piątek, 28 września 2018

Miasto Magii - Rozdział XXXV „Rozpacz”

To tylko sen, pomyślała Anella, bo przecież nie mogła być to rzeczywistość. Czuła się, jakby śniła. Wokół niej panował chaos, ludzie mówili coś, ale nie rozumiała ich słów. Ktoś okrył ją kocem, ktoś dał jej coś do picia, ale ona nadal miała wrażenie, jakby wcale jej tam nie było.
Może umarła. Lepiej byłoby, gdyby umarła.
Ledwo pamiętała, co działo się po walce z Dannelem. Sander odciągnął ją stamtąd, cały czas coś mówiąc, ale do niej nie docierały jego słowa, przed oczami wciąż miała bezwładne ciało Evasa i Dannela stojącego nad nim. Sander zaciągnął ją do biblioteki, gdzie ktoś (Steen?), na nich czekał. Bibliotekarz zaprowadził ich do piwnicy, a potem było jakieś przejście, długi korytarz i…
I znalazła się tutaj. W tym śmierdzącym stęchlizną pomieszczeniu, na niewygodnej kanapie, z setką ludzi dookoła. Słyszała płacz, słyszała śmiech i zwyczajne rozmowy, ale nic nie mogło przywrócić jej do rzeczywistości.
Ktoś kucnął przed nią i delikatnie położył dłonie na jej kolanach. Niemal nie poczuła jego dotyku. Mówił coś, spokojnym, kojącym głosem. Zmusiła się, żeby nieobecny wzrok skupić na jego twarzy. Ean.
— Anello? Słyszysz mnie? Rozumiesz, co do ciebie mówię? Zamrugaj, jeśli nie możesz mówić.
Przez chwilę wpatrywała się w jego oczy nieprzytomnie, a potem mrugnęła. Mężczyzna odetchnął.
— Dobrze. Świetnie. Czujesz się już lepiej? Może chcesz się położyć? Albo pobyć chwilę sama?
Nie. Nie. Nie mogła zostać sama, nie mogła, wtedy wszystko by do niej wróciło, przypomniałaby sobie, co stało się z Deallą i Evasem, że oni nie żyli i…
Ean musiał wyczytać z jej twarzy, o czym myślała.
— W porządku, w porządku — powtórzył cicho, biorąc jej dłoń i ściskając ją lekko. — Będę przy tobie, dobrze? Nie zostawię cię.
— Co się jej stało? — zapytał ktoś. — Uderzyła się w głowę?
— Nie, to tylko szok — odparł Ean, nie odrywając wzroku od jej twarzy. — Przejdzie jej. Mam nadzieję — dodał ciszej, ale Anella i tak to usłyszała.
Zaczynało docierać do niej coraz więcej i wcale jej się to nie podobało. Musiała
wydać jakiś dźwięk, bo nagle Ean siedział obok niej i obejmował ją ramionami, gładząc delikatnie po plecach.
— Cii… Już dobrze, już dobrze… Jesteś bezpieczna, wszystko będzie dobrze.
— Nie — jęknęła, choć bardziej przypominało to skrzek. Ukryła twarz w jego ramieniu.
Chciała objąć go mocniej. Chciała też powiedzieć mu, żeby się odpieprzył, jak niewątpliwie zrobiłby Evas…
Evas…   
Znów jęknęła. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
— Zobaczysz — powiedział cicho Ean. — Byliśmy już w o wiele gorszych sytuacjach i wychodziliśmy z nich cało. Teraz też tak będzie.
— Ale oni nie żyją. Dealla i Evas.
Biedna Dealla, która niczym nie zasłużyła sobie na śmierć. Biedna Dealla, która była tak bezinteresownie miła, która od razu potraktowała ją jak przyjaciółkę, która była od niej młodsza i miała jeszcze całe życie przed sobą… Dlaczego to akurat ona musiała zginąć? Dlaczego Dannel nie mógł wybrać mnie?
Wolałaby być martwa.
— Może mogę jakoś pomóc? — zapytał ktoś i tym razem Anella rozpoznała ten głos. Sander.
Tak, pomyślała. Sander naprawdę mógłby jej pomóc. Użyłby swojej magii, żeby poczuła się lepiej. To był świetny pomysł i już otwierała usta, żeby wyrazić zgodę, kiedy Ean powiedział:
— Nie. Doceniam twoje chęci, Sander, ale lepiej, żeby poradziła sobie z tym sama. Twoja magia nie będzie działać na nią wiecznie.
Rozumiała, co miał na myśli, mimo to jakaś jej część znienawidziła go za to. Anella odsunęła się od niego, wciąż nieco drżąc i otarła twarz z łez. Nawet nie wiedziała, że płakała.
Nie spojrzała na Sandra, już i tak była wystarczająco upokorzona, że widział ją w takim stanie.
— Proszę — powiedziała, patrząc Eanowi prosto w oczy.
Mężczyzna pokręcił lekko głową.
— To twoja decyzja, więc jeśli tego chcesz, Sander może to zrobić. Ale zastanów się, czy warto. Potem będziesz się czuła jeszcze gorzej. Wierz mi, mówię z doświadczenia. — Uśmiechnął się słabo.
Anella pokiwała głową i przygryzła wargę, wbijając wzrok w swoje dłonie. Miała na nich krew, dopiero teraz ją zauważyła. Do kogo należała? Do niej? Nie pamiętała, żeby została ranna, dlatego przyjrzała się im dokładniej. Pokrywały je niewielkie rozcięcia, skóra popękała w kilku miejscach. Nawet nie czuła bólu. Przez chwilę Anella nie wiedziała, skąd wzięły się te rany, a potem przypomniała sobie…
Niewidoczna ściana utworzona przez Dannela, żeby ją uwięzić. Anella przypomniała sobie, jak desperacko uderzała w nią pięściami — wystarczająco mocno, by popękała jej skóra — kiedy ten potwór zabijał Deallę…
Przypomniała sobie krew na bruku i bezwładne ciało dziewczyny, z twarzą tak zmiażdżoną, że aż nierozpoznawalną…
Anella zgięła się wpół, gdy żołądek podszedł jej do gardła, ale udało jej się powstrzymać wymioty. Ean ostrożnie dotknął jej pleców.
— W porządku? Chciałabyś, żeby obejrzał cię lekarz?
— Nie — wydyszała, ciągle mając przed oczami te okropne obrazy. Krew Dealli, jej bezwładne ciało, uśmiech Dannela… Bezsilność. Krew na jej dłoniach. — Muszę… — Co musiała? — Muszę… Umyć dłonie.
Może gdyby pozbyła się z nich krwi, byłoby jej łatwiej o tym wszystkim zapomnieć.
— Zaprowadzę ją — zaoferował Sander i Ean nie zaprotestował.
Anella wstała i na drżących nogach wyszła z Sandrem na korytarz. Mężczyzna obejmował ją ramieniem i, w innych okolicznościach, taka bliskość z pewnością by ją zawstydziła. Teraz jednak była jej potrzebna, inaczej Anella chyba rozpadłaby się na kawałki jak uderzona kamieniem szyba.
Anella po raz pierwszy przyjrzała się dziwnemu korytarzowi. Był skąpany w niemal całkowitej ciemności, jedyne, nikłe światło dawały wysokie kolumny, ciągnące się bez końca w górę. Mimo wywołującego dreszcze wyglądu, panowało tu dziwnie kojące ciepło.
— Co to za miejsce? — szepnęła Anella, czując, że musi mówić cicho.
— Nie mam pojęcia — odparł Sander zupełnie swobodnie. — Jesteśmy chyba gdzieś pod ziemią. Zapytaj pana Eana, on będzie wiedział. Tędy.
Zaprowadził ją do sąsiednich drzwi.
Pomieszczenie było ciemniejsze niż korytarz, oświetlało je tylko jedno światło, umieszczone w kamiennym suficie. Również ściany i podłogę zbudowano z kamienia, teraz pokrytego wilgocią. Anella stawiała kroki ostrożnie, starając się nie poślizgnąć. Na środku pomieszczenia znajdował się olbrzymi basen, wypełniony po brzegi wodą.
— Nie ma tu bieżącej wody — powiedział Sander. — Wszystko bierzemy stąd. Pan Ean mówi, że są jeszcze dwa takie pomieszczenia. Ale i tak powinniśmy oszczędzać.
— Czy ta woda jest zdatna do użytku? — Anella przyjrzała się jej z wątpliwością.
Sander wzruszył ramionami.
— Pan Ean mówi, że jest w porządku.
W takim razie chyba musimy mu zaufać, pomyślała Anella, wciąż niezbyt przekonana.
Sander puścił ją, chwycił metalowe naczynie leżące przy drzwiach i nabrał do niego wody. Podał je Anelli, która opłukała zakrwawione dłonie i, po chwili wahania, wytarła je w spódnicę, która i tak była już brudna.
Sander delikatnie wziął jej dłoń i przyjrzał się jej.
— Boli?
— Nie — odparła, rumieniąc się. Chyba wreszcie odzyskała przytomność umysłu na tyle, żeby poczuć zawstydzenie. — To nic takiego. — Zwalczyła chęć, żeby wyrwać dłoń z jego uścisku.
Sander uśmiechnął się.
— To dobrze.
— A… A tobie nic nie jest? — Czemu wcześniej o to nie zapytała? Była taką egoistką, przejmowała się tylko sobą!
— Nie, nic mi się nie stało. Trochę boli mnie noga, ale Siella ją obejrzała i powiedziała, że to tylko stłuczenie.
Anella odetchnęła z ulgą. Gdyby coś stało się Sandrowi… Wolała o tym nie myśleć. Straciła już dwie osoby, które lubiła. Deallę zaczynała uważać za przyjaciółkę. Evas, mimo ciężkiej osobowości, również nie był taki zły. Ale oni odeszli. Zostali jej tylko Sander i Ean, a nawet nie mogła mieć pewności, że przeżyją najbliższe dni.
— Anella… — Sander zawahał się. — Wydaje mi się, że Evas mógł przeżyć — wypalił nagle.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, kompletnie nie spodziewała się tych słów.
— Jak?
— Próbowałem powstrzymać Dannela, żeby go nie zabijał, użyłem na nim trochę magii. No wiesz, przypomniałem mu, że kiedyś byli przyjaciółmi i tak dalej. Przez chwilę działało.
Anella bała się mieć nadzieję.
— I… myślisz, że twoja magia nadal na niego działa?
Sander pokręcił głową z żalem.
— Nie, jesteśmy za daleko. Straciłem z nim połączenie zaraz po tym, jak tu przeszliśmy. Ale może się udało. Mam nadzieję.
Może podziałało na tyle długo, żeby Evas zdążył odzyskać przytomność. Może żył. Może już dawno pokonał Dannela i zastanawiał się, gdzie oni wszyscy się podziali. Pewnie się wściekał.
Anella uśmiechnęła się słabo, ale do oczu napłynęły jej łzy. Nie mogła tak myśleć. Nie mogła pozwolić sobie nawet na odrobinę nadziei, bo rozczarowanie zabiłoby ją, tego była pewna.
— Ja też mam nadzieję — powiedziała cicho, spuszczając wzrok. — Możemy… już iść?
Zawsze unikała tłumów, wolała ciszę i spokój, ale teraz doprowadzało ją to do szaleństwa. Potrzebowała ludzi dookoła, słyszeć ich rozmowy. Nie chciała być sama. Poza tym, to pomieszczenie sprawiało upiorne wrażenie.
Wyszli na korytarz i wtedy Anella zamarła. Coś było nie tak. Nie potrafiła stwierdzić jednak co. Coś jakby unosiło się w powietrzu, jakiś szmer, głos, woń… Sander też zamarł i zesztywniał.
— Co…
— Też to czujesz? — szepnęła Anella i zadrżała, choć nie było zimno. Objęła się ramionami i spojrzała w ciemny, niekończący się korytarz.
Coś tam jest, pomyślała. Nie zbliżało się, ale dziewczyna miała wrażenie, że próbowało ją przyciągnąć. Serce biło jej coraz szybciej, jakby zaraz miało wyskoczyć z jej piersi, zaczynało kręcić jej się w głowie…
— Magia — powiedziała, nagle rozumiejąc. — To magia, prawda? — Ale jeśli faktycznie była to magia, Anella nigdy wcześniej takiej nie czuła.  
— Nie wiem. — Sander zacisnął dłoń na jej ramieniu. — Chodźmy.
Drzwi po drugiej stronie korytarza otworzyły się. Anella wydała zduszony okrzyk i cofnęła się gwałtownie.
Serce Anelli zatrzymało się, kiedy zobaczyła, kto wychodzi z pomieszczenia naprzeciwko. O nie.
— Sander, Anella, cześć. Nie wiedziałam, że już wróciliście. Gdzie Dea?
Stace, przyjaciółka Dealli. Ona nie wie, uświadomiła sobie Anella i jej oczy mimowolnie wypełniły się łzami. Myśli, że Dealla wróciła z nami. Czemu nikt jej nie powiedział?
Anella i Sander wymienili spojrzenia. Nie chciała tego mówić. Nie chciała uświadamiać Stace, że jej przyjaciółka nie żyje. Ledwo potrafiła o tym myśleć, nie przeszłoby jej to przez gardło. Znów by się załamała.
Sander, na szczęście, uratował ją od tego nieprzyjemnego zadania.
— Ona… Wpadliśmy na Dannela. Próbowaliśmy mu uciec, ale… — Pokręcił głową. — Nie udało jej się. Tak mi przykro.
Anella pierwszy raz słyszała, żeby mówił z takim smutkiem. Spuściła wzrok i dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na Stace. Dziewczyna pobladła wyraźnie.
— Nie żyje?
Anella skinęła głową i skuliła się odruchowo. Czy Stace znienawidzi ją za to, że nie zdołała jej uratować? Nie winiłaby jej za to, przecież sama siebie też nienawidziła.
— Dannel ją zabił?
— Tak.
— Pieprzony skurwysyn — szepnęła Stace i zamknęła oczy. Wzięła kilka głębokich wdechów. — Gdzie jest jej ciało?
Sander i Anella spojrzeli po sobie. Dziewczyna pomyślała o ciele Dealli, wciąż leżącym pod murami Oreall i przeszedł ją dreszcz. Czy ktoś je znalazł? Co z nim zrobił? Nawet nie chciała myśleć, co mogliby zrobić ludzie z ciałem maga.
Stace wpatrywała się w nich uważnie.
— Nie mieliśmy jak jej pochować — przyznał Sander. — Musieliśmy ją zostawić w Eluteanie.
Stace pokiwała głową i zacisnęła usta tak mocno, że aż zbielały jej wargi.
— W porządku… W porządku, odzyskamy je. Porozmawiam z Eanem. Zapewnimy jej należyty pochówek. — Gdyby nie to, że przy ostatnim słowie zadrżał jej głos, wydawałaby się całkowicie opanowana.
I tak dobrze się trzymała. Anella znała Deallę znacznie krócej niż ona, a przeżyła jej śmierć o wiele dotkliwiej. Może po prostu była słaba. Sander przecież też nie wyglądał na załamanego, wydawał się tylko trochę przygnębiony. Jak oni to robią?, zastanawiała się dziewczyna. Jak mogą tak żyć? Zazdrościła im.
Stace pewnym krokiem skierowała się do pokoi, w których siedzieli wszyscy, Sander i Anella podążyli za nią.
Anella po raz pierwszy przyjrzała się ich kryjówce — wcześniej była zbyt pochłonięta własnym załamaniem nerwowym, żeby to zrobić. Pomieszczenie było duże, rozmiarami większe od mieszkania Anelli i, pomimo kamiennych ścian i podłogi, panowało w nim przyjemne ciepło. Na podłodze leżały dziesiątki materacy, a na każdym z nich siedziały co najmniej dwie osoby. Starą kanapę, stojącą pośrodku, również obsiedli ludzie, niemal siedząc na sobie.
Było ciasno, ale Stace bez problemu utorowała sobie drogę do Eana, który stał przy drzwiach po przeciwnej stronie pomieszczenia i rozmawiał ze Steenem i jakąś wysoką, chudą kobietą.
Anella nie podeszła bliżej. To Stace powinna się tym zająć, pomyślała. Ja nie mam prawa się wtrącać. Czy w ogóle mogła nazywać siebie przyjaciółką Dealli? Stace z pewnością nie pozwoliłaby jej tak zginąć, a przynajmniej pomściłaby jej śmierć.
Anella nie zrobiła nic i zaczynało jej to ciążyć coraz bardziej.

 -----------------------------------------

Rozdział o tydzień spóźniony, nie będę wymyślać żadnych wymówek, powiem tylko, że bardzo nie chciało mi się go poprawiać xd
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony