wtorek, 4 września 2018

Miasto Magii - Rozdział XXXIII „Pomoc”

    Dannel zignorował wszystkie ataki Anelli, powodując jeszcze większą frustrację dziewczyny. W jej żyłach gotował się gniew. Chciała krzyczeć, zmusić Dannela, żeby spojrzał jej w twarz i odpowiedział za to, co zrobił.
    „Zabiłeś moją przyjaciółkę. Walcz ze mną! Zapłać za swoje czyny, potworze!” — chciała wykrzyczeć, ale nie potrafiła. Gdy spróbowała się odezwać, głos jej się złamał i zamilkła. Brzmiała żałośnie.
    Nie czuła się tak, jak bohaterki książek, które czytała — one zawsze wiedziały, co zrobić, żeby zwrócić uwagę złoczyńcy, jakich użyć słów, jak go pokonać. W porównaniu z nimi była niczym.
    Na chwilę obecną musiało to jednak wystarczyć.
    Ciemność wokół nich zaczęła się pogłębiać, nawet niewyraźne zarysy budynków zostały przez nią pochłonięte, a z nieba zniknęły gwiazdy i księżyc. Anella bardzo chciałaby wierzyć, że zostały po prostu zasłonięte przez chmury, ale nie była tak głupia.
Ta ciemność nie była naturalna.
Jedynym światłem był jasny punkt po drugiej stronie rzeki, ale i on zniknął po kilku sekundach.
— Czyli tam się ukrywa — powiedział cicho Dannel. — Dobrze. Sarutt, zaprowadź mnie do niego. A ty zajmij się nimi, Fex.
Odszedł. Anella nie widziała tego, ale słyszała jego kroki, niemal zagłuszone przez szaleńcze bicie jej serca. Miała nadzieję, że Sarutt zaprowadzi Dannela prosto do rzeki i ten potwór się w niej utopi.
Przez chwilę stali w zupełnej ciszy, podczas gdy Dannel i Sarutt oddalali się. Przez ciemność, która nagle zapadła, Anella straciła wolę walki, czując się mała i przytłoczona.
Ale otrząsnęła się, kiedy tylko odezwał się Fex:
— Musicie uciekać — powiedział niemal szeptem. — Teraz macie szansę.
Tak, pomyślała Anella. Powinniśmy uciekać. Ale zamiast tego, powiedziała:
— Nie, nie możemy.
— Anella… — Sander brzmiał prawie błagalnie. Delikatnie dotknął jej ramienia. — Powinniśmy iść. Nic tutaj nie zdziałamy.
— No właśnie — przytaknął Fex.
Anella zacisnęła dłonie w pięści.
— Musimy pomóc Evasowi.
— Evas sobie poradzi! — Fex niemal podniósł głos, ale chyba powstrzymał się w ostatniej chwili. — Jest silny, silniejszy niż wy. Będziecie mu tylko przeszkadzać.
Może i miał rację, ale Anelli i tak nie podobał się pomysł zostawienia Evasa samemu sobie. Każda pomoc mogła mu się przydać.
Sander milczał przez chwilę, a potem się odezwał:
— Kiedy ostatnio Evas i Dannel walczyli, Evas prawie zginął… Ja, tak jakby, uratowałem mu życie — brzmiał na zakłopotanego. — Gdyby nie to, że wtrąciłem się do ich walki, pewnie by już nie żył…
Anella nie przypominała sobie, by wcześniej o tym mówił. To do niego pasowało — nie lubił się chwalić swoimi osiągnięciami, nawet jeśli chodziło o uratowanie komuś życia.
— W takim razie chodźmy — szepnęła. W ciemnościach odnalazła dłoń Sandra i ścisnęła ją lekko. — Proszę?
— Dobra. — Usłyszała uśmiech w jego głosie. — Chodźmy go uratować.
Fex jęknął.
— To samobójstwo! On was zabije, powinniście uciekać…! — Prychnął. — Róbcie, co chcecie. Nie moja wina, jak dacie się zabić.
— Musisz iść z nami — powiedziała Anella. — Proszę. Musisz zaprowadzić nas do Dannela. Nie musisz walczyć. Po prostu zaprowadź nas tam.
Wciąż nie miała pojęcia, jak będą walczyć w tej absolutnej ciemności. Jakoś damy radę, pomyślała. Najwyżej zginiemy.
Fex jeszcze przez chwilę protestował, a potem zgodził się tak nagle, że Anella zaczęła zastanawiać się, czy czasem nie chciał ich zdradzić. Albo zaprowadzić jak najdalej od Dannela.
A może to po prostu Sander użył na nim swojej magii.
To okropne, co robimy, uświadomiła sobie. Powinna czuć się z tym źle, ale to nie był na to czas. Dopiero, kiedy Dannel zginie, pozwoli sobie, żeby dopadły ją wyrzuty sumienia. Gdyby pozwoliła im na to teraz, całkiem by się załamała.
To wszystko dla Dealli, pomyślała, ruszając za Fexem. Pomszczę ją.
Wokół nich panowała cisza, miasto zdawało się całkowicie opustoszałe. Gdzie podziali się wszyscy ludzie?, zastanawiała się Anella. Zapewne się ukryli, kiedy pojawiła się ta przerażająca ciemność — ona zrobiłaby to samo, gdyby nie znajdowała się w samym jej środku.
Słyszała tylko kroki swoje i swoich towarzyszy, a także szum rzeki, gdy przechodzili po moście. Poczuła mdłości, kiedy wyobraziła sobie, jak stawia źle jeden krok i wpada do zimnej, nieprzyjaznej wody. Trzymała się tak blisko Fexa, że niemal deptała mu po piętach.
Nagle gdzieś przed nimi, w tej ciemności, rozbłysło jasne światło. Anella przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła, odkryła, że znów mogła widzieć świat dookoła. Wciąż było ciemno, ale teraz potrafiła rozróżnić kontury budynków. Jasne światło nie zgasło, oświetlając dwie postaci.
Evas i Dannel.
Anella obserwowała ich walkę, czując, jak serce podchodzi jej do gardła. Co robić, jak mu pomóc? Nie miała pojęcia — nagle przejął ją strach, że zrobi coś nie tak, że przez przypadek skrzywdzi Evasa, a nie Dannela…
Odetchnęła głęboko, mruganiem odpędzając łzy, które stanęły jej w oczach. W porządku, w porządku. Dasz radę, powiedziała sobie. Po prostu coś zrób. Nie stój bezczynnie.
Zdeterminowana, żeby zrobić cokolwiek, spojrzała w stronę Dannela i Evasa i wtedy stało się coś dziwnego. Mężczyzna osunął się na kolana. Z tej odległości wyglądał, jakby się dusił. Chwilę potem to samo dopadło Evasa.
— O nie — wyszeptał Sander. — Niedobrze. Evas manipuluje powietrzem. Zabije się, jeśli nie przestanie.
Anella zamarła. Manipulacja powietrzem? Coś takiego w ogóle było możliwe?
Zginą, pomyślała. Obaj zginą. I choć chciała śmierci Dannela, nie mogła pozwolić, by Evas poświęcił siebie w tym celu. Nie. To byłoby… złe. Nie można wymagać od nikogo poświęceń. Znów poczuła ochotę do płaczu.
Podeszła kilka kroków bliżej, nawet się nad tym nie zastanawiając. Sander próbował ją powstrzymać, ale strząsnęła jego dłoń ze swojego ramienia. Zamknęła oczy i sięgnęła do powietrza. Udało jej się to z zaskakującą łatwością.   
Odepchnęła jego część w stronę walczących i przez chwilę była pewna, że jej się udało. A potem nagle straciła kontrolę, powietrze rozproszyło się i uciekło. Anella upadła na kolana, desperacko próbując przywołać choć odrobinę — płuca płonęły jej żywym ogniem, twarz robiła się coraz bardziej sina. Przez przerażającą chwilę Anella była pewna, że to już koniec.
I wtedy usłyszała głos dobiegający z daleka: „Wycofaj się. Puść powietrze, bo zginiesz.” Nie wiedziała, czy to były jej myśli, czy ktoś do niej mówił, czy może to Sander użył swojej magii.
Skupiła się, choć wiele ją to kosztowało i puściła. Powietrze natychmiast wróciło na swoje miejsce, a Anella osunęła się na bruk, oddychając ciężko. Gardło drapało ją tak bardzo, że wątpiła, czy jeszcze kiedykolwiek zdoła coś przełknąć.
Sander podbiegł do niej i pomógł jej się podnieść. Stanęła na drżących nogach i pozwoliła, by ją przytulił.
— Wszystko w porządku?
Pokiwała głową, niezdolna się odezwać.
— Chodźmy stąd. — Mężczyzna pociągnął ją delikatnie za sobą.
— Nie… Musimy… — Anella jęknęła. Mówienie bolało. — Evas…
Obejrzała się przez ramię, w porę, żeby zobaczyć, jak chłopak upada pod ciosem Dannela.
— Nie! — Nie miała nawet siły krzyknąć, ale i tak rzuciła się w tamtą stronę.
Sander powstrzymał ją, prawdopodobnie znów ratując jej życie.
— Teraz ja spróbuję — powiedział łagodnie.
Pokiwała głową i pociągnęła nosem. Łzy rozmazywały obraz przed jej oczami. Evas, pomyślała. Nie może być martwy. On żyje, prawda? Czuła się jak głupie małe dziecko, potrzebujące zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
Dannel stał nad Evasem. Zdawał się tylko wpatrywać w jego nieprzytomne ciało — a może Evas już nie żył? Mężczyzna nie poruszał się przez dłuższą chwilę. Co robił? Czy Sander coś mu zrobił? Anella miała nadzieję, że tak. I że to bolało.
Wreszcie pozwoliła, żeby Sander ją odciągnął. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony