piątek, 5 października 2018

Miasto Magii - Rozdział XXXVI „Kobieta w pokoju”

    Gillen bardzo się starał, żeby nie pokazywać po sobie, jak bardzo irytowało go, że musiał siedzieć z dzieciakami. Nie chodziło o dzieci same w sobie — one akurat mu nie przeszkadzały — ale sam fakt, że musiał ukrywać się razem z nimi, był uwłaczający.
Gillen zawsze czuł się bezużyteczny, a teraz nawet Ean przestał udawać, że taki nie był. Owszem, dał mu rewolwer, ale nawet nie pokazał mu, jak z niego strzelać. Gillen musiał nauczyć się tego od jednego z niemagicznych, a i tak nie wychodziło mu najlepiej.
A potem Ean skierował go tutaj, do jednego z pomieszczeń pełnego dzieci. Niektóre były magami, inne niemagicznymi, w każdym wieku — od niemowląt po prawie dwudziestolatków. Ean nie pozwalał walczyć nikomu, kto nie ukończył dwudziestego roku życia, niezależnie od jego siły.
Gillen nie znał swojej daty urodzenia, ale był pewien, że dwudziestkę już dawno miał za sobą. Był potężnym magiem, równie dobrze mógłby mieć już sto lat. Ale Ean nie chciał tego słuchać, stwierdził, że to nie miało znaczenia i odesłał Gillena.
Wyglądało na to, że obawiał się o jego bezpieczeństwo bardziej, niż o wszystkich innych, nawet Steena. Co to znaczyło? Gillen bał się o tym myśleć. To mogło mieć coś wspólnego z duszą Henreta, która mogła być zamknięta gdzieś w jego ciele… Naprawdę nie chciał się nad tym zastanawiać. Evas powiedział mu, żeby się tym nie przejmował, ale co taki Evas mógł wiedzieć? Poza tym, on już nie żył, więc to, co kiedyś mówił, już się nie liczyło.
To była najgorsza wiadomość tego dnia — informacja o porażce Evasa. Wcześniej nastroje nie były takie złe, ale kiedy pojawili się Sander i ta nowa, Anella, przekazując wszystkim złe wieści, atmosfera gwałtownie pogorszyła się.
Gillen dziwnie czuł się ze świadomością, że wszyscy zginą — zabici przez Dannela i jego ludzi, lub uwięzieni tutaj, gdy skończą im się zapasy. Dziwnie i bezużytecznie. Nie chciał walczyć, nie spieszyło mu się do umierania, ale nie podobało mu się takie bezczynne siedzenie.
Nie tylko jemu. Słyszał narzekania wokół siebie. Niektórzy sądzili, że nadawali się do walki, w końcu byli niewiele młodsi od Evasa. Gillen nawet nie próbował zrozumieć, czemu tak palili się do walk.
Zamiast tego postanowił cieszyć się tym, że Sander żył. Pojawił się tylko na chwilę, razem ze Stace i Anellą, żeby przekazać wieści, a potem odszedł, zostawiając dziewczyny. Żadna z nich nie miała jeszcze dwudziestki, a poza tym, Stace zajmowała się dzieciakami, więc powinny siedzieć tutaj, a nie w „centrum dowodzenia”, jak zaczęto nazywać drugi zestaw identycznych pokoi.  
Wieść o śmierci Dealli, która towarzyszyła w misji Sandrowi i Anelli, rozeszła się szybko i dotarła do Gillena zaledwie po kilku minutach.
Czyli zginął ktoś jeszcze, pomyślał chłopak z żalem. Znał Deallę, choć niezbyt dobrze. Zawsze wydawała się taka miła. Nie zasługiwała na śmierć.
Gillen wbił wzrok w Anellę. Dziewczyna siedziała na skraju jednego z materaców, skulona i owinięta kocem. Wpatrywała się w podłogę pustym wzrokiem i przedstawiała sobą obraz prawdziwego nieszczęścia. Ale Gillen tego nie kupował.
To nie mógł być zbieg okoliczności. Dannel zaatakował zaraz po tym, jak Anella przybyła do Oreall, a teraz jakimś cudem grupa wysłana na bezpieczną misję wpada na niego i ginie jedna osoba… Coś tu śmierdziało, a Gillen najwyraźniej był jedynym, który to czuł.
Czy Eanowi przyszło do głowy, że Anella mogła być zdrajczynią? Że mogła szpiegować dla Dannela? Zapewne tak, przecież mężczyzna nie był głupi. Ale mógł być zaślepiony. Zdawał się bardzo lubić Anellę. Albo tylko udawał, żeby zmylić jej czujność.
Gillen sam już nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Może się mylił — miał nadzieję, że się mylił. Anella faktycznie wydawała się nieszkodliwa, jak powiedział Evas, ale wszystkie te zbiegi okoliczności wskazywały na jej połączenie z Dannelem.
A może po prostu jestem zazdrosny, pomyślał z niezadowoleniem Gillen. Tylko ślepiec nie zauważyłby, że ta Sander i ta dziewczyna mieli się ku sobie. Ale jeśli faktycznie chodziło tylko o zazdrość, to Gillen byłby jeszcze bardziej żałosny, niż mu się wydawało.
A czy to ważne, czemu jestem podejrzliwy?, Gillen prychnął w myślach, jakby kłócił się sam ze sobą. Z tą dziewczyną jest coś nie tak. Musiał porozmawiać o tym z Eanem.
Wstał i utorował sobie drogę do wyjścia, uważając, żeby nie zdeptać żadnego z pałętających się wokół dzieci. Zatrzymali go strażnicy przy drzwiach. Obaj byli niemagicznymi, ale ze swoimi strzelbami wyglądali groźnie.
— Dokąd idziesz? — zapytał jeden z nich, ten, który wcześniej pokazywał Gillenowi, jak się strzela.
— Muszę porozmawiać z panem Eanem.
— Nie powinieneś mu przeszkadzać. Czy to coś ważnego?
Gillen zawahał się i skinął głową.
— Tak.
Strażnicy przepuścili go i Gillen wyszedł na korytarz. Nie lubił tego miejsca, przyprawiało go o ciarki. Za każdym razem, kiedy tędy przechodził, czuł się, jakby ktoś go obserwował. W tych ciemnościach mogło ukrywać się wszystko…
Szybko przeszedł do „centrum dowodzenia”, nie rozglądając się na boki.
Wewnątrz panował nie mniejszy gwar niż w kryjówce dzieciaków, ale przynajmniej nikt nie kręcił się pod nogami, ryzykując, że zostanie zdeptany. Eana nigdzie nie było widać, ale Gillen wypatrzył Sandra. Zawahał się i podszedł do niego. 
    — Cześć — powiedział. — Dobrze widzieć cię żywego. Słyszałem, co się stało.
Sander uśmiechnął się smutno, co zupełnie do niego nie pasowało.
— Tak… Biedna Dealla, nie zasłużyła na to.
Korciło go, żeby wypytać, co dokładnie się stało, ale tego nie zrobił. Nie chciał jeszcze bardziej psuć humoru Sandra, każąc mu rozpamiętywać te niewątpliwie strasznie chwile, a poza tym wydawało mu się to niezbyt taktowne.
Westchnął.
— To straszne, co się stało. I chyba pokazuje, że Dannel niezbyt się zmienił i dalej jest gotów pozabijać nas, żeby osiągnąć cel. — Pokręcił głową. — Ale cieszę się, że tobie nic nie jest.
Sander podrapał się w tył głowy i uśmiechnął z zakłopotaniem.
— Tak, chyba znowu miałem szczęście. — Znowu, bo już kiedyś, kilka miesięcy temu, kiedy Dannel się zbuntował, Sander stanął do walki z nim i przeżył bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. — Albo jestem niezniszczalny. — Zaśmiał się, ale bez większego humoru.
Gillen uśmiechnął się blado.
— Mam nadzieję.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, ale Eana nadal nigdzie nie było widać. W końcu Gillen zapytał o niego Sandra.
— Wyszedł gdzieś ze Steenem i Ajsią — odparł mężczyzna. — Minąłem się z nimi w drzwiach.
Świetnie, pomyślał Gillen, z niezadowoleniem krzyżując ręce na piersi. Teraz musiał sobie gdzieś pójść, kiedy ja muszę z nim porozmawiać. Nie powinien tak myśleć, Ean z pewnością robił coś ważnego, ale Gillen chciał mieć już to z głowy. Może gdyby podzielił się z nim swoimi podejrzeniami, przestałyby go tak dręczyć.
— Coś się stało?
Gillen pokręcił głową.
— Nie, chciałem tylko o czymś z nim porozmawiać, ale skoro go tu nie ma i chyba nieprędko wróci…
— Możemy go poszukać — zasugerował Sander. — To coś ważnego?
Gillen zawahał się. Może powinien powiedzieć Sandrowi o swoich podejrzeniach, ostrzec go, żeby był ostrożny przy Anelli, ale obawiał się, że zabrzmi to po prostu, jakby był zazdrosny.
— Nie, nie, to tylko taka głupota… Naprawdę, nic, czym musiałbyś się przejmować — dodał, widząc, że Sander otwiera usta, by zacząć go wypytywać. — To może zaczekać.
Albo i nie. Jeśli miał rację i Anella faktycznie była zdrajczynią, równie dobrze mogła już poinformować Dannela i właśnie w tym momencie mógł on zmierzać do ich kryjówki, gotów ich wszystkich pozabijać… Gillena aż przeszedł dreszcz, kiedy chłopak wyobraził sobie tą masakrę.
Musiał porozmawiać z Eanem jak najszybciej, żeby uspokoić swój niepokój.
Kto będzie wiedział, gdzie on jest?, zastanowił się, rozglądając się po pokoju. Jego wzrok padł na Nemaih, żonę Ajsii, rudowłosą kobietę siedzącą na kanapie. Ona będzie wiedzieć, uznał i podszedł do niej. Ajsia musiała jej powiedzieć, gdzie idą.
— Poszli przygotować jeszcze jeden zestaw pokoi — powiedziała Nemaih, kiedy ją o to zapytał. — W końcu trochę tu tłoczno.
Gillen nie mógł się nie zgodzić. Jeszcze jeden zestaw pokoi z pewnością się przyda. Chłopak podziękował kobiecie za pomoc i wrócił do Sandra.
— Poszli przygotować jeszcze jeden pokój — wyjaśnił mu, zanim mężczyzna zdążył zapytać. — I dobrze. Przyda nam się.
— Idziemy ich poszukać?
Gillen zawahał się. Nie uśmiechała mu się perspektywa wychodzenia w ten ciemny, przyprawiający o dreszcze korytarz, ale musiał znaleźć Eana i porozmawiać z nim jak najszybciej.
— Chyba nie mamy wyjścia…
Sander pokiwał głową i zamknął oczy.
— Poczekaj — powiedział.
Przez chwilę Gillen nie rozumiał, o co chodziło, ale domyślił się po skupionym wyrazie twarzy Sandra. Komunikował się z Eanem za pomocą magii umysłowej. Chłopak skrzywił się. Magia. Tak bardzo ułatwiała życie. Dlaczego wciąż nie mógł jej używać? Co było z nim nie tak? I dlaczego zawsze musiał o tym myśleć, kiedy ktoś przy nim z niej korzystał?
Często zastanawiał się, jakim typem maga był. Manipulatorem jak Evas, Twórcą jak Dannel, Umysłowcem jak Ean i Sander, a może Jednostkowcem, jak ten irytujący dzieciak, Fex? Pewnie nigdy się tego nie dowie…
— Piąte drzwi po prawej — powiedział nagle Sander, wyrywając go z zamyślenia. — Tak powiedział pan Ean. Powiedział, że możemy przyjść, jeśli chcemy, bo przyda im się pomoc.
— No to chodźmy.
Piąte drzwi po prawej, pomyślał Gillen, wychodząc na korytarz. Na szczęście, nie było to za daleko, zaledwie kilkanaście kroków stąd. I dobrze, bo chłopakowi nie uśmiechała się perspektywa spacerowania tym mrocznym korytarzem.
Chłopak pozwolił, by Sander poszedł przodem. Mężczyzna uszedł zaledwie kilka kroków i zatrzymał się nagle. Gillenowi serce podskoczyło do gardła.
— Słyszysz to? — wyszeptał Sander.
Gillen zmarszczył brwi i wsłuchał się w ciszę. Nic nie słyszał. Nawet odgłosów rozmów, które przecież powinny dobiegać z zajmowanych przez ludzi z Oreall pokojów. To było dziwne i niepokojące. Czemu wcześniej nie zwrócił na to uwagi?
— Nie — odpowiedział Sandrowi równie cicho. — Coś się stało?
Sander potrząsnął głową.
— Wydawało mi się tylko, że kogoś słyszałem…
— Może to tylko pan Ean — rzucił Gillen, starając się brzmieć nonszalancko. — Idziemy?
Ale po chwili to Gillen się zatrzymał. Wytężył słuch. Czy w oddali ktoś nucił? To tylko pan Ean, powiedział sobie chłopak, ale to nie mógł być on bo głos niewątpliwie należał do kobiety. W takim razie Ajsia, postanowił chłopak, ale Ajsia była poważną kobietą, która raczej nie nuciłaby przy pracy.
— Chodź — powiedział cicho Sander, chwytając go za ramię i ciągnąc za sobą. — Nie zwracajmy na to uwagi.
Gillen w myślach przyznał mu rację. To pewnie nic takiego. Tylko coś im się wydawało. Nawet nie wierzył w swoje zapewnienia.
Dotarli do piątych drzwi, które nie wyróżniały się niczym od pozostałych. Były wielkie, zbudowane z drewnianych desek, wilgotnych, ale nie zniszczonych. Ean powinien je jakoś oznaczyć, inaczej niedługo wszyscy się pogubią.
Sander nie wszedł od razu, tylko zapukał. Poczekali chwilę, ale nie padła żadna odpowiedź, więc zrobił to jeszcze raz, tym razem mocniej. Dźwięk poniósł się echem po korytarzu i Gillen aż zadrżał. Czy mu się tylko wydawało, czy ciemność faktycznie zaczęła się zbliżać?
Nie chciał tu dłużej przebywać. Przekręcił klamkę i otworzył drzwi gwałtownym pchnięciem.
W środku nie było Eana, Steena ani Ajsii. Pomieszczenie nie przypominało też innych, które widział Gillen. Jasne światło, bijące od drewnianych ścian i podłogi, aż kłuło w oczy. Pośrodku znajdowało się łóżko — wielkie łoże z baldachimem, zajmujące większość miejsca.
A na nim leżała kobieta. Spała albo była nieprzytomna. Zmarszczki, znaczące jej twarz i śnieżnobiałe włosy, rozrzucone na poduszce świadczyły o sędziwym wieku nieznajomej. Wyglądała niegroźnie i krucho, jak starsze osoby mają w zwyczaju, ale nawet z tej odległości Gillen wyczuwał jej potężną magię.
— Kto to? — zapytał cicho Sander, przekrzywiając głowę. Zrobił krok do przodu i wstąpił do pokoju.
Idiota!, pomyślał Gillen i wyciągnął rękę, chcąc chwycić go za ramię i odciągnąć. Ale napotkał przeszkodę. Zmarszczył brwi i spróbował jeszcze raz, bezskutecznie. Bariera?, pomyślał. Ale dlaczego Sander mógł przez nią przejść, a on nie?
— Co ty robisz? — syknął Gillen, patrząc, jak Sander ostrożnie podchodzi do śpiącej kobiety. Czy on postradał zmysły? Co będzie, jeśli ona się obudzi? Kim ona w ogóle jest?
Czemu w ogóle się tym przejmował? Niech Sander robi, co chce. Przecież nic złego nie mogło przyjść z patrzenia. Nikogo to nie krzywdziło. Nie musiał się niczym martwić...
Coś było nie tak. Ktoś był w jego umyśle, próbował sterować jego myślami. Gillen potrząsnął głową, choć wiedział, że to nic nie da.
Czy on też jest pod jej kontrolą?, pomyślał Gillen, patrząc jak Sander przygląda się nieprzytomnej. Cholera, warknął chłopak w myślach. Nie mógł go przecież zostawić. Czy powinien pobiec po pomoc? A może po prostu kogoś zawołać?
Nie, niepotrzebnie. Nie działo się nic złego. A Sander już wycofywał się. Kiedy tylko znalazł się na korytarzu, ostrożnie zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko. Wzdrygnął się.
— Wszystko w porządku? — zapytał Gillen. Jego głos zadrżał lekko.
— Tak — odparł Sander i posłał mu szybki, chwiejny uśmiech. — Chodźmy stąd, dobrze?
Gillen z ochotą przystał na tę propozycję. Cofnęli się o kilka kroków. Chłopak znów usłyszał niepokojące nucenie i teraz był już pewien, że dobiegało z pokoju kobiety.
— Co to, do cholery, było?
— Nie mam pojęcia — przyznał Sander. — Ale to... Ona... Weszła do mojej głowy. Mówiła mi, co czuję. Sterowała moimi myślami. To nie było przyjemne.
— Magia umysłowa? — zapytał Gillen, otwierając szerzej oczy i patrząc na niego.
— Chyba tak. — Wzruszył ramionami. — Ale bardzo silna. Ja czegoś takiego nie potrafię. Zwalczyłem ją swoją magią, ale nawet nie wiem jak. Nie powinienem móc zrobić czegoś takiego. Przecież była ode mnie silniejsza...
— I całe szczęście, że ci się udało — mruknął Gillen. — Nad resztą zastanowimy się później. Nie mówmy nic innym.
Wydawało mu się to najlepszym wyjściem, Ean z pewnością by się wściekł, gdyby dowiedział się, że poszli nie tam, gdzie im kazał… Ale czy to na pewno były myśli Gillena? Może to ta kobieta na niego wpływała? A może tylko chciała, żeby tak myślał?
Oszaleć można, pomyślał Gillen, potrząsając lekko głową. Nie mógł ufać nawet swoim myślom. Cieszył się, że tak potężni Umysłowcy już nie istnieli. Świat wyglądałby znacznie gorzej, gdyby tacy jak ta kobieta wciąż chodzili po Urthei.
Ale skoro tak potężni magowie już dawno wyginęli, kim była ta kobieta? Musiała być niezwykle stara, starsza nawet od Eana… Gillen bał się zbyt długo nad tym zastanawiać.
— Chodźmy stąd — powiedział i ruszył przed siebie, by po chwili zorientować się, że nie wiedział, gdzie iść.
Korytarz był prosty, ale długi i ciemny, a wszystkie drzwi wyglądały tak samo. Gdzie było „centrum dowodzenia”? Gdzie kryjówka dzieciaków?
— Cholera — mruknął pod nosem. — Wiesz, gdzie iść?
Sander pokręcił głową.
— Wszystko tu wygląda tak samo. Ale mogę spróbować zawołać pana Eana...
Gillen zastanowił się i wzruszył ramionami.
— Dobra. W razie czego, powiemy mu, że pomyliłeś liczbę drzwi. Albo strony.
Sander uśmiechnął się. Najwyraźniej nie miał nic przeciwko zwalaniu całej winy na niego. Zamknął oczy i przybrał skupiony wyraz twarzy. Skrzywił się lekko.
Kilkanaście kroków dalej, drzwi po ich lewej otworzyły się i wyjrzał zza nich Ean. Gillen odetchnął z ulgą. Podbiegli do niego.
— Przepraszam! — zawołał Sander. — Zapomniałem, czy mówił pan o pięciu czy o piętnastu drzwiach!
Ean przyjrzał się im uważnie i zatrzymał wzrok na Gillenie. Zmarszczył lekko brwi, a chłopak przełknął ślinę. Miał nadzieję, że nie widać było po nim, co się przed chwilą wydarzyło.
— Wszystko w porządku?
Gillen wzruszył ramionami.
— Tak, tylko… — Obejrzał się przez ramię. — Ten korytarz przyprawia mnie o gęsią skórkę.
Ean uśmiechnął się blado.
— Rozumiem doskonale, o czym mówisz. Chodźcie.
Pomieszczenie oświetlało kilka jasny kul umieszczonych w kamiennym suficie. Wyglądało jak wszystkie pozostałe — przestronne, niemal puste i nieprzyjazne. Zamiast materaców stało tu jednak kilkanaście łóżek, przypominających szpitalne. Przygotowują miejsce dla rannych, zrozumiał Gillen.
Ean odesłał Sandra, żeby ten pomógł Ajsii i Steenowi, sam zaś zaprowadził Gillena do sąsiedniego pomieszczenia, całkowicie zastawionego drewnianymi skrzyniami, ułożonymi w nieładzie.
— To leki — powiedział. — Między innymi. Niektóre mogą być przestarzałe, ale nie mamy w chwili obecnej dostępu do szpitala, więc będą musiały wystarczyć.
Gillen pokiwał głową, mierząc wzrokiem stos skrzyni, ciągnący się po sufit. Miał pomóc przy rozładowywaniu? Czy Ean nie mógł wziąć do tego zadania kogoś silniejszego, jak choćby Steena?
Ale Eanowi najwyraźniej nie o to chodziło, bo powiedział, zniżając głos:
— Na pewno nic się nie stało, Gillen? Wyglądasz blado.
Cholera. On wie, pomyślał Gillen. Domyślił się, co się stało. Może więc powinien powiedzieć mu prawdę… Nie, nie mógł. Nie wiedział dlaczego, ale po prostu nie mógł. Wtedy stałoby się coś złego, czuł to całym sobą.
— Zawsze jestem blady — odpowiedział, jak zawsze, kiedy ktoś mu to wytykał. — Po prostu… Stresuję się, to wszystko. Boję się, jak ta cała wojna się skończy. — W zasadzie, nie kłamał. Naprawdę się tym stresował.
Spuścił wzrok, żeby Ean nie mógł nic z niego wyczytać, a potem przypomniał sobie, że mężczyzna był przecież Umysłowcem i potrafił w każdej chwili odczytać jego myśli. Czy zrobił to? Jeśli tak, nie dał po sobie tego poznać.
— Nie martw się — powiedział łagodnie, kładąc Gillenowi dłoń na ramieniu i ściskając je opiekuńczo. — Obiecuję, że niedługo wszystko się skończy.
Gillen uśmiechnął się krzywo.
— Udam, że panu wierzę.
Ean zaśmiał się lekko.
— W porządku, niech będzie. Więc? Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać?
Racja. Anella. Przez tą dziwną kobietę wszystko zupełnie wyleciało mu to z głowy.
— No… Tak. — Nie wiedział, jak zacząć. — Zastanawiałem się tylko, czy pan coś zauważył…
Ean pokiwał głową, zachęcając go do kontynuowania.
— Chodzi o tą dziewczynę, Anellę — Gillen mówił dalej, nie patrząc mężczyźnie w oczy. — Wydaje mi się… podejrzana.
— Anella? Podejrzana? Dlaczego?
Gillen potrząsnął głową.
— Po prostu… Wydaje mi się, że wszystkie ostatnie kłopoty zaczęły się, jak tylko pojawiła się w mieście. Dannel zaatakował kilka dni później, a teraz jedna z osób, które poszły z nią na misję zginęła, a Anelli nic nie jest… — Głupio to brzmi, uznał, kiedy tylko te słowa opuściły jego usta. Chyba faktycznie był po prostu paranoikiem.
Ean westchnął ciężko.
— Fizycznie może nic jej nie jest, ale psychicznie bardzo ucierpiała. Nie jestem pewien, czy zdoła się z tego pozbierać. Mam nadzieję, że nie rozmawiałeś z nią o swoich… podejrzeniach.
Gillen potrząsnął głową. Czyli Ean nie potraktował go poważnie… Powinien się tego spodziewać i siedzieć cicho.
— Nic nie zrobiłem — zapewnił. — Chciałem najpierw z panem porozmawiać.
Ean uśmiechnął się lekko.
— Cieszę się. Wiesz, że nie jestem głupcem. Sprawdzam każdego, kto pojawia się w Oreall i, uwierz mi, Anella nie stanowi dla nas zagrożenia. To, co wydarzyło się, od czasu jej przybycia do miasta, to naprawdę tylko zbieg okoliczności. Rozumiesz?
— Tak, ja tylko… Martwiłem się. — Teraz naprawdę czuł się jak idiota. — Przepraszam.
Ean złagodniał nieco.
— Nie przepraszaj. To dobrze, że zauważasz takie rzeczy. Kto wie, może kiedyś natrafisz na prawdziwego szpiega. Ale Anellę zostaw w spokoju. Ta dziewczyna przechodzi teraz ciężkie chwile.
— Jak my wszyscy — mruknął pod nosem Gillen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony