sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział II

    Idąc, Anella rozglądała się uważnie. Miasto zmieniło się, choć na pierwszy rzut oka nie dało się tego dostrzec. Ale już po dokładniejszym przyjrzeniu się widać było niewielkie zmiany — drobne szczegóły, które świadczyły o tym, że dziewczyna nie była w tym samym miejscu, w jakim znajdowała się przed chwilą.
    Przede wszystkim, Oreall nie wydawał się już opuszczony. Choć ulica była pusta, pomijając ją i dwóch towarzyszących jej mężczyzn, za oknami kamienic dawało się dostrzec ruch. Dookoła nie się walały się już śmieci — panowała czystość i porządek.
    Anella odkryła, że nie była już tak przerażona — jej nogi prawie wcale się już nie trzęsły. Zapewne miało to coś wspólnego z obecnością jej dwóch towarzyszy i z tym, że nie byli oni tacy, jak się spodziewała. Sander wydawał się być przyjazną osobą, zaś Gillen, choć może niezbyt miły, wydawał się nieszkodliwy.
    Może nie będzie tak źle, pozwoliła sobie na mały przypływ pozytywnego nastawienia.
— Skąd jesteś? — zapytał Sander, zerkając na nią i uśmiechając się. Oczywiście, od razu się zarumieniła. Będzie musiała popracować nad tą reakcją. Nie mogła się rumienić za każdym razem, kiedy ktoś zwracał na nią uwagę. Niestety, to zawsze było jej problemem.
— Z Elenei. — Anella nigdy nie czuła się zbyt przywiązana do swojej ojczyzny, ale po opuszczeniu jej zaczęła tęsknić. Wiedziała jednak, że nie będzie mogła już tam powrócić.
— Ach, nigdy tam nie byłem. To gdzieś na północy, nie?
— Tak — Gillen wtrącił się niespodziewanie. — Na zachodnim wybrzeżu. Elenea to niewielkie państwo, graniczące z Urdeą i Orlanem. Stolicą jest Itreaklatt. — Zerknął przez ramię na nią. — Jesteś ze stolicy?
— Um, nie. — Anella spuściła wzrok. Czuła się nieswojo, kiedy Gillen na nią patrzał. Jego jasne oczy były przerażające. — Z Oleannu. To małe miasto, przy granicy z Urdeą.
    Gillen pokiwał głową, a potem skręcił w jedną z bocznych uliczek. Była węższa niż główna droga, ale ani trochę mniej zadbana. To chyba dobrze świadczyło o magach — lubili porządek.
— Tędy będzie szybciej — powiedział Gillen, jakby na usprawiedliwienie swojej decyzji, czego Anella nie rozumiała.
    Dziewczyna ruszyła za nim i poczekała, aż Sander się z nią zrówna.
— Dokąd idziemy? — zapytała cicho. Nie chciała wyjść na ignorantkę, ale wydawało jej się, że Sander nie będzie osobą, która tak ocenia innych.
— No właśnie nie wiem. — Sander obejrzał się przez ramię. — Pan Ean mieszka po drugiej stronie miasta, a to do niego powinniśmy iść z nowym rekrutem.
— Nie będzie go w domu — rzucił Gillen. — Znasz go. Będzie w bibliotece.
    W bibliotece. Anella prawie uśmiechnęła się na tę myśl. Pan Ean, kimkolwiek by nie był, nie mógł być taki straszny, skoro lubił spędzać wolny czas właśnie tam. Kto wie, może będziemy się dogadywać?
— Pracuje tam? — zapytała.
— Nie. Zajmuje się całą dokumentacją i administracją Oreallu. Ma biuro u siebie w domu, ale nigdy go tam nie ma. Praktycznie mieszka w bibliotece — wyjaśnił Gillen.
    Sander pokiwał głową.
— To wyjaśnia, dlaczego nigdy go nie ma, kiedy do niego przychodzę.
    Idąc przez miasto, Anella zauważyła coś jeszcze.
— Nie macie tu elektryczności? — Elektryczność nadal była czymś nowym, ale elektryczne latarnie uliczne pojawiły się już chyba w każdym mieście. Tutaj natomiast nie widziała żadnej.
— Po co nam elektryczność? — Gillen wzruszył ramionami. — Mamy magię.
    Może i miał rację.

    Budynek biblioteki wcale nie wyglądał jak biblioteka. Był najwyższą budowlą w mieście — pomijając samotną wysoką wieżę, którą Anella dostrzegła w oddali. Zbudowana całkowicie z białego kamienia wyróżniała się spośród szarości Miasta Magii. Do wejścia prowadziły szerokie schody, a w nim samym mogłyby bez problemu minąć się dwa powozy.
    Anella, nie po raz pierwszy tego dnia, poczuła się przytłoczona. Nie tak powinna wyglądać biblioteka. Biblioteki powinny być małe, przytulne i zachęcające do wejścia. Ta wyglądała bardziej jak pałac, niż jak miejsce, w którym przechowywano książki.
    Gillen najwidoczniej zauważył jej zdumienie.
— Nie każdemu wystarczy życie w szarej kamienicy — powiedział. — Niektórzy wolą żyć w przepychu. I stać ich na to — dodał po chwili. — Chodźmy.
    Ruszył po schodach na górę, Sander za nim. Anella, niepewnie, podążyła za nimi. Nogi znów zaczęły jej się trząść. Optymistyczne myśli, które wcześniej pojawiły jej się w głowie znikły bez śladu.
    Kiedy dołączyła do mężczyzn na szczycie schodów, Gillen pchnął drzwi, które uchyliły się zapraszająco. Chłopak zrobił ponaglający ruch ręką, więc Anella, choć bardzo tego nie chciała, weszła do środka.
    Korytarz był przestronny i zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Kiedy zadarła głowę, odkryła, że nie jest w stanie dostrzec sufitu — tonął on w ciemnościach, chociaż reszta pomieszczenia była dobrze oświetlona. Anella nie zauważyła żadnej lampy ani nawet świecy — zdawało się, jakby to same ściany wytwarzały blask, oświetlający korytarz. Widok zapierał dech w piersiach.
    Nie powinno mi się to podobać, pomyślała z niepokojem Anella. Magia nie powinna być piękna. Nie tego uczono ją całe życie. Magia jest zła.
    Podskoczyła przestraszona, kiedy za jej plecami rozległ się trzask. Jej serce zaczęło łomotać jak oszalałe, chociaż szybkie zerknięcie do tyłu potwierdziło jej przypuszczenia na temat dźwięku. Drzwi się zamknęły, a Gillen szybko znów ją wyprzedził. Po Sandrze nie było śladu.
    Został na zewnątrz? pomyślała z rozczarowaniem. Wolałaby jego towarzystwo — był przyjaźniejszy niż Gillen. I przystojniejszy. Zaczerwieniła się, zawstydzona swoją myślą. Dopiero go poznała, nie powinna w ten sposób na niego patrzeć. Poza tym, nie było to zbyt uprzejme — przecież Gillen również był urodziwy.
    Zrównała krok z Gillenem, który zaprowadził ją do drzwi na końcu korytarza. Sam korytarz okazał się znacznie krótszy, niż jej się wydawało, szczególnie gdy obejrzała się do tyłu i zobaczyła, że wcale nie znajdują się tak daleko od wejścia. Kolejna iluzja? Po co im tyle zabezpieczeń?
    Drzwi, przy których stali, były znacznie mniej okazałe. Właściwie, wyglądały po prostu na zwyczajne — nie było w nich nic specjalnego. Ale kiedy Gillen przekręcił klamkę i otworzył je, oczom Anelli ukazał się najwspanialszy skarb świata.
    Książki. Nieprzytomnie postąpiła krok do przodu, wchodząc do prawdziwego raju. Wszędzie, gdziekolwiek by nie spojrzała, stały wysokie regały pełne książek. Opasłe tomiszcza, cienkie książeczki, encyklopedie, słowniki, książki historyczne, a nawet tanie romanse, dostępne w każdej księgarnii — było tu wszystko. Idąc za Gillenem, rozglądała się z rozmarzeniem, wiedząc już, jak wyglądać będzie jej Bam, gdy już umrze. Dostrzegła nawet regał w całości poświęcony gazetom — sądząc po ich wyglądzie, niektóre były naprawde wiekowe.
    Przez to wszystko zapomniała o strachu, ale powrócił on, kiedy usłyszała chrząknięcie za plecami. Wzdrygnęła się gwałtownie, a jej serce znów zaczęło szaleńczo łomotać. Poczuła się tylko odrobinę lepiej, kiedy zobaczyła, że Gillen zareagował dość podobnie.
    Odwróciła się niepewnie. Chrząkającym okazał się być mężczyzna, którego wieku nie potrafiła dokładnie określić. Mógł być dobiegającym trzydziestki, ale równie dobrze mógł być też po jej ukończeniu. Jego kręcone, brązowe włosy, związane sięgały mu do łopatek i, wraz z odcieniem skóry — znacznie jaśniejszym niż u Sandra, ale też ciemniejszym, niż Anella była do tego przyzwyczajona — identyfikowały go jako mieszkańca Osnei.
— Przepraszam — uśmiechnął się. Miał przyjemny głos i ładny uśmiech. — Nie chciałem was przestraszyć. Przypuszczam, że jesteś naszym nowym nabytkiem? — Zwracał się do niej, ale spojrzał na Gillena.
    Anella otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Za dużo stresu, jak na jeden dzień. Doceniała przeprosiny mężczyzny — z pewnością nie miał zamiaru jej wystraszyć — ale to nie pomogło.
    Na szczęście, Gillen doszedł do siebie szybciej niż ona.
— Tak. To Anella — przedstawił ją, a mężczyzna zwrócił swój wzrok ku niej. — Z Elenei. Pojawiła się tu niedawno.
    Mężczyzna pokiwał głową.
— Dobrze. Swoją drogą, nie powinieneś być teraz na warcie? — Uniósł brwi, patrząc na Gillena jednocześnie pytająco i karcąco.
    Ten zaczerwienił się. Wyglądał na zawstydzonego.
— Tak, ale poszedłem, żeby ją wpuścić. Zostawiłem Sandra na warcie — dodał szybko.
    To dlatego Sander z nami nie przyszedł, zrozumiała Anella. Ktoś musiał zostać, żeby pilnować wejścia. Ale przecież Gillen go nie zostawił, tylko przyprowadził ze sobą, żeby mnie wpuścić.
    Mężczyzna pokiwał głową. Wyraz jego brązowych oczu nieco złagodniał.
— Dobrze. Ale powinieneś wrócić do pracy. Wiesz, jaki nieuważny jest Sander.
    Gillen pokiwał głową, posłał Anelli szybki, dość niepewny uśmiech i obrócił się na pięcie. Po chwili zniknął pomiędzy licznymi regałami.
    Anella poczuła się dziwnie opuszczona. Jej bicie serca znów przyspieszyło. Nie dam rady, pomyślała płaczliwie. To za dużo. Wiedziała jednak, że nie może się załamać, nie teraz. Nie, kiedy zaszła już tak daleko. Dlatego przełknęła ślinę i skierowała swój wzrok z powrotem na nieznajomego.
    Ten uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Wydawał się miły, choć nie tak bardzo jak Sander i to właśnie wprawiało ją w takie zakłopotanie. Nie wiedziała, co o nim myśleć. Czy był miły? A może to tylko maska? Chce się wydawać sympatyczny, kiedy w rzeczywistości pogardza nią i jej słabością.
— Nazywam się Ean. — Wyciągnął do niej rękę. Podała mu swoją, boleśnie świadoma, jak bardzo jest spocona. Ean albo tego nie zauważył, albo doskonale ukrył swą reakcję. Ucałował wierzch jej dłoni. Poczuła znajome mrowienie, takie samo jak to, kiedy dotknęła Sandra. — Miło mi cię poznać, Anello. Mam nadzieję, że dobrze będzie nam się razem pracowało.
— Ja również — odpowiedziała słabym głosem. Z trudem powstrzymała chęć wytarcia spoconych dłoni o spódnicę.
— Wspaniale — rozpromienił się. Poczuła się przez to nieco pewniej. Uśmiech ten odjął mu co najmniej dziesięć lat i sprawił, że wyglądał jeszcze urodziwiej niż Sander. Oczywiście, ta myśl sprawiła, że Anella zaczerwieniła się, co z kolei z pewnością nie umknęło jego wzrokowi. — Chodź za mną.
    Idąc za nim, spróbowała znów skupić się na pięknie otaczających ją książek, ale nie potrafiła. Nie chciała po raz kolejny dać się przestraszyć, więc po prostu szła za Eanem, uważnie obserwując swoje otoczenie.
— Tak przy okazji — odezwał się niespodziewanie. — Gillen wcale nie zostawił Sandra na straży, prawda? Przyprowadził go ze sobą, żeby cię wpuścić.
— Ja... — Anella zawahała się. Czy Gillen będzie miał przez to kłopoty? Nie wiedziała, ale wolała nie kłamać. Gdyby powiedziała nieprawdę, zrobiłoby to niezbyt dobre pierwsze wrażenie. Poza tym, z pewnością odkryliby jej kłamstwo i... Nie chciała o tym myśleć. — Tak. — Jak się tego domyślił? Przyszła jej do głowy straszna myśl. Czy oni potrafią wykrywać kłamstwa. Albo, co gorsza, czytać w myślach?
    Ean pokręcił głową.
— Biedny chłopak. Tak bardzo się stara — mruknął cicho. Ku jej zdumieniu, w jego głosie nie było złości, jedynie sympatia.
    Mężczyzna zaprowadził ją na niewielkie podwyższenie, na którym stało kilka stołów z krzesłami wokół nich, foteli oraz jedno masywne biurko, za którym siedział jakiś człowiek.
    Czytał, ale nie wydawał się zbyt pochłonięty lekturą — opierał łokieć na biurku, dłonią podpierał sobie policzek, a drugą ręką ze znużeniem przewracał strony. Może jednak nie czytał — odwracał strony zbyt szybko, żeby w takim tempie zdążyć coś przeczytać. Może czegoś szukał.
    Musiał usłyszeć, jak się zbliżali, bo podniósł wzrok. Miał ciemne oczy, tak samo jak włosy — pomijając kilka siwych pasm — i skórę — była ciemniejsza niż Eana, ale jaśniejsza, niż Sandra. Anella nie potrafiła określić, czy nadal był Oseańczykiem, czy może pochodził z bardziej południowych regionów Urthei.
    Z pewnością nie dało się go nazwać przystojnym. Wyglądał też, jakby powoli dobiegał pięćdziesiątki, a przynajmniej był dobrze po czterdziestce. Jego przydługie włosy przetłuszczały się, nos swoim kształtem przypominał kartofel, oczy były małe i szeroko rozstawione, zaś szczęka kwadratowa i masywna. Mężczyzna nie należał też do najlepiej zbudowanych, widocznie dużo czasu spędzał na siedzeniu, ale, doprawdy, Anella nie była odpowiednią osobą, żeby go w tym przypadku oceniać. Sama przecież nie należała do osób o smukłej figurze.
    Mężczyzna nie zmienił ponurego wyrazu twarzy, ale kiedy zauważył Anellę, wyprostował się na swoim krześle.
— Tak mi się wydawało, że z kimś rozmawiałeś — powiedział do Eana, choć nie spuszczał wzroku z dziewczyny. Poczuła się dość niekomfortowo. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi — ten dzień z pewnością był najbardziej stresującym w jej życiu.
— Tak, to jest Anella. Nowa dziewczyna. — Ean wskazał dłonią w stronę stołów. — Usiądź i poczekaj. Za chwilę do ciebie wrócę. — Uśmiechnął się do niej przelotnie i zniknął za drzwiami, znajdującymi się za biurkiem.
    Anella niepewnie podeszła do najbliższego krzesła i usiadła na nim. Czuła na sobie spojrzenie nieznajomego mężczyzny, więc wbiła swój wzrok w stół. Jej serce wciąż biło znacznie szybciej, niż powinno. Chyba zaraz zemdleję, pomyślała. Nie mogła się doczekać momentu, w którym wreszcie zostanie sama. Czy w ogóle nadejdzie taka chwila?
— Nazywam się Steen — odezwał się mężczyzna. Anella drgnęła lekko, jego głos wytrącił ją z równowagi. — Skąd jesteś?
    Anella podniosła swój wzrok na niego.
— Z Elenei — odpowiedziała cicho. Gdzie poszedł Ean?, chciała zapytać, ale nie odważyła się.
    Steen pokiwał głową.
— Tak, ale dokładniej? Z jakiego miasta?
— Z Oleannu. — Wątpiła, żeby wiedział, gdzie to jest. Oleann był małym miasteczkiem.
— To gdzieś przy granicy z Urdeą, prawda? — Anella pokiwała głową, zaskoczona, że wie. — Jak tu dotarłaś?
— Głównie pociągiem. — Musiała przebyć całą Urdeę i Etheę, żeby dostać się do Osnei. Nie wspominała tej podróżny zbyt przyjemnie, ale i tak wiedziała, że dokonała dobrego wyboru. Nie potrafiła sobie wyobrazić przeprawy przez Góry Księżycowe, odgradzające Orlan i Osneę.
— A skąd wzięłaś na to pieniądze? — dopytywał się Steen. Zadaje bardzo dużo pytań, pomyślała. Dlaczego?
— Od mojej rodziny. — Jej kochana rodzina poświęciła sporą część majątku, żeby ufundować jej podróż i pozwolić na zaznanie przynajmniej kilku wygód w jej czasie. Na szczęście, rodzina Teanara również pomogła — chcieli przecież pozbyć się jej jak najszybciej.
— To znaczy, że jesteście bogaci. — To nie było pytanie.
— Nie powiedziałabym. — Byli drugą najbogatszą rodziną w Oleannie, ale to nie znaczyło zbyt wiele w porównaniu z rodzinami z innych, większych miast, a w szczególności z królem.
    Drzwi za plecami Steena otworzyły się, zanim mężczyzna zdążył zadać więcej pytań. Wyszedł z nich Ean, niosąc naręcze papierów.
— Mój drogi, przesłuchiwanie jej to nie twoje zadanie, lecz moje — powiedział. — Wracaj do swojej książki albo idź polerować regały, czy coś w tym stylu. Nie przeszkadzaj mi.
— Czy muszę ci przypominać, że to mój dom, nie twój? — zapytał Steen, ale w jego głosie nie było złości ani irytacji. — I moje miejsce pracy. Masz swoje własne.
    Ean zbył go machnięciem ręki i usiadł na przeciwko Anelli. Dziewczyna obdarzyła nieufnym spojrzeniem stertę papierów, którą położył między nimi.
— Nieważne. — Ean uśmiechnął się do niej. Sięgnął po pierwszą kartkę. — Zacznijmy od najprostszych spraw. Jak się nazywasz? Pełne imię, poproszę.
    Anella odchrząknęła.
— Anella Tealla.
    Ean zapisał.
— Dobrze. Pełne imiona rodziców?
— Teal Nensealla i Learr Treassa.
— Inni żyjący członkowie rodziny? Mam na myśli najbliższą — dodał. — Babcie, dziadkowie, rodzeństwo. Dzieci, choć podejrzewam, że żadnych nie masz — uśmiechnął się. Anella zaczerwieniła się.
— Mam babcię, od strony ojca. Arsea Aelalla. — Ean zapisał. — I rodzeństwo. Starszego brata Theama Learrassa i młodszą siostrę Thereannę Teallę.
— Ile masz lat? — zapytał Ean po zapisaniu informacji, które mu podała. — Kiedy się urodziłaś?
— Dziewiętnaście. Urodziłam się czterdziestego dnia Zeula w 396 roku.
— Gdzie się urodziłaś? Gdzie mieszkałaś, zanim do nas przybyłaś?
— W Oleannie, w Elenei. — Mieszkałaś, czas przeszły. Anella wciąż nie była pewna czy pogodziła się z tym, że już nigdy nie będzie mogła wrócić do domu. Miała dużo czasu na to, ale ta myśl nadal bolała.
— Ile miałaś lat, kiedy ujawniły się twoje zdolności magiczne?
— Siedem. — Pamiętała ten moment, jakby stało się to wczoraj. Przewróciła się schodząc ze schodów i boleśnie stłukła sobie kolano. Rozpłakała się, więc jej brat, Theam, zaczął robić głupie miny, żeby ją rozśmieszyć. Udało mu się, ale kiedy zaczęła gwałtownie się śmiać, stojący nieopodal wazon z kwiatami eksplodował. Cisza, która wtedy zapadła, wciąż dzwoniła jej w uszach.
    Ean spojrzał na nią. Nie potrafiła odczytać jego spojrzenia.
— Dwanaście lat temu. Czemu jesteś tutaj dopiero teraz?
— Moja rodzina mnie ukrywała — wyjaśniła. Ryzykowali wszystko co mieli, dla mnie. Nadal była zdania, że na to nie zasługiwała. Powinni od razu ją odesłać. — Ale potem mój brat... Mój brat... — Nie chciała o tym mówić. Była tak szczęśliwa, kiedy jej rodzicom udało się zaręczyć ją z Teanarem. A on musiał to wszystko zepsuć. Nie była pewna, czy kiedykolwiek mu wybaczy.
    Widząc jej reakcję, Ean złagodniał.
— Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz.
    Anella z wdzięcznością pokiwała głową. Ean uśmiechnął się.
— Dobrze. Przejdźmy dalej. Oczywiście, zamieszkasz w Oreallu. Jednak każdy z naszych mieszkańców musi dawać miastu coś od siebie. To znaczy, że będziesz musiała podjąć jakąś pracę. — Anella pokiwała głową. Nie miała nic przeciwko, poza tym, musiała się jakoś utrzymywać. — Praca poza miastem, związana z działalnością magiczną, zarezerwowana jest dla tych najlepszych, do których ty, póki co, nie należysz. Jednak Oreall jest pod wieloma względami miastem, jak każde inne. To znaczy, że potrzeba nam wszystkich — piekarzy, krawców, kowali... Prostytutek nie mamy, ale jeśli chcesz, możesz być pierwsza. — Wyraz jego twarzy podpowiadał jej, że żartuje, ale Anella i tak się zaczerwieniła. Ean zaśmiał się. — Przepraszam, to było nieodpowiednie. Kim chciałabyś zostać?
— Ja... — Anella zawahała się. To zawsze było jej problemem. Pochodziła ze szlacheckiego rodu, w związku z tym nie potrafiła tak naprawdę niczego użytecznego. Nie wiedziała nawet, jak przygotować najprostszy posiłek! — Nie jestem pewna...
— Nie musi być to coś, w czym jesteś dobra ani nawet coś, co robiłaś już wcześniej. Możesz się tu podszkolić albo nauczyć. Chętnych do pomocy zawsze jest wielu. A jeśli nie uda ci się znaleźć żadnego powołania, będziesz zajmować się drobnymi pracami — sprzątać ulice, być wartownikiem, przenosić wiadomości... Takich osób nigdy za wiele, więc jeśli...
— Książki — przerwała mu. Zaczerwieniła się, zaskoczona stanowczością w swoim głosie. Ean również wydawał się zaskoczony. Chyba nie spodziewał się tego po niej — ona też nie. — Chciałabym pracować z książkami. To znaczy, jeśli... — Jeśli to możliwe.
    Ean spojrzał na Steena i uniósł pytająco brwi. Mężczyzna, który cały czas im się przypatrywał, wzruszył ramionami.
— Nie przeszkadza mi to. Miło będzie mieć jakieś towarzystwo, oprócz tego głupca. — Ean wydawał się nieprzejęty tym określeniem. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Pod warunkiem, że będziesz mieszkać u siebie.
    Anella pokiwała głową, czując ulgę rozchodzącą się po całym jej ciele. Nie uraziła go, na szczęście.
    Ean pochylił się ku niej i teatralnie zniżył głos.
— Nie martw się. Zgrywa twardego, ale tak naprawdę ma miękkie serce. Pozwoli ci tu zostać, jeśli będziesz chciała.
    Anella pokiwała głową, chociaż, sądząc po spojrzeniu, jakim obdarzył go Steen, wątpiła, by była to prawda. Nie zamierzała tego testować.
    Ean uśmiechnął się i wyprostował. Na powrót przywołał profesjonalny wyraz twarzy.
— Dobrze. Zamieszkasz przy ulicy Brzozowej, numer kamienicy to szesnaście, numer mieszkania to dwa. Zapamiętasz?
    Anella skinęła głową. Brzozowa, szesnaście, dwa. Nigdy nie mieszkała w kamienicy, zawsze tylko w rodzinnej posiadłości. Ciekawe jak to będzie... Przerażała ją nieco perspektywa samotnego mieszkania.
— Świetnie. Masz ze sobą jakieś rzeczy?
— Nie. Zostawiłam je w karczmie, w której się zatrzymałam. — Nie chciała targać ze sobą całego bagażu.
— W porządku. — Nie wyglądało na to, by był to jakiś problem. — Steen, wezwij kogoś, kto będzie mógł się z nią przejść po jej bagaż. — Steen westchnął ciężko i przewrócił oczami, ale nie zaprotestował. Po chwili zniknął za drzwiami. — A my tymczasem możemy kontynuować...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wydawało mi się, że rozdział ten jest dłuższy, ale to pewnie dlatego, że strasznie długo męczyłam się z jego napisaniem. Okazało się, że ma podobną długość do rozdziału pierwszego. 
Rozdział drugi to taki trochę infodump na temat Anelli. W zasadzie niezbyt wiele się w nim dzieje - i na właściwą akcję trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

8 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że ciekawszy był rozdział drugi, bo niezauważyłam kiedy go przeczytałam. Z pierwszym trochę się męczyłam, ale początki są czasem trudne ;)
    Książki, ach książki ^_^ Kocham książki *-*-* Cieszę się, że Anella chce pracować z książkami. Czytanie tw. opowiadania staje się przez to jeszcze ciekawsze :3 Bardzo chcę się dowiedzieć o mocy Anelli *_*
    Do następnego, Carmille :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytam! Ja jestem! Przepraszam, ale ostatnio miałam wyjazdy itd, ale już wracam ;)
    Ogólnie rozdział mi sie naprawdę podobał. Bardzo lekko i szybko mi się go czytało. Nie zauważyłam także zbyt wielu błędów. Główną bohaterkę coraz bardziej lubię, a inne postacie... trochę ich za dużo, jak na mój gust i pamięć, ale nie jest źle. Będę krzyczeć jak nie dam rady. Rozdział jak najbardziej na +, daję 7/10 ;)
    Pozdrawiam
    Rolaka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, spokojnie, nie musisz przepraszać ani spieszyć się z czytaniem, opowiadanie nigdzie nie ucieknie ;)
      Postaci, niestety, jest dużo, a będzie jeszcze więcej, ostrzegam ;)
      Dziękuję za komentarz :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Też się zaczęłam zastanawiać, kto pilnuje bramy, skoro obaj chłopcy poszli z dziewczyną do biblioteki. To trochę nieprofesjonalne, że zostawili miejsce pracy bez nadzoru. A gdyby pojawił się tam ktoś nowy? xD
    Dobrze mi się czytało, choć na razie wydarzenia nie porywają. Ale to dopiero początek, więc trzeba pokazać tło, zarys postaci… Podoba mi się, że nie uciekasz od opisów i przedstawiasz ten świat od samego początku. Dzięki temu jakoś tam mogę to wszystko sobie wyobrazić ;D
    Lecę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim coś tu się zacznie dziać, to jeszcze trochę czasu minie :D To moja wina - znacznie bardziej wolę opisywać przemyślenia postaci, niż akcję, więc spodziewaj się raczej tego :D

      Dziękuję za komentarz^^

      Usuń
    2. Nie przeszkadza mi to, lubię wprowadzenia. Są potrzebne, nawet jeśli czasem trochę nudzą ;D

      Usuń
  4. Dobry wieczór. :)
    To znowu ja. Co do Twojej odpowiedzi pod moim poprzednim komentarzem: cóż, jestem może po prostu uczulona na ekspozycję; postacie mnie zabiją, ale postaram się przetrwać; lubię pisać długie i wyczerpujące komentarze, no i wiem, ile to znaczy dla pisarza; rozumiem, nikomu się nigdzie nie spieszy. :)
    Od wypowiedzi Sandra (skąd jesteś?) zrobiłabym kolejny akapit. Dialog, nowy bohater, nowy akapit.
    Wszyscy będą się tu rumienić? Wiadomo, urocze. No ale cóż, taki los bladych (znam to bardzo dobrze) ludków.
    I to jest ten moment, gdy wiem, że mapka w zakładce to wybawienie. Chwała Ci za nią. Czytając te wszystkie krainy, miasta i resztę nazw geograficznych, mogłam tylko rozdziawiać usta, machając ręką i próbując sobie wmówić: to przecież nieistotne informacje, przeżyjesz bez oswojenia ich. No ale jak będę mylić miejsce, w którym się znajdują, z jakąś odległą osadą Wikingów (no dobra, nie ta parafia, okres, ale nieważne), to może wyniknąć problem, prawda?
    Dobrze, że Anella nie jest bierna. Próbuje się rozeznać, zbadać teren (:)), przewidzieć, jak dani magowie mogą się zachować i zdecydować, komu ufać. Nawet fajnie wyciąga wnioski, dużo obserwuje. Zachowuje się niczym typowy pierwszak i prawidłowo. I jak miły wniosek z biblioteką. Czarni charakterzy też mogą być molami książkowymi, ale i tak by się inaczej na nich patrzyło, prawda, heh?
    Widzę potwierdzenie na odpowiedź na moje poprzednie pytanie. Elektryczność istnieje. Zawsze to jakaś wskazówka co do okresu. Wiadomo, nie musi być dokładnie określony, bo to fantastyka.
    Anella może jest trochę zbyt ufna. Ot tak idzie z kolesiami do jakiejś wieży czy czegoś. No wiadomo, magowie, przywitali ją, oficjalny ośrodek czy jak to się zwie. Ale przynajmniej ja na jej miejscu czułabym się trochę niepewnie.
    Wszyscy tak jakoś na siebie emocjonalnie reagują... jeszcze nam to wyewouluje na dziki trójkąt. :) Nieznane są ścieżki pisarza. I byle nie było samych urodziwych kolesi. To fantasy, nie Top Model. Odebrałoby realizm.
    Trochę odpłynęłam, nie skojarzyłam albo mi się pomerdało... Czym jest Bam?
    Ach, ten opis, normalnie jak ze (Złodziejki książek)lub dziennika bibliofila.
    A teraz Cię pochwalę za "Wiesz, jaki nieważny jest Sander". Bardziej subtelne i wiarygodne, a mniej nachalne i suche. Tak trzymać. Od razu się mordka gościowi cieszy. :)
    Z uczuciami Anelli. Poczuła się opuszczona, gdy ten na G (przepraszam, przepraszam znowu) ją opuścił i została sama z dość dziwnym mężczyzną. Znów w siebie zwątpiła. No a ludzie są wątpiący, naturalne i zrozumiałe. Trochę z pogardzaniem jej słabością zahacza o paranoję, ale sytuacja niecodzienna, stresująca, człowiek często tak myśli.
    Ean jest trochę przerażający. Jak ktoś, kto wie więcej, niż się wydaje, i nie daje tego po sobie poznać. I trochę się pogubiłam, o którego chłopaka chodzi z tym staraniem się, bo nie jestem pewna.
    Teraz będzie porównywać kolor skóry nowo poznanych z kolorem skóry Sandra i tak dalej? Nie przesadzajmy z obrazowością i powtarzaniem motywów.
    Tyle tych danych, postaram się ogarnąć... dzień Zula? Inaczej liczą czas? Mają jakieś dnie Zula zamiast miesięcy, pór roku? Zul był kimś czy to tylko nazwa?
    Rozumiemy, wstęp, zawiązanie akcji, wprowadzenie. Nie zawsze pasuje rzucenia heroiny na głębokie morze. :)
    Jestem coraz bardziej zaciekawiona. Co to za pracę przydzielą Anelli? Coś czuje, że nie będzie tak bajkowo, jak się może wydawać.
    Trzymaj się,
    Fenoloftaleina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To uczucie, kiedy piszesz obszerną odpowiedź na obszerny komentarz i twój laptop postanawia zaprotestować i wyłączyć ci kartę... Ech, no to jeszcze raz:

      Po wypowiedzi Sandra akapit był, nie wiem, jak to się stało, że tutaj go nie ma. Musiałam go przez przypadek usunąć o.O Zaraz to poprawię.
      Anella rumieni się bardzo często, taki już jej los :D Innym zdarza się to rzadziej.
      Anella jest nie tyle ufna, co po prostu wiedziała, że zbytniego wyboru nie ma. Musiała iść za nimi. Wolała to, niż zostanie samą w obcym mieście bądź zaciągniętą siłą (nie mówię, że tak by się stało, ale Anella z tą swoją paranoją, właśnie tego by się spodziewała :D).
      Anella emocjonalnie reaguje na wszystko i wszystkich :D
      A co do urodziwych kolesi... Niestety, to mój błąd. Pisząc, nie zwróciłam na to większej uwagi, ale nie jesteś pierwszą osobą, która zauważyła, że prawie każdy facet jest u mnie przystojny. Przyznaję się do błędu i obiecuję, że zostanie on poprawiony w nowej wersji (jeśli kiedykolwiek ona powstanie :D).
      Bam to coś, co zostanie wyjaśnione, jak znajdzie się na to miejsce. Na razie powiem tyle, że jest to coś w rodzaju Raju/Nieba.
      Anella akurat jest dość paranoiczna :D Tę cechę 'odziedziczyła' po mnie, muszę się przyznać. Nawet gdzieś tam, pod którymś rozdziałem wyjaśniam, że dziewczyna cierpi na coś, co się nazywa zaburzeniami lękowymi.
      Z tym staraniem się Eanowi chodziło o Gillena ^^
      Anella porównuje kolory skóry, bo nigdy wcześniej nie widziała ciemnoskórych osób. Niedługo przestanie, bez obaw :D
      Zeul to jeden z miesięcy. Odsyłam do zakładki z mapą i kalendarzem ^^

      Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony