niedziela, 13 maja 2018

Miasto Magii - Rozdział XXI „Wolność”

    Anella próbowała pisać listy do rodziny. Usiadła przy stole w swoim małym mieszkanku, wyciągnęła kilka kartek papieru, rozłożyła je przed sobą, chwyciła za pióro i... utknęła. Nagle w jej umyśle zapanowała pustka.
    Od czego zacząć? Jak ująć w słowa to, co chciałaby im przekazać? Choć wcześniej ułożyła sobie wszystko w głowie, teraz nie potrafiła przelać tego na papier.
    Zwalczyła chęć pogięcia kartek i wyrzucenia ich przez okno. Odetchnęła głęboko, prostując się na krześle. Tak naprawdę nie miało znaczenia to, co pisała — te listy i tak nigdy nie zostaną wysłane. Anella nie mogła kontaktować się z rodziną, a, poza tym, nawet nie wiedziała, gdzie ich szukać.
    Czy jeszcze żyli? W jaki sposób zostali ukarani? Z pewnością odebrano im majątek i wygnano z Oleannu. Może umieszczono ich w więzieniu... Na samą tę myśl przechodziły ją dreszcze. Pomyślała o Thereannie, swojej młodszej siostrze. Miała tylko trzynaście lat. Czy ją również ukarano? Przecież niczemu nie zawiniła.
    Nikt z nich nie zawinił. Nie zrobili nic złego, teraz Anella o tym wiedziała. Nie zasługiwali na karę. To nie było sprawiedliwe.
    Anella zdała sobie sprawę z tego, że siedzi, gapiąc się w puste kartki i zaciskając dłonie w pięści, dopiero gdy ktoś zapukał do drzwi. Wzdrygnęła się i spojrzała w tamtą stronę. Nie spodziewała się gości.
    Mogła zignorować pukanie i udawać, że jej nie ma. Jakaś jej część chciała tego, potrzebowała spokoju, ale inna dosyć samotności. Pragnęła towarzystwa innych ludzi.
    Anella poddała się jej woli i otworzyła drzwi. Za nimi stał szeroko uśmiechnięty Sander.
    — Cześć, An! — powiedział. — Nie przeszkadzam?
    — Nie... Coś się stało? — zapytała, wpuszczając go do środka.
    Dopiero po chwili zorientowała się, że była sama w mieszkaniu z obcym mężczyzną. Co pomyślałaby jej rodzina? Ale nie, Sander wcale nie był obcy, poza tym, nie mógł mieć złych zamiarów, prawda?
    Sander przeszedł do kuchni i położył swoją torbę na blacie.
    — Pomyślałem sobie o naszej ostatniej rozmowie, wtedy w „Kuchni...”. Pamiętasz?
    Anella codziennie jadała obiady w „Kuchni Nemaih”, gdzie Sander pracował jako kucharz. Raz udało jej się złapać go w czasie przerwy i faktycznie wtedy rozmawiali.
    — Tak — przyznała, przestępując z nogi na nogę.
    — Powiedziałaś wtedy, że przychodzisz tam, bo nie potrafisz gotować, pamiętasz? No, to pomyślałem, że może cię nauczę.
    Anella otworzyła usta i zaraz z powrotem je zamknęła.
    — Ja... — wykrztusiła w końcu. — Nie musisz. — Spuściła wzrok, czując jak się rumieni.
    Sander zbył to machnięciem ręki.
    — Daj spokój, będzie fajnie, zobaczysz. To wcale nie jest takie trudne. Chodź tutaj, przyniosłem kilka rzeczy, spróbujemy coś zrobić, dobra?
    Anella zawahała się i pokiwała głową.
    — W porządku... Ale nie mam za dużo czasu, wieczorem mam trening z Evasem.
    Sander wyszczerzył zęby w uśmiechu.
    — Nie martw się, pójdzie szybko.
*
    Nie poszło szybko. Anella okazała się całkowitym kulinarnym beztalenciem. Sander, jakimś cudem, nie tracił jednak cierpliwości, pomagając jej i tłumacząc, co robić. Śmiał się przy tym, ale dziewczyna nie odniosła wrażenia, jakby śmiał się z niej. W końcu nawet sama zaczęła uważać to wszystko za zabawne.
    Straciła poczucie czasu i spóźniła się na spotkanie z Evasem. Chłopak nie był zadowolony, za karę kazał jej przebiec dłuższy dystans niż zazwyczaj. Nie narzekała, bo wiedziała, że na to zasłużyła.
    Ku swojemu zdumieniu, polubiła treningi z Evasem. Choć chłopak nie należał do najmilszych i szybko tracił cierpliwość, w jakiś sposób to, co mówił, potrafiło do niej dotrzeć. Wolałaby jednak, żeby treningi nie były aż tak męczące.
    Do mieszkania wróciła już po zmroku, Evas nie chciał wypuścić jej wcześniej. Nawet jej nie odprowadził, przez co niemal biegła, chcąc wrócić do siebie jak najszybciej. Choć wiedziała już, że w Oreall nie musi się niczego obawiać, ulice miasta w nocy wciąż ją przerażały.
    Pół nocy nie mogła zasnąć, śniła jej się Thereanna i to, co mogło się z nią stać. Anella nie pamiętała dokładnie treści snów, ale obudziła się cała spocona i roztrzęsiona.
    Do pracy poszła wykończona, walcząc z chęcią wzięcia sobie wolnego dnia. Mogła to zrobić, ale nie chciała wyjść na leniwą — w końcu jej praca nie była taka męcząca.
    W bibliotece zastała Eana, co ją zaskoczyło. Przez chwilę obawiała się, że się spóźniła, w końcu mężczyzna rzadko wstawał tak wcześnie, ale zegar twierdził, że przybyła na czas.
    Steena nigdzie nie było widać. Ean zaś stał na podwyższeniu, przed kilkoma złączonymi stołami. Coś na nich leżało — kiedy Anella podeszła bliżej, odkryła, że to wielki magion, wycięty w kształt Urthei.
    — Dzień dobry, Anello — powiedział Ean, nie odwracając się.
    — Dzień dobry. Co to? — zapytała, dołączając do niego.
    — Magion wykrywający. Wskazuje, gdzie na terenie Urthei używana jest magia. — Zerknął na nią i zmarszczył lekko brwi. — Wszystko w porządku?
    Musiała wyglądać jeszcze gorzej, niż jej się wydawało.
    — Tak. Tylko... Wczorajszy trening był bardzo wyczerpujący. — Zbyła to wzruszeniem ramion.
    Nie zamierzała zwierzać mu się z koszmarów. Nie był jej przyjacielem, tylko... Właściwie sama nie wiedziała.
    — Jeśli są dla ciebie zbyt, męczące, możesz jej w każdej chwili przerwać. Porozmawiam z Evasem, jeśli chcesz.
    Anella pokręciła głową.
    — Nie... Nie trzeba. — Ean zrobił już dla niej wystarczająco wiele. Nie potrzebowała kolejnej przysługi.
    — Skoro tak mówisz. — Mężczyzna nie brzmiał na przekonanego, ale z powrotem skupił się na magionie.
    Anella również na niego spojrzała. W niektórych miejscach pulsowały jasne kropki, najwięcej było ich po środku. Elutean, jak się domyślała. Albo i sam Oreall.
    — Próbujesz znaleźć Dannela — domyśliła się.
    Ean pokiwał głową.
    — Tak, ale on nie jest taki głupi. Ukrywa się. Znalezienie go nie będzie takie proste.
    Anella przygryzła wargę. Z jednej strony chciała, by Dannel został znaleziony i pokonany, ale z drugiej... Przerażała ją perspektywa walki. Czy zostanie do niej zmuszona teraz, gdy przeszła trening?
    — Evas go pokona, prawda?
    — Oczywiście. Nie musisz się niczym martwić. — Ean uśmiechnął się do niej uspokajająco.
    Naprawdę w to wierzy, czy tylko próbuje mnie uspokoić?, zastanowiła się Anella, ale postanowiła dłużej mu nie przeszkadzać i zabrać się do pracy.
    Steena ciągle nigdzie nie było, a kiedy zapytała o to Eana, ten machnął tylko ręką w stronę regałów. Nie mając nikogo, kto powiedziałby jej, co ma robić, Anella zajęła się tym, czego nie dokończyła poprzedniego dnia.
    Teraz, kiedy już zaczęła używać magii, jej głównym zajęciem było odnawianie starych i zniszczonych książek. Magia manipulująca idealnie się do tego nadawała. Wystarczyło tylko nakazać pożółkłym stronom, by stały się białe, a one natychmiast tego słuchały. Rozdarte i poplamione kartki sprawiały jej więcej problemów, wymagały bowiem większej precyzji, ale tych, na szczęście nie było zbyt wiele.
    Anella nie spieszyła się, wiedząc, że gdyby popełniła jakiś błąd i zniszczyła całą książkę, Steen nie wybaczyłby jej. Bibliotekarz nie był taki zły, jednak o swoje książki troszczył się bardziej niż o cokolwiek innego.
    Pracowała w ciszy, a Ean kręcił się przy magionie, co jakiś czas mamrocząc coś pod nosem. Przerwało im dopiero przyjście kogoś do biblioteki.
    To była Erass, właścielka piekarnii, w której pracowała Dealla. Anella widywała ją czasami — kobieta pochodziła z Ehailandu i miała około czterdziestu lat. Zawsze była dla Anelli bardzo miła, więc dziewczyna ją lubiła.
    — Dzień dobry — przywitała się kobieta. — Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej, mieliśmy w piekarni małe... zamieszanie. — Uśmiechnęła się przepraszająco.
    — W porządku, nic się nie stało — odparł Ean.
    Anella, widząc, że Erass nie przyszła do biblioteki, żeby coś wypożyczyć, wróciła do swojego zajęcia, jednym uchem wciąż przysłuchując się rozmowie. Zamieszanie w piekarni?, pomyślała. Ciekawe, co się stało... Zapytam o to Deallę.
    — Ma pan dla mnie jakieś zadanie, tak?
    — Tak. Chodź bliżej i spójrz na to. — Pokazał kobiecie magion. — Większość z tego to działania Dannela i jego ludzi.
    — Nie wygląda to najlepiej... — mruknęła Erass.
    — Nie wygląda — przyznał Ean. — Chciałbym, żebyś sprawdziła kilka z tych miejsc. Zobaczyła, co się tam dzieje. Nie doszły nas słuchy o żadnych atakach, ale nie można tego tak zostawić.
    — Oczywiście. Gdzie mam się udać?
    — Myślałem nad Nuzealn, z tego, co widzę, jest tam Luvvin. I może jeszcze Inoath, chociaż to już nie w Osnei... Jest tam Freannar. Nie chcę, żebyś z nimi walczyła, o ile nie zajdzie taka konieczność. Po prostu sprawdź, co się tam dzieje.
    — W porządku. Ci dwaj raczej nie sprawią mi większych kłopotów.
    — Cieszę się, że tak uważasz. Zabierz ze sobą jakieś dwie osoby i zgłoś mi, kogo wybrałaś. Dostaniesz magion komunikacyjny i transportujący. Wyruszysz jutro rano.
    — W porządku. Czy to wszystko?
    — Tak, możesz odejść.
    Erass pożegnała się i poszła, Anella zaś nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Erass? Ean wysyłał ją poza granice Oreall?
    Owszem, wiedziała, że niektórzy mieli misje poza miastem, ale sądziła, że ograniczało się to tylko do wybranych osób. Takich jak Evas. Erass była tylko właścicielką piekarni, nie wydawała się szczególnie silnym magiem. A mimo to mogła opuścić Oreall.
    Opuścić Oreall... Przez chwilę Anella rozmarzyła się, wyobrażając sobie życie poza miastem, bez magii i niebezpieczeństw z nią związanych. To było tylko głupie myślenie, wiedziała, że to coś, czego nigdy nie pozbędzie się ze swojego życia. Jednak sama myśl o tym, żeby wyjechać z miasta, choćby i na kilka dni, napawała ją dziwną ekscytacją.
    Całe swoje życie Anella spędziła zamknięta w rodzinnej posiadłości. Przez dziewiętnaście lat nigdy nie opuściła Oleannu. A potem, pomijając samą podróż do Oreall, pozwoliła zamknąć się w Mieście Magii. I, choć lubiła swoje życie tutaj, nagle poczuła, że mogłaby znacznie więcej.
    Mogłaby zwiedzić świat, jak Zead, bohaterka „Świata z marzeń i snów”, jej ulubionej książki. Jako dziecko o tym marzyła, dopiero później dotarła do niej smutna prawda o tym, że nigdy nigdzie nie pojedzie. Że była więźniem własnego domu.
    Ale teraz była wolna, prawda? Musiała jedynie trzymać się z daleka od Elenei. Reszta świata stała przed nią otworem.
    Podekscytowana tą nagłą myślą, Anella otworzyła usta i wypaliła:
    — Czy ja też mogłabym gdzieś pojechać?
    Ean spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Natychmiast pożałowała swoich słów. Wyśmieje mnie, prawda?, pomyślała z obawą.
    — Ty? — zapytał Ean. — Chcesz gdzieś jechać? Poza Oreall?
    Anella pokiwała głową, nic nie mówiąc. Ean uśmiechnął się.
    — Anello, możesz jechać, gdzie tylko chcesz. Nie jesteś tu więźniem. Jeśli nie chcesz, nie musisz tu nawet mieszkań. Na Urthei są magowie, żyjący poza Oreall.
    — Naprawdę?
    — Oczywiście. Niewielu, bo jednak życie tutaj jest dla nich bezpieczniejsze, ale są. Ty też możesz do nich dołączyć.
    Anella zawahała się. Czy chciała tego? Czy chciała mieszkać poza Oreall? Nie, zdecydowała niemal natychmiast. Nie chciała. Gdyby ktoś spoza miasta odkrył, że jest magiem... Wątpiła, by drugi raz uszła z życiem. Miasto Magii było bezpieczniejszą opcją.
    — Nie, ja... Lubię Oreall — powiedziała. — Chcę tu mieszkać. Tylko... Chciałabym wyjechać, choćby i na dwa dni... — Jej głos przybrał niemal błagalny ton.
    — W porządku, możesz to zrobić. Musisz tylko poprosić Steena o kilka dni wolnego i możesz jechać, gdzie chcesz.
    Anella już zaczynała się uśmiechać, ale mina jej zrzedła. Nie pomyślała o tym. Czy miała wystarczająco dużo pieniędzy, żeby gdziekolwiek jechać?
    — Albo... — kontynuował Ean, zerkając na magion. — Albo mogę wysłać cię na oficjalną misję. Wtedy Steen nie będzie miał nic do gadania, a tobie w dodatku zapłacę.
    Anella zamarła.
    — Jak ta, na którą wysyłasz Erass?
    — Tak. Nie martw się, to nic niebezpiecznego. No i nie będziesz sama. Sugeruję, żebyś wzięła Sandra i Deallę, chyba dobrze się z nimi dogadujesz. Co ty na to?
    Oficjalna misja? Przeszedł ją dreszcz. Miałaby jechać gdzieś i szukać ludzi Dannela? A gdyby ktoś ją zaatakował? Nie, to zupełnie nie to, co miała na myśli, mówiąc o wyjeździe.
    — Ja... Chyba jednak zrezygnuję.
    — Twój wybór — w głosie Eana pobrzmiewał zawód. — Jak mówiłem, taka misja nie jest niebezpieczna. Po prostu jedziesz do wskazanego miejsca, patrzysz, czy nie dzieje się tam nic złego i wracasz.
    — A gdyby działo się coś niebezpiecznego?
    — Wzywasz Evasa albo innego z obrońców i trzymasz się z daleka od kłopotów.
    Anella wbiła wzrok we własne dłonie, wciąż niepewna.
    — Poza tym, nawet dobrze by było, gdybyś wyjechała — dodał Ean. — Niedługo może zrobić się w Oreall dość niebezpiecznie.
    Dziewczyna spojrzała na niego.
    — To znaczy?
    — Obawiam się, że nie mogę wyjaśnić ci, co planujemy. Zaufaj mi jednak — lepiej będzie ci z daleka od miasta.
    Anella odetchnęła głęboko.
    — Dobrze — powiedziała wreszcie. — W porządku. Pojadę.
    Ean uśmiechnął się szeroko.
    — Świetnie. Naprawdę, bardzo się cieszę. Zaraz znajdę ci jakieś odpowiednie miejsce...
    Anella przyłożyła dłoń do piersi, czując przyspieszone bicie serca. Miała nadzieję, że nie popełniła właśnie największego błędu w swoim życiu. 
*
    Po opuszczeniu biblioteki, poszła po Deallę. Wiedziała, gdzie jej szukać. Dziewczyna właśnie kończyła swój dzień pracy w piekarni. Na widok Anelli uśmiechnęła się szeroko.
    —  Cześć! Co tam?
    Anella zawahała się. Czy powinna od razu przejść do rzeczy?
    —  Właśnie skończyłam pracę… —  zaczęła. —  I rozmawiałam z Eanem. Ma dla mnie zadanie… — Coś poza miastem. W jakimś miasteczku niedaleko Eluteanu zauważono dużą aktywność magii… Ean chce, żebym to sprawdziła. Powiedział, żebym zabrała ciebie i Sandra.
    Z obawą oczekiwała na odpowiedź, kiedy Dealla zastanawiała się.
    —  Czy to niebezpieczne?
    — Ean twierdzi, że nie… Mamy tylko sprawdzić, czy nie dzieje się tam nic złego. Powiedział, że mamy nie walczyć, tylko uciekać, jeśli coś by się działo.
    Dealla uśmiechnęła się i pokiwała głową.
    — Dobra. Wchodzę w to. Wygląda na to, że wreszcie dzieje się coś ciekawego.
    Ciekawego?, pomyślała Anella. Miasto jest w niebezpieczeństwie, Dannel może w każdej chwili je zaatakować. To nie jest ciekawe. To przerażające. Uśmiechnęła się jednak słabo i pokiwała głową.
    — Zabrałybyśmy może i Stace, ale ona pewnie będzie musiała pilnować dzieciaków —  mówiła dalej Dealla. Wzruszyła ramionami. —  No nic, trudno. Jej strata. Rozmawiałaś już z Sandrem?
    — Jeszcze nie, nie bardzo wiem, gdzie go znaleźć… — Wspominał, że wieczorami grywa w barach, ale ona żadnego nie znała. Nie chciała zapuszczać się w podejrzane okolice miasta, a już na pewno nie sama.
    — No to chodźmy go poszukać. Może będzie w „Szalejącym Płomieniu”.
    Anellę przeszedł dreszcz na samą myśl o barze. Nigdy w żadnym nie była i nie chciała tego zmieniać. Objęła się ramionami i usiadła na stołku w kącie, czekając, aż Dealla skończy pracę.
    — Dobrze znasz Sandra? — zagadnęła Dealla.
    Anella zastanowiła się.
    — Znam go, oprowadził mnie trochę po mieście pierwszego dnia, ale… Nie rozmawiałam z nim wtedy za długo. Ale któregoś dnia go spotkałam po pracy i odprowadził mnie do domu. I wczoraj mnie odwiedził — dodała po chwili i natychmiast tego pożałowała, widząc błysk w oczach Dealli.
    Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle.
    — Ach tak? Odwiedził cię? —  Oparła się o ladę. —  No proszę, proszę. Widzę, że w twoim życiu dzieją się ciekawe rzeczy.
    Anella zarumieniła się.
    — To nie tak… —  mruknęła. —  Po prostu na siebie wpadliśmy i… Nieważne. —  Nie musiała z nikim o tym rozmawiać. Zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła głowę.
    Dealla roześmiała się.
    — Już daj spokój, to nic strasznego. Sander to przystojny mężczyzna, sama bym się za niego brała, gdybym już kogoś nie miała.
    — To ty masz Partnera? — zdziwiła się Anella, jednocześnie rozpaczliwie chwytając się możliwości zmiany tematu.
    — Ha! Nie Partnera, bez przesady, młoda jeszcze jestem, muszę się wyszaleć. Fellim to miły i słodki chłopak, kiedyś cię mu przedstawię.
    Anella otworzyła szerzej oczy.
    — To twój Dobrany?
    Dealla prychnęła.
    — Proszę cię! Nie potrzebuję jeszcze Partnera. Już mówiłam, chcę się trochę wyszaleć. Co jest? Zgorszyłam cię?
    — Nie, ja tylko… — Anella urwała. Tak, była zgorszona. Dealla była z kimś, kto nie był jej Partnerem? Przecież to niedozwolone! Prawo we wszystkich eańskich krajach jasno mówiło, że w życiu można mieć tylko jednego Partnera!
    Dealla przewróciła oczami.
    — Och, An. Otwórz oczy i rozejrzyj się. Wiem, że wy, tam na północy, jesteście strasznie pruderyjni, ale bez przesady. Naprawdę tak cię to szokuje? Że jestem z kimś, kto nie jest moim Partnerem? — Pokręciła głową i westchnęła. — To pewnie jeszcze bardziej się zdziwisz, kiedy powiem ci, że większość tak robi. Starzy mogą sobie przestrzegać tych niedorzecznych zasad, ale większość młody je ignoruje, mówię poważnie. Szczegołnie w Oreall, gdzie te głupie zasady nie obowiązują.
    Anella pokiwała głową, czując się nieco słabo. Oczywiście, powinna była to przewidzieć. Czemu w ogóle cokolwiek jeszcze ją dziwiło? Oreall nie było takie, jak reszta świata. Powinna się do tego już dawno przyzwyczaić. 

*
    Dealla miała rację —  znalazły Sandra w „Szalejącym Płomieniu”. Bar, wciśnięty w boczną uliczkę, był cały zapełniony, pomimo dość wczesnej pory. Anella weszła do środka z obawą, spodziewając się tłumu pijanych ludzi.
    W barze panował półmrok, mimo wspomaganych magią lamp, zwisających z sufitu. Kamienne ściany, choć powinny wydawać się chłodne, nadawały wnętrzu przytulne wrażenie. Ludzie siedzieli w niewielkich grupach na puszystych poduszkach, przy niskich stolikach. Faktycznie było ich wielu, niektórzy trzeźwiejsi od innych. Dyskutowali coś gorączkowo.
    Oprócz ludzi była też muzyka. Lekka, przyjemna melodia, swobodnie płynąca w powietrzu i poprawiająca nastrój. Anella nigdy nie przepadała za dźwiękami gitary, teraz jednak poczuła, jak jej usta automatycznie rozciągają się w uśmiechu.
    Z łatwością zlokalizowała źródło muzyki. W kącie pomieszczenia siedział Sander, z gitarą w dłoniach, swobodnie wygrywając melodię. Miał zamknięte oczy, na jego ustach błąkał się lekki uśmieszek, a ludzie siedzący w jego najbliższym otoczeniu wydawali się jakoś tak... bardziej zrelaksowani.
    Anella przestała się na niego gapić dopiero, kiedy Dealla szturchnęła ją łokciem i wskazała na rudowłosego mężczyznę, który właśnie do nich podszedł.
    — Witajcie, drogie panie. — Mężczyzna uśmiechnął się ciepło. — Mamy dzisiaj tłok, ale może jeszcze znajdziecie gdzieś miejsce.
    — Nie trzeba — powiedziała Dealla. — Jesteśmy tu tylko po Sandra. — Wskazała go dłonią. — Zaraz sobie pójdziemy.
    Mężczyzna pokiwał głową, rozglądając się.
    — Chętnie bym z wami pogadał, dziewczyny, ale przy tylu ludziach mam ręce pełne roboty, więc muszę już lecieć. Usiądźcie sobie gdzieś. Za chwilę powinien skończyć.
    Z tymi słowami oddalił się. Dziewczyny wymieniły spojrzenia, a potem udały się do kąta, w którym siedział Sander. Usiadły w pobliżu i pozwoliły, aby muzyka je pochłonęła.
    Anella niemal natychmiast poczuła, jak jej ciało relaksuje się, a z głowy odpływają wszystkie złe myśli. Przymknęła oczy i pozwoliła, żeby to uczucie ją opanowało. Może powinna czuć się zaniepokojona, w końcu wyraźnie coś się z nią działo, jednak... Nie potrafiła zdobyć się na jakiekolwiek negatywne uczucia.
    Magia?, zastanowiła się. To miałoby sens, jednak... Czy Sander był w stanie zrobić coś takiego? To prawda, był Umysłowcem, jednak...
    Anella nagle oprzytomniała. Zamrugała, zdezorientowana i wyprostowała się na krześle. Dopiero po chwili dotarło do niej, że muzyka ucichła, a, wraz z nią, jej magia. Rozglądając się, zauważyła, że ludzie siedzący wokół zareagowali podobnie.
    — Przepraszam — powiedział Sander, odkładając gitarę na bok i wstając. Uśmiechnął się przepraszająco. — Mała przerwa na toaletę. Zaraz wracam.
    Kiedy wyszedł, Anella spojrzała na Deallę. Ta uśmiechnęła się.
    — To było coś, nie? Nigdy nie widziałam, żeby ktoś robił coś takiego.
    Anella pokiwała głową.
    — Ale jak on to zrobił? — zapytała. — Jest przecież Umysłowcem, więc jak wpłynął na gitarę, żeby... — zawahała się. — Żeby zrobić to, co zrobił? — Cokolwiek by to nie było.
    Inna część umysłu dziewczyny była przerażona. Nie wiedziała, że magia była zdolna do czegoś takiego. Żeby tak kontrolować innego człowieka, jego uczucia... To było straszne. Cieszyła się, że to Sander miał taką moc, bo w rękach innego maga mogłaby być śmiertelnie niebezpieczna.
    Dealla wzruszyła ramionami.
    — Nie wiem. Magia wewnętrzna jest dziwna. Sama nie do końca ją rozumiem, a jestem przecież Jednostkowcem. Naprawdę, ciężko to ogarnąć. Chodź, już wrócił. — Wskazała dłonią.
    Faktycznie, Sander wrócił już z toalety i znów zajął swoje miejsce. Zanim jednak sięgnął po gitarę, dziewczyny wstały i podeszły do niego.
    Na ich widok rozpromienił się.
    — Dea! An! Cześć! — powiedział energicznie, a Anella zastanowiła się, od kiedy to ludzie zaczęli ją tak nazywać. Nie przeszkadzało jej to — właściwie, było całkiem przyjemne.
    Dziewczyny odwzajemniły uśmiech. Anella była niemal pewna, że na jej policzki wstąpił rumieniec.
    — Świetnie grasz — powiedziała Dealla.
    — Naprawdę? — Sander zaśmiał się lekko i podrapał w tył głowy. Wydawał się lekko zakłopotany. — Wiecie, pomyślałem sobie, że ludzie nie wyglądali na zbyt szczęśliwych, więc może zagram coś i pomogę im się zrelaksować...
    — Chyba zadziałało. — Dealla skinęła głową w stronę sali. Faktycznie, ludzie wydawali się nie być już tak niezadowoleni, jak wcześniej. Anella miała jednak wrażenie, że był to efekt chwilowy. — Przyszłyśmy tu, bo Anella ma do ciebie pytanie.
    Kiedy Sander skierował na nią wzrok, dziewczyna posłała Dealli spojrzenie, częściowo zirytowane, częściowo zawstydzone. Liczyła, że to ona się wszystkim zajmie.
    — Więc? — zapytał mężczyzna, kiedy Anella milczała przez chwilę. Poskutkowało to, oczywiście, pogłębieniem się rumieńca na jej twarzy.
    — Ja... Uch... — Odetchnęła głęboko. Uspokój się, powiedziała sobie. Przecież nie prosisz go, żeby się z tobą ożenił. — Zastanawiałam się, czy... To znaczy… Ean dał mi pewną misję, poza miastem i powiedział, że mogłabym zabrać ciebie… Chciałbyś ze mną pójść? —  wyrzuciła wreszcie z siebie.
    Wbiła wzrok w podłogę, nie potrafiąc zmusić się do spojrzenia mu w twarz. Proszę, zgódź się, błagała w myślach. Zgódź się. Nie była pewna, co by zrobiła, gdyby jej odmówił. Pewnie umarła z upokorzenia.
    — Jasne! — zawołał Sander, a ulga, którą poczuła Anella, prawie zwaliła ją z nóg. — Chętnie! A o co właściwie chodzi w tej misji?
    —  W takim miasteczku przy Eluteanie, Jiean, Ean odkrył jakąś magiczną aktywność —  wyjaśniła Dealla, litując się nad Anellą. —  Chce, żebyśmy sprawdzili, czy nie ma tam czasem Dannela i tej babki, którą uwolnił z Szarej Wieży.
    Sander uśmiechnął się i pokiwał głową.
    —  To kiedy wyruszamy?
    —  Jutro z samego rana —  odparła Anella. —  Spotkamy się pod biblioteką? —  zasugerowała.
    —  Jasne! Już nie mogę się doczekać.
    Dopiero kiedy wychodziły na zewnątrz, Anella zdała sobie sprawę, że właśnie skazała się na kilka dni w obecności Sandra. Miała nadzieję, że przetrwa to bez upokarzania się.
~
Przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów ^^"
Miał być krótki rozdział, a wyszedł jeden z dłuższych, bo połączyłam dwa w jeden. 
Następny rozdział - Ean.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony