sobota, 4 marca 2017

Rozdział XXVII

    Ean zszedł z Erass niżej, zastanawiając się, czym była ta „nagląca spawa”, o której mówiła kobieta. I szybko odkrył odpowiedź — naglącą sprawą była dziewczyna. Młoda, niska i drobna, o piegowatym, zadartym nosie i wyzywającym spojrzeniu zielonych oczu.
    Ean nie kojarzył jej, a znał przecież wszystkich w Oreall — łącznie z tymi, którzy opuścili miasto z Dannelem. Dlatego jej widok — zamkniętej w celi — zaskoczył go. Spojrzał pytająco na Erass.
    — Nie wiemy, kto to jest — powiedziała kobieta. — Ale myślimy, że to Dannel ją tu zamknął.
    Ale po co ją przyprowadzał?, zastanowił się Ean. Jest magiem? Podejrzewał, że to prawdopodobne, w końcu po co Dannel miałby przyprowadzać niemagicznego człowieka do Oreall? Dla szantażu? Ale kogo chciał szantażować?
    To nie miało większego sensu, ale może to nie Dannel ją przyprowadził? Może zrobił to ktoś z jego ludzi? Ean westchnął, postanawiając, że łatwiej będzie po prostu zapytać samą zainteresowaną.
    — W porządku — zwrócił się do Erass. — Możesz dołączyć do reszty. Zajmę się tym.
    — Tylko uważaj — odparła kobieta. — Nie jest zbyt... pomocna.
    Kiedy odeszła, Ean odwrócił się do dziewczyny. Miała nieco niepewny wyraz twarzy, ale nie wyglądała na szczególnie wystraszoną. Odważna, pomyślał mężczyzna z zadowoleniem. Posłał jej przyjazny uśmiech.
    — Witaj — powiedział. — Nazywam się Ean. Można powiedzieć, że dowodzę tym miastem. Czy też raczej dowodziłem nim, dopóki nie wybrali kogoś innego.
    Wyraz twarzy nieznajomej zmienił się — wyglądała, jakby trochę jej ulżyło.
    — Ean? To o tobie mówił Fex?
    Fex? Czyżby to on ją przyprowadził? Dlaczego? Co robił w mieście?
    Och, uświadomił sobie Ean. Och. Zapewne chciał spełnić warunek, który dostał. Przyprowadzić mu któregoś z ważniejszych popleczników... I zamiast na niego, natknął się na Dannela. Biedny chłopak, pomyślał Ean. Pewnie już nie żyje.
    — Tak, prawdopodobnie mówił o mnie — przyznał. — Możemy porozmawiać? Obiecuję, jestem nieszkodliwy.
    — I tak nie mam wyboru, prawda?
    — Wręcz przeciwnie! Masz wybór! Ale jeśli odmówisz, pójdę sobie i zostawię cię zamkniętą w więzieniu. Kiedy już załatwimy wszystkie problemy z Dannelem... Cóż, nie wiem, czy będę o tobie pamiętał... W końcu będę miał tyle innych spraw na głowie...
    Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści i sztywno skinęła głową.
    — Dobra — powiedziała. — Porozmawiam z tobą.
    Uśmiechnął się szeroko.
    — Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. A teraz, proszę za mną.
    Zaprowadził ją do celi na szczycie wieży. Kiedy zamknął za nimi drzwi, dziewczyna posłała mu nieufne spojrzenie. Uśmiechnął się uspokajająco i wskazał na stojący na środku pomieszczenia stół.
    — Usiądź, proszę. Nie ma potrzeby, żebyś stała. — On sam usadowił się na łóżku.
    Dziewczyna usiadła na jedynym krześle, wciąż wpatrując się w niego takim wzrokiem, jakby spodziewała się, że w każdej chwili ją zaatakuje. Ean powstrzymał westchnięcie. Trudny przypadek, pomyślał. Ale radziłem sobie z gorszymi.
    — W porządku. Zacznijmy od najprostszych spraw, dobrze? — Żałował, że nie miał swoich notatek. Szybko wstał i poszedł do biurka. W szufladzie znalazł kilka niezapisanych kartek i coś do pisania. Zadowolony, wrócił na swoje poprzednie miejsce. — Co takiego mówiłem? Ach tak, najprostsze sprawy... Jak się nazywasz? Pełne imię, proszę.
    — Lonnea Jeakalla — odparła, nie spuszczając z niego wzroku.
    Zanotował.
    — Pełne imiona żyjących członków rodziny? Tych najbliższych, oczywiście.
    — Rorea Bearalla i Freazath Dreassa.
    Zanotował i zawahał się. Spojrzał na nią znad kartki.
    — I to są twoi...?
    — Dziadkowie — odparła. — Moi rodzice nie żyją. Nie mam rodzeństwa. Po co ci to wiedzieć? — zainteresowała się po chwili.
    — Zawsze próbuję dowiedzieć się jak najwięcej o mieszkańcach Oreall — wyjaśnił. — Nigdy nie wiadomo, kiedy ta wiedza może się przydać.
    Zmarszczyła brwi, niezadowolona.
    — Nie jestem mieszkańcem Oreall — zaprotestowała. — Nie jestem jedną z was.
    — W takim razie, kim jesteś, Lonneo? — Spojrzał na nią z uwagą.
    Odwróciła wzrok na chwilę.
    — Lonnie — mruknęła wreszcie, patrząc na niego. Uniósł brwi. — Tak mnie wszyscy nazywają.
    Zanotował to. Nieufnie przyglądała się temu, co robił. Rozbawiło go to. Czy ta dziewczyna wszystko uznawała za niebezpieczeństwo? Prawie jak Anella, pomyślał. Tylko, że ona nie wydaje się wszystkiego bać.
    — W porządku, Lonnie. Powiesz mi, kim jesteś?
    Przygryzła wargę.
    — Jestem magiem. Ale nie takim, jak wy! Nie zabijam innych! Nie zamykam ich w więzieniach! Nie grożę im!
    Ean westchnął. Czyli jednak była magiem.
    — Oczywiście, że nie jesteś. Jak się wkrótce przekonasz, niewielu z nas wpisuje się w ogólnie przyjęty obraz maga. To, że do tej pory miałaś z nami nieprzyjemne doświadczenia...
    — Nieprzyjemne?! Widziałam, jak ten mężczyzna, Dannel, zabija dzieciaka bez wahania! Tak, wyobraź sobie, to było nieprzyjemne! A potem kazał zamknąć mnie w więzieniu, a potem pojawiliście się wy... A ty — wskazała na niego oskarżycielskim palcem — groziłeś mi!
    — Owszem, groziłem — przyznał. — I spełniłbym swoją groźbę, gdyby okazało się to konieczne. Na szczęście, jesteś rozsądną dziewczyną i wiesz, co dla ciebie dobre. Prawda?
    Przełknęła ślinę i pokiwała głową. Choć sprawiała wrażenie zrezygnowanej, ogień w jej oczach jeszcze nie zgasł do końca.
    — W porządku. Może łatwiej ci będzie, jeśli wyjaśnię ci całą tę sytuację? — Znów pokiwała głową. Posłał jej lekki uśmiech. — Ten mężczyzna, Dannel, jest buntownikiem. Jednym z tych złych magów, którzy wierzą, że są lepsi od ludzi, którzy nie są magami. Kilka lat temu zbuntował się i, razem z wieloma osobami o tych samych poglądach, opuścił miasto, kiedy nie udało mu się przejąć kontroli nad Oreall. Ale teraz wrócił. I odniósł większy sukces. My, to znaczy ja, i inni magowie, którzy nie popierają jego... poglądów, próbujemy odzyskać kontrolę. Dlatego, muszę przyznać, wybrałaś sobie zły moment na odkrycie swoich magicznych zdolności. Opowiesz mi, jak to się stało?
    Lonnie słuchała go uważnie, okazjonalnie kiwając głową. Zawahała się, kiedy zadał pytanie.
    — Nie mam wyboru, prawda? — Westchnęła i zaczęła opowiadać, nie czekając na jego odpowiedź: — Ja i moi dziadkowie jesteśmy właścicielami gospody. Bardzo małej i taniej. Nikt już do niej nie przychodzi, chyba że się zgubi gdzieś w tych okolicach. I którego dnia pojawił się ten chłopak, Fex, z tą dziewczyną, Ballą. Powiedział, że jest chora i musi odpocząć. Trochę to było podejrzane, ale brakowało nam pieniędzy, to ich przyjęliśmy. — Wzruszyła ramionami. — Ale w nocy obudziły mnie krzyki Fexa. Wołał po pomoc, to poszłam sprawdzić co się stało. Ta dziewczyna zaatakowała mnie. Chciałam się bronić i wtedy... — Spojrzała na własne ręce z obrzydzeniem. — I wtedy użyłam magii. Kiedy Balla to zobaczyła, zaproponowała mi, żebym się do niej przyłączyła. Powiedziała, że Fex ją porwał. Ale ja jej nie uwierzyłam. Uznałam, że lepiej nie wierzyć żadnemu z nich. Razem z Fexem zaplanowałam, jak się jej pozbyć. Jemu też nie ufałam, ale wydawał mi się łatwiejszy do pokonania, niż ona, dlatego pomogłam mu... No i kiedy już pozbawiliśmy ją przytomności, przyjechaliśmy do Oreall pociągiem. Fex powiedział, że przekażemy ją tobie, ale wtedy okazało się, że to ten Dannel rządzi miastem. Zabił Fexa, a mnie uwięził. Nie wiem, co z Ballą. To wszystko.
    Ean słuchał z uwagą. Balla, pomyślał. Fexowi udało się schwytać Ballę. Wydawało mu się to mało prawdopodobne, ale może nie docenił chłopaka. To nie było już ważne — przecież i tak był martwy. Ean westchnął. Czyli Balla też była w mieście. Miał nadzieję, że Evas się na nią nie natknie. To nie skończyłoby się zbyt dobrze.
    — Dobrze — powiedział. — Może wróćmy do naszej poprzedniej rozmowy? Rozumiem, że jesteś zmęczona i z pewnością masz ochotę odpocząć. Załatwimy tylko kilka formalności i możesz się położyć. — Zachęcająco poklepał łóżko.
    Po spojrzeniu, jakie mu posłała, zrozumiał, że opacznie odebrała jego wiadomość.
    — Nie martw się — dodał, powstrzymując śmiech. — Nawet cię nie tknę. Zamienimy się miejscami.
    Pokręciła głową.
    — Zapomnij. Nie będę spała z obcym mężczyzną w jednym pokoju.
    — Nie jestem aż taki obcy... Ale rozumiem. Mimo wszystko, potrzebujesz odpoczynku. Na pewno poczujesz się lepiej, kiedy się położysz. Zaoferowałbym ci herbatę albo kawę i coś do jedzenia, ale, niestety, niczego nie mam przy sobie. Na to przyjdzie czas potem.
    — Nieważne — mruknęła. — Możemy już przejść do tych pytań?
    Z uśmiechem pokiwał głową.
    — Skąd jesteś?
    — Z Ereall — odparła. — To takie miasto przy granicy z...
