sobota, 28 lipca 2018

Miasto Magii - Rozdział XXIX „Kryjówka”

    Ean wysłuchał Gillena z kamiennym wyrazem twarzy, nie zdradzając niczym tego, co działo się w jego wnętrzu. Stwierdzić, że się niepokoił to niedopowiedzenie, ale nie mógł tego ukazać. Gillen wyglądał na śmiertelnie przerażonego.
    A Ean miał plan, który powinien zadziałać. Jedna jego część została już spełniona — Dannel był pod bramą Oreall. Teraz pozostawało jedynie go wpuścić i pozwolić Evasowi działać.
    Jedynie, prychnął Ean w myślach. Jakby to było takie proste. Dannel miał zakładników, czego Ean nie przewidział, a powinien był. Było już jednak za późno, żeby czegokolwiek żałować, musiał działać z tym, co miał.
   Pomyślał o Sandrze i jego nieco naiwnym, optymistycznym spojrzeniu na świat, o Anelli, nieśmiałej i zawsze przerażonej… I o biednej Dealli, tej młodej, sympatycznej dziewczynie, która zginęła przez jego głupotę. A potem natychmiast wyrzucił te myśli z głowy. To nie był czas na użalanie się nad sobą.
     Obecność zakładników nie zmieniała wiele. Musiał zaryzykować i kontynuować plan.
    — Dziękuję — powiedział do Gillena. — Steen zaprowadzi cię w bezpieczne miejsce. Lepiej, żebyś trzymał się od tego z daleka.
     — Nie mam nic przeciwko —  przyznał chłopak, obejmując się ramionami. — Evas
sobie poradzi, prawda?
    — Oczywiście. — Lepiej, żeby sobie poradził. Żeby tym razem się nie zawahał. — Steen, zaprowadzisz go? Ja wychodzę.
     Mężczyzna skinął sztywno głową, patrząc na niego ponuro. Znał jego plan i nie popierał go, choć przyznał wcześniej, że to najlepsze wyjście. Ean posłał mu pokrzepiający uśmiech i opuścił bibliotekę.  
    Słońce niedawno zaszło, jego miejsce zajął świecący jasno księżyc, wyglądający zza chmur. Niedawno musiało przestać padać, ulice wciąż pokrywały kałuże. Ean szedł szybko, nie mając czasu do stracenia. Nie mógł ryzykować, że Dannel zabije jeszcze jednego z zakładników.
    Do Szarej Wieży dotarł niemal biegnąc. Powitał pilnującą wejścia Sonhę skinieniem głowy i nakazał jej iść za sobą. Choć kobieta zazwyczaj zajmowała się sprawami administracyjnymi Oreall, w czasie zagrożenia potrafiła stanąć do walki.
    — Jak wygląda sytuacja? — zapytała. 
   — Niezbyt ciekawie — przyznał Ean. — Dannel pojawił się, zgodnie z planem, ale wziął zakładników. — Widząc zmartwienie w oczach kobiety, dodał: — Mavalii nie ma z nimi, nie martw się.
    — Wiem, moja siostra nie dałaby się tak łatwo złapać.
  Ean nie skomentował, że z Dannelem mogłaby nie mieć szans na ucieczkę. Nie chciał niepotrzebnie martwić Sonhy.
    — Jak tam nasz więzień? — zapytał, zmieniając temat.
    Sonha wzruszyła ramionami.
    — Czasem marudzi, ale głównie siedzi cicho. Wie, że powinien być wdzięczny za to, że żyje. Woli nas nie prowokować.
    — Jeśli dobrze się dzisiaj spisze, wypuszczę go na wolność.
Sonha skrzywiła się, ale nie kwestionowała tego. Zapewne nie tylko jej nie podobał się ten pomysł, ale Ean nie zamierzał trzymać dzieci w więzieniach. To było rozwiązanie tymczasowe.
    Sonha otworzyła drzwi do celi i ostrożnie zajrzała do środka. Ean trzymał się z tyłu. Wątpił, żeby więzień ich zaatakował, ale nie chciał niepotrzebnie się narażać. Szczególnie, że miał do czynienia z Jednostkowcem.
    — Zostań tam, gdzie jesteś — warknęła Sonha. — Jeden podejrzany ruch i już po tobie.
   Odczekała chwilę, a potem otworzyła szerzej drzwi i wpuściła Eana do środka.
   Fex siedział na skromnym, więziennym łóżku, z podkulonymi nogami. Wydawał się szczuplejszy niż wcześniej, a jego zielone oczy, spoglądające ze strachem, większe i bardziej wyłupiaste. Kiedy zobaczył Eana, zbladł nieco, choć w jego oczach zabłyszczała też nadzieja. Wyprostował się.
    — Pan Ean — powiedział drżącym głosem. — Dobry wieczór. Czy… Czy coś się stało? — Nawet nie próbował ukryć własnego strachu.
    Eanowi zrobiło się go szkoda. To był tylko dzieciak, piętnastoletni chłopiec, który popełnił w życiu kilka błędów. Nie zasługiwał na takie traktowanie, ale nie było innego wyjścia.
    — Będę potrzebował twojej pomocy — powiedział Ean łagodnie. — Pamiętasz, kiedy kazałem ci posłać Dannelowi wiadomość, że Evasa nie ma w mieście?
    Fex skinął głową.
    — Cóż, Dannel jest tutaj — kontynuował Ean. — Pod bramą Oreall. Chcę, żebyś go wpuścił.
    Fex pobladł tak bardzo, że Ean wystraszył się, że chłopak zaraz zemdleje.
    — Ale… Wpuścić go tutaj? Do Oreall?
    — Tak, dobrze usłyszałeś. Chcę, żebyś go wpuścił i zaprowadził w pewne miejsce. Powiesz mu, że Evasa tutaj nie ma. Że ja o niczym nie wiem. Rozumiesz?
    — T-tak — wyjąkał chłopak.    
    Ean zdawał sobie sprawę, jak wielkie ryzyko podejmuje. Fex mógł ich zdradzić. Albo zginąć, jeśli nie będzie wystarczająco przekonujący. Był też jednak najlepszą opcją. Jeśli uda mu się zaprowadzić Dannela w pułapkę, cała ta wojna zostanie zakończona. Nie było innego wyjścia.
    — Jeśli to zrobisz, jeśli ci się uda… Puszczę cię wolno — obiecał Ean. — Będziesz mógł zostać w Oreall lub odejść, sam zadecydujesz.
    Oby ta obietnica wystarczyła, żeby utrzymać go po ich stronie.
   Zostawił Sonhę z Fexem, każąc kobiecie objaśnić mu resztę i zaprowadzić chłopaka do Głównej Bramy. Sam miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia.
    Wspiął się po schodach na sam szczyt wieży, do dawnej celi Ellain. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko, ciesząc się z chwili samotności. Za kilka godzin może być już po wszystkim, pomyślał. Oby wszystko się udało. Było tyle niewiadomych, tyle rzeczy, których nie mógł przewidzieć, że równie dobrze wszystko mógł trafić szlag…
    Potrząsnął głową. To jeszcze nie był czas na zamartwianie się. Otrząsając się, podszedł do regału zastawionego książkami. Niektóre z nich były w dobrym stanie, inne padły ofiarami gniewu Ellain i ich kartki zostały podarte. Steen by się załamał, gdyby to zobaczył.
    Ean odrzucał książki niedbale na bok, dopóki nie znalazł tego, czego szukał. Niewielkich rozmiarów tomik wciśnięty był między dwa większe, pozostając niezauważalnym. Mężczyzna otworzył go na losowej stronie. Przeszedł go znajomy dreszcz.
    Ean uśmiechnął się. Kiedyś miał pewne obawy, czy umieszczanie tego w zasięgu Ellain było dobrym pomysłem, nawet jeśli tylko on mógł tego użyć. Książeczka stanowiła jednak zabezpieczenie — na wypadek, gdyby to on kiedyś z jakiegoś powodu został zamknięty w Szarej Wieży. Ostrożności nigdy za wiele.
   Ellain musiała ją znaleźć, z pewnością wyczuwała bijącą od niej magię. Może to dlatego zniszczyła inne książki — wyładowała na nich swoją frustrację, bo tej jednej nie mogła nic zrobić. 
    Stronice książki pokryto magią i to nie byle jaką, a Magią Wiążącą. Została ona przywiązana do magii Eana, czyniąc go jedyną osobą zdolną do używania jej. I wreszcie, lata później, dostał szansę, by to przetestować.
    Wyrwał z książeczki jedną stronę, odłożył tomik z powrotem między inne i podszedł do ściany naprzeciwko. Przyłożył kartkę do jej powierzchni i czekał. Przez chwilę nic się nie działo, zaczynał już obawiać się, że minęło zbyt dużo czasu.
    A potem wreszcie coś drgnęło, kartka zabłyszczała, a Eana przeszedł dreszcz. Magia płynęła pod jego palcami, kusząc go, choć nie mógł jej użyć. Nie należała do niego.
    Trochę to potrwało, ale wreszcie blask ze stronic przeszedł na ścianę, która podczas budowy wieży została potraktowana czystą magią w połączeniu z Magią Jednostkową. Razem, tworzyły przejście.
    Nie dało się go zobaczyć, ale kiedy blask ustał i Ean wyciągnął rękę, przeszła ona przez ścianę na wylot. Mężczyzna wzdrygnął się, czując chłód panujący po drugiej stronie muru. W zasadzie, nie była to nawet druga strona, a zupełnie inne miejsce, do którego dostać można się było tylko przez dwa przejścia, znajdujące się w wieży i w bibliotece.
    Prowadziły do podziemi Oreall.
   Ean wziął głęboki wdech i przeszedł przez ścianę. Natychmiast zmroził go chłód panujący po drugiej stronie. Mężczyzna zadrżał i objął się ramionami. Nie spodziewał się, że z tej strony będzie aż tak zimno. Nigdy wcześniej nie korzystał z tego przejścia.
    W powietrzu czuć było wilgoć, a pod stopami kałuże. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność, sprawiająca nieprzyjazne wrażenie. Mimo to, Ean ruszył przed siebie szybkim krokiem. Ciszę przerywały tylko jego buty, chlupiące przy przechodzeniu przez kałuże. Ean był całkiem pewien, że zupełnie mu przemokły.
    Po kilku minutach dotarł do końca ciemnego korytarza w dość brutalny sposób. Wpadł na ścianę, której w tych ciemnościach nie zauważył. Jęknął boleśnie i pomasował sobie czoło. Idiota, przeklął samego siebie w myślach.
    Wyciągnął z kieszeni kartkę i przyłożył ją do ściany. Odczekał kilka minut, podczas gdy przejście otwierało się. Kiedy tak się stało, nie tracił czasu — od razu przeskoczył na drugą stronę.
    Gwałtowny skok temperatury sprawił, że aż zakręciło mu się w głowie, odetchnął jednak z ulgą. Korytarz po drugiej stronie był znacznie przyjaźniejszy, choć panował w nim lekki półmrok. Ani śladu po wilgoci i kałużach. Jedyne światło dawały wysokie, sięgające sufitu kolumny. Ean nie wiedział, kto je wybudował — poprzedzały czasy Henreta, a może nawet i Galli. Oreall miało swoje tajemnice, nawet przed nim.
    Niewielu ludzi zdawało sobie sprawę z istnienia tego miejsca. Jeszcze poprzedniego dnia wiedzieli o nim tylko Ean i Steen. Teraz zaś mogło posłużyć za idealną kryjówkę, gdyby coś poszło nie tak i Evas przegrał z Dannelem.
    Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. W ścianach pomiędzy kolumnami znajdowały się drzwi. Ean szedł, odliczając i skierował się do dwudziestych piątych.
    Wnętrze przypominało magazyn i prawdopodobnie kiedyś mogło nim być. Teraz znajdowało się w nim mnóstwo drewnianych pudeł, a także kilka metalowych. Oświetlał je kamienny blok, znajdujący się na jego środku. Ean nie odkrył jeszcze znaczenia tego wszystkiego.
    Tam, jak się spodziewał, czekał na niego Steen.
    — Widzisz? — Ean zwrócił się do niego i rozłożył teatralnie ramiona. — Wróciłem. Cały i zdrowy, tak jak…
    Urwał, kiedy Steen podszedł do niego i objął mocno, niemal odbierając mu oddech. Tego Ean się nie spodziewał. Zaśmiał się i poklepał go po plecach, a potem odsunął się.
    — Aż tak się o mnie martwiłeś? To urocze. I niepotrzebne. Potrafię o siebie zadbać.
    Steen przewrócił oczami.
    — Uwierzę ci, jeśli dasz mi ku temu jakiś powód. — Spoważniał. — I co? Wszystko załatwione?
    — Myślę, że tak. Gdzie reszta?
   Już wcześniej tego dnia nakazał ewakuację niemagicznych mieszkańców Oreall, a także tych niezdolnych do walki.
    — Zaprowadziłem ich w przytulniejsze miejsce. To nie jest odpowiednie dla dzieciaków — odparł Steen. — Co teraz robimy?
    Ean westchnął ciężko. Teraz przyszedł czas na najgorszą część planu.
    — Teraz? Teraz czekamy.

-------------------------------------------
Czytelnicy poprzedniej wersji z pewnością zauważą spore zmiany, które zaszły w tym rozdziale, bo zmieniło się niemal wszystko ^^

Następny rozdział - Balla

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony