piątek, 17 sierpnia 2018

Miasto Magii - Rozdział XXXI „Nienawiść”

Anella nie sądziła, że kiedykolwiek mogłaby nienawidzić kogoś bardziej, niż swojego zdradzieckiego brata, ale myliła się. Nie, teraz, kiedy patrzyła na plecy Dannela, jej wnętrze wręcz płonęło.
Chciała, żeby zginął równie okrutną śmiercią, co Dealla. Chciała, żeby cierpiał, żeby krzyczał, żeby błagał o litość. Chciała zabić go własnoręcznie.
Powinno ją to przerazić. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Jakaś jej część brzydziła się jej, ale w tym momencie była ona tak niewielka, że niemal nieznacząca. Anelli nie obchodziło nic, poza chęcią zemsty.
Kiedy myślała o Dealli, czuła dziwną pustkę. Przypominała sobie jej ciało, leżące na bruku, ze zmiażdżoną głową i nie potrafiła poczuć… czegokolwiek. Wszystko to wydawało jej się nierzeczywiste. Jakby miała zły sen, z którego nie mogła się obudzić. Nawet nie chciała się budzić, bo wiedziała, że wtedy wszystkie uczucia powrócą do niej ze zdwojoną siłą.
Jej ciało poruszało się samowolnie, idąc za Dannelem. Anella nawet nie próbowała z tym walczyć — to Sarutt, który odzyskał przytomność po śmierci Dealli, użył na niej i Sandrze swojej magii. Najwyraźniej nie zamierzał im znów pomagać. Jego też nienawidziła — gdyby nie zaproponował, żeby spróbowali uciec, Dealla wciąż mogłaby żyć.
Anella nie mogła obrócić głowy, żeby spojrzeć na Sandra idącego u jej boku, ale wyczuwała jego smutek. To wydawało się niewłaściwe. Sander, zawsze taki radosny i pełen życia, nie powinien być smutny. Nie pasowało to do niego. Kolejny powód, żeby nienawidzić Dannela.
Anella nie rozpoznawała chłopaka, który wpuścił ich do miasta i była zbyt zmęczona, żeby zastanawiać się, dlaczego to zrobił. Zapewne Ean mu kazał, pomyślała tylko i znów odpłynęła, wyobrażając sobie, jak mogłaby zabić Dannela, żeby zadać mu jak najwięcej cierpienia.
Do przytomności przywróciło ją znajome imię, wypowiedziane przez chłopaka, który ich wpuścił. Gorączkowo opowiadał coś Dannelowi, jąkając się przy tym i drżąc na całym ciele. Wyraźnie czegoś się obawiał.
— Evasa nie ma w mieście — mówił. — Ean go gdzieś wysłał, żeby sprawdził… Żeby coś sprawdził. Tak jak wcześniej mówiłem.
Evasa nie było w Oreall? Anella poczuła, jakby jej serce nieco się zapadło. Evas mógł być ich jedyną nadzieją, na pokonanie Dannela. Jeśli go nie było, kto im pomoże?
Ean, pomyślała. Ean jest w mieście, Ean na pewno ma jakiś plan, uratuje nas. A potem przypomniała sobie, że to Ean wysłał ją na tę misję i poczuła, że może jego też trochę nienawidzi.
Ale najbardziej nienawidziła samej siebie, bo to przecież ona chciała wyjechać z miasta. To ona namówiła Eana, żeby ją gdzieś wysłał i to ona zabrała ze sobą Deallę. Więc może to ona była najgorsza z nich wszystkich. To moja wina, pomyślała, czując jak w jej oczach wzbierają łzy. To wszystko moja wina.
— Widzę, że masz zakładników — powiedział chłopak, patrząc na nią i na Sandra. — Co z nimi zrobisz?
Dannel zerknął na nich z dziwnym wyrazem twarzy, którego Anella nie potrafiła odczytać. Nawet nie próbowała się domyślać, co znaczyło to spojrzenie.
— Zabierz mnie do Eana — powiedział, nie odpowiadając na pytanie chłopaka. — Porozmawiam sobie z nim. Pewnie jest w bibliotece?
Chłopak pokiwał szybko głową.
— Tak… Pewnie tak. Pewnie się zdziwi, jak cię zobaczy. — Uśmiechnął się, ale jego usta zadrżały.
Coś jest nie tak, pomyślała Anella. Chłopak zachowywał się dziwnie. Naprawdę był poddenerwowany, bał się czegoś. Podejrzane. Czy Dannel też to zauważył? Jeśli tak, nie dał po sobie tego poznać.
— Zapewne — powiedział z tajemniczym uśmiechem. — Chodźmy, zanim ktoś zorientuje się, że tu jesteśmy. Jak tam twoja magia, Sarutt? Dasz radę ich jeszcze utrzymać?
— Dam radę. W razie czego Fex mi pomoże, prawda?
— Tak — wyjąkał chłopak, zerkając na Anellę i natychmiast odwracając wzrok.  
Anella zdołała obrócić głowę lekko w stronę Sarutta — czyżby wpływ jego magii na nią zelżał nieco? Pomóż nam, pomyślała błagalnie. Proszę. Uwolnij nas. Teraz już nie bała się śmierci i nie wahała się. Gdyby Sarutt ją uwolnił, bez namysłu rzuciłaby się na Dannela. Może to dlatego ją trzymał, żeby nie zrobiła czegoś głupiego i się nie zabiła.
Wyszli na zewnątrz, Dannel i chłopak przodem, Anella i Sander za nimi, Sarutt zaś pilnował tyłów.. Po przeciwnej stronie Placu Galli stał potężny budynek biblioteki. W oczach Anelli zalśniły łzy. Biblioteka, pomyślała. Miejsce, które powoli stawało się dla niej drugim domem. Czy je również wkrótce znienawidzi?
Niedawno musiał padać deszcz, sądząc po kałużach. Anella nawet nie próbowała ich omijać, szła sztywno przed siebie, wpatrując się w bibliotekę. Wkrótce przemokły jej buty i pomyślała, że pewnie się rozchoruje. O ile pożyje wystarczająco długo. Histeryczny śmiech naparł na jej usta, ale nie wydostał się na zewnątrz — Sarutt odebrał im możliwość mówienia.
Nie dotarli do biblioteki. Byli już w połowie placu, kiedy ziemia pod ich stopami zadrżała. Anella zachwiała się i poleciała na Sandra, który też ledwo utrzymał równowagę. Trzęsienie ziemi?, pomyślała dziewczyna, rozglądając się.
Dannel, który bez problemu utrzymał się na nogach, chyba tak nie myślał.
— Wygląda na to, że ktoś nas zauważył — powiedział. — Fex?
— Tak?
— Czy ktoś mógł nas zauważyć?
Chłopak zawahał się.
— Być może… Jeśli Ean ma dodatkowy magion, pilnujący wejścia… Mógłby zauważyć, że tu jesteś…
Dannel przeklął i rozejrzał się.
— A chciałem uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi — westchnął. — No cóż… Pokaż się, tchórzu! — krzyknął nagle, aż Anella się wzdrygnęła.
I zorientowała się, że nie powinna móc tego zrobić, tak samo, jak Sander nie powinien móc wciąż jej podtrzymywać. Zerknęła na Sarutta, który wpatrywał się w przestrzeń, zaciskając usta w cienką linię. Czyżby…? Spróbowała poruszyć ręką i nie napotkała żadnego oporu.
Puścił ich. Zrobił to przypadkiem, czy celowo? Nie potrafiła tego stwierdzić, ale wiedziała, że to jej szansa. Mogła uciekać. Mogła zaatakować Dannela. Wbiła wzrok w plecy mężczyzny i postąpiła krok do przodu.
Powstrzymał ją Sander, delikatnie łapiąc ją za ramię. Kiedy spojrzała w jego stronę, pokręcił lekko głową. Anella poczuła nieprzyjemny szum w głowie i przeszedł ją dreszcz. Teraz wiedział już, co to oznacza.
Nie teraz, usłyszała w myślach głos Sandra. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i przez sekundę wszystko wydawało się być w porządku, ale wrażenie to szybko zniknęło, zastąpione złością.
Chciała się z nim kłócić, wyjaśnić, że nie mają czasu do stracenia, że muszą korzystać z okazji, ale nagle ochłonęła. Gniew, gotujący się w jej żyłach, przygasł, a Anella niemal zachwiała się. Rozluźniła się i posłała Sandrowie spojrzenie pełne wdzięczności.
Rozumiała, dlaczego chciał zaczekać. Gdyby teraz zaatakowali Dannela lub spróbowali uciec, zginęliby. Nie mieli z nim szans. Ale gdyby osoba kryjąca się w ciemnościach odwróciłaby jego uwagę… Anella przełknęła ślinę. To mogłoby się udać. Musieli spróbować.
Ziemia zadrżała ponownie, ale tym razem dziewczyna zachowała równowagę.
Dannel prychnął i powiedział coś pod nosem do Fexa. Chłopak pokiwał gwałtownie głową, a Anella przyjrzała mu się. Dałabym mu radę, pomyślała. Mogłabym go pokonać. Teraz, kiedy działała na nią magia Sandra, myśli te były obrzydliwe i sprawiały, że czuła się jak okropny człowiek. Tego wymagała od niej sytuacja.
Fex zadrżał na całym ciele i wskazał ręką na rzekę.
— Na drugim brzegu — powiedział.
— Jesteś w stanie stwierdzić, kto to?
Chłopak zawahał się.
— Nie.
Kłamie, pomyślała Anella. Dlaczego? Jest po naszej stronie? Nawet nie śmiała o tym marzyć.
Dannel obrócił się w kierunku wskazywanym przez Fexa i w tym momencie z ciemności wyleciało coś świecącego, z zawrotną prędkością pędząc w ich stronę. Zatrzymało się nagle na niewidzialnej ścianie i wybuchło oślepiającym światłem.
Anella krzyknęła i osłoniła twarz dłońmi. Nic nie widziała, ale poczuła dym, 
wciskający się jej do gardła i zakaszlała. Nie zorientowała się, że upadła, dopóki czyjaś ręka pociągnęła ją w górę.
— Teraz, szybko! — ponaglił ją Sander i Anella podniosła się na drżące nogi.
Co to było?, pomyślała, ale nie było czasu na zastanawianie się. Dannel był rozproszony. Musieli uciekać. Albo atakować.
Podejmując decyzję pomiędzy jednym krokiem a drugim, Anella zatrzymała się i napełniła magią kostki bruku pod stopami. Nie chciały się poruszyć, ale kiedy pociągnęła mocniej, wyskoczyły i pomknęły w stronę Dannela.
I one również zatrzymały się na niewidzialnej ścianie, którą mężczyzna się otoczył. Zerknął w stronę Anelli. Jego wzrok wyraźnie mówił: „Darowałem ci życie raz. Nie prowokuj mnie.”
Anella niemal się zawahała i uległa Sandrowi, który usiłował ją odciągnąć. Wyrwała mu się jednak. Nie, pomyślała, stając prosto i patrząc Dannelowi w twarz. Nie będę uciekać. Nie będę tchórzem.
Dannel uśmiechnął się, jakby usłyszał jej myśli i bardzo go one rozbawiły.
— Zajmij się nią, Sarutt — rzucił od niechcenia.
Anella i Sarutt spojrzeli po sobie. Nie rób tego, pomyślała dziewczyna i w tym momencie mężczyzna rzucił się w jej stronę.
Zareagowała niemal instynktownie, poruszając wznosząc kostki bruku pod jego stopami. Mężczyzna potknął się i wylądował na ziemi. Poruszył ustami, nie wydając dźwięku: „Uciekaj. Teraz macie szansę.”
Anella potrząsnęła głową i posłała kolejne kostki w stronę Dannela. Wszystkie rozbiły się na niewidzialnej ścianie.
Usłyszała świst i zobaczyła kolejną świetlistą kulę lecącą w ich kierunku. Tym razem zdążyła odwrócić się i osłonić twarz, żeby znów nie oślepnąć. Ziemia zatrzęsła się, nie tylko z powodu wybuchu. Kiedy Anella do niej sięgnęła, wyczuła znajomą magię.
Evas, pomyślała i uśmiechnęła się. Jednak jest w mieście.
Musiała mu pomóc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dodatkowa motywacja do pisania zatem, jeśli czytasz - skomentuj. Choćby i jednym zdaniem.

Nomida zaczarowane-szablony