    — Ehailandem — dokończył, posyłając jej szybki uśmiech. — Tak, wiem. Byłem tam kiedyś. — Ach, wspomnienia... I to takie, których wolałby nie pamiętać. Ereall nie przypominał mu o niczym przyjemnym. — Ile masz lat?
    — Dziewiętnaście.
    — Data urodzenia?
    — Dwudziestego drugiego filyi'a. 396 roku.
    — Dobrze. Powiedz mi, Lonnie, w czym jesteś dobra? — Spojrzała na niego pytająco. — Każdy mieszkaniec Oreall musi pracować. Najlepiej, gdyby było to coś, w czym jesteś dobra, ale możesz też poprosić kogoś, o nauczenie cię czegoś nowego.
    Zastanawiała się przez chwilę.
    — Całe życie pomagałam dziadkom prowadzić gospodę... — mruknęła.
    — Cóż, w Oreall nie mamy gospód ani hoteli. Każdy dostaje swoje własne mieszkanie — za darmo. Ale, skoro mówisz, że zajmowałaś się gospodą... Co powiedziałabyś na pracę w administracji?
    — Administracji? To brzmi... poważnie. — Przełknęła ślinę. — W porządku. Niech będzie administracja. Co będę musiała robić?
    Szybko zaakceptowała swoją sytuację, pomyślał Ean i zanotował to. Może się przydać.
    — Zajmować się problemami, które inni mają z mieszkaniami. Nazywamy to administracją, bo tak jest krócej. — Wzruszył ramionami i uśmiechnął się. — Nie martw się, nie mamy tych problemów zbyt wiele. To nie będzie ciężka praca. — A mnie trochę odciąży, dodał w myślach. — W porządku, przejdźmy dalej... Jesteś religijna?
    Wyglądała na oburzoną takim pytaniem.
    — Co? Oczywiście! Jak mogłabym nie być?!
    — Zdziwiłabyś się — mruknął. — To może stanowić problemy. Oreall jest miejscem, w którym styka się ze sobą wiele religii. Nie tolerujemy tu konfliktów na tym tle. Mam nadzieję, że to rozumiesz i będziesz stosować się do naszych zasad.
    — Rozumiem — mruknęła. — Mam szanować wszystkich, niezależnie od tego, jaką religię wyznają, tak?
    — Dokładnie tak. Ogólnie, powinnaś szanować wszystkich, niezależnie od ich poglądów. Ale jeśli wpadniesz na kogoś, kto niepochlebnie wyraża się od niemagicznych ludziach... Powinnaś to zgłosić. Kwestie bezpieczeństwa. — Wzruszył ramionami. — Od czasów Dannela lepiej być ostrożnym.
    Pokiwała głową.
    — Rozumiem. Nie będzie ze mną problemów, obiecuję.
    Biorąc pod uwagę twoją osobowość, wątpię, pomyślał Ean, ale nie powiedział tego na głos. Zamiast tego, uśmiechnął się serdecznie.
    — Cieszę się. Przejdźmy dalej. Jaki jest twój ulubiony kolor?
    Zamrugała.
    — Co?
    — Ulubiony kolor. Z pewnością masz jakiś?
    — Po co ci to wiedzieć? — Zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego podejrzliwie.
    — Jak już mówiłem, nigdy nie wiadomo, kiedy któraś z tych informacji nie okaże się przydatna. Na przykład, żeby kupić prezent urodzinowy.
    — Nie chcę od ciebie żadnych prezentów — burknęła, wbijając wzrok w podłogę. Po chwili dodała: — Zielony.
    Zadowolony, zanotował to.
    — Dobrze. Mam jeszcze kilka pytań, ale nie martw się, nie są osobiste...
   
    Balla odłączyła się od Dannela. Nie zrobiła tego celowo — chciała jedynie rozejrzeć się po piwnicy. Nie wiedziała nawet, że biblioteka jakąś miała. Najwyraźniej jednak tak.
    Było ciemno, ale, na szczęście, nie panowała w niej wilgoć. Pewnie z powodu książek, pomyślała Balla, kierując się głębiej i głębiej, dopóki nie dotarła do ślepego zaułka.
    Rozległ się jakiś trzask, który zaskoczył ją do tego stopnia, że niemal podskoczyła. Obróciła się gwałtownie, rozglądając się i cofając pod samą ścianę. Dla bezpieczeństwa spróbowała się o nią oprzeć. I wtedy jej ręka po prostu przez nią przeszła.
    Dziewczyna spojrzała na nią z zaskoczeniem. Przejście? Czyżby to było to? Balla zawahała się i rozejrzała. A potem przeszła przez ścianę.
    Znalazła się w długim korytarzu. Niezliczona liczba drzwi prowadziła do różnych pomieszczeń. Balla ruszyła przed siebie, rozglądając się uważnie, gotowa odeprzeć każdy atak. Czym było to miejsce?
     Szła przed siebie, aż doszła do rozwidlenia. Po chwili wahania, skręciła w prawo. Idąc powoli i ostrożnie, dotarła do końca. Kiedy przyłożyła dłoń do ściany, nic nie poczuła. Tym razem nie było to przejście. Postanowiła się wycofać.
    Przeszła z powrotem do piwnicy i natychmiast spróbowała odnaleźć Dannela. Nie natknęła się jednak ani na niego, ani na nikogo innego. Poczuła zaś niepokojący zapach. Czy to był dym? Wbiegła na górę po schodach, przechodząc przez dziurę stworzoną przez Evasa.
    Tam odkryła powód smrodu. W bibliotece szalał ogień. Odruchowo spróbowała przejąć nad nim kontrolę, chcąc go powstrzymać, ale nie dała rady. Manipulowanie żywiołami należało do niezwykle trudnych zadań, ale to nie dlatego nie potrafiła tego zrobić. Ogień był magiczny — stworzony przez Dannela.
    Balla zakaszlała i przykryła sobie dłonią usta. Dym był nie do zniesienia, tak samo, jak gorąco buchające od płomieni. Dziewczyna zawahała się — czy powinna wydostać się przez przejście w piwnicy? I wtedy zauważyła ludzkie kształty.
    Rozpoznała w nich Mirin i Sharreta. Podbiegła do nich i pomogła kobiecie stanąć na nogi.
    — Chodźcie! — zawołała. — W piwnicy jest przejście! — wykrztusiła pomiędzy atakami kaszlu.
    Mirin i Sharret zbiegli po schodach, zataczając się lekko. Balla zaś, mimo zawrotów głowy, które odczuwała, została. Gdzie był Dannel? Uciekł? Chciała go zawołać, ale nie była w stanie. Bała się, że jeśli otworzy usta, wpuści w nie dym i umrze. W końcu jednak poddała się — zbiegła w dół, gdzie również dotarł już dym.
    — Gdzie jest Dannel? — zapytała, kiedy uspokoiła nagły atak kaszlu.
    — Poszedł gdzieś. Pewnie pobiegł za Evasem — odparła Mirin, rozglądając się. — Gdzie jest to przejście?
    Balla zaprowadziła ich do przejścia, jednocześnie oddychając z ulgą. Czyli Dannela już nie było w bibliotece. To dobrze. Martwiła się, że coś mogło mu się stać.
    Przeszła do długiego korytarza jako pierwsza, Mirin podążyła za nią, zaś na tyłach był Sharret. Mężczyzna dotychczas milczał, rozglądając się tylko uważnie i podejrzliwie. Ballę przeszły ciarki — nie przepadała za nim. Był... dziwny.
    Ruszyła korytarzem pewnym krokiem, choć nie wiedziała, gdzie powinna się kierować. Co było za tymi drzwiami? Może powinna za któreś z nich zajrzeć?
    Zatrzymała się gwałtownie, kiedy usłyszała głosy. Dobiegały zza jednych z zamkniętych drzwi i przypominały kłótnię.
    Balla cofnęła się o kilka kroków. Wbiła wzrok w drzwi, zza których dobiegały odgłosy. Przez chwilę zastanawiała się, ale kiedy rozległ się odgłos kroków, szybko odskoczyła. Ktoś wyszedł na korytarz.
    Balla zamarła i on również. Otworzył szerzej oczy. Nie znała go — średniego wzrostu, chudy, w okularach. Zupełnie go nie kojarzyła, co mogło znaczyć tylko jedno — nie był jednym z ludzi Dannela. Był wrogiem.
    Balla poczuła, jak na jej twarzy formuje się uśmiech, i nawet nie próbowała go powstrzymać.
----------------------
Dość spokojny rozdział, ale można się domyślić, że to tylko cisza przed burzą...

10 komentarzy:

  1. "kto niepochlebnie wyraża się od niemagicznych ludziach" - o

    Ciekawa jestem kim jest ta Lonnie. Nie zdziwiłabym się, gdyby nie mówiła o sobie całej prawdy, chociaż wydaje się, że była z Eanem szczera. Jest w niej coś, co mnie ciekawi. Chociażby to, dlaczego uznała za całkowicie normalne, że bedzie teraz mieszkanką Oreall. Czy nie powinna chcieć wydostać się stąd i wrócić do siebie? Zdziwiło mnie to.

    Ciekawa jestem kim jest ten chłopak, którego spotkała Balla. Coś mi się wydaje, że biedak nie wyjdzie z tego żywy xD A na razie nie potrafię skojarzyć, czy powinnam go znać :D Szkoda, że nie mam już rozdziału do nadrobienia, żeby się o tym dowiedzieć:<

    Tak więc czekam na niego i mam nadzieję, że przybędę bez wiekszych opóźnień ;D
    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lonnie, Lonnie... Mogę zdradzić, że będzie miała dość dużą rolę do odegrania :D
      A facet, którego Balla spotkała, to ktoś, kto już się wcześniej pojawił. Następny rozdział zresztą wyjaśni, kto to i jak skończy się ich spotkanie :D

      Dziękuję za komentarz :D
      Pozdrawiam ;D

      Usuń
  2. Faktycznie nieco spokojniej, ale to b. dobrze. chwila oddechu wszystkim się przydała.... a i tak wiadomo, że to właśnie cisza przed burza i ja się osobiście tego boję... Na kogo wpadła Balla? Zastanawiam sie czasem, czy ona na pewno jest żła sama z siebie, szczerze wątpię, myslę, czy to nie jest częsciowo związane z tym, że chce za wszelką cenę przypodobać sie Dannelowi. Ale trudno ją rozgryźć. Kogo ona spotkała na koniec?! No i Lonnie... Lonnie ma charakterek, ale jest też rozsądna. E. jest wybitnie dobrym mówcą, dokładnie wie, co trzeba powiedzieć, by ludzie robili to, czego on chce. A jednak chwilowo nie rządzi... Bo obn chyba nawet to wie - kiedy niby odejść... Sama nie wiem, czy go lubię, czy nie. Na pewno go szanuję. Należy się go obawiać w jakiś sensie. Mam nadzieję, ze w następnej notce będzie o naszej głównej bohaterce :P pozdrawiam i zapraszam na Niezależność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balla... O przyczynach jej zachowania będzie dość sporo później, także nie będę spoilerować. Na pewno chęć przypodobania się Dannelowi ma z tym sporo wspólnego ;)
      Lonnie ma dość ciężki charakterek ;)
      Anella na pewno pojawi się w kolejnym rozdziale i to w dość dużych ilościach.

      Dziękuję za komentarz :)
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. O nie, a raczej tak! Balla, mam nadzieję, że zginiesz w potwornych mękach. Ja z pewnością nie będę po tobie płakać. Dodatkowo zatańczę nad twoimi zwłokami, a na bis na twoim grobie. HA!!!
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, za co ty tej Balli tak nienawidzisz? ;D Nie twierdzę, że to postać, którą łatwo lubić, ale nie spodziewałam się, że wzbudzi aż taką nienawiść :D

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Twoje opowiadanie jest bardzo ciekawe i widać, że gdy tworzysz, poświęcasz mu całe swoje serce. Po jednym rozdziale wiem, że twój styl pisania jest ciekawy, potrafisz zainteresować czytelnika i zachęcić do czekania na kolejny rozdział. Trzymaj tak dalej, powodzenia.

    Pozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, cieszę się, że się podobało ^^
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Ogólnie przepraszam za moją nieobecność. Dostawałam wszystkie informacje o rozdziałach, ale kurcze jakoś miałam zapracowany miesiąc, a poza tym dodawałaś je jak torpeda!
    Rozdział oczywiście super. Nie ufam całej tej Lonnie, za bardzo wydaje mi się podejrzana, a poza tym... chyba nie mam więcej nic do dodania.
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam
    ROLAKA z http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się, mi też zawsze długo zajmuje zabranie się za czytanie, więc wiesz... Rozumiem opóźnienie w czytaniu ;)
      Jeśli chodzi o Lonnie, to mogę zdradzić tylko tyle, że jeszcze sporo namiesza ;)

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony