niedziela, 12 sierpnia 2018

Miasto Magii - Rozdział XXX „Szalony Kot”

Niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że Balla była zirytowana. Nie, ją roznosiła furia. Najgorsze było jednak to, że dziewczyna sama nie wiedziała, na kogo była taka wściekła.
    Nie potrafiła znaleźć Ellain. Nawet nie wiedziała, gdzie zacząć jej szukać. Odwiedziła już dwa najbliższe miasta, ale po kobiecie nie było nigdzie śladu. Musiała udać się w inną stronę, stwierdziła Balla z niemałym zawodem. Liczyła, że to ona ją znajdzie.
    Nie wiedząc, co ze sobą począć, Balla uznała, że najlepiej będzie wrócić. Żałowała, że nie miała żadnego kontaktu z Mikkelem i Sanną — może oni radzili sobie lepiej od niej. Byle tylko znaleźli Ellain, myślała. Byle tylko Dannel o niczym się nie dowiedział. Byłby zawiedziony, a tego by nie zniosła.
Balla postanowiła udać się do Erealth, miasta na granicy Osnei z Sarlanem. Było piękne, pełne zabytkowych budynków z potężnymi kopułami, górującymi nad okolicznymi kamienicami. Balla lubiła piękne rzeczy, patrzeć na nie i posiadać je na własność. Teraz jednak nie zbliżała się do centrum miasta.
Pozostała na przedmieściach, gdzie skierowała się do miejsca, które doskonale znała. Gospoda „Szalony Kot" znajdowała się w przyjemniejszej dzielnicy, co ją cieszyło. Wolała nie zapuszczać się do bardziej zaniedbanych rejonów miasta, nie z obawy o własne bezpieczeństwo — była przecież magiem — a ze względów na wszechobecny bród i smród.
„Szalony Kot" znajdował się jednak w miejscu, na które nie mogła narzekać, pomiędzy zadbanymi kamieniczkami nie dorównującymi tymi w centrum. Okolica przypominała Balli trochę Oreall, może dlatego więc dziewczyna tak ją lubiła.
Gospoda stanowiła częste miejsce spotkań ludzi Dannela, dlatego właśnie Balla się tam udała. Niezbyt rozumiała, dlaczego Dannel wybrał akurat to miejsce, w końcu pełno było tu niemagicznych, ale nie miała w zwyczaju kwestionować jego decyzji. Na pewno miał swoje powody.
W środku było dość tłoczno, w końcu zbliżał się już wieczór. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i Balla nie mogła powstrzymać grymasu niezadowolenia, jaki wstąpił na jej twarz. Nienawidziła pijanych niemagicznych jeszcze bardziej od tych trzeźwych. Mimo to, nie wyszła, a skierowała się do baru.
Za nim stała dziewczyna, którą Balla zaczynała już kojarzyć, bo widziała ją tu kilkakrotnie. Dziewczyna była typową Osneanką — niska i drobna, o śniadej karnacji i brązowych włosach. Była chyba córką albo wnuczką właścicieli, jak poinformował Ballę kiedyś Mikkel. Nie, żeby ją to szczególnie obchodziło.
Dziewczyna zmierzyła Ballę nieufnym spojrzeniem. Miała wąskie, zielone oczy, które zawsze spoglądały na świat z wrogością, co Balla zdążyła już dawno zauważyć. Nie przejęła się tym. Nawet, jeśli ta dziewczyna coś podejrzewała, nie mogła nic jej zrobić.
— Co podać?
— Na razie nic — odparła Balla, rozglądając się. Poza barmanką, nie widziała nikogo znajomego. Niedobrze. Liczyła, że spotka tutaj kogoś ze swoich.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i odeszła obsłużyć kogoś innego.
Upłynęło zaledwie kilka minut, a ktoś przysiadł się do Balli. Zmierzyła go wzrokiem. Chłopak był młody, może kilka lat starszy od niej. Uśmiechał się przyjaźnie. Balla nie znała go.
— Mogę się przysiąść? — zapytał i, nie czekając na odpowiedź, usiadł obok niej. — Napijesz się czegoś?
Balla przewróciła oczami.
— Nie.
— Na pewno? Cóż, twoja strata. Poproszę jedno ciemne — zwrócił się do barmanki, a potem znów skupił się na Balli. — Jestem Leass, a ty?
Posłała mu chłodne spojrzenie i nie odpowiedziała. Najwyraźniej go tym nie zraziła, bo gadał dalej:
— Wygląda na to, że znalazłaś się daleko od domu. Jesteś z Północy?
— Nie jestem zainteresowana — odparła i zacisnęła mocno usta, modląc się o cierpliwość. Nie mogła nic zrobić temu chłopakowi, bo wydałoby się, że jest magiem. — Odpuść sobie.
— Daj spokój, chciałem tylko porozmawiać.
Dotknął lekko jej ramienia, ale Balla strzepnęła je dość brutalnie.
— Jeszcze raz mnie dotkniesz, a tego pożałujesz — warknęła przez zaciśnięte zęby. Żałowała, że nie zamówiła niczego do picia. Z przyjemnością wylałaby to temu idiocie na twarz.    
— Zostaw ją w spokoju — powiedziała nagle barmanka, stawiając przez Leassem kufel piwa z taką siłą, że część napoju się wylała. — Wyraźnie powiedziała ci, że nie jest zainteresowana. Bierz swoje piwo i idź stąd.
Chłopak wyraźnie chciał zaprotestować, otworzył już usta, ale zamknął je po chwili, zapewne uznając, że nie warto wdawać się w kłótnie. Chwycił swoje piwo, rzucił na bar dwie monety i odszedł.
Barmanka zwróciła się do Balli:
— Wszystko w porządku? Nie naprzykrzał ci się za bardzo? — Jej wcześniejsza nieufność najwyraźniej zniknęła.
Balla zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem. Tylko tego brakowało — żeby jakiś żałosny niemagiczny musiał ją ratować przed idiotami!
— Poradziłabym sobie — odparła wyniośle.
Cała serdeczność dziewczyny wyparowała.
— Nie ma za co — prychnęła i odeszła.
Balla siedziała jeszcze przez chwilę. Tym razem nikt jej nie zaczepiał, choć nie mogła obyć się wrażeniu, że ktoś cały czas się w nią wpatrywał. Starała się tym nie przejmować. Zamówiła szklankę wody i wypiła ją, ziewając co chwilę.
Całe to podróżowanie zmęczyło ją. Nie lubiła tego — wolała życie w wygodzie, a nie tułaczkę po całym kraju, śpiąc w gospodach albo, co gorsza, w namiotach. Musiała trochę odpocząć. Uznając, że i tak nie znajdzie transportu gdzieś dalej, wynajęła pokój na jedną noc i poszła na górę.
Pokoik, który dostała, był skromny — zbyt skromny, jak na jej standardy. Czy wszystkie tutaj tak wyglądały, czy może to sprawka tej jędzowatej barmanki? Oprócz niewygodnego, twardego łóżka, pustej szafy i stołu z dwoma krzesłami nie było w nim nic innego. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Balla spróbowała otworzyć okno, ale udało jej się to dopiero z pomocą magii. Naprawdę nie rozumiała, czemu Dannel tak lubił to miejsce.
Przebrała się właśnie w koszulę nocną, kiedy ktoś natarczywie zapukał do drzwi. Otworzyła drzwi i zirytowała się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła, że to ten chłopak z wcześniej, Leass.
— Czego chcesz? Powiedziałam, żebyś...
Nie dał jej dokończyć. Chwycił ją brutalnie, zatkał usta dłonią, zanim zdążyła krzyknąć i siłą wprosił się do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Balla momentalnie oprzytomniała, całe jej wcześniejsze zmęczenie zniknęło bez śladu. Jeśli ten idiota miał ją za jakieś bezbronne dziewczę, grubo się pomylił.
Jego ręce zaczęły błądzić po jej ciele, ale Balla nie traciła czasu na próbę wyrwania się. Zamiast tego, sięgnęła magią po najbliższą rzecz — stół — i zaatakowała nią chłopaka. Stół wpadł na niego z impetem, a on zaklął i puścił ją. Balla odskoczyła do tyłu, a stół cofnął się i uderzył ponownie.
Leass poleciał na ścianę, na jego twarzy malował się strach. Musiał zorientować się, z kim miał do czynienia. Uniósł ręce w obronny geście.
— Przepraszam! — wykrztusił. — Ja... Nie wiedziałem! Przepraszam! Nie miałem złych zamiarów!
Gówno prawda, pomyślała Balla, żałując, że jej noże leżą schowane w torbie. Powinna odciąć mu palce, za to, że ośmielił się jej dotknąć, ale nie potrafiła zdobyć się na takie okrucieństwo.
Zamiast tego, przelała swoją magię w koszulę chłopaka. Sporo jej przy tym marnowała, ale nie mogła zmusić się, żeby podejść bliżej i go dotknąć. Chyba by przy tym zwymiotowała.
Zanim zdążyłaby się zawahać, nakazała koszuli chłopaka zacisnąć się wokół jego szyi. Nie przestawała, patrząc jak twarz Leassa staje się coraz bardziej sina, a chłopak osuwa się na podłogę.
I wtedy nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Balla natychmiast puściła chłopaka, odskakując do tyłu.
— Puść ją w tej chwili, ty obrzydliwy...! — Do pokoju wpadła barmanka, trzymając strzelbę.
Balla zareagowała instynktownie, magią zamykając za nią drzwi, zanim hałas zwabi więcej osób. Zrozumiała swój błąd, kiedy tylko spojrzała na twarz barmanki. Wściekłość chwilowo zastąpił strach, by potem ta powróciła z podwójną siłą.
Dziewczyna chwyciła strzelbę tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Z chłopaka skierowała jej lufę na Ballę, która przechyliła lekko głowę.
— Nie radzę — powiedziała cicho, starając się brzmieć groźnie.
Co teraz?, pomyślała. Będę musiała ich zabić, uświadomiła sobie. Oboje wiedzieli, kim była. Nie mogła tak po prostu odejść, pozostawiając ich z tą wiedzą. Na tę myśl zemdliło ją nieco. Pierwszy raz miała zabić kogoś z zimną krwią.
Dannel by się nie wahał, pomyślała, zaciskając dłonie w pięści.
— Zauważyłam, że ten gnojek za tobą idzie — powiedziała barmanka drżącym głosem. — Obserwowałam go. Domyśliłam się, co zamierzał. Chciałam ci pomóc, ale najwyraźniej naprawdę nie potrzebujesz tej pomocy.
— Opuść tę strzelbę — warknęła Balla — albo sprawię, że sama się nią zastrzelisz. — Nie mogła tego zrobić, ale ta dziewczyna nie musiała tego wiedzieć. — Rzuć ją na podłogę i kopnij w moją stronę.
Barmanka wahała się przez sekundę, a potem zrobiła, jak jej kazano. Balla położyła nogę na strzelbie i zablokowała ją za pomocą magii. Teraz nikt już z niej nie strzeli.
Leass poruszył się nagle i Balla odwróciła się w tym samym momencie, w którym na nią skoczył. Oboje upadli na podłogę i przetoczyli się po niej, aż to dziewczyna znalazła się na górze. Korzystając z okazji, uderzyła chłopaka prosto w nos i powtórzyła wcześniejszą sztuczkę z duszącą koszulą. Leass natychmiast ją puścił.
Kątem oka dziewczyna zauważyła, że barmanka sięga po strzelbę. Balla sięgnęła magią do stołu i posłała go w tamtą stronę.
Barmanka wyciągnęła przed siebie ręce, jakby chcąc uchronić się przed lecącym w jej
stronę meblem. I wtedy stało się coś dziwnego.
Stół faktycznie się zatrzymał. Balla spróbowała nim poruszyć, ale nie mogła — wyczuła w nim obcą magię. Co?, pomyślała głupio, nie rozumiejąc.
Musiała wyglądać podobnie do barmanki, na twarzy której mieszało się zdumienie i przerażenie. Spojrzała na swoje dłonie, jakby widziała je pierwszy raz, a potem z powrotem na stół. Zrobiła kilka kroków w tył, wpadając na drzwi.
— Nie — powiedziała cicho. — Niemożliwe.
Otworzyła drzwi i uciekła na korytarz, wpadając tam na kogoś.
— Co tu się dzieje? — Usłyszała Balla. — Zażądam zwrotu pieniędzy, jeśli się nie wyśpię.
— Proszę mnie puścić, ja muszę... Muszę iść. 
Balla zamarła. Znała ten głos. Wstała i wycofała swoją magię ze wszystkich przedmiotów w pokoju. Zerknęła na Leassa — chłopak był nieprzytomny albo martwy. Starając się zignorować mdłości, które poczuła na ten widok, Balla wyszła na korytarz, wygładzając koszulę nocną.
Na korytarzu barmankę zatrzymała kobieta, trzymając ją za ramię. Miała czarne włosy, opadające niemal do pasa, i rysy twarzy osoby z Ostatnich Wysp.
Czyli jednak miałam rację, że będzie tu ktoś znajomy, pomyślała Balla.
— Mirin — powiedziała, zwracając na siebie uwagę kobiety. — Nie puszczaj tej dziewczyny. Ona jest magiem.
—-
Rozdział wstawiany z telefonu, bo jestem na wakacjach, dlatego przepraszam jeśli format jest jakiś dziwny
Następny rozdział - Anella

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony