, to deszczu nienawidził.
  — Nie możesz czegoś z tym zrobić? — mruknął Gillen, wskazując na niebo.
  Evas prychnął.
  — Chyba cię pojebało, jeśli myślisz, że będę marnował magię na taką głupotę. Wiesz, ile bym stracił, gdybym spróbował odepchnąć każdą kroplę deszczu?
  — Skąd niby mam wiedzieć? Nie mam magii, nie wiem, jak to jest.
  Jeśli liczył na jakieś wyrazy współczucia, to się przeliczył. Evas nie odpowiedział, tylko przyspieszył.
  Niemal przebiegli przez Plac Galli, chcąc znaleźć się pod dachem, zanim na dobre się rozpada, i dotarli do budynku Bramy Głównej. Zmienili siedzącą tam dziewczynę, której Evas nie znał osobiście, ale Gillen najwyraźniej tak, bo przywitała się z nim serdecznie. Chwilę potem już jej nie było.
  Evas natychmiast zajął zwolnione przez nią krzesło, pozostawiając Gillenowi dwie możliwości — podłogę albo stanie. Wybrał podłogę i ostrożnie usadowił się pod ścianą. Nieprzyjaznym wzrokiem zmierzył nogi Evasa, które ten władował na biurko, zostawiając zabłocone ślady.
  Evas nie przejął się tym. Jak nisko musiałby upaść, żeby obchodziła go opinia kogoś takiego jak Gillen?
  — Możesz je zdjąć? Tylko nabrudzisz.
  — Nie.
  Gillen westchnął ciężko, ale nie naciskał.
  Zapadła cisza, która ucieszyła Evasa. Nie lubił hałasu, szczególnie robionego przez innych ludzi. Ich też zresztą nie lubił. Irytowali go nawet, kiedy miał lepsze dni. Gdyby mógł, chętnie spędziłby swoje życie w odosobnieniu, jak jakiś pustelnik. Nie potrzebował przyjaciół do szczęścia, a przynajmniej tak próbował sobie wmówić. Nie zawsze mu się udawało.
  Korzystając z ciszy, Evas zamknął oczy. Drzemka wydawała mu się najlepszą opcją. Niestety, właśnie ten moment Gillen uznał za najlepszy na rozmowę.
  — Myślisz, że to, że Dannel zaatakował akurat teraz, to przypadek?
  Zirytowany Evas przewrócił oczami.
  — Nie wiem, czemu miałby to nie być przypadek?
  Znał Dannela dość dobrze, ale nie siedział w jego głowie. Jego sposób myślenia był czasami porąbany, nawet jak na standardy Evasa.
  — No wiesz… W Oreall nagle pojawia się nowy mag, Dannel atakuje kilka dni później, po tym, jak przez kilka miesięcy nie dawał znaku życia… To trochę podejrzane, nie sądzisz?
  Nowy mag w Oreall? Evas zmarszczył brwi.
  — Mówisz o Anelli?
  — No tak. Znasz ją, nie? Chyba widziałem was razem.
  Evas niemal parsknął śmiechem. Sam pomysł, że Anella mogła być jakimś szpiegiem Dannela wydawał mu się niedorzeczny.
  — Chyba nie znasz jej za dobrze, skoro tak mówisz. Anella musiałaby być naprawdę dobrą aktorką, jeśli faktycznie byłaby szpiegiem. Ta dziewczyna nie jest bardziej szkodliwa niż ty.
  — Nawet ty ją lubisz? Chyba owinęła sobie wokół palca każdego — ciebie, Sandra, pana Eana, Steena…
  Evas zmarszczył brwi.
  — Nie powiedziałem, że ją lubię. Nikt nie owinął mnie sobie wokół palca. I daj Anelli spokój, nie zrobiła nic złego.
  Nie był pewien, dlaczego jej bronił. Może dlatego, że w pewnym sensie go przypominała. On też był nieśmiały i obawiał się ludzi, ale lepiej sobie z tym radził. Chyba.
  Poza tym, była miła, a Evas miał słabość do miłych ludzi. Głównie dlatego, że byli po prostu... bezinteresownie mili. Nie wiedział, jak z nimi postępować, czuł się w ich obecności niezręcznie, bo nie mógł być w pełni sobą bez wyrzutów sumienia. Mimo to, zazwyczaj lubił ich bardziej niż innych.
  — Przepraszam — powiedział cicho Gillen. — Nie chciałem… — urwał. — Ale i tak będę miał na nią oko — dodał.
  Evas wzruszył ramionami. Nie obchodziło go, co robił Gillen.
  — Po prostu się zamknij — mruknął, krzyżując ręce na piersi.
  Zaczynał żałować, że nie został w bibliotece. Liczył na to, że z Gillenen będzie miał spokój, ale najwyraźniej się przeliczył.
  Gillen zachował ciszę tylko przez chwilę.
  — Myślisz, że… — I urwał. — Nieważne.
  To zirytowało Evasa.
  — Co znowu? — burknął. — Gadaj.
  — Ja tylko… Chciałem zapytać, czy zgadzasz się ze Steenem.
  — W czym niby miałbym się z nim zgadzać?
  — W tym, że to ja jestem tym, który zdradził Henreta i teraz ma fragment jego duszy.
  Ciągle go to gryzie?, pomyślał Evas, ale zastanowił się. Owszem, to mogła być prawda, wyjaśniałoby się wtedy wiele. Ale Evas wątpił, żeby to było takie proste. Cała ta sprawa była podejrzana.
  Evas był przekonany, że to nie Gillen, a Ean jest tym, który zdradził Henreta. Mężczyzna wiedział na ten temat zbyt wiele, żeby nie mieć z tym nic wspólnego... A poza tym, zawsze był taki tajemniczy i dziwny.
  — Nie wiem. Ean wydaje się bardziej prawdopodobnym kandydatem. W końcu skądś to wszystko wie, nie?
  — Może masz rację… — Gillen skulił się nieco, wciąż zmartwiony i nieprzekonany.
  Evas zmarszczył brwi. Nawet, gdyby to faktycznie Gillen był tym zdrajcą, czemu miałby się tym przejmować? Przecież nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie.
  — Czemu w ogóle się tym przejmujesz? — Nie rozumiał tego. — Jakie to ma teraz znaczenie?
  — Chciałbym po prostu wiedzieć, kim jestem. To wszystko.
  Evas przewrócił oczami. Skoro Gillen zamierzał zadręczać się głupotami, nie będzie mu w tym przeszkadzał. Poza tym, sam też trochę rozumiał, jak to jest, przejmować się czymś bez znaczenia.
  Powiedział jedynie:
  — Jesteś sobą i tylko to powinno cię obchodzić.
  Gillen prychnął.
  — Świetna rada, chyba sobie to gdzieś zapiszę. Nie jesteś w tym najlepszy, co?
  Evas zacisnął usta w cienką linię. Po prostu próbował być miły, ale jak zwykle mu się wyszło. Po co w ogóle się starał?
  — Przymknij się — mruknął tylko i obrócił się w stronę magionów.
  I zamarł.
  Na jednym z nich migały cztery kropki. Po kilku sekundach, jedna z nich zniknęła.
  — Co się dzieje? — zapytał Evas. Czyżby...? Jego serce przyspieszyło — z podekscytowania lub strachu, sam nie wiedział.
  Gillen zerwał się na równe nogi i podszedł bliżej. Oparł się o biurko i pochylił, nosem niemal dotykając magionu. Zamrugał.
  Przyłożył dążącego palca do największej z kropek i natychmiast go cofnął, jakby go to zabolało. Zbladł.
  — Mam nadzieję, że się mylę, ale to chyba jest magia Dannela. 

-----------------------------
Rozdział miał być wcześniej, ale nie miałam pomysłu na tytuł xd

Następny rozdział - Ean

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony